• Nie Znaleziono Wyników

Antoni Ślósarski.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Antoni Ślósarski."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J\S 3 8 . Warszawa, d, 18 września 1897 r. T o m X V I.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA".

W W ars za w ie: ro czn ie rs. 8, k w a rta ln ie rs. 2

l p rze sy łką pocztow ą: ro c z n ie rs. l o , p ó łro czn ie rs. fi

P ren u m ero w ać m ożn a w R e d a k c y i .W s z e c h ś w ia ta * i w e w sz y stk ic h księgarniach w kraju i z a g .p ric a .

Komitet Redakcyjny W szechświata s ta n o w ią P a n o w ie D e ik e K ., D ick ste in S ., H o y e r H ., J u rk ie w ic z K ., K w ie tn ie w s k i W ł., K ra m szty k S ., M o ro z e w lc z J., N a- tanson J „ Szto lcm an J., T rzc iń sk i W . i W ró b le w s k i W .

-<&-d.res IBed.a,3s;c3ri: IK Z r a .łr o -w s łs r ie -IF r z ie a .r n .ie śc I e , 3STr ©<3.

A n t o n i Ś l ó s a r s k i .

Bywają wyroki ta k ciężkie, że zgodzić, -się na nie wydaje się rzeczą, przechodzącą możność serc naszych. Bywają ciosy tak okrutne, że w ogłuszeniu botesnem pow ta­

rzam y tylko sobie rozpaczne pytanie — „Cóż dalej będzie, co stanie się z nam i?” Ro­

dzina, która traci swego opiekuna, m ów i:

„Oto zachwiany byt nasz m ateryalny i losy przyszłych pokoleń” . A rm ia, k tó ra na polu bitwy traci swego wodza, m ó w i: „Oto od­

ję te nam je s t zwycięstwo, a cel, dla którego nieśliśmy krew i tru d , oddala się od n as” . Cóż dziać się musi w sercach takiej grom ad- ki-ludzi, k tó ra jednocześnie stanow i i r o ­ dzinę i arm ią, a na swego opiekuna i wodzą przywykła patrzyć ze czcią, z ufnością bez g ra n ic !

N a cześć i ufność Ślósarski zasługiwał, ja k mało kto z naszych współczesnych.

Nieczęsto spotkać tak i ch a rak ter bez plam ­ ki lub skazy by najm niejszej, takie serce .gorące a ciche, takie zakonne pojęcie obo­

wiązku bez śladów pedanteryi. Dzisiaj kiedy przesada już nas m ało razi, kiedy u d a­

wanie rozpanoszyło się we wszystkich w ar­

stwach i stosunkach, a szczerość i prostota przechodzą do krainy wspomnień, Ślósarski wydawał się jak ąś pozostałością dawnych czasów lub może przedwcześnie n a ziemię zesłanym obywatelem przyszłego św ietlane­

go królestwa praw dy i miłości.

Skromność tego człowieka była ta k wielka, że często innym kłopot spraw iała. W ża d ­ nym czynie ani w żadnem słowie nigdy nie wysuwał swej osobistości na plan pierwszy, egoizmu ani śladu nigdy nie m iał w sobie, zawTsze był gotów iść z pomocą każdem u, kto w dobrych zam iarach spotykał jakieś przeszkody, a jakże wielu nie wiedziało, że jem u zawdzięczali swoje powodzenia lub korzyści.

C ale swe życie Ślósarski oddał pracy.

Od młodzieńczych, prawie od dziecinnych lat, zmuszony samodzielnie myśleć o swym losie, nie był wybrańcem fortuny i w pocie czoła do końca życia zdobywać m usiał skromne środki istnienia dla siebie i swoich.

Nigdy jed nak serca jego nie splam ił cień zniechęcenia lub zazdrości, nigdy u sta nie zadrgały skargą.

Świetnością talentów nie błyszczał. Um ysł

(2)

5 9 4 N r 3 8 .

m iał niezm iernie jasny, d a r kom binowa­

nia, porównywania, wyrobiony doskona­

le, pam ięć wyćwiczoną, niepospolicie, spo­

strzegawczość w najwyższym stopniu zao­

strzoną przez częste obcowanie z przyrodą.

A le, według słów własnych, nigdy nie m iał czasu n a kształcenie wyobraźni. Mówił jasno i zrozum iale, ta k konsekwentnie i do­

bitnie w yrażając swe myśli i ta k stopniując um iejętnie pojęcia, które przedstaw iał, że słuchający nie spostrzegali żadnych trudno­

ści ani zawiłości przedm iotu. A le nie ubie­

g a ł się o sławę krasomówcy, a wszelkie ozdoby stylowe poczytywał za dodatek zby­

teczny, może nawet niecałkiem właściwy w w ykładzie naukowym. P is a ł też z trudem , kreśląc i popraw iając a spraw dzając każdy wyraz nieledwie. P ism a jego wszakże w nie­

wyszukanej swej formie k ry ją treść ta k całkowicie pewną, że każdy szczegół, choćby najdrobniejszy, można brać z nich z zu- pełnem zaufaniem i bez najm niejszych z a ­ strzeżeń.

P o gląd Slósarskiego na zadania nauki odznaczał się niesłychaną trzeźwością. Nie był on wrogiem teoryj, ale uw ażał je za uwieńczenie tych działów nauki, w których m ateryał faktów je s t już zupełnie zebrany i zbadany. Stanowczy zwolennik doświad­

czenia i obserwacyi, sam stale trz y m a ł się ich w nauce i nie pom ijał żadnej sposobności zalecania ich młodszemu pokoleniu. T w ier­

dził zawsze, że i um ysł mniej bystry może oddać nauce ważne usługi, byle tylko szedł w parze z um iejętnością p atrzen ia n a rzeczy i sum iennem pojmowaniem swego zadania.

Chłodził też nieraz przedwczesne zapędy głów ognistych lecz m ało wyrobionych, ani troszcząc się, że spotykały go za to niesłusz­

ne zarzuty zbytecznej ostrożności lub naw et skrajnego konserwatyzm u.

T a k przywykliśmy do powagi zdania Slósarskiego, źe często jedno jeg o słowo rozstrzygało kwestye sporne i niepewne.

W iedzieliśm y dobrze, że jego „ ta k ” lub „nie”

je s t owocem głębokiego i wszechstronnego rozważenia przedm iotu, albo wyczerpującej narad y z tym i, których uw ażał za kom pe­

tentnych i w iarogodnych, albo mozolnego nieraz dochodzenia istoty rzeczy u je j źró ­ deł. P ra k ty k a wieloletnia nauczyła nas, że Ślósarski powie praw dę naw et wbrew

widocznemu interesowi własnemu, naw et wbrew dawniejszem u swemu przekonaniu, kiedy je uznał za niesłuszne. Wiedzieliśmy także, źe dwie tylko w całem życiu świecą mu gwiazdy przew odnie: dobro nauki, k tó rą ukochał i nieograniczona a najgorętsza m i­

łość społeczeństwa, którem u w ofierze niósł wszystkie siły swego bogatego ducha, wszyst­

kie porywy swego gorącego serca, wszystkie wysiłki swej niespracowanej dłoni.

