• Nie Znaleziono Wyników

N I E Z N A N Y R Z Y M S K I A U T O G R A F M IC K IE W IC Z A .

W ś ró d ro zp ro szo n y ch p o za g ra n ic a m i k r a ju d ro b n y ch au to g ra fó w M ickiew icza je s t je d e n n ie z n a n y d o tą d i n ig d zie n ie zan o to w a n y a je d n a k z asłu g u jąc y n a uw agę.

O d k ry ty m n ie j w ięcej p rz e d dziesięciu la ty , z ró żn y ch w zględów — o czym n iżej — n ie doszedł do dziś do p u b lic z n ej w iadom ości. P o n iew aż sejm ow e w y d a n ie dzieł o g arn ie całość spuścizny p o M ickiew iczu i w szelkie jeg o p ism a zgrom adzi, w ięc niechże ta m o ja n o ta tk a u c h ro n i od z ap o m n ien ia k a rtę , k tó rą ze szczerym w zruszeniem n a w ła ­ sne oczy ongiś o g ląd ałem , stw ie rd z a ją c w dukcie pism a, w p o d p isie w łasnoręcznym n ie w ą tp liw ą a u ten ty czn o ść m ickiew iczow skiego rękopisu.

N otatk a m oja siłą rzeczy musi przybrać charakter samoobrony, że przez tyle lat ani słow em n ie zdradziłem istnienia tej rzymskiej pam iątki. Skoro jednak do ostat­

nich czasów oczekiw ałem lad a m iesiąc publikacji z fotograficzn ą podobizną i odpo­

w iednim kom entarzem — i przez szereg lat doczekać się jej nie m ogłem , dłużej m il­

czeć nie zamierzam.

J a k się to stało — opow iem .

G dzieś z p o czątk iem r. 1928 z aw iad o m ił m n ie je d e n z m oich b y ły ch rzym skich u czniów — n azw isk a tu n ie w ym ienię, — że w śró d a rch iw a lió w C ollegium d e p ro ­ p a ga nd a fid e z n alaz ł rękopis p o d p isa n y nazw iskiem M ickiew icza i p ro sił m nie o zi­

d e n ty fik o w a n ie pism a. P o n ie w a ż ręk o p is m ia ł pochodzić z r. 1830, w ięc z książek, k tó re m iałem p o d ręk ą, w yszukałem fo to g raficz n e o d b itk i a u to g ra fó w p o ety z tych w ła śn ie la t (może b y ło to n a w e t ak ad em ick ie w y d a n ie trzeciej części Dziadów z r. 1925) i p o p ę d ziłem co p rę d z e j n a P ia zz a d i S p a g n a , gdzie m ieści się w ym ienione ju ż K olegium .

S k u p ia ją c p am ięć, p rz y p o m in am sobie dziś w y g lą d i tek st a u to g ra fu : k a rta fo rm a tu ć w iartk i p a p ie ru , m ocno pożółkła. N a n ie j w języ k u w łoskim n iew ątp liw ie rę k ą M ick iew icza n a p is a n a p ro śb a sk ie ro w an a — o ile pom nę — do ów czesnego p o ­ sła ro sy jsk ie g o w R zym ie księcia G a g a rin a , ab y p o zw o lił um ieścić zw łoki księdza S ta n is ła w a P arczew sk ieg o w kościele polsk im św. S tan isław a. P ro śb a b y ła d a to w an a (a w ięc z ap ew n e ja k o d a tę um ieszczono sam p oczątek m a ja 1830 r.); w całości nie by ło tu w ięcej ja k 4 — 5 w ierszy. P o d tek stem b y ły trz y p o dpisy. J a k o pierw szy p o d p isa ł się M ickiew icz, d o d a ją c — m oże je d y n y raz w sw oim życiu — sw o ją u rz ę ­ d o w ą ra n g ę (k tó ra z d a je się p rz y słu g iw a ła m u ja k o n auczycielow i w K ow nie) „u ffi- ciale d i 12-a classe". P o n iż e j um ieścił sw ój c h ara k te ry sty c zn y p o d p is O dyniec a p o ­ n iże j A n to n i Strzelecki.

A u to g ra f te n w ią że się b e zp o śre d n io z epizodem op isan y m przez W o jc ie c h a S ta tt- le ra w K łosach z r. 1873 („ P rzy p o m n ien ie sta ry ch zn ajo m o ści") i nap isem n a g ro b ­ n y m w k ościele św. S ta n is ła w a , uło żo n y m przez M ickiew icza d la zm arłego p r z y ja ­ ciela (por. St. P ig o ń „ In s k ry p c je n a g ro b n e A. M ick iew icza", R uch lite rac k i X I I , 9 — 10).

