• Nie Znaleziono Wyników

ZNACZENIE JĄDRA W SPRAWIE ODDYCHANIA KOMÓREK.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "ZNACZENIE JĄDRA W SPRAWIE ODDYCHANIA KOMÓREK."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: ro c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.

2 przesyłką pocztową ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d a k c y i „ W s z e c h ś w ia ta " i w e w sz y stk ic h k się g a r­

n ia c h w k ra ju i za g ran icą.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

JNflj. 2 7 ( 1 4 6 5 ) . W arszawa, d n ia 3 lip c a 1910 r.

R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 do 8 w ie c z o re m w lo k alu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A Mb. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

Z N A C Z E N I E J Ą D R A W S P R A W I E O D D Y C H A N I A K O M Ó R E K .

W p o c z ą tk a c h n a u k i o kom órce pro- toplazm ę uw ażano za siedlisko w s z y s t ­ kich c zynności życiowych. J ą d r o znano w t e d y bard zo mało i nie p rzypisyw ano m u ż a dn eg o znaczenia w życiu ko m ó rk i (Max Schulze, D u ja rdin). W p óźniej­

s z y ch czasach, kied y się przekonano, że j ą d r o m a w ielkie znaczenie w podziale k o m ó re k i zapłodnieniu, przy p isa n o mu w p ływ d o m in u ją c y i zasad niczy w k o ­ mórce, z a n ie d b u ją c zupełnie protoplazm ę.

T a te o r y a d om inacyi j ą d r a z y s k a ła duże u z n a n ie i w ielu zw olenników . S tra s b u r- ger, H e rb s t, W e is m a n n , H ertw ig , Boveri i inni uczeni, b a d a ją c z ja w isk a z apłod­

n ien ia i p odziału j a j , doszli do w niosku, że t y lk o ją d r o pośredniczy w p r z e n o s z e ­ n iu w łaściw o ści dziedzicznych, a plazm a nie m a w te m żadneg o udziału.

Z asadnicze d o św iad czen ia w k ie r u n k u znaczenia j ą d r a w życiu ko m órki p r z e ­ p row adził N u s s b a u m na w ym oczkach, głównie n a t a k zw. G a s tro s ty la vorax, w y m o c z k u o ciele w yd łużonem i orzęsio-

n em z kilko m a (4 — 6) j ą d r a m i i ją d e r - kami. Dzielił on te zw ierzęta zapomocą o streg o lancetu n a od cinki ją d r o w e i bez- ją d r o w e i przekonał się, że o sta tn ie z a ­ wsze po p e w n y m czasie zam ierają, nie w y k a z u ją c żadnych procesów r eg e n e ra- cyjny ch, g dy ty m c z a s e m p ierw sze zdol­

ne są do dalszego życia i do od tw o rze ­ nia całego osobnika. Z d ośw iadczeń t y c h N u s s b a u m w y c ią g n ą ł wniosek, że j ą d r o j e s t n iez b ę d n e dla z a ch o w a n ia e n e rg ii twórczej komórki. Nie uogólnia on j e ­ d n a k roli j ą d r a w kom órce, zaznaczając, że „choć nie m ożem y j ą d r u odmówić d u ­ żego znaczenia, j e d n a k nie m ożemy mu także przyp isać w p ły w u n a wszelkie czynności ko m órki". D ośw iadczenia Nuss- b a u m a potw ierd ził G ru ber na in n y c h w ym oczkach, m ianowicie n a S te n to r coe- ruleus, dużym w ym oczku o ją d r z e w p o ­ staci w ia n k a . R ozkraw ał te w ym oczki wzdłuż i poprzecznie i p rze k o n a ł się, że każdy, z ja k ie jk o lw ie k okolicy ciała s te n to ra w'zięty, o dcinek r e g e n e r u je , o ile zaw iera część ją d r a , b ezjądro w e zaś f r a g ­ m e n ty zawsze g in ą nie z re g e n e ro w a n e . Na p o d sta w ie swoich, j a k i N u ssb a u m a , dośw iadczeń G ru b e r tw ierd ził, że „drogą czysto dośw iadczalną dochodzi się do

(2)

418 W SZECHSW IAT JNTe 27

niezb iteg o f a k tu , że ją d r o j e s t n a jw a ż ­ n ie js z y m s k ła d n ik ie m k o m ó rk i i że m o ­ żna m u p rz y p is a ć na jd o n io śle jsz e z n a cz e ­ nie w s p ra w a c h z a p ła d n ia n ia i dziedzi- c z e n i a “. Dla s tw ie r d z e n ia „ n iezbito ści££

w y p o w ie d z ian e g o przez G r u b e ra zdania, n ależałob y p rzep row ad zić d o ś w iad czen ia w o d w r o tn y m k ie r u n k u , to j e s t zbadać z a ch o w anie się w y o so b n io n e g o j ą d r a . O ile j ą d r o ta k i e zacho w ało by się p rzy życiu i b y ło b y zdolne o d tw o rzy ć n o w ą p ro to p la zm ę , tw ie r d z e n ie G r u b e ra o k a z a ­ łob y się z u p e łn ie słu sznem . B a d a n ia V e rw o rn a n a d izolow anem i j ą d r a m i T h a - lassicolla n u c le a ta ( p ie r w o t n ia k a z g r u ­ py R adiolaria, P ro m ie n ie ) w y k a z a ły , że j ą d r a ta k i e po d łu ż s z y m lu b k r ó ts z y m czasie z a m iera ły , nie w y k a z u j ą c ż a d n y ch procesów r e g e n e r a c y j n y c h . W o b e c tego a r g u m e n t y G r u b e ra t r a c ą s w ą siłę w z u ­ pełności.

B a d a n ia c y to lo g ic z n e B overego, H e r b ­ s ta i in n y c h u c z o n y c h w y k a z a ły , że j ą d r o m a w ielkie znacz e n ie w s p ra w a c h p r z e ­ n o sz en ia c e ch dziedzicznych. K w e s ty a j e d n a k w y łą c z n e g o z n a cz e n ia j ą d r a w t y m w zg lędzie j e s t dopiero w o b e c n y c h c z a ­ sach d y s k u to w a n a .

In n i a u to r o w ie są zdania, że j ą d r o w k o m ó rce m a podob n e znaczenie, j a k c e n tr y n e rw o w e w o rg an iz m ie z w ie rz ą t w yższych . Hofer, w y c h o d z ą c ze sw y c h dośw iad czeń nad p e łz a k ie m A m o e b a pro- teu s, tw ie rd z i, że ją d r o j e s t o rg an e m , r e g u l u j ą c y m r u c h y kom órek. T w ie rd z e ­ nie to o baliła Szto lców n a, w y k a z u ją c , że osobniki b e z ją d ro w e przez c a ły czas s w e ­ go ż y c ia (tr w a ją c e g o n ie r a z 20—30 dni) w y k o n y w a ją z up e łn ie t a k i e sam e ru ch y , j a k a m e b y n o rm a ln e, o p a trz o n e ją d r e m .

F a k t y przyto c zo n e p o z w a lają n a w y ­ snuc ie w n io sk u , że j ą d r o i p r o to p la zm a z n a jd u j ą się w śc isły m z w ią zk u ze sobą, są w ró w n e j m ie rze n ie z b ę d n e d la zja ­ w is k p rz e m ia n y m a t e r y i w ko m ó rce, d la je j życia. P o w s t a j e p y ta n ie , n a k tó re z ty c h pro ce só w w y w ie r a w p ły w ją d r o , a n a k t ó r e pro to p la zm a . A b y się o tem przeko nać, o b se rw o w a n o czyn n ości ż y ­ ciowe w j ą d r o w y c h i b e z ją d ro w y c h f r a g ­ m e n ta c h k o m ó rk i, o t r z y m y w a n y c h przez podział m e c h a n ic z n y o rg a n iz m ó w j e d n o ­

kom órkow ych zapomocą ostrej igły. Ba­

d a n ia p rzeprow adzone w t y m k i e r u n k u nie d ały jeszczk bezw zględnie p e w n y c h w yników . Zdania ro z m a ity c h badaczów są pod ty m w zg lęd em dość różne. S t w i e r ­ dzenie z je d n e j s tr o n y przez szereg dośw ia d cz e ń konieczności tle n u dla z ja ­ w isk rozw oju i r e g e n e ra c y i, dla k tó ry c h p r z e b ie g u n iez b ę d n e są p ro cesy s y n t e ­ tycz ne , zw iązane z dopływ em t le n u ,—

z drugiej zaś s tr o n y ob um ie ran ie be z ją ­ d ro w y c h fra g m e n tó w kom órki i z u pełn a ich niezdolność do reg e n e rac y i, pozwo­

liły Loebo w i wygłosić przyp uszczenie, że obecność j ą d r a u m ożliw ia utlenianie, o k s y d a c y ę w kom órce.

J e s t rzeczą pew n ą, że u tle n ie n ie w t k a n ­ kach ż yw yc h j e s t zależne od obecności s u b s ta n c y j k a ta l ity c z n y c h (t. j. przez sa ­ rnę sw oję obecność p o w o d u ją c y ch lub p rz y s p ie sz a ją c y c h p ew n e re a k c y e che­

miczne, chociaż s am e pozornie w nich nie uczestniczą), k tó re bądź czynią tlen atm o s fe ry c z n y zdolnym do odd ziały w a­

n ia n a tk a n k i, bądź p ow odują w y t w a ­ rzanie się związków, e n e rg icz n ie tlen z atm osfery pobierający ch . S u b s ta n c y e te n a z w a n o „p rzeno śnik am i t l e n u “ (Trau- be). Udało się wydzielić j e z k o m ó ­ r e k i stw ierdzić, że należą do g r u p y ciał b ia łk o w a ty c h , t a k zw. nukleoproteidów , i że z a w ie ra ją żelazo (Spitzer). J a k w ia ­ domo, sole żelaza w procesach u tle n ia n ia d ziałają j a k o k a ta liz a to r y . Pon iew aż zaś ją d r o z b ud ow ane j e s t przew ażnie z n u ­

kleoproteidów , a w c h ro m a ty n ie w y k r y t o obecność żelaza, Loeb w n iosk u je , że j ą ­ dro j e s t o rg an e m o k s y d a c y jn y m dla ż y ­ wej m ate ry i.

