• Nie Znaleziono Wyników

Życie kobiet pracujących w fabrykach nie układało się jednak tak dogodnie jak życie powieściowej Stasi Żagielskiej. Nie wszystkie mogły liczyć na wsparcie, choćby moralne, rodziny, nie wszystkie miały możliwość zamążpójścia. W trudnej sytuacji do pewnego stopnia mogły liczyć na organizacje dobroczynne, zarówno świeckie, jak i kościelne.

W dziewiętnastowiecznej Warszawie, a także w mniejszym stopniu w innych miastach polskich, istniały trzy rodzaje instytucji, które zajmowały się pomocą kobietom pracującym. Pierwszy z nich to tak zwane szwalnie, gdzie do fachu szwaczki przyuczano biedne lub osierocone dziewczęta, dbając przy okazji o ich kształcenie moralne i religijne.

Szwalnie zakładane były głównie pod auspicjami WDT – Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynnego, a prowadzone przez siostry ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia.

Początkowo szwalnie połączone były z Zakładem Sierot Dziewcząt WTD – placówką utworzoną w 1844 roku, gdzie przyjmowano dziewczynki między trzecim a czternastym rokiem życia. Przełożoną Zakładu Sierot Dziewcząt była siostra Franciszka Lenczewska.

Początkowo zakład znajdował się na Krakowskim Przedmieściu i zajmował się około 50 dziewczętami, następnie, wraz ze wzrostem liczby podopiecznych (284 w 1898 roku), przenosił się na Czerniakowską, na Hożą, a następnie, od 1901 roku, przemianowany na Dom Opatrzności Bożej, za rogatkę mokotowską. „Przegląd Tygodniowy” donosił, że

„dziewczęta w Zakładzie uczą się szycia, haftu, tkactwa. Tym także wzmacniają budżet Zakładu. Zamówienia przyjmuje się codziennie w kuluarach gmachu Towarzystwa Dobroczynności”301.

Od 1884 roku, w wyniku zarządzenia gubernatora warszawskiego zabraniającego utrzymywania w domach sierot dzieci powyżej siódmego roku życia, WTD organizowało oddzielne placówki dla starszych dziewcząt, czyli właśnie samodzielne szwalnie. W 1900 roku w Warszawie istniało dziesięć szwalni, w 1904 – osiemnaście, a w wykazie szwalni WTD z 1914 roku jest ich już dwadzieścia sześć (z czego pięć przeznaczonych dla Żydówek). Pracowało tam w sumie 2514 dziewcząt, uczących się szycia i produkujących

301 Echa warszawskie, „Przegląd Tygodniowy”, 1902, nr 15, s. 190.

ubrania na sprzedaż302. Nie mniej istotna od nauki praktycznych umiejętności była formacja moralna, jak zakładano, szczególnie potrzebna dziewczętom z klasy robotniczej. Jak podkreślał „Tygodnik Mód i Powieści” w 1887 roku, ze szwalni „dziewczyna wynosi gruntowne zasady moralne, wiadomości i uzdolnienia potrzebne każdej kobiecie i fundusz na czarną godzinę”303. O szwalni przy ulicy Freta „Przegląd Tygodniowy” pisał zaś, że

„instytucja [przyjmuje] za cel zmniejszenie proletariatu moralnego, rekrutowanego z klasy robotniczej z nędzą się łamiącej”304.

Oddzielnym rodzajem instytucji były wszelkie Domy Ubogiej Szwaczki, oferujące pomoc kobietom starszym, już pracującym w zawodzie, które z powodu sytuacji rodzinnej czy problemów zdrowotnych lub podeszłego wieku nie były w stanie utrzymywać się samodzielnie. Mowa szczególnie o Schronieniu dla Starych Szwaczek, założonym pod przy pomocy WTD przez Marię Witkowską. Na początku, w 1893 roku, w schronieniu mieszkało 16 szwaczek, które nie mogły z racji podeszłego wieku zarabiać na siebie. W 1903 roku było ich już 85305. Dom Witkowskiej nie był jedyną tego typu instytucją. Na ulicy Nowogrodzkiej 21 w Warszawie od 1892 roku istniało schronienie dla biednych szwaczek, gdzie „szwaczki słabowite, nie mogące pracować usilnie”306 zarabiały na swoje utrzymanie. Kolejnym miejscem, gdzie kobiety pracujące fizycznie mogły znaleźć tanie i względnie bezpieczne warunki życia, był Zakład dla kobiet pod wezwaniem św. Marty, założony w 1857 roku przez Stowarzyszenie Pań Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, zatrudniający i dający mieszkanie około 30 kobietom307.