W stosunku z ludźmi poglądy Slósarskiego oprom ieniał pewien odblask szlachetnego optymizmu. Nie um iał się gniewać naw et na tych, którzy mu byli krzywi. Nie rozu­

m iał istnienia złości, a gdzie już ona zbyt wyraźnie poznać się daw ała, dostrzegał tylko n a litość zasługujące uniesienie lub zb łąk a­

nie. W ierzył głęboko, źe każde najcięższe naw et zło powszechne ulega takiem u sam e­

mu praw u ja k zaćm ienie słońca : m usi m i­

nąć szybko, u stępu jąc m iejsca pełnem u blas­

kowi dobra i prawdy.

O, ja k nam boleśnie rozstaw ać się z T ob ą, przyjacielu wierny i w ypróbow any! K tó ż Cię te ra z pośród nas zastąpi, kto nieum ie­

jętnych nauczy, w ątpiącym dobrze poradzi?

Szronem wieku okryte a latam i pracy po­

chylone szanowne głowy Taczanowskich, Łapczyńskich, W ałeckich znalazły wysłużo­

ny spoczynek n a łonie m atki ziemi. Śm ierć nielitosna w ydarła z naszego grona niezuży- tych jeszcze wiekiem Sulim ierskich, Jęd rze- jewiczów,W rześniowskich, Dziewulskich. T ak już niewielu zostało dobrych przewodników, którzy kapłaństw o w niedostępnych zwykłemu oku przybytkach wiedzy chcą i um ieją łączyć ze skrzętnem apostolstwem przed spragnioną św iatła rzeszą młodszej b ra c i!

A le, o duchu jasny, niechaj Twego za­

światowego spokoju nie mąci ten krzyk żalu, który pomimowoli wydziera się z piersi zbo­

lałej. Siałeś dobre ziarno a na straży Twego plonu zo stała choć nieliczna g a rstk a tych, dla których byłeś umocnieniem i wzorem.

Ś lu bu ją oni Tobie, że myśli Twej zginąć nie dadzą, że zostaną na Twoim zagonie z d o b rą wolą i w pełnem nadziei oczekiwaniu tego ran k a, k tó ry powoła n a niwę m łodszą rzeszę Twoich następców.

& #

(3)

N r 38. WSZECHSW1AT 595 Ślósarski był przedewszystkiem nauczycie­

lem. Ktokolwiek z nas, dzisiaj w pełni wie­

ku będących, szukał wiedzy przyrodniczej w dawniejszej Szkole Głównej albo w u n i­

wersytecie warszawskim w jego pierwszem piętnastoleciu, nie zapomni do końca życia tej nieporównanej gorliwości, daleko p rze­

kraczającej m iarę wymagań urzędowych, z ja k ą Ślósarski objaśniał, nauczał, rad ził i wskazywał. Egzam in z przedmiotów zoolo­

gicznych coroku więcej pracy zadaw ał jem u, aniżeli słuchaczom. W pracowni nie było zdarzenia, żeby student w jakimkolwiek przy­

padku obszedł się bez jego pomocy. N a eks- kursyi był ciągle przy każdym zbierającym . Książkę nietylko w skazał, ale j ą wydostał z jakiejś nieprzystępnej biblioteki. A ileż to razy pomógł w uzyskaniu stypendyum , ile korepetycyj um iał wyszukać i rozdąć. A le niedość na tem : i w czasie swej służby uni­

wersyteckiej, i przedtem , sam jeszcze będąc studentem , i później aż do końca życia, nauczał—to w szkołach rządowych czy pry­

watnych, to w domach, to na katedrze p u ­ blicznej. N iem a chyba rodziny w inteligent­

nych warstwach naszego narodu, w której brakowałoby uczniów lub uczennic Ślósar- skiego. Z resztą i przew ażna część jego dzia­

łalności piśmienniczej, bardzo rozległej i nie­

przerw anej, musi być uw ażana za rozszerzo­

ną formę nauczycielstwa i z tego punktu widzenia powinna być rozpatryw ana. P o tem , co ju ż poprzednio powiedziano, zby- tecznem byłoby dodawać, że zajęcie nauczy­

cielskie trak to w ał w sposób szczytny, źe sam do końca życia bez przerwy bogacił swą wie­

dzę i rozw ijał wprawę, źe wreszcie nie m iał w sobie ani śladu tych jednostronności i cias­

nych poglądów, k tó re ta k często psują h a r ­ monią duchowego oblicza nauczycieli.

Ślósarski był także badaczem samodziel­

nym. Jakkolw iek zajmowały go bardzo wszystkie twory przyrody i do obszernej wiedzy doszedł w dziedzinie botaniki i mine­

ralogii, zawsze jed nak p rzekładał n ad wszyst­

ko znajomość św iata zwierzęcego i w pew­

nych działach tego św iata był specyalistą bardzo wytrawnym i cenionym. Naszę przy­

rodę krajow ą znał najw szechstronniej i n a j­

głębiej zarówno w jej m artwych, ja k żywych, zarówno we współczesnych ja k i zaginionych tworach.

Podwójny ten kierunek, nauczycielski i kra- jowo badawczy, utrw alił się w pisarskiej dzia­

łalności Slósarskiego. Od początku istnienia naszego pisma był jednym z najpłodniejszych jego współpracowników, um ieszczając tu ta j bardzo wiele obszerniejszych i krótszych o p ra ­ cowań treści opisowej, sprawozdawczej lub informacyjnej. Niemniej żywy m iał udział w wypełnieniu treści P am iętnika fizyograficz- nego, w którym wydrukował kilkanaście ro z­

praw faunistycznych i paleontologicznych.

Gorliwość Ślósarskiego o dobro nauki nie wyczerpywała się jednak p racą nauczyciel­

ską i autorską. Od śmierci nieodżałowanego Dziewulskiego objąwszy adm inistracyą n a­

szych wydawnictw, nietylko że najum iejętniej i najprzezorniej zarządzał naszym skromnym groszem, nietylko prowadził pewną część technicznej roboty wydawniczej, ale znajdo­

wał jeszcze dość czasu i siły na załatwianie rozległej korespondencyi, jakiej ogniskiem z n atu ry rzeczy musi być redakcya takiego pisma, ja k nasze.

Od początku istnienia Towarzystwa ogrod­

niczego w W arszaw ie Ślósarski był sekreta­

rzem jego sekcyi teoretycznej i można powie­

dzieć—tej sekcyi duszą i głową. U k ład p o ­ rządku zebrań, zjednanie referentów, spożyt­

kowanie nowych sił naukowych, zapełnienie treści posiedzeń, na które brakowało p re le­

gentów, a wreszcie spisanie i ogłoszenie sprawozdania z każdego posiedzenia, to wszystko ciążyło na Slósarskim i było przez niego prowadzone ze zw ykłą m u we wszyst- kiern wytrwałością i sumiennością.