Dla poparcia sw eg o tw ie r d z e n ia Loeb p r z y ta c z a i tłu m a c z y zjaw iska, w y s t ę p u ­ j ą c e w obrębie b e z ją d ro w y c h f r a g m e n ­ tów kom órek. W kom órkach n o rm a l­

n y c h o b serw ow an o ro zp ływ anie się bło­

n y kom órkow ej po odcięciu do p ły w u tle ­ nu. Skoro tle n zo sta ł znów dopuszczony, błona ro zw ija ła się n a nowo (B u d gett, Ktlhne). B a d a jąc b e z ją d ro w e odcinki ko­

m órki, za uw a ż yć m ożna po u p ływ ie p e ­ w nego czasu, że w ich w y p u s t k a c h u k a ­ zują się kropelki, zbierające się w w i ę k ­ sze krople, k tó re z a t r a c a j ą łączność m ię ­

(3)

jYo 27 W SZECHŚWIAT 419

dzy sobą. W reszcie cały utw ó r p r z y j ­ m u je postać o k rą g ła w ą bez w y p u s te k i j e s t otoczony m n iejszą lub większą ilo­

ścią k ro p e le k plazm atycznych. N ie k tó ­ rzy badacze, np. V e rw orn, u w ażają k u r ­ czenie i w yciągan ie się w y p u s te k j a k o w y n ik zm iany napięcia pow ierzchniow e­

go i w y s n u w a j ą s tą d w niosek o stanie p ły n n y m ni by nóżek. Loeb stanow czo tę teo ry ę odrzuca, u w a ż a ją c istnienie „płyn­

n y c h cylindrów, walców", za jak ie , w e ­ dłu g tej teoryi, p rz y ją ć b y należało niby- nóżki, za fizyczne niepodobieństw o. W e ­ dług niego k a ż d a w y p u s t k a posiada j a ­ k ieś stałe ru sz to w a n ie lub błonę. O ile te s ta łe sk ła d n ik i ro zp ły w a ją się, niby- nóżka ro z p a d a się n a krople. Ponieważ zaś rozpłynięcie się błony, j a k wyżej było m ówione, św iad czy o b rak u tlenu, o bum ie ran ie bezjądrow ych fra g m en tó w daje się znów w y tłu m a c zy ć uduszeniem w s k u t e k p o w s trz y m a n ia lub o słabienia procesów o k syd a cyjn yc h .

Za o k s y d a c y jn e m znaczeniem j ą d r a p r z e m a w ia ją ta k ż e badania, p rzep ro w a­

dzane n a d b e z ją d ro w e m i częściami ko­

m ó re k ro ślin ny ch. Stwierdzono, że czę­

ści te żyły znacznie dłużej od b e z ją d ro ­ w y c h f ra g m e n tó w ko m órk i zwierzęcej.

W y tłu m a c z y ć to zjaw isko łatwo: w czę­

ściach ro ślin n y c h odbyw ało się w z ia r n ­ k a c h chlorofilu p rzy sw aja n ie b ezw odnika węglowego, w y d zielający się w te d y tle n powodow ał dłuższy okres życia t y c h fra g ­ m en tó w r o ś lin n y c h w p o ró w n a n iu z bez- zieleniow em i zw ierzęcem i.

O pierając się n a p rzytoczonych f a k ­ tach , Loeb tw ierdzi, że ją d r o j e s t i s t o t ­ nie organem , um ożliw iającym z ja w is k a u tle n ie n ia w komórce, bezjądrow e zaś części k o m ó re k dlatego nie są zdolne do życia, że p osiadają bardzo nieznaczn ą zdolność u tle n ia n ia . F r a g m e n t y te za­

m ie r a ją w s k u te k ud u sz enia . P r z y te m Loeb dodaje, że „oprócz czynności o k s y ­ d a c y jn y c h j ą d r o może posiadać jeszcze inne właściwości; rów nież nie można tw ierdzić, że bez j ą d r a u s ta j ą w plazmie w szelkie z ja w isk a utle n ie n ia , przeciw n ie, nie z ostają one zupełnie p o w s trz y m a n e , lecz są znacznie s ła b s z e “.

Tw ie rd ze n iu Loeba sprzeciw ia się Ver- worn. k tó ry b a d a ł sp ra w ę um iejscow ie­

nia procesów o d d y c h a n ia w komórce.

Robił on w ty m k ie r u n k u do św iadczenia nad w ym oczkiem Spirosto m um , um iesz­

czając je g o ją d ro w e i bezjądrow e f r a g ­ m e n ty w atm osferze pozbawionej tlenu.

P rz e b ie g dośw iadczenia był n a stę p u jąc y : badacz um ieszczał kroplę w ody z jąd ro - wemi i bezjądrow em i częściam i S p iro s to ­ mum oraz całemi osobnikam i w tak zw.

aparacie E n g e lm a n n a . J e s t t o banieczka s z k la n a z o k rą g ły m otworem , do k tórego p rzy k le ja się parafiną szkiełko n a k r y w ­ kowe z wiszącą k ro p lą wody z w ym ocz­

kami; b a ń k a ta połączona j e s t z gazo­

m etre m i a p a ra te m , a b s o rb u ją cy m tlen.

Po usun ięciu tle n u przez s tru m ie ń w o­

doru lu b azotu, V e rw o rn z a u w a ż y ł o b ja ­ wy obu m ierania, c h a ra k te r y z u ją c e się zw aln ianiem i u s ta w a n ie m r u c h u rzęsek, rozp ływ aniem i rozpadem o b serw ow anych fra gm entów ; z ja w is k a te p rz e b ie g a ły j e ­ dnakow o zarów no w częściach ją d ro w y c h , j a k i bezjądro w ych. Po dop row adzeniu z p o w ro te m tlenu , przed o s ta te cz n e m o b u m arciem b a d a n y c h osobników, daw ał się zauw ażyć zupełn y p o w ró t do s ta n u no rm aln ego w obu ro d za jac h f ra g m e n ­ tów. B ra k różnicy w zacho w an iu się tych części dowodzi, w ed ług V erw o rn a, że s p ra w a pobierania i zużytko w ania t l e ­ n u o d b y w a się w protoplazm ie, a udział j ą d r a w ty c h c z y nn ościach j e s t bardzo nieznaczny i nie m a w t y m k i e r u n k u ża­

dnego w ybitnie jsz e go dla kom ó rki z n a ­ czenia.

Tw ierdzenie V e rw o rn a nie może j e d n a k obalić te o ry i Loeba. Przep ro w adzając bowiem swe b a d a n ia w atm o sferze bez­

tlenow ej, V e rw o rn uniem ożliwił przez to odbyw anie się procesów u tle n ia ją c y c h i pobieranie przez kom órkę tlenu. Z re­

sztą Loeb nie odm aw ia plazmie zdolno­

ści o ksyda cy jne j, tylk o uw aża j ą za z n a ­ cznie słabszą w po ró w n a n iu ze zdolno­

ścią u tle n ia ją c ą ją d r a .

P o parciem teo ry i Loeba są dośw iad­

czenia Lilliego. Badał on zdolności o k s y ­ dacyjne różny ch tk a n e k , p r z e p a ja ją c j e płynam i, k tó re pod w p ły w e m środków u tle n ia ją cy c h bądź z y sk iw ały zdolności

(4)

420 WSZECHSW IAT JSIs 27

b a rw ią c e , bądź je z m ieniały. Zauw ażył p rz y te m n ie je d n a k o w ą i n te n s y w n o ś ć w za­

b a r w ie n i u r o z m a ity c h t k a n e k i p o j e d y ń ­ czych kom órek. Z t k a n e k n a jw y ra ź n ie j b a rw iły się te, w k t ó r y c h stw ie rdz on o od b y w a n ie się n a js iln ie js z y c h p ro ce só w u t le n ia j ą c y c h (np. t k a n k a gruczołowa), w k o m ó rk a c h zaś n a jm o c n ie j b a rw iły się j ą d r a , a z w ła sz c z a ich p ow ie rz c h n ia . Na p o d s ta w ie t y c h bad a ń , b ę d ą cy c h w z u ­ pełnej zgodzie z t e o r y ą L o eb a, Lillie w y ­ s n u w a wnioski: 1) że w ie lk o ść j ą d r a z a ­ leży od n a tę ż e n ia p rz e m ia n u tle n ia ją c y c h , o d b y w a ją c y c h się w d a n e j tk an c e , 2) że położenie j ą d r a d e c y d u je o c zynności tk a n k i, g dy ż z ja w is k a u tle n ia n i a są n a j ­ energiczniej sze w t y c h m iejsc a c h, gdzie j e s t najw ięcej j ą d e r i gdzie one n a j g ę ś ­

ciej leżą (np. w t k a n k a c h n ie k tó r y c h gruczołów , g dzie j ą d r a leżą n a dnie ko ­ m ó re k s to ż k o w a ty c h , tw o rz ą c j a k b y w a r ­ stw ę ją d r z a s tą ) .

B a d a ją c w z r o s t i podział k o m ó re k w a tm o s fe rze b e z tlen o w e j, Loeb, j a k i i n ­ ni uczeni, s tw ie r d z ił z upełne p o w s t r z y ­ m an ie t y c h czynności. S to s u n e k , za ch o ­ dz ą cy p om ię dz y p o b ie r a n ie m tle n u a p r a ­ cą p o d c z a s po działu i w z r o s tu k o m ó re k nie j e s t w iado m y, n ie z n a n a j e s t b o w iem p ostać en erg ii, w j a k ą e n e r g i a c h e m ic z ­ na z o sta je w t y c h p ro c e s a c h zam ien io n a.

P e w n e m j e s t j e d n a k , że p o d c z a s p o d z ia ­ łu i w z r o s tu k o m ó re k zachodzi z w ię k s z e ­ n ie się m a s y s u b s ta n c y i ż yw ej; k o n ie c z ­ ne są p r z y te m p r z e m ia n y s y n te ty c z n e , w k t ó r y c h tle n m a w a ż n y udział. N ie­

zbędn o ść t le n u d la p ro c e s ó w s y n t e t y c z ­ n y c h w y k a z a li B u n g e i S c h m ie d e b e r g , b a d a ją c tw o rze n ie się k w a s u h i p u r o w e ­ go z k w a s u b e n z o eso w eg o i glikokolu.

To z ja w is k o s y n t e z y o d b y w a ło się t y l ­ ko w o becno ści tle n u .

