• Nie Znaleziono Wyników

Było to w rok p rz ed rew olucją bolszewicką w Rosji.

Ach! rz eczyw iście, był to piękny, dość nieduży ogród, og­

ród p. Lachowicza.

Miał on p rz e sz ło cztery morgi i był podzielony bardzo gustownie na trzy części: ogród warzywny, sad i piękne m u ra ­ wy z kwietnikami.

Ogród warzywny p osiadał wszystko, co tylko było p o t r z e b ­ ne do kuchni i użytku domowego: roz m a ite odmiany kartofli, przepyszną m archew , zgrabne buraczki, sm a c z n ą rzodkiewkę, sałatę , pory, pomidory, szpinak i wiele innych warzyw.

Trawniki były utrzym ywane w należytym porządku, zawsze zielone i co piewien czas koszone i wygrabiane.;

S ad słynął ze znakomitych owoców: wszystkie odmiany i kolory jabłek, przepyszne gruszki, południowe cz ere śnie , brzo­

skwinie, orzechy i t. d.

Ach! rzeczywiście, ogród p. Lachowicza był n apraw dę b a r ­ dzo ładny!

* * * .

Bo też państw o L achow icze zajmowali się jedynie swoim ogrodem. W yrzekając się z zasady wszelkich obowiązków, jakie za sobą pociąga potom stw o, marzyli tylko o hodowlach warzyw i produkcji ziemi w ogrodzie. Żyli z kuponów, jakie co m iesiąc od listów p roc entującyc h odcinali i ze swego ogrodu.

Po za tem i rz ecz am i nic dla nich nie istniało na świecie.

Kupony procentow e i ogród...

O gród i p ro c en to w e kupony...

Kupony, one przychodziły sam e bez pracy; ogrodem , niestety, trz e b a się było zajmować. Rzeczywiście nim się zajmowali i o niego się troszczyli, bo innych trosk nie chcieli i nie mieli.

Gdybyście ujrzeli piękny skład o wo c ó w, jaki sobie u rządził p. L achow icz w jednym ze swoich pokoi, pomyślelibyście, że to jaka kaplica, tak pięknie wszystko d obra ne i ułożone...

Każdy owoc p rz ech o d z ił przez jego ręce... Każdego ranka robił staranny przegląd, prz e w ra c a ł każde jabłko, oglądał każdą gruszkę, a gdy zauważył cośkolwiek, coby wskazywało, że się już psuje, naty ch m iast wybierał z półek i do kuchni na m arm e la d ę lub kom pot odsyłał.

Str. 444 P R O C H R I S T O —W I A R A I C ZYN N s 6 Miał nawet m aleńką prasę dla swych jabłek. Dbał bard zo o jabłecznik, rano wyciskał, zlewał do b u telek i uważał, by wtedy był pogodny i słoneczny dzień. W ieczorem , kiedy w każ­

dym domu głównem za ję ciem matki — to ułożyć do snu swoje dzieciny i troskliwie je na noc okryć,— z większą j e sz c z e tro s k ­ liwością szli państwo Lachow icze z wiązkami do b rz e ogrzanego siana, by z a b ezp iec zy ć od zimna swe delik atn e produkty o g ro ­ dowe.

Tak, to było pięk n em i to u rz ą d z e n ie i cały ogród p. La­

chow icza.

# * • *

A co się robi poza ogrodem jego?... nazewnątrz?... Ach!

to dla niego jakby zupełnie nie istniało, wszystko mu było jedno.

O be cn ie, gdy los p. Lachowicza był bard zo wygodny, bez troski o jutro, wszystko inne budziło w nim całkow ity niesm ak.

Wszyscy inni ludzie?.. To egoiści! P ełni zazdrości! Partyj- nicy! Nic z nich dobrego. Gazety czy dzienniki z jakąś p rz e ­ wodnią ideą czy h asłem do walki ze z łem ? To bicze, co wam spokój zatruwają, d enerw ują i zasnąć mile przeszkadzają!..

