• Nie Znaleziono Wyników

Bajki Ludzimiła z S*** zmyślone dla dobrych dzieci

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Bajki Ludzimiła z S*** zmyślone dla dobrych dzieci"

Copied!
44
0
0

Pełen tekst

(1)

172884 n

J 8 * « *

Z M Y Ś L O N E»

D L A

DOBRYCH DZIECI.

Ł W Ó W ,

W D R U K A R N I ZAK LA-DU Ń & R O D O W . I M IE N I A O S S O L I Ń S K I C H .

(2)

Z KSIĘGOZBIORU

TADEUSZA S O Ł T Y S A

(3)

DfcSZCZ I STAW.

B A J K A I .

3|asim ąt błękity obłok ponury I z grubej lunął Deszcz chmury, W lem Staw będący w tej okolicy W jednej wioseczki dzielnicy Deszczowi rzecze:

— Ach mój żywiole! mnie pragnienie piecze, Racz mi się prędko udzielać ,

Racz moje brzegi przepełnić, przelać, Na moje korzyść spuść mi się cało, Bo krople s;i nu za mało.

1*

(4)

4

To rzekłszy, paszcz z swej grobel Id Tals otworzył był zuchwale,

7.c samby sic połknął w a le , Choćby jak chciał, lak był wielki.

I czem mocniej deszcz padał, pragnienie uśmierzał, Tem coraz swoje gardło bardziej Slaw rozszerzał, Wreszcie widząc, że nigdy Deszcz Stawu do syla Nie napoi, ---

Tak łakomego zapyta:

Mój Stawie, ile w idzę, ty masz chciwą m in ę, Powiedz chciwości5 przyczynę.

-— Drobnostka. Powiem zaraz, ot moja grobleńka, Jakaś lak szczupła . . . jakaś . . . maleńka,

Aż to sam czuję, że wzrost mej duszy, Chociaż ciśniony od suszy,

Daleko większy jest z swej przyrody, Niż obręb olo mej wody.

J a się posiadam w tej władztwa sile, Której od niebios mam tyle,

Im mógłbym za te wystąpić brzegi S zalać wioskę tę wodą moją , I ten pogorck, gdzie jodły stoją, Zakryć w swej głębi ten las sosnowy.

Wynieść potęgę nad gór tych głowy, Których te szczyty i łyse czoła Świecą koło mnie dokoła, — Objąć strugi i potoki,

T e drobne jakieś Rawy, Łotoki,

(5)

Nakazać hołdy poddaństwa ściśle Korytu Dnieslra i W iśle,

I stać się nawet królestwa panem ; Być m orzem , być — Oceanem.

Deszcz przestał padać rzekłszy z powolna, Temu łakomych wszystkich stworzeń bratu:

— Ty chcesz pogrozić całemu światu, T o jest rzecz wszystkim łakomcom wspólna.

Taklo, — łakomstwo pod kręgiem słońca Wiewa początek, lecz nie ma końca.

(6)

RAK I ŻÓŁW.

2 ja /,il Rak i w tył i w przód po błotnej moczarze 'Z-c Żółwiem obok niego pełzającym w parze I ujrzawszy bociana, który o dwa kroki

Gromił żaby, i z nagła wzniósł się pod obłoki, Rzekł strzeliwszy ogonem, choć swej palnej broni, Jaklo mówią, nie nabił, będgc w wodnej toni:

»W eszły , ja mocno stoję przy tem mojem zdaniu,

»Ze nieinasz żadnej sztuki w tem ptaszem lataniu."

Żółw byłby się śmiał może, gdyby śmiać się um iał, Że Itak swojem lak zdaniem jak znawca zaszumiał, Ale źe ten dar jem u nie przypadł był losem , Wygwizdał tylko lłaka swoim zolwim głosem.

(7)

»»— Łatwo temu, kto może rzucić się w powietrze, wliomu przyroda dala to usposobienie ,

»»Że na skrzydłach przecinać powietrzne przestrzenie

»»Jest mu niczem, kędy go myśl tylko poniesie,

""Ale nam, mój ty Raku, marzyć coś o locie,

».'Il'tóry ze Żółwiem może ledwie pełzać w biocie,

»»To cały świat nam powie, źe to głupstwo czyste.- — vi)A może ty już zwidział kraje obloezysle ? ---- u«

”— E j , gdzie tam ,« Rak odrzecze, »wszakbyś mi nie wierz'

"Gdybym się i pochwalił, żem ich przestrzeń zmierzył,

"Na ro pytasz?«— »»Bo widzisz, trudność się nazywa,

»vJeżli zdołania komu na możności zbywa.««

(8)

DWAJ PSY.

B A J K I I I I .

B w a j psy zeszły się raz w letniej porze Dla milej chwili na dworze,

A wiedząc o tem co słynie W zalecie, r/ e io wyborny i u mądrych rzadki Sposób jest wzięty, uczyć się zabawą, l5o zadowoleniu olijadowp strawą Jeden drugiego przez swoje wypadki N auczał, jak to źyć teraz na świecie.

