• Nie Znaleziono Wyników

-<£k.d.res IRedałccyi: iSZral^owBlsie-Frzed.aaaleście, ŁTr S6.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "-<£k.d.res IRedałccyi: iSZral^owBlsie-Frzed.aaaleście, ŁTr S6."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J\/S. 3 2 . Warszawa, d. 6 sierpnia 1893 r. T o m TTTT

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA".

W W arszaw ie: rocznie

rs. 8 kw artalnie „ 2

Z przesyłkę pocztow ą: rocznie

„ lo

półrocznie „ 5

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanow ią Panow ie:

A lexandrow icz J., D eike K., D ickstein S., H o y er H . Jurkiew icz K., K w ietniew ski W ł., K ram sztyk S., Na- tanson J., P rauss St., Sztolcm an J . i W róblew ski W.

P renum erow ać m ożna w Redakcyi „W szechświat,' i w e w szystkich księgarniach w k raju i zagranicą.

-<£k.d.res IRedałccyi: iSZral^owBlsie-Frzed.aaaleście, ŁTr S6.

PLUWIOMETR HEŁLMANNA

i s t a c y e p l u w i o m e t r y c z n e .

Od początku roku 1892 n a stacyach me­

teorologicznych, urządzonych staraniem sek- cyi Y I Towarzystwa P opierania Przem ysłu i Rolnictw a, zaczęto wprowadzać nowe plu- wiometry systemu d-ra H ellm anna zamiast dawniej używanych.

T e pluwiometry, odznaczające się prostotą budowy i nizką ceną, wprowadzono n a wszyst­

kich stacyach meteorologicznych, zależących od In sty tu tu meteorologicznego berlińskiego;

dla tych też ich przymiotów zostały one wprowadzone i do naszych stacyj. S ła b ą stronę pluwiometrów poprzedniego systemu (patrz In stru k c y ą dla stacyj meteorologicz­

nych, urządzonych staraniem Tow. P opiera­

nia Przem . i H a n d .) stanowił k ran, który, przy najm niejszej niedokładności w osadze­

niu, ulegał po pierwszych m rozach dalszemu obluzowaniu i przepuszczał wodę. Tym spo­

sobem woda, zebrana w cylinder szklany, nie

przedstaw iała ilości wody istotnie spadłej w przeciągu czasu, który u płynął pomiędzy jednym i drugim pomiarem. Prócz tego przestrzeń hermetycznie zam knięta n ad k ra ­ nem łatwo przez jedyny, m ały otwór zanie­

czyszczała się kurzem , a wskutek tego bardzo trudno było pluwiom etr utrzym ać w należy­

tym stanie czystości. Tych niedogodności nie przedstawia pluwiom etr H eljm anna.

S k ład a się on z walca blaszanego, wysokie­

go n a 45 centym etrów, zewnątrz pomalowa­

nego na biało. Górny otwór walca je s t kołem m ającem powierzchnię 200 centymetrów kwa­

dratowych, a średnicy 159,6 mm; n a tę po­

wierzchnię właśnie p ad a woda z atmosfery.

Obwód tego ko ła je s t pierścieniem, którego górny brzeg je s t ostro ścięty.

C ały pluwiom etr je st złożony z dwu od­

dzielnych części: górnej chwytającej opad, i dolnej, zawierającej odbieralnik, do któ­

rego spływa woda z deszczu lub stopione­

go śniegu i tam pozostaje, aż do chwiK^doko- nywania pom iaru wody spadłej. Odbieralnik ten nie przylega do ścian dolnej części plu- wiom etru, lecz je s t od nich oddzielony w ar­

stw ą powietrza, g ru b ą n a 3 centymetry.

P rócz tego nie spoczywa on bezpośrednio na

dnie dolnego naczynia. Takie odosobnienie

(2)

498 WSZECHSWIAT. N r 32.

ochrania go od bezpośredniego ogrzania przez promienie słoneczne, a tym sposobem zm niej­

sza ja k można najbardziej parow anie wody w nim zebranej. W gór nem naczyniu je st wlutowany lejek, k tórego ru r k a wchodzi w otwór odbieralnika; przez tę ru rk ę właśnie woda deszczowa lub ze stopionego śniegu spływa do odbieralnika. Całość jesfr osadzona n a palu, wbitym w ziemię, w sposób widoczny z figury: powierzchnia otworu górnego po­

winna się znajdow ać w odległości 1 m etra lub niewiele większej od powierzchni gruntu.

A by zmierzyć wysokość wody spadłej z deszczu, g ó rn a część naczynia zdejmuje się, odbieralnik wyjm uje się z dolnego naczynia i zaw artość wlewa się starannie do cylindra szklanego, stosownie podzielo­

nego. N a powierzchni tego cylindra są, po- działki, w skazujące wysokość wody sp a­

dłej. Odległość pom iędzy dwiema po sobie następuj ącemi podział kami odpowiada w ar­

stwie wody spadłej n a powierzchnię ziemi, wysokości 0,1 milim. Całkow ite m ilim etry są oznaczone liczbami w yrytemi n a ' szkle od 1 do 10. P o dokonanym pom iarze wstawia się odbieralnik na swoje miejsce i za k ład a górne naczynie, zw racając uwagę n a to, aby ru rk a lejka weszła w otwór odbieralnika.

Jeżeli m am y do zm ierzenia wysokość wody spadłej ze śniegu, g ra d u albo też k ru p , wtedy należy cały pluwiom etr zdjąć z pala, aby n a ­ przód stopić opad, znajdujący się w górnej czę­

ści pluwiometru w stanie stałym . W rzadkich przypadkach, gdy opad odrazu stopniał, mo­

żna oczywiście zaraz przystąpić do pom iaru.

N a m iejsce zdjętego pluw iom etru za k ła d a się jednocześnie drugi, tak i sam , aby nie s t r a ­

cić tego opadu, k tó ry może się przytrafić w ciągu czynności m ierzenia opadu poprzed­

niego. D la tego też to zupełny pluw iom etr składa się z dwu całkow itych sztuk; w ciągu la ta w naszych stronach używa się tylko je ­

dna, ale w ciągu zimy praw ie ciągle wypada obu używać. Z d ję ty pluw iom etr umieszcza się w ciepłym pokoju i dopiero po zupełnem stopieniu się lodu pom iar dokonywa się spo­

sobem, wskazanym poprzednio. Podczas p a­

dania śniegu do części górnej pluwiom etru w stawia się rodzaj krzy ża blaszanego, złożo­

nego z dwu szerokich blach (na figurze nie przedstawionego), przeznaczonego do za­

trzym yw ania śniegu, k tó ry ju ż w padł do

pluwiom etru. Je d n a k podczas śniegu z desz­

czem lub samego deszczu nie należy zosta­

wiać krzyża w pluwiometrze, gdyż wtedy wskutek powiększenia powierzchni zmoczonej, ułatw ia się parowanie i wody zbierze się mniej w pluwiometrze, aniżeli bez krzyża.

D la stacyj górskich, które m ają do mierze­

nia ogromne nieraz opady śniegu, używa się pluwiom etru podobnego, ale o większych wy­

m iarach i w niektórych szczegółach różniące­

go się od ojiisanego wyżej. Zajm ować się jed n ak nim nie będziemy tu ta j, gdyż u nas

bezpośredniego zastosowania on nie ma.

K o szt zupełnego pluwiometru, złożonego z dwu naczyń, krzyża i cylindra szklanego, nie przenosi u nas 14 rs.; w Niemczech do­

chodzi zaledwie połowy.

Oprócz tego d r H ellm ann obmyślił nie­

mniej prosty i tan i przyrząd do oznaczania stosunku, zachodzącego pomiędzy grubością w arstwy śniegu, poki-ywającego ziemię, a wy­

sokością warstwy wody, któraby pow stała na powierzchni ziemi, gdyby ten śnieg stopniał.

P rzez to zostało ułatw ione niezmiernie po­

znanie ta k niezbędnej, a ta k m ało dotąd zba­

danej zależności pomiędzy ilością śniegu spa­

dłego a ilością wody z niego powstałej. Obec­

nie m ało co więcej wiemy o wzmiankowanym wyżej stosunku nad to, źe nie je s t on stałym.

A jed nak stosunek ten koniecznie znać powin­

niśmy, jeżeli chcemy przewidzieć, jakiej ilości wody możemy się spodziewać np. n a wiosnę ze stopionych śniegów, nagrom adzonych w zimie.