On, p. Lachowicz, wygrał swój piękny los, cóż go m oże obchodzić los innych. N iech się każdy martwi za siebie, wszak o niego nikt się nie troszczy.

Każdy ma prawo do życia i do wygód, niech je so b ie szu­

ka, jak umie, czy nie prawda, M a c ie ju ?

Maciej, albo stary Maciej, lub o jciec Maciej, to jedyny człowiek, który miał bliższe z p. Lachow iczem stosunki. On czyścił drzewa, robił sło m ia n e maty na inspekty, dozorował ogro­

du, przyjmował robotników, załatwiał sprawunki.

Ze wszystkich ludzi, do których n ależał i pro b o sz cz m iej­

scowy, on jeden jedyny znalazł ła sk ę w oczach miłych m a łż o n ­ ków Lachowiczów... W oc z a c h surowych i pogardliwie p a t r z ą ­ cych na wszystkich ludzi, a jednak ze w zruszenia w ilgotnieją­

cych na widok pięknie wychodowanych róż, dobroczynnego szpi­

naku, skrzących fijołków i za s e r c e chw ytających różnokoloro­

wych bratków.

Gdyż naw et w zimie był bardzo ładny ogród, ogród p, Lachowicza.

Ne 6 P R O C H R I S T O — W I A R A I C Z Y N Str. 445 J e d n a k zdarzyło się, że jed n eg o dnia Maciej był przyjęty u państwa nie bardzo serd e c z n ie ..

Oznajm ił on bowiem swoim panom, że jakiś nieznajomy przybysz um ieścił się w sąsiedztw ie, jakiś osobnik podejrzany o czarnych oczach, żółtawych włosach i nie polskim nosie.

— Zostaw mnie w spokoju, nie denerwuj mnie takiem i hi- storjami — zauw ażył chm urnie pan.

W krótce przyszedł drugi, towarzysz pierwszego... N astępnie trzeci, jeszcze więcej podejrzany niż dwaj pierwsi.

P orozchodzili się oni między chłopów, rozmawiali z ro b o t­

nikami, twierdzili, że są niewolnikami panów i rozdawali jakieś drukow ane papiery.

— To pac hnie cz em ś nie bardzo d o b re m — m ru c z a ł stary Maciej.— Należałoby m ieć na oku tych ludzi : coś zrobić!

Pan Lachowicz spojrzał nań z ukosa okiem, wyrażającem politowanie.

— Idź raczej do ogrodu i miej b a c z n e oko na moje aleje, trz e b a pousuwać kamyczki z drogi, by wygodnie było chodzić, prz eciąć g ęs te szpalery, pamiętaj!

Ale, te ż d b a ł bardzo p. Lachowicz, by jego ogród był na­

pra w dę ładny!

* # #

Stary Maciej m iał rację.

Powoli owi przybysze zdobywali so b ie coraz więcej a d e p ­ tów. Oni wynajmowali przedew szystkiem szynki i sklepy z p rz e ­ kąską, gdzie uświadamiali ogół o pojęciu „walki o b yt” — „w al­

ka k l a s ”.

— Co ty c h c e s z odem nie, m nie to nic nie obchodzi, — tłum aczył stare m u słu d ze rozdrażniony p. Lachowicz, — ja p rz e ­ cież do knajpy nie pójdę!..

— Ale inni ta m chodzą!

— Inni?... Co, ty chc esz, żebym się j e sz c z e i o innych troszczył. Mnie tu dobrze, je s te m u siebie, na swoich śm ieciach!

— Ale to je st dziwne i n iebezpieczne, że ci nieznajomi mówią bard zo o zniesieniu i wywłaszczeniu wszelkiego m ajątku prywatnego!

— Ja k to ? u siebie?

— Nie — u nas.

— Co za głupstwo, toć takie rzeczy mogą mówić tylko warjaci!

Str. 446 P R O C H R I S T O — W IA R A I C Z Y N N° 6 Naraz p. Lachowicz zobaczył poza kratam i jednego z t a ­ kich przybyszów i rzeczyw iście przyznał, że m iał wygląd dosyć podejrzany.