Gdy tedy jeden był słuchać gotowy, Drugi do niego rzecze terni słowy:

»— Wiesz co Psie bracie, miałem zdarzenie— »

»»—-Jakież, przyjA ine?««— »To pewnie że nie.

'.'Wystaw sobie, ja siedzę kiedyś tu w ogrodzie

»Przy dniu gorącym w przyjemnym chłodzie,

(9)

"Beslya Itoinar przychodzi z cicha',

"Cieniuchna jakaś, nikczemna, licha, '■Licho nić po co, i za czein goni,

"Dzwoni lam czegoś, dzwoni i dzwoni;

»Ja to wnosiłem z jego postaci

"Że na niego uważać się nie opłaci,

"Cóż, ja sohie pan pies, rozumiesz to przecie,

"A on co? —

”Ori komar, jakieś nic istnące na świecie,

»A choć my w skryciu jednako głodni,

»0 tem nikt nie wie, — któż to udowodni ? '•Wreszcie ucichł. —•

"Jam sobie myślał może z pięć pacierzy,

"Czy tam nie stłuką w kuchui dziś talerzy,

»Nie rzucą potem na psa tej winy,

'-'Czy nie trzeba w skórę brać choć z pól godziuy;

"To co innego myślę sobie potem

"O kłótni dawniejszej ze mną i z kotem,

"Jak ja go nauczę tego z krótkim nosem,

"Czy on ma patrzyć na mnie ukosem, '--Gdy mi jeść dadzą za moje pracę,—

"A wydrzeć sobie nie dam, co slracę, !o stracę.

"A komar lak jakoś z niebacznych tymczasem

"Skorzystał myśli moich idących nawiasem,

"Zem zapomniał o jego dźwięku ju ż i glosie,

"Siadł cichuteńko, z lekka na mym nosie:— *

"Potem mi wpuści! w nos ostre narzędzie

"Swoje jadalne, i w obżarstwa celu

,»3!uie — jeszcze żywego— jadl! — mój przyjacielu

(10)

10

'•Gdym to spostrzegł,— o nieba!— w złości i zapędzie

»Jak kłapnę paszczą! — przepadł!— przepadł, Lecz cóż po tem ,

"Kiedy ból czuć się daje— ? — J a przykładam błotem, i>(Jak mi babka nieboszczka radziła przed laty,

»Gdy raz pan kazał dać mi straszne baty,)

»Gniewam się, — jakaż biada z przeklętym owadem,

"Nażarł się, jeszcze widzę zatruł mi nos jadem

"Na domiar swojej złości, poczwara skrzydlasta!

»Tu na nosie coś twardego, jak róg' mi wyrasta,

»I myślę, ach! gdzież biedny teraz się podzieję,

"Toż mię każdy, kto ujrzy z tym rogiem, wyśmieje ;

»Kopię, choć niewłaściwie swemu powołaniu,

"Kopię ziemię, powiadam, nosem w obłąkaniu,

»Lecz dzięki niebu! tylko nosiłem ogoniec

'•Spuszczony, nos jak trąbę trzy dni.— Na tein koniec.

"I widzę: że gdy takie lada co nikczemne

"Csiędzie ci na nosie, i w nos cię usiecze;

"To i swędzi, i boli, i drażni, i piecze,

"Nie wiedzieć co z tem robić, i wstyd da się w znaki,

"Że zwycięztwa gałązkę odniósł błazen -taki.

""Zrozumiałeś psie bracie, com ci opowiedział ? u --- -

»”— Zrozumiałem,«« odrzekł pies, ""!y chcesz abym wiedział,

""Ze ten wypadek eiehie nauczy:

""Jak czasem mały wielkiemu dokuczy,

»»A ten choć potem i dni mu przykróci,

""Sobie boleści tem nie odwróci.««

(11)

DWIE KSIĄŻKI.

U A J H J L IV.

pewnym domu, zeszły się dwie książki szczególne, Które lylko o lyle były sobie wspólne ,

Iż się zwały książkami, iż z papieru obie, 1 ze głoski tłoczone zawierały w sobie.

Jedna była zbutwiała, ubogo przybrana, Ju ż wiekiem nadszczerbiona, znać źle szanowana ; Niekiedy, — gdyż jej suknia ostatnie usługi Wyświadczać sio zdawała, służąc przez czas długi, Niekiedy tćż musiała bywać w większej cenie, To świadczyło jej w biały papier owiuienie;

(12)

12

I że dl,-i jej światłości i rozumu daru

Nakrztałt skarbu ktoś z ognia wyrwał ją pożaru, N adpalona,— znać było, że była w przeprawie Ogniowej,— Polka, — na świat wydana w Warszawie.

Druga była z Paryża, z miasta w całym świecie Swe 111 znaczeniem sławnego,— złocona po grzbiecie, Świeżość wieku jej była prześliczną ozdobą.