Inną instytucją, działająca w podobny sposób, były Domy św. Jadwigi, założone przez angielską filantropkę, panią Williams, w Warszawie, Krakowie i Poznaniu. W tych domach wszystkie kobiety z klasy robotniczej, niezależnie od wykonywanej pracy, mogły

302 Dokładne informacje na temat Domu Sierot Dziewcząt i szwalni, wraz z tabelą: Hanna Markiewiczowa, Działalność opiekuńczo-wychowawcza WTD 1814-1914, Wydawnictwo Akademii Pedagogiki Specjalnej im.

Marii Grzegorzewskiej, Warszawa 2002, s. 194-203.

303Szwalnia dla biednych dziewcząt, „Tygodnik Mód i Powieści”, 1887, nr 3 s. 22.

304 Echa warszawskie, „Przegląd Tygodniowy”, 1887, nr 48, s. 594.

305 Dane za: Hanna Markiewiczowa, dz.cyt., s. 114.

306 Kronika działalności kobiecej, „Bluszcz” 1895, nr 7, s.55.

307 Elżbieta Mazur, Dobroczynność w Warszawie w XIX wieku, Wydawnictwo Instytutu Archeologii i Etnolo-gii PAN, Warszawa 1999, s. 55.

W dokumencie z 1862 roku, Zdanie Sprawy z Działań Szpitali i Instytutów Dobroczynnych w Królestwie Pol-skim za Rok 1861 przytułek ten figuruje pod nazwą: „Zakład św. Marty dostarczający roboty dla ubogich ko-biet”, s. 66.

mieszkać i stołować się za cenę 10 rubli miesięcznie. „Wędrowiec” donosił, że zakład

„zastąpić powinien dom pozbawionej rodziny pracowniczce igły, hafciarce, masażystce itp.”308. Według Elżbiety Mazur przytułki św. Jadwigi nie cieszyły się szczególnym powodzeniem wśród kobiet („Prawda” pisała w 1902 roku, że to dlatego, iż suma 10 rubli na miesiąc jest zbyt wygórowana), jednak w prasie znaleźć można również bardzo entuzjastyczne artykuły, wskazujące, że Domy św. Jadwigi są jedynym wybawieniem dla robotnic, które inaczej musiałyby żyć w nędzy i niechybnie zejść na drogę występku. W tym samym artykule w „Wędrowcu” przeczytać było można, że „kto zna stosunki i wie, w jakich norach, w jakich warunkach niehigienicznych, w jakiem otoczeniu musi przebywać znaczniejsza część warszawskich pracownic ręcznych, ten powstanie zakładu św. Jadwigi powitać musi jako pierwszy, nader ważny krok na drodze ku reformie gruntownej”.

„Rozwój” z kolei opisywał w 1905 roku Dom św. Jadwigi mieszczący się w Wilnie, gdzie za cenę rubla miesięcznie mogą mieszkać kobiety od 14 do 30 roku życia, nie mające środków do życia. „Rozwój”, jako gazeta łódzka, bardzo chwalił istnienie domu wileńskiego i wyrażał nadzieję, że w Łodzi już niebawem także powstanie jego filia. Opisywał ponure warunki życia szwaczek, używając tych samych określeń, które znane są już z reportaży z

„Nowego Słowa” czy nawet „Tygodnika Ilustrowanego”. Wskazywał, że jest w Łodzi

„znaczna liczba dziewcząt samotnych, którym te kilka ciężko zapracowanych rubli nie może wystarczyć na najniezbędniejsze potrzeby (…) a że nędza ma swoje prawa, a miasto liczy dziesiątki tysięcy ludzi (…) czyhających na cnotę kobiet za pomocą czarodziejskiego złota”, możliwość zamieszkania w domu św. Jadwigi może być jedyną szansą na uniknięcie

„cichego dramatu, kończącego się notatkami w pismach o napiciu się przez pomyłkę karbolu, lub zapisaniem w poczet kobiet upadłych, zaopatrzonych w czarne książeczki”309. Również artykuł w „Kurierze Warszawskim” z 1898 roku, zachęcający do uczestnictwa w kweście na rzecz Schronienia dla szwaczek, odwołuje się do współczucia czytelników, wykorzystując motyw czekającego na biedne szwaczki upadku: „Nie pamiętasz jej, może nie znałaś jej wcale – tej pracowitej szwaczki, co w nocy nie dosypiała, byle na czas wykończyć zamówioną robotę (…) Szyła…” – rozpoczyna się tekst – „aż w parze z przymusowym odpoczynkiem zajrzała w oczy nędza. Straszny to wróg! Ile ofiar wciąga on w odmęt rozpaczy, ile słabszych istot strąca w przepaść upodlenia!”310.

