część organizacji podpisanych pod Ma
nifestem nie ma osobowości prawnej.
Rada Pożytku Publicznego uznała, że wzrosły koszty organizacji imprez i po
prosiła o więcej pieniędzy na konkursy ofert.
- W budżecie na 2013 rok na działalność w sferze kultury przeznaczono 80 tys. zł - mówi Joanna Gros-Urzynicok.
Tak nieznaczne zwiększenie wydat
ków miasta na działalność kulturalnych or- ganizacji pozarządowych wcale nie zado
woliło autorów Manifestu Animatorów Kultury.
- Przepaść finansowa między stowarzy
szeniami a instytucjami kultruy znacząco się powiększy. Roczne rozmowy z przed
stawicielami Ratusza były tylko mydleniem oczu. W takim przypadku walka tak na
prawdę dopiero się rozpocznie - zapowia
da Stanisław Torbus.
ca w Tamogórskim Centrum Kultury, co miesiąc prezentowana była działalność miejskich placówek kulturalnych oraz inicjatywy organizacji pozarządowych.
Kulturoznawcy Tomasz Bielak z Akade
mii Techniczno-Humanistycznej w Biel
sku-Białej oraz Michał Gulik z Uniwer
sytetu Jagiellońskiego przedstawili rozwiązania, jakie powinien stosować samorząd lokalny w sferze kultury. Siłą rzeczy debaty stały się miejscem starcia poglądów przedstawicieli samorządów i wolontariuszy, którzy domagali się nie tylko pieniędzy na rozwój obywatelskich inicjatyw kulturalnych ale także większej swobody dla wolontariuszy w realizacji oddolnych pomysłów i przedstawicieli samorządu.
M a n i f e s t
animatorów kultury
Wkfeąc pogarszającą się sytuację organtracji poMrił]<kiui|jch w noszgm mtrócie apelujenij) o sprouiiedlitisii podział środków preetnneitiiiyrih na kulturę,
ifcrrouiufa F estiw al B lu z u k a n a P lan S lu jaro ek
uB K IJlB olaż Kuliiii I S l e n e r le s t ival
M j('1s k a orgroifeaeje
X
irWssto *»“7 ‘r 3 495 647*ł
Rinieaą^ęManap uMwouiaibentej —mjj My, uiolontariusM! skupieni
pnł|K»t(iviialttct!opod<foluŚB»dt>Wwla*'*j|in I 1 ^ f prarajemjł spoJeistnlebej jest prjmawnt na konkurs ofert 1 ■ y^fjpensji i etaiÓU> — i dla organizacji pozanądowjjch r n i h i K l / . e l i i . f ©
Plakaty z Manifestem Animatorów Kultury p o jaw iły się wiosną ubiegłego roku na wszystkich
slupach i tablicach ogłoszeniowych w Tarnow
skich Górach.
Z K R Y S T Y N Ą S Z A R A N IE C ,
dyrektor naczelną Teatru Śląskiego w K atow icach rozm aw ia M A R E K M IE R Z W IA K
Teatr swój
widzę ogromny...
p isa ł S ta n isła w W y sp ia ń sk i. D o d ziś n a te m a t tea tru p o w sta ły n ie zliczo n e to m y i w y p o w ie d z ia n o ty sią c e z d a ń . N ie k tó r e są ta k sp rz e cz n e , ż e aż czy ta się je z n ie d o w ie rza n iem .
A d a m H a n u szk iew icz m aw iał: Teatr dzisiejszy je s t nudny? Głęboki, filozoficzn y na
wet, ale nudny! A A n d rzej Ł a p ick i m ia ł n a te m a t teatru z u p ełn ie in n e z d a n ie - Teatr to je s t pew ien m yślowy przekaz, skrót, filozofia. Lustro - j a k uważał Szekspir - w którym przegląda się świat. P rzez nie w idać coś dalej, głębiej i więcej.
G d zie łeży p raw d a? K ażd y, kto o d w ied za te a tr zn a jd z ie ją w sob ie. J e d n o je s t p ew n e - tea tr b ył, je s t i b ęd zie.
- Pani dyrektor, jaki byt 2012 rok dla pa
ni teatru? D la pierw szej sceny w ojew ód z
tw a śląskiego?
