• Nie Znaleziono Wyników

Kamera Polska. nr 1 (1933)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kamera Polska. nr 1 (1933)"

Copied!
30
0
0

Pełen tekst

(1)

Ilfll LW OW SKIEGO TIWIIZYST1I fOIOGIIFICZIEfil

I l i J l l l F 0 T 9 K L D B B I. t. I.“ V K U K O W I E

CZASOPISMO MIESIĘCZNE ILUSTROWANE, POŚWIĘCONE FOTOGRAFICE, FOTOGRAFJI I GAŁĘZIOM POKREWNYM

Wychodzi we Lwowie

pod redakcją

J Ó Z E F A ^ W I T K O W S K I E G O nauczyciela Uniwersytetu we Lwowie

Wydawca:

LWOWSKIE TOWARZYSTWO FOTOGRAFICZNE

REDAKCJA: LWÓW, UL. ŚW. MARKA, 5.

Przedpłata z przesyłką pocztową kwartalnie zł. 3 —, półrocznie zł. 5.60, rocinie zł. 10 80 Zeszyt pojedynczy zł. 1 —, z przesyłką zł. 1*15.

Przedpłatę przyjmuje Administracja: Lwów, św. Marka 5.

Konto P. K. O. Nr. 100.833 (Józef Świtkowski, Lwów).

(2)

LUMIERE

r r

NOWOŚCI błona L U M I C H R O M E

barwoczuła

przeciwodblaskowa

wysokoczuła 0 4 0 0 H & D) drobnoziarnista

zapew nia otrzymanie wzorowych negatywów p r z ^ k a ż d e ^ p ó g o d z ie

papier LUGDA

w czterech gradacjach miękki

normalny twardy

b a r d z o t w a r d y

zapewnia otrzymanie wzorowych odbitek

s j M i d e j o j i e g a t ] ^

(3)

Żądajcie prospektu

B. 25.

J c s n o w i d z ę c a

kamera

( R ó l l e i f l e x

p o k a z u j e p r z y s z ł e

z d j ę c i e j e s z c z e p r z e d c h wi l ą z d e j m o w a n i a

Ce l owni k z a p e w n i a wszyst ki m z d j ę c i o m n a j w y ż s z ą ost r ość

T e s s a r c z y n i n i e z a l e ż n y m o d w s z e l k i e g o o ś w i e t l e n i a

FRANKE &HEIDECKE,BRAUNSCHWEIG Jen. Repr.

W a r s z a w a , C h m i e l n a 4 7 a / 5 .

U U u & y

Trioplan portretowy

Do

robót zakładowych fotografji w domu

zdjęć sportowych i prasowych daje

F : 3

obrazy o tak wielkiej ostrości i przej­

rzystej świetności, że nawet fotograf najwięcej wymagający nie może sobie życzyć lepszych.

K a t a l o g 83 p. t. gratis.

jasny anastygmat Optisch-Mechanischelndustrie-Anstall

specjalny

HUGO MEYER & Co, Gorlitz

o wybitnej korekcji iiS ch i.

(4)

Specjalnej uwadze zakładów laboratoryjnych!

R id a x R apid

NOWA ODMIANA POWSZECHNIE CENIONEGO PAPIERU R1DAX.

Oprócz dotychczasowych zalet papieru Ridax odznacza się Ridax Rapid zwięk­

szoną czułością, co umożliwia wyko­

nywanie odbitek w przyspieszonem tempie.

Ridax Rapid dostarczany bywa tylko w opakowaniach po 100 arkuszy, w na­

stępujących stopniach t w a r d o ś c i :

bardzo miękki, miękki, normalny, t w a r d y i s p e c j a l n i e t w a r d y .

R i d a x R a p i d

jest najekonomiczniejszym papierem laboratoryjnym

Do nabycia w składach przyborów fotograficznych.

(5)

K A M E R A P O L S K A STYCZEŃ

PO ROKU

G dy śm y w styczniu 1932 puszczali w św iat pierwszy num er „Kamery P o lsk iej", nie byliśm y pewni, jakie przyjęcie znajdzie now e czasopism o w śród C zy ttln ik ó w po l­

skich. Nie brakło nam przestróg ze stronj; pism pokrew nych, że w ydaw nictw o, które przed wszystkiem innem uw zględnia stronę artystyczną fo to g ra fj, nie znajdzie tgkiej liczby o d b io rc ó w , któraby je m ogła utrzym ać.

R zeczyw istość jednak zadała kłam pesym izn ow i, a potw ierdziła optym izm . Nie reklam ow aliśm y nigdzie K am ery Polskiej, nie szukaliśm y abonentów i czytelników , a natom iast Czytelnicy szukali nas: nie w iad o m o skąd do w iady w ali się adresu redakcji, aby żąd a ć zeszytu okazow ego, a potem — z reguły — zaprenum erow ać pism o na stałe.

T o św iadczy, że treść naszego czasopism a jest taka w łaśnie, jakiej Czytelnicy p o s z u k u ją; świadczy, że zag adnie nia tstetyczne nie są im obojętne ani zbędne, owszem że interesują naw et tych, którzy dotychczas interesow ali się zaledw ie „D ro b ia zg am i"

lub „K ącikiem kry ty czny m ". A co w ażniejsza, św iadczy to, że w śród ogółu fotogra­

fujących szerzy się u z n a w a n ie artystycznej fotografji.

Taki w y n ik przeszedł najśm ielsze nasze nadzieje, a zarazem rokuje bu jny roz­

k w it fotografji w Polsce. Najczęstszym po w o d em zniechęcania się do fotografow ania byw ał brak celu w dalszem „ p s try k a n iu "; teraz zaś w iększość C zy te ln ik ó w znajduje cel n o w y , który ich ju ż nie zniechęci: fotografję artystyczną. Ze zabaw ki, odtw arza­

jącej m echanicznie rzeczyw istość, fotografja staje się dziedzina, w której każdy m oże zadow alać swój popęd do tw órczości, nieodłączny od natury człow ieka.

Linja naszego program u jest zatem zarysow ana w yraźnie: B ud o w ać pom ost po nad przepaścią, dzielącą pstrykacza od artysty, budzić poczucie estetyczne i roz­

w ijać smak artystyczny, kłaść na pierwszem m iejscu cel (obraz), a na drugiem środki (technikę), utrzy m yw ać łączność z ruchem artystycznym w kraju i zagranicą, ale bez p o m ija n ia odkryć nauk ow y ch i u do sko naleń technicznych lub przem ysłow ych, oto program , w którym każdy C zy teln ik znajdzie coś dla siebie.