"Wskutek niezmordowanej energii d -ra Be- zolda, dyrektora insty tutu meteorologicznego berlińskiego i d-ra H ellm anna jego pomocni­

k a a zarazem kierującego sekcyą ogólną i kli­

m atologiczną w tymże instytucie, liczba sta­

cyj pluwiometrycznych w Niemczech w ciągu kilku ostatnich la t ta k dalece wzrosła, że z końcem roku 1891 ju ż w różnych punktach Niem iec znajdowało się 1425 pluwiometrów czynnych. Bezwątpienia ta k nizka cena przy­

rz ąd u i ta k wielka łatwość obserwacyi nie­

m ało się do tego przyczyniły. Liczba tych stacyj w roku 1892 powiększyła się jeszcze o kilkaset, ta k źe ju ż wkrótce zapewne N iem ­ cy dojdą do minimum, ustanowionego przez H ellm anna, 2 000 stacyj pluwiometrycznych.

N a powierzchni królestw a Polskiego, po­

mimo źe sieć stacyj meteorologicznych,

(3)

WSZECHSWIAT. 4 9 9

urządzanych przez Towarzystwo popierania przem ysłu i handlu powoli w zrasta, nie zdo­

łaliśmy dotąd dojść do 30 pluwiometrów. Ró-

j

żnica jest, ja k widzimy, niem ała—i z tego | powodu niech mi tu wolno będzie przy tej sposobności powiedzieć kilka słów o organi- zacyi sieci stacyj meteorologicznych i o zna­

czeniu w niej stacyj pluwiometrycznych. Być może, źe słowa te przyczynią się choć w czę­

ści do rozwinięcia tego działu badań fizyogra- ficznych k raju.

P odług przyjętej obecnie klasyfikacyi sta- cye, stanowiące pewną sieć meteorologiczną, są podzielone na 4 klasy. Stacyam i rzędu I-go są to wielkie stacye zaopatrzone w przy­

rządy samopiszące; w ym agają one znacznych nakładów i licznego składu osobistego celem należytej obsługi. N a nich znajdują się ta k ­ że przyrządy norm alne, podług których regu ­ lują się te przyrządy, które są przeznaczone do innych stacyj, wchodzących w skład sieci.

Takiej stacyi, w ścisłem znaczeniu tego wyra­

zu, niema wcale w naszym kraju; znajdują się one tylko w W iedniu, P etersb u rg u , B erli­

nie, H am b u rg u , P ary żu , Kew i t. d.

Podstaw ę, n a której opiera się każda orga- nizacya sieci meteorologicznych, stanowią ta k zwane stacye rzędu Ii-go. P od tym wyrazem rozumiemy stacye, w których trzy razy dzien­

nie w oznaczonych godzinach robią się i no­

tu ją spostrzeżenia nad ciśnieniem powietrza, tem peratu rą, wilgotnością, zachmurzeniem nieba, kierunkiem i siłą w iatru i raz na dzień przynajm niej oznacza się wysokość spadłych wód atmosferycznych, a nadto notuje tem pe­

ra tu rę najwyższą i najniższą w ciągu osta­

tnich 24 godzin. Liczba takich stacyj, już dla samych kosztów urządzenia, nie może być wielką; a zresztą nie m iałoby żadnego celu prowadzenie niektórych spostrzeżeń w miej­

scach zbyt blizkich. Do takich spostrzeżeń należą przedewszystkiem spostrzeżenia baro ­ m etry czne: jeżeli znamy w danej chwili ciśnie­

nie pow ietrza np. w Piotrkowie, w Silniczce i Suchej, to znamy je z dostatecznym stopniem dokładności dla wszystkich punktów, znajdu­

jących się wewnątrz tró jk ąta, którego wierz­

chołkam i są te trzy miejscowości. Pow ięk­

szenie liczby stacyj, notujących barom etr we­

w nątrz tego tró jk ąta, m iałaby znaczenie d la;

pewnych specyalnych bad ań tylko wtedy gdybyśmy byli w możności umieścić tam ba-

I rom etry daleko dokładniejsze, aniżeli zwykle

| używane i w dodatku notujące w sposób cią­

gły, to jest samopiszące. D latego też to naw et przy bardzo gęstej sieci meteorologi­

cznej jed n a stacya Ii-g o rzędu jest zupełnie w ystarczającą n a 75 mil kwadratowych. Tyl­

ko w miejscowościach przedstawiających wiel­

kie różnice w wyniesieniu nad poziom morza, ja k np. w górach, powiększenie liczby takich stacyj je st koniecznem. W królestwie zatem wystarczyłoby około 30 stacyj I I rzędu, gdy­

by one odpowiednio były rozrzucone. Z byt

P luw iom etr Hellmanna.

wielkie powiększenie tych stacyj u tru d n ia tyl­

ko publikacyą ich spostrzeżeń, powiększając zarazem pracę b iu ra centralnego przy kontro­

lowaniu samych spostrzeżeń i ich obliczenia.

L ecz to, cośmy powiedzieli o ciśnieniu po­

wietrza, zupełnie nie odnosi się do tem pera­

tury. P od tym względem dwa nawet bardzo blizkie m iejsca m ogą wykazywać wielkie różnice. Blizkość m orza lub wielkich jezior, albo też pasm a gór; położenie n a wzgórzu lub w dolinie; otoczenie lasam i lub zupełnie otwartem i polami i błoniami wywierają b a r­

dzo wielki wpływ na miejscowy klim at, źe się

(4)

500 N r 32.

ta k -wyrażę. N aw et obserwacye term om etry- czne w jednem i tem sam em mieście okazują znaczne nieraz różnice, osobliwie, jeżeli są, ro­

bione n a brzegu i w środku m iasta. Z tego powodu w celu uzupełnienia danych, jakich dostarczają stacye Ii-g o rzędu, zaprowadzono stacye, n a których n o tu je się tylko tem p era­

tu ra , w iatr, zachm urzenie i wysokość opadów, i te stacye nazwano stacyam i rz ęd u Ill-g o . I liczba tych stacyi nie potrzebuje być zbyt wielką, o ile nie idzie o specyalne zbadanie pewnych szczególnych miejscowości, np. stacyj klimatycznych, zakładów kąpielowych leczni­

czych i t. p. Z re sztą stacye takie utrzy m u ją się zwykle tylko przez pewien szereg la t i n a ­ stępnie zostają zwinięte, jak o zbyteczne. P rzez ten szereg la t, przez któ ry są one czynnemi, należy tylko porównywać tem p eratu ry n a nich notowane z tem p eratu ram i najbliższych s ta ­ cyj Ii-g o rzędu; ponieważ doświadczenie po­

kazało, źe różnice w tem p eratu rach poblizkich miejsc doznają bardzo m ałych zm ian, przeto z wynalezionych różnic będziemy zawsze mo­

gli oznaczyć tem p eratu rę każdego miejsca, znając tem p eratu rę stacyi Ii-g o rzędu n a j­

bliższej. T akich stacyj w naszej sieci m ete­

orologicznej nie posiadam y wcale; kilka s ta ­ cyj, które z początku były tego ro d z aju s ta ­ cyami, przeszły następnie n a stacye rzędu Ii-g o .

Lecz są zjawiska, których zbadanie wyma­

ga bardzo wielkiej liczby stacyj, blizko siebie leżących. Do tych zjawisk należą opady wód atmosferycznych i burze.

Ilości wód spadłych p rzedstaw iają wielkie różnice w poblizkich m iejscach nie tylko w od­

dzielnych dniach, ale naw et i w średnich wy­

padkach, w yciągniętych z długiego szeregu la t. M iejsca np. położone po dwu stronach nizkiego naw et pasm a g ó r w ykazują takie różnice, szczególniej w tym razie, gdy pasmo idzie w kierunku prostopadłym do kierunku panujących wiatrów. Z tych powodów więc liczba takich stacyj, któreby zajm owały się wyłącznie notowaniem opadów wód atm osfe­

rycznych, powinna być bezporów nania więk­

szą, aniżeli liczba stacyj Ii-g o i I ii- g o rzędu;

podług Bezolda, liczba tak ich stacyj powinna przynajm niej wynosić 10 ra zy w ziętą liczbę stacyj pierwszych, uw ażanych razem . Z ap ro ­ wadzenie jed n ak ta k wielkiej liczby stacyj by­

łoby niemożliwem praw ie, gdyby badania, do

których się one odnoszą, m iały cel wyłącznie naukowy. A le wyniki tych badań m ają prócz tego niezmiernie ważne znaczenie praktyczne w całej inżynieryi wodnej i w gospodarstwie rolnem i leśnem.