- Był rokiem wielkiego sukcesu Teatru Śląskiego. Ale teatr na te sukcesy pracował wie
le lat. Nie ostatnie trzy, nie pięć, nie ostatnie na
wet dziesięć lat. Bo po to, aby zbudować taki zespół artystyczny, trzeba trzydziestu lat. Am
bitny i utalentowany. Ale to również fantastycz
ny zespół pracowników technicznych i admi
nistracyjnych. To jest wielki kapitał ludzki, który decyduje o tym, że teatr odnosi sukcesy.
- N ie pięć, nie d ziesięć, a trzyd zieści lat.
P roszę pow iedzieć ile lat p ani dyrektoruje w tym teatrze?
- Trzydzieści trzy (śmiech)
- C zyli to za pan i kad en cji zaczęło się tw orzenie tego zespołu i św ietność tego te
atru?
- Muszę powiedzieć, że również za kaden
cji moich poprzedników. Współpracowałam z Michałem Pawlickim, z prof. Jerzym Zegal- skim, z Bogdanem Toszą, z Henrykiem Ba
ranowskim, od pięciu lat z Tadeuszem Bradec- kim. Od pięciu lat, a poprzednicy pracowali ze mną i po jedenaście lat.
Bardzo zmieniła się sytuacja wewnętrzna teatru. Tu w latach siedemdziesiątych, w la
tach sześćdziesiątych, a także pięćdziesiątych, zmieniano dyrektorów co dwa sezony. Taka huśtawka i niepewność. Zespół nie żył pracą.
Żył sensacją.
- Bo decyd en tom partyjn ym ja k się coś nie sp odob ało, jed n o p rzed staw ien ie, je d no słow o, to człow iek a zw alniano ze stan o
w isk a, w y rzu ca n o ...
- A l e i stosunki panujące w teatrze były niezbyt ciekawe. Część zespołu popierała decyzje partii, część była przeciwna. K łót
nie, swary, urazy. Kiedy tu nastałam, pow ie
działam: koniec takiej pracy. D yrektor ar
tystyczny, czy naczelny, musi mieć wsparcie całej załogi, po to, żeby m ógł osiągać suk
cesy.
- A l e na początku swojej pracy była p a n i tylko d yrektorem adm inistracyjnym .
- Pierwsze moje stanowisko faktycznie no
siło taką nazwę. Później zm ieniliśm y to z Jerzym Zegalskim na zastępcę dyrektora.
Byłam wówczas odpowiedzialna za wszyst
ko razem z dyrektorem. I to trwało do 2005 roku, kiedy pod wpływem konieczności,
przyjęłam stanowisko dyrektora naczelnego tej sceny.
- D yrek torem artystycznym został w te
dy H en ry k B aranow ski.
- Zamieniliśmy się z Henrykiem funkcja
mi. On nie miał zdrowia, żeby pełnić funkcję dyrektora naczelnego.
- Przeczytałem wypow iedź jednego z dy
rektorów teatru - Człowiek na tym stanowi
sku, może osiwieć błyskawicznie. Jak ktoś jest dyrektorem artystycznym, to siwienie przycho
dzi wolniej. Z kob ietam i nie tak jest ja k z m ężczyznam i, ale też na pew no m ają wie
le na głowie i te w łosy m ogą z niej wypadać.
- Teatr jest trudną instytucją do kierowania.
Kiedy objęłam te stanowiska, teatr był szale
nie biedny. Wszystko co tu było, było albo sprzed wojny, albo z marnych lat pięćdziesią
tych. Oczywiście zaplecze sceniczne nie re
montowane od początku, czyli od 1907 roku - W ted y teatr narodził się.
- Tak, ale w zasadzie nie remontowano go.
Duża scena dopiero w końcówce lat dzie
więćdziesiątych ubiegłego wieku doczeka
ła się autentycznej restauracji. Kiedy w 1978 roku zakończono rem ont widowni, ludzie mówili - no proszę, jest teatr po remoncie.
A to wszystko było na agrafkę, naw et insta
lacje były złe i stare. W prawdzie wymienio
no w tedy drew nianą podłogę na płyty ka
mienne, ale na tym się skończyło. Po dużej scenie wzięliśmy się za elewację. Bardzo po
m ogły nam w ówczas elektrownie i inne fir
my śląskiego biznesu, bo w budżecie wciąż brakowało środków. Były to czasy walki o to, żeby firm a nie zeszła z placu budowy.
W 1981 otw orzyliśm y scenę kameralną.