W o s t a t n i c h c z a s a c h szczegółow e b a ­ d a n ia n a d b e z ją d ro w e m i i j ą d r o w e m i częściam i p e łz a k a , A m o e b a p ro te u s , p r z e ­ p ro w a d z iła Sz to lc ów n a . S tw ie rd z iła ona n a s z e r e g u d o ś w ia d cz e ń , że p laz m a bez- j ą d r o w a w y k o n y w a ta k i e s a m e c h a r a k t e ­ ry s t y c z n e ru c h y , j a k p la z m a z jąd re m ; m ożn a w niej (t. j. w plazm ie b e z ją d ro - wej) ró w nież s tw ie rd z ić s t a n ró w n o w a g i, k ie d y p e łz a k p r z y l e g a do podłoża i wy-

| syła p ła to w a te w yp u stk i, i s ta n p o d raż ­ nienia, g d y ciało a m oeby o dsta je od po d ­ łoża i w y d a je s z ere g pro m ie n isto uło-

; ż onyc h w y p u s te k . Prócz tego Sztolcówna w ykazała, że plaz m a b e zjąd ro w a posiada zdolność p o b ie ra n ia i tra w ie n ia p o k a r ­ mów, nie może j e d n a k b u d o w a ć z nich żywej m a t e r y i organicznej, g d yż tę zdol­

ność m a ty lk o protoplazm a, o p a trz o n a ją d r e m . O sobniki bezjądrow e, hodow ane przez nią, żyły k ilka lub k ilk a n a ście dni (10 do 30), a potem w sz y stk ie bez w y ­ j ą t k u ginęły.

D ośw iadczenia te m ogą też służyć za p o p a rc ie te o ry i Loeba. Niezdolność osob­

n ikó w b e z ją d ro w y c h do p r z y s w a j a n ia p o ­ b r a n y c h pok arm ó w , do b u d o w a n ia z nich żywej m a te ry i można w y tłu m a c z y ć b r a ­ kiem d o sta te cz n e j ilości tlenu, w a r u n k u ­ ją c e g o p r z e m ia n y s y n te ty c z n e .

Z wyżej p rzy to c zo n y c h fak tó w może- m y w y prow ad zić n a s tę p u j ą c y wniosek:

ja k k o lw ie k sp ra w a um iejsco w ien ia p ro ­ cesów o d d y c h a n ia w kom órce nie j e s t jeszcze zupełnie r o z s trz y g n ię ta , j e d n a k w edług wszelkiego p raw d op od ob ieństw a, organem , um ożliw iającym d o s ta te c z n ą dla u trz y m a n ia życia in te n s y w n o ś ć ty ch p r o ­ cesów, j e s t jąd ro .

Nie n a le ż y j e d n a k zapominać, że ani jądro samo, ani s a m a p la z m a nie s t a n o ­ w ią głównej p o d s ta w y życia kom órki, lecz że współrzędnie, j a k o n iezbędne c z y n n ik i w e w n ę trz n e , w a r u n k u ją p o w s t a ­ w anie w sz e lk ic h zjaw isk życiow ych.

Wanda Markowska.

LITERATU RA.

N ussbaum M. 1886. U eber die Teilbar- keit der lebendigen Materie. Arch. f. mikr^

A nat. Gruber. U eber kiinstliche Teilbar- keit der Infusorien. Biol. Centrbl. 1885.

Loeb J . W arum ist die R egeneration kernloser P rotoplasm astucke unmoglich oder erschw ert? Odbitka z A rc h . f. Entw.-Mech.

d. Organism. 1899.

Yerworn M. Die Lokalisation der A t m u n g in der Zelle. F es tsch rift f. E . Haeckel. 1904.

R. S. Lillie. On the oxidative properties of the celi - nuoleus. 1902,

(5)

.Na 27 WSZECHSWIAT 421

Sztolc A. Kernlose Individuen undj^kern- lose Teile von Amoeba proteus. A rch. f.

Bntw.-Mech. d. Organism. 1910.

O R O Z T W O R A C H K O L O I D A L ­ N Y C H .

(Odczyt m iany na posiedzeniu Polskiego Towa­

rzystw a imienia Kopernika we Lw ow ie dnia 17 kw ietnia 1910 roku).

(Dokończenie).

W o rg an iz m a c h ro ślin n y ch oraz zw ie­

rzęcych p r ze b ieg a bardzo szybko w niz- kich t e m p e r a t u r a c h całe m nóstwo p rze­

ró żnych procesów chem icznych, które na- z e w n ą trz ow ych organizm ów , np. w w a ­ r u n k a c h la b o ra to ry jn y c h , albo całkiem iść nie chcą, lub też zachodzą z w id ocz­

n ą szybkością dopiero w t e m p e ra tu ra c h n iep oró w n an ie wyższych. D aw niej p ró ­ bow ano tłu m ac z y ć tę osobliwość chemi- zm u organ izm ów ży w y ch p rze jaw a m i t a k zw. siły życiowej; dziś p rz y p is u ją j ą k a ­ ta lity c z n e m u działaniu p rzeróżn y ch fe r­

m entów , enzymów', związków o rg a n ic z ­ ny ch zawiłej b u d o w y chemicznej.

Nas t u in te r e s u je p rze d e w s z y s tk ie m fakt, że owe przeróżne e n z y m y po sia d a ją s t r u k t u r ę koloidalną i że t a s t r u k t u r a koloidalna w a r u n k u je w znacznej mierze ich zdolność zm ien iania te m p a p rze b ie ­ g u s p ra w chem icznych. Znakom ity od­

k r y w c a ozonu, Schonbein, stw ierd ził ju ż w pierw szej połowie ubiegłego stulecia, f a k t zn a m ien n y , że n a jró żn o ro dn iejsze s u b s ta n c y e koloidalne, ta k u organizow a- ne, j a k organiczne i m ineralne, p rzy śp ie­

sz ają albo opóźniają tem po p rze b ieg u ty c h ż e sa m y c h re a k c y j chem icznych.

Osobliwszą tę w łaściw ość koloidów możem y z łatw o śc ią okazać n a p r z y k ł a ­ dzie k a ta lity c z n e g o ro zk ładu d w u tle n k u w odoru. W ty m celu w le w a m y do ty c h oto pięciu k olb ek e rle n m e y e ro w s k ic h j e ­ dna k o w e objętości ro z tw o ru d w u tle n k u w odoru tegoż sam ego stężenia. N a s tę p ­ nie do dru giej z kolei kolbki d o d a je m y k ilk a c e n ty m e tr ó w sześc ien n y c h koloidal­

(Fig. 3).

nego ro z tw o ru p la ty n y , do trzeciej nieco rozcieńczonej zaw iesiny z w ykłych droż­

dży piw n ych w wodzie, do czw artej znów roztw o ru p laty n y oraz k ilk a kropel b a r ­ dzo rozcieńczonego r o z tw o ru k w a s u p r u ­ skiego, wreszcie do piątej drożdży p iw ­ nych oraz k w a s u pruskiego. N a p e łn iw ­ szy w ten sposób w szy stk ie kolbki, za­

m y k a m y je szybko k o rk am i gum ow em i, a końce r u re k , przech odzących przez owe korki, p o d sta w ia m y pod ru rk i eudyom e- tryczne, w ypełn ion e wodą i umieszczone w w anience szk lanej, również nap ełn io­

nej wodą. Po dok o n a n iu ty c h w s z y s t ­ kich m anipulacyj z a u w a ż y m y n ieb aw em , że d rug i i trzeci z e u d y o m e tró w p o c z y ­ n a się szybko n a p e łn ia ć tlen em , p o w s ta ­ ły m s k u tk i e m k a ta lity c z n e g o ro zk ła d u d w u tle n k u wodoru, wyw ołanego w p ie r w ­ szej kolbie obecnością p la ty n y kolo idal­

nej, w drugiej zaś kolbie obecnością e n ­ zymu z a w a rte g o w drożdżach. Ale w eu- d y o m etrac h pierw szym , c z w a rty m i p i ą ­ ty m pę c h erz y k i tle n u p o jaw ia ją się b a r ­ dzo powoli i w małej ilości. W p r z y p a d ­ ku e u d y o m e tru pierw szego tłu m ac z y się to tem , że z a w a r t y w kolbce c z y sty ro z ­ tw ó r d w u t l e n k u w odoru ro zk ła d a się s a ­ m orzutnie na tle n i wodę, lecz bardzo powoli. Co zaś dotyczę e u d y o m e tró w czw artego i piątego, to aczkolw iek połą­

czone z niem i kolbki z a w ie ra ją ]ed na p la ­ ty n ę koloidalną, d r u g a zaś drożdże, z n a ­ komicie przyśp ieszające rozk ład pe rh y - drolu, to j e d n a k , s k u tk i e m d o d a tk u ś la ­ dów k w a s u pruskiego, owe k a ta liz a to ry zo stały „ z a t r u t e 1*. Po u p ływ ie nieco dłuższego p r z e c ią g u czasu śla d y k w a s u

(6)

42 2 W SZECHŚWIAT M 27

p ru sk ie g o z o s ta n ą u tle n io n e tle n e m p e r- j

h y d ro lu , a w ów czas z aró w n o p l a t y n a k o ­ loidalna j a k i e n z y m y d ro ż d ż y odzy szczą u p rz e d n ią sw ą zdolność k a ta lic z n e g o p r z y ­ śpieszania ro z k ła d u d w u tle n k u .

Z dośw iadczeń t y c h w idzim y, że ko­

loid aln a p la ty n a , podo b n ie j a k koloidalne e n z y m y drożdży, p r z y ś p ie s z a k a t a l i t y c z ­ nie s a m o r z u tn y ro z k ła d d w u tle n k u wo­

doru, a n a d to , p o d o b n ie j a k drożdże, d a ­ j e się z a tr u ć ś la d a m i k w a s u p ru sk ie g o , tej t a k zabójczej t ru c iz n y dla w szelkich o rg an iz m ó w ż y w ych .

A n a lo g ia po m iędzy z a c h o w a n ie m się p la ty n y a drożdży j e s t z u p e łn a ,— do tego s to p n ia łudząca, że s k ło niła sw eg o czasu S c h ó n b e in a do u z n a n ia k a ta lity c z n e g o ro zk ła d u d w u t l e n k u w o d oru za „ p ie rw o ­ wzór le r m e n t a c y i " , a później B re d ig a do o c hrz c z en ia k o lo ida lnyc h ro ztw o ró w m e ­ tali m ia n e m „ fe rm e n tó w m etalicz- n y c h u x).

