• Nie Znaleziono Wyników

animatorów kultury

W dokumencie Śląsk, 2013, R. 19, nr 3 (Stron 51-56)

część organizacji podpisanych pod Ma­

nifestem nie ma osobowości prawnej.

Rada Pożytku Publicznego uznała, że wzrosły koszty organizacji imprez i po­

prosiła o więcej pieniędzy na konkursy ofert.

- W budżecie na 2013 rok na działalność w sferze kultury przeznaczono 80 tys. zł - mówi Joanna Gros-Urzynicok.

Tak nieznaczne zwiększenie wydat­

ków miasta na działalność kulturalnych or- ganizacji pozarządowych wcale nie zado­

woliło autorów Manifestu Animatorów Kultury.

- Przepaść finansowa między stowarzy­

szeniami a instytucjami kultruy znacząco się powiększy. Roczne rozmowy z przed­

stawicielami Ratusza były tylko mydleniem oczu. W takim przypadku walka tak na­

prawdę dopiero się rozpocznie - zapowia­

da Stanisław Torbus.

ca w Tamogórskim Centrum Kultury, co miesiąc prezentowana była działalność miejskich placówek kulturalnych oraz inicjatywy organizacji pozarządowych.

Kulturoznawcy Tomasz Bielak z Akade­

mii Techniczno-Humanistycznej w Biel­

sku-Białej oraz Michał Gulik z Uniwer­

sytetu Jagiellońskiego przedstawili rozwiązania, jakie powinien stosować samorząd lokalny w sferze kultury. Siłą rzeczy debaty stały się miejscem starcia poglądów przedstawicieli samorządów i wolontariuszy, którzy domagali się nie tylko pieniędzy na rozwój obywatelskich inicjatyw kulturalnych ale także większej swobody dla wolontariuszy w realizacji oddolnych pomysłów i przedstawicieli samorządu.

M a n i f e s t

animatorów kultury

Wkfeąc pogarszającą się sytuację organtracji poMrił]<kiui|jch w noszgm mtrócie apelujenij) o sprouiiedlitisii podział środków preetnneitiiiyrih na kulturę,

ifcrrouiufa F estiw al B lu z u k a n a P lan S lu jaro ek

uB K IJlB olaż Kuliiii I S l e n e r le s t ival

M j('1s k a orgroifeaeje

X

irWssto *»“7 ‘r 3 495 647*ł

Rinieaą^ęManap uMwouiaibentej —mjj My, uiolontariusM! skupieni

pnł|K»t(iviialttct!opod<foluŚB»dt>Wwla*'*j|in I 1 ^ f prarajemjł spoJeistnlebej jest prjmawnt na konkurs ofert 1 ■ y^fjpensji i etaiÓU> — i dla organizacji pozanądowjjch r n i h i K l / . e l i i . f ©

Plakaty z Manifestem Animatorów Kultury p o ­ jaw iły się wiosną ubiegłego roku na wszystkich

slupach i tablicach ogłoszeniowych w Tarnow­

skich Górach.

Z K R Y S T Y N Ą S Z A R A N IE C ,

dyrektor naczelną Teatru Śląskiego w K atow icach rozm aw ia M A R E K M IE R Z W IA K

Teatr swój

widzę ogromny...

p isa ł S ta n isła w W y sp ia ń sk i. D o d ziś n a te m a t tea tru p o w sta ły n ie zliczo n e to m y i w y ­ p o w ie d z ia n o ty sią c e z d a ń . N ie k tó r e są ta k sp rz e cz n e , ż e aż czy ta się je z n ie d o w ie ­ rza n iem .

A d a m H a n u szk iew icz m aw iał: Teatr dzisiejszy je s t nudny? Głęboki, filozoficzn y na­

wet, ale nudny! A A n d rzej Ł a p ick i m ia ł n a te m a t teatru z u p ełn ie in n e z d a n ie - Teatr to je s t pew ien m yślowy przekaz, skrót, filozofia. Lustro - j a k uważał Szekspir - w którym przegląda się świat. P rzez nie w idać coś dalej, głębiej i więcej.

G d zie łeży p raw d a? K ażd y, kto o d w ied za te a tr zn a jd z ie ją w sob ie. J e d n o je s t p ew ­ n e - tea tr b ył, je s t i b ęd zie.

- Pani dyrektor, jaki byt 2012 rok dla pa­

ni teatru? D la pierw szej sceny w ojew ód z­

tw a śląskiego?

