ugust Moritz Nottebohm był architektem, dobrym fachowcem z europejskimi reko
mendacjami. Studiował w Niemczech i na angielskich uczelniach. W 1856 r. opracował projekt urbanizacji gminnych Katowic. Dzie
ciństwo i wczesną młodość spędził pod okiem ojca zegarmistrza. Był godnym spadkobiercą jego talentu. Pociągało go wolnomularstwo i se
krety sztuki królewskiej. Miał smykałkę do za
wiłych, precyzyjnych obliczeń i numerologicz- nej symboliki.
Przeglądając plany rozrysowane przez geo
metrów zwrócił uwagę na nieregularny kształt drogi prowadzącej z centrum wsi do pobliskie
go Załęża. Zaczynała się przy arendzie Hirscha Froelicha a kończyła na strumieniu Osiek, wy
znaczającym granice wiejskiej posiadłości.
W połowie długości przejazd tarasowało bagno, zmuszające podróżnych do objazdu. Obwiódł je kilkoma kreskami układającymi się w nie
regularny sześciobok. To była pierwsza przy
miarka do projektu zabudowy przyszłego Za- łęskiego Przedmieścia.
Szkic potraktował jako korpus figury po
wszechnie zwanej gwiazdą. Musiał go uwy- smuklić ze względu na topografię okolicy, wskutek czego długości poszczególnych odcin
ków ułożyły się w nieregularną proporcję:
10x7,5x7,5x10x7,5x7,5.
Od strony wschodniej, z trzech wierzchoł
ków sześcioboku wyprowadził trzy promieni
ście rozchodzące się ulice. W przeciwnym kie
runku, od strony zachodniej wychodziły jako osie symetrii jego boków. Początek brało tu 5 szlaków komunikacyjnych. Osią całego ukła
du stał się równoleżnik: N: 50° 15” 35”.
Na nim znalazła się linia środkowa Industrie- strasse (obecnie: ulicy 3 Maja) a w jej przedłu
żeniu, na placu Wolności, punkt, w którym pod kątem 110 stopni stykają się węgły dwu kamienic 8 oraz 9. Centralny fragment tego układu przypominał rzut poziomy synagogi, ja
ką w 6 lat później Żydzi wybudowali w odle
głości 100 m od placu, który wtedy wciąż jesz
cze istniał tylko na papierze.
Gdy Nottebohm przedłużył boki heksagonu, tak że przecięły się ze sobą, z rajzbretu wyło- niła się sześcioramienna gwiazda z sześcioma _ _ J trygramami. Czy była to tarcza Dawida, pie- częć Salomona a może też jakaś daleko
wschodnia reminiscencja z lektury „Pięciok
sięgu” Konfucjusza?
10 grudnia 2010 r. w dawnej willi Goldste
inów, centralnie usytuowanej na południowej krawędzi sześcioboku Nottebohma otwarto pa
łac ślubów. Zdarzyło się to w 154 lata od wy
rysowania magicznej gwiazdy. Cyfry 1, 5 i 4 także sumują się do 10. Z tej okazji, tego sa
mego dnia, Narodowy Bank Polski, wprowa
dził do obiegu nową dwuzłotówkę. _Na jej awer- sie widnieje kilka typowych dla Śląska ikon.
Moneta została wykonana ze stopu Nordic Gold. W żydowskich przepowiedniach taki zło
ty „pieniążek” , szczególnie podarow any z okazji Chanuki,, będącej odpowiednikiem ka
tolickiego Bożego Narodzenia, zapowiada powodzenie finansowe i wróży dobrą przy
szłość. Urząd Miasta nabył 30 tysięcy takich magicznych „krążków”.
1856 - data projektu Nottebohma, sumuje się w dwie dziesiątki, do 20 sumuje się rów
nież 1865 - data założenia miasta Katowice.
