• Nie Znaleziono Wyników

plac Wolności

W dokumencie Śląsk, 2013, R. 19, nr 3 (Stron 36-39)

ugust Moritz Nottebohm był architektem, dobrym fachowcem z europejskimi reko­

mendacjami. Studiował w Niemczech i na angielskich uczelniach. W 1856 r. opracował projekt urbanizacji gminnych Katowic. Dzie­

ciństwo i wczesną młodość spędził pod okiem ojca zegarmistrza. Był godnym spadkobiercą jego talentu. Pociągało go wolnomularstwo i se­

krety sztuki królewskiej. Miał smykałkę do za­

wiłych, precyzyjnych obliczeń i numerologicz- nej symboliki.

Przeglądając plany rozrysowane przez geo­

metrów zwrócił uwagę na nieregularny kształt drogi prowadzącej z centrum wsi do pobliskie­

go Załęża. Zaczynała się przy arendzie Hirscha Froelicha a kończyła na strumieniu Osiek, wy­

znaczającym granice wiejskiej posiadłości.

W połowie długości przejazd tarasowało bagno, zmuszające podróżnych do objazdu. Obwiódł je kilkoma kreskami układającymi się w nie­

regularny sześciobok. To była pierwsza przy­

miarka do projektu zabudowy przyszłego Za- łęskiego Przedmieścia.

Szkic potraktował jako korpus figury po­

wszechnie zwanej gwiazdą. Musiał go uwy- smuklić ze względu na topografię okolicy, wskutek czego długości poszczególnych odcin­

ków ułożyły się w nieregularną proporcję:

10x7,5x7,5x10x7,5x7,5.

Od strony wschodniej, z trzech wierzchoł­

ków sześcioboku wyprowadził trzy promieni­

ście rozchodzące się ulice. W przeciwnym kie­

runku, od strony zachodniej wychodziły jako osie symetrii jego boków. Początek brało tu 5 szlaków komunikacyjnych. Osią całego ukła­

du stał się równoleżnik: N: 50° 15” 35”.

Na nim znalazła się linia środkowa Industrie- strasse (obecnie: ulicy 3 Maja) a w jej przedłu­

żeniu, na placu Wolności, punkt, w którym pod kątem 110 stopni stykają się węgły dwu kamienic 8 oraz 9. Centralny fragment tego układu przypominał rzut poziomy synagogi, ja­

ką w 6 lat później Żydzi wybudowali w odle­

głości 100 m od placu, który wtedy wciąż jesz­

cze istniał tylko na papierze.

Gdy Nottebohm przedłużył boki heksagonu, tak że przecięły się ze sobą, z rajzbretu wyło- niła się sześcioramienna gwiazda z sześcioma _ _ J trygramami. Czy była to tarcza Dawida, pie- częć Salomona a może też jakaś daleko­

wschodnia reminiscencja z lektury „Pięciok­

sięgu” Konfucjusza?

10 grudnia 2010 r. w dawnej willi Goldste­

inów, centralnie usytuowanej na południowej krawędzi sześcioboku Nottebohma otwarto pa­

łac ślubów. Zdarzyło się to w 154 lata od wy­

rysowania magicznej gwiazdy. Cyfry 1, 5 i 4 także sumują się do 10. Z tej okazji, tego sa­

mego dnia, Narodowy Bank Polski, wprowa­

dził do obiegu nową dwuzłotówkę. _Na jej awer- sie widnieje kilka typowych dla Śląska ikon.

Moneta została wykonana ze stopu Nordic Gold. W żydowskich przepowiedniach taki zło­

ty „pieniążek” , szczególnie podarow any z okazji Chanuki,, będącej odpowiednikiem ka­

tolickiego Bożego Narodzenia, zapowiada powodzenie finansowe i wróży dobrą przy­

szłość. Urząd Miasta nabył 30 tysięcy takich magicznych „krążków”.

1856 - data projektu Nottebohma, sumuje się w dwie dziesiątki, do 20 sumuje się rów­

nież 1865 - data założenia miasta Katowice.