Jeszcze obszerniejszy i donioślejszy p ro ­ gram roboty dla człowieka z takiem poję­

ciem obowiązku, ja k Ślósarski, przedstaw iała K a sa pomocy naukowej imienia Mianowskie­

go, w której komitecie zasiadał w ciągu ostatnich ośmiu la t swego życia. P atrzącym zdała na myśl zapewne przyjść nie może, ile to cierpliwej pracy, ile rozwagi i pewności sądu włożyć trze b a w zadania, które tu ta j się nastręczają, a z drugiej znowu strony—

ja k trudno nieraz wyjść z kłopotliwego poło­

żenia, nienarażając instytucyi na straty m a- teryalne, interesantów na rozczarowanie lub ogółu na zawód. T u taj bywają zdarzenia, w których pomyślny re zu ltat zależy już od ta k tu , od pewnego bodaj rodzaju instynktu członków instytucyi. Ślósarski um iał wnieść

(4)

596 WSZECHSWIAT K r 38.

i do tego ro dzaju działalności ca łą sumę nie­

pospolitych właściwości swego ch arak teru , p racując i na tein polu ku ogólnemu pożytko­

wi i zadowoleniu.

Człowiek z wątłem zdrowiem i powolnem j napozór usposobieniem w system atyczności, uwadze i porządku znajdow ał sposoby podo­

łan ia tyłu i ta k różnorodnym zadaniom, j W iększa część jed n ak prac owych nietylko | żadnych m ateryalnych nie przynosiła korzy­

ści, ale nieraz pociągała naw et za sobą pew­

ne wydatki i nakłady. T rz eb a było szukać podstaw m ateryalnych w jakiem ś płatnem zajęciu i takiem było dla Ślósarskiego urzę- J

dowanie w Tow arzystw ie kredy to wem miej- skiem.

T ak Śłósarski pracow ał — zobaczmy jesz­

cze, co dla niego było odpoczynkiem. Jeżeli okoliczności pozw alały—spędzał kilka letnich tygodni na wycieczkach w różne strony k ra ­ ju i tam kom pletował zbiory przyrodnicze, potrzebne do wykładów, albo do poznania flory i fauny danej miejscowości. K ilk a k ro t­

nie spędzał też lato w Zakopanem , porząd­

kując i katalogując zbiory, należące do M u­

zeum im ienia Chałubińskiego, które pod jego m istrzowską dłonią n ab ierały nowego zna­

czenia i ważności naukowej._

* * *

A teraz kilka jeszcze d a t biograficznych, wyjętych z przemówienia, którem p. Sztolc- m an pożegnał drogie nam szczątki nad o tw a rtą mogiłą.

A ntoni Śłósarski urodził się 14 lipca 1843 roku we wsi W ronow icach w powiecie s ie ­ radzkim . Pierwsze w ykształcenie odebrał w ówczesnej szkole powiatowej piotrkowskiej, dwa ostatnie la ta gimnazyalne odbył w szko­

le realnej kieleckiej. W r. 1860 zapisał się w poczet uczniów Szkoły sztuk pięknych na oddziale budowniczym. S tąd w roku n a ­ stępnym przeniósł się na K u rsy przygotow aw ­ cze, z których w 1862 przeszedł do Szkoły Głównej. W r. 1867 przedstaw ił fakulteto ­ wi fizyczno-matematycznemu rozpraw ę O b u ­ dowie płuc u zw ierząt kręgowych, na mocy której otrzym ał stopień m ag istra nauk p rzy­

rodniczych i zaraz potem został pomocni­

kiem profesora W rześniowskiego w jego p ra ­ cowni zootomicznej. P o przem ianow aniu

Szkoły Głównej na uniwersytet, otrzym ał po­

sadę asystenta, k tó rą zajmował do r. 1886—

przez la t siedemnaście. W ciągu swej służby uniwersyteckiej uzyskał stopień kand yd ata nauk przyrodniczych i kilkakrotnie był dele­

gowany przez władzę w celach naukowych.

Był członkiem akademickiej Komisyi fizyo- graficznej w K rakow ie, Towarzystwa zoolo­

gicznego francuskiego i Towarzystwa p rzy­

rodników petersburskich.

P am iątk i swej działalności naukowej i pi­

sarskiej Śłósarski zostawił w postaci n a s tę ­ pujących rzeczy ogłoszonych drukiem , o k tó ­ rych wiadomości zebrać się nam udało :

1. W dziale fauny malakologicznej pol­

skiej : M atery ały do fauny m alakologicz­

nej K r. Pols., W arszaw a 1872. Przyczynek do fauny malakologicznej K r. Polsk., W a r ­ szaw a 1877. Tem u sam em u przedm io­

towi są poświęcone trzy sprawozdania z delegacyj naukowych, zamieszczone w or­

ganie urzędowym tutejszego uniw ersyte­

tu, równie ja k 'ro zp raw a w zbiorze prac, przedstaw ionych na posiedzeniach 5 zjazdu przyrodników rossyjskich w W arszaw ie w ro ­ ku 1876. Do fauny malakologicznej Ślósar- ski powrócił jeszcze w rozprawach : K ilka słów o sposobie zbierania i przechowywania mięczaków; Ślim aki nagie; H elix Lubom ir- skii, nowy gatunek ślim aka z gór Św ięto­

krzyskich (1881); oraz M ateryały do fauny m alakolog. K r. Pols. (1883), ogłoszonych

| w P am iętn iku fizyograficznym.

2. W innych działach fauny : Przyczynek do anatom ii i system atyki H ypodectes Co- lum bae n. sp. w Rozpraw ach 5 zj. przyrodn.

ross. (1876). M atery ały do fauny wijów (M yriopoda) krajowych, P am . Pizyog. 1883.

3. W dziale fauny zw ierząt zaginionych : 0 głowach tu r a znalezionych w K r. Polsk.

w W iadom ościach z nauk przyrodn. za rok 1880. Zw ierzęta zaginione (dyluwialne), T u r 1 Nosorożec włochaty (1882); Siedem g atu n ­ ków wielkich ssaków kopalnych (1883); Dwa nosorożce kopalne (1884); T u r i Nosorożec włochaty (1894), ogłoszone w odpowiednich tom ach P am iętn ik a Fizyograficznego.

4. A rty k u łam i treści rozm aitej, przeważ­

nie zoologicznej i paleontologicznej, lecz ta k ­ że botanicznej, a w części i ogrodniczej i agronom icznej, Śłósarski zasilał wszystkie

| wydawnictwa fachowe, popularne i encyklo-

(5)

A r 3 8 . WSZECHSW1AT. 5 9 7

pedyczne. Produkcyjność jego w tym k ie ­ runku wydaje się wprost zdumiewającą, kie­

dy przypomnimy sobie, że w samym Wszech- j

świecie hczba artykułów jego pióra dochodzi czterechset kilkudziesięciu, kiedy jednocześ­

nie niemniej pilnem jego współpracownictwem cieszyły się Ogrodnik polski (zwłaszcza d ział szkodników zwierzęcych w ogrodach, na po- i lach i w lasach), Encyklopedya mniejsza O r ­ gelbranda, Encyklopedya rolnictwa, W ielka encyklopedya ilustrow ana i wszelkie wydaw­

nictwa pedagogiczne warszawskie.