C ztery z każdej strony św iata
6
krawędzi heksagonu w yznaczało linie przy których należało sytuować poszczególne pierzeje placu. W północnej i południowej Nottebohm zaplanował po 4 działki budowla
ne. W pozostałych po dwie. Łącznie miało być 16 - 4 z każdej strony świata.
Jako pierwszą budowlę, w 1860 r. w północ
nej części placu, wzniesiono niewielki katolic
ki kościółek z dzwonnicą. W 2 lata później, nie
całe 200 m dalej, tak jakby za sprawą magicznej gwiazdy projektanta, Izraelici wybudowali synagogę a ponad 10 lat później, ich rodacy, bracia Goldsteinowie, w przeciwległych jej dwu trygramach wystawili wspomnianą już neore- nesansową willę z ogrodem i wielkim składem drewna. Do dziś budzi zachwyt jej śródziem
nomorska uroda. Ta posiadłość zajmowała par
cele od nr 9 do 13 włącznie - od obecnej uli
cy Sądowej aż po Matejki.
Około 1874 r., na miejscu rozebranej ka
tolickiej świątyni i po wytyczeniu nowej uli
cy później nazwanej Karlstrasse (obecnie: So
kolska) Edward Wenzel, wybudował browar parowy. Wiosną następnego roku, w południo
wo-wschodnim trygramie „gwiazdy N otte
bohma”, oddano do użytku pierwsze budyn
ki gimnazjum miejskiego. Od pustego jeszcze placu dzieliła je podmokła łąka i rów odwad
niający ale od strony ulicy Grundmannstras-34
se (obecnie: 3 Maja) miały jezdnię utwardzo
ną bukowym drewnem, co miało zapewnić komfort akustyczny uczącym się gimnazja- stom.
Od tej pory, na pobliskich parcelach zaczę
to wznosić kolejne budynki. Okolica nie mia
ła jeszcze oficjalnej nazwy ale już wtedy na
zywano ją Wilhelmsstadt. N a patronów ulic władze municypalne obierały członków panu
jącej familii bądź najwybitniejsze osobistości rzeszy. Coraz bliższy realizacji stawał się pro
jekt Nottebohma. W 20 lat od jego sporządze
nia, utwardzono i wyrównano nawierzchnię pla
cu. Wiosną 1876 r. powstały nowoczesne planty. Były oczkiem w głowie radcy miejskie
go Eliasza Sachsa oraz dyrektora Huty „Mar- tha” - Hermanna Rossę. Zorganizowali „Bez- irksverein der Wilhelmsstadt” - „towarzystwo Dzielnicy Wilhelmów” i zbierali pieniądze na założenie publicznego ogrodu, który byłby fragmentem katowickiej promenady łączącej bulwary nad Rawą z parkiem Południowym na Wzgórzu Beaty (obecnie: Kościuszki).
Chcieli zadrzewiać ulice i skwery a także pro
mować atrakcyjny pejzaż miasta. Niebawem wyrosło tu arboretum z najpiękniejszymi gatunkami śląskiego drzewostanu, który w na
turalnych warunkach wegetuje na obszarze po
między Beskidami, Jurą Krakowsko-Często- chowską a Odrą. Najstarszym z jego okazów jest dąb rosnący w pobliżu betonowego po
mnika.
K aruzela z pom nikam i
J
esienią 1898 r. zlikwidowano jezdnię dzielącą plac na dwie części. Teraz pełnił rolę ronda - zielonej wyspy obsadzonej grządkami kwiatów i szpalerami ozdobnych krzewów.
W centrum owalnie ufonnowanego skweru, w połowie drogi pomiędzy domami mieszka
jących tutaj katowickich burmistrzów, niemiec
cy monarchiści ustawili piedestał z czerwone
go granitu a na nim spiżowe posągi Cesarza Wilhelma I Białobrodego, zwanego też „księ
ciem kartaczy” i jego syna Fryderyka III, te
go który zmarł po 99 dniach rządów a wsławił się sympatią dla liberałów i niechęcią do Bi
smarcka. Cesarski tandem zwykło się nazywać
„Zwei Kaiser-Denkmal”. Zapisana frakturą in
skrypcja głosiła: „Sławnej pamięci naszym ce
sarzom z wdzięcznością”.