Lecz jeszc ze raz sobie pow tarza — co go to m o że o b c h o ­ d zić? On, p. Lachowicz, nie ma się czego bać! Mury w dom u są m ocne, kraty grube i gęste, ma ślicznego i rozum nego doga, ostrzegaw cze znaki elektryczne, alarm u ją ce dzwonki... telefon...

A więc?..

I o d rz u cając wszelką przygnębiającą myśl, p. Lachowicz p osze dł do ogrodu zobaczyć, czy pierwiosnki nie pokazują już z pod śniegu swych białych główek. On je ł a d n ie w bukiet zw iąże i ofiaruje swej m ałżonce,m iłej Zosieńce.

1 rz eczyw iście znalazł ich sporo!...

No też naprawdę, ogród p. Lachowicza był ładnym ogrodem.

Lecz, choć, p. Lachowicz był d o ść spokojny, niektórzy z okolicy zaczęli się już na d o b re

niepokoić-Jakiś pan z sąsiedztw ą poddaw ał projekt obrony..., stworzyć jakąś Ligę, F e d e r a c ję Związków parafjalnych, założyć jakieś s t o ­ warzyszenie pracujących, młodzieży i t.d. O dnośny wstęp tak się zaczynał:

„Zagraża nam stra s z n e niebezpieczeństwo!

Nie czeka się na pożar w te a trz e , by wtedy przygotowywać plan gaszenia i różne s tara n n e środki...”

P. Lachowicz o trzym ał swój list jak i inni.

— Czy pan zapisze się do jakiego związku, boć trzeba coś robić? zapytał Maciej.

— Ja?., łjo... ho... Ile ja już w życiu takich ptaszków otrzym ałem , jako i ten obecny! Ja zawsze zapalałem moją fajkę takim... Ale nie o te m c h c ę mówić.

Już czas, Macieju, byście ro zpoczęli p r a c ę w ogrodzie i dziś je s z c z e kilka skib ziemi przewrócili... m am w rażenie, że wiosna będzie wczesna, jabym więc c h c ia ł być już prz y g o to ­ wanym.

Gdyż, napraw dę, ogród p. Lachowicza powinien być zaw­

sze b ard z o ładnym ogrodem .

* *

*

Mimo jednak miękkich m ate ra c ó w i m ocnych ścian, m iał p. Lachowicz nieraz chwile niepokoju.

ŃQ 6 P R O C H R IS T O — W IA R A I CZYN Str. 447 C z ę s to nawet, w nocy budzi się z podskokiem i w głębokiej ciszy, p rzerw anej tylko regularnym tik, tak, zegara, mówi do siebie: „Czy to m oże być praw dą"?

Lecz b ard zą prędko znowu zasypia i ch rapie aż do rana bez przerwy, spokojnie.

Maciej śpi mniej pogodnie. To chłop polski, niewykształ­

cony, ale ze zdrowym rozsądkiem . On wie, co to znaczą ró ż­

ne dziury w płocie ogrodowym, przeczuw a, że już jest bezsilny w obec szkodników i żadne pułapki nie pomogą.

— P a n ie Lachowicz.., ch o ć m am wszelki dla P a n a s za cu ­ nek, jednak nie m ogę go nie p rz e strz e d z p rz ed szkodą w ogro­

dzie, trze b ab y się jakoś po łącz y ć z innymi, P an źle robi, że nie c h c e iść ręka w rękę z ludźm i kochającym i lud. Możnaby p rz e c ie ż coś na to poradzić, t r z e b a działać.

— No, dobrze! M acieju, nie c h c ę być upartym, pomówię o te m z miejscowym nauczycielem .

Maciej pokręcił głową: — Nauczyciel?.. C zytałem , że i on tak że miał... Niech Pan poczeka! Mam to w swojej kieszeni...

Maciej czyta: „Należy spojrzeć w oczy prawdzie. Już kil­

ka tysięcy nauczycieli należy do związku lewicowego, a są po­

między nimi i tacy, co z bolszew ikam i idą w p a rz e " '

— G dzieś ty taką kac zk ę wyczytał? Chyba w jakim piś­

m ie od proboszcza?

