• Nie Znaleziono Wyników

Janusz Reykowski* Instytut Psychologii PAN

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Janusz Reykowski* Instytut Psychologii PAN"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Janusz Reykowski*

Instytut Psychologii PAN

KOMENTARZ

Tekst M arka M . Kamińskiego przedstawia bardzo wnikliwą analizę sytua­

cji, która doprowadziła do porozumień Okrągłego Stołu. Zawiera on dwie tezy:

Że przy formułowaniu umów Okrągłego S to b strona rządowa popełniła zasadniczy błąd dotyczący ordynacji wyborczej. Gdyby wybrano inną ordyna­

cję konsekwencje polityczne wyborów z czerwca 1989 roku byłyby inne - dużo lepiej odpowiadające celom politycznym ówczesnych władz, co mogłoby wy­

wrzeć istotny wpływ na dalszy przebieg zmian politycznych w całym regionie.

Że źródłem błędu był brak kompetencji, jeżeli idzie o odczytywanie wyników badań sondażowych oraz brak wiedzy technicznej o ordynacjach wyborczych i ich konsekwencjach.

Tekst ten wydał mi się pouczający z różnych względów. Po pierwsze, ilustruje on, moim zdaniem, pewien typ błędów analizy politycznej polegający na prostym przejściu od obserwowalnych faktów społecznych do ich wyjaś­

niania w terminach cech czy intencji rządzących elit. Po drugie, jest on, jak sądzę, ważnym przyczynkiem dla lepszego zrozumienia układu sił społecznych w Polsce w końcu lat osiemdziesiątych i w latach następnych.

Ocena mechanizmu błędnej decyzji a „Podstawowy błąd atrybucji”

Jedną z głównych tez A utora artykułu jest stwierdzenie, że „Bezpośrednią przyczyną upadku [panującego systemu politycznego - /.i?.] były błędy decy­

dentów i analityków komunistycznych”. Były to „błąd estymacji” i „błędny wybór ordynacji”, przy czym ten drugi wynika niejako z tego pierwszego.

Nie kwestionuję tezy, że wybór ordynacji większościowej był błędem, ale inaczej niż A utor spostrzegam mechanizmy tego błędu. Najogólniej biorąc uważam, że teza sformułowana przez A utora wynika z zastosowania pewnego schematu wyjaśniającego, który psychologowie nazywają podstawowym błę­

dem atrybucji. Polega on na przyjmowaniu założenia, że zaobserwowane przez nas działania ludzi wynikają z ich wewnętrznych dyspozycji, innymi słowy jest to atrybucja przyczyn zachowania do cech czy nastawień aktora. Wiąże się to z pominięciem czynników sytuacyjnych, jakie niemal zawsze współdeterminują

W 1989 roku członek Komitetu Centralnego PZPR i Biura Politycznego PZPR, uczestnik obrad Okrągłego Stołu - współprzewodniczący Zespołu ds. Reform Politycznych ze strony rządowej.

(2)

czynności człowieka. Otóż z reguły nie popełniamy tego błędu przy wyjaś­

nianiu własnego zachowania - wtedy przeciwnie, podkreślamy wpływ okoli­

czności, które zmusiły nas (lub osoby, z którymi się identyfikujemy) do takiego a nie innego działania. Chyba, że chodzi o czyny szlachetne i mądre, które mogą wskazywać na nasze cnoty lub wybitne walory umysłu. Tak więc cudza agresja wyjaśniana jest jako przejaw wrogości czy agresywności, włas­

na - jako wynik prowokacji, cudzy błąd to rezultat błędnego sposobu myślenia czy wręcz głupoty, własny błąd, to wynik szczególnego zbiegu okoliczności itp.

Podstawowy błąd atrybucji jest pewnym uproszczeniem, którego dokonuje­

my na skutek niedoboru informacji, a także pod wpływem stereotypowych wyobrażeń na temat uczestników zdarzenia1. Uproszczenie to wiąże się z pomi­

nięciem faktu, że zachowania ludzi podejmowane są pod presją rozmaitych okoliczności i uwarunkowane są sposobem ich odczytania. W tym odczytaniu mogą kryć się błędy, ale struktura błędu jest na ogół bardziej złożona, niżby to mogło wynikać z zastosowania wspomnianego wyżej schematu wyjaśniającego.