Po w y ższe p r z y k ła d y b y n a jm n ie j nie w y c z e r p u j ą całego b o g a c tw a o sobliw ­ szych cech koloidów, z a le ż n y c h bezpo­

śre d n io od ich n iep o m ie rn ie rozw iniętej pow ie rz c h n i g a tu n k o w e j. J u ż n a w s t ę ­ pie w s p o m n ie liśm y , że do n a jb a rd z ie j z n a m ien n y c h w ła s n o śc i koloidów n a le ż y ich zdolność śc in a n ia się pod w p ły w e m ró żn y c h c z y n n ik ó w n a t u r y t a k fizycznej j a k i chem icznej. W ia d o m o , że prócz koloidów a n a lo g icz n e z a ch o w a n ie w y k a ­ zują ró w n ież z a w ie s in y m akro- i m ik r o ­ sk op ow e s u b s ta n c y j s ta ł y c h w cieczach;

wiadomo, że np. t a k a zawaesina zw yk łej g lin y w w odzie z s ia d a się oraz sklaro- w uje n iep oró w na nie szybciej, j e ś li d o d a ­ m y do niej ro z tw o r u j a k i e jk o l w i e k soli, lub w ogóle ro z tw o r u ja k i e g o b ą d ź e le k ­ trolitu . Pod w p ły w e m t y c h e le k tro litó w d ro b n iu tk ie c z ą s tk i g lin y łączą się ze so­

bą n a w ię k sze ziarn a, k t ó r e też szybciej opadają. P od ob nież rzecz się m a i z r o z ­ tw o ra m i ko lo idaln em i. Z m ia n y ich s t a ­ nów, z n a n e pod n a z w ą z ja w is k g a la re- cenia i ś c in a n ia się, p o le g a ją n a z m n ie j­

1) P a trz B redig, A norganisohe Ferm ente, Lipsk, 1901.

s zaniu się sto p n ia d y s p e rs y i c z ą s te k za­

wieszonych, n a z bijan iu się ow ych c z ą ­ s te k u ltra m ik ro s k o p o w y c h n a s k u p ie n ia większe, j a k to niedaw no w y kazał Zsig- m ondy drogą b e z po średnich obserw acyj u ltra m ik ro sk o p o w y ch .

Różne w szakże s u b s ta n e y e koloidalne z a chow ują się w z g lę d em j e d n y c h i t y c h sa m y c h c z ynników fizycznych i c h e m icz ­ n y c h w sposób całk iem odm ienny. Na- p rz y k ła d j e d n e ro ztw o ry koloidalne ści­

n a ją się z ła tw o ś c ią ju ż s k u tk i e m n i e ­ znacznych podwyższeń ich t e m p e ra tu ry , inne n a to m ia s t znoszą ogrzanie n a w e t do w z ględnie w y so k ic h te m p e r a t u r . J e ­ dne koloidy ś c in a ją się pod wpływ em m in im a ln y ch ilości elektrolitów , inne t y l ­ ko g a la rec ie ją , a jeszcze inne nie zm ie­

n ia ją się n a w e t pod w p ły w e m zna cz n y c h d a w e k soli. W s z y s t k ic h t y c h różnic z a ­ c h o w a n ia się roztw o ró w k o loid a ln yc h nie tłu m a c z y te o r y a d y s p e rs y jn a . Nie t ł u ­ m aczy j e d n a k ty lk o z tego względu, że n a razie pom inęliśm y milczeniem k w e s ty ę s ta n u s k u p ie n ia c z ą s te k koloidu rozsia­

n y c h w ciekłej m asie rozpuszczalnika.

W y p e łn ijm y j e d n a k tę luk ę n a szy ch wywodów te o re ty c z n y c h .

Z g ó ry przew idzieć można, że c z ąstk i koloidu, czyli fazy d y s p e rs y jn e j, m ogą być albo gazowe, albo też ciekłe lub s t a ­ łe. Ze swej s tr o n y i środow isko, w któ- rem owe c z ąstk i są zawieszone, czyli ogólnie mówiąc, środow isko d y sp e rsy jn e, m ożna sobie p rze d staw ić również gazo- wem, ciekłem lu b stałem . Z t y c h sze­

ściu możliwości d a je się u tw o rzy ć 9 kom- binacyj d w ó jk ow ych , z k tó r y c h p r z e d e ­ w s z y s tk ie m trz y bliżej nas obchodzą, a mianowicie:

faza dyspers. środowisko dyspers. u tw ó r kol.

gazow a ciekle piana

ciekła ciekłe emulsoidy

stała ciekłe suspensoidy

Zatem, nie u w z g lę d n ia ją c piany, roz­

t w o ry koloidalne m ożem y podzielić p rz e ­ d e w s z y s tk ie m n a dwie g ru p y : na s u s p e n ­ soidy oraz n a em ulsoidy.

T y po w em i p rz e d s ta w ic ie la m i p ie r w ­ s z y ch są d e m o n s tro w a n e po przednio roz­

t w o r y koloidalne złota, s r e b r a i p laty n y ,

(7)

A'ó 27 WSZECHSWIAT 423

prze d staw ic iela m i zaś drugich, znane ka ż d em u roztw ory b iałk a lub żelatyny.

S u sp e n s o id y w y k a z u ją w ogóle wielkie p odob ień stw o do g r u b y c h zawiesin ciał s ta ły c h w cieczach, czyli do t a k z w.

s u s p en s y j, na co zresztą zwrócił u w agę B enjam in Richter, ju ż w początkach X IX stulecia. Podobnie j a k z w y k łe su sp en sy e d a ją się one rozdzielać zapomocą c e n try - fugow ania, przy czem faza d y s p e rs y jn a w yd ziela się w postaci sta ły c h proszków.

Pod w z g lędem o ptycznym suspensoidy p ra w ie s ta le okazują słabsze lub silniej­

sze zm ętnienie, niek ie d y z ja w isk a opa- lescencyi, a obserw ow ane pod u ltra m i- kro sk o p e m w y k a z u ją obecność oddziel­

n y c h ziarnek. Owe z ia rn k a są zwykle słabo nała d o w an e elektrycznością, ju ż to odjemną, j u ż też d oda tnią ,—to też w po­

lu e le k try c z n e m suspensoidy w ę d ru ją albo w k ie r u n k u anody, lub też w k i e ­ r u n k u k a to d y . W parze z obecnością ty c h ła d u n k ó w e le k try c z n y c h idzie w raż­

liwość suspen soid ów na m inim alne n a ­ w et d a w k i elektrolitów , k tó re zobo jęt­

n ia ją owe ich ła d u n k i e le k try c z n e i w y ­ w ołują przez to k oa gula c yę koloidu. Raz s trą c o n e z roztworów, su spensoidy nie r o zp uszczają się ponownie, z a te m ich p rocesy k o a g u la c y i są nieodw racalne.

W reszcie s u sp ensoidy nie w y w ie ra ją widocznego w p ły w u ani n a napięcie po­

wierzchniow e, ani też na tarc ie w e w n ę ­ trz n e ro zpu szczalnika czyli środow iska dy sp e rsy jn eg o .

Em ulsoidy, odwrotnie, ju ż w m in im a l­

n y c h k o n c e n tr a c y a c h gw a łto w n ie z w ięk­

sz ają t a r c ie w e w n ę trz n e śro d ow isk a d y s p e rs y jn e g o , a je g o napięcie p o w ierz­

c h niow e silnie obniżają, s k u tk i e m czego w s z y s tk ie niem al e m ulsoidy pienią się t a k łatw o, je ś li skłócim y je z pow ietrzem lu b i n n y m gazem o bojętnym . Pod w zg lę­

d em o p ty c z n y m em ulsoidy prze dstaw ia ją się przew ażnie j a k o ciecze całkiem p rz e ­ zroczyste, klarow ne, w y k a z u ją c e co n a j­

wyżej śla dy o p a le s c e n c \i, czyli o d m ie n­

nego z a b arw ie n ia w świetle przechodzą- cem niż w św ietle odbitem . Podobnież j a k s u sp en soid y w y k a z u ją one w p r a w ­ dzie zna n e zjaw isko Tyndalla, lecz pod u ltra m ik ro s k o p e m niepodobna rozróżnić

w n ich poszczególn y ch kropelek. R ó ­ wnież nie m ają one ła d u n k ó w e le k try c z ­ nych, to też nie w ę d r u ją w polu e le k ­ tryc z n em , a małe d a w k i e lektrolitó w nie ścinają ich, d a w k i zaś duże w y w o łują zja w iska galarecenia, czyli rozdziału su- spensoidu n a dwie nie m ieszające się ze sobą w a r s tw y ,—n a rozpuszczalnik w raz z elektrolitem , oraz g alaretę, zaw ierającą w sobie cały zasób fazy d y s p e rs y jn e j.

W zetk nięciu z c z y sty m rozp uszczalni­

kiem, g a la r e ty te przechodzą ponownie do roztw oru;—zatem procesy g a la rec e n ia emulsoidów są od w racalne, w p rzeciw ­ s ta w ie n iu do n ie o d w ra c a ln y c h procesów ścin ania się suspensoidów.

U w zględnienie p rze to s ta n u sku pienia faz zawieszonych pozwoliło teo ryi d y s p e r ­ syjnej roztw orów k o lo id a ln y c h w y t ł u m a ­ czyć zasadnicze różnice w zacho w an iu się suspensoidów i emulsoidów. Pozw o­

liło ono n a d to przew idzieć i poglądow o objaśnić wiele in n y c h cech i właściwo­

ści bardziej s u b te ln y c h , w y k a z y w a n y c h przez różne k a te g o r y e roztw orów koloi­

dalnych. N i e s te ty — b rak czasu nie p o ­ zw ala n a m rozszerzać jesz c ze bardziej ra m niniejszego w y kładu.

W ciągu t y c h k ilk u k w a d r a n s ó w cza­

su zdołaliśmy zaledw ie z le k k a ty lk o n a ­ szkicować zrąb chem ii koloidów, a i ta k już p r z e b ra liśm y m iarę cierpliwości s łu ­

chaczów. Czy j e d n a k bezowocnie — to jeszcze pytanie.