* * *

Gdyby naw et innych tytułów do wdzięcz- ! ności i żalu Ślósarski nie posiadał, już sam ogrom pracy piśmienniczej daw ałby mu prawo zaliczania się do szeregu najużyteczniejszych członków naszego społeczeństwa. P a m ię ta ­ jąc, że inne sfery działalności Slósarskiego nie ustępowały co do swej doniosłości, może naw et nieraz przewyższały jego zasługi pi­

sarskie, zgodzimy się wszyscy bezwątpienia że dzień 8 września 1897 roku, w którym po kilkodniowem cierpieniu przestało bić to ser­

ce szlachetne i wzniosłe, pozostanie nazawsze dniem żałobnej i nad wszelki wyraz bolesnej pam iątki dla naszego ogółu.

BAMBUS.

Europejczyk, nieobeznany z system atyką botaniczną, podróżując po Azyi lub Ameryce, potrząsnąłby głową z niedowierzaniem, gdy- i by mu powiedziano, że wysokie n a 100 stóp, a grube n a stopę pnie bambusowe są źdźbła­

mi, tak ja k łodygi naszych traw i zbóż łą - 1 kowych.

A jed n ak rzeczywiście te olbrzym ie d rz e ­ wa, połączone po 60 lub 80 w wielkie jasno-., zielone krzaki, lub rozrzucone w lasy na obszernych przestrzeniach, należą do traw , a ich potężne pnie są ja k i inne źdźbła puste wewnątrz i poprzegradzane kolankam i.

Nietylko ze względu na wymiary, nieby­

wałe u innych traw , bam bus zw raca na sie­

bie naszę szczególniejszą uwagę. Ciekawe

je st bardzo jego praktyczne znaczenie, za­

równo dla krajowców, którzy bez w-ielkiego obrobienia używają wielu z niego produktów, jakoteż i dla europejczyków, sprow adzają­

cych z każdym rokiem większe ilości pni bambusowych ze swych kolonij. P rz e jrz y j­

my pokrótce dzieje tej rośliny, je j system a­

tyczny podział, geografią, anatom ią i fizyo- logią, a wreszcie użytki.

N azw a bam busu pochodzi z indyjskiego i jest zlatynizowanem słowem mambu czyli bambu. Do nauki wprowadził ją pierwszy Lineusz. Nie jest to nazwa jednej rośliny, ale raczej imię zbiorowe, obejm ujące wiele nader różnorodnych gatunków. Lineusz mó­

wił zrazu tylko o dwu gatunkach bam busa (G enera plantarum , 1764): Bam busa arun- dinacea oraz A run din aria glaucescens, cho- I ciąż Rumpfius, au to r „H erbarium amboinen- } se”, zwany Pliniuszem indyjskim, opisał ju ż w ro k u 1743 budowę i zastosowania p ra k ­ ty c z n e 24 „A ru n d arb o res”, ja k je nazywał.

(Rumpfius był przez długi czas konsulem i w służbie holenderskiego tow arzystw a Ind yj

Wschodnich, na Amboinie).

P rzed Lineuszem nazywano bam bus trzc i­

ną indyjską. Do prawdziwej znajomości tej rośliny niezmiernie wiele brakło, gdyż od czasów Pliniusza, przez p ó łto ra tysiąca la t, nic prawie nie przybyło z nowych wiadomo­

ści; jestto tem dziwniejsze, źe bam bus znany był bardzo wcześnie i ju ż K tesias (L ibri de j rebus indicis) o nim wspomina. W tym opisie wielkość bam busu je s t bardzo przesa­

dzona, gdyż au to r opowiada, że na górach nad Indusem rośnie trzcina, wysoka ja k n aj­

wyższe maszty, a ta k gruba, że j ą zaledwie dwu łudzi obejmie.

Bliższym prawdy okazuje się A lek san der W ielki w liście do swego nauczyciela, A ry sto ­ telesa, kiedy opowiada o trzcinie wysokiej na 60 stóp, a grubej ja k jod ła grecka.

Prawdziwie dokładne wiadomości o bam ­ busie spotykamy w pierwszej ćwierci wieku X I X u R u p rechta, który wylicza 8 rodzajów i 67 gatunków.

W monografii M tinro, ogłoszonej 186<5 r.,.

liczba gatunków wzrosła do 220, rozpad ają­

cych się na 21 rodzajów. B entbam i Hoo- k er w G enera plantarum , 1883, dzielą bam ­ busy na 22 rodzaje i przeszło 170 gatunków,, a E ng ler i P ra n tl w „N aturliche Pflanzenr

(6)

5 9 8 WSZECHSWIAT. JSlr 3 8 .

fam ilien” na 23 rodzaje i prawie 180 ga­

tunków.

B am busy są prawdziwemi roślinam i zw rot jtiikowemi, rozrzuconemi, choć nierów nomier­

nie, po całym pasie gorącym.

W praw dzie dostały się tak że do okolic podzwrotnikowych i pasa umiarkowanego w bardzo jed n ak niewielkiej ilości.

Najwięcej i w największej ilości gatunków bam busy rozpowszechniły się w A zyi w oko­

licy M onsun, a dalej w A m eryce. Japonia posiada 11 rodzajów, a wyspy K urylskie j e ­ den. N a wyspach oceanu Spokojnego spo' tykam y kilka gatunków , a w A u stralii pół-

gatunki dochodzą znacznych wyniesień, w H i.

m alayach do 3 400 m , a w A ndach jeszcze wyżej, ja k np gatunki Ohusąuea, wznoszące się ponad granicę drzew i tworzące na wiel­

kich obszarach nieprzebyte gęstwi ny, n a 2 to wysokie, ta k zwane carizales.

W E kw adorze O husąuea a r is ta ta M unro dochodzi aż do linii śnieżnej. Takie gatunki straciły zupełnie, ja k się zdaje, n a tu rę zwrotnikową, co dowodzi wielkiej zdolności przystosowywania się wielu, jeżeli nie wszyst­

kich roślin, do zewnętrznych warunków, bez w yraźnych zmian w swej właściwej postaci.

Opisywanie klim atu przeszłości geologicz-

F ig . 1. K rzew Bam busa arundinacea E e tz , 2 3 m w ysoki, z H im alayów , 6 7 0 m nad poziom em m orza.

nocnej—dwa. N ajm niejszą ilość gatunków w stosunku do obszaru rozpowszechnienia wykazuje A fryka, gdzie obecnie znamy 5 g a ­ tunków.

