• Nie Znaleziono Wyników

Bielsko-bialska niemiecka wyspa językowa – integralny element historii i kultury miasta

Dzieje niemieckiej wyspy językowej w Bielsku-Białej są dla wielu – poza krę-giem profesjonalnych historyków – zagadnieniem nieznanym. Jest to temat przez ostatnie dziesiątki lat powojennych programowo przemilczany, nieobecny w programach edukacyjnych szkół, a co gorzej, naznaczony stygmatem negacji bądź demonizowany.

Jednakże zjawisko to należy traktować i oceniać sine ira et studio, w sposób rzeczowy. Mamy bowiem do czynienia z elementem będącym integralną częścią historii i kultury obydwu miast. Niepodobna też oddzielić tego tematu od szerokiego kontekstu dziejów środkowej Europy.

Bielsko i Biała, dwa miasta pierwotnie oddzielone i przynależne do odrębnych struktur polityczno-państwowych, tworzą dziś jeden organizm miejski. Ulokowane są na specyficznym pograniczu dwóch historycznie odmiennie ukształtowanych regionów:

Śląska i Małopolski. Linię graniczną wyznacza rzeka Biała przepływająca obecnie przez środek miasta. Widziane z dzisiejszej perspektywy początku XXI wieku wymienione regiony wypracowały dwa modele odniesień do dziedzictwa historycznego i struktur kulturowej tożsamości: małopolski Kraków i śląski Wrocław.

Kraków zachował w nienaruszonej ciągłości dawną substancję miejskiej zabu-dowy oraz substancję ludnościową, tym samym doznał przywileju utrzymywania i nie-przerwanego pielęgnowania swej historii i kultury, narodowej i konfesyjnej.

Inaczej Wrocław, który został pod koniec drugiej wojny światowej niemal całko-wicie zniszczony w swej substancji miejskiej zabudowy i przeżył całkowitą wymianę ludności. Po z górą półwieczu stoi odbudowany, zaś jego nowi mieszkańcy są na no-woczesny, twórczo awangardowy sposób zintegrowani wokół dziedzictwa historii, także tej, zdawać by się mogło, bardzo obcej. Dla wrocławianina Grotowski, Berg, Langhans, Edyta Stein, socjalista Lasalle – nie mówiąc już o Pomarańczowej Alternatywie – tworzą naturalne ambiente jego dzisiejszej tożsamości. Pomnik Bonhoeffera stoi przed kościołem św. Elżbiety. Zadziałała tu zapewne mentalność kresowej otwartości powojennych przybyszów.

Tymczasem losy historii i kultury Bielska-Białej są niepodobne do któregokolwiek z wymienionych modeli. Z jednej strony miasto uratowało z zawieruchy wojennej swą substancję zabudowy, z drugiej przeżyło znaczną wymianę ludności. Po roku 1945 prze-stała istnieć 700-letnia niemiecka wyspa językowa, zdziesiątkowane zostało środowisko protestanckie, przepadło środowisko żydowskie. Przez pół wieku PRL-u miasto poddane zostało potężnym procesom sowietyzacji. W ich wyniku wymazano z pamięci nie tylko dorobek doby austro-węgierskiej, ale także dwudziestolecia II Rzeczpospolitej,

Ewa Chojecka

ze względu na jej sanacyjny charakter. Ideologia nasycona nienawiścią walki klasowej głosiła hasła rzekomo odwiecznego konfliktu polsko-niemieckiego. Miasto zostało zniszczone, pozbawione autentycznej historii i tradycji. Zaiste trudno było powojennym przybyszom zapuszczać korzenie w takim podłożu.

Bielsko-Biała zostało u progu ery stalinowskiej w 1951 roku połączone w jedną całość, ale bez odniesień do odmiennej tradycji. W rezultacie stało się miastem o zerwanej ciągłości historycznej i kulturowej. Tę ciągłość i jej imponderabilia od kilkunastu lat próbuje się mozolnie odbudowywać, wzorem tego, co uczynili przed bielszczanami wrocławianie, a co szczęśliwie oszczędzone zostało krakowianom.