Koloidy s ta n o w ią dziś bowiem niejako ośrodek b a d a ń fizyko-chemicznych, b a ­ dań budzących najż yw sz e z a in te re s o w a ­ nie nie ty lk o pośród c hem ików t e o r e ty ­ ków, lecz rów nież w szerokich kołach biologów, m ineralogów , geologów, t e c h n i ­ ków, m edyków , a n a w e t i rolników.

Ale bo też koloidy o d e g ra ły niepo śled­

nią rolę czy n n ą w dziejach p o w sta n ia i rozw oju życia o rgan ic zn e g o na po­

w ierzchni gL>bu n a s z e g o —i rolę tę w d a l­

szym ci.jgu spełniają. Czyż bowiem n a tem podłożu jałow em , w y tw o rz o n e m przez k ry sta lic z n e su b s ta n c y e m ineralne, w c h o ­ dzące w skład s k a ł i głazów naszej sk o ­ ru p y ziemskiej, p o w s ta ło b y kied ykolw iek

(8)

424 WSZECHSWIAT JMa 27

życie o r g a n ic z n e — g d y b y o w a pow ło ka k r y s ta lic z n a nie p o k ry ła się s k u tk ie m w ie ts z e n ia w a r s tw a m i k o lo id a ln y c h ro z ­ tw o r ó w oraz g a la r e t? Czyż dziś jesz c ze nie o b s e rw u je m y , że owo życie o rg an ic z ­ ne t a m się n a jb u j n ie j ro zw ija , gdzie spo­

t y k a n a jg r u b s z e w a r s t w y podłoża koloi­

dalnego, że w re ono pod ró w nikiem , a z a m ie r a u b iegun ó w , p ra w ie p o z b a w io ­ n y c h koloidów!

A i sa m e o rg an iz m y , czy to roślinne czy zw ierzęce, j e d n o k o m ó r k o w e — czy n a j ­ b a rd z iej złożone— czyż n ie s k ła d a ją się p rze w a ż n ie z s u b s ta n c y j ko lo idalnych?

Czyż p ro to p la z m a , ów o ś ro d e k życia o r ­ gan iczneg o, n ie j e s t n iem i p o p r o s tu p r z e ­ pełniona!

To też nie bez rac y i biolog oczek uje od b a d a ń n a d k oloidam i ro z w ią z a n ia w i e ­ lu z a g a d n ie ń ży c ia o r g a n ic z n e g o ,—nie bez r a c y i ro ln ik o c zeku je w ska z ó w e k , j a k ie m i s po sob am i p o d n ie ś ć i n t e n s y w ­ ność te g o życia w glebie.

Jan ZaioidzJci.

R. S. W OODW ORTH,

prof. w Columbia U n iv ersity w N ow ym Yorku.

O P S Y C H I C Z N Y C H R Ó Ż N I C A C H R A S O W Y C H ,

(Ciąg dalszy).

Nie m ożna w ż a d n y m razie d o strz e d z j a k i e j ś zależności pom ięd zy w z ro k ie m a s to p n ie m p r y m i ty w n o ś c i lu b zaco fan ia k u ltu ra ln e g o , p o n ie w a ż np. N e g r y to s i z Filipinów , bez p o r ó w n a n ia p r y m i t y w ­ niejsi niż F ilip iń c z y c y m a la js k ie g o p o ­ chodzenia, a n a w e t n a jp r y m it y w n i e j s i z pośród d o ty c h c z a s b a d a n y c h g r u p , u s t ę ­ p u ją p o d w z g lę d em b y s tr o ś c i w z r o k u F i ­ lipiń cz y k o m i, o ile w olno w nosić z n i e ­ wielkiej lic z by z b a d a n y c h osobników , b y n a jm n ie j nie p r z e w y ż s z a ją b iały c h . Nie m ożna też uznawrać n a p o d s ta w ie do­

ty c h c z a s o w y c h w y n ik ó w ścisłej zależno­

ści p o m ię d z y b y s tr o ś c ią w z r o k u a c ie m n ą b a rw ą s k ó ry , choć s łu s z n e m j e s t zdanie,

że b a rw n ik w a ż n y j e s t z w ielu w z g lę ­ dów dla oka i w s k u te k tego stopień pi- g m e n ta c y i m ó g łby o d g ry w a ć p e w n ą rolę w widzeniu, j a k to przypuszczał Rivers.

Zdaje się j e d n a k , że b y n a jm n ie j nie n a j ­ ciem niej z a b arw io n e r a s y posiadają w zrok n ajlep szy. Możemy z powyższego w n o ­ sić, że widzenie j e s t procesem , w y k a z u ­ ją c y m pew ne różnice rasow e, choć ze znaczn em p o k r y w a n ie m się skal w ahań.

Nie u le g a je d n a k wątpliw ości, że p o da ne r e z u l ta t y w y m a g a ją p e w n y c h modyfika- cyj. Z je d n e j stron y, w łączenie osobni­

ków z m yopią i innem i po dobnem i w a ­ dam i daleko bardziej obniżyłoby ś re d n ią d la E urope jc z yk ó w , niż dla większości r a s innych; r z e c z y w is ty więc s ta n b y ­ strości w zro k u j e s t ró żn ie jsz y niż w s k a ­ z u ją o trz y m a n e r e z u lta ty . Z drugiej znów s tr o n y b ięd n e m b y ło b y włączyć do b a d a ń krótkow idzów , je ś li ch cem y z na­

leść w rodzone różnice rasow e, poniew aż ro zm a ita częstość m yopii n a p e w n o zale­

ży od n ie je d n a k o w y c h sposobów u ż y w a ­ nia oka. W ła śn ie sposób u ż y w a n ia może w y w ie ra ć zn a cz n y wpływ n a osobniki, niezaliczone do k ró tk o w id z ó w i w s k u t e k tego b r a n e do po rów nania. B a d a jąc o s t­

rość wzroku, R ivers zrobił p ew n e spo­

strzeżenie, m a ją c e być może bardzo d u ­ żo znaczenia. Znalazł, że g d y u ż y ta w b a d a n iu l ite r a lub znak, k t ó r y c h p o ­ łożenie miało b y ć poz na w a ne z możliwie najw iększej odległości, b y ły o d su w a n e poza g ran ic e w y ra ź n eg o widzenia, mógł jesz c ze p raw ie z aw sze dobrze od g a d y w a ć ich położenie, choć bez pewności. Przez ta k i e o d g a d y w a n ie czyjeś m a x im u m m o ­ że zostać znacznie zwiększonem ; s t a r a n ­ na o b s e rw a c y a uczy do s trz e g ać małe i n ie w y ra ź n e w s kazów k i, n a k tó ry c h się o p iera o d g a d y w a n ie. Bardzo być może, że zajęcia człow ieka cyw ilizow an eg o w y ­ r a b i a ją w n im zwyczaj p oleg an ia n a tem , co widzi w y ra ź n ie , g d y u ty ch, co czę­

sto są zm uszen i p o z n a w a ć p rze d m io ty z dużej odległości, w y r a b ia się zdolność o b s e rw o w a n ia n iez n a c z n y c h szczegółów, z w ięk szając ich sz an se podczas b a d a n ia b y s tr o ś c i wzroku. Jeśli u w z g lę d n im y tę m ożliwość łącznie z o słabien iem w zrok u w ie lu E u ro p e jc z y k ó w od p rze p ra c o w a n ia

(9)

M 27 WSZECHŚWIAT

oraz łącznie z p o k ry w a n ie m się skal w a ­ h a ń w sz y stk ic h g ru p b a d a n y ch , to p r a ­ w dopodobnym staje się wniosek, że w s z y ­ s tk ie r a s y m a ją zasadniczo ró w n ą siłę wzroku. J e ś li n a w e t istn ieją nieznaczne różnice, j e s t j e d n a k praw ie pewnem , że n a d z w y c z a jn a b y s tro ś ć wzroku, przy p i­

s y w a n a dzikim, polega n a w praw ie w i n ­ t e r p r e to w a n iu niezn acznych wskazówek, d o ty cz ą c y ch z n a n y c h im przedm iotów.

B a dając n ie k tó re z wielu je d n o s te k , s ły ­ ną c y c h ze z n a k o m ite g o wzroku, zarówno Rivers j a k Rankę znaleźli, że b y ł on u nich bardzo dobry, lecz nie n a d z w y ­ czajny. W y s ta rc z y tro c h ę się zapoznać z m a r y n a rz a m i, b y znikło złudzenie, że podobne zdolności p rz e k r a c z a ją granice, osiągan e przez białych.

S łuch dzikich cieszy się podobną opi­

nią podróżników, co i wzrok; przy c z y n a j e s t t u n iew ą tp liw ie t a sam a. W rzeczy ­ w istości zaś dotychczasow e b a d a n ia zd a ­ j ą się stw ierdzać, że słuch białych lepiej j e s t rozw inięty. S tw ie rd z ił to Meyers dla P a p u a s ó w oraz B ru n e r w b a d a n ia c h n a d licznem i g r u p a m i na w y s ta w ie w St.

Louis. Zaledwie 15% z pośród 137 b a ­ d a n y c h Filip iń czy ków miało słuch równie dobry, j a k z w y k ły białych; inne g ru p y dały tro c h ę lepsze r e z u lta ty , w szy stk ie j e d n a k s ta ły poniżej ś redn iej białych.

Pom im o w y n ik ó w t y c h dośw iadczeń m o ­ żna p o w ą tp ie w ać , by biali zasadniczo m ieli lepszy słuc h w ro dzony. Życie c y ­ wilizowane osłania ucho od n ie k tó r y c h szko dliw ych czynników , zw iązan ych z pry- m ity w n iejsz em i w a ru n k a m i; n ależy też zwrócić u w a g ę i n a stopień czystości ze­

w n ę trz n e g o przew odu słuchow ego. W ia ­ domo także, że u ch o bardzo j e s t p o da­

tn e do w y ro b ien ia sobie wrażliw ości w od czu w an iu poszczególnych dźwięków, a zdaje się, że w łaśn ie tik - t a k z e g a rk a i podobne dźwięki, stosow an e w ba d a ­ niach, z w ra c a ją n a siebie n ie je d n a k o w ą u w a g ę ró żn y ch ras.