O ile m ożna wnosić z dotychczasowych spostrzeżeń, obszary rozpowszechnienia wielu gatunków "są bardzo szczupłe, a podział na gatunki starego i nowego świata, a lepiej n a grupy kontynentalne d aje się wyraźnie spo- strzedz. Obie półkule m ają tylko dw a ro ­ dzaje wspólne, a z rodzajów rosnących mię­

dzy zw rotnikam i tylko B am busa vulgaris rośnie zarówno w starym , ja k i nowym świe- cie. W górach Azyi oraz A m eryki różne

nej na zasadzie znajdowanych szczątków roślinnych, je s t bardzo łatw e, ale niewiado­

mo, ja k i posiada stopień wiarogodności, gdyż szczątki, k tó re wykazują budowę, m ające największe znaczenie, jak o najpewniej od­

zwierciedlające zm ianę warunków zew nętrz­

nych, są bardzo rzadkie.

D la bam busa prawie każda ziemia, czy to wilgotna, czy sucha, je s t dobra. Rozwija się n a dziewiczej glebie obszernych przestrzeni lądowych w Azyi i A m eryce, chociaż nie­

m ożna zaprzeczyć, że najbujniej rozw ija się n a miejscach wilgotnych, nad rzekam i i s tru ­ m ieniami.

(7)

N r 38 WSZECHŚWIAT 5 9 9

T utaj tworzy obszerne lasy, głuszące wszystkie inne rośliny i stanowiące dosko­

nałe miejsce ucieczki dla wszelkiego zwierza.

Takie lasy bambusowe są jednostajne, ale wielce oryginalne, dla podróżnych zaś, którzy je przebywać muszą, przedstaw iają nietylko przeszkodę, ale i niebezpieczeństwo z powodu przebywających w nich bawołów, nosorożców i zw ierząt drapieżnych.

Bambusy należą do traw i stanowią jednę

ale z delikatną naowocnią, u trzecich i czw ar­

ty ch—orzechem z grubą, wolną naowocnią lub jagodą.

Cztery podziały dzielą się na 7, 6, 6 i 4, to je s t razem na 23 rodzaje i około 180 g atu n ­ ków. Dwu przedstawicieli E ubam buseae, t. j. właściwych bambusów, form ę k rz e­

w iastą i drzewną, wyobrażają fig. 1 i 2.

B am busa arundinacea R etz, wysoki n a 23 m, rosnący w dolinie D ehra D un, w pół-

F ig. 2. Bam busa vu lgaris W endland ( ‘/20 wielkości naturalnej).

z 13 grup (tribus), n a jak ie B entham i Hoo- ker, oraz E n g ler i P ra n tl dzielą traw y.

Bam busy (Bambuseae) ro zp ad ają się na 4 poddziały (subtribus), ze względu na owoce, a mianowicie : A ru n d in ariae z 3-ma pręcika ■ mi, Eubam buseae, czyli właściwe bam busy z 6-ma pręcikam i, D endrocalam eae i Melo- canneae, m ające również po 6 pręcików.

U pierwszych owoc je st prawdziwym ziarn- czakiem, u drugich również ziarnczakiem ,

nocno-zachodnich H im alayach, na 670 m nad poziomem m orza. Rysunek fig. 2 przed­

staw ia w zmniejszeniu do ‘/ 20 B am busa vul- garis W endland, gatunek, dość często spoty­

kany w Europie.

P a n E b ero t spo tkał ten bam bus w ogro­

dach Bozen-Gries, w Tyrolu południowym, gdzie w pięknych silnych okazach, bez osłony m ógł bezpiecznie zimować na otw artem po­

wietrzu. W innych okolicach E uropy, o mniej

(8)

6 0 0 WSZECHSW1AT. N , 3 8

dogodnych w arunkach klimatycznych rośnie tylko w cieplarniach. Z obu rycin można sobie wyobrazić, ja k wdzięczną rośliną je s t bam bus, ze swym gładkim , prostym pniem (trzonem), oraz pięknemi i lekkiemi, chwieją- cemi się za lada powiewem liśćmi.

Fig. 3. Kwiał Bambusa vulgaris Wendland.

K w iaty bam busu (z których jeden przed­

staw ia fig. 3) sk ład ają się z 3-ch plewe- czek (a), 6-ciu pręcików (b) i słupka o zna­

mieniu dwu, trój lub czterodzielnem (c).

Od innych traw bam busy różnią się d rz e ­ wem rozgałęzionem , źdźbłem , trzem a ple-

weczkami (inne traw y m ają tylko dwie), oraz tem , że ogonek liścia połączony je s t z p o ­ chewką w yrastającą z kolanka i obejm ującą łodygę, a wskutek tego silnie oddzielony.

N a fig. 4, przedstaw iającej gałązkę z liśćmi B am busa arundinacea R etz, zmniejszoną do połowy wielkości, widać wyraźnie to ro z ­ członkowanie. Co do m iejsca zajmowanego w układzie, co do budowy kwiatu bam busy są prawdziwemi traw am i, co do zewnętrznej postaci i wzrostu w yglądają raczej na mie­

szaninę traw i drzew, a przytem m ają coś z palmy. T a k ja k wogóle traw y, bambusy m ają kłącz, źdźbła ich drzewnieją ja k łodygi drzew i rozgałęziają się, korona liści w yrasta i traci liście ja k u palm, do których zbliża je i t a okoliczność, że pień (trzon) tylko do pew­

nego rozm iaru grubieje.

K łącze, według R iviera, tworzą lub wyda­

j ą wyrostki, a przytem są trw ałe.

U bambusów, tworzących gęstwiny i za­

rośla, do których należy większość gatunków, kłącz sk ład a się z licznych krótkich, p o p ląta­

nych g ałązek , z których w yrastają źdźbła-

F ig . 4 . G ałązka z liśćm i Bam busa arundinacea R etz ('/2 wielk. nat.).

(9)

N r 38. WSZECHSW1AT. 601 liczne, ściśnione, stanowiące przedłużenia

skróconych części kłącza.

L asy, utworzone przez takie gatunki, sk ła­

d ają się z wielu takich oddzielnych grup po 60 lub więcej źdźbeł.

U innych kłącz przed łu ża się daleko pod ziemią, a na nim w odstępach 30—60 cm w yrastają źdźbła i tw orzą jedncstajne, sze­

roko rozciągnięte lasy. W y rastające z ziemi młode pędy są zawinięte w liczne pochewki, leżące jed n a na drugiej i odrazu są grubości źdźbła, a naw et grubsze, z powodu wielkiej ilości wody w nich zaw artej. Z aw artość wo­

dy je s t ta k znaczna, że j ą pączki wydzielają, wskutek czego ziemia, leżąca n ad w zrastają- cemi pędami, staje się w ilgotna, co ułatw ia wzrost liści. Rozm iary bambusów są bardzo różne i stosownie do gatu n k u spotykam y ol­

brzymy i karły.

N ajw iększa spostrzeżona dotąd wysokość wynosi 40 m przy 30 cm średnicy.

Z drugiej strony są bardzo drobne g a tu n ­ ki, ja k np. południow o-am erykańska Chu- sąuea andina, najwyżej 1— 2 m wysoka, do­

chodząca do linii śnieżnej i japoński B am bu­

sa E ortunei o liściach w zielone i białe pręgi niedochodzący 1 to.