Przecięcia rynien i otworów odpływowych, profile kanałów i łuków mostowych, objętości zbiorników wodnych i t. p. wtedy tylko m ogą być należycie obliczone i zbudowane odpo­

wiednio, gdy wiadomem będzie, jakie ilości wody m ają przez nie przepływać nietylko w zwykłych stanach, ale także i w razach nadzwyczajnych. Również przy regulowaniu biegu rzek pożyteczną je s t rzeczą wiedzieć, jak i je s t związek pomiędzy ilością opadów a wysokością wody w rzekach, niemniej z ja- kiemi ilościami wody spadającej z atm osfery możemy mieć do czynienia w całem porzeczu danej rzeki. P rz y kanalizowaniu m iast też same wiadomości są niezbędne. Tylko spo­

strzeżenia dokonywane n a znacznej liczbie takich stacyj m ogą nas nauczyć, ja k i wpływ n a opady i wogóle n a pewne elementy klim a­

tyczne m a wytrzebienie lasów lub ich zapro­

wadzenie. P raw ie zbytecznem je s t mówić, ja k ważną je s t rzeczą przewidzieć z góry, j a ­ kich ilości wody m ożna się spodziewać ze sto­

pionego śniegu i o ile takie przewidywanie zmniejszyć może niebezpieczeństwa wylewów stąd pochodzących.

Bez takich wiadomości bardzo łatw o n a ra ­ zić się można n a niepowetowane straty , wy­

pływające z nieznajomości tych zjawisk, na k tó re w dodatku wola człowieka oddziaływać nie może. N ie mniejsze pożytki wyciągnąć może w wielu razach z takich bad ań rolnik i leśnik, chcący oprzeć się na podstaw ach naukowych.

D latego też to w A nglii, A m eryce P ó łn o ­ cnej, F rancyi, Czechach oddawna, a w Niem ­ czech w ostatnich czasach, obok stacyj Ii-g o i I i i- g o rzędu zaprowadzono gęste sieci sta­

cyj, których główne zadanie polega n a co- dziennem notowaniu ilości opadów, a te w ła­

śnie stacye nazwano pluwiometrycznemi.

W ogóle te stacye, w których tylko n a jedno lub dwa zjaw iska szczególną zw raca się uwa­

gę, noszą nazwę stacyj rzędu IY-go.

Takich stacyj u nas ta k jak b y nie było. J u ż

sam a W arszaw a i jej najbliższe okolice po-

winnyby posiadać kilka pluwiometrów. T ym ­

czasem właściwie posiada ona tylko jeden

(5)

N r 32. 501 na stacyi meteorologicznej przy obserwa-

toryum astronomicznem w Ogrodzie b o ta­

nicznym, umieszczony podług wszelkich wy­

m agań nauki. D ru g i znajduje się na stacyi przy M uzeum Przem ysłu i Rolnictwa, lecz ten dla b ra k u odpowiedniego miejsca je st umieszczony zbyt wysoko; oprócz niego drugi na tejże stacyi powinienby się znajdować bli- zko powierzchni gruntu, n a co wszakże miej­

scowe stosunki nie pozwalają. Oprócz tych dwu pluwiometrów w ypadałoby mieć n a brze­

gach W arszaw y jeszcze co najmniej dwa inne.

P rzed kilkomu laty zarząd drogi żelaznej Dąbrowskiej zaopatrzył się na stacyi przy Muzeum w pięć pluwiometrów; lecz jakkol­

wiek od tego czasu upłynęło la t cztery, do­

tąd niem a najm niejszej wiadomości, czy zo­

stały one w odpowiedni sposób użyte. Z e­

szłego roku w Płockiem założono dwie stacye pluwiometryczne, lecz po kilku miesiącach działalności u stały one zupełnie, a przynaj­

mniej nie d ają o sobie żadnego znaku życia.

Tym sposobem tylko te wiadomości mamy' 0 opadach wód atmosferycznych w naszym kraju , których nam dostarczają stacye rzędu Ii-g o , a wiadomości te są zupełnie niedosta­

teczne, choćby ju ż dla tego samego, że zna­

czne przestrzenie k ra ju żadnych stacyj nie posiadają.

A by dopomódz do wypełnienia ta k wielkie­

go b ra k u w naszych badaniach fizyograficz- nych, R edakcya P am iętnika Fizyograficzne- go, równie ja k i stacya meteorologiczna przy Muzeum Przem ysłu i Rolnictw a chętnie po­

dejm ują się udzielania wszelkich wskazówek co do zakładania stacyj pluwiometrycznych 1 pośredniczenia w ja k można najbardziej ułatwionem nabyciu odpowiednich przyrzą­

dów. P am iętnik zaś Fizyograficzny zamiesz­

czać będzie chętnie dokonane spostrzeżenia.

W. K.

N O W E W IA D O M O Ś C I

0 M R O W I S K A C H . 0

Znakom ity badacz mrówek szwajcarskich, Fovel, podaje w pracy swej („Die N e ste r der

*) W edług „Biologisches C e n tralb latt” N r 9 i 10, 1893. Tom X III.

A m eisen” N eujahrsb latt, herausgegeben v. d.

n aturf. Gesellschaft zu Z urich v. d. J a h r 1893), porównawcze zestawienie budowy m ro­

wisk różnych gatunków mrówek, łącząc fakty dawniej już wiadome w jednę całość z wyni­

kam i nowych swoich badań.

W edług pracy Fovela, znajdują się u owa­

dów tej rodziny najrozm aitsze stopnie budo­

wy mrowisk, od najprostszych początków aż do wysokiej doskonałości i sztuki, a rozm ai­

tość m ateryału, używanego do budowy mro­

wisk, dopomaga do występowania w większej jeszcze liczbie rozm aitych form. Mrowiska odróżniają się od gniazd i plastrów os i pszczół brakiem ścisłej symetryi w planie budowy, a nadto wiele gatunków mrówek posiada zdol­

ność zastosowywania się do warunków ze­

wnętrznych i odpowiedniego zmieniania k ształtu mrowisk. T en sam gatunek mrówek mieszka, ja k to Fovel zauważył, w A lpach pod kamieniami, które osłaniają od wpływów nieprzyjaznych, w lasach w spróchniałych pniach drzew, na łąkach w wyniesionych wzgórkowato kopcach ziemi i t. p.

Dokładny, systematyczny podział mrowisk pod względem ich k ształtu lub ze względu na m ateryał, z którego zostały zbudowane, jest niemożliwy; w każdym razie można podzielić mrowiska odpowiednio do m ateryału budo­

wlanego na zbudowane: z ziemi, drzewa, masy papierowej (kartonu) i tkane z nitek; oprócz tego istnieje mnóstwo innych koinbinacyj.

F ov el potwierdza mniemanie M einerta, że gruczoły, jakie mrówki posiadają w szczękach górnych, wydzielają płyn lepki, przy pomocy którego właśnie niektóre gatunki mrówek ł ą ­ czą razem cząstki roślinne, trociny drzewne, cząstki ziemi i zlepiają z tej masy kartonowe mrowiska; jeżeli płyn wspomniany je st wycią­

gnięty na nitki, u innych gatunków wtedy służy do budowy mrowisk tkanych.

Porównawcze b adania mrowisk kartono­

wych i tkanych wykazują, ja k stopniowo filo­

genetycznie z lepkiej wydzieliny gruczołów spotykanych u gatunków zlepiających mrowi­

ska (kartonowe), rozwinęły się nitki, służące do budowy mrowisk tkanych.

P rz y tem przekonano się, źe k arto n gatu n ­ ku L asius fuliginosus L a tr. obfituje w próchno drzewne lub cząstki ziemne, a ubogi je st w m asę kleistą, wskutek czego je st kruchy.

U innych gatunków rozdrobnione cząstki ro­

(6)

502 WSZECHŚWIAT. N r 32.

ślinne rozm ięszane są z większą ilością masy kleistej i d a ją m asę bardzo podobną do sub- otancyi, ja k ą w yrabia nasza zwyczajna osa.

P odobną m asę spotykam y u Dolichoderus bi- tub erculatus M ayr. z B angkoku, podczas gdy oludndiowo-europejski Liom etopum microce- plialum P z. i liczne gatunki C rem atogasier przedstaw iają różne stopnie przejściowe.

Z drugiej strony szereg form przejściowy cli stanowi łączące ogniwo pomiędzy m rowiska­

mi, podobnemi do domków chruścików (P hry- ganidae), utworzonemi z oprzędzonych razem cząstek kamieni i roślin, jak ie spotykają się u gatunku Polyrhachis jerd o n i F o rd z Ceyło­

nu i mrowiskami wysłanemi jedw abną przę- zą, prdzypom inającą oprzędy gąsienic lub p a­

jęczynę, mrowiskami wschodnio-indyjskich gatunków Polyrhachis i często spotykanej w Azyi i A fryce zwrotnikowej Oecophylla sm aragdina F a b r.