308 „Wędrowiec” 1901, nr. 42, s. 828, kolejne tamże.

309 „Rozwój”, 1905, nr. 31, s. 2.

310 Wiadomości bieżące, „Kurier Warszawski”, 1898, nr 62, s. 3, kolejne tamże.

Wyobrażona adresatka apelu, młoda kobieta, której szwaczka szyła suknię „tak ci drogą z powodu, że miałaś ją na sobie w chwili, gdy uczuć swoich serdeczne wyznanie złożył ci dzisiejszy twój narzeczony”, proszona jest o składanie datków na dom dla tak samo jak ona młodych kobiet, które jednak nie mają szans na piękne stroje, zabawy i narzeczonego, a jedynie dzięki hojności filantropów, na uniknięcie losu prostytutki.

Dla kobiet, którym nie wystarczyły umiejętności krawieckie i kręgosłup moralny nabyty w Domu Sierot Dziewcząt i szwalni, które nie skorzystały z preferencyjnych warunków finansowych pozwalających zamieszkać w domu ubogiej szwaczki i które zaczęły jednak zarabiać jako prostytutki, istniała trzecia kategoria instytucji dobroczynnych:

przytułki dla kobiet upadłych. Najbardziej znanym zakładem były Magdalenki, działający od lat osiemdziesiątych XIX wieku Zakład Opieki Najświętszej Marii Panny na ul. Żytniej w Warszawie, cieszący się nienajlepszą sławą, jako miejsce szczególnej dyscypliny i przymusowej pracy, o czym informował na przykład „Przegląd Tygodniowy”311. Od 1895 roku istniało też schronienie św. Małgorzaty, założone przez hrabinę Ludwikę Moriconi, które do 1907 roku zdołało przyjąć 520 byłych prostytutek. Zakłady te miały na celu resocjalizację, rozumianą jako nauczenie kobiet praktycznej umiejętności w rodzaju szycia czy haftowania, intensywna indoktrynacja religijna, a następnie załatwienie pracy służącej312.

Stanisława Werensteinowa z kolei opisuje działanie Żydowskiego Towarzystwa Ochrony Kobiet, powstałego tuż po pogromie domów publicznych w trakcie rewolucji 1905, kiedy robotnicy niszczyli lupanary oraz atakowali same prostytutki. Jej podejście jest pragmatyczne, dalekie zarówno od moralizowania, jak i od „przesadnych słów uniesienia

311 Echa warszawskie, „Przegląd Tygodniowy”, 1882, nr. 39, s. 494.

312 O mechanizmach działania Magdalenek i schronienia św. Małgorzaty pisał bardzo wnikliwie Augustyn Wróblewski, socjalista, antyklerykał, członek ruchu abolicjonistycznego, na łamach pisma „Czystość”. Kryty-kował religijne zaślepienie, złe warunki mieszkaniowe, żelazną dyscyplinę i pogardę zakonnic w stosunku do pensjonariuszek. Dodawał również, że oprócz tych dwóch instytucji istniały jeszcze zakłady Dobrego Pasterza pod Poznaniem i w Lubinie, a także dwa przytułki dla prostytutek, powstałe w Warszawie w trakcie rewolucji 1905, jednak bardzo szybko zamknięte z powodu braku funduszy. Augustyn Wróblewski, Przytułki dla upa-dłych kobiet, „Czystość”, 1909, nr. 26, s. 412-416. O Magdalenkach wspomina też prostytutka Maria w Lalce.

Wokulski, chcąc pomóc dziewczynie, proponuje, że powinna nauczyć się szyć: „–To na nic. Byłam przecie w szwalni. Ale z ośmiu rubli na miesiąc nikt nie wyżyje. (…) – Nie pójdziesz do żadnego pana, tylko do magda-lenek. Albo wracaj na miejsce. – Magdalenki mnie nie wezmą. Trzeba zapłacić dług i mieć poręczenie…”

Bolesław Prus, dz.cyt., s. 94.

nad nieszczęśliwym losem tych ofiar wyzysku”313. Autorka przedstawia szczegółowe losy niektórych prostytutek, które trafiły do przytułku: dziewczyny, która zaczęła pracę w fabryce papierosów w wieku 12 lat, pracowała po 15 godzin dziennie, również na nocnej zmianie razem z mężczyznami (to jest szczególnie podkreślone w historii), a w wieku 16 lat została zgwałcona i oddana do domu publicznego, i dwóch innych – służących, pracujących zdecydowanie ponad siły od 10 roku życia. Wskutek fatalnych warunków jedna z nich zapadła na chorobę serca, druga na reumatyzm. Obie zostały oszukane przez pracodawców, którzy nie wypłacali im pensji, jedna z nich została też zgwałcona. Kiedy ze względu na stan zdrowia nie mogły już zarabiać, trafiły do domu publicznego. Werensteinowa pisze:

„Wszystkie te trzy dziewczyny po pobycie w przytułku podniosły się i uszlachetniły. Dwie wyrobiły się na pracowite i obowiązkowe służące, jedna wróciła do rodziny”. Podobny los spotkał większość dziewcząt, które znalazły schronienie w przytułku Towarzystwa po pogromie: „Z 15 uratowanych dziewcząt, 4 zostało pracowitymi służącymi, 3 pracują w rzemiośle i fabryce, 2 wyszły za mąż, 6 wróciło do rodziny”.