Kolejny remont rozpoczęliśmy w 2005 roku.
W m ięd zy czasie trw ały przygotow ania do adaptacji trzeciej sceny teatru - Malami, która cieszyła się w ielką sympatią widzów.
M ieściła się ona w zdewastowanej kamieni
cy, której część udało się rozebrać i postawić na jej m iejsce now y obiekt komercyjny. Te
raz znajdują się tam pomieszczenia ZUS-u.
To jest moje wiano dla Teatru Śląskiego. Już w 2006 roku zaczęliśmy korzystać z docho
dów płynących z tej kamienicy, a w 2022 w szystkie obciążenia, które jeszcze są będą spłacone z tych czynszów, bo czynszami się dzielimy ze spółdzielnią mieszkaniową. N a
tom iast w podwórku w stojącej obok kamie
nicy, która do 1933 roku służyła loży masoń
skiej a później była jej własnością, po wojnie teatr posiadał warsztaty teatralne. To tam wła
śnie mieściła się nasza frzecia scena, tak zwa
na Malarnia. W 2010 roku, wsparci środka
m i u n ijn y m i, m o g liśm y p rz y stą p ić do remontu. Zakończyliśmy go po dwóch latach, wszystko zgodnie z planem , wielkim wyda
rzeniem, prem ierą „K ontraktu” Sławomira M rożka z jego udziałem na widowni. Od te
go momentu Malarnia stała się trzecią naszą sceną, na której prezentujem y sztuki bardzo kameralne.
- Trudno poznać tę scenę i otoczenie M a- larni.
- Tak, bo drugim,, który udało się zbudo
wać po kadrze, po pracow nikach teatru, wielkim naszym kapitałem jest jego kondy
cja materialna. W szystkie nasze obiekty te
atralne są zmodernizowane, dobrze wyposa
żone. Mogę powiedzieć, że teatr osiągnął taki pułap, którego nie m iał nigdy. Znakomite św iatła, w y śm ien ite n ag ło śn ien ie tych scen. I to wszystko stanowi ogromny kapitał tego teatru. N ie wszyscy jednak budowali w tym czasie. Znam teatry, i nie jest ich wca
le mało, które na początku lat dwutysięcznych, zaczęły sprzedawać swoje obiekty. A to ka
mienicę administracyjną, a to jakieś zaplecze magazynowe.
- A le te teatry nie m iały dyrektor K ry
styny Szaraniec. B o w szyscy tutaj w tym w ojew ództw ie, m ów ią, że gd yb y nie pan i, gdyby nie było sp onsorów , k tórych pani sprow adziła do teatru, lu d zi, k tórzy nagle odkryli w sob ie nie tylko chęć zarab ian ia pieniędzy, ale i to, że teatr je st w ich życiu ważny, m oże n aw et w ażn iejszy od pienię
dzy, to tego w szystk iego by nie było.
- Nie zbudowalibyśmy potęgi artystycznej i materialnej bez pomocy tych ludzi, naszych sponsorów, ludzi z Rady Mecenasów. Uwa
żam, że nie m a co się wstydzić, gdy w ycią
gam rękę prosząc o wsparcie, bo robię to w przekonaniu, że to województwo zasługu
je na scenę narodową na Górnym Śląsku na
prawdę wspaniałą. Oni w szyscy czekają na spotkanie z teatrem. To jest niezwykłe. Tu, na naszych premierach, spotykają się elity te
go województwa. Zbudowanie takiej w i
downi, to też niełatwa sprawa.
- Pow ołanie R ad y M ecenasów to też pa
ni zasługa?
- Na początku roku dowiedzieliśmy się, że dostaniemy 1 700 000 mniej pieniędzy niż do
staliśmy w roku ubiegłym. Co to znaczy? Że w zasadzie nie mamy środków na to, aby przy
gotować jakąkolwiek premierę w naszym te
atrze. 50 000 zł dał nam prezydent Piotr Uszok z kasy miejskiej Katowic i prapremiera „Pią
tej strony świata” Kazimierza Kutza mogła być zrealizowana. Co jednak dalej? Mamy pie
niądze na pensje dla ludzi, na ZUS, zapłace
nie mediów, na to aby teatr ze swoimi trzema scenami istniał. Ale czy będzie on funkcjono
wał normalnie nie przygotowując premier?
