• Nie Znaleziono Wyników

a widząc'to wszystko, przecież pozostaję bezradny“

fS. Fłukowski)

N aszk icow aliśm y w yżej parę uw ag o charakterze i losach „K w adrygi1'. N ie b y ły to słow a sp ełn iające tylko obow iązek introdukcji, albo sch leb iające tym, którzy chcą wszystko w id zieć „na t le “, w „szerokim kontekście11. T eraz bow iem , kiedy leżą przed nami „O brazy m yśli"*) W ła d y sła w a Sebyły, zam ykające jeg o krąg poetycki, m ożem y pow iedzieć, że w łaśn ie on, autor „P ieśn i szczurołapa“, b y ł jed yn ym do ostatka w ier­

nym uczniem „K w adrygi“, przeczytał je j szczupły i skrom ny tekst dosłow nie i do końca. Z tym może dodatkiem , że ow o rzutow anie w ew nętrznych rozterek sw ej grup/

na szerszą, ponadczasow ą płaszczyznę było zaw oalow anym dram atem w łasnym , czymś jednostkow ym i niepow tarzalnym , heroicznym zm aganiem się z w łasn ym i bestiam i, zaszczepionym i na podatnym gruncie przez w yznaw ane m ity. P oezja S eb yły n ie jest więc w łaściw ie jakim ś skończonym stylem artystycznym , rzeczą obiektyw ną i pełną, wyrzeźbioną przez poetę. O dsłania ona regularnie i porządnie prow adzony

liryczny pamiętnik duszy,

przynoszący raczej m ateriał rzeczow y i god n y zaufania, niż kształt jednoznaczny i ostatecznie w yłon ion y. D la historyka p o e zji stan ow i em piryczny sprawdzian um ow nych przypuszczeń, pow ziętych odnośnie „K w adrygi11 i pośrednio siłę, która ją w reszcie od w ew nątrz rozsadziła. W y żej spróbow aliśm y ustalić pewne fakty, należące do drugiej kategorii m ożliw ości, ja k ie się podczas om aw iania tw ór­

czości S ebyły nasuw ają. W yp ad a nam teraz zająć się z k olei sam ą tą poezją, w yosob­

nioną jako pew n a liryczna całość pamiętnikarska.

M it katastrofizm u S ebyła dopuścił do siebie bez zastrzeżeń. I nie, aby tak jak G a ł­

czyński, snuć na tej tkance sam ow ystarczalne w izje poetyckie. „P ieśn i szczurołapa“

krzykiem

przerażonego, naw iedzonego, prześw iadczonego o tym, że ży je na w u l­

kanie — n igd y śpiew em „grającego słodko na fle c ie 11. K ied y w niektórych ułam kach sekundy zam ajaczy nam w poszczególnej frazie w iersza cień A p o llin a ire‘a — m ożem y dokładnie odczuć rozpiętość i różnicę klas tych dw óch poetów . K iedy A p ollin aire p o ­ zw alał się ogarniać apokaliptycznym w izjom , wów czas sam je

mityzowal,

nap inał do tego czułego punktu, w którym, stając się przedm iotow ym i, kształtow an ym i bez­

interesownie w yłączn ie dla radości i zabawy, poczynają w sposób poetycki fo sfo ry ­ zować — S ebyła m ity upraw dopodabniał, czyn ił z nich realności, zdolne przyprawić o dreszcz lęku i niepokoju najrozsądn iejszego mieszczucha. Słow em A p ollin aire — to było zw ycięstw o nad „straszeniem m ieszczan11 w im ię czystości poetyckiej, to h yła koszmarna, n ieodgad niona i za w szystkie okropności śm iałej w yobraźni od p ow ied zial­

na noc — ale rozjaśniona bardzo przejrzystym św iatłem księżyca, ow iana „św ie tli­

stym tchnieniem 11 i obrysow ana ostrym rylcem jeg o prom ieni. Sebyła — to jed en z tych przerażonych, który sw ym tow arzyszom n ied o li kom unikuje za pom ocą poezji sw oją z nim i solidarność.