- Był rokiem wielkiego sukcesu Teatru Śląskiego. Ale teatr na te sukcesy pracował wie­

le lat. Nie ostatnie trzy, nie pięć, nie ostatnie na­

wet dziesięć lat. Bo po to, aby zbudować taki zespół artystyczny, trzeba trzydziestu lat. Am­

bitny i utalentowany. Ale to również fantastycz­

ny zespół pracowników technicznych i admi­

nistracyjnych. To jest wielki kapitał ludzki, który decyduje o tym, że teatr odnosi sukcesy.

- N ie pięć, nie d ziesięć, a trzyd zieści lat.

P roszę pow iedzieć ile lat p ani dyrektoruje w tym teatrze?

- Trzydzieści trzy (śmiech)

- C zyli to za pan i kad en cji zaczęło się tw orzenie tego zespołu i św ietność tego te­

atru?

- Muszę powiedzieć, że również za kaden­

cji moich poprzedników. Współpracowałam z Michałem Pawlickim, z prof. Jerzym Zegal- skim, z Bogdanem Toszą, z Henrykiem Ba­

ranowskim, od pięciu lat z Tadeuszem Bradec- kim. Od pięciu lat, a poprzednicy pracowali ze mną i po jedenaście lat.

Bardzo zmieniła się sytuacja wewnętrzna teatru. Tu w latach siedemdziesiątych, w la­

tach sześćdziesiątych, a także pięćdziesiątych, zmieniano dyrektorów co dwa sezony. Taka huśtawka i niepewność. Zespół nie żył pracą.

Żył sensacją.

- Bo decyd en tom partyjn ym ja k się coś nie sp odob ało, jed n o p rzed staw ien ie, je d ­ no słow o, to człow iek a zw alniano ze stan o­

w isk a, w y rzu ca n o ...

- A l e i stosunki panujące w teatrze były niezbyt ciekawe. Część zespołu popierała decyzje partii, część była przeciwna. K łót­

nie, swary, urazy. Kiedy tu nastałam, pow ie­

działam: koniec takiej pracy. D yrektor ar­

tystyczny, czy naczelny, musi mieć wsparcie całej załogi, po to, żeby m ógł osiągać suk­

cesy.

- A l e na początku swojej pracy była p a ­ n i tylko d yrektorem adm inistracyjnym .

- Pierwsze moje stanowisko faktycznie no­

siło taką nazwę. Później zm ieniliśm y to z Jerzym Zegalskim na zastępcę dyrektora.

Byłam wówczas odpowiedzialna za wszyst­

ko razem z dyrektorem. I to trwało do 2005 roku, kiedy pod wpływem konieczności,

przyjęłam stanowisko dyrektora naczelnego tej sceny.

- D yrek torem artystycznym został w te­

dy H en ry k B aranow ski.

- Zamieniliśmy się z Henrykiem funkcja­

mi. On nie miał zdrowia, żeby pełnić funkcję dyrektora naczelnego.

- Przeczytałem wypow iedź jednego z dy­

rektorów teatru - Człowiek na tym stanowi­

sku, może osiwieć błyskawicznie. Jak ktoś jest dyrektorem artystycznym, to siwienie przycho­

dzi wolniej. Z kob ietam i nie tak jest ja k z m ężczyznam i, ale też na pew no m ają wie­

le na głowie i te w łosy m ogą z niej wypadać.

- Teatr jest trudną instytucją do kierowania.

Kiedy objęłam te stanowiska, teatr był szale­

nie biedny. Wszystko co tu było, było albo sprzed wojny, albo z marnych lat pięćdziesią­

tych. Oczywiście zaplecze sceniczne nie re­

montowane od początku, czyli od 1907 roku - W ted y teatr narodził się.

- Tak, ale w zasadzie nie remontowano go.

Duża scena dopiero w końcówce lat dzie­

więćdziesiątych ubiegłego wieku doczeka­

ła się autentycznej restauracji. Kiedy w 1978 roku zakończono rem ont widowni, ludzie mówili - no proszę, jest teatr po remoncie.

A to wszystko było na agrafkę, naw et insta­

lacje były złe i stare. W prawdzie wymienio­

no w tedy drew nianą podłogę na płyty ka­

mienne, ale na tym się skończyło. Po dużej scenie wzięliśmy się za elewację. Bardzo po­

m ogły nam w ówczas elektrownie i inne fir­

my śląskiego biznesu, bo w budżecie wciąż brakowało środków. Były to czasy walki o to, żeby firm a nie zeszła z placu budowy.