Przecież nie możemy grać w nieskończoność przedstawień, które miały swoje premiery kil
ka albo nawet i kilkanaście lat temu. Dlate
go Rada Mecenasów jest naszym błogosła
wieństwem. Przecież te firmy też mają swój trudny czas, a mimo to deklarują pomoc dla teatru. Na ostatnim spotkaniu Mecenasi po
stanowili, że pójdą do nowego marszałka i przedstawią sytuacje teatru. Bo z tego mo
zolnego pięcia się w górę, nagle teatr może zu
pełnie się ześlizgnąć i znowu będzie trzeba wielu lat wysiłku, żeby go podnieść.
- No w łaśn ie, piąć się w górę m ożna la tami, a spaść w dół - to dw a, trzy m iesią
ce. M oże r o k ...
- Mamy rozliczne kontakty zagraniczne.
Przyjeżdżają do nas teatry prezentujące war
tościowe przedstawienia, ale i my jeździmy po Europie. W Paryżu zagraliśmy z sukcesem
„Iwonę, księżniczkę Burgunda” . Teatr ma ta
ki repertuar, którego nie musi się wstydzić. To prawda, że jest trudny, ale to wysoce artystycz
ny repertuar.
- Czasam i jest tak, że ktoś jest dobry, ale nie potrafi tego sprzedać, lud zie w ok ół o tym nie w iedzą.
- Dlatego ostatnio skupiliśmy się na pro
mocji i reklamie teatru. Tu dużo się dzieje we współpracy z Telewizją katowicką i Uniwer
sytetem Śląskim. Potrafimy wykreować no
we sytuacje, nowe zjawiska, nowe przedsię
wzięcia. Przykładem może być ceremonia nadania przez Uniwersytet Śląski tytułu dok
tora honoris causa Sławomirowi Mrożkowi, uroczystość odbyła się na naszej scenie. Do
szło do współpracy z Telewizją Katowice, któ
ra przenosi nasze spektakle na ekran, dzięki czemu przybyło nam 80 000 widzów. Już zo
stało wyemitowanych pięć spektakli ze sce
ny Kameralnej.
- Telewizja pokazała „K ontrakt”, „E U ”,
„M leczarnię”, „5 R azy A lbertyna”, nieba
wem zobaczym y sp ektakl p t.” Jacob i i L e- sukces, którym inne teatry nie m ogą się po
chw alić.
- Sukces ogromny. W spólnie z telew izją uczyliśm y się tej pracy, bo przecież przeno
szenie spektakli je st trudną sprawą. Po to, żeby spektakl nie stracił artystycznie, trze
ba się sporo napracow ać. Telewizja stanę
ła jednak na wysokości zadania, nauczyła się tego razem z nami. Każdy projekt unijny wy
maga jednak środków własnych, a my ich nie mamy. Nie m am y na podstawowe potrzeby.
W zeszłym roku Wydział K ultury i M arsza
łek zapewnili nam środki jako dofinansowa
nie tego projektu. W zeszłym roku otrzyma
liśm y te ż d o fin a n so w a n ie na „L ato w M alami”, na wystawy, na czytanie drama
tów, na impresje z ulicy Teatralnej. N a w ie
le projektów, które realizowaliśmy. Spokoj
nie m ogliśm y działać.
- To ja w ejdę teraz p an i dyrektor w sło
w o i pow iem , że Stad ion Śląsk i do tej p o ry kosztow ał nas przeszło pół m iliarda zło
tych i końca tej inw estycji nie w idać. M oże trzeba będzie dołożyć następne pięćdziesiąt albo i sto m ilionów złotych? A m y tutaj roz
m aw iam y o m ilionie sied m iu set tysiącach złotych dla w as w sk ali tego roku.
- No właśnie, a przecież stworzyliśmy też projekt „Kultura do masowego odbiorcy” po
legający na tym, że do 119 szkół z całej Pol
ski przekazywaliśmy internetowo naszą baj
kę „Przygody Sindbada Żeglarza” w reżyserii Jarosław a K iliana. Odzew był ogromny.
O powiadał mi jeden z członków ekipy tele
wizyjnej, który znalazł się akurat w jakiejś małej szkole niedaleko Zawiercia, w czasie, gdy nasz spektakl m iał dotrzeć do uczniów.