P r a w ie to samo powiedzieć m ożna o po­

w onieniu. W o bec w ysoce ro zw in ię te g o w ę c h u psów i i n n y c h niższych zw ie rz ą t, mogło się w y da w ać n a tu r a ln e m , że zm ysł te n lepiej j e s t ro zw in ię ty u dzikich; w y ­ g ła s z a n o też ta k ie zdania o p o w o nieniu

ludów pierw o tn y c h , j a k o w zro ku lub słuchu. Nie u leg a j e d n a k wątpliwości, że specyalne p o trz e b y i w p ra w a i tu ta j są przyczynam i, gdyż, o ile można w n o ­ sić z niew ielu dotychczaso w y ch badań, powonienie M urzynów i P apuasów wcale nie j e s t lepsze, niż Europejczyków .

Zinysł d o ty k u mało był dotąd badany.

Mc Dougall znalazł p ośró d Pap u a só w osobniki z nadzw yczaj w ra ż liw ą skórą.

Rozróżniali oni d w a p u n k t y od je d n e g o n a w e t w razie bardzo bliskiego ich p o ­ łożenia; średn io biorąc, P a p u a s i znacznie p rzew yższali Europ ejczy kó w pod tym względem. Z drugiej znów s tr o n y In- dyanie, Filipińczycy, n iektóre lu d y a f r y ­ k a ń s k ie i Aj nowie nie o k azy w ali z n acz­

niejszej różnicy od biały ch w p rz y p a d k u ta k ic h s a m y c h badań.

I n te r e s u ją c y m j e s t zm ysł u c isk u („the pain s e n s e “), po niew aż odeń zależą m ę s ­ two i w ytrzym a łość , o k a z y w a n e przez n iek tó re r a s y na c ierp ien ia fizyczne. Być może, że zm ysł u c isk u j e s t, j a k to ju ż p rzypuszczano, p rzy tę p ion y u ty c h ras podobnie j a k u n ie k tó r y c h osobników, k tó re się nie cofały przed sp alen iem się i d a w a ły inne oznaki m ęstw a. Zmysł u c is k u b a d a się przez w y w ie ra n ie coraz większego ciśnienia n a pew ne części s k ó ­ ry, przy c z e m ba d a n a osoba m a w sk azać, k ie d y ból zaczyna odczuwać. W y n ik i b a d a ń Mc Dougalla n a d P a p u a s a m i oraz B ru n e ra i moich n a d Ind yanam i, F ilip iń ­ czykam i, lu d a m i a fry k a ń s k ie m i i Ajna- mi fa k ty c z n ie ściśle się ze sobą z g a d z a ­ ją. U w s z y s tk ic h tych r a s należy w y ­ w ierać w iększe ciśnienie, niż u biały ch dla w yw oła nia bólu. T a k i j e s t średni rez ulta t, lecz szczególnie ważny w ty ch b a d a n ia c h j e s t rozkład poszczególnych wypadków . J a k k o lw ie k większość b ia ­ łych o dczuw a ból ju ż wobec niez n a c z ­ nych ciśnień, dość znaczna m niejszość daje je d n a k ż e dopiero w te d y znak, gdy o siągn ięte są daleko w ięk sze ciśnienia, tak , że odpow iada ona pod t y m w zglę­

dem w iększości I n dy an. Podobnież m n ie j­

szość I n d y a n odczuw a ból ju ż wobec znacznie m n ie jsz y c h ciśnień, niż w ię k ­ szość ich współbraci, z n a jd u ją c się w g r a ­ nicach sk a li w a h a ń białych. W każdej

(10)

426 WSZECHSWIAT Na 27

g ru p ie ro zk ła d osobników j e s t bimod.nl- ny, t. j. g r u p u j ą się one około dwu o śro d ­ ków z a m ia s t koło je d n e g o ; biali g r u p u ją się j e d n a k głów n ie dokoła niżej leżące­

go, I n d y a n ie zaś i inne r a s y koło wyżej leżącego ośrodka. I n tr o s p e k c y a w y ja ś n ia n a m tę anom alię, w y k a z u ją c , że tru d n o do k ładn ie o zn aczy ć chw ilę, k iedy c iśn ie ­ nie s ta j e się bolesn em . J e ś li ktoś p o­

p r z e s ta je n a małej n ied ogodności, to w y ­ s ta r c z a dlań u m ia r k o w a n e ciśnienie; p r z e ­ ciw nie, je ś li m a b y ć w y w o ła n y ostry ból, ciśnienie m u si się zn acznie zw iększyć.

P r z e w a ż n a liczba b ia ły c h z a d a w a la się w t y c h b a d a n ia c h czuciem małej n ied o ­ godności, g d y b a d a ją c I n d y a n , odniosłem w rażen ie, że czekali oni aż ciśnienie s t a ­ nie się rzeczy wiście u s z k a d z ą ją c e m . S tą d więc w y n ik a ło b y , że ró żnica ras o w a p o ­ le g a raczej n a n ie je d n a k o w e m p o jm o w a ­ n iu bólu lub- n ie r o z u m ie n iu b a d a n ia , a nie n a zm yśle u c isk u .

N aogół biorąc, zdaje się, że o stro ść zm ysłów j e s t p raw ie j e d n a k o w a u r ó ­ żn y c h r a s lu dzkich. Są różnice p om ię­

dzy o so bn ika m i tej sam ej ra s y , m o gą też p ra w d o p o d o b n ie is tn ie ć różnice pom iędzy ś re d n ie m i n i e k t ó r y c h g r u p , zwłaszcza, je ś li te g r u p y s ą małe, izolow ane od i n ­ n y c h i w y tw o rz o n e przez dobór w e w n ę t r z ­ ny. R iv e rs znalazł fa k ty c z n ie , że ta k ie n iew ielk ie g r u p y zna cz n ie się ró żn iły od b iały c h pod w z g lę d e m z m y słu barw n eg o.

W j e d n e j z p o d o b n y c h g r u p n ie było żadnego p r z y p a d k u ś le p o ty n a b a rw y c z erw o n ą i zieloną, b ędącej n a jc z ę sts z ą form ą ś le p o ty b a rw n e j, g d y ty m c z a s e m d r u g a g r u p a w y k a z y w a ła n a d z w y c z a j d u ż y p ro c e n t d o t k n ię ty c h śle p o tą b a r w ­ ną. W d u żych g r u p a c h p r o c e n t tak ic h j e d n o s t e k j e s t za p ew n e s ta ły , choć w e ­ d łu g i s tn ie ją c y c h d a n y c h o d p o w ied ni s t o ­ s u n e k dla Mongołów n iższy j e s t , niż dla E u ro p e jc z y k ó w . N ależało b y j e d n a k z b a ­ dać bardzo w ie lk ą ilość j e d n o s t e k dla z n a le z ie n ia w łaściw ego s to s u n k u ; n a w e t i dla b iały c h s to s u n e k t e n nie j e s t j e s z ­ cze o s ta te c z n ie u s ta l o n y . B a da nia n a d ś le po tą b a rw n ą u r o z m a ity c h r a s s t w i e r ­ d zają s tan ow czo f a k t n a s tę p u j ą c y : nie znaleziono ani j e d n e j rasy , c h oćb y n a j ­ p ry m ity w n ie js z e j, w k tó re j ś le p o ta n a

b a rw y czerw oną i zieloną b y ła b y zjaw is­

kiem p o w s z e c h n em i norm alnem . F a k t ten nie j e s t bez znaczenia dla iizyologii w idzenia, poniew aż daltonizm , o ile nie j e s t objaw em patologicznym , p rze d staw ia z apew ne po w ró t do bardziej p r y m i ty w ­ nego s ta d y u m widzenia barw nego. A więc ż adna r a s a ludzk a nie okazuje p r y m ity w ­ nych s to p n i w idzenia barw n eg o, k tórego rozwój do obecnego s ta d y u m m u siał się ju ż odbyć u przodków człowieka.

D o ty c h c za s p anow ał zupełnie in n y po­

gląd n a rozwój z m y słu barw nego. Glad- stone, e n tu z y a s ty c z n y m iłośnik Homera, był pierw sz y m , k tó re g o ud erzy ło u b ó s t ­ wo nazw b a rw w l it e r a tu r z e s ta ro ż y tn e j i k t ó r y sądził, że Grecy z epoki H om era mieli bardzo jeszcze n ie d o sta te c zn ie roz­

w in ię ty zm y sł barw ny. Szczególnie go u derzyło stosow anie tej samej n a z w y do b a r w y niebieskiej oraz do przedm io tów s z a ry c h i c iem ny ch . Geiger, również z w olennik p odo b nych dowodów filologicz­

nych, rozszerzył ich z ak res, w sk a z u ją c b r a k n a z w y koloru nieb iesk ieg o i w in ­ n y ch lite r a tu r a c h s ta ro ż y tn y c h . Dziwnein j e s t w samej rzeczy , że niebo, s e tk i r a ­ zy w ym ien ia n e w Y edach i S t a r y m T e ­ sta m e ncie , n ig d y nie j e s t n a zy w ane błę- k itn em . N a js ta rsz e p iśm ie n n ic tw a o k a ­ z u ją pod ob ny b r a k nazw również i dla k o loru zielonego. Geiger znalazł, że n a ­ zwy b a r w y czarnej, białej i czerwonej są n a js ta rs z e ; później zjaw iły się kolejno n a z w y dla b arw y żółtej, ziełonej i n i e ­ bieskiej. W y c ią g n ą ł on s tą d wniosek, że h i s to r y a ję z y k a pozwala w ejrzeć w roz­

wój z m y słu b a rw n e g o i że stosow nie do tego n a s a m p rz ó d od c z uw a n a b y ła b a r w a czerwona, inn e zaś szły za nią w tym p o rzą d k u , w j a k i m w y s tę p u ją w widmie.