C ztery z każdej strony św iata

6

krawędzi heksagonu w yznaczało linie przy których należało sytuować poszczegól­

ne pierzeje placu. W północnej i południowej Nottebohm zaplanował po 4 działki budowla­

ne. W pozostałych po dwie. Łącznie miało być 16 - 4 z każdej strony świata.

Jako pierwszą budowlę, w 1860 r. w północ­

nej części placu, wzniesiono niewielki katolic­

ki kościółek z dzwonnicą. W 2 lata później, nie­

całe 200 m dalej, tak jakby za sprawą magicznej gwiazdy projektanta, Izraelici wybudowali synagogę a ponad 10 lat później, ich rodacy, bracia Goldsteinowie, w przeciwległych jej dwu trygramach wystawili wspomnianą już neore- nesansową willę z ogrodem i wielkim składem drewna. Do dziś budzi zachwyt jej śródziem­

nomorska uroda. Ta posiadłość zajmowała par­

cele od nr 9 do 13 włącznie - od obecnej uli­

cy Sądowej aż po Matejki.

Około 1874 r., na miejscu rozebranej ka­

tolickiej świątyni i po wytyczeniu nowej uli­

cy później nazwanej Karlstrasse (obecnie: So­

kolska) Edward Wenzel, wybudował browar parowy. Wiosną następnego roku, w południo­

wo-wschodnim trygramie „gwiazdy N otte­

bohma”, oddano do użytku pierwsze budyn­

ki gimnazjum miejskiego. Od pustego jeszcze placu dzieliła je podmokła łąka i rów odwad­

niający ale od strony ulicy Grundmannstras-34

se (obecnie: 3 Maja) miały jezdnię utwardzo­

ną bukowym drewnem, co miało zapewnić komfort akustyczny uczącym się gimnazja- stom.

Od tej pory, na pobliskich parcelach zaczę­

to wznosić kolejne budynki. Okolica nie mia­

ła jeszcze oficjalnej nazwy ale już wtedy na­

zywano ją Wilhelmsstadt. N a patronów ulic władze municypalne obierały członków panu­

jącej familii bądź najwybitniejsze osobistości rzeszy. Coraz bliższy realizacji stawał się pro­

jekt Nottebohma. W 20 lat od jego sporządze­

nia, utwardzono i wyrównano nawierzchnię pla­

cu. Wiosną 1876 r. powstały nowoczesne planty. Były oczkiem w głowie radcy miejskie­

go Eliasza Sachsa oraz dyrektora Huty „Mar- tha” - Hermanna Rossę. Zorganizowali „Bez- irksverein der Wilhelmsstadt” - „towarzystwo Dzielnicy Wilhelmów” i zbierali pieniądze na założenie publicznego ogrodu, który byłby fragmentem katowickiej promenady łączącej bulwary nad Rawą z parkiem Południowym na Wzgórzu Beaty (obecnie: Kościuszki).

Chcieli zadrzewiać ulice i skwery a także pro­

mować atrakcyjny pejzaż miasta. Niebawem wyrosło tu arboretum z najpiękniejszymi gatunkami śląskiego drzewostanu, który w na­

turalnych warunkach wegetuje na obszarze po­

między Beskidami, Jurą Krakowsko-Często- chowską a Odrą. Najstarszym z jego okazów jest dąb rosnący w pobliżu betonowego po­

mnika.

K aruzela z pom nikam i

J

esienią 1898 r. zlikwidowano jezdnię dzie­

lącą plac na dwie części. Teraz pełnił rolę ronda - zielonej wyspy obsadzonej grządkami kwiatów i szpalerami ozdobnych krzewów.