Ubóstwo leksyki i gąszcz pleonazm ów , przez który m usim y przedzierać się w „P

ie-!f) Tow. W yd aw n icze J. M ortkowicz, W arszawa.

146

SPRAWOZDANIA tu predylek cja poety do m uzycznych assocjacji: koncert, sonata, nokturny, trójśpiew.

Z d aje się, że docenił tu Sebyła jed n ą z szczególn ych cech muzyki, jej wartość w p ew ­

SPRAWOZDANIA

147

o dw róceniem się, w y k reślen iem , m o d litw ą z ap o m n ien ia. P a ra d o k s : k ied y n a w ią z u ją św iadom ie do sty lu ro m an ty czn eg o , są w y rzeczen iem się ro m an ty czn eg o p o g lą d u n a św iat, p o d łu g k tó reg o słow o m a w a rto ść in tu ic y jn ą — poznaw czą. R e zy g n u ją ze zw ycięstw a kosztem do głębn ego p rz e jrz e n ia i p o z n an ia.

„M y śla łeś: — p o w iem słow o, a św ia t się o tw o rzy, z a k lę ty słow em , ja k sezam dziecin n y,

a k ie d y u jm ę w d łon ie ż y w io ł p łyn n y , to p r z y jm ie k s z ta łty dłon i, co go stw o rzy . 1 p o n a z y w a m ś w ia t i je g o rzeczy, słó w się nauczę w szelkich , ja k ie są.

T o bę d zie m o ja w a lk a — i m ó j tru d c zło w ie c zy — i m o je zw y c ię stw o n a d m głą.

— T y ś p o w ie d zia ł. T o b y ło d a w n o — ty le la t — w o d leg łą ciem ność p rzeszu m ia ły p ta k i — i brnąc om ackiem zagu biłem ślad,

a św ia t zam ia st ta je m n ic d a je ty lk o zn aki" .

{Z „O b ra zó w p a m ięc i“ — „O tw arcie" )

O d „zam kniętego k rę g u W ł. S eb y ły " od ch o d zim y z poczuciem z ach w y tu i je d n o ­ cześnie obcości. W y c h o w a n i w k ulcie d la p ię k n a k o n s tru k c ji p o ety ck ich i in te le k tu a l­

nych, jak ie w znosi n o w a p o e z ja — tu piękn o zm uszeni je s te ś m y m ie rzyć m iarą zbu­

rzen ia i gru zów , w ja k ie zap a d ły , się fik c y jn e g m achy. J e g o p o e z ja, p o d ją w sz y w alk ę z u p io ram i, k tó re n im z a w ła d n ę ły — je s t p o e z ją ruin. W sw ych szczytow ych o sią g ­ n ięciach chlubi się n ie z w y c ię stw e m zd o b ycia , a le zw y c ię stw e m odparcia. J e s t fe n o ­ m enem n iep o w ta rz a ln y m i je d y n y m , a le i o d strę cz ają cy m zarazem .

N ie trz e b a je d n a k zap o m in ać, n ie w o ln o n a m z ap o m in ać, że m im o w szystko s ły ­ szeliśm y w trzech to m ach S ebyły n a p rz estrz en i ośm iu la t p o d d źw ięk poboczny, ja k i je s t u d z ia łem ty lk o dużej m ia ry p oetów : tęskn otę do oczyszczen ia. W p ierw szy ch dw u z b io rach w y ra ż a ł się on ty lk o u d ręczen iem , ja k b y ascezą zak o n u o su ro w ej regule.