Gdy w 1900 r. uczniowie i nauczyciele ka
towickiego gimnazjum, w uroczystym po
chodzie przeprowadzali się do nowego gma
chu, najpierw złożyli kwiaty pod pomnikiem a ówczesny wicedyrektor, prof. Georg Hoff
mann, stojąc obok koronowanych figur, wygło
sił patriotyczne przemówienie, w którym za
pewniał, że „przyszli tu nie tylko hołd złożyć dwu wielkim królom z domu Hohenzollernów, ale by zamanifestować ideały przyświecające pracy pedagogicznej”. Przekorni gimnazjaści, cały ten skwer i jego otoczenie, przechrzcili na „plac dwu burmistrzów” - Schneidera i j e- go zastępcy Koscha.
Pomnik znalazł się w miejscu geometrycz
nego środka nieforemnego heksagramu wyry
sowanego przez Nottebohma. Dwaj spadkobier
cy krzyżackich mistrzów z Malborka trwali tutaj do 13 grudnia 1920 r. Tego dnia o poranku, mo
nument został potajemnie zdetonowany. W tym czasie Katowice znajdowały się pod kontrolą Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Ple
biscytowej a także pod wojskowym nadzorem komendantury: francusko-włosko-angielskiej.
Plac i sąsiednie ulice regularnie kontrolowały specjalne niemiecko-polskie patrole policyjne Abstimmungspolizei, APO. Na posesji, leżące
go po sąsiedzku gimnazjum, koszarowała kom
pania włoskich karabinierów. Sprawców nie uję
to. Władze wyznaczyły nagrodę 10 tys. złotych za wskazanie winnych. Nikt się nie zgłosił.
-s C
Sześć krawędzi heksagonu wyznaczało Unie, przy których usytuowano poszczególne pierzeje tynku. Fotografia pochodzi z albumu: Lech Szaraniec ,,Katowice w dawnej i współczesnej litografii”, wyd. Muzeum Śląskie, Katowice 2003.
Czyżby zadziałała tajemna pieczęć Salomona i zastępy jego niewidzialnych demonów?
Od 16 czerwca 1923 r. gdy na granitowym kadłubie poprzedniej ekspozycji zaaranżo
wano pomnik ku czci Nieznanego Powstańca, z okazji polskich uroczystości państwowych płonęły znicze i zmieniały się warty honoro
we. Wieńce i kwiaty składały tu wszystkie oficjalne delegacje przybywające do stolicy województwa śląskiego. Był czczony jako sanktuarium kryjące prochy jednego z bezi
miennych bohaterów historycznej insurekcji.
Wieńczyła go kamienna korona z orłem pia
stowskim i herbem Katowic oraz marmurowa płyta z dedykacją: „Bohaterom poległym w walce o wolność Górnego Śląska w powsta
niach 1919,1920,1921. Obywatele polscy mia
sta Katowice”. Ufundował ją katowicki den
tysta Stanisław Kempiński. Przed grobem modlili się i salutowali prezydenci RP Stani
sław Wojciechowski, Ignacy Mościcki; gene
rałowie: Henri Le Rond, Stanisław Maria Szeptycki, Kazimierz Horoszkiewicz i wiele in
nych osobistości. Tylko nieliczny krąg wtajem
niczonych wiedział, że pod granitową płytą dawnego cesarskiego monumentu nigdy niko
go nie grzebano a rzeczywistym panteonem po
wstańczej rodziny weteranów jest pobliski cmentarz przy ulicy Gliwickiej 32.
