• Nie Znaleziono Wyników

AFORYZMY O WYCHOWANIU

V II.

P ełn y tytu ł afo ryzm ó w brzm iał: P i a s t „ A fo ry z m y o w yc h o w a n iu .—

N ieproszone odpow iedzi na zapom niane pytania, dla u żytk u krajow ej ankiety szkolnej, od b ytej we L w o w ie 28— 30 października r. 1898.“ D ru ko ­ w ane zaś b y ły po raz p ierw szy w „S ło w ie P o lskiem “ w dniach 18, 19, 20, 21, 22 i 23 października r. 1898, następnie zaś w osobnej książce (L w ó w 1901). — Z w ołan a przez W y d zia ł k ra jo w y ankieta, w której S zcze- paraowski brał czyn n y udźi&ł, zajm ow ała się spraw ą reform y szkół Średnich. — P o czterod n iow ych obradach uch w alono w niosek hr. R eya:

„P o d śta w ę reform y ma tw o rzy ć system szk o ły średniej; o w spólnej nauce w n iższych klasach , p rzy zaprow adzeniu w d alszych klasach b ifu rkacyi na kierunek h u m an istyczn y i realn y z łaciną“ . G reka m iała .być w zględnie obow iązu jącą, dostęp do uniw ersytetu dla obu kierunków . — Szczep ą- n ow ski o ś w ia d czył się za szkołą jednolitą.

Ankieta szkolna ma cel określony, poprawę obecnych szkół średnich, nad czem fachowej dyskusyi nie chcę przerywać.

Zadanie wychowania narodowego jest jednak o wiele wszech­

stronniejsze i donioślejsze. $ięga korzeniem w przeszłość do pier­

wotnego tworzenia się tajników duszy narodowej, spodziewa się w przyszłości owoców, mających ziścić nadzieje narodowe i speł­

nić misyę narodu dla ludzkości. Przeszukuje cały świat, niebo i zie­

mię, ażeby przysporzyć światła i ciepła dla pokrzepienia organizmu narodowego, ażeby odkryć nasiona i zarodki, z których by mógł zejść plon na niwie narodowej.

Zadaniem opinii publicznej być powinno przedstawić tę wszechstronność, dać odczuć tę doniosłość, sprawę wychowania publicznego wyprowadzić z ciasnego zaścianku wiejskiego, z par- tykularza miejskiego, z zielonego stolika i postawić na szerokiej arenie dyskusyi obywatelskiej.

Czas już wpuścić trochę świeżego powietrza w zatęchłą atmosferę bagna galicyjskiego, zdruzgotać obce bogi. którym za

długo służyliśmy, nieomylności biurokratyczne, nadęte powagi, martwe bałwany, wystawione dla adoracyi bezmyślnych — a szu­

kać drogi życia, światła i prawdy.

Kto powinien rozstrzygać o celach i kierunkach wychowania?

Czy urzędowi pedagogowie, czy obywatele kraju?

Kto powinien rozstrzygać o kroju i materyi surduta, czy kra­

wiec, czy ten, który za niego płaci- i dla swojego użytku potrzebuje ? Kto odczuwa nagniotki, czy szewc, czy ten, kto buty nosi?

Czy ankiety złożone z samych szewców i krawców, lub też przeważnie z nich złożone, odpowiadają wszelkim potrzebom pu­

bliczności?

Doświadczeni praktycy, mawiał pewien mąż stanu angielski, są ci, którzy z miedzianem czołem bezmyślnie praktykują ślepą rutynę swoich poprzedników!

Słowo pedagog pochodzi od greckiego pais — chłopiec ago — prowadzić. Byli to kupni niewolnicy, którym obywatel ateński po­

wierzał pilriowanie swoich chłopców.

Kto- tu w istocie prowadził? Czy obywatel, który dawał roz­

kazy, czy płatny niewolnik, który je wykonywał?

W ustroju biurokratycznym, opartym na pojęciu o nieomyl­

ności biurokratów, którym przecie urząd daje rozum (Das Amt gibt den Verstand) — a przyrodzonej ograniczoności obywatelstwa (Ber beschränkte Unterthanen Verstand) — pedagogiem jest płatny czy- nowni-k, narzucający obywatelstwu, od którego otrzymuje płacę, pewien szablon edukacyjny — i nie troszczący się o potrzeby i właściwości społeczeństwa, tak, .że nieraz z jego mundurków szkolnych robią się Zwangsjacken (kaftany przymusowe).