Nie kieruję tych uwag ad personam. Analiza, którą przedstawił Pan M.

Kamiński, wydaje mi się, jako całość, bardzo wnikliwa i gruntowna. Natomiast chcę podać w wątpliwość trafność tezy, że wybór ordynacji większościowej wynikał z błędnej estymacji społecznego poparcia. Teza ta mogłaby się odnosić do pewnych kręgów władzy i pewnych okresów, ale niezbyt daje się zastosować do tych kręgów, od których zależały ostateczne decyzje i do tych czasów, w których je podejmowano. Otóż według moich obserwacji w końcu 1988 roku w kręgach kierowniczych panowało dość powszechne przekonanie, że PZPR i jego sojusznicy cieszą się bardzo ograniczonym poparciem w społeczeństwie (mogą może liczyć na 25 do 30 procent głosów). Sądzono, że poparcie dla Solidarności też nie jest zbyt duże i że istnieje środek, o którego względy należy zabiegać. Ale z upływem czasu zdawano sobie coraz lepiej sprawę z tego, że ów

„środek” coraz bardziej przechyla się na stronę Solidarności. Przyczyniały się do tego, w niemałym stopniu, publiczne wystąpienia jednej i drugiej strony w trakcie obrad Okrągłego Stołu; wystąpienia strony rządowej były drętwe, biurokratyczne, bez kontaktu z audytorium, a strony Solidarnościowej - pełne świeżości i dynamiki, zaadresowane do najżywotniejszych problemów społe­

czeństwa; te pierwsze symbolizowały beznadziejną teraźniejszość, te drugie - szanse odmiany. Do przesuwania się opinii na niekorzyść „strony rządowej”

przyczyniało się także szybkie pogarszanie się sytuacji rynkowej. W tych warunkach trudno było liczyć na sukces wyborczy (były wprawdzie osoby, które z dużym przekonaniem zapowiadały wielki sukces strony rządowej, ale mniemanie to spotykało się z dużą dozą podejrzliwości).

1 Nic więc dziwnego, że popełnia się go niemal powszechnie przy ocenianiu zachowania się rządzących.

(3)

N a cóż więc liczono? W wyborach do sejmu gwarancją założonego układu sił był po prostu kontrakt dotyczący proporcji miejsc. W wyborach do senatu zaś wiązano pewne nadzieje z dwoma czynnikami. Po pierwsze, z tą cechą ordynacji wyborczej, która zwiększała stosunkowy wpływ mieszkańców wsi i mniejszych miejscowości, tam bowiem spodziewano się większego poparcia dla istniejącego układu politycznego. Przypuszczano też, że zaplecze organiza­

cyjne Solidarności nie jest należycie rozbudowane poza dużymi skupiskami klasy robotniczej i inteligencji (w dużych miastach), co zwiększało szanse strony rządowej w województwach rolniczych.

Drugim czynnikiem, na który liczono, była popularność poszczególnych kandydatów. W myśl przyjętej strategii wyborczej w wolnych wyborach do senatu PZPR i jej sojusznicy nie występowali jako partia, lecz lansowali konkretne osoby, które miały pewien rozgłos w lokalnych społecznościach.

K am pania wyborcza starała się minimalizować partyjne uwikłania kandydata, a akceptować jego indywidualne własności i dokonania. Nie wynikało to z doktrynalnego sprzeciwu wobec legalizacji partii (tę trudność z pewnością dałoby się ominąć), lecz z przekonania, iż pod sztandarem PZPR nie można spodziewać się sukcesów.

Ale zdawano sobie sprawę z niepewności tych wszystkich zabezpieczeń, czego dowodzi konstrukcja składu Zgromadzenia Narodowego; była ona przygotowana na ewentualność zdobycia wszystkich 100 miejsc przez So­

lidarność.

Biorąc pod uwagę wszystkie przytoczone tu okoliczności trudno mi zgodzić się z Autorem, że wadliwie odczytywano informacje o stanie nastrojów społeczeństwa.