W 1981 otw orzyliśm y scenę kameralną.

Kolejny remont rozpoczęliśmy w 2005 roku.

W m ięd zy czasie trw ały przygotow ania do adaptacji trzeciej sceny teatru - Malami, która cieszyła się w ielką sympatią widzów.

M ieściła się ona w zdewastowanej kamieni­

cy, której część udało się rozebrać i postawić na jej m iejsce now y obiekt komercyjny. Te­

raz znajdują się tam pomieszczenia ZUS-u.

To jest moje wiano dla Teatru Śląskiego. Już w 2006 roku zaczęliśmy korzystać z docho­

dów płynących z tej kamienicy, a w 2022 w szystkie obciążenia, które jeszcze są będą spłacone z tych czynszów, bo czynszami się dzielimy ze spółdzielnią mieszkaniową. N a­

tom iast w podwórku w stojącej obok kamie­

nicy, która do 1933 roku służyła loży masoń­

skiej a później była jej własnością, po wojnie teatr posiadał warsztaty teatralne. To tam wła­

śnie mieściła się nasza frzecia scena, tak zwa­

na Malarnia. W 2010 roku, wsparci środka­

m i u n ijn y m i, m o g liśm y p rz y stą p ić do remontu. Zakończyliśmy go po dwóch latach, wszystko zgodnie z planem , wielkim wyda­

rzeniem, prem ierą „K ontraktu” Sławomira M rożka z jego udziałem na widowni. Od te­

go momentu Malarnia stała się trzecią naszą sceną, na której prezentujem y sztuki bardzo kameralne.

- Trudno poznać tę scenę i otoczenie M a- larni.

- Tak, bo drugim,, który udało się zbudo­

wać po kadrze, po pracow nikach teatru, wielkim naszym kapitałem jest jego kondy­

cja materialna. W szystkie nasze obiekty te­

atralne są zmodernizowane, dobrze wyposa­

żone. Mogę powiedzieć, że teatr osiągnął taki pułap, którego nie m iał nigdy. Znakomite św iatła, w y śm ien ite n ag ło śn ien ie tych scen. I to wszystko stanowi ogromny kapitał tego teatru. N ie wszyscy jednak budowali w tym czasie. Znam teatry, i nie jest ich wca­

le mało, które na początku lat dwutysięcznych, zaczęły sprzedawać swoje obiekty. A to ka­

mienicę administracyjną, a to jakieś zaplecze magazynowe.

- A le te teatry nie m iały dyrektor K ry­

styny Szaraniec. B o w szyscy tutaj w tym w ojew ództw ie, m ów ią, że gd yb y nie pan i, gdyby nie było sp onsorów , k tórych pani sprow adziła do teatru, lu d zi, k tórzy nagle odkryli w sob ie nie tylko chęć zarab ian ia pieniędzy, ale i to, że teatr je st w ich życiu ważny, m oże n aw et w ażn iejszy od pienię­

dzy, to tego w szystk iego by nie było.

- Nie zbudowalibyśmy potęgi artystycznej i materialnej bez pomocy tych ludzi, naszych sponsorów, ludzi z Rady Mecenasów. Uwa­

żam, że nie m a co się wstydzić, gdy w ycią­

gam rękę prosząc o wsparcie, bo robię to w przekonaniu, że to województwo zasługu­

je na scenę narodową na Górnym Śląsku na­

prawdę wspaniałą. Oni w szyscy czekają na spotkanie z teatrem. To jest niezwykłe. Tu, na naszych premierach, spotykają się elity te­

go województwa. Zbudowanie takiej w i­

downi, to też niełatwa sprawa.

- Pow ołanie R ad y M ecenasów to też pa­

ni zasługa?

- Na początku roku dowiedzieliśmy się, że dostaniemy 1 700 000 mniej pieniędzy niż do­

staliśmy w roku ubiegłym. Co to znaczy? Że w zasadzie nie mamy środków na to, aby przy­

gotować jakąkolwiek premierę w naszym te­

atrze. 50 000 zł dał nam prezydent Piotr Uszok z kasy miejskiej Katowic i prapremiera „Pią­

tej strony świata” Kazimierza Kutza mogła być zrealizowana. Co jednak dalej? Mamy pie­

niądze na pensje dla ludzi, na ZUS, zapłace­

nie mediów, na to aby teatr ze swoimi trzema scenami istniał. Ale czy będzie on funkcjono­

wał normalnie nie przygotowując premier?