Do tak nakreślonego zadania należy także sprawa bielsko-bialskiej niemieckiej wyspy językowej.

Ważną okolicznością jest przy tym ponowne przypomnienie, że historycznie Bielsko jest częścią Górnego Śląska, było zatem w dobie wieków średnich lennem czes-kim, zaś od początku XVI wieku wchodziło w skład monarchii habsburskiej. Dopiero po pierwszej wojnie światowej w wyniku jej rozpadu weszło w skład II Rzeczpospolitej. Nie można zatem używać w odniesieniu do Bielska terminu: zabór austriacki, inaczej rzecz ma się z Białą, która była najdalej na zachód wysuniętym miastem małopolski i należała do Rzeczpospolitej przedrozbiorowej, granicę państwową wyznaczała wtedy rzeka Biała.

W wyniku pierwszego rozbioru w 1772 r. miasto Biała wraz z południową Małopolską (nazywaną odtąd Galicją) przyłączone zostało do monarchii habsburskiej; w odniesieniu do Bielska określenie zaboru jest zatem uzasadnione.

Taki stan rzeczy przetrwał do 1918 roku. Wtedy to, w wyniku nowych warun-ków politycznych i powstania II Rzeczpospolitej, Bielsko znalazło się w obrębie auto-nomicznego województwa śląskiego ze stolicą w Katowicach, a Biała pozostała w gra-nicach województwa krakowskiego, zatem w Małopolsce. Okoliczności te trzeba przypomnieć, aby ogarnąć skomplikowane uwarunkowania istnienia bielsko-bialskiej niemieckiej wyspy językowej, mamy tu bowiem do czynienia z historycznie narosłym, wielowarstwowym, kulturowym, językowym, także konfesyjnym pograniczem, gdzie przez stulecia żyły obok siebie w zgodzie i niezgodzie, dramatycznych zderzeniach i pró-bach tolerancji żywioły polsko- czesko- i niemieckojęzyczny, katolicki, protestancki i żydowski. I niepodobna rozpatrywać tych zjawisk – tak jak próbują to umysły o dyktatorskich skłonnościach – z pozycji głoszących wyłączność jednej tylko racji i ideału, zunifikowania narodowego i konfesyjnego, jakich nie szczędziły nam systemy totalitarne.

Temat niemieckiej wyspy językowej był sprawą tabu. Złożyło się na to wiele przyczyn, nie tylko wydarzenia powojenne. Konflikt polsko-niemiecki począł się nasilać w Bielsku-Białej już na przełomie XIX i XX wieku, a jego natężenie szczególne dało się odczuć w międzywojniu. Punkt krytyczny osiągnął za sprawą powstania w Bielsku w 1931 roku Jungdeutsche Partei (Partii Młodoniemieckiej), która wkrótce przybrała jednoznacznie nazistowskie oblicze, witając we wrześniu 1939 roku wkraczające wojska Trzeciej Rzeszy jako wyzwolicieli. Trwająca przez lata wojny polityka eksterminacyjna żywiołu polskiego (i żydowskiego), prowadzona przez władze okupacyjne Trzeciej Rzeszy, trauma wywłaszczeń, wysiedleń, przyczyniły się do dalszego spiętrzenia konfliktu, który po 1945 roku umiejętnie podsycany hasłami o zemście oraz odwecie na Niemcach, przez władzę sowiecką i instancje PRL-u z Urzędem Bezpieczeństwa na czele, znalazł swój finał w przymusowym wysiedleniu niemieckojęzycznych mieszkańców

Bielsko-bialska niemiecka wyspa językowa – integralny element historii i kultury miasta

miasta. Tym samym bielsko-bialska niemiecka wyspa językowa stała się zamkniętym rozdziałem historii. Temat zaś obrastać począł propagandowo sterowanymi stereotypami ksenofobii, osadzonej na historycznej ignorancji.