G orąco zachęcałem znalazcę, ażeby co rychlej przygotow ał odpow iedni komentarz, sporządził fotografię autografu i pod ał do publicznej wiadom ości w jednym z pe­

SPRAWOZDANIA

133

riodyków w łoskich a także polskich. Z e sw ej stro n y o fiaro w a łem n a jd a le j id ą c ą p o ­ moc. P o ro k u nie o m ieszkałem znów u ź ró d ła zasięg n ąć jęz y k a, ja k się rzeczy m a ją z tym znaleziskiem . O trz y m a łe m odpow iedź, że cala p o trz e b n a do k o m e n ta rz a lit e r a ­ tu ra z n a jd u je się w rę k u zn alazcy , ale n a w a ł z ajęć n ie p o z w ała n a w ykończenie a r ­ tykułu. N a g a b y w a n ia m o je p o w ta rz a ły się corocznie przez k ilk a la t — zaw sze bez re zu lta tu . W p a d łe m w reszcie n a m yśl, żeby w ja k im ś sposobie te n a u to g ra f do P o l­

ski p rzed o stać. N a jp ro s ts z ą w y d a ła m i się in te rw e n c ja u K siędza P ry m a sa H lo n d a , k tó ry m ó g ł ła tw o uzy sk ać tę szan o w n ą p a m ią tk ę d la p o zn ań sk ieg o d iec ez jaln eg o m u ­ zeum p rz y o k azji p o b y tu w R zym ie. P rz e d staw iłem tę sp ra w ę n a osobnej a u d ie n c ji K siędzu P ry m a so w i i p ro siłem jeg o S e k re ta rza o p rz y p o m n ien ie je j w stosow nym czasie. A le i te zabiegi n ie d o p ro w a d ziły do celu. P rz y p u śc iłe m w ięc no w y a ta k do znalazcy, p ro sząc o fo to g ra fic z n ą od b itk ę a u to g ra fu , k tó ry ob o w iązałem się w y d ać p o d je g o nazw iskiem . N ie po szed ł n a tę p ro p o zy cję, a le so len n ie p rz y rz e k ł o d d ać a r ­ ty k u ł do d ru k u w n a jb liższy c h m iesiącach. G d y i to p rzy rzeczen ie zaw iodło, zw ró ­ ciłem się do n a sz ej am b a sa d y p rz y W a ty k a n ie . P la n d z ia ła n ia om ów io n y z p. ra d c ą Ja n ik o w sk im i m ons. M eysztow iczem w y d a w a ł się n am n iez aw o d n y i p rz y g o to w an y n a różne m ożliw ości. Po p ew n y m czasie, w k w ie tn iu 1937 r .; o trzy m ałe m lis t o d m ons.

M eysztow icza w tym sensie, że zn alaz c a „o b iecał um ieścić sw ą p ra cę w czerw cow ym zeszycie je d n e g o z czasopism w łoskich".

C zerw iec 1937 r. ju ż m in ą ł daw no. T y lo le tn ie zw lek an ie przez znalazcę z ak ra w a isto tn ie n a tra k to w a n ie te j sp ra w y sub specie aeternitatis i n a o d w le k an ie ad in fi- nitum.

W o b ec tego — po dziesięciu la ta c h od czasu o d k ry c ia , po w y c ze rp a n iu w szelkich sposobów i in te rw e n c ji — jestem zm uszony p o d a ć c ałą tę sp ra w ę do p u b lic z n ej w ia ­ dom ości.

M oże ktoś szczęśliw szy zd o ła u ra to w a ć te n m ickiew iczow ski a u to g ra f o d zupełnego p o g rz eb a n ia w śró d p a p ie ró w rzym skiego K o leg iu m a m oże i o d zu p ełn ej z a tra ty .

R O M A K P O L L A F .

JA R O S Ł A W IW A S Z K I E W I C Z : Pas\^ B łędorm erskie. Pow ieść K a k l. G eb eth n e­

ra i W o lffa , 1938 r.

Było m i truidno nadpisać o te j książce.