W s p o ł e c z e ń s t w a c h w o l n y c h , p e d a g o g i e m j e s t k a ż d y o j c i e c r o d z i n y , dbający o wychowanie swo­

ich synów i córek, pedagogiem jest nawet mimo swojej woli k a- ż d y mą ż , s t ó j ą . c y n a ś w i e c z n i k u s p o ł e c z n y m . ' świecący swojem życiem i przykładem na złe, czy na dobre, pe­

dagogiem wreszcie każdy obywatel, poczuwający się do odpowie­

dzialności obywatelskiej, bo nawet nie mający rodziny, powinien co najmniej wychować siebie samego na użytecznego członka spo­

łeczeństwa i na to, żeby nie był dla swojego otoczenia tym kamie­

niem młyńskim z ewangelii, który pływającego ściąga na dno.

A foryzm y o wychowaniu. 145

Czy celem wychowania jest mnożenie małp i papug — małp, przedrzeźniających niezrozumiane obce wzory — papug, powta­

rzających za panią matką pacierz? — Czy naśladownictwo, czy twórczość? — Czy dresura, czy rozwój? — Czy hofrat, czy ge­

niusz?

C ó ż w a r t e w s z y s t k i e k o p i e , j a k z a b r a k n i e w z o r ó w , — cóż znaczą wszystkie echa, jak'nie zabrzmi żaden głos własnego przekonania i doświadczenia. — Cóż znaczą wszyst­

kie pożyczane światła planet i księżyców, jak zabraknie gwiazd i słońca?

Mamy nadzieję, że nasza ankieta krajowa wyda plon obfitszy od głośnej ankiety, zwołanej przed kilku laty przez cesarza Wil­

helma II do Berlina.

Cesarz ten, którego losy zrobiły królem drapieżnego narodu Prusaków, a który, mimo to, po matce Angielce odziedziczył pewne błyski i porywy szlachetniejsze, instynktowo odczuł- braki pruskiej pedagogiki i chciał zasłynąć wiekopomną sławą odrodzi cielą wy­

chowania niemieckiego. Zwołał więc szanownych pedagogów do pomocy. Ale z wielkiej chmury nastał mały deszcz. Skutkiem wza­

jemnego nieporozumienia cesarza i pedagogów, z wielkiego zama­

chu i zachodu wynikł rezultat śmieszny. Zamiast odrodzenia na­

rodowego systemu wychowania, powzięto, zdaje mi się, uchwałę, żeby w przyszłości zaniechać tłumaczenia z niemieckiego na greckie, a uprawiać tylko tłumaczenia odwrotne.

Oto głębsze przyczyny nieporozumienia i fiaska szumnej an­

kiety berlińskiej.

Cesarz chciał pedagogom powiedzieć: „nauczajcie z p o w o ­ ł a n i a i wychowujcie po o b y w a t e l s k u , a uczynicie zadość potrzebom s p o ł e c z e ń s t w a i n a r ó d u“ .

Cóż, kiedy język niemiecki nie posiada nawet wyrazów na określenie pojęć, zrozumiałych od razu dla każdego Polaka.

Nawet na pojęcie n a r ó d , Niemcy nie mają własnego w yra­

żenia, tylko francuskie: N a t i o n .

J a k samo Niemcy, nazywający się sami narodem poetów i myślicieli, nie posiadają w swoim języku odróżnienia dwóch okre­

śleń tak odrębnych, jak s p o ł e c z e ń s t w o i t o w a r z y s t w o . Na jedno i drugie mają tylko słowo Gesellschaft Trzeba być w Niemczech co najmniej doktorem filozofii, ażeby zrozumieć róż­

nicę słowa Gesellschaft w znaczeniu s p o ł e c z e ń s t w a , a tego samego słowa w znaczeniu t o w a r z y s t w a , co bez doktoratu filozofii u nas każdy prostaczek zrozumie.

Tak samo Niemcy nie mają słowa na p o w o ł a n i e , bo Beruf to znaczy płatny z a w ó d l u b f a c h . Zgoła im brak

szczytnego pojęcia i słowa o b y w a t e l , bo Bürger, albo Staats­

bürger zanadto trąci Spiessbürgerem, ażeby mogło być użyte w tym sensie.