P od względem wzrostu bam busy zajm ują wyjątkowe miejsce wśród roślin równie ja k i pod innemi względami, to też śmiało można twierdzić, że najszybciej rosną w całem państwie roślinnem. N a nich to rzeczywiście można widzieć, ja k traw a rośnie.

Podobno w okolicach zwrotnikowych w po ­ rze deszczów nowo w yrastające źdźbła do­

chodzą największej wysokości 40 m w prze­

ciągu 40 - 60 dni, a więc przez 24 godziny przybywa im 70 cm. Tylko pręciki traw , które po rozsunięciu plewek w ydłużają się nagle po długiem skrępowaniu, przewyższają bam busy w szybkości wzrostu.

W edług A skenazego pręciki traw rosną przez m inutę na 1,5 toto, co przez 24 godz.

wynosiłoby 2,16 to.

Z rozm aitych m iar, zdejmowanych dla przekonania się o szybkości wzrostu bam bu­

sów, podajem y następujące :

B am busa arundinacea w cieplarni ogrodu botanicznego w K ew w zrastał najwyżej o 91 cm n a dobę, to znaczy 0,63 m m na m i­

nutę.

Rivi£re znalazł, że największa szybkość

wzrostu u Phyilostachys mitis wynosi 57 cm na dobę, czyli praw ie 0,40 toto na minutę.

Koch, badając B am busa verticillata w ciep­

larni berlińskiego ogrodu botanicznego stw ier­

dził, że najwyższy przyrost dochodził 24 cm w ciągu 24 godzin.

Najnowsze są pom iary prof. G rzegorza K ra u sa z H alle, dokonywane w B uitenzorg na wyspie Jaw ie w roku 1893/94.

Przeciętny przyrost dzienny wynosił we­

dług tych pomiarów 20 cm, choć wogóle był bardzo nierównomierny.

Największy przyrost K ra u s zauważył 22 grudn ia 1893, a mianowicie 57 cm na dzień, t. j. 2,37 cm na godzinę, a 0,4 mm na m inu­

tę. N azaju trz przyrost tego samego źdźbła wyniósł tylko 3 cm w ciągu dnia.

Obecnie tru dn o określić z pewnością przy­

czyny tak nierównomiernego wzrostu, tem więcej, że zewnętrzne warunki nie mogły na nie wpłynąć, bo stan powietrza był jed n ak o ­ wy w ciągu obu dni.

Podobne zjawisko spostrzeżono przy wzro­

ście łodyg gieorgini, posłonka, szypułek ag a­

wy, a Oaspary spotykał je także u liści V i- ctoria regia, z których jeden wyrósł w ciągu doby na 30,8 cm długości, oraz 36,7 cm sze­

rokości

(Dok. nast.).

(W edług d-ra Oskara E berdta „D er B am bus” . Prometheus n-r 368, 369, 370. 1896 r.).

Z. ś .

Rozmieszczenie i ruch energii w polu elektromagnetycznem.

(Dokończenie).

Praw o Poyntinga (które po odpowiednich zm ianach można też rozciągnąć do ośrodków krystalicznych) pozwala nam badać ruch energii elektrom agnetycznej, skoro tylko znany je s t dla każdego punktu pola kierunek i wielkość siły elektrycznej E ' i magnetycznej H . Ponieważ p rąd energii (p) jest prosto­

padłym do siły elektrycznej, przeto energia płynie wzdłuż powierzchni stałego poten-

(10)

■602 W SZECHSWI AT N r 38.

cyału elektrycznego (gdyż siły elektryczne są, do nich prostopadłe), skoro tylko po­

wierzchnie takie istnieją; ponieważ p rą d energii je s t również prostopadłym do siły m agnetycznej, p rz eto —z tem samem zastrze­

żeniem- -energia płynie wzdłuż powierzchni stałego potencyału magnetycznego, a więc, gdy istnieją i jedne i drugie powierzchnie, ruch energii odbywa się wzdłuż linij ich przecięcia. P rz y danych w artościach siły elektrycznej E ' i m agnetycznej H gęstość p prądu energii je s t w prost proporcyonalna do wstawy k ą ta © między niemi zaw artego;

gdy więc siły te są do siebie prostopadłe, gęstość p rą d u energii je s t najw iększą, mia-

. . . E 'H

nowicie równą - —t- . Jeżeli 0 = 0, t. j.

47CA

jeżeli siły E ' i H leżą na jednej prostej, wówczas w danym punkcie niem a żadnego p rą d u energii.

Rozważymy tera z kilka zastosowań ogól­

nego praw a P oyntinga do prostych p rzy p ad ­ ków szczególnych.

W polu czysto elektrostatycznem nie m a­

my nigdzie p rą d u energii, albowiem w tym przypadku siła m agnetyczna wszędzie rów na się zeru, a więc też p = 0. Toż samo d oty­

czy pola czysto m agnetostatycznego. Jeż eli natom iast w polu znajd u ją się w stanie spo­

czynku zarówno m agnesy jak o też i ciała naelektryzow ane, w każdym punkcie d ziała ją siły : elektryczna i m agnetyczna, wogóle róż­

ne od zera, ta k że w tym przypadku możemy ju ż mówić o ruchu energii, mianowicie wzdłuż linij przecięcia powierzchni stałego potencyału elektrycznego i powierzchni s ta ­ łego potencyału m agnetycznego. W tym jed n ak przypadku, biorąc jakąkolw iek część pola, np. w nętrze sześcianu pomyślanego w jakiem kolwiek miejscu, przekonalibyśm y się zapomocą rachunku, wykonanego według wzoru Poyntinga, że suma algebraiczna ilo­

ści energii, przekraczających 6 ścian o grani­

czających tę część pola, równa się w każdej chwili zeru, t. j . że do w nętrza tego sześcianu tyle energii napływ a, ile zeń wypływa na zew nątrz. W ynik ten będzie zgodny z tem , że gęstość energii elektrom agnetycznej ( - E 2 -(- - H 2) nigdzie się nie zmie­

nia, albowiem siły E i H również są nie.

zm ienne w czasie. R uch energii odbywa się

w tym przypadku po liniach zam kniętych, gęstość energii nigdzie się nie zmienia, ta k źe w przypadku pola niezmiennego możemy dowolnie przypuścić, że energia płynie we­

dług praw a Poyntinga, albo też że wcale nie płynie. W ybór ten będzie zupełnie dowolny dopóty, dopóki nie poznamy jakiegokolwiek nowego zjawiska, któreby odpowiadało tem u jednostajnem u, kołowemu prądowi energii w niezmiennem polu elektrom agnetycznem . Jeżeli np. w polu znajduje się tylko cząstka e o stałym ład u n k u elektrycznym dodatnim i cząstka m agnetyczna m o stałym m agne­

tyzmie północnym (biegun północny m agne­

su, którego biegun południowy znajduje się w bardzo niewielkiej odległości od dziedzi­

ny równoważnej), wówczas—według praw a P o y n tin g a—energia płynęłaby wzdłuż kól, w których przecinają się ze sobą powierzch­

nie stałego potencyału elektrycznego i m a­

gnetyczne, t. j. w tym przypadku powierzch­

nie kuliste opisane naokoło punktów e i m.