W centrum owalnie ufonnowanego skweru, w połowie drogi pomiędzy domami mieszka­

jących tutaj katowickich burmistrzów, niemiec­

cy monarchiści ustawili piedestał z czerwone­

go granitu a na nim spiżowe posągi Cesarza Wilhelma I Białobrodego, zwanego też „księ­

ciem kartaczy” i jego syna Fryderyka III, te­

go który zmarł po 99 dniach rządów a wsławił się sympatią dla liberałów i niechęcią do Bi­

smarcka. Cesarski tandem zwykło się nazywać

„Zwei Kaiser-Denkmal”. Zapisana frakturą in­

skrypcja głosiła: „Sławnej pamięci naszym ce­

sarzom z wdzięcznością”.

Gdy w 1900 r. uczniowie i nauczyciele ka­

towickiego gimnazjum, w uroczystym po­

chodzie przeprowadzali się do nowego gma­

chu, najpierw złożyli kwiaty pod pomnikiem a ówczesny wicedyrektor, prof. Georg Hoff­

mann, stojąc obok koronowanych figur, wygło­

sił patriotyczne przemówienie, w którym za­

pewniał, że „przyszli tu nie tylko hołd złożyć dwu wielkim królom z domu Hohenzollernów, ale by zamanifestować ideały przyświecające pracy pedagogicznej”. Przekorni gimnazjaści, cały ten skwer i jego otoczenie, przechrzcili na „plac dwu burmistrzów” - Schneidera i j e- go zastępcy Koscha.

Pomnik znalazł się w miejscu geometrycz­

nego środka nieforemnego heksagramu wyry­

sowanego przez Nottebohma. Dwaj spadkobier­

cy krzyżackich mistrzów z Malborka trwali tutaj do 13 grudnia 1920 r. Tego dnia o poranku, mo­

nument został potajemnie zdetonowany. W tym czasie Katowice znajdowały się pod kontrolą Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Ple­

biscytowej a także pod wojskowym nadzorem komendantury: francusko-włosko-angielskiej.

Plac i sąsiednie ulice regularnie kontrolowały specjalne niemiecko-polskie patrole policyjne Abstimmungspolizei, APO. Na posesji, leżące­

go po sąsiedzku gimnazjum, koszarowała kom­

pania włoskich karabinierów. Sprawców nie uję­

to. Władze wyznaczyły nagrodę 10 tys. złotych za wskazanie winnych. Nikt się nie zgłosił.

-s C

Sześć krawędzi heksagonu wyznaczało Unie, przy których usytuowano poszczególne pierzeje tynku. Fotografia pochodzi z albumu: Lech Szaraniec ,,Katowice w dawnej i współczesnej litografii”, wyd. Muzeum Śląskie, Katowice 2003.

Czyżby zadziałała tajemna pieczęć Salomona i zastępy jego niewidzialnych demonów?

Od 16 czerwca 1923 r. gdy na granitowym kadłubie poprzedniej ekspozycji zaaranżo­

wano pomnik ku czci Nieznanego Powstańca, z okazji polskich uroczystości państwowych płonęły znicze i zmieniały się warty honoro­

we. Wieńce i kwiaty składały tu wszystkie oficjalne delegacje przybywające do stolicy województwa śląskiego. Był czczony jako sanktuarium kryjące prochy jednego z bezi­

miennych bohaterów historycznej insurekcji.

Wieńczyła go kamienna korona z orłem pia­

stowskim i herbem Katowic oraz marmurowa płyta z dedykacją: „Bohaterom poległym w walce o wolność Górnego Śląska w powsta­

niach 1919,1920,1921. Obywatele polscy mia­

sta Katowice”. Ufundował ją katowicki den­

tysta Stanisław Kempiński. Przed grobem modlili się i salutowali prezydenci RP Stani­

sław Wojciechowski, Ignacy Mościcki; gene­

rałowie: Henri Le Rond, Stanisław Maria Szeptycki, Kazimierz Horoszkiewicz i wiele in­

nych osobistości. Tylko nieliczny krąg wtajem­

niczonych wiedział, że pod granitową płytą dawnego cesarskiego monumentu nigdy niko­

go nie grzebano a rzeczywistym panteonem po­

wstańczej rodziny weteranów jest pobliski cmentarz przy ulicy Gliwickiej 32.