Skutkiem więc tej ułomności językowej, która odpowiada pewnej ułomności duchowej narodu niemieckiego, ani niemy nie mógł się wyrazić, ani głuchy nie mógł zrozumieć: ani cesarz Wil­

helm nie mógł się wyjęzyczyć, a tern mniej uczeni pedagogowie go pojąć i cała akcya musiała spełznąć na niczern.

Skutkiem tej samej głuchoty i językowej i duchowej, Niemcy nie posiadają określenia siły zbawiennej, pojęcia tak ważnego w pe­

dagogii dla Wyrobienia charakteru — to jest siły, połączonej z prawem.

U nas samo pytanie, czy siła może być nad. prawem, byłoby potwornem. Bo Polak nie korzy się, jak Niemiec, przed siłą, bo siła może być krzywdą, może być li tylko mocą szatana. A 1 e P o l a c y m a j ą p o j ę c i e s i ł y w s ł u ż b i e B o ż e j , s i ł y , p o ł ą c z o n e j z e s p r a w i e d l i w o ś c i ą i d o b r o c z y n - n o s c i ą. Nazywają taką siłę d z i e l n o ś c i ą , którego to słowa znowu na niemieckie przetłómaczyć nie można, bo Tapferkeit od­

nosi się tylko do pola bitwy podczas gdy d z i e l,n o ś ć okazuje się we wszystkich sferach działania. Kobieta, chłopiec, mogą być dzielnymi. Dzielnym być można nietylko wobec niebezpieczeństwa, ale w każdym stosunku społecznym, w wykonaniu każdego obo­

wiązku. Złodziej zaś, rozbójnik, krzywdziciel, nie może być dziel­

nym, choćby był niewiedzieć jak silnym.

Bo też j ę z y k j e s t w i z e r u n k i e m d u s z y , a d u s z a w y t w o r e m h i s t o r y i n a r o d o w e j . Krzywdziciel i mę­

czennik nie mogą mieć tej samej duszy, tego samego języka Po­

między nawoływaniem Nietzschego do Niemców: Werdet stark — werdet Mart, a hasłem polskiem: „ B ą d ź c i e d z i e l n i “ jest cała przepaść, która dzieli drapieżnego Prusaka od szlachetnego Polaka.

Znacie gadkę średniowieczną, że gdy, po odkryciu Ameryki, hiszpańscy konquistadorzy dotarli do bajecznej krainy Eldorado, to osłupieli na widok dzieci, bawiących się na ulicy kamyczkami ze szczerego złota, bo kruszcu szlachetnego była taka obfitość, że nikt go nie cenił.

Tak samo jest z narodem polskim w dziedzinie pojęć etyczno- społecznych i wychowawczych. Kruszcu szlachetnego jest tyle, że nim się dzieci na ulicy bawią. Bez logomachii słownych, bez sub­

telnych definicyi, naród polski bohaterską walką, krwią i męczeń­

stwem, wyrobił sobie w tej dziedzinie szlachetne i umiejętne poję­

cia i wyposażył w nie każdego prostaczka — pojęcia, których nie

A foryzm y o wychowaniu. 147

posiada naród niemiecki pomimo dwudziestu uniwersytetów, pomi­

mo dwóch tysięcy katedr profesorskich, pomimo stosów ksiąg uczo­

nych, i które nawet uczonemu niemieckiemu stają się zaledwie przystępne, na podstawie mozolnego wysiłku myśli i logicznej kon- strukcyi.

Nie gardzę Niemcami.

O n i ś w i a t u p r z o d u j ą w d z i e d z i n i e m y ś l i o d e r w a n e j .

Już słowa Vernunft, najgłębszego słowa w mowie niemieckiej, najwyższej intuicyi narodu niemieckiego, nie można oddać w mo­

wie polskiej. Bo Polak słowa rozum używa z przekąsem i stawia nad nie natchnienie, a myśli od czynu nie dzieli.

Niemiec drwi sobie z natchnienia, brak mu nawet na to wła­

snego wyrazu i nazywa je z łacińska Inspiration, a oddaje się swo­

jej gwieździe przewodniej: Vernunft.

Nie sposób też oddać w języku polskim, i wytłómaczyć Po­

lakowi, nieznającemu języka niemieckiego, całej otchłani znacze­

nia, zawartego w tym słowie, oraz całej subtelności i głębokości filozofii niemieckiej, która z tego słowa. Vernunft wypływa.