K o ła te, wzdłuż których energia płynie, przecin ają wszędzie prostopadle płaszczyzny, przechodzące przez linią p ro stą em. N a ca­

łej tej linii prostej i n a jej przedłużeniach kierunki sił magnetycznych i elektrycznych są ze sobą zgodne lub wbrew przeciwne (k ą t © = 0° lub 180°, sin© = 0), ta k że dla wszystkich punktów tej prostej p rąd energii p rów na się zeru, innemi sło w y : p ro sta ta em je s t osią obrotu energii w polu.

D la widza, patrzącego w kierunku od e do m , ruch ten obrotowy energii byłby zgodny, co do kieruku, z obrotem wskazówek zegara.

G ęstość prąd u energii (p) zmienia się od punktu do pu nktu w każdej płaszczyznie przechodzącej przez p ro stą em , je st ona jed n ak jedną i tąź sam ą d la wszystkich punk­

tów, leżących na różnych płaszczyznach, lecz n a jednej i tej samej kołowej linii p rą ­ du energii, tak , źe gęstość energii w kaź- dem miejscu pola pozostaje stałą, ja k wogó­

le w każdym przypadku, w którym ani siły m agnetyczne, ani też elektryczne nie zm ie­

n iają się z czasem. W e wszystkich przypad­

kach takich wybór między ruchem (statecz­

nym i kołowym) energii a zupełnym spo­

czynkiem energii je s t dowolny, chociaż zgo­

dzimy się naw et n a wszystkie myśli zasad­

nicze Poyntinga.

Dowolność ta jed nak ustaje, mianowicie

(11)

JSTr 38 WSZECHŚWIAT. 6 0 3 n a korzyść wyboru ruchu energii, we wszyst­

kich tych przypadkach, w których energia zagęszcza lub rozrzedza się w pewnych czę­

ściach pola, albo teź, gdzie wzór P oyntinga wskazuje ruch energii, chociażby stateczny, lecz wszędzie postępowy, nie zaś kołowy, ja k to niebawem na przykładzie płaskich pól elektromagnetycznych ') zobaczymy.

W yobraźm y sobie bardzo długi przewod­

nik prosty, np. d ru t m iedziany w kształcie prostego walca o przekroju kołowym; niechaj w przewodniku tym płynie p rą d elektryczny o natężeniu I stałem w czasie, jednakow em wzdłuż całego d ru ta i jednostajn ie rozmiesz- czonem na całej powierzchni przekroju, tak źe gęstość prąd u je s t w każdym punkcie we­

w nątrz d ru ta równa I : u R 2, jeżeli R oznacza prom ień przekroju. Ośrodkiem, który d ru t ten otacza, niech będzie np. suche powietrze.

S iła elektryczna E ' je s t w tym przypadku wszędzie rów noległą do osi d ru ta i działa w kierunku p rą d u elektrycznego; na po­

wierzchni owego d ru ta (na pobocznicy walca) np. kierunki sił elektrycznych zlewają się z prostem i tworzącem i; powierzchniami s ta ­ łego potencyału elektrycznego są płazzczyzny prostopadłe do osi walca. Linie siły m agne­

tycznej H , otaczające p rą d , są kołam i prosto- padłem i do osi przewodnika, k tóre przebie­

g a ją w kierunku wskazówek zegara dla wi­

dza patrzącego w kierunku dodatnim prąd u (patrz fig. 4); środki tych kół leżą n a osi przewodnika; płaszczyzny przechodzące przez oś przewodnika przecinają koła te wszędzie pod kątem prostym , a więc tw orzą w tym przypadku powierzchnie stałeg o potencyału magnetycznego. W ed łu g praw a Poyntinga energia elektrom agnetyczna płynie wzdłuż linij przecięcia powierzchni stałego poten­

cyału m agnetycznego i elektrycznego, a więc w tym przypadku wzdłuż promieni przed łu ­ żonych każdego koła, k tóre je st przekrojem druta; zważając zaś kierunki sił E ' i H , zo­

baczymy według praw idła uzmysłowionego n a fig. 3, że p rą d energii je s t w każdym punkcie pola skierowany ku osi przewodnika (fig. 4) Zewsząd więc napływa energia do w nętrza przewodnika, w kierunkach p ro sto -

’) W szczególności np. świetlnych, według elektromagnetycznej teoryi światła.

padłych, czyli normalnych, do jego powierzch­

ni. W zdłuż przewodnika natom iast nie m a­

my zgoła żadnego prądu energii w tym p rzy­

padku. Dopóki więc d ru t nasz (którego wnętrze je st te ra z szczególnym przypadkiem owej przestrzeni S, o której mówiliśmy powy­

żej, ogólnie) w zamian za zasoby otrzym y­

wane nie wysyła żadnej energii nazewnątrz, albo też, ogólniej, dopóki energia wysyłana je st mniejszą od otrzymywanej, mamy u sta ­ wiczne zagęszczanie się energii wewnątrz przewodnika. Skoro energia ta nie wywołuje wewnątrz d ru ta żadnych objawów elek tro ­ magnetycznych, musi o n a —według zasady zachowania energii—zamieniać się stopniowo, w m iarę zbliżania się do osi, n a inną formę energii; w istocie też zam ienia się ona na równoważną ilość ciepła, które przy innem zapatryw aniu się n a stosunki te uważamy

• '3Ol

.5£

«

J 5 ' A

' 4 /* %

i . Ti f

o/t

5

i i

Fig. 4.

> £>

! jak o skutek „oporu przewodnika pokonywa-

nego przez siły elektryczne”—i które nazy­

wamy ciepłem Jo ulea. W m iarę ogrzewania się przewodnika powierzchnia jego wysyła nazewnątrz coraz więcej ciepła prom ieniste­

go; po pewnym czasie przeto przewodnik osięga stan, w którym równoważnik ciepliko­

wy energii elektrom agnetycznej, otrzym ywa­

nej ustawicznie z otoczenia, pokrywa dokład­

nie s tra tę ciepła przez promieniowanie, ta k że odtąd tem p eratu ra przewodnika pozostaje niezmienną podobnie ja k całkow ita nagrom a­

dzona w nim energia.

Rozważmy część l naszego przewodnika, zaw artą między przekrojam i prostopadłem i (do osi) A, B (fig. 4); siła elektrobodźcza W dla tej części, t. j. spadek potencyału elektrycznego od A do B, niech będzie V , całkowity opór tej części d ru ta niech będzie

(12)

W SZECHŚW IAT N r 38 W . Mamy t e raz prosty walec kołowy o p ro­

mieniu R i o wysokości l; przez przekroje A , B nie płyną, ja k widzieliśmy, żadne ilości energii elektrom agnetycznej, lecz tylko przez powierzchnię pobocznicy, zaw ierającą 2irBi cm2; otóż, zobaczymy, że według wzoru Poyn- tinga można zapomocą tego napływ u energii z otoczenia zdać spraw ę z całkow itej ilości ciepła Jo u lea, wytwarzanego w przewodniku, którego według znanego praw a Jo u lea wy­

nosi I 2W n a 1 sek., dla rozważanej części dru ta. W edług wzoru Poyntinga m ianowi­

cie w ciągu 1 sek. przez każdy 1 cw 2 po­

bocznicy d ru ta przepływa ilość energii E 'f l

, ponieważ siły E ' i H są w naszym przypadku do siebie prostopadłe, ta k że sin® = 1. M nożąc przez powierzchnię po­

bocznicy, t. j. przez 2:rRl, otrzym am y całą ilość Q energii napływ ającej z otoczenia

i i i ^ 1 27tRH

w ciągu 1 sekundy : Q = --- . — —— . E f;

4tc A

lecz natężenie p rą d u I je s t związane z o ta ­ czającą go silą m agnetyczną H zapomocą

T 2tcRH

wzoru : 47ri = — — , zaś ihJ rów na się sile elektrobodźczej V; mamy więc Q = I Y . Ponieważ zaś, w edług praw a Ohm a Y = I W , przeto ostatecznie Q = I 2W, a więc w rz e ­ czy samej, energia napływ ająca do w nętrza d ru ta z pola otaczającego rów na się d o k ład ­ nie ilości ciepła wytwarzanej w drucie we­

dług praw a Jo ulea.

Powyżej opisany przypadek prądu prosto- \ linijnego, nieskończenie długiego (gdyż pod tym tylko w arunkiem pole elektrom agne­

tyczne otaczające p rąd je s t ta k proste) je st abstrakcyjnym ; w rzeczywistości bowiem I przewodnik prądu, np. d ru t, musi zginać się j w pewnych pu nktach w skończonej odległo- | śei,—lub też biedź wzdłuż krzywej stopniowo [ zakrzywionej,— dążąc z obu stron do ja k ie ­ gokolwiek „źró d ła” siły elektrom otorycznej, do jakiejkolw iek machiny elektrycznej, lub kondensatora, albo też elem entu galwanicz- j nego, skąd w ypływ ają zasiłki energii elektro­

m agnetycznej. B iorąc jed n ak dosyć długą część p ro stą przew odnika p rą d u , lub p rzy­

najm niej w przybliżeniu prostą, możemy zbliżyć się w rzeczywistości dowolnie do [ przypadku idealnego, opisanego powyżej.

Je ż e li zresztą d ru t ma k sz ta łt jakikolw iek,

stosunki są co do istoty rzeczy zupełnie po­

dobne, tylko rachunek je s t bardziej zawiłym.

W późniejszych arty k u łach będziemy mieli sposobność prześledzenia szczegółowego kil­

ku ważniejszych przypadków tego rodzaju;

zobaczymy też wówczas, jakiem i są właści­

wości pola zaw artego między płytam i ele­

mentu galwanicznego lub między krążkam i zwykłego kondensatora, który zasila prąd w drucie łączącym te płyty lub krążki naze­

w nątrz; zobaczymy !), źe wewnątrz tych pól, podczas wyładowania nagłego lub powolne­

go, położenie siły elektrycznej względem m agnetycznej je s t takie, że prąd energii elektrom agnetycznej je s t skierowany n aze­

w nątrz (wbrew przeciwnie niż w przypadku powyższym), ta k źe energia wypływa z pól tych ustawicznie, aż do wyczerpania zupeł­

nego.

B ardzo piękne je st zastosowanie praw a Poyntinga do teoryi elektrom agnetycznej św iatła; daje nam ono przykład ruchu po­

stępowego energii, podczas gdy powyżej mieliśmy p rzykład jej zagęszczania się u s ta ­ wicznego. W edłu g teoryi tej, ja k wiadomo, światło polega na peryodycznych zmianach (w czasie i przestrzeni) siły elektrycznej E i m agnetycznej H , które leżą w płaszczyznie prostopadłej do prom ienia św iatła, czyli w płaszczyznie fali, jeżeli mamy do czynienia z falam i płaskiem i biegnącemi w ośrodku izotropowym. Jeżeli prom ień jest spolary­

zowany prostolinijnie, je d n a z tych sił leży w płaszczyznie polaryzacyi, d ru g a je s t do niej prostopadłą. Z ak ład ając, że znamy już stosunki te skądinąd i że wiemy (p atrz wy­

żej), źe gęstość energii elektrycznej w yraża się przez —^ - E 2, zaś energii m agnetycznej

OTT

przez —^ - H 2 w polu jakiem kolwiek, może- 871

my zapomocą praw a P o yn tin ga obliczyć prędkość v rozchodzenia się peryodycznych zaburzeń elektrom agnetycznych w danym ośrodku dielektrycznym , które np. w razie dostatecznie m ałego peryodu wywierają na nas wrażenie św iatła. Zapom ocą prostego- rachunku okazuje się mianowicie, że pręd-

•) W tym celu będziem y m usieli zapoznać czytelników nasam przód z pojęciem t. z w. „p rą­

du p rzesu n ięcia” i odnoszącem i się tu zjaw iskam i.

Cytaty

Powiązane dokumenty

(b) Jeśli w chwili startu nakierujesz łódkę na punkt C i nie zmienisz tego kierunku w stosunku do brzegu, gdzie wylądujesz na brzegu północnym?. (c) Aby osiągnąć

Przeciętne miesięcz- ne wynagrodzenia brutto były wyższe wśród pracowników sektora publicznego niż prywatnego, tak samo dla kobiet, jak i dla mężczyzn, ale tylko w przypadku

W pracy zostały przedstawione wyniki badań obecności kilku metali (pochodzących z takich materiałów jak: wolfram, molibden, chromcl, wolfram-ren 20 w tkance mózgowej oraz

W wielu mięśniowych i niemięśniowych układach żywych miozyna II układa się w superstruktury nazwane filamentami miozynowymi (grubymi). Reakcja spontanicznego organizowania

Transport ten odgrywa bardzo ważną rolę w regulacji syntezy białka w ciele neuronu, o czym świadczy fakt zaburzeń tejże syntezy do których dochodzi w ciągu kilku dni od

magnetycznego będącego wypadkową pola ziemskiego i pola wytworzonego przez przewodnik w którym płynie prąd. c) Igły magnetyczne ustawiają się biegunami różnoimiennymi

(b) Jak długo trwa pełny, 190-metrowy przejazd wagonika bez zatrzymania po drodze, licząc od chwili zatrzymania na dole do chwili zatrzymania na

Liczba stojąca na końcu, czyli u nas +3 (liczba dodatnia) mówi o tym, ze wykres z treści zadania musimy przesunąć o trzy jednostki do góry.. b) Czym się różni wzór funkcji y=2x 2