Co się tyczy mrowisk gatunków mrówek krających liście, mrówek z południowej A m e­

ryki (A tta F a b r.) i dwu pokrewnych im ro ­ dzajów, obserwował je bardzo gorliwie Molier w Brazylii, a b adania jego doprowadziły do bardzo ciekawych rezultatów . Obserwacye M oliera stw ierdziły przypuszczenia Tom asza B elta, źe odgryzane przez pewien gatunek A tta kaw ałki liści zostają zanoszone do m ro­

wiska i służą za podłoże dla grzybów, które stanowią pożywienie mrówek. D okładne dal­

szo badania M oliera przekonały, że mrówki nie jed zą w prost grzybni, ale n a grzybni wy­

hodowanej w m row isku na odpowiedniem po­

dłożu pow stają szczególne, w innych g atu n ­ kach grzybów nie spotykane ciałka, które stanowią wyłączny pokarm tych mrówek.

P rzytem A tta coronata wykopuje sobie am a w zsiemi n a większej lub mniejszej g łę ­ bokości różne komory, m ające od 2— 3 decy­

m etrów średnicy, które łączą się za pomocą przejść szerokich na 2,5 cm, A tta discigera i A . hystrix zaś k o rzy stają z gotowych już ja m znajdujących się zwykle mniej lub więcej głęboko pod powierzchnią, a k tóre to jam y czy nory, o ile nie są jeszcze pokryte przez spróchniałe drzewo, kam ienie i Ł p. przed­

mioty, zostają przez mrówki zasłonięte g rubą pokrywą z cząstek liści utworzoną. U dwu ostatnich gatunków mrowisko sk ład a się tylko z jednej komory.

P rz y badan iu w nętrza m row iska spostrze­

gać się daje u wszystkich gatunków pośrodku białą, lub jasno-szarą, kłaczkowatą m asę, 0 budowie gębczastej, t. z w. „ogród grzy­

bowy,” w niej to znajdują się ja ja , gąsienice 1 poczwarki mrówek otoczone przez liczne mrówki robocze czyli robotnice.

T a m asa czyli „ogród grzybowy” nie styka się w żadnym punkcie z bocznemi ścianami i sklepieniem, podtrzym ywanem przez łodygi i gałęzie roślin, przechodzących często przez mrowisko; pomiędzy tą m asą i ścianami oraz sklepieniem mrowiska znajduje się przestrzeń wolna n a palec szeroka. Mrówki odcinają, a właściwie odgryzują cząstki roślinne od liści różnych roślin, za pomocą zazębionych gór­

nych szczęk (żuwaczek) i zaciągają je do m ro­

wiska, gdzie używ ają ich po części do przy­

krycia go, przeważnie jed n ak p rzerab iają je n a masę potrzebną do hodowli wspomnianych grzybów.

W n atu rze M olier nie mógł dostrzedz, w j a ­ ki sposób odbywa się t a czynność, dopiero obserwacye nad uwięzionemi mrówkami, umie- szczonemi w odpowiednich naczyniach szkla­

nych, pozwoliły mu zbadać najdrobniejsze n a­

wet szczegóły.

P rzek o n ał się, że przyniesione do mrowiska kaw ałki liści zostają naprzód rozdzielone na drobniutkie cząstki, wielkości głowy mrówki, następnie przeżute tak , że powstaje z nich m asa m iękka, w której nie znajduje się już praw ie ani jedna nienaruszona kom órka (ro­

ślinna). Jednocześnie zostaje ta m asa u ro­

biona przedniem i nóżkami n a kulkę i przy­

czepiona w odpowiedniem miejscu do gębcza- stego szkieletu „ogrodu grzybowego.” C ała m asa tego ogrodu składa się z podobnych kulek, przerośniętych nawskroś grzybnią;

z dziwną łatwością nitki grzybowe czyli strzęp ­ ki (hypha) w rastają w nowo przyczepione cząstki; M olier znajdow ał kuleczki, które rano były przyczepione, a ju ż po południu za­

rośnięte przez grzyby \ve wszystkich kierun­

kach.

„O gród grzybowy” je st ta k s ta ra nnie przez mrówki utrzym ywany, wszelkie zanieczyszcze­

nia, a szczególniej k ażda zaledwie wscho­

dząca (kiełkująca) grzybnia innego gatunku ta k pilnie bywa usuwana, że na podłożu p ro ­ wadzi się rzeczywiście czysta hodowla grzy­

bów mrówkowych. Te części „ogrodu grzy­

bowego” k tóre są wyjałowione przez grzyby,

(7)

N r 32. W SZECHSWIAT. 503 zostają wyrwane i służą jak o m ateryał do

budowy m rowiska i jego części ochronnych, miejsce ich zaś zajm ują nowe kulki. N a roz­

winiętej grzybni pow stają ciałka, zaledwie l/ t m m w średnicy mające, tworzące się na końcach nitek grzybowych (strzępek) które kulkowato się rozszerzają; ta k zmienione nitki grzybowe zbierają się w liczne, ściśle ograniczone kępki.

Te kulkowate rozszerzenia nitek grzybni zostały nazwane przez M oliera „nabrzmienia- mi kalarepow atem i” (K ohlrabihaufchen) i one to właśnie służą mrówkom za pożywienie.

S ą to nowe wytwory morfologiczne grzybni, powstałe wskutek hodowli prowadzonej przez mrówki, k tóre ta k dalece w yradzają się od swej nitkowatej czy włóknistej natury, źe tyl­

ko w rzadkich wypadkach, przy sztucznej ho­

dowli rosną dalej w postaci włóknistej (nitko­

watej).

Jeżeli część „ogrodu grzybowego” przenie­

siemy do szklanego naczynia i oddalimy stam ­ tą d wszystkie mrówki, to m asa po niedługim czasie zmienia swój wygląd. N aprzód pokry­

wa się delikatnem i włosami, które powstają z równo-wyrośniętych włókien (nitek) grzybni, a które następnie, stając się coraz dłuźszemi, okryw ają cały „ogród grzybowy” tak, że z zewnątrz nic nie widać pierwiastkowej m a­

sy; jednocześnie właściwe główki „nabrzm ień kalarepow atych” kurczą się, gdyż protopla- zma ich przechodzi we włókna grzybni, a cała m asa strzępek wytwarza na 3-ci lub 4-ty dzień konidya (zarodniki). Jeżeli jednak do naczynia z „ogrodem grzybowym” wpuścimy pewną ilość mrówek potrzebną do utrzym a­

nia w pierwotnym stanie „ogrodu grzybowe­

go”, wtedy przyjm uje on wkrótce pierwotny wygląd; nie w ytw arzają się nitki długie ani konidya, albowiem wszystkie wybujałe części grzybni zostają przez mrówki odgry­

zione.

W „ogrodzie grzybowym” wszystkich ga­

tunków A tta , obserwowanych przez M oliera, znajdow ały się tak ie same grzybnie, a nadto udało mu się otrzym ać formę owoconośną, czyli wyhodować grzyb właściwy. F o rm a owocowa zo stała przez M oliera uznana za grzyb kapeluszowaty, należący do bedłek (A garicinae) i otrzym ała nazwę Rozites gon- gylophora.

Oprócz gatunków A tta , M olier b ad a ł tak ­

że zakładanie i hodowlę „ogrodów grzybo­

wych” u mrówek włochatych A pterostygm a i mrówek hakowatych Cyphomyrmex. To nie znoszą wcale cząstek liści do swych, zale­

dwie na kilka centymetrów rozległych m ro­

wisk, które zakładają między korzeniami drzew lub w spróchniałych pniach drzewnych, ale używają próchna drzewnego i odchodów owadzich, jak o podłoża dla grzybów.

Zwrócić należy jeszcze uwagę na szczegól­

n ą powłokę, k tó rą Molier znalazł w mrowi­

skach 2-ch czy 3-ch badanych gatunków Apte- rostigm a. Pow łoka ta składa się z grzybni i powstaje w ten sposób, że mrówki kierują i ug n iatają włókna grzybne, w yrastające po za obwód zewnętrzny „ogrodu grzybowego”

za pomocą szczęk i nóg przednich, tak, że rozścielają się w powłokę, włókna zaś ją p rzerastające odgryzają. Podobnie ja k wszyst­

kie gatunki A tta hodują ten sam gatunek grzyba (Rozites gongylophora), tak znów ga­

tunki A pterostigm a, obserwowane przez Mo­

liera, upraw iają inny gatunek grzyba, a g a­

tunki Cyphomyrmex jeszcze inny gatunek, ale formy owoconośne tych grzybów nie zo­

stały dotąd poznane.