M agnus stw ierdził, że wiele ję z y k ó w z n a j­

d u je się dziś jeszcze w te m sam em s t a ­ dyum , co staroży tne: g recki, h e b r a js k i i s a n sk r y c k i. Bardzo wiele, może n a w e t większość, n ie m a oddzielnej n azw y dla b a rw y niebieskiej, a znaczna część ró­

wnież i dla zielonej. N ie w ie lk a liczba nie posiada n a z w y dla żółtej, gd y t y m ­ c zasem p ra w ie w s z y s tk ie m ają nazw ę dla czerwonej. Mogło się więc zdawać, że dzisiejsze r a s y p ie rw o tn e zaledwie

(11)

j\o 27 WSZECHSWIAT 427

osiągnęły te n stopień rozwoju b a rw n e g o widzenia, k t ó r y został o sią gn ię ty przez inne r a s y k ilk a tysię c y lat temu. Z a ­ słu g u ją n a u w a g ę n a s tę p u ją c e dwie p r z e ­ słanki, n a k tó ry c h opierało się to m nie­

manie: naprzód, że w sz y s tk ie wrażenia, od bieran e przez pew ien lud, m uszą z na­

leść pom ieszczenie w jeg o słowniku; n a ­ s tę p n ie zaś u w a ż a n ie n iek tó ry ch ludów spółczesn ych za rzeczywiście pierwotne.

M agnus poddał, n a szczęście, tę teoryę ś w ia d e c tw u faktów, dając podróżnikom i kupcom skale barw , zapomocą k tó ry c h badali oni ro zm a ite lu d y naprzód co do ich możności n a z yw ania, a n astę p n ie po­

z n a w a n ia i rozróżniania barw. B a d a n ia te w y k a z a ły częsty b r a k nazw dla b a rw niebieskiej i zielonej, j e d n a k k a ż d y lud mógł odczuwać całą skalę barw, z n a n ych Europejczyk ow i. Był to ciężki cios dla a rg u m e n tó w filologicznych i zb y t pośpie­

szneg o w niosku, że wczesne s ta d y a roz­

wojowe z n a jd u ją się wśród spółczesnych k u ltu r a ln ie zacofanych ludów. U znając te fak ty , M agnus sądził je d n a k , że m usi być j a k a ś fizyologiczna lub psychologicz­

n a p r z y c z y n a szczególnego b rak u nazw d la n ie k tó r y c h b a r w w wielu jęz y k a c h ; p rzy jął on też, że b a rw y nieb iesk a i zie­

lona m ogą być przez w iele ludów mniej silnie odczuw ane i, będąc ciem niejszem i dla nich, niż dla Europejczyków , nie w e ­ szły do ich języków . T eo rya t a została j e d n a k zapom niana, aż dopiero w o s ta t ­

nich czasach odnowił j ą R iyers jak o r e ­ z u lta t sw y c h b a d a ń nad kilkom a ciemno z a b arw io n e m i ludami. B adał on rozróż­

n ianie bardzo sła b y c h odcieni ro z m a ity c h kolorów u kilk u ludów i znalazł, że, w p o ró w n a n iu z 40 rów nież przez niego z b a d a n y m i A nglikam i, lu d y te trochę sz w a n k o w a ły w rozró żnianiu blisko po­

k r e w n y c h sobie odcieni koloru n ieb ie s­

kiego i żółtego, bynajm niej zaś czerw o ­ nego. J e d n a g r u p a s ta ła n a w e t fa k ty c z ­ nie wyżej od A nglików pod w zględem po budliw ości na b a rw ę czerwoną. Re­

z u lt a ty te p ozw alają wnosić, j a k sądzi Rivers, że b a rw a n ie b ie s k a zap ew n e w s a ­ mej rzeczy mniej silnie rzu c a się w oczy ciem no z a b arw io n y m rasom , niż E u r o ­ pejczykom ; p rz y ją ł też on, że czy n n ik iem

w y w o łują c y m tę różnicę, może być r a ­ czej stopień zabarw ienia, niż niższość.

W siatków ce zawsze się z n a jd u je b a r w ­ nik, p o c hłaniający prom ienie niebieskie;

ilość b a rw n ik a może więc być większa u r a s ciemno z a barw io ny c h . Pog ląd t e n w a rt j e s t dalszych badań; niem niej p rze­

to należy z ostrożnością p rzyjm ow ać r ó ­ żnicę, o trz y m a n ą przez R iversa dla po­

budliw ości n a ba rw ę n ieb ie ską, p on ie ­ waż E u ro p e jc z y cy , użyci do porów nania, byli nieliczni, w y k sz tałc en i i w y k a z y w a li ogrom ne różnice ind y w id u aln e . Mieliśmy możność b a d a n ia w St. Louis p rz e d s ta ­ wicieli ró żny ch ras pod w zględem w id z e ­ nia b arw nego, lecz w zupełnie odm ienny sposób, ta k , że na sze w y n ik i nie n a d a ją się do sk o n tro lo w a n ia d a n y c h Riversa;

okazało się, że w sz y s tk ie inne r a s y niżej sta ły w ogólności od biały ch w rozróż­

nianiu barw , nie było j e d n a k specyal- nych b rak ó w w s to s u n k u do b a rw y n i e ­ bieskiej. Nie znaleźliśm y również w ty c h b adaniach żadnej k orela cyi m iędzy błęd- nem i określeniam i a sto p niem z a b a rw ie ­ nia. Naogół biorąc, zm ysł b a rw n y j e s t b a r ­ dzo p raw dopodobnie je d n a k o w y u w s z y ­ stk ic h ludów.

Ł a tw o widzieć n a przykładzie p o w o ­ nienia, że dow ody lin g w isty cz n e są n i e ­ pew nym p rzew odnikiem do poznania o s t­

rości z m ysłów ja k ie g o ś ludu. N ie w ą tp li­

wie rozróżniam y bardzo w y ra ź n ie w iele zapachów, nie m a m y je d n a k dla nich od ­ d z ielnych nazw. Tylko psycholog może w ym a g a ć całk ow iteg o sło w n ik a -wszyst­

kich w ra ż eń , p r a k ty c z n e w y m a g a n ia k i e ­ r u ją rozwojem j ę z y k a w zupełnie in n y sposób.

Skoro zw rócim y się od zmysłów do i n ­ n y c h czynności, inform acye, udzielane nam przez psychologa, s ta j ą się jeszcze skąpsze.

Z a s łu g u ją na u w a g ę b a d a n ia sz y b k o ­ ści p r o s ty c h um y sło w y c h i m o to ry c z n y c h czynności, poniew aż m ożna s tą d w y c ią ­ gnąć pew ne w skazów ki co do szyb ko ści prac y mózgu. Czas, p o trz e b n y do w y ­ wołania re a k c y i, m ierzono u p rz e d s ta w i­

cieli ro z m a ity c h ras, p r zy c z e m okazało się, że j e s t on p raw ie je d n a k o w y d la g ru p bardzo różnych. Zwykle stoso w a­

(12)

428 W SZECHSWIAT JN6 27

ne b a d a n ie , p o leg a jąc e n a m i e r z e n i u c z a ­ su, w c ią g u k tó re g o m ózg w y ła d o w u je sz ere g im pulsów do te g o sam eg o m ię ­ śn ia, nie dało d la w ie lu g r u p ż a d n ych różnic w y ra ź n y c h . Różnice by ły cokol­

wiek w iększo, gdy , p o m ijają c szybkość ru ch u , należało go w y k o n y w a ć s ta r a n n ie i celowo. E s k im o w ie p rze w y ższ a li pod t y m w z g lę d e m w s z y s tk ie in n e ludy, g d y ty m c z a s e m n a jn iż ej sta li P a t a g o ń c z y c y i I n d y a n i e Cocopa, g r u p y te b y ły j e ­ dn ak że r e p r e z e n t o w a n e zaled w ie przez k ilk a j e d n o s t e k . Dość licznie r e p r e z e n ­ t o w a n i F ilip iń c z y c y z d a ją się n ie w ą tp li­

wie p r z e w y żs z a ć b ia ły c h pod ty m w z g lę ­ dem, choć, n a tu r a ln i e , p o k r y w a n ie się sk a l w a h a ń j e s t b ard zo znaczne.

U t r z y m y w a n o , że s to s u n k o w a ilość osobników , p o s łu g u ją c y c h się p ra w ą r ę ­ ką, j e s t n i e je d n a k o w a w ró żn y c h rasach;

u p rz y w ile jo w a n ie j e d n e j r ę k i u w a ż a n o za s p rz y ja ją c e specy alizacy i, a przez to i cy- wilizacyi. J e d n a k ż e nie m o g liś m y zna- leść żadnej w y r a ź n e j ró żn icy w sto p n iu p o s łu g iw a n ia się p r a w ą rę k ą , o ile daje się to b a d a ć przez p o r ó w n y w a n ie siły, zręczności i d o k ła d n o ś c i w u ż y w a n iu obu rąk . N e g ry to s i, n a jn iż s z a z pośród r a s b a d a n y c h , o k a z y w a li t a k i sam stopień p o s łu g iw a n ia się p r a w ą rę k ą , j a k F i li ­ pińczycy, I n d y a n ie i biali.

Z p o w y ż s z y c h r e z u l ta t ó w słu szn y m p raw do p o d o b n ie będzie wniosek, że p r o ­ cesy zm y sło w e i m oto ry czn e, j a k również proste czy n n o śc i m ózgow e są p ra w ie j e ­ d n a k o w e u w s z y s tk i c h ras, ja k k o lw ie k is tn ie ją różnice in d y w id u a ln e .

T r u d n o prze pro w a dz ić z u pe łnie pew ne b a d a n ia s p r a w c zysto u m y sło w y c h , p o ­ niew aż w iele zależy tu od o b e z n an ia się z m a te ry a łe m , u ż y ty m do b ad an ia. D o­

tą d n iew ie lu b a d a ń tego r o d z a ju p r ó b o ­ w ano na r o z m a ity c h rasa c h .