Gdy tedy la ujrzała w towarzystwie z sobą I w jedno posiedzenie włączoną sąsiadkę , Wspoglądając to na jej, to na swe okładkę , /, poważaniem się, swego usuwała kroku, Bo ta cierniem okrutnym stanęła jej w oku, Potem na nią zaczęła wspoglądać ukosem, Raz nos spuszczać zadarty, raz zakrzywiać nosem;

Wreszcie z dala zabłysła pobrzeżem zloeistem Ukazała swój język na papierze czystem, Najprzedniejszym welinie, w sukni z aksamitu, Pełna wdzięków, tak pewna godności, zaszczytu, Rzekła ust uchyliwszy do niej po modnemu:

u — Nie wiem czy z jej poznania nie mogę mieć sławy?* —

»»— jMam przyjemność powiedzieć iż jesieni z Warszawy,

^Pochodzenia (odpowie) z domu Rzymian dawnych,

»»Z domu Boecyusza, co legł śmiercią sławnych, /,ył konzulem, a rozum z cnotą w połączeniu MSlu/,ą ku jego wiecznem sławą uwieńczeniu,

»»P0C1ESZAJĄCA M ĄDROŚĆ, to jest imię moje, wvJainie Pani czy lukże ebee wymienić swoje ?«« —-

(13)

13

» — J a , — jestem z ląd — z daleka- Wiesz gdzie Paryż leży?

»Z hrabskićj, to jest co możesz już z mojej odzieży

»Wnosić, prześlicznej szafy, zawsze szanowana,

"To jest ja, klóra była do usług niebrana.*)

>linienia mego pewnie dobrze nie zrozumiesz,

»JezIi Gallów języka dokładnie nie utniesz:

»h' A IIT D E N E T T O Y E It L E S B O T T E S , takie godło noszę.«

A, widzę jaśnie, pani, jak szczególne, proszę!

»»Sposób bólów czyszczenia, -— wart poszanowania

»»Od lego co za krztałtem książek się ugania;

i'1'Lccz daruj, jestem tyle prawdą zniewolona

»»Ze wspomnę, chociaż o to wcale nie proszona: C wwTo najczęściej tak w świecie, że len pyszny bywa,

»»Kogo nie dusza zdobi, lecz złoto okrywa.««

*) W y d a w c a w i e o leni, ze to jest ź le p o p o lsk u , gd z ie francuzką książ kę m ó w ią rn nap ro w a d za .

(14)

WIERZBA PŁACZĄCA I GRUSZA.

B A J H A %'•

yrnsla i spuściła czoło i ramiona Wierzba wiecznemu smutkowi oddana,

Ńad płynącym w ogrodzie strumykiem sadzona, Płaczaca Wierzba nazwana.CC G

Gruszy powyżej stojący pień siary , Co zadarł w górę z gałęźmi konary , Tak do Wierzby się odzywa:

Cóż, Płaczulko nieszczęśliwa, Jak ma bytność zapamięta, To twa postać na dół zgięta,

(15)

15

Znkulona, nos spuszczony, Opłakuje czyjeś zgony.

Próżniaczka, chleb darmo zjadasz.

Darmo miejsce twe zasiadasz, Z ojvoców twych pan ogrodu Nie zje nigdy nic, licliolo,

Jesleś sama nie wiem olo Ni dla ciepła, ni dla chłodu.

Po tej Gruszy twardej mowie, Wierzba sinulna powie:

Rzecz bardzo jasna, Źe tylko miłość tuk własna,

(Na której nie jednemu uie braknie z stworzenia, 1 tylko siebie oceuia),

Zaprosić zdolna kogoś na słuchanie, I ciąć mu takie kazanie.

J a talj sądzę, że sic światu za byt własny nie zadłużę;

Pomińmy stworzeń mnóstwo, którym służę, Pomińmy które człowiek umie odnieść ze mnie Korzyści, wywołanej na świat nie daremnie I w jednym obok ciebie postawionej rzędzie, Chociaż on gruszek z wierzby jeść nie będzie;

Sam krzlall mój o korzyści niechaj cię przekona, W którym jestem zostawiona.

Nieraz człek żalem, smutkiem głębokim doikniony, Gdy świat mu niegodziwy serce swemi szpony Hani, dni życia goryczą mu truje,

I tych mu liczby ujm uje, Nie ma chęci ón jedzenia IV śród twojego uprzedzenia;

(16)

*

IG

Nie wicie go ty zachwycisz Twych owoców powabami, Gdy spokojność mu się kłóci,

Od ciehie z radzącemi jeść mu owocami Podobno on sic odwróci;

A z dala zobaczywszy Wierzbinę żałobną, W smutku do siebie podobną,

Do niej się zbliży, Do porównania się zniży ; A kiedy oko Iza mu przymroczy, Po twarzy mu się potoczy, Olgi na sercu doznaje, I tak się ze mną rozstaje.