Obserwacye nad żywieniem się mrówek wy­

kazały, że każdy ich gatunek zjad a grzyby z mrowisk sąsiadujących tegoż gatunku, ale gardzi odmiennemi grzybam i hodowanemi przez inne gatunki mrówek.

Grodnem uwagi je s t odkrycie, że różne ga­

tunki A pterostigm a jak o też różne gatunki Cyphomyrmex, w hodowli grzybów stoją na różnym słopniu doskonałości. A mianowicie:

gdy A pterostigm a W asm anni hoduje gatunek grzyba, n a którego grzybni powstają do­

brze rozwinięte „nabrzm ienia kalarepow ate”

w mrowiskach u innych gatunków A p tero ­ stigm a (A. M olleri, A. pilosum) na tej samej grzybni, zam iast nabrzm ień charakterystycz­

nych, pow stają wyrostki mniej doskonałe, wśród których zgrubiałe końce włókien rzad ­ ko w ystępują. Toż samo Oyphomyrmex stri- gatus hoduje w mrowiskach dobrze rozwinięte

„nabrzm ienia kalarepow ate”, C. auritu s prze­

ciwnie.

Tem i spostrzeżeniami M olier zakończył na razie swoje badania, które napewno doprowa­

dzą do dalszych poszukiwań, n a tem polu mało jeszcze zbadanem. Byłoby poźądanem do­

wiedzenie się, np. czy hodowane przez różne

(8)

504 W SZECHSWIAT. N r 32.

gatunki mrówek, odmienne grzyby znane tyl­

ko z grzybni, są form am i dokładnie odróżnio- nemi, czy też wprost odpowiednie przygoto­

wanie podłoża, właściwe tem u lub owemu ga­

tunkowi mrówek, wpływa na rozwój „na­

brzm ień kalarepow atycb”. N ależałoby się też przekonać, czy jeżeli z mrowisk A p tero ­ stigm a M olleri i A . pilosum oddalim y mrówki, a n a ich miejsce wprowadzimy A . W asm anni, ażeby dalej prow adziły hodowlę za pomocą własnego podłoża, z czasem zm ienią się wy­

rostki grzybni i przyjm ą k sz ta łt kalarepo- waty.

A. Ś.

PHOJESKTY

NOWYCH MOTORÓW

T echnika obecna dąży usilnie do tego, by ciepło przeobrażać w p racę, o ile m ożna bez­

pośrednio. Dotychczasowe m otory nasze od ideału tego bardzo są jeszcze dalekie, w m a­

szynie parowej przebieg je s t zawiły, a stąd stosunek istotnie wyzyskanej energii nie je s t bynajm niej zadaw alający. M otorów, któreby n a wielką skalę przeprow adzały bezpośrednio ciepło w pracę, nie posiadam y również, ja k i maszyn, któreby z ciepła w prost energią elektryczną wytwarzać mogły.

Stosy cieplikowe czyli term o-elektryczne w istocie rzeczy nie przekroczyły d o tąd g ra ­ nic modelów niezbyt wielkich, k tó re w niezbyt korzystnym stosunku n ak ład ciepła wyzy­

skują.

Słynny radyom etr Crookesa, to je s t młynek, wprawiany w ruch w prost działaniem prom ie­

ni św iatła, daje nam wprawdzie dowód, że inożliwem je s t ciągłe przeobrażanie energii prom ienistej w pracę m echaniczną, bez po­

mocy jakiegokolwiek pośrednictw a, niepodo­

bn a wszakże przypuszczać, by w edług tego wzoru m ożna było zbudować m otor dostate­

cznie silny, m ający znaczenie praktyczne.

Godnym wszakże uwagi je s t inny pomysł,

') „Prometheus” Nr 191.

zastosowany w ostatnich latach przez F ra n k a M itchella w A nglii i Iskego w Am eryce.

Obaj ci wynalazcy nie wiedzieli o sobie na­

wzajem, zbudowali wszakże przyrządy ta k zbliżone do siebie, że zachodzi naw et pe­

wne podobieństwo w zewnętrznej ich postaci.

D okładniej znany je s t a p a ra t Iskego, poraź pierwszy opisany w r. 1888.

B udow a jego polega n a zasadzie znanego dobrze przyrządu fizycznego, mianowicie kryoforu. P rzy rząd ten sk ład a się z dwu kul szklanych, połączonych między sobą ru rą zgiętą; jed n a z tych kul napełniona je s t ete­

rem , pozostała zaś przestrzeń je st próżna, a raczej zajęta tylko przez p arę eteru, powie­

trze bowiem przed zalutowaniem usunięte zo-

F ig. 1. M otor M itchella.

stało. Jeżeli tedy kulę, k tó ra w danej chwili zaw iera eter, ogrzejemy choćby nieznaczne, zaw arty w nim e te r przechodzi w n ag łe wrze­

nie, ta k że wszystka ciecz zostaje gwałtownie przerzuconą do kuli drugiej.

Toż samo się dzieje, gdy tę d ru g ą kulę oziębiamy; wtedy bowiem zaw arta w niej p ara ulega skropleniu, a ciecz w kuli pierwszej, znalazłszy się pod nagle zmniejszonem ciśnie­

niem, również nagłem u ulega wrzeniu. Iske

więc połączył pew ną liczbę takich kryoforów

i uporządkow ał je w koło, ja k to wskazuje

(9)

WSZECHSWIAT. 505 w przecięciu fig. 1. K ule rozłożone n a okrę­

gu koła połączone są po dwie ru r ą szklaną, k tó ra w każdej z nicłi sięga aż do dna, przy- czem końce wszystkich ru r zgięte są w jednę stronę. Poniżej tego koła, złożonego z ośmiu kryoforów, znajduje się lam pa spirytusowa, opatrzona kominkiem, który dolną część koła łukowato otacza. D ajm y, że w pewnej chwili ciecz w oddzielnych kryoforach rozłożona jest tak, ja k wskazuje rycina, w takim razie z po­

wodu przewagi ciężaru kuł po stronie prawej, koło przejdzie w obrót w kierunku wskazanym strzałką, dopóki kule napełnione cieczą nie zajm ą położenia najniższego. W tem wszak­

że położeniu znajdują się w zetknięciu z ogrze­

waczem, eter więc z kul dolnych zostaje przepędzony przez system ru r do zbiorni­

ków górnych, co znów powoduje takie prze­

sunięcie środka ciężkości całego systemu, że obrót w kierunku strzałki dalej się utrzymuje.

Zgięcie ru r wewnątrz kul m a na celu to, by

F ig . 2. M otor Iskego.

k ażda kula po opuszczeniu ogrzewacza ja k najdokładniej opróżnić się mogła, co oczywi­

ście wpływa n a powiększenie sprawności mo­

toru. Czułość przyrządu jest ta k znaczna, że słabe naw et ogrzanie wywołuje silny obrót koła; porusza się nawet, jeżeli przez pewien czas wystawiony by ł n a działanie promieni słonecznych.

Fig. 2 przedstaw ia wspomniany już wyżej m otor M itchella, którego opisu bliższego nie posiadamy; prawdopodobnie jed n ak nie różni się on znacznie od urządzenia poprzedniego, obejm uje tylko większą liczbę oddziałów przeprow adzających ciecz z dołu w górę.

K uch zatem tych motorów wywołanym zo­

staje w samej rzeczy bezpośrednio przez dzia­

łanie ciepła. W m iarę, ja k kula otrzym uje zasób ciepła, wzmaga się prężność zawartej w niej pary, co sprowadza podnoszenie się cieczy; podczas tego przepływu prężność pary się zmniejsza, co połączone je st z u tra tą cie­

pła, które więc tu , ja k w każdym motorze cieplikowym, z ciała cieplejszego przechodzi do zimniejszego. W ażną zaś zaletą tego przyrządu je st to, że ruch obrotowy następu­

je tu bezpośrednio, nie wymaga on przeto me­

chanizmu dodatkowego, któryby, ja k w zwy­

kłej maszynie parowej, zam ieniał ruch postę­

powy w jednę i drugą stronę w obieg kołowy.

Niemożna wprawdzie przewidywać, czy zasada opisanych tu przyrządów da się zasto­

sować do budowy motorów n a wielką skalę, nie wydaje się to wszakże nieprawdopodo- bnem, gdy zważymy, że mechanizm taki nie wym aga oziębiania, obywa się tedy bez od­

dzielnego kondensatora, a nadto nie przed­

stawia budowy zawiłej, któraby sprowadzała znaczne tarcie. M otor M itchella został już naw et zastosowany do wprawiania w ruch wentylatorów.