Przybysze, którzy osiedlali się w Bielsku-Białej po 1945 roku, o dawnej jego historii nie dowiadywali się wiele, wyjąwszy może wątek polskiego ruchu narodowego ks. Stojałowskiego. Natomiast wszystko, co niemieckie, potocznie utożsamiane było z hit-leryzmem – ten sposób myślenia wpisywał się w ideologiczny scenariusz totalnej anty-niemieckości, zwłaszcza ery Władysława Gomułki. O sprawach tych pisał w swym zna-komitym eseju „Dwie ojczyzny, dwa nacjonalizmy” Jan Józef Lipski.

W opisanym nurcie ideologicznym znalazły się także tendencje do nadania miastu jednorodnego charakteru konfesyjnego zgodnie ze stereotypem „Polak-katolik”.

Kłopot w tym, że Bielsko-Biała posiadało silne tradycje reformacyjne, a miejscowy protestantyzm nie przekładał się na podziały narodowe. Żywioł reformacyjny był tu co najmniej dwujęzyczny: niemiecki i polski.

Skutek tych działań jest taki, że sprawę bielsko-bialskiej niemieckiej wyspy językowej utopiono w totalitarnej ideologii powojennej propagandy; należałoby dzisiaj do tematu tego na sposób w miarę bezstronny powrócić. Bez tego wątku niepodobna bowiem zrozumieć specyfiki kulturowej tego jedynego w swoim rodzaju miasta, którego nie ominęły dramatyczne zawirowania historii. A historia to nie jest pisanie hagiograficznych laurek.

Jak wynika z samego określenia: „wyspa językowa”, chodzi o zjawisko istnienia pewnej grupy mieszkańców mówiących językiem odmiennym od tego, jakim posługiwano się w pozostałych częściach danego terytorium. Niemiecka wyspa językowa otoczona była obszarem polskojęzycznym. Owa „wyspa” składała się z dwóch miast – Bielska i Bia-łej oraz wieńca otaczających je wsi. Są to, wymieniając od wschodu: Komorowice, Hałcnów, Wilamowice, Kozy, Lipnik, Mikuszowice Krakowskie i Mikuszowice Śląskie, Bystra Śląska, Olszówka, Kamienica, Aleksandrowice, Wapienica, Międzyrzecze i Stare Bielsko. Odsetek mieszkańców niemieckojęzycznych był przy tym wyższy na zachodnich, śląskich obszarach wyspy, mniejszy na wschodnich, małopolskich.

Historia niemieckiej wyspy językowej sięga czasów średniowiecza. Wtedy to w procesie kolonizacji na prawie niemieckim w okresie XIII wieku przybywali na słabo zaludnione wtenczas tereny osadnicy, w większości – jak pokazują badania dialektu – z Dolnego Śląska. Zakładane wtedy wsie i miasta wpisywały się w uniwersalny nurt łacińskiej kultury europejskiej, która dzisiejszego pojęcia narodowego nie znała i nosiła znamiona podziwu godnego uniwersalizmu, podobnego temu, jaki dziś próbuje nieść idea zjednoczonej Europy. Mieszają się wtedy nazwy niemieckie z polskimi i czeskimi, wszak miejscowi patronowie, książęta piastowscy na Cieszynie, byli czeskimi lennikami i ciążyli w naturalny sposób w stronę Pragi; dokumenty tego czasu używają też dwóch języków:

niemieckiego i czeskiego, oprócz powszechnie używanej łaciny. Wtedy też uformowała się bielsko-bialska enklawa niemieckojęzyczna, w kontekście polsko- i czeskojęzycznego sąsiedztwa. To, co wtedy było sprawą języka i kulturowej tożsamości, długo jeszcze nie było wyróżnikiem polityczno-narodowej tożsamości, wytworzonej przez romantyzm XIX wieku oraz ideologie wieku XX. W tamtych czasach pytano nie o narodowość, ale o to, czyim się jest poddanym: króla czeskiego, cesarza czy króla polskiego. Wkrótce miało dojść do tego pytanie o tożsamość wyznaniową.

Ewa Chojecka

W XVI wieku bowiem na Śląsku silnie zaznaczyła się reformacja, zwłaszcza w wersji wittenbersko-luterańskiej. Bielsko, podobnie jak całe Księstwo Cieszyńskie, wspierane w tym przez miejscowych, piastowskich książąt, przyjmuje luteranizm i pozostaje środowiskiem protestanckim nawet w czasach wojny trzydziestoletniej (1618-1648) i następującej potem radykalnej akcji rekatolizacji prowadzonej metodami wojskowo-policyjnymi przez władze habsburskie w drugiej połowie XVII wieku i w XVIII stuleciu aż do pamiętnego 1781 roku, kiedy wydany został tzw. patent tolerancyjny cesarza Józefa II, dotyczący protestantów. Były to już nowe czasy, nasycone ideami oświeceniowymi.

Bielsko stanowiło przy tym swoisty fenomen. Pozostało jedynym protestanckim miastem w całej monarchii habsburskiej: mieszkańcy, burmistrz i rada miejska byli w większości luteranami.

Od XVI wieku miasto było przy tym znaczącym ośrodkiem rzemiosła tkackiego – zwłaszcza sukienników. Temu zawdzięcza swoje oblicze kulturowe i obyczajowe. Pie-lęgnowano tu etos mieszczańskiej pracy i zawodowej solidności. Miasto było przy tym niewielkie, niebogate, ale niewątpliwie z charakterem.

W XIX stuleciu rzemiosło tkackie, po krótkiej fazie manufaktur, przeobraziło się – podobnie jak to się działo w całej Europie – w system przemysłu maszynowego.

Dlatego oprócz muzeum – Domu Tkacza utworzone zostało w Bielsku w ostatnich latach znakomite Muzeum Techniki i Włókiennictwa, dokumentujące dzieje bielsko-bialskiego przemysłu. Był to czas, kiedy oba miasta, Bielsko i Biała, powoli poczynały się zrastać w ramach tej samej cywilizacji przemysłowej i tworzyć znaczący ośrodek kulturowy i ekonomiczny w ramach szeroko pojętej austriackości.

Przemysł bielsko-bialski tworzyli przedsiębiorcy – fabrykanci, w znacznej mierze wywodzący się z dawnych miejscowych rodzin rzemieślniczych, zwanych potocznie i nieco humorystycznie „szwartlikami”. Nazwiska ich oraz przybyszów z zachodu Europy nierozłącznie należą do dziejów miasta: Sternickel, Gülcher, Jankowski, Josephy, Manhardt, Bartelmuss, Sennewaldt i dziesiątki innych.

Środowisko bielskie żywo uczestniczyło w ówczesnym życiu politycznym monarchii: kto dziś pamięta bielskich ewangelickich pastorów biorących udział w wy-darzeniach wiosny Ludów 1848 roku (Carl Samuel Schneider), czy zasłużonego pastora dr Theodora Haasego, wielokrotnego posła do wiedeńskiego parlamentu, człowieka podejmującego szeroko zakrojone działania na płaszczyźnie spraw obywatelskich, edukacyjnych, nie mówiąc o tych ściśle kościelnych. Miasto było wtedy w połowie luterańskie, w połowie katolickie, i podziały konfesyjne znów nie przekładały się na językowo-narodowe. Znaczącym centrum kulturowym miasta był z jednej strony tzw.

Bielski Syjon z kościołem ewangelickim i zespołem szkół wokoło, istniejący do dziś, z drugiej – teatr wzniesiony pod koniec XIX wieku w nawiązaniu do podobnych budowli w stolicy Austro-Węgier, wreszcie bialski ratusz o formach międzynarodowego nurtu historyzmu.

Cywilizacyjnie to XIX-wieczne Bielsko, a w ślad za nim i Biała, choć ekono-micznie słabsza, spełniały wszelkie standardy nowoczesności. Miasto miało wodociągi i kanalizację, gazociągi i stosowne oświetlenie uliczne, elektryczność i elektryczny tramwaj (nostalgicznie do dziś wspominany). Kolej żelazna od 1855 łączyła miasto z międzynarodową siecią komunikacyjną. Powstałe wówczas kamienice i gmachy

Bielsko-bialska niemiecka wyspa językowa – integralny element historii i kultury miasta

publiczne, sieć ulic i parki miejskie cieszą do dziś. I nie bójmy się prawdy: większą ich część budował niemieckojęzyczny architekt żydowski – Karol Korn.

Miasto profitujące z ducha otwartości, tolerancji – nie tylko tej deklarowanej – i żywiołowej przedsiębiorczości od końca XVIII wieku stawało się wzorem podobnych środkowoeuropejskich środowisk o niemal kosmopolitycznym zacięciu. Mówiono o nim, że z jednej strony jest uroczo zaściankowe, z drugiej interesująco europejskie, to taki

„mały Wiedeń”.

Niemieckojęzyczna społeczność bielsko-bialska rozpoczyna wtedy – wzorem reszty Europy, na przykład Szwajcarii czy Bawarii – odkrywać piękno otaczającego regionu górskiego. Pod koniec XIX wieku pojawia się moda na uprawianie turystyki górskiej, a miejscowe stowarzyszenie turystyczne – Beskidenverein buduje pierwsze schroniska na Dębowcu, Szyndzielni, Koziej Górze (zwanej na cześć ówczesnego burmistrza miasta Karola Steffana – Stefanką) oraz na Babiej Górze. Turyści korzystają z nich do dziś.

Kryzys powstał w chwili, gdy zaczęto utożsamiać określoną opcję językową z pojęciem narodowym i przypisywać temu ostatniemu prawo do wyłączności. Delikatna, zarazem labilna równowaga kulturowa bielsko-bialskiej wielojęzykowości i wielokonfesyjności zostały wów-czas zachwiane. Do tego lokalna sytuacja bielsko-bialskiej niemieckiej wyspy językowej znalazła się w ogniu międzynarodowych konfliktów militarnych i ideologicznych XX wieku.

Rozpoczęła się samonapędzająca spirala nacjonalizmów, które miały zniszczyć wielowiekowy układ sił i dorobek kulturowy środowiska.

Na początku XX wieku silny żywioł niemiecki osadzony w gospodarczej pod-budowie zderzył się z narastającym nurtem polskim, wspieranym przez centra w Ga-licji, zwłaszcza w Krakowie, intelektualnie niemieckiemu równorzędne, ekonomicznie słabsze. Konflikt ten jarzył się przez następne dziesięciolecia, aby znaleźć swój drama-tyczny koniec w wyniku wielkich wydarzeń międzynarodowych drugiej wojny i w rezul-tacie wytraceniu bielsko-bialskiej niemieckiej wyspy językowej.

Opisana historia oglądana dziś, z perspektywy 60. lat, niesie dla nas ważne przesłanie, które ma utorowaną drogę dzięki postawom wypracowanym przez środowisko Wrocławia, o czym mowa była na wstępie niniejszych rozważań.

Dziedzictwo niemieckiej wyspy językowej w Bielsku-Białej trzeba rozpatrywać w całym jego złożonym charakterze. Oprócz wątków negatywnych: ksenofobicznego, nikomu nieprzydatnego nacjonalizmu, odnajdujemy tu wiele aspektów godnych sza-cunku, takich jak: umiejętności gospodarczych, substancji architektonicznej, tradycji dobrego szkolnictwa, wreszcie lekcji konfesyjnego dobrego współistnienia. Jakże dalecy dziś jesteśmy od XlX-wiecznych wzorców obyczajowych, jakie w mieście praktykowano, gdy oczywistością było, że pastor z księdzem i rabinem spotykali się na cotygodniowej grze w skata.

Jak przypominał Tomasz Mann, u podstaw wszelkiej kultury leży umiejętność dziedziczenia.

prof. zw. em. dr hab. Ewa Chojecka

– historyk sztuki, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, kierownik Zakładu Historii Sztuki.

Autorka licznych prac naukowych dotyczących malarstwa i grafiki późnego średniowiecza i renesansu oraz architektury i urbanistyki XIX i XX wieku.

Ewa Chojecka

Dzieje społeczności żydowskiej w polskiej części dzisiejszego Euroregionu „Beskidy”