Jak P orw it na m oście Poniatow skiego
/ ^ \ J początku XX wieku plac był punktem W U docelow ym dla uroczystych pochodów i capstrzyków. Niemcy oddawali hołd cesa
rzom. Polacy najpierw powstańcom śląskim a po wojnie pogromcom hitleryzmu. Nie za
wsze były to parady przepisowo uśmiechnię
tych i wiwatujących obywateli.
18 sierpnia 1929 r. z okazji 10. rocznicy wy
buchu pierwszego powstania Związek Obrońców
Śląska Augustyna Bańczyka zapraszał na plac wszystkich weteranów i zachęcał: „Ślubujmy tam wobec Boga niezłomną wierność dla Polski. Po
dajmy sobie bratnią dłoń i złóżmy uroczystą przy
sięgę „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród” ! Tym
czasem doszło do manifestacji ujawniającej niechęć jaką żywiły dla siebie zantagonizowa
ne ugrupowania dawnych towarzyszy broni.
Związek Powstańców Śląskich Rudolfa Kom- kego uformował własny pochód kroczący od rynku pod pomnik nieznanego powstańca a korfantowy Narodowy Związek byłych Po
wstańców i Żołnierzy podążał tam spod katedry.
Zaraz po Mszy Św. zwolennicy Korfantego ruszyli na plac Wolności. „Wznosząc nie
ustannie okrzyki przeciwko rządowi i sanacji dotarli do placu Wolności i skierowali się na uli
cę Sokolską. Silny oddział policji pieszej i konnej pod dowództwem kapitana Józefa Je
ziorskiego bronił dostępu do ulicy, trzymając karabiny gotowe do strzału. Siedzący na ko
niu kpt. Jeziorski odezwał się do Korfantego:
»Panie Pośle! Proszę zawrócić, bo mam roz
kaz nie przepuścić nikogo«. W odpowiedzi ma
nifestanci podnieśli Korfantego w górę z okrzy
kiem : »N iech żyje K orfanty« i »Precz z Piłsudskim«! Po krótkim szamotaniu się z po
licjantami czoło pochodu ruszyło na środek pla
cu Wolności, gdzie stał wtedy pomnik powstań
ca śląskiego.” Z jego stopni Korfanty i dwaj inni mówcy wygłosili krótkie przemówienia.
Kpt. Jeziorskiemu towarzyszy legenda podob
na do tej jaka otacza mjr. Mariana Porwita, któ
ry w maju 1926 r, na moście Poniatowskiego, lufami karabinów zagrodził drogę Piłsudskie
mu usiłującemu wejść do centrum Warszawy.
W rzesień 1939
O
ddziały Wehrmachtu dotarły tu w czwartym dniu wojny. Do pierwszych krwawych zajść na placu doszło w niedzielę 3 września.
„Pod wieczór na terenie miasta już odbywały się walki, w których brał udział Volksbund, bo
jówki niemieckie i niemiecka ludność cywil
na. Starali się oni wywieszać flagi niemieckie, które myśmy usuwali.” - wspominał Rafał Ko- cik z Chorzowa, który wtedy był harcerzem.
Nazajutrz, plac Wolności zamienił się w po
le bitwy a górujący nad nim Dom Powstańca przy ulicy Matejki - w główny bastion obroń
ców miasta. Przed natarciem niemieckiej 239.
dywizji piechoty, bronili go harcerze, wetera
ni powstań śląskich i wycofująca się kompa
nia żołnierzy wojska polskiego.
W pierwszej fazie obrońcy ulokowani na da
chach i najwyższych kondygnacjach Domu Powstańca oraz budynku pracowników PKP przy ulicy Słowackiego 41/43, ostrzeliwali niemiecką awangardę wkraczającą na skrzy
żowanie ulic Mikołowskiej i Andrzeja. Nieba
wem pod ich ostrzałem znalazła się także głów
na kolumna Wehrmachtu docierająca w rejon kościoła św. Piotra i Pawła przy ul. Mikołow
skiej, jednocześnie zaatakowana przez od
dział Franciszka Feigego.