T. R.

CZYNNOŚCI N E R W O W E

u z w ie rz ą t niższych.

(Dokończenie).

W yższy stopień rozwoju układu nerwowe­

go pod względem funkcyonalnym znajdujemy u szkarłupni (Echinoderm ata) np. u rozgwia­

zdy, jeżowca morskiego i t. d. U tych zwie­

rz ą t istnieje w części środkowej ciała pier­

ścień nerwowy, z którego promienisto wycho­

dzą (w ilości 5 lub 10) pnie nerwowe do każde­

go z promieni ciała. Otóż z badań H eidera,

! Rom anesa, K ruk enb erg a, F red erick a i in­

nych wynika, że pierścień nerwowy je st nie­

jak o ośrodkiem koordynującym ruchy wszyst­

kich promieni ciała, gdy tymczasem w każdym z nerwów promiennych mieszczą się ośrodki ruchowe i czuciowe dla odpowiedniego pro ­ mienia.

W edług badań H am anna, nerw promienny

(10)

5 0 6 WSZECHSWIAT, np. u rozgwiazd składa się z włókien i komó­

rek; włókna m ają przebieg podłużny. W kie­

runku pionowym nerw p rzeb ijają w łókna po­

przeczne, będące wyrostkami kom órek n a ­ błonkowych skóry. B udow a ta k a je st dla nas z dwu względów zajm ująca; po pierwsze obecność kom órek w nerwie wykazuje, źe nerw ten może pełnić czynność ośrodka, po drugie zaś związek niektórych włókien z na­

błonkiem skóry dowodzi, źe pod względem budowy system nerwowy szkarłup ni zbliżony je st do tegoż układu u jam ochłonnnych, gdzie również, ja k to wspomnieliśmy wyżej, znajdujem y bardzo często związek elementów nerwowych z nabłonkiem skóry (stan pierwo­

tny, właściwy także zarodkom wszystkich zwierząt wyższych). T ak i sam c h a ra k te r bu­

dowy posiada również środkowy pierścień, z którego wychodzą nerwy prom ienne.

Z e pierścień nerwowy je s t ośrodkiem, koor­

dynującym ruchy całego ciała, dowodzą tego następujące doświadczenia. Jeżeli u roz­

gwiazdy (Y ulpian) lub u węźowidła (Boma- nes) przetniem y w kilku miejscach pierścień nerwowy pośrodku, pomiędzy początkiem każdych dwu sąsiednich nerwów prom iennych, a więc wogólności w pięciu punktach, wów­

czas zwierzę, położone na grzbiecie, nie je s t w stanie powrócić do norm alnego położenia, ponieważ koordynacya ruchów oddzielnych promieni została uniemożliwiona przez opera- cyą. P o wykonaniu operacyi zw ierzę leży nieruchom e i żadnym z prom ieni ruchów nie wykonywa. W k ró tc e jed n ak oddzielne pro­

mienie odzyskują rucb, albowiem ośrodki dla każdego prom ienia nie zostały zniszczone.

N ie istnieje tylko ju ż kojarzenie się ruchów oddzielnych prom ieni i dla tego rozgw iazda nie może wykonać złożonego ruchu, przy którym niezbędny je s t pewien określony współudział ruchu wszystkich prom ieni, nie może się np. odwrócić, gdy zo stała położona grzbietem na dół. Oddzielny atoli prom ień ciała, odcięty od reszty, może wykonywać ru ­ chy koordynowane, może np. w odpowiedni sposób poruszać licznemi swemi nóżkami am- bulakralnem i, może w pewien określony spo­

sób wykonywać ruchy igłam i, i położony na grzbiecie, może się odwrócić samodzielnie i zająć położenie norm alne.

Jeszcze bardziej złożony pod względem czynnościowym u k ład nerwowy przedstaw ia

N r 32.

typ, oznaczony przez nas jak o trzeci, a m ia­

nowicie typ, w którym do oddzielnych zwo­

jów, lub też do części tychże przywiązane są różne specyalne funkcye. Typ ten je s t wła­

ściwy mięczakom, u których u k ład nerwowy składa się z trzech głównych p a r ośrodków zwojowych połączonych z sobą spoidłami (zwo­

je głowowe, trzewiowe i nożne) oraz pierście­

nicom i stawonogom, gdzie system nerwowy sk ład a się z p ary ośrodków mózgowych, nad- przełykowych (t. j. nad przełykiem umieszczo­

nych) i z szeregu zwojów brzusznych, połą­

czonych pomiędzy sobą; zwoje mózgowe łączą się z pierw szą p a rą brzusznych za pomocą spoideł, pierścieniowato otaczających przełyk.

N a d fizyologią uk ładu nerwowego stawono­

gów pracowano dosyć wiele i ta część neuro- fizyologii zwierząt bezkręgowych je s t przeto stosunkowo znacznie lepiej zbadana niź inne.

Z atrzym am y się nieco bliżej nad tym przed­

miotem.

R ozpatrzm y dwa główne punkty, dotyczące neurofizyologii stawonogów, a mianowicie:

1) Doświadczenia, przedsięwzięte w celu roz­

strzygnięcia pytania, o ile t.

zw

t . prawo Bella znajduje zastosowanie w fizyologii stawonogów.

2) Doświadczenia, m ające n a celu zbadanie czynności poszczególnych zwojów i ich połą­

czeń. T. zw. prawo B ella w fizyologii zwierząt kręgowych polega na tem , że nerwy mleczowe biorą początek dwoma korzonkam i, prowa- dzącemi w przeciwnych kierunkach, a miano­

wicie: korzonkiem przednim , ruchowym, k tó ­ ry prowadzi pobudzenia ruchowe od ośrodka do obwodu i tylnym , czuciowym, przewodzą­

cym w rażenia czuciowe od obwodu do ośrodka.

W krótce po ogłoszeniu (w r. 1833) tego p raw a przez B ella, niektórzy badacze starali się stwierdzić doświadczalnie, o ile daje się ono zastosować do stawonogów. N ew port, Y alentin, B lanchard sądzili, że praw o Bella daje się najzupełniej zastosować do ostatnio wymienionych zwierząt, opierali zaś swe przy­

puszczenia głównie n a danych anatomicznych.

W ed ług bad ań N ew porta nad budową układu nerwowego u hom ara, łańcuch brzuszny sk ład a się jakoby z dwu spoczywających na sobie pasm włókien podłużnych; dolne z tych pasm posiada zgrubienia zwojowe, których b ra k górnem u. Z górnego pasm a wychodzą, zdaniem N ew porta, korzonki ruchowe ner­

wów, z dolnego—korzonki czuciowe. W sze­

(11)

N r 3 2 . WSZECHSWIAT. 5 0 7

lako twierdzenie N ew porta, że nerwy zaczy­

n a ją się z łańcucha brzusznego dwoma ko­

rzonkam i— nie zostało stwierdzone przez późniejszych badaczów; okazało się bowiem, że nigdzie nie znajdujem y u stanowonogów dwu korzeni u nasady pni nerwowych.

Y ulpian pierwszy wykazał doświadczalnie bezzasadność twierdzenia N ew porta i przeko­

n a ł się przytem , że u ra k a rzecznego z każde­

go zwoju nerwowego wychodzą z prawej i le­

wej strony po dwa nerwy, od samego początku pojedynczo i nieposiadające śladu korzeni przednich i tylnych, przyczem oba nerwy są jednocześnie ruchowe i czuciowe. W samych zwojach Y ulpian również nie mógł wykazać w górnej i dolnej połowie każdego z nich obecności oddzielnego ośrodka ruchowego i czuciowego (analogicznych do ośrodków ru ­ chowych i czuciowych w przednich i tylnych rogach szarej substancyi w mleczu pacierzo­

wym kręgowców).

W nowszych czasach Lemoine oraz zoolog genewski E m il Y ung wykazali eksperyment talnie słuszność zapatryw ań Y ulpiana. Y ung przekonał się za pomocą szeregu subtelnych doświadczeń n ad czynnościami brzusznego łańcucha nerwowego u ra k a rzecznego, że tak w górnej ja k i w dolnej połowie zwojów brzu­

sznych znajdują się jednocześnie i ośrodki ruchowe i czuciowe, że zatem zastosowanie praw a B ella nie może tu mieć miejsca.