Nie wiem.. To je st jakaś gazeta, którą mi syn przyniósł z miasta. O na się nazywa...

— O! już wiem, napewno „Polak-K atolik" — co? — albo G azeta Ś w iąteczna?

— Nie... to jakiś Kurjer z Warszawy.

A więc oni już wszyscy powarjowali! pom yślał p. L ac ho­

wicz, p ó jd ę lepiej do ogrodu za c z n ę okopywać drzewa. To mi zm ieni myśli i rozerwie...

Ach! Wiosna idzie, a ogród p. Lachowicza tej wiosny b ę ­ d zie jeszcze piękniejszy.

*

L ecz jednej nocy p. L achow icz usłyszał nagle, że kratę w oknie ktoś rozrzyna.

— Zosiu!... złodzieje!

Rzucił się do okna i zauważył jakichś osobników, którzy bez żadnego s t r a c h u operowali przy oknie.

*

*

S tr. 448 P R O C HR ISTO— W IA R A I CZYN Ma 6 Dog najprzód usilnie szc zeka ł, a potem już przestał.

I u drzwi sły ch ać było łom ot i trzask.

P. Lachowicz ch c ia ł o św iecić pokój, lecz druty były p r z e ­ cięte.

R zucił się do telefonu — AlloL. Allo!... Prędzej... policja!

P r ę d z e j , ratunku!,..

Usłyszał w a p a ra c ie coś, jakby wybuch śm iechu.

Kiedy się odwrócił, ci nowi przybysze byli p rz ed nim.

— Ależ, panowie, krzyknął głosem ochrypłym, ja jestem u siebie. W podobny sposób nie wchodzi się do ludzi.

Lecz je d e n z obcych, bard zo p rosto i bez c e rem o n ji po­

walił go na ziem ię w ystrzałem z rewolweru.

— Ach! mój Boże!... krzyknęła p rz e stra sz o n a Zosia.

I ona o trzym ała swoją kulę, podobnież jak m ałżonek d o ­ stał swoją, a dog swoją.

Księżyc świecił w pełni... c a ła wieś spała spokojnie... na­

uczyciel śnił przyjemnie... R ozpoczęła się era moskiewskiego komunizmu.

Lecz cóż ma do tego piękny ogród p. Lachowicza i jaki go los cz ek a?

S a pienti sat. C aveant consules.

p arafraza z „La Croix”

O. A lek sa n d e r, paulin.

ŻY C IE K A T O L IC K IE .

„Ks. dr. W ładysław S zczepański".

W pierwszą rocznicę śm ierci

Encyklika Leona XIII „Prowidentissim us D e u s ” posiada przełom owe znaczenie dla rozwoju nauki. Słowa wielkiego P a ­ pieża, naw ołującego katolików do pracy nad naukami biblijnemi, przyniosły plon obfity.

O dkrycia archeologiczne stały się w wiel < w ypadkach k o ­ mentarzem Biblji i niejednokrotnie zaświadczyły o ścisłości in­

Ns 6 P R O C H R IS T O — W I A R A I CZYN S tr. 449 formacji podaw anych przez księgi Natchnione. Uczeni katoliccy zajmują wybitne stanowisko w archeologji. Dość przytoczyć, że w samej tylko Francji nad jednym tylko działem tej nauki — pre- historją pracują księżą: B ardon, Bouyssonie, Breil. Ten ostatni wraz z ks. dr. O berm ayerem jest jednym z filarów nowoczesnej prehistorji. Przedstaw icielem Polski wśród tej wielkiej twórczej pracy naukowej całego świata był ś. p. ks. dr. Szczepański T. J.

Działalność teg o naszego wielkiego rodaka pozwolę sobie przedstaw ić w niniejszym artykule.

C zuję się do tego obowiązanym jako archeolog, zawdzię­

czający wiele jego dziełom i mający szczęście znać go osobiście.