I stn ie je p e w n a lic z b a złudzeń i s ta ły c h b łędów w s ąd zeniu, d ob rze z n a n y c h p s y ­ chologow i i zależn ych, j a k się zdaje, nie tyle od w ła ściw o śc i n a r z ą d ó w z m y s ło ­ w ych, ile od r o z m a it y c h k r u c z k ó w i p r z e ­ k ręc a li w p ro ce sie sąd ze n ia. N ie k tó re z nich czyniono p r z e d m io t e m b a d a ń p o ­ r ó w n a w c z y c h i okazało się, że ludy, s t o ­ j ą c e n a b a rd z o r ó ż n y c h s to p n ia c h k u l ­

tu ry , p o pełniają te sam e błęd y i p raw ie w t y m sa m y m sto pn iu. Podnosząc, np.

w r ę k u przedm iot, w y d a ją c y się cięż­

szym, niż j e s t w istocie, o trz y m u je m y w rażenie, że j e s t on n ie ty lk o daleko lżejszy, niż n a to w ygląda, lecz nawet, niż w rzeczywistości. K o n tr a s t pom ię­

dzy w a g ą przed m iotu , w n io s k o w a n ą z w y ­ glądu, a od czu w aną podczas podnosze­

nia, nie odpowiada więc sądowi. Kobie­

t y łatw iej zw ykle po d leg a ją t e m u z łu ­ dzeniu, niż mężczyźni. Badano stopień tego złudzenia u r o zm a ity c h ras i z n a ­ leziono, z j e d n y m czy dw om a w y j ą t k a ­ mi, u w s z y s tk ic h je d n a k o w e re z u lta ty . Podobnież p rzekonano się o istn ie n iu u w szystkich r a s w p raw ie jed n a k o w y m s to p n iu p e w n y c h złudzeń w zrokow ych, w k t ó r y c h długość lu b k ie r u n e k odcin­

ka pro stej w y d a je się znacznie zm ienio­

ny w s k u t e k s ą sie d z tw a in n y c h odcinków.

0 ile można wnosić z pow y ższych w y ­ ników, p r o s te ro dzaje sądów, p o d leg a jąc je d n a k o w y m z a k łó cający m je czynnikom, p r z e b ie g a ją w j e d n a k o w y sposób u roz­

m a ity c h ludów; p o dobieństw o procesów p s y c h ic z n y c h ró żny ch ras b y n a jm n ie j się więc nie o g ranicza ty lk o do czuć z m y ­ słowych.

J u ż sam lakt, że osobniki z n iższych ras są o b je k ta m i p o d a tn e m i do b a d a ń 1 dośw iadczeń psycho log icznych , z asłu ­ g u je n a u w ag ę w razie oceniania ich um ysłowości. R ivers i je g o w sp ółp raco­

w n ic y zbliżali się do k rajo w c ó w cie śni­

ny T o r re s a z p e w n ą obawą, że nie p o ­ trafią oni w y t r w a ć w s k u p ie n iu przez czas dłuższy. Rzeczywiście, s u b te ln y c h in tro s p ek c y j nie m ożna się było dobić od t y c h ludzi, lecz przek on ano się zato, że n a d a ją się doskonale do w s z y s tk ic h dośw iadczeń, w y m a g a ją c y c h bacznego o bserw ow ania. Je śli p row ad zim y b a d a ­ nia w ta k i sposób, by z a in te re s o w a ć nie­

mi dzikiego, będzie 011 je śledził z n a t ę ­ żoną uw agą.

Można sp otk ać się czasem ze zidaniem, że j a k i ś lud p ozbaw iony j e s t zdolności uwagi, po niew aż k rajo w c y s k a rż y li się na ból głow y i uciekali, g d y zaczęto ich p y ta ć o k w e s ty e n a t u r y ling w isty cznej lub podobne. Te sam e sp ostrzeżen ia r o ­

(13)

M 27 WSZECHSWIAT 429

bią nauczyciele, m ający do czynienia z k r a jo w c a m i w szkołach.

D obry sposób b a d a n ia inte lig e n c y i bar- dzoby się p rzyd ał psychologii p o ró w n a w ­ czej, po niew aż, p o m ijając rów ność takich z a sa d n icz y c h rzeczy j a k zm ysły, r u c h y ciała, u w a g a i proste k a te g o r y e sądów, bardzo praw dop o dob n ie m ogą istnieć d u ­ że różnice w zdolnościach u m y słow y ch ro zm a ity c h grup ludzkich. Być może, że nie u d a się zastosow ać żadnej prostej m eto dy do b a d an ia t a k złożonej cechy, j a k in te lig e n c y a . D w o m a znam iennem i r y s a m i działan ia in te lig e n tn e g o są: s z y b ­ kość w z n a jd o w an iu p u n k t u w y jścia w nowej s y tu a c y i oraz stanow czość w ogran ic ze n iu d z iałan ia do właściwego k ie r u n k u i o tam o w y w a n iu a któw , w w i­

doczny sposób szkodliw ych dla o s ią g n ię ­ cia celu zamierzonego. P ro s te m b a d a ­ niem, w y m a g a ją o e m ud z ia łu t y c h obu- dw u zdolności, j e s t ta k zw. dośw iadcze­

nie z formami. D a n a j e s t p e w n a ilość klocków o r o z m a ity c h fo rm a ch i d esk a z otw oram i, o dp ow iadającem i t y m for­

mom. U m ieszcza się tę deskę i klocki p rz e d osobą b a d a n ą i prosi ją , by w cią­

gu możliw ie n a jk r ó ts z e g o czasu włożyła klocki do otworów. P u n k t e m w y jśc ia w danej s y tu a c y i winno być p o ró w n y ­ w a n ie fo rm y klocków i otworów; z a d a ­ n iem in te lig e n c y i j e s t ściśle się trz y m a ć tej oczyw istej konieczności, by, np., nie tra c ić czasu n a w cisk anie klocka o k r ą ­ g łego do o tw o ru k w a d ra to w e g o . Zape­

w ne, że w y m a g a n y j e s t tu dość niez n a ­ czny u d ział intelig en cyi; r e z u lta t b a d a ­ n ia b y łb y p raw dopodobnie ten sam dla N e w ton a , co i dla nas; w y s ta rc z a je d n a k m ieć do c z y n ie n ia z um ysłow o chorym , dz ie c k ie m lub sz y m p a n se m , b y widzieć, że albo nie potrafią oni zupełnie w y k o ­ n ać z a d a n ia albo conajm niej s tr a c ą dużo czasu n a p rzy p a d k o w e r u c h y i próżne wysiłki. Zastosow ano to b a d an ie w zglę­

dem p rz e d staw ic ieli k ilk u r a s i o trz y m a ­ no dość znaczne różnice. Różnice ś re d ­ nie po m iędzy białym i, In d y an a m i, Eski- m am i, Aj nami, F ilip iń c z y k a m i i Synga- lez a m i b y ły małe obok znaczn ego p o k ry ­ w a n ia się sk al w ahań. Zato różnice m ię ­ dzy te m i ra s a m i a Ig o ro ta m i i N e g ry to -

sami z Filipinów oraz P y g m e ja m i z K on­

ga były duże, a p o k ry w a n ie się s k a l małe. Inne podobne badanie, za sto so w a ­ ne do k ilk u z ty c h sa m y c h grup , usz e ­ regow ało je w tenże sposób. R e z u lta ty tego b adania ściśle o d po w iadają ogólne­

mu wrażeniu, jak ie w yw arło na b a d a ­ czach zbliżenie się do b a d a n y ch ludów.

W re sz c ie s to s u n k o w a wielkość czaszki, o k reś la n a w przybliżeniu iloczynem z je j trzech z e w n ę trz n y c h w ym iarów , ściśle od pow iadała u t y c h g ru p ich in te lig e n ­ cyi i kolejności, w yk a z a n e j przez n ich w d ośw iadczeniu z form ami. Jeżeli z a ­ p a tr y w a ć się będziem y pow ierzchow n ie na o trz y m a n e w yn iki, m ogą one o k a z y ­ w ać różnice w in te lig e n c y i między r a s a ­ mi, w y z n a c z ają c ta k im g ru p o m j a k Py- gm eje lub N e g ry to s i niższe stano w isk o w p oró w n a n iu z r e s z tą ludzkości. Mo­

żna je d n a k z a k w e sty o n o w ać słuszność ba da nia ; mogło być ono bardziej obcem dla t y c h dzikich myśliwców, niż dla b a r ­ dziej o siadły ch gru p. Oto p raw ie w s z y s t ­ ko, co p sychologia dośw iadczalna może powiedzieć o różnicach ra so w y ch pod w zględem inteligencyi.

Tłum. St. Pon.

(Dok. nast.).

Kalendarzyk astronomiczny na lipiec r. b.

M erkury jest niewidzialny; 19-go w gór- nem połączeniu ze słońcem. Wenus świeci, jako J u trz e n k a , wschodząc przed godz. 2-gą po półn., 27-go, w krótce po godz. 4-ej r a ­ no, Wenus zakryje gwiazdę 7] Bliźniąt, 3 —4 wielkości; obserwować to zjawisko będą mo­

gli jednak tylko posiadacze większych l u ­ net.

Mars tonie w blaskach zorzy wieczorowej i jest niewidzialny. Jowisz świeci wieczo­

rami dość nisko na południo-zachodzie, jako świetna gwiazda; porusza się ruchem p r o ­ stym w gwiazdozbiorze Panny.

S atu rn ukazuje . się nisko na wschodzie na początku miesiąca przed godz. 1-ą w no­

cy, w końcu zaś przed godz. 11-ą wieczo­

rem; porusza się w gwiazdozbiorze Barana na wschód; 30-go będzie w k w a draturz e ze słońcem.

T. B.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Uczestnicy projektu Wagon Pamięci spotkają się dzisiaj o go- dzinie 11 na placu Kobzdeja.. Przedstawicielom Europej- skiego Centrum Solidarności przekażą materiały z ich po-

cie,badania formacji solonośnej należałoby wiązać ż badaniami innych ogniw miocenu występujących pod nasunięciem fliszu jednostki skibo- wej, a także w nawiązaniu

cami odbywały się na m ałą skalę ruchy, które doprowadziły do rozdarć płaszczowiny (Klęczany — Pisarzowa), lub odrywania się płatów tektonicznych jednostki przed-

wym. Skała ta jest barwy cienmopopie1atej, silnie marglista, z rzadkimi otoczalmmi kwarr.-cu oraz soczewkiami łupków niebieskich i cmmych, '2J8J- wierająca bardzo

W północnej części badanego terenu powierzchnia spągowa o,sadów interglacjału wielkiego znajduje się na ogół na wysokości 160— 190 m npm.;.. oprócz doliny w

Tego, że zapewniwszy sobie tym znakomitym koncertem śpiewający początek roku, liczymy na to, że również śpiewająco się on dla nas skończy oraz że dużo prawdy jest w

cji MFDC wyróżnia się Front Północny (Front Nord) z Kazamansu Północnego, który od 1991 roku unikał rozwiązań siłowych i zawarł nawet w imieniu całego MFDC

Potwierdzenie ważności komunikacji strategicznej wraz z jej poszcze- gólnymi elementami znalazło odzwierciedlenie w dokumencie z 2009 r. Polityka NATO w zakresie