Ale w d z i e d z i n i e e t y ę z n o - s p o ł e c z n e i i p e ­ d a g o g i c z n e j N i e m i e c w p o r ó w n a n i u z P o l a k i e m j e s t n i e m o w ą — niemym, jak Słowianie kiedyś Niemców, na­

zywali. Dlatego' litość mnie bierze, jak, widzę, że na tern polu pe­

dagogii narodowej, naród mówiących jest w niewoli umysłowej narodu niemowów. Oburzenie mnie unosi, widząc spustoszenia, które pedagogika niemiecka u nas sprawia, a której tylu pseudo- pedaigoigów u nas hołduje. Jestto jakby ktoś, na pół głuchy, na podstawie teoryi akustycznych chciał nauczać pieśni, naród, posia­

dający wrodzony słuęh muzykalny i obdarzony geniuszem harmo­

nii i melodyi!

Ale pedagogia niemiecka, choćby była idealnie dobrą dla Niemców, to tern samem staje się nieprzydatną dla nas.

Biorę już nie Niemca bismarkowskiego, drapieżnego Prusaka, ale Niemca, w najlepszem tego słowa znaczeniu. Jako panteista i fatalista, będzie on dążył drogą ciągłych definicyi i zeszeregowa- nych wnioskowań do wyostrzenia myśli oderwanej, do poznania istoty tego, oo jest, do wyrobienia sobie einer eigenen

Welt-CMSCllUUUTKJ.

Polakowi zaś, który nie godzi się na to, co jest, który ciągle myśli o tern, co być powinno, Polakowi, w wiecznej i nieubłaganej walce z przemocą szatańską, Polakowi, szermierzowi myśli Bożej

i idei sprawiedliwości i słuszności — Polakowi to eigene Welłanir schauung j e s t o b o j ę t n e , j e ż e l i mu n i e w s k a z u j e d r o g i d o z w y c i ę s t w a w ł a s n e j s p r a w y , d o d z i a ­ ł a n i a t w ó r c z e g o , d o c z y n u b o h a t e r s k i e g o .

Dalej więc bracia orły do lotu, wyzwólmy pedagogię naro­

dową od kajdan obcej i fałszywej nauki, wypędźmy ciemne duchy, złowrogie puszczyki, nocne nietoperze, które nasze niwy obsiadły.

Niech każdy Polak, dumny ze swojej przeszłości a ufny w przy­

szłość narodu stanie na posterunku, a zwycięstwo będzie naszym udziałem i to nietylko w tej jednej sprawie wychowania naro­

dowego..

II.

Pedagogia — w y c h o w a n i e , j e s t t o p r z y s t o s o ­ w a n i e c z ł o w i e k a d o s w o j e g o o t o c z e ń i a i d o w y- p e ł n i e n i a t y c h o b o w i ą z k ó w, które Opatrzność na niego włożyła.

P e d a g o g i a n a r o d o w a , j e s t t o p r z y s t o s o w a ­ n i e c a t e g o n a r o d u d o mi s v 1 która mu Opatrzność po- wierzyła: dla dóbra ludzkości. Misya, do której naród jest powoła­

nym, staje się jego przeznaczeniem, tajemniczym zarodkiem jego żywotności i niewyczerpanym pierwiastkiem jego siły. (Psalm wiary Krasińskiego).

Poczucie misyi narodowej zakorzenione jest głęboko w serca każdego narodu. Może drzemać, może być uśpione a wtedy naród mdleje, drzemie i jest martwym, uśpionym. Ale poruszcie ton wła­

ściwy, niech się odezwie starodawna pobudka, a odezwie się to serce i uczucia w niem Uśpione, zadrży i zatętni, jak skrzepły wul­

kan, śniegiem przysypany i lawą gorącą przeleje się na wszystkie strony.

Jako taki skrzepły wulkan, śniegiem przysypany, przedsta­

wiał się do niedawna naród polski. Chwała Bogu, pomyślały sobie mocarstwa zaborcze, że Polacy zmądrzeli, wyparli się dawnych szaleństw, to teraz całkiem grzeczni i rozumni ludzie, będziemy mieli z nich dla nas dobrych pracowników, żołnierzy, ba, nawet hofratów. Chwała Bogu, pomyśleli sobie wszyscy omdleli Polacy, którym ciężyły obowiązki narodowe. Co się stało, to się stało, da­

remnie płakać, jeszcze daremniej targać się beznadziejnie, teraz nareszcie możemy sobie usłać wygodne gniazdo na podstawie nie­

odwołalnie zmienionych okoliczności!