R ó w n ą uw agę po św ięcim y d z h ło w i ilustracyjnem u naszego czasopism a, aby daw ać w nim p rzyk ład y tw órczości rodzim ej i obcej, sięgając haw et do po ró w n a ń z in n y c h sztuk plastycznych, przyczem zn o w u staw iać będ ziem y cel (obraz) przed środkiem (techniką reprodukcyjną)

Z nadzieją, że program nasz znajdzie po do bne, jak dotychczas, uznanie C z y ­ te ln ik ó w , ro zp o czy nam y drugi rocznik K am ery Polskiej.

R E D A K C J A .

(6)

i STYCZEŃ 1933

CECHY NARODOWE WE FOTOGRAFICE

Sprawa ta. poruszana przez A. Wieczor­

ka i J. Switkowskiego w r. 1931 na łamach ówczesnego „Miesięcznika Fotograficznego11, znalazła żywy oddźwięk także w prasie sto­

łecznej. W ostatnim numerze miesięcznika krajoznawczego „Ziemia" pojawił się arty­

kuł J. Sunderlanda, traktujący sprawę bar­

dzo obszernie i wiążący ją — całkiem słusz­

nie — ze sprawą cech narodowych w sztuce wogółe.

Przytoczywszy w streszczeniu zdania obu wyżej wymienionych autorów, oraz zda­

nie J. Bułhaka w „Almanachu Fotografi­

ki W ileńskiej1*, dochodzi J. Sunderland do wniosku, że „w dotychczasowych głosach znajdujemy bądź negację narodowości we fotografice, bądź szukanie jej w temacie zdjęcia*1, poczem tak pisze dalej:

„Mówiąc o narodowości lub rasie we fotografice i wogóle w sztukach plastycz­

nych. musimy ustalić na wstępie, że błę­

dem byłoby szukać cech narodowych, względnie rasowych, w każdem dziele i u każdego twórcy. Przedewszystkiem więc z twórczości każdej chwili należy odrzucić ogromny odsetek dzieł naśladowanych... Ce­

chy własne — indywidualne i racowe'— giną u większości twórców pod naporem sno­

bizmu i mody, lub szczerego podziwu; pod naporem tego wszystkiego, co podpada pod pojęcie obcych wpływów. W każdej epoce odbywał się pochód tryumfalny czyjejś sztu­

ki, czyjejś psychiki, przez cały świat cywili­

zowany; każda miała swoje ulubione tema- ty, podejścia do tematów, nastroje...

„Następnie — i to ma szczególne znacze­

nie we fotografice — istnieją przedmioty o lak wybitnym charakterze własnym, że pod­

bijają artystę, narzucają mu treść swoją...

Teatr grecki katedra gotycka, pagoda indyj­

ska, m ają charakter narodowy lak silny, że ich obraz, narzucając psychice widza wizję swego twórcy, może uniemożliwić u- tworzenie się wizji własnej... Nie wszystko, co tworzą Polacy, stanowi sztukę polską.

Dopiero po ususnięciu z naszych badań two­

rów nieszczerych i nnśladowńiczych można przystąpić do zagadnienia, czy istnieje sztu­

ka narodowa we fotografice...

„Twórczość fotograficzna tych autorów, których uważamy za najsilniej wyrażających swoją narodowość, wykazuje prawie zawsze pokrewieństwo z twórczością artystów pla­

styków tego samego narodu... U niezaprze­

czonego przedstawiciela reprezentacyjnego fotografiki polskiej — Bułhaka — znajdzie­

my bez trudu analogje z Wyczółkowskim, Stanisławskim i Grottgerem, tak jak u Plale- ra-Zyberka spostrzegamy analogje z Cheł­

mońskim i Masłowskim. Dlaczego pnie drzew Bułhaka są pokrewni „Puszczy** Grolt- fcera i lasom tatrzańskim Wyczółkowskiego ? Dlaczego len sam motyw lasu nie przypo­

mina żadnego z artystów polskich ani u Bel­

ga Misonne*a, ani u świetnego Tyrolczyka Defnera. ani u Anglika Hughes*a?

„Stajemy przed najtrudniejszem zada­

niem, przed określeniem, jakie cechy kon­

kretne są cechami specyficznemf poszczegól­

nych narodowości w dziełach fotografiki, względnie plastyki wogóle? Przypuszczenia moje są natury subjektywnej... Więc za ce­

chę specyficzną n. p. sztuki polskiej uważam sentyment (nie sentymentalizm): marzyciel- stwo, uczuciowość i lubowanie się w uczu­

ciowości. Może to być sentyment rozlewny, może być bujny bez krańcowości, miarkowa­

ny bądź przez liryzm, bądź przez humor.

Obraz polski jest zwykle przesiąknięty u- czuciem i przeważnie marzeniem. Dlatego

(7)

KAMERA POLSKA 3 obcą polskiej sztuce jest nowa rzeczowość

— intelektualna wizja przedmiotów „an sich“. wyrwanych z organicznej całości świata, bytujących nieruchomo.

„Włosi i Francuzi odznaczali się w m a­

larstwie od wieków dążeniem do dekoracyj­

ności. W łosi głównie w układzie sylwet, two­

rzących piękne, wyraziste linje, przeważnie krzywe i nierównoległe... Dekoracyjność francuska wyraża się głównie w traktowaniu obrazu jako płaszczyzny wielobarwnej lub wielowalorowej... U obu narodów forma ma znaczenie bez porównania większe od treści obrazu, od anckdoty. Fotografika włoska i francuska nie wykazuje powyższych ten- dencyj; dlatego może pozbawiona jest kolo­

rytu narodowego, choć oczywiście korzysta z tematów lokalnych. Fotografika włoska i francuska nie zrialazły jeszcze własnej dro­

gi...

,,Hisąpanów charakteryzuje w;ysokie na­

pięcie dramatyczne, bujność przeżycia. — Wszystko jest u nich w stanie przejściowym;

bądź w stanie akcji dramatycznej (Goya), bądź też w stanie naprężenia siły potencjal­

nej, która wnet się wyzwoli. Pierwszorzędny walory dekoracyjne nie usuwają w cień wewnętrznej, tematycznej treści obrazu; ra­

czej przeciwnie; podkreślają ją i nadają jej mocne tętno. (C d. n)

A. S.

ZADANIA

Celem fotografji jest sporządzanie obra­

zów. któreby na płaszczyźnie przedstawiały jaknajwierniej przedmioty z rzeczywistości.

Oryginałami do przedstawiania fotograficz­

nego są jużto inne obrazy (fotografja repro­

dukcyjna), jużto przedmioty trójwymiarowe (fotografja z natury), względnie wielość ta­

kich przedmiotów, rozmieszczonych w prze­

strzeni. Do sporządzania obrazów fotografi­

cznych służT' chemiczne działanie światła, wykorzystywane przy pomocy odpowied­

nich materiałów i przyrządów.