Jak P orw it na m oście Poniatow skiego

/ ^ \ J początku XX wieku plac był punktem W U docelow ym dla uroczystych pochodów i capstrzyków. Niemcy oddawali hołd cesa­

rzom. Polacy najpierw powstańcom śląskim a po wojnie pogromcom hitleryzmu. Nie za­

wsze były to parady przepisowo uśmiechnię­

tych i wiwatujących obywateli.

18 sierpnia 1929 r. z okazji 10. rocznicy wy­

buchu pierwszego powstania Związek Obrońców

Śląska Augustyna Bańczyka zapraszał na plac wszystkich weteranów i zachęcał: „Ślubujmy tam wobec Boga niezłomną wierność dla Polski. Po­

dajmy sobie bratnią dłoń i złóżmy uroczystą przy­

sięgę „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród” ! Tym­

czasem doszło do manifestacji ujawniającej niechęć jaką żywiły dla siebie zantagonizowa­

ne ugrupowania dawnych towarzyszy broni.

Związek Powstańców Śląskich Rudolfa Kom- kego uformował własny pochód kroczący od rynku pod pomnik nieznanego powstańca a korfantowy Narodowy Związek byłych Po­

wstańców i Żołnierzy podążał tam spod katedry.

Zaraz po Mszy Św. zwolennicy Korfantego ruszyli na plac Wolności. „Wznosząc nie­

ustannie okrzyki przeciwko rządowi i sanacji dotarli do placu Wolności i skierowali się na uli­

cę Sokolską. Silny oddział policji pieszej i konnej pod dowództwem kapitana Józefa Je­

ziorskiego bronił dostępu do ulicy, trzymając karabiny gotowe do strzału. Siedzący na ko­

niu kpt. Jeziorski odezwał się do Korfantego:

»Panie Pośle! Proszę zawrócić, bo mam roz­

kaz nie przepuścić nikogo«. W odpowiedzi ma­

nifestanci podnieśli Korfantego w górę z okrzy­

kiem : »N iech żyje K orfanty« i »Precz z Piłsudskim«! Po krótkim szamotaniu się z po­

licjantami czoło pochodu ruszyło na środek pla­

cu Wolności, gdzie stał wtedy pomnik powstań­

ca śląskiego.” Z jego stopni Korfanty i dwaj inni mówcy wygłosili krótkie przemówienia.

Kpt. Jeziorskiemu towarzyszy legenda podob­

na do tej jaka otacza mjr. Mariana Porwita, któ­

ry w maju 1926 r, na moście Poniatowskiego, lufami karabinów zagrodził drogę Piłsudskie­

mu usiłującemu wejść do centrum Warszawy.

W rzesień 1939

O

ddziały Wehrmachtu dotarły tu w czwar­

tym dniu wojny. Do pierwszych krwawych zajść na placu doszło w niedzielę 3 września.

„Pod wieczór na terenie miasta już odbywały się walki, w których brał udział Volksbund, bo­

jówki niemieckie i niemiecka ludność cywil­

na. Starali się oni wywieszać flagi niemieckie, które myśmy usuwali.” - wspominał Rafał Ko- cik z Chorzowa, który wtedy był harcerzem.

Nazajutrz, plac Wolności zamienił się w po­

le bitwy a górujący nad nim Dom Powstańca przy ulicy Matejki - w główny bastion obroń­

ców miasta. Przed natarciem niemieckiej 239.

dywizji piechoty, bronili go harcerze, wetera­

ni powstań śląskich i wycofująca się kompa­

nia żołnierzy wojska polskiego.

W pierwszej fazie obrońcy ulokowani na da­

chach i najwyższych kondygnacjach Domu Powstańca oraz budynku pracowników PKP przy ulicy Słowackiego 41/43, ostrzeliwali niemiecką awangardę wkraczającą na skrzy­

żowanie ulic Mikołowskiej i Andrzeja. Nieba­

wem pod ich ostrzałem znalazła się także głów­

na kolumna Wehrmachtu docierająca w rejon kościoła św. Piotra i Pawła przy ul. Mikołow­

skiej, jednocześnie zaatakowana przez od­

dział Franciszka Feigego.