W „ O b raz a ch m y śli" p rz e św itu je d e lik a tn y m i n iez u p ełn ie u c h w y tn y m o brazem n o ­ w ego św iata, do k tó reg o w p ro w a d z a ty lk o b e zw z g lęd n a katharsis. K ied y bow iem czy tam y ta k ie stro fy ja k :

„1 śp ie w szerzy się w e m nie ję k ie m p o w ik ła n ym , w a b i p o zo rem p r a w d y u k r yty m w odm ęcie, p o d stę p n y m nu rtem w sy sa w św ia t za sta n y i o biecu je n o w y dać klucz i zaklęcie, a b y się złu d y czasu o tw a r ły w ierze je , i n o w ą pieśnią, n o w ą klęską dnieje..."

albo:

„ Ł ąki g w ia z d i g a łęzie głogu n a d g łow am i, w ilg n y m rok, dur zapachu k w itn ą cych oliw ek.

W enu s, g w ia zd o w ieczorna, p o m ó d l się za nam i, a b y śm y o d p ły n ęli w kra in y szczęśliw e,

g d zie oczy w zach w ycen iu , pierś z n adm iaru pu sta , ję z y k i ognia na spalon ych ustach" —

to wiemy, że je s t to n ie ty lk o z atrzaśn ięcie p ierścien ia , a le i sp o jrz en ie ja k b y ju ż z drugiego brzegu. Z brzegu, n a k tó ry m n a m ię tn a tę s k n o ta do oczyszczenia w y ra d za

148

SPRAWOZDANIA

się ju ż n ie w ek sh ib ic jo n isty c zn ą d e k la m ac ję , a le w sp o jrz en ie, sk iero w an e w stronę no w y ch św iatów . I to są je d y n e a k ce n ty odk ry w cze „O b razó w m y śli", te sp o jrzen ia, za co m usi siłą rzeczy się o d w ró cić o d tró jk s ię g u zam k n ięteg o , k tó ry z a w a rł w sobie n ie p o ra d n ą i n ied o rzeczn ą, choć n iep o z b aw io n ą d ra m a ty c z n e j w ym ow y, w alk ę poety z m ita m i, w ja k ie u w ierzy ł.

G U S T A W H E R L I N G - G R U D Z IŃ S K I

P O E C I Ś L Ą S C Y

T a le n tó w n ig d y n ie b rak o w ało w Polsce. Co p ra w d a , in n a rzecz ta le n t p o ety ck i, a iinna zlnówi — p o e ta . Z d a r z a się b o w iem , że ktoś, p o e tą b ę d ąc , n ie piisze,, z d arza się też, że i ta le n t m a rn ie je , zw łaszcza igdiy ty lk o Samo.ro,dlny, ty tk o w sam y m sobie z a d u fa n y , n ie w s p a rty o ,m0'cne słu p y k u ltu ry , jan ik o w o -m u zy k an ck i.

L ecz, m ie jm y n a d z ie ję , że m in ęły ow e czasy , w k tó ry ch tego. rodlzaju p ło n k i z g ó ry m u siały b y ć sikazane na, z ą g ła d ę w obliczu twaridoiści ż y w o ta pow szedniego;. S p o łecz­

n a tro sk a o to, co w a rte troski, o p iek a p a ń stw o w a , d o b ra w o la lu d zk a częściej p rz y ­ chodzi im z pom ocą. A n ie ja k o obow iązkiem kolegów , p o etó w z p o k o len ia starszego, stało się o d k ry w a n ie, w sk azy w ain e ich ogółow i, ab y w ie d ział że są i w ied ział, gdzie są, i m ó g ł ich w c iąg n ą ć do in w e n ta rz a k u ltu ry n aszej, n ie z o sta w ia ją c ta le n tó w sa- m o p as.