Z tą sprawą wiąże się też następujące wydarzenie: kiedy ogłoszona została decyzja o przeprowadzeniu wolnych wyborów do senatu, zjawił się u mnie prof.

Andrzej Werblan dla wyrażenia swego przekonania o nieuchronnej klęsce koalicji rządowej w tych wyborach i o katastrofalnych skutkach politycznych tej klęski. Przygotował on swoją opinię na piśmie. Ostrzeżenie to należało wziąć tym poważniej pod uwagę, iż w owym czasie rozwinęły się strajki chłopskie, co wskazywało na utratę poparcia w tych grupach społecznych, na które jeszcze liczono. Biorąc te i inne względy pod uwagę zwróciłem się do grona ekspertów 0 przygotowanie w trybie pilnym projektu proporcjonalnej ordynacji do Senatu 1 skierowałem do gen. Jaruzelskiego memorandum w tej kwestii2. Generał polecił przeprowadzenie specjalnej narady nad sytuacją i zaproponowanie stosownych decyzji. N arada taka odbyła się w Belwederze z udziałem (jeżeli

2 W owym czasie w kręgu reformatorów panowało przekonanie, że dla dalszych losów reform w Polsce nie byłoby korzystne zdobycie zdecydowanej przewagi przez którąkolwiek ze stron.

Spektakularne zwycięstwo Solidarności mogło grozić, według naszych ówczesnych wyobrażeń, poważnym konfliktem wewnętrznym i konfliktem z sąsiadami, a duże zwycięstwo strony rządowej mogło grozić całkowitym zahamowaniem reform.

(4)

dobrze pamiętam) sześciu-ośmiu osób. N a tej naradzie przedstawiłem przygo­

towany przez ekspertów nowy projekt ordynacji, uzasadnienie zmiany i propo­

zycję, aby natychmiast przystąpić do jej negocjacji z kierownictwem Solidarno­

ści. Projekt ten został odrzucony. Uznano, że ordynacja proporcjonalna wymagałaby potraktowania kandydatów do senatu jako przedstawicieli okreś­

lonych politycznych ugrupowań, a to kłóciło się z przyjętym założeniem prowadzenia kampanii (spodziewano się, że Jan Kowalski otrzyma znacznie więcej głosów jako Kowalski niż jako przedstawiciel PZPR). Sformułowano opinię, że zagrożenia wynikające z pogorszenia sytuacji na wsi są przejściowe.

Uznano też, że Solidarność nie m a wystarczająco rozbudowanych struktur, aby poradzić sobie z kampanią wyborczą w całym kraju, toteż samodzielnie, bez pomocy Kościoła, nie zdoła sięgnąć do znacznej części ośrodków prowincjonal­

nych. Przyjęto pogląd, że Kościół (oprócz pewnych wyjątków) nie włączy się czynnie w kampanię wyborczą po stronie Solidarności. (Jak wiadomo obie opinie, i na temat sytuacji na wsi i na temat zachowania się Kościoła okazały się nietrafne). Sformułowano też obawy, że realizacja ordynacji proporcjonalnej może okazać się zbyt skomplikowana dla aparatu terenowego, co może spowodować wiele nieprzewidzianych komplikacji.

Jak widać błędny osąd sytuacji odgrywał rolę w przyjęciu omawianych tu decyzji, ale źródła błędu były inne, niż przedstawił to M. Kamiński - rzecz nie polegała na tym, że przeceniono poparcie społeczne mylnie odczytując dane sondaży, ani na tym, że nie uwzględniono możliwości, jakie mogła zawierać ordynacja proporcjonalna. U podstaw popełnionego błędu leżała nietrafna prognoza dotycząca zachowania pewnych aktorów społecznych oraz postrzega­

ne ograniczenia własnych ruchów. Rzecz jasna, żaden z tych czynników nie determinował jednoznacznie biegu zdarzeń, toteż można sobie wyobrazić, że inna ekipa dokonałaby innych ocen i sformułowała inną strategię. Ale rzecz nie sprowadza się do prostego „braku kompetencji”.