B adania Lem oinea i Y u n g a nie rozwiązały jed n ak kwestyi stanowczo, ponieważ uczeni ci pominęli w swych badaniach owady, co do których istnieją odnośne, nader dokładne d a­

wniejsze poszukiwania F aiv rea, przem aw iają­

ce n a korzyść teoryi N ew porta. O ile mi wiadomo, w ostatnich latach nikt nie powta­

rz a ł doświadczeń Faivrea; pytanie to, ze względu n a owady, należy więc jeszcze uwa­

żać za otw arte, jakkolw iek B andelot potwier­

dził rezultaty b ad a ń swego współziomka.

F aivre wykonywał doświadczenia nad syste­

mem nerwowym wielkiego chrząszcza wodne­

go, zwanego pływakiem, Dytiscus marginalis.

Najciekawszy wynik eksperymentów badacza francuskiego je s t następujący. Jeżeli w zwo­

ju łańcucha brzusznego (F aivre używ ał do doświadczeń głównie pierwszego zwoju tu ło ­ wia), odciętą zostaje do pewnej głębokości górna część m asy zwojowej, wówczas w koń­

czynach zaopatrzonych w nerwy, wychodzące

z danego zwoju, znika zdolność do ruchu;

przez zniszczenie zaś spodniej strony zwoju znika czucie w odpowiednich kończynach. J e ­ żeli F aivre usuw ał nietylko górną i dolną stronę zwoju, lecz jednocześnie i boczne czę­

ści, wówczas przewodnictwo nerwowe pomię­

dzy głową i odwłokiem owadu nie zostało przerywane, lecz kończyny, unerwione przez nerwy, pochodzące z danego zwoju, traciły zdolność do ruchu i do czucia. P rzy jedno- stronnem usuwaniu górnej lub dolnej części zwoju, tylko w kończynie odpowiedniej strony ustaw ał ruch lub czucie.

W obec tego, że budowa brzusznego łań cu ­ cha nerwowego u skorupiaków i owadów jest w zasadzie ta k a sama, a przynajm niej tylko w szczegółach się różni, trudno przypuszczać, aby ze względu na tak zasadniczy objaw fi- zyologiczny, jakim je st czuciowość jednej czę­

ści zwoju i ruchowość drugiej zwoje brzuszne zachowywały się odmiennie u skorupiaków i owadów. Dopóki więc poszukiwania F aivrea nie zostaną jeszcze raz powtórzone i dopóki ca ła kwestya praw a Bella nie zostanie jeszcze bliżej i szczegółowiej zbadaną u wszystkich stawonogów, pytanie to będzie otw arte i nie­

rozstrzygnięte.

Daleko pewniejsze są nasze wiadomości co do lokalizacyi różnych funkcyj w zwojach, anatomicznie ściśle odgraniczonych. P o d tym względem zawdzięczamy wiele całem u szere­

gowi nowszych badaczów, z których najbardziej zasłużyli się Y ung i W a rd . Y ung pracował nad fizyologią zwojów nerwowych u kilku g a­

tunków skorupiaków dziesięcionogich (Deca- poda), W a rd — specyalnie nad czynnościami tychże zwojów u ra k a rzecznego. Obaj ci autorowie, ja k również inni, późniejsi, docho­

dzą jednozgodnie do wniosku, źe każdy ze zwojów tułow ia i odwłoka funkcyonuje jako ośrodek odruchowy dla odpowiedniego odcin­

ka ciała, czyli segm entu, np. dla kończyn d a­

nego segmentu. Działalność odruchowa w tych zwojach w zrasta, gdy zostaje przerw ana ko- munikacya z mózgiem, t. j. ośrodkiem ruchów dowolnych. P o d tym względem istnieje naj­

zupełniejsza analogia ze zwierzętami kręgo- wemi. U tych ostatnich siedliskiem odruchów je s t mózg przedłużony i mlecz pacierzowy, a działalność tych ośrodków odruchowych po­

tęguje się w wysokim stopniu, gdy zostają

one odcięte od mózgu wielkiego—siedliska i’u-

(12)

508 WS7.E CHSWIAT. N r 32.

chów dowolnych (stąd właśnie przypuszczenie Sieczenowa co do obecności W mózgu głowo­

wym specyalnych ośrodków, ham ujących j a ­ koby odruchy). W iadom o, źe pierwszy zwój brzuszny łączy się ze zwojem nadprzełyko- wym czyli mózgowym za pom ocą spoideł, obejm ujących z boków przełyk. Otóż, ten pierwszy zwój brzuszny m a, zdaje się, daleko ważniejsze znaczenie fizyologiczne, aniżeli wszystkie pozostałe. W edłu g W a rd a , zwój ten je s t nietylko ośrodkiem odruchowym, ró ­ wnoznacznym z innemi, takiem i samemi ośrodkami w pozostałych zwojach brzusznych, ale prócz tego je st on także ośrodkiem koor- dynnjącym ruchy, k tóre powodują zmianę m iejsca oraz ruchy części paszczowych. P ra w ­ dopodobnie w zwoju tym mieści się ośrodek re­

gulujący i zarazem ham ujący ruchy, m ające na celu zmianę miejsca. Ż e ta k je s t, wynika to z następującego doświadczenia, k tó re wie­

lokrotnie udało mi się stwierdzić, a które łatw o je s t powtórzyć. Je śli u karaczana wschodniego (B la tta orientalis) określimy do­

kładnie położenie zwoju podprzełykowego (t. j. pierwszego brzusznego) w głowie i n a ­ stępnie o strą ig łą lekko nakłujem y po przez skórę ten zwój, zauważymy, źe koordynacya ruchów kończyn zostaje nagle zawieszoną;

zwierzę porusza zlekka k ażdą kończynę, ale chodzić nie umie i z m iejsca się nie rusza.

Jeśli jed n ak odetniemy te ra z owadowi całą głowę (a więc w raz ze zwojem podprzełyko- wym), zauważymy, źe owad zaczyna chodzić, podobnie ja k chodzi w prost po pozbawieniu go głowy. Oczywiście zatem przez lekkie ukłucie czyli podrażnienie zwoju pobudzam y jeg o czynność ja k o ośrodka, ham ującego ru ­ chy i dla tego zwierzę tra c i zdolność chodze­

nia; gdy zaś ta k pobudzony ośrodek usuwamy przez odcięcie całej głowy, wówczas działanie ham ujące u staje i owad zaczyna znów cho­

dzić. W istniejącej, a dostępnej mi lite ra tu ­ rze (Y ersin, F aiv re, Y u n g , S teiner) nie zna­

lazłem opisu podobnego doświadczenia, ani też podobnego tłum aczenia zjaw iska odnośne­

go, przytaczam atoli spostrzeżenia te, jak o łatw o sprawdzić się dające. B ad an ia szcze­

gółowe i rozszerzone n a większą ilość form owadów i innych stawonogów m ogłyby w n a ­ leżyty sposób wyjaśnić te wielce zajm ujące stosunki.

N a d lokalizacyą czynności oddechowych

u owadów ogłosił szczegółowe studya prof.

F . P lateau z Gandawy. P lateau zestawia i krytycznie ocenia badania swych poprzedni­

ków, dochodząc do wniosków negatywnych.

T a k np. F aiy re uważa zwój zatułowia (meta- th orax) za ośrodek koordynujący ruchy odde­

chowe, B andelot natom iast twierdzi, że sie­

dliskiem ośrodka, regulującego ruchy odde­

chowe, są wszystkie zwoje odwłokowe. P la ­ te a u zaś dochodzi do wniosku, że żadne ścisłe wyniki nie d a ją się wyprowadzić z odnośnych doświadczeń, gdyż u różnych form znajduje­

my rozm aite objawy. T ak np., według P la ­ teau , u owada Stethophym a zniszczenie zwoju zatułowiowego powoduje zwolnienie ruchów oddechowych, u owada Stenobothrus ten sam re zu ltat osięgamy przez przecięcie łańcucha brzusznego u podstawy odwłoka, u innych znów owadów (np. u kałuźnicy)—przez znisz­

czenie zwoju nadprzełykowego, podczas gdy dekapitacya (odcięcie głowy) powoduje znów zmniejszenie głębokości ruchów oddechowych i przyspieszenie tychże.

B ardzo ciekawe są ruchy przymusowe sta ­ wonogów, wykonywane pod wpływem drażnie­

nia pewnych części zwojów głowowych. Ruchy te zasług ują d la tego n a uwagę, że są zupeł­

nie analogiczne do ruchów przymusowych u kręgowców. U tych ostatnich ruchy przy­

musowe w ystępują wskutek jednostronnego zranienia różnych części móżdżku i jego połą­

czeń, ja k np. m osta Y arola, odnóży mózgo­

wych, wzgórków wzrokowych, ciał prążkow a­

nych i t. p. R uchy te są najczęściej kołowe i odbyw ają się albo po obwodzie koła, albo też dokoła osi ciała; rzadziej w ystępują ruchy innego rodzaju.