C iek a w a nzecz,, |że g d y choldzi o, jpoetówi, któfczy ro s n ą w m ło d y c h p o k o le n ia c h i w y ­ r a s ta ją , toi o b o w ią zu je u mas ja k ie ś p ra w o serii. N ie m a l k a ż d y n o w y ro czn ik p o e ty c k i z in n e j ziem i się w yw odzi. I d ą je d n o za d ru g im p o k o len ia k rak o w iak ó w , lu b li­

n ian , w iln ia n , a tera z p o n o p rz y sze d ł czas n a Śląsk. W ita liśm y n a łam ach A T E ­ N E U M P a w ła K ubisza, a tera z p rz y w ita ć b y n a leżało J a n a B a ra n o w ic z a 1) i W ilh e l­

m a S z e w cz y k a 2). K rzep k ie m a ją ręce, siln e serca i je s t w n ich ta n u ta n ieu c h w y tn a, p a s u ją c a n a ry c e rz y w ie rsza . i M o ż e to d o p iero ,gierm kow y pa®, m oże jeszcze n ie złote o stro g i — czasy p o k ażą. W ła śc iw ie n ie n a le ża ło b y o n ich p isać razem . N ic to , że o b a j są ślą za k am i i że oba ich to m y ogłoszone są w K ato w icach , w je d n y m w y d a w ­ n ic tw ie i n a w ę / w p o d o b n y m o p ra c o w a n iu graficzny/m .

S zew czyk pisze o b ie d ’zie lu d z k ie j, b ie d z ie .k o p aln ia n e j iczarmego Śląska, o ludziach, młota,, 'kilofa i ło p a ty . S zew czy k o p ie w a icih w p o n u r e j p ie ś n i e p ic k iej, k tó ra m a je d n o s ta jn y ry tm ,i 'tom. D z ia ła to j a k u p o rczy w y , z a s ta rz a ły ból. Szew czyk je s t rze­

czow y i liry z m u w n im ty lk o ty le, ile go n io są tw a rd e lo sy b o h a te ra p o em atu , ile g o mieścii n ie d o la lu d zk a. O n ie d o li niie p o d o b n a pilsaić, nie w estch n ąw szy o d czasu d o czasu, n ie w trą ciw sz y w n a r r a c ję sw ojego; W spółczującego.: szkoda..

B aranow icz; je s t » intnego ś w ia ta . T e n p ie w c a z a s o b n e j c h a ty zielonego, Ś ląska ma, w y g ło s (bardziej iliry cżn y . O p o w ieści o p r a c y p o ln e j, n ie m a l .jak u S ta f f a sp o ­ k o jn e, p rz e ry w a tu i ta m w iersz ja k iś strzelisty , w sp ó łb rzm iący z „K sięgą U b o g ich ", ze św ią tk am i Zegadłow ilczai, b a, z m o d litew n ik ie m .

J e d n o tyllko u nilch W spólne, u a u to ró w „H ainysa" i „ P ie ś n i o ja w o ro w y m k rz ak u ":

celność w y ra zu , ‘w y w o d z ą c a się d h y b a ze śląskości, k tó re to p o ję c ie o b e jm u je z a ra ­ zem i tw a rd o ść c h a ra k te ró w i p ię k n o istarowiieczne rooiwy ta m te js z e j, ja k a k o lw ie k by o n a b y ła : o,di J a b ło n k o w a 'czy Pszczy n y , odi Cieszyna, czy Św iętochłow ic,

I tu tk w i s e d n o rzeczy,. Oibaj ó p o eci, a inazywaim ich 'tyto p ięk n y m m ian em nie z u w a g i n a to , czym s ą ic h k siążk i, lecz z ulwagi n a to,, co. się k r y je w ich w ie r­

J) J a n R aran o w icz: P ieśn i o jaw o ro w y m k rzak u , K ato w ice 1938, n ak ł. „K uźnicy".

2) W ilh e lm Szew czyk: H a n y s, p o em at, K ato w ice 1938, n ak ł. „K uźnicy".

SPRAWOZDANIA

149

150

SPRAWOZDANIA

Parnio M ożna, ch o ry m obłożnie ba jk i opow iadaj n im zasną...

Królowo Anielska, na- sarnowcach i zielskach

Powiązane dokumenty