Przecież nie możemy grać w nieskończoność przedstawień, które miały swoje premiery kil­

ka albo nawet i kilkanaście lat temu. Dlate­

go Rada Mecenasów jest naszym błogosła­

wieństwem. Przecież te firmy też mają swój trudny czas, a mimo to deklarują pomoc dla teatru. Na ostatnim spotkaniu Mecenasi po­

stanowili, że pójdą do nowego marszałka i przedstawią sytuacje teatru. Bo z tego mo­

zolnego pięcia się w górę, nagle teatr może zu­

pełnie się ześlizgnąć i znowu będzie trzeba wielu lat wysiłku, żeby go podnieść.

- No w łaśn ie, piąć się w górę m ożna la ­ tami, a spaść w dół - to dw a, trzy m iesią­

ce. M oże r o k ...

- Mamy rozliczne kontakty zagraniczne.

Przyjeżdżają do nas teatry prezentujące war­

tościowe przedstawienia, ale i my jeździmy po Europie. W Paryżu zagraliśmy z sukcesem

„Iwonę, księżniczkę Burgunda” . Teatr ma ta­

ki repertuar, którego nie musi się wstydzić. To prawda, że jest trudny, ale to wysoce artystycz­

ny repertuar.

- Czasam i jest tak, że ktoś jest dobry, ale nie potrafi tego sprzedać, lud zie w ok ół o tym nie w iedzą.

- Dlatego ostatnio skupiliśmy się na pro­

mocji i reklamie teatru. Tu dużo się dzieje we współpracy z Telewizją katowicką i Uniwer­

sytetem Śląskim. Potrafimy wykreować no­

we sytuacje, nowe zjawiska, nowe przedsię­

wzięcia. Przykładem może być ceremonia nadania przez Uniwersytet Śląski tytułu dok­

tora honoris causa Sławomirowi Mrożkowi, uroczystość odbyła się na naszej scenie. Do­

szło do współpracy z Telewizją Katowice, któ­

ra przenosi nasze spektakle na ekran, dzięki czemu przybyło nam 80 000 widzów. Już zo­

stało wyemitowanych pięć spektakli ze sce­

ny Kameralnej.

- Telewizja pokazała „K ontrakt”, „E U ”,

„M leczarnię”, „5 R azy A lbertyna”, nieba­

wem zobaczym y sp ektakl p t.” Jacob i i L e- sukces, którym inne teatry nie m ogą się po­

chw alić.

- Sukces ogromny. W spólnie z telew izją uczyliśm y się tej pracy, bo przecież przeno­

szenie spektakli je st trudną sprawą. Po to, żeby spektakl nie stracił artystycznie, trze­

ba się sporo napracow ać. Telewizja stanę­

ła jednak na wysokości zadania, nauczyła się tego razem z nami. Każdy projekt unijny wy­

maga jednak środków własnych, a my ich nie mamy. Nie m am y na podstawowe potrzeby.

W zeszłym roku Wydział K ultury i M arsza­

łek zapewnili nam środki jako dofinansowa­

nie tego projektu. W zeszłym roku otrzyma­

liśm y te ż d o fin a n so w a n ie na „L ato w M alami”, na wystawy, na czytanie drama­

tów, na impresje z ulicy Teatralnej. N a w ie­

le projektów, które realizowaliśmy. Spokoj­

nie m ogliśm y działać.

- To ja w ejdę teraz p an i dyrektor w sło­

w o i pow iem , że Stad ion Śląsk i do tej p o ­ ry kosztow ał nas przeszło pół m iliarda zło­

tych i końca tej inw estycji nie w idać. M oże trzeba będzie dołożyć następne pięćdziesiąt albo i sto m ilionów złotych? A m y tutaj roz­

m aw iam y o m ilionie sied m iu set tysiącach złotych dla w as w sk ali tego roku.

- No właśnie, a przecież stworzyliśmy też projekt „Kultura do masowego odbiorcy” po­

legający na tym, że do 119 szkół z całej Pol­

ski przekazywaliśmy internetowo naszą baj­

kę „Przygody Sindbada Żeglarza” w reżyserii Jarosław a K iliana. Odzew był ogromny.

O powiadał mi jeden z członków ekipy tele­

wizyjnej, który znalazł się akurat w jakiejś małej szkole niedaleko Zawiercia, w czasie, gdy nasz spektakl m iał dotrzeć do uczniów.