Trzeba dodać jeszcze jeden element tej sytuacji. Już od samego początku obrad Okrągłego Stołu odzywały się w kręgach władzy głosy, że przyjęty sposób postępowania skończy się klęską systemu. Głosy te nasiliły się, kiedy stanęła na porządku dziennym sprawa senatu i wolnych wyborów. Otóż w sporze o prowadzoną politykę nie dominował argument, że „nie m a się czego bać”

- nie upierano się przy poglądzie (z pewnym wspomnianym wyżej wyjątkiem), że rządzący obóz polityczny m a zapewnione zwycięstwo. Przeciwnie, uwzględ­

niając niepewność sytuacji dopuszczano, że wszystko to może skończyć się źle dla rządzących. Ale panowało przekonanie, że ewentualna klęska jest mniej­

szym złem niż możliwość doprowadzenia kraju do nowej tragedii, gdy użycie przemocy miałoby się stać podstawowym politycznym argumentem. Tego nie chciała zdecydowana większość ludzi mających wpływ na państwo.

Sprawa ta była debatowana m.in. na zamkniętym posiedzeniu ekipy negocjacyjnej (strony rządowej) „stołu politycznego” z udziałem przedstawicieli

(5)

kierownictwa państwa. Posiedzenie to odbyło się już po pierwszym spotkaniu z ekipą Solidarności. Po burzliwej dyskusji, w której mówiono o „oddawaniu władzy” i o zdecydowanym dążeniu Solidarności do tego, aby obalić panujący w Polsce ustrój (a nie o podzieleniu się władzą), sformułowano konkluzję, której istotę można oddać następująco: Jest całkiem prawdopodobne, że Solidarność nie negocjuje w dobrej wierze, tzn., że realizuje inne cele, niż te, które publicznie deklaruje. Ale alternatywą dla negocjacji jest eskalacja nastrojów buntu, dla opanowania których stanie się konieczne, prędzej czy później, użycie siły -istn ieje narastające niebezpieczeństwo zbrojnej konfrontacji. To jest najwięk­

sze zło i temu przede wszystkim należy zapobiec. A zwycięstwa „Solidarności”

nie trzeba się aż tak bardzo bać - „Przecież to też są Polacy”.

Układ sił politycznych w Polsce

Jedną z bardzo istotnych konsekwencji wyborów w 1989 roku było utrwalenie i upowszechnianie przekonania, że „Solidarność” i jej przywódcy m ają za sobą poparcie całego społeczeństwa nie licząc garstki tych, których interesy były integralnie związane z dawnym reżimem. Pogląd ten zdominował dyskurs polityczny i był podzielany przez zwycięzców i zwyciężonych. Tym­

czasem, jak wskazuje analiza M. Kamińskiego, odzwierciedlał on wadliwie istniejący układ sił społecznych - obalony reżim miał swoją nader liczną klientelę, i jak się wkrótce miało okazać, można było na tej podstawie zbudować poważną siłę polityczną. Z perspektywy czerwca 1989 roku ta możliwość wydawała się zupełnie nierealna, ale tylko dlatego, że mechanizm wyborczy przyczynił się do zamaskowania rzeczywistego układu sił.

Ów efekt „zamaskowania” wystąpił we wspomnianych wyborach w jeszcze inny sposób. Otóż wskutek fatalnego błędu politycznego (którego analiza wymagałaby osobnego tekstu) doszło do spektakularnej kompromitacji listy krajowej - prawie nikt z kandydujących na tej liście osób nie został wybrany:

Ten politycznie istotny fakt odwrócił uwagę od innego aspektu tych wyborów - nie dostrzeżono, że znajdujący się na tej liście kandydaci uzyskali od 41% do 48% głosów wyborców. Był to całkiem niezły wynik, który wskazywał, że w przypadku, gdy kandydaci obozu rządzącego nie mieli rywali z drużyny Lecha Wałęsy, byli w stanie zgromadzić dość pokaźną liczbę zwolenników.

Nasuwał on także przypuszczenie, że pewna część elektoratu miała mniej stabilne, „antykomunistyczne” nastawienie, co mogło sugerować, że w nowych okolicznościach ich sympatie mogą przesunąć się w inną stronę (co w rzeczy samej, jakiś czas później nastąpiło).