* *

*

Na czem się Grusza nic pozna, To od wyższej istoly

Ocenienia dozna,

Klóra rozróżnia przymioty.

(17)

POKRZYWA I KWIATKI.

B M M l VI.

ą ja k zwyczajnie flość to bywa, Była w ogrodzie Pokrzywa, Pod nią były Drobne Kwiatki.

^Poczekajcie moje działki ,*

Tak do nich owa Pokrzywa rzekła, '.'Łagodność, cnota moja to czuje,

»Xc was prawdziwie wypielęgnuje,

"Nic mam własności bym was popiekła;

wja was od sloty uchronię,

»0d nieznośnego słońca zasłonię,

»W mej opiece wyrośniecie, vl będziecie zyć na świecie.«

(18)

18

T u niewinniątka co pod niy rosły, Rączęta i głos do niej podniosły :

w.-Moino kochana i droga !

to Ty za to weźmiesz zapłatę od B o ...

^Milczcie! (przerwała) ja się z tem chlubię,

»Że niepotrzebnych gadań nie lu b ię!«—

W tein mija lalo i dni przyjemne y A dziatki jakoś drobne , nikczemne, Łezkę sierocą nie jedno roni, 'Łe icb kochana mama Pokrzywa Tak o icb dobro mocno troskliwa Sobą zbytecznie od słońca chroni,

«

Ze muszą rosnąć zawsze w śrzód cienia, Strzeżone od deszczu i słońca promienia 5 A gdy krzywiściej Pokrzywa rośnie, Poschly, mamie się skarżąc żałośnie.

Bogdajlo nawet żaden gniew mściwy JNic dal za jakąś mamę Pokrzywy !

(19)

PAJĄK I MUCHY.

B A J K A VII.

4 ió ty lolr swą przemocą; i dowcipem władnie, I będzie mniej rozumnych i słabszych uciskał, Tak długo na ich,' szkodach, zgubie będzie zyskał, Dopóki na większego łotra nic napadnie.

Pająk dokuczał Słuchom , wiązał je w okowy, Slawiał sieci, i na nie wyprawiał połowy,

Zabijał, uchodziło. — Past się i bogacił,

Az przyszło źe on w reszcie grubsze Muchy łowił Kilka razy od siebie, — raz był osę powił,

A la go lak ucięła, aź życie utracił.

(20)

KÓŁ W PŁOCIE*

S.UIS.1 TIII.

^ tć rc z a l Kol w plocie

I dosterczal się zaszczytu, Ze z domowego zacienia.

Suknie ktoś po slocie

Wyniósł na słońce do przesuszenia.

I len znak dostojeństwa, te ludzi ozdol»y Zawiesił u Jego Mości ciosanej osoby,

Kół się doczekał świetniejszego bytu.

W tem wiatr zawionął, ■— a bliska drzewina Czoła ku stopie Kołu nagina,

(21)

Plolem objęte w ogrodowem kole G rusze, jabłonie, śliwina , I prostym rzędem stojące topole.

Itol w plocie myśląc że len hołd składany Jem u lak był oddawany,

iizekł: to najpiękniejsza w życiu nieni godzina!

Gdy szczęśliwym tak się g ło si,1 Kogoś na koniu zdarzenie naduosi,

Koń się przed Kołem potknął, i w śrzód drogi Padł na obie przednie nogi.

Kół się sprostował i światu powiadał, Ze się z radości już nie posiadał.

Patrzy, aż jeszcze człowiek nadchodzi Oczyma po nim pow odzi,|

A myśląc z daleka że to pan lej sukni siedział Uchylił czapki, vdzień dobry!« powiedział;

T u już Kół tak uczucia miłego był doznał, A że się zmieszał, sam siebie nie poznał,

I patrząc po sobie

Po cudzej, a niby własnej ozdobie Rzekł: Czyto j a , czy n ie ? , niechaj kto mi pow

Bo ju ż mętno w mojej głowie.

W zmieszaniu sobie sam dawał pytanie Czyto jaw ? — czy sen ? — czyto obłąkanie ? A w te m , gdy z paszy osły pasterz zgania, A z nich każdy mu się kłania

Z naśladowania,

(22)

22

Kół ju z do reszty z podziwu osłupiał Podobno całkiem. . .

Gdy brali rozumu ju z go lak ow ładał,

Wspojrzawszy na towarzyszy w plocie, lak im g a d a ł;

."Wy wszystkie koly

»Klóren z was goły

t\Viecli mi plackiem do nóg patia

?*I cześć należną mi składa,

pA koinu się krzywda zdaje

»Niech gołocie swojej ła je ,

»Bo lu topole wysokie,

»Grusze w gałęzie szerokie, i?Konie, osły ludzie sam i, '■Szanują mię uk!onami.«

Zaledwie tych słów nasz Kół domawia, Az lu człowiek się pojawia,

I te piękne odzierze Zdejmuje z niego i bierze,

A K ół, że szczęście nie służy mu stale Dalejże wyć Gorzkie żale I !