Z a d a n ie m k ry ty k a je s t w g ry źć się w o sta tn i p o w ó d do n a p is a n ia u tw o ru — i n a ­ stęp n ie, p-owodu tego dom y śliw szy silę, z tego puniktu w id z en ia ro z p a trz y ć rzecz, czy m ian o w icie w szystko taim w y w o d zi się .z te j asrcymatywacji. Czy k o n ieczn ie wszystko? Byłoiby to zibyt p e d a n ty c z n y m i su ro w y m w y m a g an iem ; tw ó rc a, ja k k ażd y człow iek, 'ro zm aite m a z ain te re so w a n ia i w z ru sz e n ia i ta, wielioiść w n im p ro si się o głos przy sposobności p is a n ia nai ja k iś te m a t poszczeg ó ln y , -chce o trz y m a ć m ie jsc e n a k a rta c h u tw o ru . I m o ż n a p o w ied zieć, że im um ysłow ość tw ó rcy b o g a ts za i in te lig e n tn ie js z a , tym więc-ej w niim tem a tó w ubo czn y ch ciśn ie się d o .głosu, ty:m w ięcej p o ru sza n im obok m o ty w a c ji g łó w n ej m o ty w ac y j ubocznych. M ó g łb y ktoś p o w ied zieć: „ A d lac ze ­ góż by n ie? D laczegóż au to r, w d a n y m ra zie idzie o p o w ieścio p isarza, n ie m iałb y d o puścić do (g ło su ty ch w szystkich in te re s u ją c y c h rzeczy, któire się w n im p rę ż ą do w ypow iedzi? A le ma talki e g a lita ry z m te m a tu 1, mai ta k ą n ie u p o rz ą d k o w a n ą d e m o k ra ­ c ję m o ty w ac y j w piOwieściwpiisarStwie n ie w o ln o zgoidzić się. N ie w o feo w ted y , k ie ­ d y się ipositainoWiiiło sobie ro z p a try w a ć p ow ieść ,sulb specie d zieła sztuki. W tak im bow iem ra zie muisi byić k o n s tru k c ja czyli fo rm a, a to znaczy, m u si być ja k a ś h ie ­ r a rc h ia i jaikaś lo g ik a. Owiszem, im w ięcej tre ś c i d)o gło su w p o w ieści doszło, ty m

134

SPRAWOZDANIA dzi i spraw przypadkiem typograficznym błędomierskich. zdarzeń nie zastąpi w spólnej arcym otyw acji. Co ma Kanicki ze Z am oyłłą, co ma kultura ludow a z jed n ym i z d rugim ? N a, co się nastaw ić, m yśląc o tej p ow ieści, na którą sprawę, jako głów ną, który jest pierw szy plan, Kanicki, Z am oylło, kultura ludow a, to w szyst­

SPRAWOZDANIA

1

35

1.36

SPRAWOZDANIA

SPRAWOZDANIA

137

138

SPRAWOZDANIA

a przecież tu b y ła mońliw.ość gorzk iej aikcentacjii, postęp ującego w ciąż osam otnienia, starzenia się, um ierania. Zamiaist bego mlamy w postaci Zaimoyłły coś ttie,tragicznie śm iesznego (są i tragicznie śm ieszności), coś fililsterskiego, co. nais nieco, doń dyzgustu- j e — a to nam psuje trochę naszą estetyczną przyjem ność, z jaką śledzim y i odczu­

w am y smutek, a pod koniec i w zniosłość jego umierania.

Tak w ięc oto. n iesłuszn e -było to pierwsizie wrażenie, że nieusp raw iedliw iony jest ten zwiiąziek Zaim oyłło-K anicki, że: te d w ie figury pow ieści obie pchają się n,a. p ierw ­ szy p la n — i tym isąmym n iep rzyjem n ie roizbij.ają ów pierw szy plan: K anicki i Z a- m oyłło są razem na pierw szym p lan ie, razem stanow ią głów ny temat, razem w y n i­

k ają a, arcymoityw.acjii utworu: a tą je s t sm utek um ierania.

A le nie u leg ł red ukcji tam ten trzeci tem at, jakim je st kw estia kultury ludow ej, która 'również wydlzierai się nai pierwszy; plan . D la objaśnienia: w Błędomierau, m iasteczku, w którym znajdu je się posiad łość Z am oyłłów , odgryw ają w W ielkim P oście przed starodaw ną farą m isterium M ęki Pańskiej (P asja). Kanicki, odw iedza­

jąc Zaamoyłłę dilia ściągnięcia, od eń poidpisui pod reklam ę pew n ych papierosów, do­

w ia d u je się o ty m pobożnym w idow isku i postanaw ia zrobić z tego. „polskie Otberam- mergau": w chodzi w porozum ienie z biurem turystycznym, „Leszkrofo", zaw iązu je się kom itet W.idotwislka Mękii Piańiskiej, usuw ają stary tek st (naw iasem pow iedziaw szy, w cale n ie lu d o w y i n ie średniow ieczny, ty lk o nap isany w X V III w„ przez jed n ą z pań ZamoyMin..,.), K anicki pisze now y tekst, na m iejscu w Błędojnierzu w ielk ie p rzygoto­