...

1

A foryzm y o wychowaniu. 149

Był czas niedawno, kiedy zdawało się, że wszyscy Polacy już się ułaskawili, już zmądrzeli, już zwątpili i zrezygnowali. Był czas, kiedy na całym ś wiecie odzywał się tylkio jeden głos,' wie­

rzący w Polskę — głos Bismarcka. Z całem jasnowidzeniem niena­

wiści on jeden nie dowierzał skrzepłej powierzchni wulkanu, on wiedział, że gotuje się w nim lawa gorąca, że w sercu każdego Po­

laka tli jeszcze iskra pod popiołami, którą wypadki lada chwila na nowo rozdmuchać mogą. Dlatego też z nieubłaganą konsekwencyą ścigał każdego Polaka, od księdza 1 szlachcica, aż do chłopa i naj­

biedniejszego wyrobnika, ba, nawet żyda polskiego. On pierwszy w Europie prześladowaniem swojem zrównał u narodu polskiego wszystkie stany, bo dobrze- wiedział, ż e t a k i e z r ó w n a n i e 1 w s z y s t k i c h s t a n ó w b e d z i e p i e r w s z y m __w y ju -k i e m c z y n n e g o p a t r y o t y z m u p o l s -k i e g o . Dla Bi- smarka, co Polak — to wróg! Politykę tę, jako spuściznę, przeka­

zał narodowi niemieckiemu. Chwała mu i wdzięczność, że choć jako nieprzyjaciel on jeden nie zwątpił o Polsce, nawet w chwili, kiedy właśni odszczepieńcy, we własnym języku, już głosili naukę, że naród polski powinien na zawsze wyrzec się niepodległości.

. . .

Prześladowanie Bismarka i przykład jego niezachwianej wiary w przyszłość i siłę narodu polskiego, potężnie się przyczy­

niły do obudzenia świeżego prądu patryotyzmu polskiego. Od tego czasu fala narodowa podnosi się coraz wyżej i niebawem uniesie wszeilkie zapory.

Zło się przełamało od chwili,. której zdemaskowało się jawne odszczepieństwo od idei narodowej. Po Bismarku zatem na­

leży się wdzięczność Stanisławowi Koźmianowi, że jawnie i głośno wypowiedział tę ideę abdykacyi narodowej, którą inni starannie 1 ze wstydem ukrywali na dnie swoich myśli. Po Bismarku, on się najwięcej przyczynił do ocknięcia się idei polskiej — bo można te­

raz oddzielić zdrowych od trędowatych i odciąć suche gałęzie

2 niespożytego pnia żywotności narodowej.

Idea narodowa polska ma dwóch śmiertelnych wrogów: pe­

dagogią niemiecka i knut moskiewski.

Ten zagraża duszy, tamten ciału.

Tak ścisły istnieje związek pomiędzy tymi wrogami naszymi, że kto raz ulegnie pierwszemu, ten się podda drugiemu. W y c h o ­ w a n e k p e d a g o g i i n i e m i e c k i e j u k o r z y s i ę p r z e d k n u t e m .

Pedagogia niemiecka, to przystosowanie się narodu nie­

mieckiego do swojego położenia na świecie, tak, jak je pojmuje umysł niemiecki. Duch tej pedagogii streszczony jest ze ścisłością

literalną przez Krasińskiego w „Dniu dzisiejszym“ . Jest to znany ustęp:

G L O S S Z A T A N A . Ja jestem rozum — ja. jestem konieczność!

N ie C zas mi bratem — ale siostrą w ieczność;

A ch oć mnie ludzie p rzezw ali Szatanem , Mój D uch św iat stw o rzy ł — i ja ziemi Panem ! O statni jesteś z w ielkiego plemienia,

Ostatmi jesteś z b ohaterów rodu,

Żyłeś bćz domu — um rzesz bez imienia — Z w ian y jest z ziem i ślad tw ego narodu.

M atką ci m ara upadłej sw aw oli, —

A bracią tw o ją proch, co gnije w trumnie!

Życiem twem b yło — ty lk o konać dumnie, Lub siać łz y marne na n icestw a roli!