R ozbrykana młodzież siedziała w sali gim nastycznej i szalała czekając na rozpoczęcie, a po kilku minutach zapadła głęboka cisza, tak byli pochłonięci tym, co zobaczyli. Sam opow iadający przyznał: Wie pani, przyjem nie było na to popatrzeć. Ja sam się wciągną
łem i kolega mnie m usiał szarpać, żebyśmy do tego nie dopuścić.
- To są gorzkie refleksje, ale myślę, że przez te moje wysiłki, przez moją zapobie
gliwość, przez moją ciężką pracę, teatr trak
towany jest w Urzędzie Marszałkowskim ja ko instytucja, której m ożna obcinać środki i nie dawać pieniędzy nawet na przeżycie, po
nieważ i tak da sobie radę. W Polsce myśli się, że ten kto idzie w górę, kto ciężko pra
cuje, kto osiąga dobre wyniki, nie musi do
stawać odpowiedniego wsparcia.
- P oniew aż i tak da sob ie radę.
- W łaśnie. I to je st groźne. Bo po to so
bie daje radę, żeby podnieść poziom. Żeby stać się instytucją, która ma praw o pow ie
d zieć- zajmuję najwyższą lokatę, jestem do
bry, najlepszy, ale tym bardziej trzeba o to dobro wspólne dbać. Jeśli nastąpi załamanie, to ono może potrwać i kilka lat, i nie będzie dobre ani dla teatru, ani dla regionu. D ecy
denci pow inni o tym pamiętać.
- M ój p rzyjaciel, teatrom an , z którym często jeździm y oglądać spektakle w e W ro
cław iu , O polu, W arszaw ie, K rak ow ie p o w iedział kilka lat tem u: Najgorszy spektakl w Krakowie je st lepszy od najlepszego na Ślą
sku. Faktycznie, m oże jeszcze niedawno nie
którzy kręcili nosam i na nasz rep ertuar i jeźd zili do teatrów krakow skich. Teraz to teatrom ani z K rakow a przyjeżdżają do nas
aby zobaczyć na przykład „M ewę” Czecho
w a w reżyserii G abriela G ietzkyego. Spek
takl m agiczny ze św ietną rolą A nny K adul- sk iej, ale też bardzo drogi, p rzypom nijm y n a p rzykład ogrom ne jezioro, zbud ow an e na scen ie, w którym kąpią się letn icy C ze
chow a.
- To ogromne przedsięwzięcie, ale powie
działam, że my mamy takich specjalistów, dla których nie ma rzeczy niemożliwych. Dlate
go to jezioro, w którym kąpią się aktorzy jest bajeczne i niezwykłe. Spektakl będzie prezen
towany w czasie tegorocznych „Interpretacji”, a Gabriel Gietzky zawalczy o Laur Konrada.
-T rzy m a m y zatem kciuk i, ale dodajm y jeszcze pani dyrektor i to, że ze sw oim i sp ek tak lam i odw ied ziliście kilka europej
sk ich m iast.
- O Paryżu w spomniałam. Inaugurowa
liśmy Festiwal Europy Środkowej w Koszy
cach. Spektakl „Jacobi i Leidental” m a za
pro szen ie na kolejne festiw ale. Takich realizacji m am y sporo. N a przykład świet
ny aktorski spektakl Joanny Zdrady „Siła przyzw yczajenia” . A ktorzy latami czekają na takie wyzwania, a publiczność chce ich zobaczyć w wyjątkowych sytuacjach. A pol
ska praprem iera „O statniego tanga w Pary
żu” w M alarni to nie sensacja i sukces? B i
lety wysprzedane na przedstawienia z dwu-, trzym iesięcznym w yprzedzeniem . Jeste
śmy po prapremierze „Piątej strony świata”
K azim ierza K utza w reżyserii Roberta Ta- larczyka. Sukces niewątpliwy. No i chcemy na przekor trudnościom finansowym zreali
zować mimo wszystko „Zbójców” Frydery
ka Schillera w reżyserii K rzysztofa Babic- kiego. W zeszłym roku było osiem premier.
Ciężko pracowaliśmy. Ale na te osiem pre
mier, nie było ani jednej, która by teatr kom
promitowała. Ile damy premier w tym roku?