w an ia — tym czasem z tego w szystkiego w ynika w ielk ie i żałosne fiasco, częściowo dzięki, niezd arn ości organizacyjnej, częściow o dzięki temu, ,że zw ąchano w tym huim- buig i mało, kto przyjechał, ale głów nie na skutek tłum nej m a n ifestacji, przygotow a­

nej przez, p ew n ego m łodego n au czyciela gim nastyki, O ttona K robowskiego, niie chcą­

cego dopuścić do- tego, a,by a w idow iska .religijnego, ma, serio zrobiono. taką „obrzy­

dliwość" ja k w Ob.eramimerg.au, zakłam aną i fałszyw ą imprezę dila, niew ierzących snolbów. T,a, sprawa, w yn ik ające stąd perypetie, stanow ią g łów n y w ątek akcji, rozm o­

w y i dyskusje na ten temat, .cięta; satyra ;a.uit<ora na. spekulantów , biorących się do kultury ludow ej — to je st także g łów n y tem at pow ieści.

Próbow ałem już uzasadnić, że nie w oln o w utw orze o am bicjach artystycznych pozw alać sobie na taki egalitaryzm tem atyczny, na taki brak hierarchii, ażeby było w ięcej głów nych tem atów , niż jieden, w ięcej amcy,motywacji, niż jedna. A zatem jeist tu błąd kom p ozycyjny, ten właśnie;, który już przy czytan iu biernym i ro,zrywkowym d aje się niedoświadtam ie odczuć. N ie chciałbym być źle .zrozumiany, nie o. to mi id zie, aby n ie .w olno b y ło autorow i w tej p o w ieśc i o um ieraniu za; anegdotę wziąć tej w łaśn ie spraw y ibłędoimiierskiego przedstaw ienia, a, pirizy sposobności naśw ietlić reflek sją i satyrą .zagadnienia kultury lud ow ej i fałszyw y do niej stosunek; iidzie mi o subordynadję tem atu i m otyw acji; skoro, d la Iw aszkiew icza ni.e zagadnienia socjo­

logiczne, ale m eta fizy cz n e stan ow ią przed m iot jego arcym otyw acji — to tego trzeba się trzym ać; w danym raiziie trzeba b yło ii sp raw ę P a sji błędom ierskiej poddać idei um ierania, roztopić w smutku um ierania, a to b yłob y się dało zrobić, boć przecie ,zam iera p o w o li kultura ludow a, nie ty le rozkłada .się, ile w ięd n ie —- i kto ma czucie d la ły c h rizeczy, sm utno m u na, to patrzyć... W ten sposób z tej w ielo ści losów Z a ­ m oyłły, K anickiego — i kulturą lud ow ą byłaby pow stała estetyczna jedność, rzecz o um ieraniu zostałaby rozszerzona, rzecz o kulturze lu d ow ej pogłębiona o smutek, sm utek m etafizyczn y. Tak jak j.eisit, je st coś, co nie zostało chem icznie stopione, ale m echanicznie przypięte i przyłatane.

Iw aszkiew icz nie poprzestał na pesym izm ie, chce dać czytelnikow i w ytchn ienie po

SPRAWOZDANIA

139

śm iertelnej m elanchoilii Z a m o y łły i po z b ro d n ic zy m m aikabryam ie K a n ick ieg o ; oto sielanka m iedzy ow ym z d ro w y m p sy ch iczn ie i ideow o sy m p aty czn y m O tto n em K ro ­ kowskim a p o n ę tn ą w ó jtó w n ą Ł o d zią; o to ich w esele p rz y k ońcu książki, oto m ąd ro ść p rostoty, k tó re j w y ra ze m z am y k a się książk a:

— „ C h m u ry izbielały ii pnzeszły. G w ia z d było' p e łn e niebo.

—■ I jeszcze m i dziw n o — c ią g n ę ła p o c h w ili L o d zia, ja k m y to b ęd ziem y razem żyć.

— A cóż tru d n e g o ? — o d p a rł O tto n — c h o w ać d zieci, p a trz y ć j a k ws,zyis!tko r o ­ śnie, j a k się ku g ó rze w y b ija i p o te m ido d o łu p o c h y la , to. naszie pinzeiznaczenie, j a k p rzezn aczen ie k a żd e g o czło w iek a.