W międzyczasie Polacy pod dowództwem kaprala Hińczuka obsadzili teren gimnazjum żeńskiego u zbiegu ulicy 3. Maja z placem Wol­

ności, skąd ostrzeliwali nieprzyjacielskie kom­

panie usiłujące sforsować ulicę Matejki.

Na sąsiedniej posesji zabarykadował się od­

dział niemieckiego Freikorpsu. Do akcji wkro­

czył z moździerzem i karabinem maszynowym.

W tym czasie do placu Wolności, ulicą Gli­

wicką zbliżyła się polska 11. kompania IV ba­

talionu 73. pułku piechoty pod dowództwem kapitana Mariana Tułaka. Doszło do wymia­

ny ognia, trwającej kilka kwadransów. Polacy przystąpili do szturmu i na krótko zajęli plac z pomnikiem Powstańca Śląskiego. W chwi­

lę potem, kolumna żołnierzy kpt. Tułaka, uli­

cą Sokolską wycofała się w kierunku Koszut- ki i pomaszerowała w rejon kopalni „Katowice”

< e

kontrolowany przez polski oddział por. Fran­

ciszka Kruczka.

„Kiedy przechodziłem przez plac Wolności, przedstawiał się on jak pobojowisko. Na jezd­

ni leżały konie, porozbijane biedki wojskowe.

Leżało parę trupów, wojskowych i cywi­

lów.” - wspominał naoczny świadek.

W ciągu kilku godzin, poddających się obrońców Niemcy spędzili na ciasne podwór­

ko sąsiadującego z placem domu przy ulicy Gli­

wickiej 1. Stamtąd do willi konsulatu Niemiec przy Sokolskiej 8: „Szliśmy z podniesionymi rę­

kami do góry. Kazano nam śpiewać Deutschland, Deutschland iiber alles. Po obu stronach jezd­

ni stało wojsko niemieckie i biło nas, gdzie po­

padło.” Po wstępnych przesłuchaniach „wypro­

wadzono nas gęsiego z podniesionymi rękami ul. Sokolską do pl. Wolności, a potem ul.

3 Maja do Rynku i wprowadzono nas do podwó­

rza przy ul. Zamkowej. Zarówno w czasie prowadzenia nas ulicami, jak i w podwórzu lżo­

no nas różnymi wyzwiskami, bito, opluwano.”

K aruzeli z pom nikam i kolejne obroty

W

czasie okupacji aktywiści Partii Młodo- niemieckiej - JDP i NSDAP, na miejscu grobu Nieznanego Powstańca położyli płytę na­

grobną z czarnym orłem i swastyką ku czci swoich rodaków poległych na frontach II woj­

ny światowej. Patronem dawnego Wilhelm- splatz został A dolf Hitler. Gdyby fanatyczny żydobójca wiedział, że swoim imieniem firmu­

je fragment miasta uformowany na kształt mo- gen Dawid (gwiazdy Dawida), to katowicki ma­

gistrat jak i zawiadujący propagandą, berliński minister Goebels, z pewnością trafiliby do ko­

mór gazowych Auschwitz lub Dachau. Jeśli się nie dowiedział, to zapewne za sprawą tej Gwiazdy, która bywa potężnym talizmanem, nawet złoczyńców chroniącym od nieszczęścia.

Od stycznia 1945 r. Katowice znajdowały się w strefie bezpośrednich konfrontacji zbrojnych.

Jeszcze w marcu walki toczyły się w odległo­

ści około 30 kilometrów od przywracanego Po­

lakom placu Wolności. „Ta bliskość frontu po­

głębiała zamieszanie i nerwowość. Ulicami miasta przewalały się transporty wojskowe przemieszane z uchodźcami, uciekinierami, de­

zerterami, maruderami, byłymi partyzanta­

mi, kolaborantami i po prostu różnymi męta­

mi. Najwięcej było żołnierzy sowieckich.