Śp. ks. dr. S zczepański urodził się w 1877 roku w Mało- polsce. W 1891 r. w stąpił do Towarzystwa Jezusowego. Stu- djuje przez długi czas w Krakowie, później w Innsbrucku i Bey- rucie. Przez dziewięć lat piastuje godność profesora palesty- nologji w Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie. Na tern stanowisku obok pracy pedagogicznej poświęca wiele wysiłków na działalność naukową. W licznych p o d ró ż a c h naukowych stu- djuje kulturę wschodu antycznego, Rzymu i Grecji. Nie należał bowiem do suchych te ore tyków i b a d a ł na miejscu warunki ro­

zwoju staro ż y tn y c h cywilizacyj. Na pierw szy plan wysuwają się tutaj podróże do Grecji, do wysp morza Egejskiego, na Synaj i do Arabji Skalistej. Marzenia młodzieńcze ziściły się dnia 7 sierpnia 1907 r. Na ruinach Troi rozkoszował się czytaniem U jady. N astępnie zwiedził pałace Krety i właściwą Grecję.

W roku 1906 udaje się na półw ysep Synajski. P rz e d się b ie rz e tę uciążliwą podróż po przez pustynie i łań c u c h górski, dla p rz e­

studiowania jednego z najstarszych te k s tó w Pisma świętego i dla zbadania z Biblją w ręku miejsc, na których się rozegrała e p o ­ peja egzodu izraelskiego. N iejednokrotnie w dzierał się na k a rk o ­ łom ne szczyty w celu łatw iejszego zorjentow ania się w topogra- fji miejscowości ta k pam iętnych dla ludzkości. Jak sam pisał, nie lubił wedle niem ieckiej re cep ty oglądać ,.góry zdołu, k o ś­

cioły z zewnątrz, a hotele z w e w nątrz11. Sum ienność i d o k ła­

d ność w najdrobniejszych szczegółach była c e c h ą jego pracy naukowej. W 1Q05 roku wraz z kilkoma profesorami U niw ersy­

tetu Bejruckiego bada A ra b ję S kalistą pod względem archeologicz­

nym i etnologicznym . W sc h ó d w swym konserwatyzm ie zacho­

wał wiele cech pierw otnych i d o k ład n e zapoznanie się ze zwy­

Str. 450 P R O C H R I S T O - W I A R A I C Z Y N M 6 czajami obecnych jego mieszkańców jest wielce pożyteczne dla archeologów.

Ks. Szczepański odznaczał się wybitną znajomością języ­

ków. O p ró c z polskiego znał dokładnie hebrajski, grecki, łacinę, francuski, włoski, niemiecki, arabski i kilka narzeczy semickich.

Przez długi czas studjow ał zabytki piśmiennicze Egiptu i Chal- dei. P rac e swe ogłaszał po polsku, po łacinie, po włosku i po arabsku.

Działalność piśmiennicza jest im ponująca tak pod wzglę­

dem swej wartości naukowej jak i ilości pozostaw ionych dzieł.

Należy podziwiać w prost b e n e d y k ty ń sk ą pracow itość. Zdum ie­

nie ogarnia na myśl, że przy tak częstych podróżach znalazł się czas na stworzenie tak w: ;lu dzieł. Spuścizna naukowa dzieli się na pam iętnikarską, opisową i na ściśle naukową. T a o s ta t­

nia grupa składa się z dzieł o treści archeologicznej i biblijnej.

Dla wielkiej ilości pozostaw ionych prac omówię na tern miejscu jedynie ważniejsze dzieła szczegółowszy spis podaję na końcu niniejszego artykułu. W spom nienia z podróży spotykamy:

w „Arabji Skalistej", „Na Synaju" w „Bazylikach Rzym u" i w „ P a ­ lestynie po wojnie światowej". N iejeden także szczegół można znaleźć w przedm ow ach pisanych do innych dzieł. W wyżej wspomnianych p racach śp. ks. dr. W ładysła w S zczepański przy opisie oglądanych zabytków podaje ich dzieje i rozpatruje liczne hipotezy historyczne.

