• Nie Znaleziono Wyników

LATO W TYM ROKU JEST WYJĄTKOWO UPALNE. DLA ARTYSTY JEST TO JESZCZE JEDEN POWÓD, BY TWORZYĆ SZTUKĘ. ALICJA ŁUKASIAK ZREALIZOWAŁA TEGO LATA BARDZO SYTUACYJNE PRACE - DWA BASENY. OBA ZNALAZŁY SWOJE MIEJSCE W PRZESTRZENI PUBLICZNEJ. OTOCZENIE SPOŁECZNE TYCH PRAC BYŁO RÓŻNE. JEDNAK HISTORIA OBU BASENÓW JEST PODOBNA. WYDAJE SIĘ ONA NIEZWYKLE POUCZAJĄCA. Basen pierwszy.

Był częścią weekendowej imprezy Praga w południe i Sąsiedzi sąsiadom zorganizowanej przez artystów, którzy zasiedlili budynek d. fabryki Wars i Sawa słynnej w PRL z produkcji „polskich jeansów” przy ul. Lubelskiej na Pradze Południe w Warszawie.

Basen został zrealizowany w mocno zaniedbanym ogródku zabaw dla dzieci. Zniszczona piaskownica, ze śladowymi ilościami brudnego piasku, została wyłożona błękitną folią. Dzieci bawiły się świetnie, zwłaszcza, że okolica jest zdegradowana i patologiczna, a zwyczajowe miejsca zabaw to ulica, obskurne podwórka i tory kolejowe. Dorosłym też się podobało. Coś nie rutynowego działo się w miejscu, gdzie nic takiego nigdy się nie dzieje.

Jednak następnego dnia rano jedna z matek owych dzieci z furią podziurawiła folię i zniszczyła basen. Z tego co przy tym krzyczała można było zrozumieć, że dzieci jej się potopią. Dziwna troska, zwłaszcza, że te same dzieci można spotkać biegające na podwórku nawet o trzeciej w nocy. Basen wyzwolił najwyraźniej skomplikowaną mieszankę nerwowego przypływu opiekuńczości pomieszanej z wyrzutami sumienia i lękami, niechęcią do siebie – emocje nie do opanowania intelektualnie, a zarazem nie do zniesienia psychicznie, tak, że ich rozładowanie nie było możliwe w inny sposób niż w niekontrolowanej agresji.

Ciekawostka: następnego dnia w piaskownicy pojawiły się służby miejskie, które dokonały jej renowacji...

Basen drugi.

Był częścią imprezy Dobre sobie organizowanej co roku we wsi Dobre, koło Kazimierza nad Wisłą przez Rafała Szambelana, osiadłego tam Warszawiaka, który postanowił nadać wiosce rangę i rozruszać kulturalnie jej mieszkańców.

Basen powstał w niecce wybranej w białym wapiennym kamieniołomie i wyłożonej niebieską folią. Był błękitny, miał brodzik i głębię na jakieś 50 cm. Nad jego powstaniem pracowali artyści i miejscowi. Zgodnie z założeniem, stał się atrakcją dla miejscowych dzieci, małych

i dużych, które zazwyczaj kąpią się w Chodelce dopływie Wisły, co jest bardzo niebezpieczne i niekiedy kończy się tragicznie.

Gdy basen już funkcjonował, ale tuż przed ofi cjalnym otwarciem, ktoś wlał do niego stary olej silnikowy. Błękitna powierzchnia pokryła się brunatnymi plamami. Najpierw wspólnie artyści z mieszkańcami zbierali je papierowymi ręcznikami, potem strażacy wypompowali skażoną wodę i wpompowali świeżą (z odległości ca. 700 m). Basen istnieje nadal.

Bardziej niż „kto”, wszystkich nurtowało pytanie „dlaczego”?. Korzyść z basenu wydawała się ewidentna. Miejscowi początkowo byli nieufni wobec planów artystów. Jednak gdy zobaczyli efekty, zrozumieli sens tego, o czym oni mówią i basen zaakceptowali. Najwyraźniej nie wszyscy.

Dyskretne „śledztwo” prowadzone przez artystów pokazało, że za tym czynem stoi splot bardzo wielu bardzo różnych przyczyn. To, co dla artystów było w intencjach proste i oczywiste, wyzwoliło w miejscowej społeczności wiele wcale nie prostych i oczywistych emocji i myśli, uwolniło lęki i fobie, jakie w naturalnych warunkach życia tej społeczności nie dają o sobie znać. Ale gdy owe warunki zostały zakłócone przez projekt, sprawy od dawna – zdawałoby się – ułożone i rozstrzygnięte, nagle na nowo stanęły na porządku dziennym.