W międzyczasie Polacy pod dowództwem kaprala Hińczuka obsadzili teren gimnazjum żeńskiego u zbiegu ulicy 3. Maja z placem Wol
ności, skąd ostrzeliwali nieprzyjacielskie kom
panie usiłujące sforsować ulicę Matejki.
Na sąsiedniej posesji zabarykadował się od
dział niemieckiego Freikorpsu. Do akcji wkro
czył z moździerzem i karabinem maszynowym.
W tym czasie do placu Wolności, ulicą Gli
wicką zbliżyła się polska 11. kompania IV ba
talionu 73. pułku piechoty pod dowództwem kapitana Mariana Tułaka. Doszło do wymia
ny ognia, trwającej kilka kwadransów. Polacy przystąpili do szturmu i na krótko zajęli plac z pomnikiem Powstańca Śląskiego. W chwi
lę potem, kolumna żołnierzy kpt. Tułaka, uli
cą Sokolską wycofała się w kierunku Koszut- ki i pomaszerowała w rejon kopalni „Katowice”
< e
kontrolowany przez polski oddział por. Fran
ciszka Kruczka.
„Kiedy przechodziłem przez plac Wolności, przedstawiał się on jak pobojowisko. Na jezd
ni leżały konie, porozbijane biedki wojskowe.
Leżało parę trupów, wojskowych i cywi
lów.” - wspominał naoczny świadek.
W ciągu kilku godzin, poddających się obrońców Niemcy spędzili na ciasne podwór
ko sąsiadującego z placem domu przy ulicy Gli
wickiej 1. Stamtąd do willi konsulatu Niemiec przy Sokolskiej 8: „Szliśmy z podniesionymi rę
kami do góry. Kazano nam śpiewać Deutschland, Deutschland iiber alles. Po obu stronach jezd
ni stało wojsko niemieckie i biło nas, gdzie po
padło.” Po wstępnych przesłuchaniach „wypro
wadzono nas gęsiego z podniesionymi rękami ul. Sokolską do pl. Wolności, a potem ul.
3 Maja do Rynku i wprowadzono nas do podwó
rza przy ul. Zamkowej. Zarówno w czasie prowadzenia nas ulicami, jak i w podwórzu lżo
no nas różnymi wyzwiskami, bito, opluwano.”
K aruzeli z pom nikam i kolejne obroty
W
czasie okupacji aktywiści Partii Młodo- niemieckiej - JDP i NSDAP, na miejscu grobu Nieznanego Powstańca położyli płytę nagrobną z czarnym orłem i swastyką ku czci swoich rodaków poległych na frontach II woj
ny światowej. Patronem dawnego Wilhelm- splatz został A dolf Hitler. Gdyby fanatyczny żydobójca wiedział, że swoim imieniem firmu
je fragment miasta uformowany na kształt mo- gen Dawid (gwiazdy Dawida), to katowicki ma
gistrat jak i zawiadujący propagandą, berliński minister Goebels, z pewnością trafiliby do ko
mór gazowych Auschwitz lub Dachau. Jeśli się nie dowiedział, to zapewne za sprawą tej Gwiazdy, która bywa potężnym talizmanem, nawet złoczyńców chroniącym od nieszczęścia.
Od stycznia 1945 r. Katowice znajdowały się w strefie bezpośrednich konfrontacji zbrojnych.
Jeszcze w marcu walki toczyły się w odległo
ści około 30 kilometrów od przywracanego Po
lakom placu Wolności. „Ta bliskość frontu po
głębiała zamieszanie i nerwowość. Ulicami miasta przewalały się transporty wojskowe przemieszane z uchodźcami, uciekinierami, de
zerterami, maruderami, byłymi partyzanta
mi, kolaborantami i po prostu różnymi męta
mi. Najwięcej było żołnierzy sowieckich.