N ie um iem odpowiedzieć na to pytanie. Bo de facto, teatr ma pieniądze na przeżycie tyl
ko września. Październik, listopad i grudzień to w ielka niewiadom a. Nie w iem co zrobi
my. W ierzę głęboko, że otrzym am y środki na projekty, które tak znakomicie się spraw
dziły. W ubiegłym roku pierwszy raz zorga
nizow aliśm y „Lato w M alarni” . Widzowie mimo ogrom nych upałów i Euro 2012 od
w iedzali nas tak tłumnie, że niektóre spek
takle trzeba było grać dwukrotnie.
- M ów im y o su kcesach , a jak a jest fre
kw encja w Teatrze Śląskim? To też sukces?
- Oczywiście. W ubiegłym roku wyniosła ona 81% przy średniej europejskiej na pozio
mie 6 1 - 65 procent. Musimy także pamiętać o trudnościach komunikacyjnych i o tym, że w czasie rozkopków, które trwają na Rynku ju ż drugi rok, trudno jest czasami do nas do
trzeć. Sądziliśmy, że frekwencja spadnie nam drastycznie. Nie było jednak tak źle, spa
dła zaledwie o pięć procent.
- W iele zm ieniło się na lepsze w Teatrze Śląskim , w iele jest jeszcze do zrobienia.
B rakuje pieniędzy, bo kryzys jest wszędzie.
A le m im o tej ogólnopolskiej m izerii m am nad zieję, nie traci p an i optym izm u?
- Nigdy, choć czasem trudno w to wszyst
ko uwierzyć, że będzie lepiej. Mam jedno ma
rzenie, żeby teatr rósł i żeby panowała w nim wciąż ta sama atmosfera pracy, wzajemnej życzliwości jak dotychczas, żeby teatr miał ta
kich sojuszników i taką opinię, na jaką cięż
ko zapracował przez wiele lat.
- Tadeusz K an tor m aw iał „M oim do- ---m e---m było i jest ---m oje dzieło”. M yślę, że po- d ob n ie m ożna p ow ied zieć i o K rystynie S zaran iec, której b ard zo dzięk uję za roz
m ow ę.
Bestialstwu chuliganów nie oparł się nawet pomnik bohaterskiego ks. majora WP Karola Woźniaka, dowódcy I Batalionu Szturmowego Szopienice, pochowanego w kwaterze powstańczej.
Wyzyc się ■'•**•'* **••*
na cmentarzu
n » T\ t o jeden z największych aktów
± 3 V 1 wandalizmu do jakich w ostat
nim czasie doszło na polskich nekropo
liach. Na początku lutego, na cmentarzu parafialnym w jednej z najstarszych ka
towickich dzielnic, w Szopienicach, zde
molowane zostały 72 grobowce.
Zlokalizowana przy ulicy Brynicy, ne
kropolia potocznie nazywana jest cmen
tarzem na górce. Historia tego miejsca, sięga lat siedemdziesiątych dziewiętnaste
go wieku. Najprawdopodobniej wtedy też na terenie uposażenia plebańskiego nekro
polia została założona. Według materia
łów archiwalnych i źródeł historycznych, ziemia, na której dziś znajduje się miej
sce wiecznego spoczynku, została zaku
piona od żydowskiego kupca Marka Tie- medorfera. Dokumenty parafialne, wskazują, że pierwszą osobą, która zosta
ła pochowana na cmentarzu w Szopieni
cach, była Marianna Mildner. W swojej ponad 100-letniej historii, cmentarz był kilkukrotnie powiększany. Po raz pierw
szy taka potrzeba zaistniała w 1883 roku.
Nowa część cmentarza, została poświę
cona w 1885 roku. Kilkanaście lat później, bo w roku 1899, wokół cmentarza zosta- ło wzniesione ogrodzenie. Kolejne posze- rzanie cmentarnego terenu, miało miejsce kilka lat po zakończeniu I wojny świato- j / n wej. To właśnie w latach 1922-1923, wytyczono alejki z drzewkami, a teren po
dzielono na kwatery.
Dziś cmentarz, przy ulicy Brynicy, zajmuje powierzchnię około 3,957 ha.
Spoczywa tam wiele zasłużonych dla re
gionu postaci.
W centralnej jego części znajduje się niewielka mogiła powstańcza, upamięt
niająca powstańców śląskich oraz gro
by poległych podczas II wojny świato
wej kombatantów. Po lewej stronie od wejścia, w zbiorowym grobie, pocho
wane zostały dwie zasłużone dla Szopie
wane zostały dwie zasłużone dla Szopie