N ajw ;ęcej wysiłków pośw ięcał ks. profesor S zczepański studjom biblijnym. Przełożył na nowo z języka greckiego i za­

opatrzył objaśnieniami naukowemi „Ewangelje" i „Dzieje A p o ­ stolskie". Wielkiem dziełem było ułożenie słowami e w an g eli­

stów jednolitego opowiadania o życiu C hrystusa przy ścisłem przestrzeganiu porządku chronologicznego. T ak ie harmonijne zestawienie połączone jest z wieloma trudnościam i i wymaga wielkiej erudycji. W riągu wieków nie brakło mniej lub b a r ­ dziej udatnych prób w tym kierunku. T ak np. około 170 roku Tycjan Syryjczyk usiłuje dokonać tego, a później św. A u g u sty n pracuie nad tern zadaniem. Ks. Szczepański wywiązał się nad ­ zwyczaj szczęśliwie ze swego zadania- P raca jego została przy­

jęta entuzjastycznie przez cały ep iskopat polski i jeszcze za ży­

cia autora, w przeciągu bardzo krótkiego czasu „Bóg - Człowiek w opisie ew angelistów" został wydany kilkakrotnie. Jako k o '

Ne 4 PRO C H R IS T O — W IA R A I CZYN Str. 451 mentarz do N owego Testam entu została napisana „P alestyna za czasów C hrystusa". B ezpośrednio o Zbawicielu mówi ks. S z c z e ­ pański w swej broszurze p. t. „Jezus z N azaretu w świetle k ry ­ tyki". U schyłku życia zwrócił się ks. dr. Szczepański do stu- djów nad początkiem rozwoju Kościoła.

Zapow iedzią tego now ego kierunku twórczości była praca

„Tak zwany S o b ó r Jerozolim ski". Studjum krytyczno-egzege- tyczne do 15 roku Dziejów Apostolskich. J e d n ą z najważniej­

szych prac miało być dzieło o św. Pawle. N iestety śmierć au­

tora przeszkodziła ukazaniu się tej książki na półkach księgarskich, Miejmy jednak nadzieję, że Zakon Jezuitów tak d bały o chw ałę Bożą wyda to dzieło, choć nie jest jeszcze zupełnie skończone.

K ażdy choćby najmniejszy przyczynek, pisany przez tej miary uczonego co śp. ks. Szczepański, jest niezmiernie cenny dla nauki.

C o się tyczy prac czysto archeologicznych należy zazna­

czyć, że ks. Szczepański wielce bolał nad tern, że dotychczas nie mieliśmy właściwie polskich archeologów — orjentalistów.

Pod tym względem stoimy niżej nawet od Rosjan. Jedynym w y­

jątkiem był przyjaciel ks. S zczepańskiego Tadeusz Smoleński, przedwcześnie zmarły na suchoty. Zaczęte przez niego wyko­

paliska dokończył A h m ed Bey Kamal. D otychczas brakow ało nam naw et odpow iednich dzieł traktujących o cywilizacyj W scho- klasycznego. Tej luce postanow ił zaradzić ks. Wł. Szczepański i powstaje cały sz e re g p ra c naukow o-popularnych, zaw ierających w sobie zestawienie ostatnich zdobyczy nauki. W roku 1917 ukazuje się „Jeruzalem i J e r y c h o w świetle dziejów i wykopalisk".

W r. 1020 „Mieszkańcy Palestyny p ie rw o tn e j”. W ślad za nią ukazuje się „Egipt". Ta ostatnia p ra c a ku radości a utora p o ­ trafiła przełamać bierność polskiego „inteligenta", tak mało czy­

tającego rzeczy poważne. Pierwsze wydanie wkrótce zostało w y ­ czerpane i jest nadzieja, że w krótkim czasie ukaże się drugie.

Jako następne tomy cyklu „Najstarszych cywilizacyj wschodu k la sy c z n e g o ” ukazały się „B abilon” i „Egea i H a t t i ”. W p r z e d ­ mowie do tego ostatniego tom u pisze autor, że chociaż już poświęcił P alestynie siedem prac, jeśli Bóg użyczy mu zdrowia i życia, to ma zamiar następny tom poświęcić syntezie cywilizacji syryjsko- palestyńskiej. Niestety, nieubłagana śmierć nie pozwoliła mu dokonać tej pracy, położyła kres temu pracowitem u żywotowi w Innsbrucku dnia 30 maja 1927 roku.

Str. 452 P R O C H R I S T O — W IA R A I C Z Y N Ne 6 Omówiwszy działalność naukową śp. ks. dr. W ładysław a S zczepańskiego wspomnę na zakończenie o nim jako o Polaku.

Po wojnie światowej pow rócił do Ojczyzny i został prof. Uni­

wersytetu W arszaw skiego. Jako jeden z najpłodniejszych pisarzy teologicznych naszej epoki, cieszył się ogólnym szacunkiem wśród rodaków i cudzoziemców. Był człowiekiem Polskiej Akademji Umiejętności w Krakowie, W arszawskiego T ow arzystw a N a u k o ­ wego i Towarzystwa Nauk w P oznaniu. O jego stosunku do rodaków na obczyźnie w czasie niewoli możemy dowiedzieć się z listu generała Jaźwińskiego, zamieszczonego w „G azecie W a r ­ szawskiej” dnia 2 czerwca 1927 r. „P oniew aż los mnie zetknął z tym czcigodnym kapłanem uważam za obow iązek swój o tym fakcie napisać. Było, to w roku 1908 na W yspie Krecie (na morzu Śródziem neml. Tam znalazłem się, jako podporucznik b- armji rosyjskiej z pułkiem strzeleckim, w którym służyłem. Było tak, że dow ódca pułku był Polakiem, jak i ja, było kilkuset żoł­

nierzy Polaków w pułku. Kapelana pułk nie miał, a księża miej­

scowego kościoła byli Włosi i po polsku nie mówili. Zbliżał się okres spowiedzi wielkanocnej. W te d y to z Azji Mniejszej p o ś ­ pieszył do nas śp. ks. Szczepański. Pułk b. armji rosyjskiej dzięki Polakowi dowódcy, pułku, pułkownikowi Roszkowskiemu, spotkał księdza wprost owacyjnie. A misjonarz, wielki mówca, gościł wśród nas tydzień cały, nauczał w pięknych przem ówie­

niach, budząc ducha polskiego, spow iadał, a odjechawszy pozo­

stawił poza pięknem w spom nieniem , jeszcze rozbudzone pragnie­

nie służby we własnych szeregach. C ześć pamięci misjonarza, żołnierza C hrystusow ego".

Zaiste trudno znaleźć właściwsze określenie dla działalno­

ści ks. Szczepańskiego jak „żołnierz C h r y s tu s o w y ”. Zasłużył sobie na ten tytu ł długoletnią walką, na terenie nauki w szech­

światowej, w obronie najświętszych ideałów pracą, uciążliwemi podróżami, odbytemi w poszukiwaniu praw dy dziejowej, i tym szacunkiem, jaki potrafił wzbudzić dla swej szaty kapłańskiej nawet u fanatycznych mnichów schyzmatyckich i u koczowniczych beduinów . T o też mógł powiedzieć o sobie słowami swego ukochanego mistrza: „P otykaniem dobrem potykałem się, zawo- dum dokonał, wiarym dochow ał.

Z y g m u n t P ró szyń ski.

Ne 6 P R O C H R IS T O — WIARA I CZYN Str. 453

„ S z c z e g ó ł o w y s p i s d z i e ł i b r o s z u r n a p is a n y c h p r z e z śp - k r . W ł a d y s ł a w a S z c z e p a ń s k i e g o ” .