»»iVie płacz,«« rzekły mu drugie koły, »»nasz snsiedzie f

»»i,c ci W szczęściu się nie wiedzie,

;wNie masz słuszności do narzekania,

»»Że ci szczęście daru wzbrania,

»wOwszem być wdzięcznym ma być twym zamiarem,

»»Za to żeś się cieszy! darem , owjeżeli ten dar dla Kołu w płocie wBył prawdziwem dobrem w istocie^

(23)

i>»Bo myśmy wiedzieli ze jesteś kołem,

*wjak kół w plocie jest ogółem ,

»>.>Lecz otwórz oczy, jakiem obrzydłem wZamydlileś je był mydłem,

»»Że len kawałek sukni zawdziałeś

»»Patrz, juz pogardzać drugimi chciałeś,

>K’W iedz, ze kół w sukni kołem się zostaje, swSuknia wartości nikomu nie d aje!««

(24)

ŻABA ZIELONA.

1 S 1 S M 1 S Ł

1 L aha , źe miała mieszkanie w stawie O bszerne, nic z łe , i przy murawie, Ze miała sposobność w wieczór szarawy Więcej od innych zjeść trawy;

Odęta papę, nos rozszerzyła, I napomniała że kiedyś z wiosny Nic nie zieloną lecz szarą była.

I rzekła : A pfe ! jak ja nie lubię Tego molłochu, co ze mną w przyjaźni Chce tak zachodzić, — jakże mię drażni Ta poufałość , -—

(25)

On coś chce razem widzę pływać ze m ną, Bedac holola laka nikczemna,c c c e e '

P le, pfe, ie jakieś czarne żdbiska Colo bez barwy, z tą szarą skóry, Przykro mi nawet wspojrzeć na który;

Jakaś ich widzę rodzinność niska, —c 1 A kto wie, czy leż laka w nieb dusza, Co icli nogami władnie i rusza,

Jak we mnie? — Trudno kto mię przekona, Choćby mi dawał dowody Platona,

A kto wie, czy je Bóg także stworzył 1 ten do życia wstęp im otworzył? —

A z reszta — może i B óg, na to bym widziała Jak one są liche, a jak ja wspaniała.

T u Jaśnie Zaba Pani Wielmożna Wzniosła swe rączki ku niebu p o b o ż n a , Z wyniosłą myślą na podziękowanie, Ze tak odrębne Bóg' dla niej staranie Miał.

Ze jej światełko inne jest rozum u, Zamiast głupiego po głowie szumu ; ').(• jej serduszko tak jest delikatne, Nie lak jak drugich do czucia niezdatne.

Lecz cóż się dzieje? — Ubiegły dni lala, Poczęła żóllnieć w jesieni Irawka —

1 nie smakować, — a zim nieć sadzawka, T u — barwy pięknej widoczna strata ! Ujrzała się tem samem czem były inne, Co od niej znosiły pogardę niewinne,

(26)

26

A gdy być zaczęło biało [>o ziemi, Polazła w błolo razem z innćini 1 jej maląlek na wiosnę polem

Była barwa szara, Jaką niegdyś miała siara

Tak — między trawą i — między błotem.

* *

*

L udzie! niech wielkość hańby pojm uje, Kio W sobie z tą zabą podobieństwo czuje.

(27)

SŁOWIK I WÓŁ.

B l J B l X .

S ło w ik co z śpiewań swych słynie, W upodobanej sobie przebywał krzewinie 1 cudnie śliczną pieśnią wysławiał przyrodę ,

Skryty w gałązki zielone, młode.

Przerwawszy swa pieśń chwały w której miał zabawę, Zbliżył się do Wolu,

Który w dali sprzętywał całą gębni trawę Z poziomego stołu,

Uzefcl: D aruj, jeżli się źle wyda moja śmiałość t —- Ja widzyc twe okazałość ,

(28)

28

I u ciel)ie jednego za dwie osób nogi, Dalej jak sądzić mogę z pozoru,

Dla niesłuszności odporu Zdobi ci głowę bodziec dwójrogi;

Wnoszę, ze masz podwójny także rozum w głowie, I bezstronnych osadzeń od ciebie się dowie ,

Sito o słuszność cię zapyla, Bo straszny twój róg i tępe kopyta,—

Na przeciwnika zemsty nie dbasz i urazy, Bo wziąłby w łeb z kilka razy.

Daj zdanie o mym glosie, gdyż lu wczoru wrona Lecąc przez wieś krzyczała aże wszystkie siany Wszelkich żyjąt pojęły najcięższe nagany ,

rS *

Ze uie śpiewam tak jak ona;

Powiedz prawdę i nie m ilą, ja się nie. pogniewam, I gdy pozwolisz, zaraz zaśpiewam.

T u Słowik swym wdzięcznym głosem Z możnćmi w muzyce upięknieniami Zaśpiewał piosnkę z stu odmianami

Blisko Wolowi pod nosem.