Nie bardzo wiadomo, w jaki sposób powrót dziewczyn do tej samej pracy, w której straciły zdrowie i cnotę, miałby zostać uznany za sukces. Wygląda na to, że jedyna różnica polegała na „uszlachetnieniu”. Po wykształceniu kręgosłupa moralnego w przytułku, robotnica i służące nie dadzą się już uwieść i nie wrócą do nierządu. Podobne zdanie zdawali się mieć sami robotnicy, niszczący domy publiczne i napadający prostytutki w ramach walki z kapitalistycznym rozpasaniem moralnym. „Prawda” donosiła w 1905 roku, że „w związku z ostatnimi wypadkami w Warszawie dowiadujemy się, że w kołach robotniczych warszawskich z inicjatywy jednej z grup działających powzięto szlachetny zamiar przygarnięcia upadłych kobiet w celu wydobycia tych nieszczęśliwych z przepaści upadku (…) Pragnące wstąpić na drogę poprawy będą przyjmowane przez uczciwe rodziny robotnicze, ażeby ulegając dobremu wpływowi, wziąć się zarazem do pracy”314. Fundusze na utrzymanie byłych prostytutek do czasu znalezienia pracy w fabryce miały pochodzić z dobroczynności.

Znamienne, że instytucje dobroczynne, czy to świeckie, czy kościelne, działały przy wspólnym założeniu, że pomoc potrzebna jest szczególnie tym kobietom, które ze względu na pochodzenie klasowe i wykonywaną pracę są szczególnie narażone na niebezpieczeństwo upadku moralnego. Dziewczęta z klasy robotniczej, niezamożne i osierocone, edukowano

313 Stanisława Wertensteinowa, Z tragizmów życia, „Prawda”, 1907, nr 13, s. 145, kolejne tamże.

314 „Prawda” 1905, nr 21, s. 251.

na szwaczki i służące, dla których następnie zakładano kolejne domy pomocy, gdy skandaliczne warunki pracy i niskie płace zmuszały je w końcu (zdawać by się mogło, że nieuchronnie) do korzystania z pomocy filantropów. Gdy nie udawało im się utrzymać

„uczciwej” pracy w szwalni czy fabryce i zostawały w końcu prostytutkami, mogły trafić do przytułku dla kobiet upadłych, który również przyuczał je na szwaczki i służące, lub, jak w przypadku Magdalenek, zatrudniał dożywotnio w takim charakterze w samym przytułku.

Nawet jedyna instytucja, która nie miała charakteru doraźnego, lecz starała się kompleksowo podchodzić do pomocy kobietom z klasy robotniczej – założone w 1902 roku Chrześcijańskie Towarzystwo Ochrony Kobiet – w swoim statucie nie zawierało pomysłu na to, jak przerwać błędne koło pomocy dobroczynnej. Członkowie Towarzystwa proponowali między innymi, by pomagać młodym dziewczętom przyjeżdżającym do miasta szukać pracy poprzez rozwieszanie ogłoszeń i ostrzeżeń na dworcach kolejowych, tak, by naiwne panny ze wsi nie padały ofiarą oszustów. Chcieli również prowadzić pogadanki w szpitalach i przytułkach położniczych315. Ich program nie zakładał jednak na przykład kampanii w zakładach rzemieślniczych lub szwalniach ani apelowania do przedsiębiorców czy chociażby opinii publicznej, co dałoby szansę na poprawę samych warunków pracy.

Warunków, które umożliwiłyby kobietom niezależne utrzymanie bez groźby nędzy. Winną upadku moralnego pozostawała zawsze robotnica, ewentualnie przymuszona przez okrutne okoliczności. Robotnica, szwaczka nie była kandydatką na emancypantkę – raczej kandydatką na klientkę niezliczonych instytucji dobroczynnych i bohaterkę ckliwych apeli w prasie.

315 Zob.: Ustawa Warszawskiego Chrześciańskiego Towarzystwa Ochrony Kobiet, Druk P. Laskauera i W.

Babickiego, Warszawa, 1902.

Rozdział 4: