• Nie Znaleziono Wyników

Robotnica podwójnie zmarginalizowana

Kobiety, które miały wpływ na konstruowanie dyskursu emancypacyjnego, odnosiły się do warunków życia klasy wyższej. Ziemiaństwo i ówczesna inteligencja nie zamierzała pracować w fabrykach, dlatego też kobiety należące do tych warstw społecznych można było dopuścić do pracy zawodowej w celu osobistej emancypacji, a przynajmniej można było o tym pisać.

Kiedy kobieta dopiero przymierzała się do podjęcia pracy zawodowej, jako mieszczanka lub ziemianka pozostając na utrzymaniu męża lub rodziny, wówczas dyskusja nad jej zdolnością do połączenia macierzyństwa z ewentualnym zawodem (poprzedzonym oczywiście edukacją uniwersytecką lub przynajmniej szkołą techniczną) mogła toczyć się w trybie przypuszczającym. Doskonale ukazuje to wspomniany już artykuł Samodzielność a macierzyństwo, w którym Niewiadomska, wspierając się autorytetem Emilii Kempin,

„doktorki praw, a zarazem znanej publicystki niemieckiej”133, stwierdza, że praca zawodowa kobiet zamężnych jest właściwie niemożliwa. Emilia Kempin, „sama będąc żoną i matką, opiera się w swym dowodzeniu na doświadczeniach własnych i przykładach (…) twierdząc, iż powołanie matki i pani domu z zajęciem zawodowym pogodzić się nie da, bez uszczerbku dla jednego z obowiązków”. Dalej autorka perswaduje, że nie da się naprawdę intensywnie uczestniczyć w wychowaniu dziecka, kształtując jego psychikę i system wartości, jeśli matka jednocześnie zajmuje się pracą zawodową. Niewiadomska nieco prześmiewczo odnosi się do teorii emancypacyjnych, według których kobieta może nie być matką, lecz spełniać się zawodowo: „Wprawdzie w ostatnich czasach doktrynerki wynalazły teorię, na mocy której wychowanie dzieci, a nawet macierzyństwo w ogóle nie jest powołaniem dość wysokim i godnym kobiety z wyższym wykształceniem, ale trudno uwierzyć, aby ta teoria znalazła kiedykolwiek szersze uznanie”. Tekst kończy się nawoływaniem, by kobiety nie odbierały sobie naturalnego powołania, którym jest macierzyństwo, i w wypełnianiu obowiązków domowych znalazły prawdziwe spełnienie.

Warto zauważyć, kto tu jest narratorką, a kto wyobrażonym odbiorcą tekstu. Tekst

133 Cecylia Niewiadomska, dz. cyt., s. 66, kolejne cytaty tamże.

opublikowany został w popularnej, głównonurtowej gazecie. Wspiera się na zdaniu doktorki praw i publicystki, która w latach dwudziestych wspominała na łamach „Bluszczu”

prowadzenie zajęć dla robotnic w kółkach naukowych, o których zresztą miała nienajlepsze zdanie134. Kobieta z wyższym wykształceniem innym kobietom z wyższym wykształceniem tłumaczyła, że nie będą w stanie połączyć macierzyństwa i pracy zawodowej, która jest oczywiście pracą umysłową. Jest to tekst kierowany do kobiet, dla których praca jest jedynie przywilejem, znakiem samodzielności. A i taka kobieta nie powinna jednak podejmować decyzji o rozpoczęciu pracy intelektualnej, jeśli chce wychować zdrowe kolejne pokolenia.

Autorzy publikacji prasowych zgadzają się ostatecznie, że kobieta mająca dzieci może ostatecznie emancypować się przez pracę, ale jedynie pod pewnymi warunkami.

Przede wszystkim dotyczy to tylko kobiet wykształconych, a więc nie pochodzących z klasy robotniczej. Jej emancypacja, mimo że niepokojąca jako zmiana społeczna, nie godzi w tym przypadku w sposób organizacji pracy w nowo powstałym społeczeństwie kapitalistycznym.

Kobieta nie jest więc szantażowana macierzyństwem. Wskazuje się nawet, że przy odpowiednim poziomie zarobków jej rodzina nie musi na tym ucierpieć. „Tygodnik Ilustrowany” publikuje w 1888 roku artykuł Józefa Keniga Praca kobieca, z którego przebija wyraźna sympatia wobec kobiet podejmujących pracę zawodową, ale właśnie pod pewnymi warunkami: „Kobieta jako matka bierze główny udział w płodzeniu i wychowaniu gatunku. (…) Kobieta potrzebuje i powinna pracować. Ale jak tę pracę urządzić, by nie stawała na zawadzie owemu głównemu zadaniu?”135 Kenig ubolewa, że postępująca mechanizacja zmusza kobiety do podjęcia pracy poza domem (a nie do domowej działalności chałupniczej, która byłaby najwłaściwsza), czego skutkiem jest to, że „chcąc pracować i zarabiać, kobieta dziś nadto często musi opuszczać dom i dzień cały w fabryce przepędzać”. Widzimy tu niepodważalne uznanie macierzyństwa jako kluczowej wartości opisującej kobietę. W dalszej części artykułu Kenig wskazuje idealne rozwiązanie problemu potencjalnego zaniedbywania dzieci przez pracujące kobiety – wykształcenie. Kenig zdaje się kobiety wykonujące pracę umysłową czy choćby pracujące w usługach, pod warunkiem, że otrzymują dość wysokie wynagrodzenie: „Na wyższym [w porównaniu z robotnicami fabrycznymi] szczeblu pracy, umysłu głównie, zarobek bywa też większy, ten zaś, połączony z odpowiednim zarobkiem męża, (…) zapewnia już jako tako dostateczniejsze

134 „Dziewczęta były dobre, pełne najlepszych chęci, ale przeważnie tępe.” Cecylia Niewiadomska, Tajna praca oświatowa w latach niewoli pod zaborem rosyjskim, „Bluszcz”, 1924, nr 26, s. 418.

135 Józef Kenig, Praca kobieca, „Tygodnik Ilustrowany”, 15 września 1888, nr 298, s. 162, kolejne tamże.

utrzymanie, pozwalające, pod nieobecność matki, rozciągnąć jakąś stałą nad dziećmi opiekę, czy to opiekę tę będzie wykonywać jakaś babka lub ciotka, czy wreszcie osoba najęta”. W takim wypadku, powiada Kenig, rodzina nie cierpi.

Podobny ton wypowiedzi można odnaleźć również w publikacjach ze „Steru”.

Artykuł z 1897 roku, stanowiący wezwanie do poszerzenia oferty edukacyjnej dla kobiet, stara się uwodnić, że kobieta wykształcona jest w rzeczywistości lepszą matką i żoną:

Kobieta z wykształceniem uniwersyteckim przestała już być dla mężczyzn tym śmiesznym czy niebezpiecznym widmem, wnoszącym rozkład w rodzinę. (…) Najdzielniejszymi żonami i matkami są dziś nie bawidełka salonowe, ale wychowane w cieplarnianej atmosferze sztucznych uczuć, (…) lecz tak zwane wzgardliwie dotychczas emancypantki. (...) Liczba matek-mężatek z uniwersyteckim wykształceniem rośnie z dniem każdym, a można by imiennie nawet stwierdzić ile rozwagi, spokoju, szczęścia i taktu wnoszą one ze sobą w gniazda rodzinne136.

W innym artykule ze „Steru” czytamy, że dobra matka powinna zaszczepić w swoich dzieciach „najszlachetniejsze ludzkie dążności i uczucia; do tego zaś potrzebuje odpowiedniego wykształcenia”137. Oba teksty prezentują linię argumentacji zgodną z rozpoznaniem Jerzego Franke, że w ówczesnym dyskursie emancypacyjnym starano się przemycić treści feministyczne w argumentacji wspierającej w gruncie rzeczy tradycyjny porządek świata i tradycyjną rolę kulturową kobiety jako matki. Należy wspierać dążenia emancypantek do edukacji, ponieważ kobieta wykształcona to lepsza kobieta, czyli lepsza matka.

Robotnica fabryczna jest zatem marginalizowana w dyskursie w sposób podwójny.

Samo zdefiniowanie klasy robotniczej jako klasy posiadającej potrzeby wyższego rzędu oraz zasługującej na emancypację nie było zjawiskiem oczywistym. Frapujący artykuł z

„Przedświtu”, stanowiący odezwę do kobiet z klasy wyższej i zachęcający je do niesienia kaganka oświaty „klasom potrzebującym”, stara się opisać, kto należy do ludu. Autorka zauważała, że lud to nie „tylko owa idealnie przez malarzy i poetów przedstawiana część

136 Mozaika warszawska, „Ster”, 10 maja 1897, nr 11, s. 168.

137 B. Trzaskowski, Stanowisko p. ministra Gautscha w sprawie wyższego wykształcenia kobiet, „Ster”, 10 marca 1896, nr 7, s.105.

narodu, która przy śpiewie skowronka, szmerze gaju idzie przy pługu”, ale że lud, którym mogą zainteresować się kobiety pragnące realizować się w oświacie, żyje również w mieście. Jakie jednak prace wykonuje? Lud to „ci biedni, ciemni, upadli częstokroć mieszkańcy miast którzy zapełniają sutereny, poddasza, nędzne domki na przedmieściach, którzy zarabiają posługą, zamiataniem, noszeniem wody, niańczeniem i karmieniem żydowskich dzieci, dźwiganiem ciężarów, żebraniem, a nawet kradzieżą i najszpetniejszymi czynami…”138. Klasa robotnicza i same robotnice nie znajdują się w grupie osób potrzebujących emancypacji.

Można by wyjaśniać takie definiowanie proletariatu miejskiego tym, że w opinii publicznej robotnice nie były grupą „potrzebującą”. W dyskusji o wyższości obowiązków kobiety wobec dziecka nad jej dążeniem do samodzielności w pracy zarobkowej zwykle nie pojawiał się przykład robotnicy. A przecież w jej przypadku próba pogodzenia macierzyństwa z pracą nie była jedynie problemem teoretycznym, ale codzienną praktyką.

Tymczasem jeśli już dziennikarze odwoływali się do figury robotnicy, to nie widzieli w niej podmiotu konfliktu, tylko ilustrację złego stanu faktycznego. Figura robotnicy funkcjonowała jako przestroga, czego to kobieta decydująca się podjąć pracę powinna unikać i jak nie postępować. Dyskusje te prowadzono na użytek klasy wyższej i przez jej przedstawicieli, robotnica nie miała więc powodu się w nich pojawiać, bo jej praca nie znajdowała się w zakresie potencjalnego wyboru mieszczanki czy ziemianki. Z drugiej strony, robotnica nie pojawiała się też jako przykład dobrej kobiety, matki i żony. Z powodu niskiego wykształcenia i ciężkiej, całodziennej pracy nie mogła – jak zauważano – dobrze wypełniać takich obowiązków. W artykule tak przychylnym przecież pracującym kobietom, Józef Kenig przywoływał robotnicę jako przykład złego wykorzystania możliwości pracy zarobkowej. Robotnica była zbyt biedna, by stanowić wzór emancypantki i kobiety sukcesu, a równocześnie zbyt mało wykształcona i zbyt nieświadoma, by funkcjonować w dyskursie jako przykład dobrej matki i żony.

Robotnica jako kobieta niewystarczająca

Źródła wskazują, że emancypacja matki była zjawiskiem tolerowanym społecznie w przypadku kobiet wykształconych, czyli pochodzącej z ziemiaństwa lub burżuazji. W przypadku robotnic macierzyństwo stanowiło przeszkodę nie do pokonania. Twórcy

138 Jadwiga Strukowa, Polka wobec ludu, „Przedświt”, 20 lutego 1896, nr 4, s. 1

dyskursu wykorzystywali głęboko zakorzenione w kulturze przekonanie, że pierwszym obowiązkiem kobiety jest dbać o dzieci. Chcieli w ten sposób uzasadnić nieprzystawalność terminów „emancypacja” i „robotnica”. Odbywało się to za pomocą kilku linii argumentacji.

Pierwszym zabiegiem retorycznym było opisywanie ciężkich warunków panujących w fabrykach, co bardzo źle miało wpływać na zdrowie kobiet. W dziewiętnastowiecznym dyskursie prasowym podkreślano na każdym kroku, że praca robotnic jest ciężka, ponad siły, skutkująca chorobami z niedożywienia i toksycznego środowiska. Jest to oczywiście obserwacja prawdziwa. Czas pracy w fabryce w dziewiętnastego wieku był bardzo długi. W fabryce w Żyrardowie dzień pracy trwał od piątej rano do dziewiętnastej, z półgodzinną przerwą na śniadanie i godzinną na obiad139. Warunki pracy często narażały na bezpośrednie niebezpieczeństwo zdrowie i życie robotników. Sytuacja kobiet była tym bardziej ciężka, że w fabrykach włókienniczych Królestwa Polskiego średnio zarabiały połowę dniówki mężczyzny140, wykonując równie ciężkie i niebezpieczne zadania. Ważne jednak, że zamiast podkreślać zagrożenie dla samych robotnic, autorzy tekstów ubolewają, że z powodu złych warunków robotnice nie są w stanie rodzić zdrowych dzieci.

Symptomatycznym przykładem może być artykuł z 1896 roku zatytułowany Przemysłowa praca kobiet, opublikowany w warszawskim „Głosie”. Autor przytaczał i komentował wyniki ankiety przeprowadzonej w Wiedniu, a dotyczącej robotnic fabrycznych. Ankieta polegała na zdawaniu przez robotnice i robotników imiennego sprawozdania przed komisją złożoną z „ludzi rozmaitych przekonań społeczno politycznych, jako to posłów do parlamentu, profesorów uniwersytetu, członków izby handlowej i przemysłowej”141. Wyniki były według autora jednoznaczne – warunki pracy robotnic fabrycznych, jak i warunki ich życia, okazały się „opłakane”. Wśród nieszczęść spotykających robotnice autor wymieniał niskie zarobki (zarabiają średnio 2-4 ruble na tydzień, co jest określane jako wyzysk) nie wystarczające na podstawowe wyżywienie, złe warunki mieszkaniowe, warunki pracy zagrażające zdrowiu. Dużo miejsca poświęcił także opisowi traktowania kobiet w ciąży i matek. Aby podkreślić tragiczne położenie robotnic austriackich, przytaczał następujące przykłady:

139 Józef Kazimierski, Dzieje zakładów żyrardowskich i ich załogi w latach 18129- 1885, Towarzystwo Przy-jaciół Żyrardowa, Ciechanów 1984, s. 213.

140 Tamże, s. 223.

141 Przemysłowa praca kobiet, „Glos”, 1896, nr 16, s. 372, kolejne cytaty: s. 373.

Dyrektorzy fabryki i dozorcy w brutalny sposób obchodzą się z ofiarami nędzy. Wydalają np. robotnice bez wypowiedzenia, a kobiety brzemienne aż do samej niemal chwili rozwiązania muszą ciężko pracować. Odbija się to oczywiście jak najfatalniej na potomstwie. Tylko w nader rzadkich wypadkach dziecko robotnicy przychodzi na świat zdrowe i rozwija się pomyślnie. Jedna z takich robotnic, znajdująca się właśnie w stanie

„błogosławionym”, opowiadała przed ankietą, gdzie i jak teraz pracuje.

Za kilka dni będzie musiała się położyć, boi się jednak głodu i pracuje do upadłego. Miała już troje dzieci: wszystkie pomarły.

Dowodem zatrważająco złych warunków życia robotnic jest zatem ich zła sytuacja jako matek. Niemożność zaopiekowania się dzieckiem z powodu katorżniczych godzin pracy oraz wystawianie na szwank zdrowia kobiet, co odbija się na zdrowiu ich dzieci, to główne argumenty przy przedstawianiu tragicznego położenia robotnic. W dodatku w podsumowaniu tekstu autor wyjawia, że jego zdaniem praca przemysłowa kobiet deprecjonuje pracę mężczyzn. Na szczęście mężczyźni są w stanie nadal osiągać większe korzyści z pracy, ponieważ nieuczciwa konkurencja w postaci kobiet zawsze zarabia mniej142. Autor nie jest przeciwny nierównym płacom robotników i robotnic – apeluje jedynie, by płaca robotnic była wystarczająco wysoka, aby mogły one pracować w zdrowiu i wychowywać zdrowe dzieci. Apel o poprawę warunków pracy robotnic nie wynika więc z emancypacyjnego zapału autora tekstu. Chce jedynie, z czysto humanitarnego odruchu, przywrócić godność robotnicom. Utraconą godność, symbolizowaną przez robotnicę, która z powodu złych warunków pracy urodziła trójkę martwych dzieci. Nie dość, że praca robotnic odbywa się w ogólnie złych warunkach, ale uniemożliwia im ona spełnienie podstawowego powołania kobiety: rodzenia i wychowywania zdrowych dzieci.

Drugim argumentem, wiążącym macierzyństwo robotnic z ich niezdatnością do emancypacji, jest przekonanie, że kieruje nimi jedynie przymus ekonomiczny. „Tygodnik Ilustrowany” zdaje się sięgać, choć nie wprost, właśnie po ten argument. Ustawia robotnicę

142 „Niewątpliwie robotnice wypierają robotników, ale w miarę lepszego podziału pracy niedogodności wyni-kające stąd dla mężczyzny maleć będą coraz bardziej, robotnikom bowiem zawsze będą przeznaczone roboty subtelniejsze i wymagające większego nakładu siły, gdy dla kobiet pozostanie tylko obsługiwanie maszyn i dział robót podręcznych. Że stały wzrost liczby robotnic deprecjonuje pracę mężczyzn, zaprzeczyć się nie da:

mimo to jednak mężczyźni są nierównie lepiej wynagradzani niż kobiety”. Tamże, s. 373, kolejny cytat tamże.

fabryczną (a szczególnie, kiedy jest matką) w sytuacji nie kogoś, kto dostaje szansę emancypacji przez pracę, ale osoby, która do pracy idzie tylko wtedy, gdy zawiśnie nad nią widmo śmierci głodowej. Także wtedy jej praca jest niewłaściwa, ponieważ przez nią zaniedbuje dzieci. Omówiony już artykuł Keniga O pracy kobiet zawiera frazę „chcąc pracować i zarabiać, kobieta dziś nadto często musi opuszczać dom i dzień cały w fabryce przepędzać”. Przepędzanie dnia w fabryce jest tu przymusem, podejmowanym z bólem i szkodliwym dla rodziny, o czym wie i społeczeństwo, i sama robotnica.

Podobną wzmiankę zawiera tekst Józefy Dobieszewskiej z 1869 roku, Potrzeba zarobku dla kobiet i zakład rękodzielniczo-przemysłowy. Artykuł, utrzymany w tonie entuzjastycznym, traktuje o nowo otwieranej szkole, w której młode panny mogą kształcić się w „wyższym przemyśle”, takim jak introligatorstwo, zecerstwo czy buchalteria, by nabyć umiejętności potrzebne do godnej pracy w tych zawodach (być może, jak marzy autorka, na stanowiskach kierowniczych). Mimo optymizmu i absolutnego poparcia udzielonego pomysłowi, sam artykuł rozpoczyna się od rozdzierającego wstępu: „Wiadomo, jak wielka ilość kobiet, tak matek rodziny, jak i panien do dostatniego nawykłych utrzymania, znajduje się u nas w potrzebie szukania zarobku. Mogłabym na sta wyliczyć przykłady, wykazujące w nader bolesnym obrazie tę sprzeczność naglących potrzeb utrzymania życia z nędznym do tego umysłowym przygotowaniem”143. Tym wstępem autorka ustawia kobiety mające podjąć naukę w zakładzie pana Schmidta w pozycji nie chętnych do pracy i edukacji, rozsądnych kobiet, ale zdesperowanych matek głodnych dzieci i zubożałych szlachcianek, które nie mają innego wyboru, niż podjąć naukę, a później pracę w zakładzie rzemieślniczym (choć nadal nie ma być to praca w fabryce). Praca, szczególnie dla matek pojawiających się jak refren również u Dobieszewskiej, nie jest wyborem – jest rozdzierającym serce przymusem.

Interesujące jest tu, kto wypowiada tego typu sądy. Autorami tez o ciężkiej, przymusowej pracy robotnic są przedstawiciele ziemiaństwa i post-ziemiańskiej inteligencji – publicyści, pisarki, lekarze, dziennikarze i dziennikarki. Autorzy, często mimo przekonań mniej lub bardziej emancypacyjnych, odnoszą swoje rozpoznania tylko do kobiet z klasy wyższej. Można stwierdzić w duchu Engelsa, że w ten sposób próbuje się zaszczepić w robotnicach fałszywą świadomość klasową – świadomość kobiet z klasy wyższej.

Przedstawicielki klasy wyższej, pisząc o robotnicach w kontekście emancypacji, przenoszą

143 Józefa Dobieszewska, Potrzeba zarobku dla kobiet i zakład rękodzielniczo- przemysłowy, „Tygodnik Ilu-strowany”, 1869, nr 95, s.204.

na nie swoją świadomość klasową, swoje sposoby wartościowania rzeczywistości.

Zaczynają oczekiwać od robotnic doświadczania podobnych dylematów i podobnych aspiracji jak ich własne.

Robotnica, porównywana z ideałem kobiety wziętym wprost z Pamiątki po dobrej matce czy też słysząca na kazaniach w kościele, że jej powołaniem jest być posłuszną mężowi i tworzyć dom dla dzieci, znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Jest postrzegana przez klasy wyższe jako kobieta niewystarczająca, bo nie przeżywa tych samych aspiracji i problemów. Z drugiej strony, mimo dużo mniejszego dostępu do dyskursu, sama również musi postrzegać się jako byt niewystarczający. Niewystarczającą kobietę, niewystraczającą emancypantkę. Nie mając możliwości wyboru drogi życiowej, którą mogły mieć kobiety zamożne, musi godzić się na niskie płace. Nie jest pełnoprawnym podmiotem mogącym domagać się własnych praw, a poczucie winy powodowane niedostatecznym wypełnianiem tradycyjnej roli kulturowej winno zaowocować ostatecznie porzuceniem pracy.

Robotnica jako zagrożenie dla porządku

Przedstawicielki feminizmu socjalistycznego, takie jak Evelyn Reed czy Barbara Ehrenreich, twierdzą, że „kobiety są w państwie kapitalistycznym obywatelkami drugiej kategorii, ponieważ warunkiem przetrwania patriarchalnego kapitalizmu jest eksploatacja ludzi pracy, w tym specyficzny wyzysk kobiet”144. Wraz z powstaniem społeczeństwa przemysłowego, które zachwiało rodziną patriarchalną, patriarchat przeniósł się z organizacji rodziny do organizacji pracy fabrycznej. Według Barbary Ehrenreich oznacza to, że „siły, które rozbijają klasę robotniczą i promują kulturalną/materialną zależność od klasy kapitalistów, są tymi samymi siłami, które służą utrwaleniu podporządkowania kobiet.

Kobiety (nawet kiedy pracują poza domem) są najbardziej wyizolowane w tym, co staje się w coraz większym stopniu sprywatyzowaną egzystencją rodziny. W wielu kluczowych przypadkach, to umiejętności kobiet (…) zostały zdyskredytowane lub zakazane, aby zrobić miejsce towarom rynkowym”145.

W społeczeństwie industrialnym, w którym zarządzanie produkcją polegało w dużej mierze na sprawowaniu kontroli nad dużymi grupami ludzkimi (czyli robotnikami), akcentowanie zasad patriarchalnych służyło jako narzędzie dyscyplinowania. Kobiety zaś

144 Maggie Humm, Słownik teorii feminizmu, Semper, Warszawa 1993, s. 69.

145 Barbara Ehrenreich, Co to jest feminizm socjalistyczny?, WIN Magazine, 1976. Tłumaczenie polskie: Co-dziennik Feministyczny, źródło: [http://coCo-dziennikfeministyczny.pl/co-to-jest-feminizm-socjalistyczny/].

traktowano jako kolejny kawałek własności146, i tym bardziej naciskano na sprawowanie nad nimi ścisłej kontroli. Co więcej, według klasycznej teorii marksistowskiej, to właśnie pojawienie się pracy maszynowej wciągnęło do fabryk grupy słabsze, łatwiejsze do kontrolowania, czyli kobiety i dzieci. Feminizm socjalistyczny zwracał szczególną uwagę na robotnice fabryczne i twierdził, że to one miały specjalne miejsce w tym systemie opresji, ponieważ stosowały się do nich mechanizmy kontroli robotników i kobiet jednocześnie147. Według Barbary Ehrenreich, tradycyjną rolę kobiety, ograniczoną do pracy domowej, akcentowano wówczas tak mocno, całkowicie wyłączając z dyskursu robotnice, ponieważ z punktu widzenia właścicieli fabryk podporządkowanie kobiet ich tradycyjnej roli kulturowej było potrzebne, by móc tym łatwiej podporządkowywać sobie całą klasę robotniczą.

Jakiekolwiek, nawet symboliczne, wyemancypowanie robotnicy mogło zachwiać patriarchalnym porządkiem nie tylko społeczeństwa, ale również porządkiem fabryki, stworzonym na tej samej zasadzie i utrzymywanym podobnymi metodami.

Niski status robotnic był korzystny z punktu widzenia fabrykanta, ponieważ stwarzał warunki do lepszego (tańszego i bardziej zdyscyplinowanego) zarządzania fabryką.

146 Jak pisał Engels, w społeczeństwie nazywanym cywilizowanym „opiera się ta rodzina na władzy męż-czyzny, a wyraźnym jej [kobiety] celem jest rodzenie dzieci, których ojcostwo było bezsporne. Ta pew-ność ojcostwa jest wymagana dlatego, że z czasem dzieci, jako naturalni spadkobiercy, mają odziedziczyć ojcowski majątek”.Fryderyk Engels, Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa, [w:] Karol Marks, Fryderyk Engels, Dzieła wybrane, t. II, Warszawa 1949, s. 183.

Mimo że Engels zakładał, że mechanizm ten dotyczył jedynie klas wyższych, ponieważ proletariat nie posiadał środków, o które warto było w ten sposób zabiegać, to jednak opresja kulturowa sprawiała, że wzorce moralności, rodziny i małżeństwa spływały także do klasy robotniczej, która bezrefleksyjnie je przej-mowała

147 Choć takie rozpoznanie nie jest własnym odkryciem cytowanych badaczek. Już w 1897 roku August Bebel pisał, że „płeć żeńska jako taka cierpi podwójnie: raz z powodu swej społecznej i towarzyskiej zależności od

147 Choć takie rozpoznanie nie jest własnym odkryciem cytowanych badaczek. Już w 1897 roku August Bebel pisał, że „płeć żeńska jako taka cierpi podwójnie: raz z powodu swej społecznej i towarzyskiej zależności od