• Nie Znaleziono Wyników

EWA ŚWIDZIŃSKA - ARTYSTKA KTÓREJ BOJĄ SIĘ KURATORKI TZW. GENDEROWE, A KTÓRA NIE BOI SIĘ WYKONAĆ ARTYSTYCZNEGO COMING OUT. DRUGA NAJCIEKAWSZA, PO EWIE PARTUM, SZTUKA CIAŁA W POLSKIEJ AWANGARDZIE FEMINISTYCZNEJ (WEDŁUG KRZYSZTOFA JURECKIEGO).

„Coming out – ujawnienie się – określenie stosowane zazwyczaj przez homoseksualistów, gdy zaczynają mówić otwarcie o swoim seksie. Seks jest w ofi cjalnej kulturze polskiej, także sztuce, tak stłumiony, że każdy, kto mówi otwarcie o seksie dokonuje równie heroicznego aktu. Czasami z podobnymi konsekwencjami – wykluczenie, a przynajmniej opatrzenie etykietką. Seks to gorrrący temat. Zwłaszcza społecznie. Także artystycznie. Nie ma zbyt wielu spraw w których sztuka i społeczeństwo byłyby tak sobie bliskie – jak w tym, że są równie daleko od seksu. Zarazem sztuka to jeden z najlepszych sposobów dokonywania zbliżeń. Seks to mogłaby być dobra płaszczyzna nawiązywania społecznego kontaktu; coming out to także dobry początek dialogu, co w demokratycznych społeczeństwach jest sposobem na katharsis (w innych może być nim orgia).

Aby seks mógł oddziaływać w sztuce i sferze publicznej, nie może być plastikowy, popowy. Musi mieć mocną dawkę realizmu. Obraz powinien być dosłowny. Nawet brutalny. Wtedy bowiem jest wiarygodny. Ale właśnie wtedy budzi opór. Seks z obrazów medialnych, erotycznych i pornografi cznych, jest niewiarygodny, nieprawdziwy, wirtualny. To bajki o seksie. A od bajki łatwo się zdystansować traktując ją niepoważnie. Jeżeli jednak pojawia się choćby nutka realizmu nie do zakwestionowania – pojawia się problem. Takiego seksu, mówiąc freudowskim językiem – nie można stłumić, odsunąć od siebie. Wtedy trzeba się zmierzyć z obecnością seksu.

Obrazy seksu tworzone przez Ewę Świdzińską zawierają zawsze element realizmu, który mówi nam, że mamy tu do czynienia z sytuacją na serio; że seks jest tu pokazany naprawdę, że jest jest realny. Jest – można powiedzieć – w tych fotkach „performowany”, nawiązując do innej praktyki artystycznej Ewy Świdzińskiej. Tak jak performance jest sztuką opartą na czasie teraźniejszym, dzieje się tu i teraz, tak też tworzone przez nią obrazy fotografi czne seksu są performatywami. Nie dlatego, że są rejestracją jakiegoś „teraz”, a dlatego, że oddziaływają seksem na „teraz”, na czas teraźniejszy patrzącego, w jego czasie teraźniejszym, spełniają się w momencie oglądania, w owym po lacanowsku rozumianym spojrzeniu (to patrzący jest niejako zwrotnie widziany przez to, na co patrzy).

Poszukując, za Barthsem, punktum w tych obrazach, odnajdujemy je właśnie w tych realistycznych szczegółach. To one decydują o wyrazie tych obrazów. To także one zadrażniają, irytują wyobraźnię, gdyż dowodzą realizmu seksu „uprawianego” w tych obrazach. Punktum, poprzez które zwrotnie obraz dociera do naszej (patrzącego) wyobraźni, są realistyczne, a nawet brutalistyczne szczegóły ciała – jego niedoskonałości, zazwyczaj dokładnie usuwane, wygładzane w obrazach popowych. Nieogolone włosy, zmarszczki, przebarwienia, zadrapania, rozstępy, skóra, która nie jest gładka i aksamitna, etc. To wszystko zostaje świadomą decyzją włączone w obraz seksu.

W planie ogólnym, bohaterem (bohaterką) jest łono, jej własne. Jest to więc spojrzenie na siebie w lustrze, znów, odwołując się do Freuda-Lacana – ów moment nabywania tożsamości. A utożsamienie powoduje, że obraz seksu tym bardziej narzuca się jako jej własny, a tym samym niezakłamany, prawdziwy. Nikt nie ma wątpliwości, że to seks autorki, seks autorski. To autoerotyka. A jej siła bierze się z tożsamości - pełnej, bezczelnej akceptacji pokazanej sytuacji. Na obrazach nie pojawia się twarz, nie widzimy w związku z tym emocji – widzimy tylko łono, czasem płatki waginy, i dłonie – emocje są już nasze własne, wyzwolone, uwolnione przez obraz jej seksu, co do którego autentyczności nie mamy złudzeń. Nie ma tu żadnej bariery, szyby, zasłony, która mogłaby posłużyć, jak koło ratunkowe, do zbudowania wewnętrznego dystansu wobec tych obrazów. Jesteśmy w nich, a wciąga nas w nie samo nasze spojrzenie. Gdy patrzymy na jej seks – patrzymy w głąb siebie, na własny seks. A takiej penetracji umysłów nie lubimy, zwłaszcza gdy wchodzi się w nasze umysły bez zabezpieczenia, bez ostrzeżenia. To gwałt. I o tyle też opór przed tymi obrazami jest zrozumiały. Ale nie może być usprawiedliwiony – wszak oprócz tego, że artystka kładzie nas widzów na psychoanalitycznej kozetce. Dokonuje także otwarcia dyskursu. Dlaczego nikt nie korzysta z okazji, by go podjąć? Pracami Ewy Świdzińskiej nie zainteresowały się galerie, nawet te prowadzone przez rzekomo sprzyjające sztuce kobiet kuratorki; nie próbowały się nią zajmować rzesze krytyczek od gender, feminizmu, etc. Pomijam „naturalny” oportunizm instytucji, który też tu gra rolę. Wejście w świat jej obrazów wymusza – koniec końców – podobny coming out, jakiego dokonuje artystka. W końcu wstępna dyskusja o Freudzie, Lacanie, Žižku nie może być zbyt długa.

Ewa Świdzińska wykonuje fotografi e seriami (seansami). Na prezentacji w Galerii Kont zostanie pokazany wybór kilkudziesięciu (około 100) fotografi i. Wyobraźnię widzów zaatakuje spora dawka seksu, jeżeli będą tak odważni, by stawić czoło własnej seksualności do której przecież natychmiast dotrą parząc na te prace.

Artystka poddaje swoje łono pewnym zabiegom estetyzacyjnym, biutyfi kacyjnym. Jest ozdabiane ornamentacją zewnętrzną, jak w tych fotkach, gdzie pojawia się sztuczna biżuteria, dodatki galanteryjne, brokat, czy inne glamour świecidełka, czasami kupione, czasami tanie i kiczowate, a czasami domowe, jak ozdoby choinkowe, zmieniając swoje łono w rodzaj kapliczki do uprawiania prywatnej dewocji seksualnej, której faktycznie służy. I gdyby nie realistyczne punktum uleglibyśmy złudzeniu, że chodzi tu o grę w pop. Wagina to klejnot drogocenny. Inna seria fotografi i – z użyciem czerwonego buta szpileczki w różny sposób ułożonej na łonie, bądź wciśniętej między zaciśnięte uda – odwołuje się do znanej bajki, czyniąc z niej zarazem bajkę dla dorosłych.

W innej serii obrazów łono zostaje „ucieleśnione” za pomocą kosmetyków służących do makijażu twarzy – szminka, maskara, puder, kremy, fl uidy, etc., nałożone na łono, wargi waginy, przeniesione tam z innego pola zabiegów upiększających, gdzie wszak też służą seksualności, tym bardziej podkreślają i otwierają seksualność. Jednak tu aplikacja kosmetyków odbywa się tak, że efekt jest brutalizujący, a nie harmonizujący piękno. Seks staje się fi zyczny, fi zjologiczny – to kolejny moment punktum w tych fotach. Podczas gdy właściwa aplikacja kosmetyków (we właściwe miejsca) powoduje, że erotyka staje się medialna tzn. łatwo przyswajalna i powierzchowna.

Gdzieś pomiędzy tymi seriami fotografi i sytuują się te bazujące na kokieterii. Tu przykładem niech będą obrazy z użyciem sztucznego futra, kolorowego bądź czarnego, ułożonego na łonie i podbrzuszu, pokazanego wraz ze ścinkami i pracą nożyczek. Tu seks jest eksponowany tak jak w erotyce lekkiej - przez grę zakrycia/odkrycia. Z kolei przesada, nadmiarowość futra pokazuje, że wśród tych czasem brutalnych obrazów, może też pojawić się humor, ironia (autoironia), dystans do siebie i swojej sztuki. Podobnie są budowane fotki

z ubraniem, sukienki czarne, czerwone siatkowe, przeźroczyste prowadzą grę wyobraźni – zakrywają/odkrywają, są prześwietlone światłem, bądź powiązane z autoerotyczną grą dłoni, palców. Jest także fotka z łonem posypanym pieprzem, co jest swoistym kalamburem, rebusem obrazowo-lingwistycznym, szyfrującym erotomańską zachętę.