W rozmowach z artystami mieszkańcy nie wszystko byli w stanie wyartykułować. Stopniowo jednak udało się im wyodrębnić dwie przyczyny. Po pierwsze przybysze z miasta słabo integrują się w ich stylu, czyli przy alkoholu, co jest przez nich interpretowane, jako wyraz odrzucenia.

Druga przyczyna odkryta przez artystów jest jeszcze trudniejsza w artykulacji, stąd jest ona bardziej rekonstrukcją myślenia mieszkańców, niż czymś wypowiadanym przez nich experssis verbis. Otóż wieś Dobre, jak i cała Polska, cierpi na „syndrom Jedwabnego”, który niezwykle łatwo wzbudzić zwłaszcza dziś, gdy antysemickie sygnały płynące z kościoła i rządzącej prawicy nie pomagają się od niego uwolnić, a wręcz przeciwnie – konserwują go. Kiedyś na tych terenach żyło wielu Żydów. Miejscowi skrycie cieszą się, że pozbyli się obcych. Skrycie też obawiają się ich powrotu. Pomysłodawca Dobre sobie rok temu zorganizował w wiosce koncert Klezmerów. Teraz sprowadził artystów. Koncert, basen i inne projekty wynikają z czystych intencji – ma być fajnie i jest. Zarazem, gdzieś podskórnie, budzą w wiosce obawy: co będzie dalej?

Przyczyny dewastacji basenów wynikają z problemu komunikacji między nieprzystawalnymi do siebie światami. Jedyną radą i odpowiedzią artystów może być tylko więcej projektów służących budowaniu komunikacji. Artyści najwyraźniej nie docenili siły oddziaływania własnego gestu, ufając w widoczną czystość swojej propozycji. Ich kontakt z lokalsami był zbyt ograniczony, w stosunku do sporej rangi zdarzenia w małych społecznościach. Dla artystów sprawa była zbyt mała, dla społeczności – zbyt duża. Być może w przyszłości, wraz z realizacją projektu, powinno zostać uruchomione całe instrumentarium demokratycznego myślenia: np. zwołanie zebrania, debaty, głosowania, itp., co sprzyja tworzeniu demokratycznych zachowań, takich jak tolerancja i pierwszeństwo dyskusji przed rozwiązaniami siłowymi. Na razie został pokazany pewien mechanizm. Teraz należy pracować nad jego zmianą.

Baseny Alicji Łukasiak wydawały się projektem bardzo niewinnym w swojej prostocie, a jednak dotarły do najgłębiej skrytych zakamarków świadomości tych społeczności, pobudziły oddziaływanie nie załatwionych, nie-do-końca-przemyślanych i rozstrzygniętych, spraw, kompleksów, problemów.

Wydawały się zwykłym przedmiotem nie domagającym się refl eksji - a jednak otworzyły wejście w sferę poza materialnych i poza praktycznych odczuć, która okazała się dominująca, przesłaniająca ich podstawową funkcję.

Wydawały się po prostu użyteczne - a okazało się, że to nie ich użyteczność była tym, co zdecydowało o miejscu, jakie zajęły w życiu lokalnej społeczności.

Wydawało się, że ich celem jest tylko nieskomplikowana, beztroska rozrywka – okazały się być częścią poważnych problemów społecznych, z jakimi lokalne społeczności nie mogą się uporać.

Wydawało się, że nie są trudne jak dzieła sztuki, ba nawet nie mają z nimi nic wspólnego – okazało się, że postawiły najtrudniejsze pytania godne najbardziej doniosłych dzieł sztuki.

Wydawało się, że są czystą przyjemnością – dla pewnych osób okazały się zejściem do piekieł, czymś nie do zniesienia, zatruciem spokoju ducha.

Wydawało się, że są ofertą dla każdego – są przyjazne i stanowią płaszczyznę porozumienia niemożliwą do zakwestionowania – ujawniły konfl ikt i alienację społeczną.

Wydawało się, że reprezentują „czyste dobro”, że emanują ewangeliczną nieomal dobrocią dla innych – wyzwoliły w owych innych skrajnie negatywne energie.