Wydawało się, że główne ulice wypełnia nie­

kontrolowana masa ludzka i że jest to żywioł nie do opanowania. Byli też Niemcy i Ukra­

ińcy, którzy starali się ukryć swoją prze­

szłość.” - wspomina Stefan Steller, architekt i artysta malarz, niegdyś katowiczanin obec­

nie mieszkający w Warszawie.

W tej atmosferze na gwiaździstym placu Not­

tebohma nastąpiła kolejna zmiana dekoracji. Te­

raz pogromcy niemieckiego faszyzmu postano­

wili ufetować tryumfującą Armię Czerwoną.

Tymczasowe władze miasta na wykonawcę po­

mnika wdzięczności wyznaczyły najznako­

mitszego w mieście artystę prof. Pawła Stelle- ra (ojca cytowanego Stefana). Otrzymał rozkaz wojskowy. Miał go wykonać w ciągu kilku dni.

Brakowało mu konceptu i materiałów. Urato­

wał go producent cmentarnych nagrobków. Zna­

leźli marmurowy monolit. W czwartym tygo­

dniu od wypędzenia Gestapo i Wehrmachtu, kamieniarze przekuli go w krzepki i smukły obelisk, z gwiazdą, sierpem i młotem oraz na­

pisem: „Wyzwoliciełce Armii Czerwonej Po­

lacy 27 I 1945”. Wierzchołkiem sięgał powy­

żej 7 m. Podobne kształtem i bez gwiazdy, do dziś można oglądać na placu Defilad w War­

szawie. Dla Stellera było to frustrujące przej­

ście. Po raz pierwszy poczuł się tak, jak by mu ktoś pistolet do skroni przyłożył. Ta praca by­

ła obca jego upodobaniom. Miał wyrzuty su­

mienia. Należał do mężczyzn uczciwych i praw­

domównych bez względu na okoliczności.

Przed wojną zaprojektował odznakę noszoną przez junaków i druhów Oddziału Młodzieży Powstańczej. Przedstawiała śląskiego orla na niebieskim tle, przeciętym przez dwa białe pasy w kształcie litery V. Czuł się grafikiem i drzeworytnikiem. Ani pomniki, ani gwiazdy nie były jego ulubionym środkiem wyrazu. Wo­

tum drażniło także przekornych katowickich gimnazjalistów. Podłożyli kilka paczek troty­

lu ale, ku ich oraz Stellera utrapieniu, zamach się nie powiódł. Nie był to akt nienawiści wo­

bec Rosjan czy bolszewików. Kontestatorzy nie umieli się pogodzić z brakiem symbolicznego Grobu Nieznanego Powstańca, prawdziwego wyzwoliciela tej ziemi.

Aby nie patrzeć na irytujący obelisk, Stel- lerowie omijali plac Wolności. Po czterech la­

tach los się do nich uśmiechnął. Nowe partyj­

ne władze doszły do wniosku, że na tym miejscu powinna stanąć bardziej okazała i zde­

cydow anie socrealistyczna kom pozycja.

Przy urzędowej aprobacie niechciane dzieło poddano uroczystej rozbiórce.

O bozow isko carskich soldatów

W

listopadzie 1949 r. odsłonięto nowy, sto­

jący do dziś - „pomnik wolności”. Napis na betonowej bazie monumentu brzmiał teraz bardziej dyskretnie: Armii Radzieckiej Wyzwo- licielce. W obawie przed zamachowcami, dla większego bezpieczeństwa, jego bohaterów wywindowano na wysoki - prawie 10 metrów liczący - cokół. Zaprojektował go, przedwojen­

ny artysta związany ze środowiskiem krakow­

skim, doc. Stanisław Marcinów, uczeń Ksawe­

rego D unikow skiego, autor pom ników Mickiewicza i Orkana w Nowym Targu a tak­

że tablicy upamiętniającej zwycięstwo nad bol­

szewikami w 1920 r.; wsławił się rzeźbami „Mi­

łosierny Samarytanin” i „Ostatnia Wieczerza”, zdobiącymi plafon kaplicy Śląskiego Semina­