Otóż, podobnie ja k u kręgowców, ta k też u stawonogów przy jednostronnem zranieniu pewnych części zwojów głowowych w ystępują ruchy przymusowe. Ruchy takie są ju ż od- daw na znane u stawonogów. W nowszych czasach badali je bliżej: Y u ng , Y ersin, F ai- vre, S teiner i inni.

W e d łu g b ad a ń Y u ng a, przy zniszczeniu lub wycięciu jednego z płatów zwoju nadp rze­

łykowego u ra k a zwierzę zaczyna wykonywać ruchy kołowe, przyczem po uszkodzeniu le­

wego p ła ta , porusza się w kierunku od strony praw ej ku lewej, po uszkodzeniu zaś praw e­

go— od prawej w lewą. Y ersin stwierdził

ruchy kołowe u owadów po zniszczeniu lub

(13)

N r 32. W SZECHS WIAT. 5 0 9 uszkodzeniu jednej połowy zwoju podprzeły-

kowego, a F aiy re u pływ aka—po jednostron- nem uszkodzeniu zwoju nadprzełykowego (mózgowego).

Co dotyczy w ogólności zwoju nadprzeły­

kowego, to je s t on siedliskiem ruchów dowol­

nych i inteligencyi. Czy w mózgu stawono­

gów istnieje podobna lokalizacya czynności, ja k ą znamy u kręgowców, dotąd niewiadomo.

Z b y t m ałe rozm iary zwoju nadprzełykowego, trudność obnażania go u żywego zwierzęcia i inne podobne przyczyny mechaniczne u tru ­ dniają w nadzwyczajnym stopniu odnośne poszukiwania. Z e zwój ten je st siedliskiem inteligencyi, dowodzą tego między innemi po­

m iary stosunku wagi mózgowej do wagi całe­

go ciała u różnych owadów. Z pomiarów D u jard in a okazuje się np. źe u chrabąszcza stosunek wagi m ózgu do wagi ciała wynosi przeciętnie V30oo) u ichneumona ‘Ao0, u pszczo­

ły '.'200, u mrówki ‘/ v80, słowem u owadów, odznaczających się większym stopniem inteli­

gencyi, m asa zwoju nadprzełykowego je st stosunkowo większa.

N a d przewodnictwem nerwów u stawono­

gów pracow ali P la te a u i Vandevelde. Ten ostatni m ierzył między innemi szybkość prze­

wodnictwa pobudzeń ruchowych u kom ara i przekonał się, że wynosi ona 6 metrów na sekundę, podczas gdy, według tegoż autora, u żaby wynosi ona 27 metrów. P od wzglę­

dem zachowywania się przy drażnieniu ele­

ktrycznością, nerwy skorupiaków okazują bardzo wiele podobieństwa do nerwów zwie­

rz ą t kręgowych.

Fizyologią system u nerwowego mięczaków i innych wyższych grup zwierząt bezkręgo­

wych pom ijamy, zaznaczając tyłko, źe wszę­

dzie znajdujem y tu trzeci, przyjęty przez nas typ fizyologicznego zróżnicowania systemu nerwowego, t. j. mniej lub więcej wyraźny podział pracy pomiędzy ośrodkami nerwowe- mi, a więc typ, k tóry dosyć szczegółowo, dla przykładu, rozpatrzyliśm y u stawonogów.

W grupie mięczaków największy stopień fi­

zyologicznego zróżnicowania układu nerwo­

wego znajdujem y u głowonogów (Cephalopo- da), u których zwoje nerwowe są w wysokim stopniu skupione.

J. Nusbaum.

SPRAWOZDANIE.

(Dokończenie).

M uszę tu zwrócić uwagę jeszcze na jednę rzecz, z powodu której książka pan a H. straciła mocno na swojej w artości, a mianowicie na złe, czy też niedbałe wykończenie i odbicie rysunków. Te ostatnie wykończone dobitnie i jasno, nadzwy­

czajnie ułatw iają zrozumienie przedm iotu, który- byśmy się nieraz napróżno sta ra li opisać tak , aże­

by nas w należyty sposób pojęto. Otóż rysunki w dziełku w mowie będącem, wcale nie objaśniają stosownych rzeczy, ta k że na niejednym naw et dobry znawca przedm iotu nieraz m usi długo szu­

kać odpowiednich szczegółów, zanim j e znajdzie, a cóż tu mówić o uczącym się. Z pom iędzy licz­

nych takich rysunków wymienię choćby tylko nie­

które: np. 1, 2, 8 , 42, 67, 149, 167, 180, 227, 2 4 2 , 245, 2 4 6 , 2 4 7 , a przedew szystkiem pięć ostatnich.

Języ k w książce pana H. w prawdzie nie kwie­

cisty i nieraz naw et ciężki, ale za to, co je s t nie­

skończenie ważniejszem, stosunkowo bardzo czy­

sty; czystszy o wiele, aniżeli w mnóstwie innych naukowych i nienaukowych dzieł, wydanych u nas w ostatnich latach. Badacz i wogóle czytelnik, którem u nie je s t obojętnem ta k straszliwe zanie­

czyszczanie ojczystego ję z y k a w dzisiejszych czasach, zarówno w mowie ja k i w piśm ie, do­

strzeże odrazu że autor „podręcznika” , pisząc ten ostatni, zastanaw iał się nad tem , ja k ic h m a użyć w yrazów i zwrotów, że nie przenosił do nie­

go bezmyślnie z użytkowanych przez siebie książek obcych całych szeregów dla nas zupełnie zby­

tecznych w yrażeń, co się u nas obecnie na bardzo szeroką p raktykuje stopę. Za to jedno chociażby należy się od nas autorow i szczere uznanie.

Mimo tę swoję staranność w pisaniu au to r nie uniknął je d n ak użycia wielu wyrazów i zwrotów, w praw dzie ju ż nieraz zagnieżdżonych w naszym ję zy k u , ale zupełnie zbytecznych i szpecących go, a przytem nieraz o wiele gorszych od w ła­

snych. Sądzę, że szanowny au to r nie weźmie mi za złe, że główniejsze z tych w yrażeń i zwrotów tu ta j wymienię i objaśnię, a pragnę to uczynić tem bardziej, ażeby zwrócić uw agę na ten przed ­ m iot i innych naszych przyrodników i przypom nieć im obowiązki względem języka.

I ta k , w podręczniku m ożna bardzo często spotkać użycie czw artego p rzypadku z przecze­

niem, zam iast drugiego, co je s t grubym błędem językow ym , np.: „że j e wcale dostrzedz n ie m o ­ ż n a” (str. 15); „lecz stworzyć j e sobie nie m ogą”

(227); „i— nie w ytw arzała w roślinie p różnię”

(281); „te k upki nie dostrzeżem y” (384); „nie li­

czymy je j u ż ” (421) i in. Albo w zdaniach

Cytaty

Powiązane dokumenty

Depresja jest chorobą znacznie częstszą, niż się to wielu osobom wydaje, nie powin- niśmy jednak mówić o epidemii depresji.. CZY PRAWDĄ JEST, ŻE W

Na przełomie grudnia i stycznia mieszkańcy Dziećkowic będą mogli się podłączyć do kanalizacji.. Cena za odprow adzenie ścieków do miejskiej kanalizacji ma być

Dyplomy FNC (wcześniejsza nazwa: Dyplomy ASP) to corocz- ne zestawienie najlepszych dyplomów artystycznych, które w tym roku odbędzie się po raz szósty.. Z roku na rok otrzy-

Napoje energetyczne to zazwyczaj gazowane napoje bezalkoholowe, które mają działanie pobudzające. Napoje te, wzbogacane są o substancje, które mają za zadanie poprawiać

Udowodnij, że w każdym turnieju i przy każdym kolorowaniu jego łuków dwoma kolorami istnieje wierz- chołek, z którego można dotrzeć do każdego innego wierzchołka

W ten sposób turysta może poruszać się nadwiślańskimi krajobrazami (Łączany – Spytkowice – Zator), ruszyć z Wadowic przez Łysą Górę i Ponikiew na Groń Jana

Dotyczy zapytania ofertowego nr 1/2020/PROM w ramach projektu „Opracowanie systemu monitorowania marnowanej żywności i efektywnego programu racjonalizacji strat i

to prawda, że jednym z głównych zadań promu jest transport (sypkie- go) ładunku, przedmiotów oraz rzeczy, z lądu na ląd, z portu na wyspę przez rzekę,