**

Alicja Łukasiak wykonała baseny z intencją sztuki, jako dzieła sztuki, odrzucając zarazem status dzieł sztuki wynikający z obecności w tradycyjnych relacjach instytucjonalnych. Sztuka została przeniesiona poza sztukę, bezpośrednio w społeczeństwo, po to, by uczestniczyć w relacjach społecznych. Sama idea nie jest nowa. Postrzeganie „artystyczności” jako balastu, którego należy się pozbyć powraca nieustannie. Jednak zazwyczaj takie próby kończą się - tak lub inaczej - powrotem do świata sztuki i jego instytucji. Baseny Alicji Łukasiak też wracają, choćby tym tekstem, czyli konceptualnie. Wydaje się jednak, że nie wrócą jako materialny przedmiot – w galerii, choć możliwe, byłyby czymś bezsensownym, gdyż pozbawionym bezpośredniej łączności z kontekstem społecznym.

Czy jednak owi zwykli, nie-artystyczni odbiorcy, użytkownicy basenu, odebrali go jako dzieło sztuki? Czy mieli świadomość, że są częścią artystycznego projektu? Na pewno wszyscy wiedzieli, że projekt wykonują artyści. Mimo, że nie rozumieli basenu jako dzieła sztuki, to jednak jego istnienie zostało powiązane ze sztuką poprzez osobę artystki. Artysta w tych okolicznościach został zdefi niowany jako twórca wartości wniesionych w życie społeczności, a nie dzieł – przedmiotów materialnych. Artystka nadała swojej pracy skomplikowany i niejednoznaczny status. Sztuka wystąpiła bez swoich tradycyjnych pośredników – artysty i dzieła. Została dyskretnie podrzucona nieświadomym tego odbiorcom. Zamaskowane zostały (dla ich społecznych użytkowników) mitologie sztuki, artysty, dzieła, które zazwyczaj blokują porozumienie na linii sztuka – odbiór społeczny.

Baseny nie były odbierane jako dzieła sztuki, ale tak jak dzieła sztuki. Odbiorcy odczuli na sobie ich siłę oddziaływania i była ona rzeczywista, co pokazał przebieg zdarzeń. Zachowana, a nawet wzmocniona, została funkcja krytyczna dzieła, które zadziałało jak „serum prawdy” w społecznościach, w których się pojawiło.

Okazało się, że baseny, starannie ulokowane poza sztuką, miały oddziaływanie takie, jak najlepsze, najmocniejsze dzieła sztuki. Zapewne każdy artysta chciałby, aby jego prace wyzwalały tak silne emocje, sięgały tak głęboko w ludzkie umysły, zwłaszcza tzw. „zwykłych odbiorców”.

Historia basenów Alicji Łukasiak, rozpatrywana w szerszej perspektywie, pozwala usytuować sztukę w sieci relacji społecznych rządzących dziś życiem w Polsce:

zrealizowała baseny w przestrzeni społecznej, gdzie spełniły one rolę swoistego „instrumentu pomiarowego”. Wyniki owego „eksperymentu” mówią o – nazwijmy to – „kondycji demokratycznej” naszego społeczeństwa.

Oba baseny były przyjęte pozytywnie przez większość społeczności w której powstały. Ale w każdej z nich znalazła się niewielka grupka bądź osoba, której nastawienie z jakichś powodów było negatywne. W obu przypadkach owa „negatywna” mniejszość bądź jednostka, podjęły działanie przeciw „pozytywnej” większości, zmierzające do odebrania jej pewnego ich dobra (basenu). Dlaczego ktoś, będąc członkiem tej samej społeczności, decyduje się jej coś odebrać? Dlaczego nie potrafi po prostu przejść obok, zachować obojętność, neutralność? Dlaczego swoje „odrębne zdanie” wyraża poprzez akt przemocy, agresji, wandalizmu – bez zadawania pytań i dyskusji? Można wskazać i zrozumieć względy emocjonalne (pozytywna emocja styka się z negatywną), znaleźć wytłumaczenie w naturze ludzkiej (zawiść o radość z powodu czegoś, co budzi moją niechęć). Jednak niszczenie basenów jest działaniem racjonalnie niepojętym, zwłaszcza dla demokratycznie nastawionego umysłu. Czy to brak kultury demokratycznej – zapewne tak. Jednak ów „brak” ma swoją przyczynę, nazwijmy ją „społeczną”, bo przecież nie jest tak, że są ludzie organicznie niezdolni do demokracji w myśleniu i zachowaniach.