Wół zaś pasł się tymczasem, i trawę darł z rosą, 1 swe boki wykładał jakby poduszkami,

Prawie ciągle wachlował swojemi uszam i, Stażem grzbiet swój biczował kita długowłosa.

Słowik uciął. — Przybiega, — a Wól letni słowy, Od koszenia swej trawy nie podniosłszy głowy

Rzecze: Ptaszyno moja ty biedna , Twój głos pochwały sobie nie zjedna.

(29)

Twoja glosinka jeszcze wronie nie doniosła, Co na jodły wierzchołku , jak usiedzie w lesie

A zaśpiewa — to tak glos dłu---go ktoś jej niesie, Lecz inlodyś, możesz być dobrej nadziei,

Tylko wziąść się, pójść do kniei,

Brać godziny i uczyć sio śpiewać tak jak wrona, Praca trudności pokona.

Do mnie przychodź, my czasem zaśpiewamy o ba, Albo jeżli się spodoba

Ucz sio śpiewać od mego przyjaciela Osia, Lub od jego sąsiadki od starej Oślicy, K tórą, jak krzyknie, słychać w całej okolicy.

Słowik się zaśm iał, rzekłszy, na lo nie mam chęi

•lak Wrony lak i Osła śpiew nic mię nie nęci, Widząc Wasze Wysokość, aż pomyśłić zgroza , Na co masz cztery nogi, jakem wyrozumiał, T o je s t, ty byś się na dwóch utrzymać nic um iał,

A rogi masz do powroza.

Bajka la jest Krytykom na cześć poświęcona, Coby chcieli by słowik śpiewał tali jak wrona.

(30)

MOTYL

H A J H A M .

Motyl widzgc u swoich skrzydeł Miłych dla oka dość malowideł,

Gonił po świecie w szerz, w zdluz za drugiemi , By się pokazać czem on przed niemi.

Udawał przyjaźń, choć ich nic lubił, Wodze języka przed niemi gubił L fyj J Na nieprzytomnych w śrzód posiedzenia, Który jakiego gdzie z nich plemienia, —

(31)

lie ma kropel: po latawicach, — 0 czołgających się gąsienicach, Z których pochodzą , —

Który ju z swój dług naturze sp ła cił,—- Gdzie w krzakach klóry ozdoby stracił, — Ile miał pyłku przy silach zdrowych Na skrzydłach żółtych lub lilijowych, Kogo zdobiły znaki perłowe.

Kto nosił żałobę, kto miał suknie płowe. ——

Ten tyle a tyle miał znaków czerwonych , Złotych, srebrzystych, zmarnotrawionych, —- Ten tyle razy na różach siadał, —

Ten piołunowe gorycze z ja d a ł,—

Ten w ogniu zginął z nieostrożności.

Tamten zaś w płynie swe pogrzćbł kości,—

A wszystkich niby znał pochodzenia, Różnice, co i jak ich ocenia.

Gdy podupadły przyszarzył skrzydła, Takiego liczył między straszydła ; Alboteż między m uchy, komary, Choćlo był m otyl, tylko biedny, siary.

Na czele możnych wyniosłych stawał 1 nawet lego mu nie przyznawał, Na słuszność żadną nie mając względu, Ze do motylów należy rzędu.

Sam się zaś liczył do gatunku ptaków, Lecz nic do ptaków drobnych i małych, Nic do wróbli ani leż szpaków,

Tylko do pięknych łabędzi białych ,

(32)

32

Do dzikich gęsi, których zwyczaje Zwidzać sii strony i obce kraje, Do pawiów, których ogon złocisty Domów ozdobą jest rozloczysty, O tych więc tylko rozmawiał m ilo, Gdy mu źle mówić ju ż się sprzykrzyło, 0 równych sobie i mniejszych robakach Skrzydlastych, jak sam , motylach nie ptakach.

Lecz gdy on tak w tych marzeniach krąży 1 z nim przyroda do końca dąży,

Kruszą się skrzydła, sztuki z nich pogubił, Z których się ozdób unosił i chlubił;

Doczekał w końcu tej smutnej chwili Od młodszych jem u podobnych motyli, Ze lak, jak on wprzód , od niego stronią I znowu tylko ozdobnych gonią,

I gdy już swoich sil mało liczył,

T ę same wzgardę przed śmiercią zdziedziczyl.

Bajka z tą prawdą ta się odzywa:

Kio czem uchybia, tem karany bywa.

Oprócz tej jeszcze drugą wyjawia, Że co mocno boli i serce zakrwawia, Na tego zadanie nie zawsze lisa Ani lwa potrzeba, ani tygrysa.

T a prawda także głośno lu mówi, Która się jeszcze zjawia rozumowi , Niema co chełpić się z pięknością własną, Blaski piękności w krotce ugasną.

(33)

Nii;ma co szydzić, źe ktoś ubogi,

7, dostatku do ub.oslwa tylko chwilka drogi.

I to, y.c źle ten życia używa,

Komu na trudach pożytecznych zbywa.