Analiza przeprowadzona przez M. Kamińskiego pokazuje, że odpowiedni mechanizm wyborczy pozwalał uniknąć owego efektu „maskowania” układu sił. M iałoby to, zdaniem A utora bardzo istotne skutki polityczne.

(6)

Tego oczywiście nie można wykluczyć. Myślę, że przytoczone argumenty mają swoją wagę. Wprawdzie nigdy nie możemy być pewni tego, jak potoczyła­

by się historia, gdyby jej aktorzy zachowali się inaczej (niż się zachowali).

W rozpatrywanym tu przykładzie można przypuścić, że PZPR utrzymałoby się dłużej przy władzy (co w 1989 roku mnie i wielu innym wydawało się pożądane ze względu na sytuację geopolityczną i z innych powodów, które wymagałyby obszerniejszego omówienia), ale z tego nie wynika, że nie przyszłoby jej oddać władzy później w bardziej dramatycznych okolicznościach (np. takich jak obecnie w Bułgarii). Z perspektywy wiedzy post factum wydaje się całkiem prawdopodobne, że bez reformy typu Balcerowicza (lub jakiegoś jej wariantu) szanse na postęp były niewielkie. Czy rządząca PZPR byłaby zdolna, nawet z udziałem Solidarności w parlamencie, do przeprowadzenia takiej reformy?

Choć w warstwie rządzącej była w owym okresie nader silna dążność do zasadniczych gospodarczych, a także i politycznych zmian, to można powąt­

piewać, czy mogłaby się ona zdobyć na niezbędny radykalizm reform.

Powstaje też pytanie, jaki mógłby być wpływ bardziej wyważonego rezultatu wyborów na świadomość elit politycznych Solidarności: czy stałyby się bardziej ostrożne i bardziej wyważone w swych wewnętrznych grach politycznych, czy też przeciwnie - zwiększyłoby to ich radykalizm?

Rzecz jasna, na każde z tych pytań nie m a wiarygodnej odpowiedzi. Ale też nie w postawieniu takich pytań upatrywałbym głównego waloru analizy przeprowadzonej przez M arka Kamińskiego. Moim zdaniem ten główny walor polega na analizie realnego (a nie zmistyfikowanego) układu sił w polskim społeczeństwie oraz na ukazaniu znaczenia, jakie mogą mieć techniczne decyzje polityczne dla przebiegu historycznych procesów.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Budowa sieci wodociągowej i kanalizacyjnej na terenie gminy Zduńska Wola. Rozbudowa sieci wodociągowej we wsi

[12] podali, że występowanie napadów objadania się wiązało się z częstszym przerywaniem leczenia przez kobiety, natomiast związek z wynikami leczenia był niewielki i możliwy

Jeden z badanych, argu- mentując na rzecz wykorzystania tego źródła informacji, wskazuje, że jeżeli jest to ofi cjalny profi l jakiegoś urzędnika, to myślę, że możemy

Przenoszenie zakażenia COVID-19 z matki na dziecko rzadkie Wieczna zmarzlina może zacząć uwalniać cieplarniane gazy Ćwiczenia fizyczne pomocne w leczeniu efektów długiego

Jak podkreślił SądApelacyjny w swym uzasadnieniu, odwołanie obwinionej podlega odrzuceniu z uwagi na niedo- puszczalność drogi sądowej, która wyklucza rozpatrywanie przedmioto-

Na początku lipca 1912 roku miała miejsce oficjalna wizyta, podczas której Betrandowi Russellowi przedstawiono siostrę Ludwiga — Hermine [B.R do O.M., 1 VII 1912],

Izabella Sierakowska, parlamen- tarzystka także kolejnych kaden- cji, Antoni Pieniążek, wieloletni dziekan Wydziału Prawa i Admi- nistracji UMCS oraz Czesław Ko- siński, wybrany

Wyrok Frodl przeciwko Austrii, w tle którego znalazł się krajowy przepis pozbawiający praw wyborczych osoby skazane za umyślne przestępstwo na wię- cej niż rok