Sposób i styl działania „negatywnej mniejszości” w społecznościach, w których pojawił się basen niepokojąco przypominają akcje wobec sztuki rządzących dziś prawicowców. Wszędzie realizowany jest ten sam scenariusz: negatywnie nastawiona mniejszość przemocą

przeprowadza swoją wolę wobec większości – tu „świata sztuki” i osób sztuce sprzyjających. W Gdańsku jest wielu artystów i osób życzliwie, a przynajmniej tolerancyjnie nastawionych do sztuki współczesnej. Jednak to kilkuosobowa grupka prawicowców zamyka dobrą i zasłużoną Galerię Wyspa, a Dorotę Nieznalską stawia przed sądem za sztukę, którą tworzy. W Bytomiu Galeria Kronika pod kuratorstwem dyrektora artystycznego Sebastiana Cichockiego podejmuje realizację wystaw dotykających ważnych problemów zajmujących szerokie grono ludzi sztuki i kultury, na co odpowiedzią enigmatycznych organizacji prawicowych i jednego dziennikarza lokalnej gazety są żądania dymisji, kontroli władzy nad programem (zobacz relację z Kroniki w ArtInfo 74). W Warszawie też jest wielu artystów i osób co najmniej ciekawych sztuki współczesnej, ale to jeden poseł LPR niszczy w Zachęcie dzieło światowego artysty. Równie wiele osób nie miałoby nic przeciw obecnej wystawie w Zachęcie Ciepło/zimno - Letnia miłość. Na stronie http://www.prawica.net/node/4121 pojawił się protest pewnej Agnieszki, w znanym stylu – odwołać dyrekcję, zamknąć wystawę. W postach ktoś wyraża żal, że PiS nie zdążył obsadzić dyrekcji Zachęty. Powód protestu: pornografi a. Wśród prawicowców łatwo o osobę, której jakakolwiek aluzja do seksu bez związku z prokreacją nieuchronnie skojarzy się z pornografi ą, co równie łatwo dopasować do odpowiednich paragrafów i liczyć na zrozumienie odpowiednio upolitycznionych prokuratury i sądów. Rozumiem, że prawicowcy porno nie oglądają, ale może warto poświęcić chwilkę w celach czysto poznawczych, gdyż już krótki fragmencik pozwala uświadomić różnicę między scenami aranżowanego seksu w fi lmach porno, a sposobem w jaki seks jest obecny w sztuce. W prawicowych akcjach wobec sztuki niepojęte jest to, dlaczego po prostu nie przestaną oni interesować się sztuką w galeriach. Tak samo, jak niepojęte jest to, dlaczego ktoś niszczy basen, zamiast inaczej wyrazić swoje zdanie, czy go zignorować, przejść obok.

Przytoczone prawicowe reakcje na sztukę współczesną, zestawione z losami projektów basenów Alicji Łukasiak – dzieł sztuki ulokowanych świadomie poza sztuką, pozwalają na postawienie tezy o wytworzeniu prawicowego modelu relacji społecznych, który kreuje atmosferę w kraju. Model ów „promuje” oparcie relacji społecznych na nieufności, podejrzliwości prowadzących do agresji i nietolerancji, co daje znać o sobie na każdym poziomie funkcjonowania społecznego. W tym modelu prawicowa „kultura” postępowania uprawomocnia przeświadczenie, że można po prostu zniszczyć to, z czym się nie zgadza. Myślący inaczej, inny, obcy - to przeciwnik. A z przeciwnikami się nie dyskutuje – przeciwników się załatwia. Na naszych oczach, wokół nas powstaje jakaś Straszna Polska. Przypomina Polskę stanu wojennego – wtedy też ucięto dyskusje – zastępując je strachem i przemocą, upolitycznionym prawem na usługach władzy. Zniszczenia w kulturze okazały się straszne. Do dziś sztuka nie odrobiła w pełni strat spowodowanych przerwaniem ciągłości swojego rozwoju. Zerwanie dyskursów sztuki, ograniczenie kontaktów, upadek instytucji - to wszystko miało miejsce wtedy i do tego rządzący prawicowcy prowadzą dziś. Wtedy destrukcja kultury trwała od 1981 do 1989 roku – prawie 8 lat. Dziś to dwie kadencje Sejmu.

Warsztaty performance – sens czy nonsens?

Outline

Powiązane dokumenty