P /.wiedział to i m ocno p o c a ło w a ł żo n ę w potoczek tw a rd y .i woinny ja k ow oc".

T o je s t f in a ł ła d n y i m iły , mądlrość zd ro w a. T a ż salina m ądroiść w y ra ż o n a je s t n a str. 144 — (a to *są izdania szczytow e książk i, cizyli ta k ie , ido k tó ry c h się dochodzs ja k o do ro z w ią z a n ia p ro b lem ató w , s ta w ian y c h p rzez a rc y m o ty w a c ję ); c tó ż n a te j to stro n ie Z a m o y łło ro zm y śla o m ija n iu raaem z m ło d o ścią sław y p is a rs k ie j, ja k się p o s ta rz e je ta ła d n a d ziew czyna, k tó rą w łaśnie, widlzii, 'tak sanno p o s ta r z e ją się k ied y ś jego. d z ieła: „ N a s tę p n e p o k o len ie nie b ęd zie j.uiż c z y tało Irubadiurm i), n ik t n ie będzie p a m ię ta ł o nim , m oże jeszcze tro ch ę w ro d z in ie, a le za sto, ty sią c la t, n a p ew n o n ik t.

A le to .nie m a żadnego* zn aczen ia. I n a w e t n ie szk o d a. Ż y cie jest cią glei śm ieci jest z łu d ien iem .“

T ak , to je s t zdrowai m ąd ro ść, aile kiiedyi się n a d niią zam y ślam , toi zaczy n am trochę b ać się tego zd ro w ia i te j m ąd ro ści... Cz,y to n ie ta sam a, k tó rą d e m o n s tru je autior w „ F ilo zo fii k o ra lo w e j" , m ąd ro ść k o ra lo w ej ra fy , m ro w isk a , s ta d a ? ... O so b a n ic n ie znaczy, w szystko znaczą wszyscy... A u to r P a sji B łęd n o m iersk iej *) p o d a je n a m id e o ­ w ą k a ta rzę w re cep cie biologiczne,goi w italizm u , p rz y p ra w io n e g o ' d io n iz y jsk ą re z y ­ g n a c ją — a firm a c ją : re z y g n a c ja z osobistych p re te n s y j do trw a n ia , a firm ac ja.

wsizystkości, w o b ec k tó re j tr a c i sw ą w ażność i W artość w szy stk o co, poszczególne. A le czy to n ie je s t w o stateczności te n sam p a n te izm , k tó ry się w s p in a do ra n g i filo z o fii now ego czasu, czasu .zaiste niezłotegioi, a le żelazn eg o , żelaznego, j a k k a jd a n y k a j- dam iarza?...

P rócz g łó w n y ch tem ató w , akicyj, osób, p ro b le m a tó w n aczeln y ch , są jeszcze w P a r sja c h te m a ty i ak cje, osoby, p ro b lem y uboczne, in te re s u ją c e i g o d n e uw agi. N ie ze w szystkim m o żn a się zgodzić; n. p. pioco ta apoloigia sp o rtu , że to n ib y w y n ik a z jak ic h ś „g łęb szy ch " p o b u d e k , ailż n o rm a ln a chęć zdrowiej ro z ry w k i, a m b ic ji i t. p.

O k azu je się, że Z am o y łło g r a w ten isa z „ n ie p o k o ju duszy".,. — P o d k re ś la ć sk u te cz n ą p rz ejrzy sto ść sty lu , p ięk n o n a stro jo w e k ra jo b ra z ó w , tra fn o ś ć p sy c h o lo g ic zn e j o b se r­

w a cji ( ta p o tw o rn a m ateczk a p. K an ick a,..) u piisiairzla ta.k znan eg o i w y tra w n e g o ja k Iw aszkiew icz je s t zbyteczne. C ałość od czu w am ja k o co fn ięcie się w p o ró w n a n iu z ty m m a jste rsz ty k ie m treścia fo rm u *), ja k im j e s t „ M ły n n a d U tr a tą " .

K A R O L L U D W I K K O N IR & K l 15. X . 38.

*) Z czasem pow ró cim y jeszcze do u z u p e łn ia ją c e g o o m ó w ien ia te j n iez w y k łej książki (R ed ak cja).

*) „T reścio ifo rm ": p ro p o n u ję te n n o w o tw ó r ja k o wyiraz p o c h w aln y d la u tw o ru , w któ ry m się w yczuw a n a le ż y tą zgodność „ tre śc i" i „ fo rm y ".

140

SPRAWOZDANIA

D W U G Ł O S O W . SEBYLE.

I.

Powiązane dokumenty