Aby sporządzać jaknajwierniejsze obra­

zy nłaszcryznowe. ma fotografja do rozwią­

zania trzy zadania:

1. Stosunki jasności poszczególnych miejsc obrazu .powinny odpowiadać stosun­

kom jasności odnośnych miejsc przedmiotu.

2. Wyrazistość, czyli „ostrość" szcze­

gółów na obrazie, powinna być równa tej, z jaką normalne oko ludzkie rozróżnia szczegóły na przedmiotach w naturze.

FOTOGRAFJI

.3. Stosunki wzajemne wielkości poje­

dynczych przedmiotów na obrazie powinny odpowiadać stosunkom wielkości tychże przedmiotów widzianych w naturze.

Spełnienie zadania 1. i 2. zależy w pierw­

szym rzędzie od własności materjałów foto­

chemicznych (płyta, wywoływacz, papier), a w pewnym stopniu także od przyrządów fotcgraficznych: spełnienie zadania 3. nato­

miast zależy wyłącznie niemal od przyrzą­

dów (kamera, objektyw).

Za „najwierniejsze" przedstawienie przedmiotów na obrazie uważa się zazwy­

czaj takie, które człowiekowi, oglądającemu obraz fotograficzny, w y d a j e s i ę najwier- niejszem. choćby badania innymi sposoba­

mi dowiodły, że przedmiot wygląda inaczej*), niż przedstawia się oku ludzkiemu.

*) Zdjęcia przez filtr czerwony nadają krajobra­

zowi całkiem inny 'wygląd, niż go widzi oko; na zdjęciach w ruchu bardzo szybkim pozycje porusza­

jących się istot (lub przedmiotów) są zupełnie inne, niż wydają się oku.

(8)

We fotografji naukowej nie idzie o naj­

wierniejsze, lecz o takie przedstawienie przedmiotu, przy którem z obrazu można dowiedzieć się o przedmiocie jak najwięcej, a to więcej nawet, niż możnaby dowiedzieć się z bezpośredniego oglądania przedmiotu oczyma ludzkiemi **).

Ponieważ — poza fotografią naukową sprawdzianem wyłącznym, czy fotografja te zadania spełnia, jest porównywanie obrazów fotograficznych z oryginałami w naturze, na­

leży naprzód zapoznać się w zarysach ogól­

nych ze zdolnościami odbierania wrażeń wzrokowych u człowieka normalnego.

Stosunki jasności.

Różnice jasności w naturze — od bezpo­

średniego blasku tarczy słonecznej, aż do ciemnego wnętrza pieczary — mogą być nie­

słychanie wielkie; pomiary stosunków tych jasności wyrażają się w cyfrach od 1 do bil- jona, a nawet więcej. Oko ludzkie takich olbrzymich różnic obserwować nie może, gdyż blask bardzo silny je oślepia, a w ciem­

ności — nawet tak względnej, w której kol doskonale się orjentuje — człowiek już nic nie widzi.

Źrenica w oku ludzkiem ma w pewnym stopniu zdolność przystosowywania się do zmian jasności, zwężając się w świetle bar­

dzo silnem, a rozszerza jąc się w slabem (ad­

aptacja), ale mimo tej zdolności oka roz­

piętość jasności, w których człowiek może obserwować szczegóły, jest zaledwie uł am­

kiem rozpiętości w naturze. We warunkach korzystnych (zdrowe oko i dostateczny czas adaptacji) stosunek jasności, w których oko ludzkie zdoła rozróżniać szczegóły wyraża się cyfrą 1.000.000 : 1.

*•) W jakich kierunkach i w jakim zakresie lo jest możliwe, o tern będzie mowa poniżej.

4

Zdolność spostrzegania szczegółów nie jest we wszystkich jasnościach jednakowa.

Najdokładniej rozróżnia człowiek szczegóły w oświetleniu średnio jasnem (około 5000 lux). słabiej w bardzo jasnem. a najsłabiej w oświetleniu niedostatecznem. Aby te róż­

nice zdolności ująć w cyfry, należy przed­

tem ustalić definicję dwóch pojęć: szczegółu i tonu.

S z c z e g ó ł e m jest dla oka wszystko, co różni się od otoczenia. Szczegółem zatem jest n. p. na białym papierze zarówno plam ­ ka czarna, jak i plamka zaledwie o tyle cie­

mniejsza od papieru, żc ją około właśnie zdoła odróżnić. Im wyraźniejsze są granice, oddziela jące szczegół od otoczenja, i im więk­

sze są rozmiary tego szczegółu, tem słabsza różnica w jasności wystarcza do spostrzeże­

nia szczegółu.

(idy szczegół, oglądany z odległości nor­

malnego widzenia (250 mm), ma średnicę eonajmniej 5 mm. to w oświetleniu średnio jasnem (około 5000 lux) oko zdoła doystrzedz go nawet wtedy, gdy jasność jego różni się zaledwie o 1 procent od jasności otoczenia.

Ta zdolność zowie się. „progiem odróżnia­

nia". Według pomiarów A. Kóniga próg rozróżniania zmienia się zależnie od oświe­

tlenia: podczas gdy w oświetleniu średnio jasnem jest najniższy (1 proc.), lo w oświe­

tleniu bardzo jasnem podwyższa się na 5-10 procent, a jeszcze bardziej podwyższa się próg odróżniania w oświetleniu za slabem (na 15 — 25 proc.). Znaczy to, że w świetle niedostatecznem zdoła oko odróżnić dopie­

ro szczegóły, różniące się jasnością o 25 proc. od otoczenia.

T o n e m nazywa się n a j m n i e j s z a różnica między jasnością szczegółu a jasnoś­

cią otoczenia, jaką właśnie oko jeszcze zdoła spostrzedz. W oświetleniu normalnie jasnem

Nr. 1 STYCZEŃ 1983

(9)

„Krajobraz Tatrzański". Dr. A. Wieczorek.

(10)

„Yenezia XV.“ H. J. Kukowski.

(11)

KAMERA POLSKA 5 będzie zatem „jednym tonem“ różnica o 1

proc. od tonu otoczenia; w oświetleniu sla­

bem bidzie dopiero jednym tonem różnica o 15 — 25 proc. od jasności sąsiedniej.

Skala tonów.