Śm iercią trza um rzeć — śm ierć jest poświęceniem — G dy niepojęta — ty lk o w ted y karą,

A g d y ją pojm iesz, R ozum u ofiarą, , P rzez zgubę cząstek całości zbaw ieniem .

Tern b ieży potok, że fale m ijają, Tern o g ó ł stoi, że szczególni płyną, Tern lu dzkość żyje, że narody giną, I trw a tern w szech św iat, że św iaty konają!

L u d tw ój się dostał drugiem u ludow i

N a krew i pokarm — O jc ó w tw ych spuściznę W ró g dziś przerobił na śm ierć i zgniliznę;

On życie św iata tą śm iercią odnowi.

D arm o się zżym asz — p rzegrałeś w tym boju — R ozum na ciebie raz ostatni w oła:

P rzed koniecznością ugnij w reszcie czoła, Zrzu ć z duszy upór — a zaśniesz w spokoju.

Każdy Polak od dziecka powinien wyryć sobie w pamięci każde słowo tego ustępu, bo w nim się streszcza kwinteseneya ca­

łej mądrości niemieckiej i brzmi zwycięzka odpowiedź polska, dana szatanowi:

„ T y w iesz, oo p .zym u s — a nie w iesz, co w ola!“

Żądza serc w ielu m oże pod m ogiłę Z stąp ić jak A n io ł i a n ielsk ą siłę

W la ć w ko ść i popiół — nazad stw o rzyć naród;

B ó g w w olę ludzi rzucił cudów zaród!

K on ieczność, Duchu, jest sługą w olności.

— T en ż yć nie umie, kto praw a nic rości M yśl w ieczną w cielać — ale w sw oje ciało —

— A k to m ęczen nik, tem u się udało!

A foryzm y o wychowamu. 151

Zdejm z nas twój rozum bez czynu i woli, Nie nam przydatny, tylkQ tobie kwoli, B y ś karki ludzkie, jak podłe bydlęta, N a dół przeginał i kuł w hańby pęta.

W ieczn a pokora w łzach i krwi — przed Bogiem,

Bunt nieśmiertelny w łzach i krwi — przed wrogiem, T o nasz los — Zakon — to nasze sumienie — Przeszłości ch w ała''— prz ysz łości zbawienie!

Idź innych zwodzić — T y ś duch cudzoziemiec!

G dy zbrodnię jaką gdzie spełni morderca, W r a z ją uprawnisz teorją bez serca;

— T y ś idealny Moskal — chybaś Niemiec!

Różnica zapatrywania polskiego a niemieckiego jest tak pro­

sta i jasna, że ją każdy, prostaczek nawet zrozumie i jeżeli ma serce polskie, da niemylnie i niezachwianie tę samą odpowiedź, co Kra­

siński.

I s t o t.a z a p a t r y w a n i a n i e m i e c k i e g o i e s t z a ­ t a r c i e g r a n i c y z ł e g o i d o b r e g o . Tryumfujące zło, gwałt zwycięski nazywa się koniecznością, a poddanie się ko­

nieczności — rozumem.

D l a P o l a k a p o m i ę d z y z i e m i d o b r e m l e ż y p r z e p a ś ć , której żadne zwycięstwa, żadne rozumowania w y­

pełnić nie mogą. Niezmordowana walka ze złem jest pierwszym obowiązkiem, od którego wypełnienia żadne sofisterye zwolnić nie mogą. i za zaniechanie którego niema rozgrzeszenia.

Dla Polaka, ile razy szatan się pojawia, choć by nie wiedzieć jak mądrze mówił, jest tylko jedna odpowiedź, ta sama, którą ry­

cerski król Ludwik święty dawał odszczepieńcom od wiary: „Pal go w łeb“ !

To jest pierwszy instynkt każdego Polaka, choćby nigdy 0 filozofii nie zasłyszał, choćby nawet czytać nie umiał. Jeżeli się pojawia szatan kusiciel w' ludzkiej postaci, który chce tłómaczyć, że niema różnicy pomiędzy złem i dobrem, że Pan Bóg uświęca 1 przystaje na tryumf złego, to w myśl Ludwika św. odpowie:

„Pal go w łeb“ !

Oto pierwsza i naczelna zasada pedagogiki polskiej, pierwsze przykazanie dla każdego Polaka. III.

III.

Walka złego z dobrem, problem to stary, jak, rodzaj ludzki.