Osobną serię, bardzo rozbudowaną tworzą obrazy z wykorzystaniem środków higieny. Tu należą obrazy tytułowane Czarna biżuteria z użyciem czarnych podpasek. Czarna podpaska służy rafi nacji estetyki, a jednocześnie wskazuje na kobiecą biologię. Nazwanie jej „biżuterią” mówi o chęci eksponowania jako estetyczne tego, co jest ukrywane jako nieestetyczne – czyli miesiączki i krwi. Nie chodzi tu o abject. Okres mnie ozdabia – zdaje się mówić artystka, wykorzystując często obraz krwawiącego, cieknącego łona, waginy. Jednak zawsze jest to obraz seksualny i jako taki prezentowany. Tytuł sugeruje także krytyczną treść – to obraz walczący, w nawiązaniu do czarnej biżuterii noszonej w czasie powstania styczniowego i po jego upadku. Seria higieniczna jest istotna także dlatego, że również w swoich performance artystka posługuje się spływającą po ciele kleistą, żelową substancją, technicznie będącą jakimś rodzajem chemii kosmetycznej. Jednak ów obraz, zwłaszcza dla wyobraźni męskiej kojarzy się jednoznacznie z oblewaniem ciała spermą, seksem orgietkowym, zbiorowym, bukkake. W płaszczyźnie interpretacji krytycznej, można je odczytać jako nadmiarowość pielęgnacji ciała, wymuszaną społecznie na kobietach. Ewa Świdzińska nie zapomina o innym krytycznym wątku łączącym się, zwłaszcza w prawicowej Polsce, z seksem. Świadczą o tym fotografi e pseudo-patriotyczne, bądź, ukazujące inny, własny, patriotyzm: biało czerwona opaska powstańcza pojawia się tu jako podwiązka, opasująca eksponowane w seksy pozie udo odsłaniające się spod sukienki. Świętokradztwo! – zakrzykną po męsku prawicowi patrioci. Mój kraj, moja tradycja i moje ciało – zapewne odpowie Ewa Świdzińska z d. Umiastowska, której historia rodowa daje prawo do stworzenia własnego obrazu „Polonii”. Fotografi e Ewy Świdzińskiej poruszają liczne wątki. Ten skrótowy ich przegląd, zaprezentowany powyżej, pokazuje, że z jej obrazów można wyinterpretować wiele treści, o różnorodnym charakterze, egzemplifi kować jej sztuką wiele dyskursów. Jednak zawsze, tym co spaja jej artystyczne poszukiwania jest seks, jej seks – własny, prywatny, domowy. Jednak, gdy pojawia się w domenie publicznej (np. w galerii), staje się seksem patrzącego. Można powiedzieć, że są to prace Ewy Świdzińskiej o waszym, widzów (także moim) seksie. Ale nie lękajcie się – seks zbawi wasze dusze.

PS.

Tekst został napisany przed wystąpieniem Ewy Świdzińskiej w Galerii Kont, ale z okazji tego wystąpienia – miał ułatwić widzom kontakt z jej sztuką.

Jednak tytuł został nadany po wystąpieniu i jest pomysłem samej artystki, która tak pisała w prywatnej korespondencji o tym performance:

„Mogę napisać też swoje dwa słowa.

Miałam rzeczywiście fl uidować się 10 litrami pudru w kremie, miałam tyle nawet tego, ale ostatecznie wybrałam małą tubkę i smarowałam tylko strefy erogenne, ręce kojarzące się z dotykiem, łono i ze dwa razy maznęłam cycki. No i jeszcze obcasy. Psikanie spreyem wydało mi się i niebezpieczne i erotyczne i uduchowione ze względu na kolor.”

„Chciałam zasugerować w perfo miejsce, jakim się będę się zajmować w fotkach, że jest to ręka a właściwie palce, łono i wagina, już nie chcę pisać oczywistości, o długości dłoni, że wtedy naturalnie, najbliżej jest im do waginy, zwłaszcza, gdy jesteśmy nago, a jeszcze bardziej gdy stoimy nago.”

„Jeszcze jedno, po Twoim tekście wpadłam na stopniowanie, najpierw kosmetyczny light a później hard, gdy pojawia się wytrysk farby, […]. I jeszcze różnica zapachów, też light i hard.”

DODANO: 2008-08-10

Franko B – formy graniczne, doznania

Outline

Powiązane dokumenty