Stosunki jasności (a więc n i e tony) przedmiotów w naturze mogą być, jak wspomniano, niesłychanie wielkie; aby za­

tem uniknąć cyfr wielomiejścowych w o- znaczaniu tych stosunków, używa się nie cyfr arytmetycznych, lecz logarytmów. Sto­

sunek jasności n. p. 1,000.000:1 wyrazi się logarytmicznie tak:

Stosunek 100:1 będzie w logarytmach — 2.0, stosunek 5:1 = 0.7, a stosunek 2:1 = 3.0, Jeżeli w miejscu jasnem przedmiotu jest dwa razy* więcej światła, niż w ciemnem, to stosunek tych jasności jest 2:1 (log. = 0.3), a pomiędzy jasnością 2 a jasnością 1 zdo­

łamy pomieścić 70 tonów*), czyli siedemdzie­

siąt jasności tak stopniowanych, że każda ledwie dostrzegalnie różni się od następnej.

Mówimy wtedy, że skala jasności tego przed­

miotu obejmuje 70 tonów, Zdawałoby się, że skoro już stosunek jasności 0.3 ( = 2:1) mieści takich tonów 70, to stosunek n. p.

6.0 pomieściłby ich nieskończoną ilo ś ć ; z obliczeń wynika jednak, że n. p. rozpiętość w jasnościach log. = 1.0 ma ogółem 231 to­

nów. a rozpiętość log. = 15.0 miałaby ich 1388. Miałaby tyle tylko teoretycznie, gdyż próg rozróżniania podwyższa się znacznie na obu końcach skali (najjaśniejszym i najciem­

niejszym); w rzeczywistości zatem najroz- leglejsza skala, jaką wogóle oko ludzkie

*) różniących sit; jasnością o 1 proc. od sąsied­

nich. W edług reguły procentu składanego łatwo obliczyć, że takich tonów będzie nie 100, lec/ tylko 70,

objąć zdoła, zawiera — zgodnie z wynikami badań Kóniga — około 660 tonów.

Te dwie rzeczy: rozpiętość jasności i rozpiętość skali, należy ściśle odróżniać, aby nie popaść w omyłki.

Stosunki jasności w naturze mogą mieć rozpiętość od 1 aż do biljona; dostrzegalna natomiast okiem rozpiętość skali tonów o- bejmuje ich w najlepszym razie 660.

Kozpiętośe jasności przedmiotu.

Rozpiętością jasności jest cyfra (logaryt­

miczna). wyrażająca stosunek między naj­

większą, a najmniejszą jasnością przedmiotu.

Jakkolwiek rozpiętość jasności w natu­

rze może być niesłychanie wielka, to jednak c a l a ta rozpiętość nie mieści się nigdy na jednym przedmiocie, ani nawet na grupie — choćby najliczniejszej — przedmiotów, z któ­

rych fotografja ma sporządzić jeden wspól­

ny obraz. Największe rozpiętości zdarzać się mogą w krajobrazach, fotografowanych z wnętrz, gdy na obrazie m ają nlieścić się także szczegóły tych wnętrz; w reproduk­

cjach natomiast i w zdjęciach naukowych rozpiętość może być niekiedy bardzo mała.

Na obniżenie wielkich rozpiętości w pły­

wają we fotografji dwa czynniki: jeden w przedmiocie, drugi w aparaturze. Pierw­

szym jest tak zwana „perspektywa powietrz- na“, drugim refleksy między soczewkami objektywu i we wnętrzu kamery. Jeżeli roz­

piętość przedmiotu jest wielka już w na­

turze. wtedy obniżenie jej przez jeden lub oba czynniki może być pożądane*); gdy, jednak rozpiętość jasności jest bardzo mała (niektóre zdjęcia naukowe), wtedy dalsze obniżanie jej prowadzi do zacierania szcze­

gółów. wymaga zatem odpowiednich środ­

ków zaradczych.

°) Pożądane jest w tym celu, aby przynajmniej la zmniejszona rozpiętość jasności przedmiotu mogła w całości pomieścić się w gradacji negatywu, a zwłaszcza pozytywu,

(12)

6 STYCZEŃ 1933 Nr. 1 Wedle pomiarów Goldberga rozpiętość

jasności różnych przedmiotów zdjęć waha się w granicach od 5.3 do 0.04 (logarytmicz­

nie), a mianowicie wynosi ta rozpiętość:

wnętrza z widokiem na krajobraz 4.0—5.3 krajobraz z cienistem przedpolem 20 —3.0 krajobraz daleki bez przedpola 1.0—1.5 zdjęcia zimowe w słońcu ze śniegiem 2.5—3.3 wnętrza budynków, maszyny etc. 2.7—4.0 portrety w pokoju i w altanie 2.0—2.9 zdjęcia ze samolotów i bnlonów 0.3—1.0 reprodukcje z obrazów i fotografij 0.9—1.4

Perspektywa „powietrzna" ma źródło w mniejszem lub większem zanieczyszczeniu pyłem, dymem i parą wodną tej warstwy powietrza, która leży w przestrzeni między przedmiotem zdejmowanym, a kamerą: ja­

sne jest zatem, że wpływ jej wzrasta z od­

ległością. W pływ jej na rozpiętość wyraża się w tem, że „cienie" przedmiotu dalekiego nie są odpowiednio ciemne, lecz jakgdyby jasną m głą przesiąknięte, przezco rozpię­

tość ogólna jasności przedmiotu zmniejszyć się może nawet o 0 8 (w logarytinach). Roz­

piętość przedmiotów bliskich — z wyjątkiem zdjęć we mgle, nie podlega oczywiście obni­

żeniu przez perspektywę powietrzną, na to bowiem warstwa powietrza jest za mała.

Refleksy wewnątrz oprawy objeklywu i kamery są wadą aparatury, która w do­

brych przyrzadach nie powinna mieć miejs­

ca; inaczej jednak ma się rzecz z refleksami wśród powierzchni soczewek objektywu. — Liczba odbić światła między powierzchniami wzrasta z liczbą soczewek, ale właśnie naj­

lepsze anastygmaty nowoczesne budowane być muszą z większej liczby (4 — 8) socze­

wek. nieraz luźno stojących, zatem liczne odbicia między niemi nie dadzą się uniknąć.

Obniżenie rozpiętości przedmiotu przez re­

fleksy między soczewkami wyraża się w lo- garytmacli następująco:

anastygmat z połówek skitowanych . 0.4 anastygmat niesymetryczny trójdzielny . 0.7 anastygmat nieskitowany 4-soczewkowy 1.0

O te cyfry należy zmniejszyć rozpiętość jasności (w logarytmach) danego przedmio­

tu. aby określić rozpiętość jego jasności na matówce*).

Wyrazistość szczegółów.

Szczegół jest tem wyrazistszy dla oka, im bardziej jasność jego różni się od jasnoś­

ci otoczenia i im wyraźniej jest od otoczenia odgraniczony. Plamka szara na białym pa­

pierze, której brzegi są pozalewane, jest mniej wyraźna, niż plamka tak samo szara, ale ostro odgraniczająca się od papieru. In- nemi słowami: szczegół jest tem wyraźniej­

szy. im ,rskok“ jego jasności w porównaniu z jasnością sąsiadującą, jest wyższy (im wię­

cej tonów przeskakuje) i im granice, oddzie­

lające szczegół od otoczenia, są ostrzejsze.

Normalny wzrok ludzki odbiera wraże­

nie granicy „ostrej" wtedy, gdy szerokość jej nie przekracza ćwierci milimetra w odległoś­

ci normalnego widzenia (250 mm). Jeżeli odległość, z której oko ogląda przedmiot, jest większa, wtedy i szerokość granicy zwiększa się w tym samym stosunku. W od­

ległości 1 metra granice szczegółu wydają się oku „ostremi" nawet wtedy, gdy w rze­

czywistości są rozmazane na szerokość 1 m i­

limetra.

Zadanie fotografji w tym kierunku po­

lega na uzyskaniu na negatywie takiej ostro­

ści szczegółów, aby one po sporządzeniu zeń pozytywu wydały się. oku ostremi, gdy się obraz ogląda z odpowiedniej odległości.

Jeżeli zatem negatyw m a rozmiary tak nie­

*) Nie m a to oczywiście nic wspólnego ze s t r a ­ t ą ś w i a t ł a przez refleksy, ani przez absorpcję światła w soczewkach, wpływająca tylko na prze­

dłużenie naświeUania zdjęcia.

(13)

KAMERA POLSKA 7 wielkie, że pozytyw z niego sporządza się

nie stykowo, lecz przez powiększenie, to ostrość rysunku objektywu i drobnoziarni- stość negatywu muszą być odpowiednio wy­

sokie, aby po powiększeniu na papierze nie spadły poniżej normy właśnie przytoczonej.

Perspektywa obrazu.

Przedmiot wydaje się oku tern m niej­

szym rozmiarami, im jest odleglejszy; wra­

żenie to jest prostem następstwem faktu, że ze wzrostem odległości przedmiotu maleje kąt. pod którym oko go widzi. Wielkość po­

zorna przedmiotu jest zatem zależna od kąta widzenia, a tangens tego kąta jest od­

wrotnie proporcjonalny do odległości; ta proporcja stosunków wielkości nazywa się p e r s p e k t y w ą g e o m e t r y c z n ą .

Dokładnie tak sarno, jak widzi przed­

mioty oko ludzkie, „w id zi1 je także objek- tyw fotograficzny; objektyw zatem rysuje obrazy przedmiotów w perspektywie geo­

metrycznej. Aby obraz fotograficzny uka­

zał oku te same stosunki wzajemne wiel­

kości przedmiotów, jakiemi je „widział"

objektyw w czasie zdjęcia, powinno oko zna- leść się w tej samej odległości od obrazu, w jakiej znajdował się objektyw od płyty podczas zdjęcia*).

Normalna odległość widzenia wynosi 250 mm; jeżeli zatem objektyw ma również ogniskową 250 mm, to obraz, zdjęty tym objektywem, ukaże się oku w „prawdziwej"' perspektywie (w odpowiadających praw­

dzie stosunkach wielkości przedmiotów) bez względu na to, czy rozmiar obrazu jest n. p.

9 x 12 cm. czyteż 30 x 40 cm. Jeżeli jednak ogniskowa objektywu jest krótsza, niż 250

*) Niema zatem „fałszywej perspektywy'1 objek- ty w ó w ; jest tylko f a ł s z y w e o g l ą d a n i e o b r a - z ó w, a to wtedy, gdy trzymamy je przed okiem w od­

ległości innej, niż ogniskowa objektywu,

mm. wtedy należy obraz powiększyć tylo­

krotnie. ile razy ogniskowa jest mniejsza od 250 mm, aby poprawną perspektywę obrazu uzyskać — alboteż przybliżyć oko do obrazu na odległość równą ogniskowej.

Takie przybliżenie oka normalnego możliwe jest tylko przez włączenie (między oko a obraz) odpowiedniej soczewki zbierającej, bez tego bowiem oko w tak krótkiej od­

ległości nie mogłoby nic widzieć wyraźnie.

Fotografja naukowa.

Zadania fotografji naukowej nie zmie­

rzają do sporządzania obrazów, któreby,

„jaknajwierniej" przedstawiały przedmioty z rzeczywistości, jeżeli la wierność przedsta­

wienia ma być sprawdzana przez porówny­

wanie z oryginałem. Do tych zadań wystar­

czyłaby fotograf ja zwykła; naukowa zaś zmierza do tego, aby obraz fotograficzny był podstawą do takich obserwacyj, jakich o- kiem nawet na przedmiocie satnym niepo­

dobna byłoby poczynić.

Z tego względu fotografja naukowa re­

zygnuje zazwyczaj z wiernego przedstawia­

nia stosunków wielkości przedmiotów trój­

wymiarowych. a natomiast p o d w y ż s z a żądania co do stosunków jasności poszcze­

gólnych miejsc obrazu i co do wyrazistości szczegółów. Zadania fotografji naukowej są zatem naogół dwa:

1. Stosunki jasności poszczególnych miejsc obrazu powinny być jużto większe, jużto mniejsze, niż stosunki jasności od­

nośnych miejsc przedmiotu, a zmiana tych stosunków powinna być w szerokich grani­

cach zależna od woli fotografującego.

2. Wyrazistość, czyli ostrość szczegó­

łów. powinna być o ile możności większa, niż dała się dostrzegać oczyma na oryginale Zdjęcia, a stopień tej podwyższonej wyrazi­

(14)

8 STYCZEŃ 1933 Nr. 1 stości powinien być również w szerokich

granicach zależny od woli fotografującego.

Rozpiętość jasności powinna uledz na obrazie obniżeniu wtedy, gdy w naturze roz­

piętość ta była zbyt wielka, aby oko mogło obserwować ją w całości (astrofotografja).

Podwyższenia natomiast wymaga ta rozpię­

tość, gdy w naturze była zbyt mała, to zna­

czy, gdy różnice w jasności szczegółów pozo­

stawały p o n i ż e j progu rozróżniania oka ludzkiego (1 proc.). Zadania takie odnoszą sią do przedmiotów, które dla oka poz­

bawione są szczegółów pozornie, a dopiero fotografja odkrywa na nich szczegóły (ultra- fotografja, fotografja sądowa, astrofotogra­

fja). Do wykrywania takich szczegółów słu­

ży materjał negatywowy (i pozytywowy) o gradacji bardzo stromej (gamma =- 1.5 — 2.0). uczulanie tego materjału na promienie niewidzialne dla oka, zdjęcia w świetle spo- laryzowanem, w świetle fluorescencyjnem, wreszcie zdjęcia niesłychanie szybkie (1/1000

— 1/100000 sekundy).

Takie podwyższenie różnic w jasności, czyli r o z s z e r z e n i e s k a l i t o n ó w , by­

łoby niemal pozbawione wartości, gdybj*

w parze z niem nie szła odpowiednio ścisła wyrazistość szczegółów, czyli jak najostrzej­

sze granice, oddzielające szczegół od otocze­

nia. Zadanie to jest tem ważniejsze wtedy, gdy negatywy m ają być następnie powięk­

szane na duże pozytywy.

Zadaniu temu ma sprostać zarówno m a­

terjał negatywowy i pozytywowy, jak rów ­

nież aparatura, zwłaszcza objektyw; wyma­

gana jest zatem jak najwyższa „zdolność rozdzielcza'1 aparatury optycznej i odpo­

wiednio wysoka zdolność rozdzielcza mater.

jału. a więc drobnoziarnistość negatywu i pozytywu.

Zdolność rozdzielcza negatywu nie na­

trafia na trudności techniczne, znane są bowiem sposoby sporządzania emulsyj cał­

kiem niemal „bezziarnistych“ ; w konstruk­

cjach objektywów natomiast ich zdolność rozdzielcza może wprawdzie dochodzić do stopnia bardzo wysokiego, ale z podwyższa­

niem tego stopnia komplikuje się budowa.

Gdy objektyw wreszcie obejmuje taką licz­

bę soczewek z powierzchniami wolno stoją- cemi. że refleksy wśród nich obniżają roz­

piętość jasności przedmiotu poza granice dopuszczalne, wtedy korzyść ze zwiększe­

nia ostrości rysunku musi być okupywana obniżeniem zdolności rozszerzania skali to­

nów. —

Zdjęcia niesłychanie szybkie wymagają odpowiedniej aparatury, a w braku dosta­

tecznie silnego oświetlenia wymagają także bardzo jasnych objektywów i bardzo czu­

łych emulsyj. W jakim stopniu czułość e- mulsji jest ważniejsza od jej drobnoziarni- stości. o tem rozstrzygają zadania w każdym poszczególnym wypadku; one podobnież rozstrzygają, czy jasność objektywów jest ważniejsza, niż brak refleksów między so­

czewkami.

J. Switkowski.

COŚ NOWEGO DLA FOTOGRAFIKOW

Niewątpliwie każdy bywalec kina zwró- raz wprost ohydnych reklam o wartości cił uwagę na to, że tam właśnie, gdzie on estetycznej grubo poniżej zera. Jest to tem szuka rozrywki i miłych dla oka wrażeń, ciekawsze, że reklama kinowa w tym wzglę- zmuszają go równocześnie do oglądania nie- dzie jest niemal odosobniona.

(15)

KAMERA POLSKA Jeżeli dziś od reklamy żądamy czegoś

więcej, co zresztą stoi w ścisłym związku z jej celowością, to mamy ku temu zupełne prawo. Mija bowiem pól wieku od czasu, kiedy tym tematem zainteresowali się ar­

tyści wielkiej jniary, od czasu, kiedy .lules Cheret wykonał pierwszy afisz artystyczny.

Że idea pięknej reklamy nie zbankruto­

wała dotychczas, świadczą o tem choćby tyl­

ko prace naszych grafików lej miary, co Gronowski. Norblin czy Sopoćko.

Jeżeli teraz zastanowimy się nad przy­

czyną niskiego poziomu przeźroczy kino­

wych. to znajdziemy je w trudnościach na­

stręczających się przy wykonaniu wielo­

barwnego djapozytywu w stosunku do nis­

kich naogół cen tego typu reklam.

Jeżeli więc zrezygnujemy z tych sposo­

bów, pozostaje nam jeszcze jeden jakby stworzony do lego celu. A jest nim fo­

tograf ja.

Przeglądając pisma, zwłaszcza zagrani­

czne. w rodzaju „Illustration“, widzimy tam piękne ogłoszenia uzyskane drogą czysto fo­

tograficzną. Powiedzmy f o t o g r a f i k a s t o ­

s o w a n a . A podpisują się pod tem ludzie wcale znani, jak n. p. Laura Albin Guillot.

Go ważniejsze, że niemal wszystkie one da­

dzą się łatwo przenieść na ekran. Dla foto­

grafików powinno to być dość ponętne i imd- że doskonale zastąpić coraz mniej kultywo­

waną i, przyznajemy to, nieco oklepaną m a r t w ą n a t u r ę.

Oczywiście, pamiętać należy, że to jest ,,sztuka stosowana", że piękne musi tu iść w parze z pożytecznem, celowem. W obraz­

ku musi być sens, trzeba unikać wszyst­

kiego, coby mogło odwrócić uwagę od właściwej treści, zwłaszcza, że znika szybko z ekranu. Jeżeli dodamy do tego, że dy­

skretne podbarwienie nic będzie tu grze­

chem, a może znacznie ożywić całość — m u ­ simy pamiętać o tem, że widz w kinie nie­

chętnie ogląda reklamy nic mogąc się docze­

kać właściwego programu — to przypu­

szczać należy, że tych kilka słów skorci co niektórych, a będzie to krok naprzód w pod­

noszeniu smaku estetycznego u ogółu. Spró­

bujcie!

A. Brodowicz.

JAK W YW O ŁYW AĆ?

W zeszycie listopadowym r. u. pisał na ten temat K. Słonimski, przytaczając uwa­

gi jednego z najwybitniejszych badaczów niemieckich, dra Luppo-Cramera. Zapatry­

wania obu autorów zbiegały się w tem, że zdjęcia w dużych rozmiarach lepiej jest wywoływać indywidualnie, a zdjęcia małe- m i kamerami nadają się do wywoływania

wyłącznie mechanicznego.

Pogląd ten. w zasadzie słuszny, nie uwzględnia jednak w dostatecznej mierze wyników badań senzytometrycznych w o­

statnich latach, a przecenia doniosłość wy­

woływania indywidualnego. Rozumie się. pod niein. jak wiadomo, takie dostrajanie wy­

woływacza. któremby nawet ze zdjęć błęd­

nie naświetlonych dał się uzyskać negatyw wyglądający poprawnie, a więc ani za twar­

dy. ani zbył miękki, ani zadymiony.

Bez wątpienia da się uzyskać taki wy­

nik odpowiednimi zabiegami, jak oziębia­

niem lub podgrzewaniem wywoływacza, do­

dawaniem środków przyspieszających lub hamujących, rozcieńczaniem lub zgęszcza-

(16)

10 STYCZEŃ 1933 nieni i t. p., pod warunkiem oczywiście, że

dość wcześnie spostrzeże się, w którym kie­

runku zrobiono błąd w naświetlaniu (za długiem, czy za krótkiem), i że ten błąd nie był za wielki.

Odpowiednią wprawę w spostrzeganiu ma niekażdy fotografujący, to też najczę­

ściej takie, indywidualnie wywoływane, ne­

gatywy wymagają jeszcze osłabiania, wzma­

cniania, lub zmiękczania, aby jako tako mogły uchodzić za normalne. Idzie więc o to. czy ten nakład pracy przy wywoływaniu i dalszych zabiegach nie przewyższa warto­

ści materjału, jaki zużyłoby drugie zdjęcie tego samego przedmiotu, naświetlone odpo­

wiednio dłużej lub króciej. Mając dwa zdję­

cia o różnych naświetleniach, nietrudno już uzyskać przynajmniej z jednego z nich ne­

gatyw zdatny do dalszego użytku... nawet we wywoływaniu mechanicznem.

Naświetlając jednakie serje emulsyj róż­

nie długo i traktując je różnie długo wy­

woływaczami o rozmaitym składzie, zebrali badacze tacy, jak Dubois, Lobel, Driffield, olbrzymi materjał doświadczalny, a doko­

nawszy następnie pomiarów senzytometry- cznych na tym materjale, powykreślali krzy­

we gradacyjne. Z porównań tych krzywych wyniknęły wnioski zgoła nieoczekiwane: oto okazało się, że k a ż d y wywoływacz można zmianą składników i rozcieńczenia lak do­

stroić do innego, że da wyniki dokładnie ta­

kie same, jak tamten. Naodwrót zaś wszyst­

kie wywoływacze dają wyniki jednakie, je­

żeli każdemu z nich pozwoli się działać odpowiednio długo do jego charakteru.

Ponieważ ci sami badacze stwierdzili już dawniej, że każda emulsja uzyskuje po odpowiednio długiem wywoływaniu charak­

terystyczną dla siebie krzywą gradacyjną (gamma nieskończone), i że ta krzywa ulega wprawdzie przesunięciu, ale nie wypaczeniu

wtedy, gdy wywoływacz zawierał środki ha­

mujące, wynika z tego, że wywoływania in ­ dywidualne tracą rację bytu. Tracą ją przy­

najmniej o tyle. że conajwyżej mogą zapo­

biegać zadymieniu, ale nie zdołają poprawić krzywej gradacyjnej. Zadymienie zaś o wie­

le łatwiej można usunąć prostym zabiegiem osłabiania, niż hamowaniem wywoływacza.

Wywoływaniem mechanicznem można zatem uzyskać wyniki dokładnie takie sa­

me"’). co najkunsztowniejszem wywoływa­

niem indywidualnem, jeżeli oczywiście do­

pełnia się pewnych warunków, a to:

1. Należy wiedzieć naprzód, w jakim czasie wywoływaczem o danym składzie u- zyskuje się na danej emulsji gamma nie­

skończone.

2. Ustalić, czy takie gamma jest pożą­

dane do dalszych celów (powiększenia etc.), a jeżeli nie. to wypróbować, w jakim czasie wywoływacz obrany daje gamma pożądane.

3. Trzymać się przy wywoływaniu zaw­

sze ściśle tego czasu, tego składu wywoływa­

cza i tej samej temperatury.

Niezbyt szczęśliwie wybraną nazwą

„gamma nieskończone" obejmuje się, jak wiadomo (Kamera Polska za grudzień), naj­

wyższą stromość krzywej gradacyjnej, moż­

liwą do uzyskania na danej emulsji. Ta naj­

wyższa stromość (kontrastowość) niezawsze jednak bywa potrzebna; przeważnie nawet (powiększanie) zależy na tem, aby negatyw wypadł raczej miękko, niż kontrastowo. A to da się uzyskać z dostateczną w praktyce pewnością także wywoływaniem czysto me­

chanicznem.

Wiedząc, że obrany wywoływacz wyma­

ga n. |). 12 m inut czasu, aby na danej emulsji uzyskać gamma nieskończone, będziemy wy­

*) Wyjąwszy wywołacie w dwóch roztworach, o

czem później. _ __ ______

(17)

KAMERA POLSKA 11

woływali ją nie przez 12, lecz przez 6 m i­

nut we wypadkach, gdy chcemy uzyskać gradację o połowę miększą. W ywołując in ­ dywidualnie. zrobilibyśmy dokładnie to sa­

mo. bo przerwalibyśmy wywoływanie w chwili, gdy kontrasty są jeszcze niewiel­

kie, czyli: wywoływalibyśmy o połowę kró- ciej. —

Wywoływanie „mechaniczne", przez o- kreśloną zgóry liczbę m inut bez patrzenia na negatyw, daje zatem wyniki równie do­

bre. jak wywoływanie „indywidualne", pole­

gające na ciągłem kontrolowaniu negatywu i dostrajaniu wywoływacza. Nad indywidu- alnem ma mechaniczne ponadto tę zaletę, że nie naraża negatywu na długie działanie światła ciemnioowego, a pracującego nie na­

raża na zmęczenie oczu.

Po włożeniu zdjęcia do wywoływacza i przekonaniu się, że płyn pokrył je całe, można zasłonić wanienkę kartonem nieprzej­

rzystym i kołysać ją spokojnie przez okre­

śloną liczbę minut, aby po upływie tego czasu opłukać negatyw i przenieść go do utrwalacza. Wszelkie oglądanie negatywu podczas wywoływania jesl zupełnie zbędne, gdyż nic już nie poprawi i nic poprawić się nie da. Potrzebne jesl natomiast pilne spo­

glądanie na zegarek, a przedtem: dokładne zbadanie i dostrojenie ciepłoty wywoływa­

cza. —

W arunkiem powodzenia jest tylko: trzy­

mać się stale jednego gatunku płyt, względ­

nie błon, i tego samego zawsze składu wy­

woływacza o jednakiej ciepłocie.

Że taka metoda ma rzeczywiście wielką wartość praktyczną, dowodzi sposób wy­

woływania zdjęć kinowych, które przecie tak ze względu na cenę materjału jak i na na­

kład pracy przedstawiają wartość ogromną.

Zdjęć kinowych nikt nigdy nie usiłuje „po­

prawiać" dostrajaniem wywoływacza lub

zmianą jego ciepłoty. Wstęgi błon kilometro­

wej długości umieszcza się w przyrządach, które przez określoną liczbę minut wywo­

łują je całkiem mechanicznie i równie me­

chanicznie je utrwalają; operator ogląda swe zdjęcia po raz pierwszy dopiero po wysusze­

niu (a zwykle aż po skopjowaniu z nich wstęgi pozytywowej).

Wywoływanie do pewnego stopnia „in­

dywidualne" zachowuje swą rację bytu je­

dynie do pewnych celów fotogratji artysty­

cznej. gdy stosuje się dwa roztwory. Foto­

grafika, jak każda sztuka plastyczna, zanied­

buje część środkową skali tonów na ko­

rzyść obu jej końców; poprostu stara się wyrzucić ze skali tony średnie (szare), a operować tylko jasnymi i ciemnymi. I)o uzyskania tego już w negatywie służy wy­

woływanie w dwóch płynach kolejno.

Pierwszy roztwór zawiera wywoływacz świeży, energiczny, rozcieńczony; gdy w nim zaledwie pojawią się na negatywie szczegóły nietylko w światłach, lecz także w cieniach, ale bez kontrastów jeszcze, przenosi się od- razu negatyw do drugiego roztworu, zawie­

rającego wywoływacz nierozcieńczony ze znaczną dawką bromku potasu (lub chlor­

ku sodu). Tu cienie obrazu pozostają nie­

zmienione. ale światła najwyższe nabierają zróżnicowania; gdy kontrasty między cie­

niami a światłami są już dostateczne, wywo­

ływanie jest ukończone. W pierwszym roz­

tworze przebywa negatyw 10 — 30 sekund;

w drugim 2 — 4 minut, (jeżeli wywoływa­

czem jest metol w pierwszym, a hydrochi­

non w drugim roztworze).

Do wszystkich innych celów fotografji stosowanie dwóch roztworów jest zbędne, wywoływanie mechaniczne zatem zachowuje tam całą swą doniosłość praktyczną.

J. Switkowski

(18)

NASZE RYCINY

112______________ ___________________ STYCZEŃ 1933_____________________ Nr. 1

Krajobraz górski A. Wieczorka jest od- skokiem od ulubionych przez tego autora

„motywów małych11 we formie pierwszopla­

nowych efektów światła na śniegu, w czem jest mistrzem. Porzuciwszy na chwilę studja struktury śniegu w rozmaitych warunkach meteorologicznych, ujął w swym krajobrazie motyw szeroki, podzielony na trzy plany wyraźnie odgraniczone. Przedmiot główny mieści się w planie najdalszym, są nim bo­

wiem grzbiety górskie, odcinające się kon­

turami ostro od ciemnego, naogół spokojne­

go, tonu nieba, ożywionego z umiarem obło­

kami. Plan średni jest dość ubogi i niepozor­

ny. służy bowiem tylko do odsunięcia tła wdał od przedpola. Stworzywszy jasną po­

wierzchnią hali w planie średnim przedział między pobliżem a dalą, dal autor swemu obrazowi „powietrze*1, dał mu perspektywę.

Smereki ośnieżone w przedpolu stałyby się same motywem głównym, gdyby były oświe­

tlone słońcem i zyskały w ten sposób naj­

większe kontrasty w obrazie; autor jednak wykorzystał ich położenie w cieniu, aby zo­

stawić je niemal sylwetami i przezto pociąg­

nąć uwagę widza ku wierchom dalekim.

Rzeczy jasne są milsze oku niż ciemne; na tej prostej zasadzie wyzyskał autor tło, a nie przedpole, na przedmiot główny w swym krajobrazie.

Obraz H. Kukowskiego jest jednym z li­

cznego cyklu, zatytułowanego „Venezia“. Za­

danie m iał tu autor niezwykle trudne, bo wprawdzie odrzwia i okno nad niemi posia­

dają wielkie bogactwo szczegółów, występu­

jących w twardem oświetleniu południowem z przyciągającą oko wyrazistością, ale linje perspektywiczne biegną wszystkie ku czar­

nej plamie prostokątnej, mieszczącej się na dobitek na osi symetrji wycinka obrazu. Pla­

ma ta jest duża i niemal pusta, przerywa ją bowiem tylko drobny szczegół po prawej, a kontrast jej czerni z bielą odrzwi stwarza z niej ośrodek uwagi widza. Oko błądzi po koronkowych rzeźbach odrzwi, interesuje się odbiciami kolumn na posadzce, ale wraca znów do czarnego prostokąta, pociągnięte jego kontrastem z otoczeniem i zaniepoko­

jone brakiem szczegółów w tej ciemnej cze­

luści.

Trafny tytuł nadał swemu obrazowi F.

Peel. potraktował bowiem akt w ten spo­

sób. jakgdyby to była rzeczywiście płasko­

rzeźba („deseń w murze11). Odpowiednio do tytułu podkreślił autor tylko sam kontur, a światłocień ograniczył do niezbędnego, wy­

maganego plastyką, m inim um , i umieścił modelkę na tle o takim tonie, któryby foto­

graficznie jak najmniej różnił się od tonu karnacji. Dobrał też autor stosowne oświet­

lenie modelki, umieszczając ją tak, aby światło — bardzo rozprószone — padało nie­

mal prosto od strony kamery. Jedynym wy­

jątkiem od tego reljewowego traktowania jest tylko silny, a niczem nie umotywowa­

ny, ton włosów na głowie, który wprawdzie odskakuje od pastelowego rysunku całości, ale stwarza punkt oparcia wzroku dla wi­

dza. Układ postaci jest wdzięczny i dla re­

ljewowego charakteru celowy (widoczne są obie ręce i obie nogi), a umieszczenie osoby we wycinku obrazu byłoby zupełnie trafne, gdyby u góry po prawej nie pozostawiało zbyt dużej przestrzeni pustej.

J. Świtkowski

(19)

„Mural Design“. F. Peel.

(20)

„Ilustracja przykładowa do artykułu A. Brodowicza".

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dane są dodatnio (prawostronnie) asymetryczne wtedy i tylko wtedy gdy ich funkcja symetrii jest niemalejąca.. Wykres dowolnej funkcji symetrii leży w pewnym

Dla kontrolowania rzędów zer i biegunów funkcji wymiernych wygodnie jest haszować je jako współczynniki grupy abelowej wolnej generowanych przez punkty krzywej E

Niech p b¦dzie

Udowodni¢, »e przestrze« topologiczna jest noetherowska wtedy i tylko wtedy, gdy ka»dy jej otwarty podzbiór jest

Zaªó»my, »e X interpretuje grup¦.. Zaªó»my, »e X

Utworzenie wspólnego segmentu pamięci shm_open() Ustalenie rozmiaru segmentu ftruncate() Ustalenie odwzorowanie segmentu mmap().. Cofnięcie odwzorowania segmentu

Utworzenie wspólnego segmentu pamięci shm_open() Ustalenie rozmiaru segmentu ftruncate() Ustalenie odwzorowanie segmentu map().. Cofnięcie odwzorowania segmentu

Obozy te, .wzajemnie się zwalczały i dziś je­.. szcze