Wydawało się, że główne ulice wypełnia nie
kontrolowana masa ludzka i że jest to żywioł nie do opanowania. Byli też Niemcy i Ukra
ińcy, którzy starali się ukryć swoją prze
szłość.” - wspomina Stefan Steller, architekt i artysta malarz, niegdyś katowiczanin obec
nie mieszkający w Warszawie.
W tej atmosferze na gwiaździstym placu Not
tebohma nastąpiła kolejna zmiana dekoracji. Te
raz pogromcy niemieckiego faszyzmu postano
wili ufetować tryumfującą Armię Czerwoną.
Tymczasowe władze miasta na wykonawcę po
mnika wdzięczności wyznaczyły najznako
mitszego w mieście artystę prof. Pawła Stelle- ra (ojca cytowanego Stefana). Otrzymał rozkaz wojskowy. Miał go wykonać w ciągu kilku dni.
Brakowało mu konceptu i materiałów. Urato
wał go producent cmentarnych nagrobków. Zna
leźli marmurowy monolit. W czwartym tygo
dniu od wypędzenia Gestapo i Wehrmachtu, kamieniarze przekuli go w krzepki i smukły obelisk, z gwiazdą, sierpem i młotem oraz na
pisem: „Wyzwoliciełce Armii Czerwonej Po
lacy 27 I 1945”. Wierzchołkiem sięgał powy
żej 7 m. Podobne kształtem i bez gwiazdy, do dziś można oglądać na placu Defilad w War
szawie. Dla Stellera było to frustrujące przej
ście. Po raz pierwszy poczuł się tak, jak by mu ktoś pistolet do skroni przyłożył. Ta praca by
ła obca jego upodobaniom. Miał wyrzuty su
mienia. Należał do mężczyzn uczciwych i praw
domównych bez względu na okoliczności.
Przed wojną zaprojektował odznakę noszoną przez junaków i druhów Oddziału Młodzieży Powstańczej. Przedstawiała śląskiego orla na niebieskim tle, przeciętym przez dwa białe pasy w kształcie litery V. Czuł się grafikiem i drzeworytnikiem. Ani pomniki, ani gwiazdy nie były jego ulubionym środkiem wyrazu. Wo
tum drażniło także przekornych katowickich gimnazjalistów. Podłożyli kilka paczek troty
lu ale, ku ich oraz Stellera utrapieniu, zamach się nie powiódł. Nie był to akt nienawiści wo
bec Rosjan czy bolszewików. Kontestatorzy nie umieli się pogodzić z brakiem symbolicznego Grobu Nieznanego Powstańca, prawdziwego wyzwoliciela tej ziemi.
Aby nie patrzeć na irytujący obelisk, Stel- lerowie omijali plac Wolności. Po czterech la
tach los się do nich uśmiechnął. Nowe partyj
ne władze doszły do wniosku, że na tym miejscu powinna stanąć bardziej okazała i zde
cydow anie socrealistyczna kom pozycja.
Przy urzędowej aprobacie niechciane dzieło poddano uroczystej rozbiórce.
O bozow isko carskich soldatów
W
listopadzie 1949 r. odsłonięto nowy, stojący do dziś - „pomnik wolności”. Napis na betonowej bazie monumentu brzmiał teraz bardziej dyskretnie: Armii Radzieckiej Wyzwo- licielce. W obawie przed zamachowcami, dla większego bezpieczeństwa, jego bohaterów wywindowano na wysoki - prawie 10 metrów liczący - cokół. Zaprojektował go, przedwojen
ny artysta związany ze środowiskiem krakow
skim, doc. Stanisław Marcinów, uczeń Ksawe
rego D unikow skiego, autor pom ników Mickiewicza i Orkana w Nowym Targu a tak
że tablicy upamiętniającej zwycięstwo nad bol
szewikami w 1920 r.; wsławił się rzeźbami „Mi
łosierny Samarytanin” i „Ostatnia Wieczerza”, zdobiącymi plafon kaplicy Śląskiego Semina
rium Duchownego w Krakowie; w Katowicach, w tutejszej filii wrocławskiej Państwowej Wyż
szej Szkoły Plastycznej był dyrektorem a potem prowadził pracownię rzeźby. Przedstawił dwu weteranów powracających spod Berlina. Idą ra
mię w ramię ale każdy zerka w inną stronę. Kpia
rze powiadają, że jeden na Moskwę a drugi na Warszawę. Prócz broni niosą zwinięte cho
rągwie. Z ich rynsztunku i mundurów mocno już zabrudzonych i pokrytych zieloną patyną trud
no się domyślić w jakiej armii służyli. Po spi
żowych literach inskrypcji usuniętej po 1989 r.