R z y m w o b e c k s i ą g p i e l g r z y m s t w a , K r a k ó w 1903 ( o d b i t k a 8°, s t r . ? 8) N o w y i n d e k s k s i ą ż e k z a k a z a n y c h , j e g o u z a s a d n i e n i e , d z i e j e i n o w e p r a w o K r a k ó w 1903 8°, XX x 388. P r a w o m o c n o ś ć u s t a w y „ T a m e t s i " , n a z i e m i a c h z a m i e s z k a ł y c h p r z e z P o l a k ó w D a s b i s c h o f l i c h e B i i c h e r v e r b o t u n d d i e E z e m - p t io n d e r O r d e n l e u t e , L in z 1904 Ma d a n T u r S i n a (p o a r a b . = k o p a l n i e t u r ­ k u s ó w na S y n a j u ) . B e j r u t 1906. 8°str. 24. W A ra b ji S k a l i s t e j , K r a k ó w 1907.

8° s t r . VII 137.

N a S y n a j u , K r a k ó w 1908, 8° s t r . X V I - | - 376.

N a c h P e t r a u n d z u m S i n a i , I n n s b r u c k 1908, 8° s t r . XX -f- 597 D e r D u r c h z u g d e r I s r a e l i t e n d u r c h d a s R o t e M e e r, I n n s b r u c k 1Q08. 8 s t r . 26.

P i e r w s z a s k a r g a J o b a , K r a k ó w 8° s t r . 12. T r a i g r a n i t i d e l S n a i, R o ­ m a 1911. 8° s t r . 21.

P r z e m ó w i ł J a h w e , K r a k ó w 1911. 8° s t r . 11. S u p o r f l u m i n a B a b y lo n i s . P o z n a ń , 1912, ztr. 23.

S l u l e c i e w y k o p a l is k n a w s c h o d z i e , P o z n a ń 1912. 8° s t r . 23. L a P a l e - s t i n a p r e i s t o r i c c a , R o m a 1912, 8° s t r . 15"

G e o g r a p h i a h i s t o r i e a P a l e s t i n a e a n t i ą u a e , R o m a 1912, 6° s t r . 227.

La c iv ilta e la r e l i g i o n e d e i N a b a t e i a P e t r a , R o m a 1913 8° s t r . 40.

B ó g - C z ło w ie k w o p i s i e E w a n g e l i s t ó w , R z y m 1914, in folio str. XV-j-468.

C o z n a c z y : K b r t h a - a r e s ? K r a k ó w 1916 8° s t r . 5.

C z t e r y E w a n g e l j e : 1 W s t ę p ogó ln y , K r a k ó w 1916 8° s t r . VIII—j-160.

II P r z e k ł a d i k o m e n t a r z , K r a k ó w 2917, str.

X X X II+ 6 1 2 . '

N ow y T e s t a m e n t ( E w a n g i e l j e i D z ieje A p o s t o l s k i e ) K r a k ó w 1917,16°

s t r . X V I + 7 4 4 .

E w a n g i e l j e n a k a ż d y d z i e ń r o k u k o ś c i e l n e g o , K r a k ó w 19 17,16° s t r . 360.

J e r u z a l e m i J e r y h o w ś w i e t l e d z i e j ó w i w y k o p a l is k . K r a k ó w 1917,8°

s t r . 174.

P a l e s t y n a za c z a s ó w C h r y s t u s a . W i e d e ń 1920,8° s t r . VIH-j-86.

M i e s z k a ń c y P a l e s t y n y p i e r w o t n e j , raków - 1920.

J e z u s z N a z a r e t u w ś w i e t l e k r y ty k i.

T ak z w a n y S o b ó r J e r o z o l i m s k i . S t u d j u m k r y t y c z n o - e g z e g e t y c z n e d o 15 r. D z i e j ó w A p o s t o l s k i c h .

E g ip t, W a r s z a w a 1922 s t r . XV-)-256.

P a l e s t y n a po w o j n i e ś w ia t o w e j, K r a k ó w 1923.

B a b i l o n , W a r s z a w a 1923 s t r . VIII—f—182 E g e a i H a t ti , W a r s z a w a 1923 s t r . VIII—(— 174.

B a z y lik i R zym u, p r z e w o d n i k d h p i e l g r z y m ó w s t r . 307..6°.