R ozbrykana młodzież siedziała w sali gim ­ nastycznej i szalała czekając na rozpoczęcie, a po kilku minutach zapadła głęboka cisza, tak byli pochłonięci tym, co zobaczyli. Sam opow iadający przyznał: Wie pani, przyjem ­ nie było na to popatrzeć. Ja sam się wciągną­

łem i kolega mnie m usiał szarpać, żebyśmy do tego nie dopuścić.

- To są gorzkie refleksje, ale myślę, że przez te moje wysiłki, przez moją zapobie­

gliwość, przez moją ciężką pracę, teatr trak­

towany jest w Urzędzie Marszałkowskim ja ­ ko instytucja, której m ożna obcinać środki i nie dawać pieniędzy nawet na przeżycie, po­

nieważ i tak da sobie radę. W Polsce myśli się, że ten kto idzie w górę, kto ciężko pra­

cuje, kto osiąga dobre wyniki, nie musi do­

stawać odpowiedniego wsparcia.

- P oniew aż i tak da sob ie radę.

- W łaśnie. I to je st groźne. Bo po to so­

bie daje radę, żeby podnieść poziom. Żeby stać się instytucją, która ma praw o pow ie­

d zieć- zajmuję najwyższą lokatę, jestem do­

bry, najlepszy, ale tym bardziej trzeba o to dobro wspólne dbać. Jeśli nastąpi załamanie, to ono może potrwać i kilka lat, i nie będzie dobre ani dla teatru, ani dla regionu. D ecy­

denci pow inni o tym pamiętać.

- M ój p rzyjaciel, teatrom an , z którym często jeździm y oglądać spektakle w e W ro­

cław iu , O polu, W arszaw ie, K rak ow ie p o ­ w iedział kilka lat tem u: Najgorszy spektakl w Krakowie je st lepszy od najlepszego na Ślą­

sku. Faktycznie, m oże jeszcze niedawno nie­

którzy kręcili nosam i na nasz rep ertuar i jeźd zili do teatrów krakow skich. Teraz to teatrom ani z K rakow a przyjeżdżają do nas

aby zobaczyć na przykład „M ewę” Czecho­

w a w reżyserii G abriela G ietzkyego. Spek­

takl m agiczny ze św ietną rolą A nny K adul- sk iej, ale też bardzo drogi, p rzypom nijm y n a p rzykład ogrom ne jezioro, zbud ow an e na scen ie, w którym kąpią się letn icy C ze­

chow a.

- To ogromne przedsięwzięcie, ale powie­

działam, że my mamy takich specjalistów, dla których nie ma rzeczy niemożliwych. Dlate­

go to jezioro, w którym kąpią się aktorzy jest bajeczne i niezwykłe. Spektakl będzie prezen­

towany w czasie tegorocznych „Interpretacji”, a Gabriel Gietzky zawalczy o Laur Konrada.

-T rzy m a m y zatem kciuk i, ale dodajm y jeszcze pani dyrektor i to, że ze sw oim i sp ek tak lam i odw ied ziliście kilka europej­

sk ich m iast.

- O Paryżu w spomniałam. Inaugurowa­

liśmy Festiwal Europy Środkowej w Koszy­

cach. Spektakl „Jacobi i Leidental” m a za­

pro szen ie na kolejne festiw ale. Takich realizacji m am y sporo. N a przykład świet­

ny aktorski spektakl Joanny Zdrady „Siła przyzw yczajenia” . A ktorzy latami czekają na takie wyzwania, a publiczność chce ich zobaczyć w wyjątkowych sytuacjach. A pol­

ska praprem iera „O statniego tanga w Pary­

żu” w M alarni to nie sensacja i sukces? B i­

lety wysprzedane na przedstawienia z dwu-, trzym iesięcznym w yprzedzeniem . Jeste­

śmy po prapremierze „Piątej strony świata”

K azim ierza K utza w reżyserii Roberta Ta- larczyka. Sukces niewątpliwy. No i chcemy na przekor trudnościom finansowym zreali­

zować mimo wszystko „Zbójców” Frydery­

ka Schillera w reżyserii K rzysztofa Babic- kiego. W zeszłym roku było osiem premier.

Ciężko pracowaliśmy. Ale na te osiem pre­

mier, nie było ani jednej, która by teatr kom­

promitowała. Ile damy premier w tym roku?