pozostały tylko dziury w ścianie postumentu.
Dwaj żołnierze na cokole są symbolem braterstwa broni Rosjan i Polaków, w czasie drugiej wojny światowej sprzymierzonych przeciw Niemcom. Gdy go ustawiano nikt nie pamiętał, że 86 lat wcześniej, w tym miejscu kwaterowało rosyjskie wojsko przepędzone przez polskich powstańców z 1863 r. Wtedy, na dzisiejszym placu Wolności, Prusacy zapew
nili azyl Rosjanom regenerującym siły i szy
kującym się do kontrataku. Chronił ich król Prus Wilhelm, ten sam, który aż do 1920 r. ja ko posąg rezydował na tym placu. Warto przypomnieć, że jego żona Augusta była wnuczką cara Pawła I. Carscy żołnierze, któ
rzy w popłochu opuścili tereny przygraniczne w okolicach Sosnowca, obozowali przy ówcze
snej drodze do Załęża, na rozległej polanie oto
czonej brzozowym lasem i przezornie nieco od
dalonej od wiejskich zagród.
Opis tych wydarzeń zachował się w książ
ce Antona Oskara Klaussmanna, zatytułowa
nej „Oberschlesien vor 55 Jahren” (Górny Śląsk sprzed lat 55). Opublikował ją w Berlinie, w 1911 r.
„W Katowicach urządzono biwak dla wie- luset rosyjskich żołnierzy, którzy na odcinku
od Mysłowic do Huty Laury zbiegli przez gra
nicę. Tu ich wszystkich zgromadzono - wspo
minał Anton Klaussmann, urodzony w na pe
ryferiach dzisiejszych Katowic. - Następnego dnia byłem tam z moją matką, żeby obejrzeć to obozowisko. Rosjanie mieli tam całkiem dobrą opiekę. Siedzieli wokół płonących ognisk bi
wakowych, noc przespali na słomie na wolnym powietrzu, przed chłodem chroniąc się kocami, które im dano do dyspozycji. Zaopatrzono ich także w papierosy, tytoń i wódkę, otrzymali też pełne wyżywienie na koszt państwa. W Kato
wicach żołnierze pozostali przez dwa, trzy dni, potem odtransportowano ich dalej, a to przez Bytom i Tarnowskie Góry aż w pobliże Lubliń
ca i tam odstawiono do granicy. Gdy ją prze
kraczali, otrzymali z powrotem swoją broń. Pru
sy starając się przypodobać Rosji, bardzo szczelnie obsadziły całą polską granicę, aby uniemożliwić powstańcom zaopatrywanie się w Prusach w konie, amunicję i uzupełnienie re
zerw. Dzięki tej niewątpliwej pruskiej pomo
cy powstanie polskie roku 1863 zostało zdła
wione.” - konstatował popularny berliński dziennikarz i publicysta z przełomu wieków.
Po 1945
W
Polsce Ludowej - tak jak przed wojną - katowickie pochody organizowano z okazji świąt państwowych. Wychodziły
ną - katowickie pochody organizowano z okazji świąt państwowych. Wychodziły