W religii starodawnych Persów pojawia się jako walka przedsta­

wiciela pierwiastku złego: Arymana ( Angri-Mainu) z

przedstawi-cielem pierwiastku dobrego: Ormuzdem (Ahura-Mazda). Walczą oni prawie na równo i szala zwycięztwa przechyla się raz na jedną, raz na drugą stronę. Obowiązkiem każdego szlachetnego P er­

sa było walczyć w sprawie Ahura-Mazdy i przyczynić się do jego ostatecznego zwycięstwa.

W pojęciu chrześcijańskiem sprawa Boża również ciągle na­

potyka na przeciwieństwo zastępów szatana, ale sam szatan, jako duch niższego rzędu, raczej służy do wypróbowania wiernych, do wyrobienia w nich dzielności i męstwa, a nie ma mocy, któraby mu mogła zapewnić zwycięstwo.

P o m i ę d z y z w o l e n n i k a m i j e d n a k s p r a w y B o ­ ż e j a s ł u ż a l c a m i s z a t a n a nie może być żadnej wspólno­

ści, n a w e t d y s k u s y i b y ć n i e m o ż e , p o n i e w a ż r ó ż ­ n i c a p o m i ę d z y n i m i n i e j e s t r z e c z ą w i e d z y , a l e r z e c z ą w ia r .y .

Wiedza bowiem zgoła nie wystarcza do rozstrzygnięcia, który pierwiastek jest silniejszy, czy dobry, czy zły. Sąd, oparty na wiedzy, zmienia się każdej chwili, odnośnie do jakichś chwilo­

wych faktów, które zaszły, lub do nowych interpretacyi, i tłóma- czeń starych faktów, jakie chwilowa historyozofia przynosi.

Różnica jest jedynie ta, że podczas kiedy służalcy szatana chwieją się z każdym powiewem chwilowej opinii lub namiętności, to słudzy sprawy Bożej noszą w swem sercu nieomylną busolę, która ich serce w każdem miejscu i w' każdej chwili niechybnie po­

ciąga nawet w chwili pogromu i klęski, pociąga nawet wbrew oczy­

wistości, bo i wtenczas przypisują chwilowy tryumf wroga raczej własnej niegodności, a nie wrodzonej potędze złego.

Wiedza, a zatem i dyskusya, tej sprawy rozstrzygnąć nie może, bo wiedza jest tylko zarejestrowaniem przeszłości. S p r a ­ w a z a ś r o z s t r z y g n i e s i ę d o p i e r o w p r z y s z ł o ś c i , w d o p e ł n i e n i u c z a s ó w , c z y n e m a n i e d y s k u s y ą . Do chwili tego ostatecznego zwycięstwa w i a r a nie fylko jest potrzebną, a l e j e s t s a m a p s z e z s i ę g ł ó w n y m p i e r ­ w i a s t k i e m t e j s i ł y , k t ó r a z a p e w n i z w y c i ę s t w o . Z w ą t p i e n i e , z a ś , w r o g o w i b e z w a l k i p l a c b o j u u s t ę p u j e . I tylko podczas niepewnych szans bitwy wiara jest zasługa, tylko w wątpliwościach i niebezpieczeństwach okazuje się bohater. Po dokonanym fakcie, jak rozstrzygnął czyn, a wiedza ten czyn zarejestrowała, każdy tchórz, kiep i dureń potrafi znaleźć się w zwycięskim obozie. W wątpliwych też okolicznościach, groźnej chwili niebezpieczeństwa, każdy tchórz, kiep i dureń, pyta się wie­

dzy i znajduje tylko znak zapytania, a bohater pyta się własnego serca i albo zwycięża, albo nawet gdy ginie śmiercią bohaterską, innych do nowej walki zagrzewa.

A foryzm y o wychowaniu. 153

W pojęciu większej części obecnych historyków, mianowicie niemieckich, historya ludzkości przedstawia się jako szereg zwy­

cięskich gwałtów. To się obecnie nazywa Wiedzą historyczną. Tą wiedzą karmią się obecnie młode umysły, wychowane w duchu niemieckim, tern gorzej, jeżeli z duchem niemieckim łączy się ję­

cięskich gwałtów. To się obecnie nazywa Wiedzą historyczną. Tą wiedzą karmią się obecnie młode umysły, wychowane w duchu niemieckim, tern gorzej, jeżeli z duchem niemieckim łączy się ję­