Jeszcze nakoniec bajka wskazuje, Jaki wstyd sobie straszny gotuje Gdv się wywyższa jaka malizna

W leni, czego w świecie nikt jej nic przyzna.

(34)

SZCZUPAK.

B A J K I XII.

■uflywając Szczupak w głębiach wielkiej wody, Widział okropne, tysiączne bezprawia,

Jak się zjadają le rybie narody, I jak bez końca to się lak ponawia.

Gdy lak zwaza to łolrowstwo, Ze bracia zawsze drą ze sobą koly, Przysiągł całkiem na ubostvvo,

Nauczycielem obrał sie cnoly.

Gromadził tedy dzialwę na głębinie.

Dzialwo! rzeki do n iej, kara was nic m inie, Jcźli pradziadów wy za wzór weźmiecie I lak jak oni w zbrodniach zyć zechcecie.

(35)

Lepiej ze czasem lislcl; zjecie głodni , Co z drzewa spadły po wodzie popłynie, Żyjąc tu z cnotą w tej mokrej krainie , IN iż macie ciężar nieść na sobie zbrodni!

Jeżli zaś kiedy wypadek się sianie, Że kłoś konczysty ząb o was zawadzi, Niewinność, cnota tal; wam tedy radzi, 15y tego co was swym zębem zadrasnął,

Każdy ogonem pogłasnąl.

Tej nicsłuchawszy, wiecie co was czeka?

Oh ! ciężko wyrzec to słowo! ■

Lecz — ah ! wsląp w serca tej młodzi wymowo ! Olo — S M A Ż E L N IA ! tego diabla człeka.

Tak Szczupak pływał, nauczał, pracował, Cnoty poselstwo sprawował,

Lecz ra z , gdy właśnie był dokończał mowy, Dla swej rozrywki kucharz dwórowy Zapuścił czerpak zwieszony u drąga,

I z wody pana mówcę wyciąga. — Co za nieszczęście w cnotliwej sprawie!!

Rzucił jak długim w kuchni na ławie, Porwał za siekacz, rozpłatał biedaka,

O co za niclitość taka!

1 w wnętrznościach irm popatrzył skrytych,

A tam — Siedini braciszków znalazł w skryciu oneni, Z głową i ogonem,

Jeden z drugiego dobytych ,

(36)

36

T ak , źe ostatni ten Jegomość tlu ly , Co do bajki lu nam służy,

Z łych największego był siedmi biedaków Niewinnych jak sam , szczupaków Mało co mniejszej wielkości od siebie Połknął i użył w swojej potrzebie.

* *

*

Czasem cię skrzywdzi ten co cnole głosi, Jak ten co zbroje dla łolrowstwa nosi.

(37)

KOT I MYSZ.

BAJKI MIS.

©koczy! Kot i Myszkę z la p .ł, —- (Idy łapami ja podrapał,

W tem ona

Z biciem serca, zalękniona' O Do niego rzeknie: .

»Mój Dobrodzieju,

»M<5j panie Łapieju !

»Wiem źe żartujesz zręcznie i pięknie , — '■Jam bojaźliwa, — serce mi peltnie

'.'Jak ly ze mną pożartujesz,

»A wiesz, jak mamę kocham, nie ładnie, wGdy kto żartuje choć składnie,

(38)

38

”J e/.li (o jest z czyją szkody.

»Puść m ię, bo twoje rączlii mię bodą I Na lo Kot w oczach płomyk rozniecił

I nim zaświecił M ruknął, F uknął,

Wbił lepiej w Myszkę pazury.

”— N i e - e - e , — rzek ł,a nie ujźrysz ju ż twojej nóry.

j'0 co innego lu cale chodzi,

»Tvrój ząb lu wiele szkodził i szkodzi,

^Mojemu panu ksiazkiś lu zjadła,

>.’Bogdajś ty była pierwej przepadła!!

Myszka widząc ic nie żart, rzekła: vjam niewinna,

»To może zrobiła i nna,

>’J a dopiero dziś oto wstąpiłam lu z pola, j/Może mię puścić będzie pańska wola — Kot groźuie krzyknie: »»Iio, hola ! hola !

»»’L dobrym wybiegiem kłamczyni wierutna!

^Sprawiedliwość moja zawsze jak łagodna, lab okrutna,

»A łoi rów czeka godzina smutna.

jwjeżłi w lainlym prawdy mało

»»Przyznać ci się chciało, m Zjadłaś mi dziś okruszyny,

» '-'Nie jesleś bez winy.

>’— Prosto z p o l . . « Mysz niedorzekla, Bo juz kocia paszcz zaciekła

(39)

Śmiertelny raz jej zmiata, —

— Tak zginęła Myszka mała. — Kot się potem udobruchał, Powołania głosu słuchał,

Modlił się pacierzem długim Za byt Myszy w świecie drugim.

* *

* Bajka t a , niegodziasze Wam posłuży za zwierciadło, Coto zaraz wszystko wasze, By wam tylko w łapę wpadło.