rium Duchownego w Krakowie; w Katowicach, w tutejszej filii wrocławskiej Państwowej Wyż­

szej Szkoły Plastycznej był dyrektorem a potem prowadził pracownię rzeźby. Przedstawił dwu weteranów powracających spod Berlina. Idą ra­

mię w ramię ale każdy zerka w inną stronę. Kpia­

rze powiadają, że jeden na Moskwę a drugi na Warszawę. Prócz broni niosą zwinięte cho­

rągwie. Z ich rynsztunku i mundurów mocno już zabrudzonych i pokrytych zieloną patyną trud­

no się domyślić w jakiej armii służyli. Po spi­

żowych literach inskrypcji usuniętej po 1989 r.

pozostały tylko dziury w ścianie postumentu.

Dwaj żołnierze na cokole są symbolem braterstwa broni Rosjan i Polaków, w czasie drugiej wojny światowej sprzymierzonych przeciw Niemcom. Gdy go ustawiano nikt nie pamiętał, że 86 lat wcześniej, w tym miejscu kwaterowało rosyjskie wojsko przepędzone przez polskich powstańców z 1863 r. Wtedy, na dzisiejszym placu Wolności, Prusacy zapew­

nili azyl Rosjanom regenerującym siły i szy­

kującym się do kontrataku. Chronił ich król Prus Wilhelm, ten sam, który aż do 1920 r. ja ­ ko posąg rezydował na tym placu. Warto przypomnieć, że jego żona Augusta była wnuczką cara Pawła I. Carscy żołnierze, któ­

rzy w popłochu opuścili tereny przygraniczne w okolicach Sosnowca, obozowali przy ówcze­

snej drodze do Załęża, na rozległej polanie oto­

czonej brzozowym lasem i przezornie nieco od­

dalonej od wiejskich zagród.

Opis tych wydarzeń zachował się w książ­

ce Antona Oskara Klaussmanna, zatytułowa­

nej „Oberschlesien vor 55 Jahren” (Górny Śląsk sprzed lat 55). Opublikował ją w Berlinie, w 1911 r.

„W Katowicach urządzono biwak dla wie- luset rosyjskich żołnierzy, którzy na odcinku

od Mysłowic do Huty Laury zbiegli przez gra­

nicę. Tu ich wszystkich zgromadzono - wspo­

minał Anton Klaussmann, urodzony w na pe­

ryferiach dzisiejszych Katowic. - Następnego dnia byłem tam z moją matką, żeby obejrzeć to obozowisko. Rosjanie mieli tam całkiem dobrą opiekę. Siedzieli wokół płonących ognisk bi­

wakowych, noc przespali na słomie na wolnym powietrzu, przed chłodem chroniąc się kocami, które im dano do dyspozycji. Zaopatrzono ich także w papierosy, tytoń i wódkę, otrzymali też pełne wyżywienie na koszt państwa. W Kato­

wicach żołnierze pozostali przez dwa, trzy dni, potem odtransportowano ich dalej, a to przez Bytom i Tarnowskie Góry aż w pobliże Lubliń­

ca i tam odstawiono do granicy. Gdy ją prze­

kraczali, otrzymali z powrotem swoją broń. Pru­

sy starając się przypodobać Rosji, bardzo szczelnie obsadziły całą polską granicę, aby uniemożliwić powstańcom zaopatrywanie się w Prusach w konie, amunicję i uzupełnienie re­

zerw. Dzięki tej niewątpliwej pruskiej pomo­

cy powstanie polskie roku 1863 zostało zdła­

wione.” - konstatował popularny berliński dziennikarz i publicysta z przełomu wieków.

Po 1945

W

Polsce Ludowej - tak jak przed woj­

ną - katowickie pochody organizowano z okazji świąt państwowych. Wychodziły

ną - katowickie pochody organizowano z okazji świąt państwowych. Wychodziły

W dokumencie Śląsk, 2013, R. 19, nr 3 (Stron 36-39)

Powiązane dokumenty