N ie um iem odpowiedzieć na to pytanie. Bo de facto, teatr ma pieniądze na przeżycie tyl­

ko września. Październik, listopad i grudzień to w ielka niewiadom a. Nie w iem co zrobi­

my. W ierzę głęboko, że otrzym am y środki na projekty, które tak znakomicie się spraw­

dziły. W ubiegłym roku pierwszy raz zorga­

nizow aliśm y „Lato w M alarni” . Widzowie mimo ogrom nych upałów i Euro 2012 od­

w iedzali nas tak tłumnie, że niektóre spek­

takle trzeba było grać dwukrotnie.

- M ów im y o su kcesach , a jak a jest fre­

kw encja w Teatrze Śląskim? To też sukces?

- Oczywiście. W ubiegłym roku wyniosła ona 81% przy średniej europejskiej na pozio­

mie 6 1 - 65 procent. Musimy także pamiętać o trudnościach komunikacyjnych i o tym, że w czasie rozkopków, które trwają na Rynku ju ż drugi rok, trudno jest czasami do nas do­

trzeć. Sądziliśmy, że frekwencja spadnie nam drastycznie. Nie było jednak tak źle, spa­

dła zaledwie o pięć procent.

- W iele zm ieniło się na lepsze w Teatrze Śląskim , w iele jest jeszcze do zrobienia.

B rakuje pieniędzy, bo kryzys jest wszędzie.

A le m im o tej ogólnopolskiej m izerii m am nad zieję, nie traci p an i optym izm u?

- Nigdy, choć czasem trudno w to wszyst­

ko uwierzyć, że będzie lepiej. Mam jedno ma­

rzenie, żeby teatr rósł i żeby panowała w nim wciąż ta sama atmosfera pracy, wzajemnej życzliwości jak dotychczas, żeby teatr miał ta­

kich sojuszników i taką opinię, na jaką cięż­

ko zapracował przez wiele lat.

- Tadeusz K an tor m aw iał „M oim do- ---m e---m było i jest ---m oje dzieło”. M yślę, że po- d ob n ie m ożna p ow ied zieć i o K rystynie S zaran iec, której b ard zo dzięk uję za roz­

m ow ę.

Bestialstwu chuliganów nie oparł się nawet pomnik bohaterskiego ks. majora WP Karola Woźniaka, dowódcy I Batalionu Szturmowego Szopienice, pochowanego w kwaterze powstańczej.

Wyzyc się ■'•**•'* **••*

na cmentarzu

n » T\ t o jeden z największych aktów

± 3 V 1 wandalizmu do jakich w ostat­

nim czasie doszło na polskich nekropo­

liach. Na początku lutego, na cmentarzu parafialnym w jednej z najstarszych ka­

towickich dzielnic, w Szopienicach, zde­

molowane zostały 72 grobowce.

Zlokalizowana przy ulicy Brynicy, ne­

kropolia potocznie nazywana jest cmen­

tarzem na górce. Historia tego miejsca, sięga lat siedemdziesiątych dziewiętnaste­

go wieku. Najprawdopodobniej wtedy też na terenie uposażenia plebańskiego nekro­

polia została założona. Według materia­

łów archiwalnych i źródeł historycznych, ziemia, na której dziś znajduje się miej­

sce wiecznego spoczynku, została zaku­

piona od żydowskiego kupca Marka Tie- medorfera. Dokumenty parafialne, wskazują, że pierwszą osobą, która zosta­

ła pochowana na cmentarzu w Szopieni­

cach, była Marianna Mildner. W swojej ponad 100-letniej historii, cmentarz był kilkukrotnie powiększany. Po raz pierw­

szy taka potrzeba zaistniała w 1883 roku.

Nowa część cmentarza, została poświę­

cona w 1885 roku. Kilkanaście lat później, bo w roku 1899, wokół cmentarza zosta- ło wzniesione ogrodzenie. Kolejne posze- rzanie cmentarnego terenu, miało miejsce kilka lat po zakończeniu I wojny świato- j / n wej. To właśnie w latach 1922-1923, wytyczono alejki z drzewkami, a teren po­

dzielono na kwatery.

Dziś cmentarz, przy ulicy Brynicy, zajmuje powierzchnię około 3,957 ha.

Spoczywa tam wiele zasłużonych dla re­

gionu postaci.

W centralnej jego części znajduje się niewielka mogiła powstańcza, upamięt­

niająca powstańców śląskich oraz gro­

by poległych podczas II wojny świato­

wej kombatantów. Po lewej stronie od wejścia, w zbiorowym grobie, pocho­

wane zostały dwie zasłużone dla Szopie­

wane zostały dwie zasłużone dla Szopie­

W dokumencie Śląsk, 2013, R. 19, nr 3 (Stron 51-56)

Powiązane dokumenty