(40)

.MUCHA STARA I MŁODA.

B 1 JE 4 XIV.

lfiil >ek winem nalany na siole, V/ około niego latała Much para,

To je s t, i młoda Klucha i siara , —-

A juSto były obie przy danym obiedzi<?

i'o sztuce mięsa i po rosole.

W tem lak do mamy rzekła Muszka m łoda:

o— Colo za żółta mameczko tam woda ? —-

»Mamo, mnie bardzo jej zapach coś wiedzie,

» Czy by nic można siąść tam na lej kadzi

^Skosztować? — co leż mameczka mi radzi ? n —

»w— Ej nie, nie, lepiej że będziesz ostrożna,

»»Tam pójść duszeczko nie można.««

(41)

Tak siara Mucha Iroskliwa Mówiąc, zadanie młodej przerywa.

»»Tam pójść duszeczko nie można!

»»Bo chociaż lo jest bardzo smaczna woda, swKlórą wydala winna jag o d a,

»»Mnie o to tem więcej chodzi,

»vLc lobie dobroć i moc jej zaszkodzi.

»»Kto ją pić zacznie, widzisz, to tak bywa mŁe potem trudno od niej się odrywa,

>«Potem się duszko upija

»»A ona w tenczas rozum mu zabija.

»»Twa głowa zaś młoda łatwo się u p o i,

»»A moja Musia w tenczas lam mi wpadnie,

»vCtopi mi się, — i będzie ładnie! —-

»»Nie chodź, niech ona sobie tam stoi.««

»— Ej co tam , m amo, będę się strzegła W tćm Muszka mamy odbiegła

I ledwie tylko na kieliszku siada, Kosztuje wina, pije i — wpada.

W strachu śmiertelnym jak może lak pływa, Wino ją p o i, odetchnąć nie daje, Daremnie w pomoc inamy swojej wzywa, Nakoaiec władać nogami przestaje.

* * *

KT O DO BR E J MA MY N I E S Ł U C H A , MOŹK Z G I N Ą Ć T A K J A K M U C H A .

(42)

*

, i ' r.T ': ’ ■> -'»? ?• , •

r r r k -it\ <4 , k.ilJjitrl ^ i

- - : . .

" ** ' _

•— .u.:r; — >sisf ja; iu u :- J ^

*

,

. !:S V;Iii,-" „ihgi:!'?® 7/*

^ b - . . 9 .

' ...-i----. '...:■ -‘b'-; -ffc

‘ t -r::a rl;>iS eąiW,

■; ■(■■■: ..i: i.. ■

,

H ?u’ .' .

/ %

(43)

N a stronie.

3 . D e s z c z i S t a w ...bajka I.

6. R a k i Ż ó ł w ... H-

8. Dw aj p s y ... I I I.

11 . D w ie K si ążk i ... IV . 14. W i e r z b a p ł a e z a c a i G r u s z a ... V.

17. P o k r z y w a i K w i a t k i ... VI .

19. Pa jąk i M u c h y . . . . . . . . . V I I.

20. K ó ł w p ł o c i e ... VI II . 34 . Ż a b a zielona ... ... IN . 2 7. S ł o w i k i W ó ł ... X . 3 0 . M o t y l ... X I . 3 4. S z c z u p a k ... X II.

37. Kot i M y s z ...X III . 40. Mucha star a i mło da ... X I V .

(44)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dla mnie róże dla Ciebie bzy, Ty mi noce ja tobie dni, na wysokim niebie, złociste płomienie płoną!. Ładne tak oczy masz,

Zabiorę cię gdzie tylko dla nas czas zatrzyma się Chwyć za rękę mnie.

Znów siedze tu i pisze o Tobie Złych myśli tyle chodzi po głowie Telefon milczy,już nie zadzwonisz Oddalasz sie,dlaczego to robisz.. Teraz wiem,napewno

2. Unikaj nadmiernej ochrony - może powodować, że dziecko nie będzie miało okazji sprawdzić, czy naprawdę się tego boi, czy tylko wie od dorosłych, że powinno

Każda Akcja Serinus uprawnia jej Akcjonariusza, będącego Akcjonariuszem Rejestrowym na Dzień Ustalenia Prawa, do uczestnictwa w Zgromadzeniu Akcjonariuszy, osobiście

Jesteś dla mnie a ja dla ciebie Najjaśniejsza gwiazda na niebie W mojej głowie marzeń różnych 100 No a one wciąż się spełniać chcą Każdy chciałby coś od życia mieć I

Jeśli dystrybucja zostanie wstrzymana ze względu na lockdown, kupony zachowują ważność przez 2 tygodnie po ponownym otwarciu. Dokładną datę ważności kuponów znajdziesz na

G dy już chłopiec blisko czternaście lat liczył, wtedy starała go się oddać M ałgorzata gdzie w służbę, aby się nauczył dobrze roboty.. W ięcej nie życzyła