• Nie Znaleziono Wyników

Gen podróży

2. Cezura Ryszarda Kapuścińskiego

Z

perspektywy prowadzonych w tym miejscu rozważań nie bez znaczenia wydaje się także zwrócenie szerszej uwagi na przywoływaną już kilkakrotnie osobę Ryszarda Kapuścińskiego. Postać polskiego reportażysty, choć powszechnie znana i „rozczytana”

niemal na wszystkie sposoby, warta i konieczna jest kilku słów komentarza – co najmniej z kilku powodów. W moim przekonaniu jego twórczość przekracza tak wiele granic, stając się uniwersalną matrycą oglądu świata, że trudno w dzisiejszych czasach o lepszy podróżniczy azymut. Niech żeglują inni. Dosyć przetarł szlaków. Dosyć zostawił kompasów, map i przestróg, które można zabrać w podróż.48 Do dziś za tą myślą podąża wielu.

Transgraniczność jego opowieści, wielowymiarowość osnuta zazwyczaj wokół istotnych wydarzeń politycznych w danym regionie świata, w którym akurat autor przebywa, spowodowała konieczność sytuowania wielu nowych publikacji w kontekście lub w odniesieniu do Ojca Reportażu – jak powszechnie nazywany jest Ryszard Kapuściński.

Można go lubić lub nie lubić, ale nie można nie zauważać. Można się z nim zgadzać lub nie, ale nie można go nie słyszeć. Swoim pisarskim warsztatem wykreował taki stan rzeczy, wobec którego każdy, kto odnosi się w jakimś stopniu do wątków z literatury podróżniczej, musi – a przynajmniej powinien – nawiązać. Być może na tym polega także jego ponadczasowa wielkość, że nie można go przemilczeć i ominąć – choć jak sam przyznał w jednym z wywiadów: Chciałem tylko mieć możliwość zobaczenia, jaki świat jest naprawdę.49 Na przestrzeni całego swojego życia stworzył wiele literackich dzieł, które już dawno przeszły do kanonu gatunku – sam zresztą ten gatunek poszerzając o tzw. reportaż literacki.

Wszak nie był tylko dziennikarzem-reporterem. Próżno szukać dziś na półkach innego takiego autora, który poprzez swoją prozatorską twórczość zwierałby kilka kluczowych wątków dotyczących kondycji współczesnego świata – i na tym oto polega wielkość Kapuścińskiego, gdy udało mu się przekroczyć nie tylko granice administracyjne i polityczne, ale także zręby czasu. Jego syntezy są kapitalne. Ich niepowtarzalność polega także na tym, że nie tylko opisują świta, którego autor doświadcza, ale także przybliżają czytelnika do dziennikarskiego i pisarskiego rzemiosła. Kapuściński nie ukrywa, w jaki sposób zdobywa

48 A. Domosławski, Kapuściński non-fiction, Warszawa 2010, str. 562.

49 W. Bereś, K. Burnetko, Kapuściński: nie ogarniam świata, Warszawa 2007, str. 251.

50

informacje, jak „urywa się” z oficjalnych protokołów i na swój sposób garnie się do zwykłych i prostych ludzi szarej światowej codzienności. Jego przekaz publicystyczny łączy w sobie jakoby dwa elementy: pisze o tym, co widzi i o tym, jak widzi. Zawiera w swoich opowieściach zarówno charakterystyki miejsc, czasów i wydarzeń, ale także w taki sposób komponuje reportaż, by wprowadzić czytelnika w dany obszar kulturowy, idąc z nim niejako pod ramię i prowadząc za rękę.

„Kapuściński połączył technikę reportażową z literacką i osiągnął to, że jego teksty stają się ponadczasowe. Dysponując ogromem faktów, wykorzystuje je, zestawia, układa fabułę, przekazując czytelnikom prawdę o prezentowanej rzeczywistości od strony postaci, które nie tylko dopuszcza do głosu, ale pośrednio analizuje ich stany psychiczne i opisuje przeżycia. Rozbudowuje informacje, naświetla tło zdarzeń. Prezentując poszczególnych bohaterów, żyjących na różnych kontynentach, ukazuje ich tragedię, która ma swe źródło m.in. w tym, że przed dekolonizacją byli prześladowani przez jedną władzę (kapitalistów), a po dekolonizacji przez tę, która miała ich reprezentować (komunistów).”50

Dziś takie reportaże praktycznie nie powstają. Bardzo rzadko zdarza się, by podróżnik potrafił w taki sposób skomponować swoją opowieść, by umiejętnie połączyć epicki zapis drogi z wiernym naświetleniem okoliczności, w jakich przychodzi mu podróżować.51 U Kapuścińskiego czytelnik staje się częścią jego podróży, kroczy przy nim i wie, że podawane informacje są częścią realnie odbywającej się wyprawy czy też spotkania z Innym. Sam po wielokroć podkreślał: Musicie jeść z ludźmi, o których piszecie, głodować z nimi, utożsamiać się z nimi. Dzielić wszystko.52 W podobnym tonie wypowiada się dalej: Muszę żyć wśród ludzi, jadać z nimi i głodować z nimi. Chciałbym być częścią tego świata, który opisuję, muszę się w nim zanurzyć i zapomnieć o innej rzeczywistości.53 Z tegoż to względu podróż stała się dla niego filozofią. Nie stanowiła czczego stawiania stopy za stopą, a była swoistą dyrektywą moralną: jeśli podróżować, to tak i tak. Nie inaczej. Nie po łebkach. Nie byle jak. Tylko tak i tak. W tym względzie, jak się wydaje, Kapuściński nie uznawał kompromisów. Taka postawa pozwalała mu w miarę wiernie opisać najmniejsze nawet wydarzenie i w ten sposób, poprzez to wydarzenie, niejako oświetlić (doświetlić) szerszy kontekst swojej literackiej wypowiedzi.

Postawa ta znamionuje, w mojej opinii, kunszt i warsztat pisarza oraz wskazuje na cechy

50 K. Wolny-Zmorzyński, Ryszard Kapuściński, w labiryncie współczesności, Kraków 2004, str. 193.

51 Zwraca na to uwagę Bogusław Wróblewski w swoim wstępie do zbioru szkiców o twórczości Ryszarda Kapuścińskiego i pisze m. in.: Takie są skutki odrzucenia konwencji i granic gatunkowych reportażu. […]

Najprostsze, najbardziej czyste – co nie znaczy najłatwiejsze – możliwości „pisania o sobie” stwarza jednak utwór liryczny. B. Wróblewski, Życie jest z przenikania, Warszawa 2008, str. 6.

52 R. Kapuściński, Dałem głos ubogim, Kraków 2008, str. 12.

53 Tamże, str. 28.

51

charakteru podróżnika, który nie stroni od niebezpieczeństw i przeciwności losu. Wie, że może zacząć lać deszcz, że grad pocisków może przeszyć mu ciało lub że wystawia się na nieograniczone w potencji spotkanie z dzikim zwierzem – jednak robi to wszystko. Nie ucieka. Nie dezerteruje. Nie wyjeżdża.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę jeszcze na jeden aspekt twórczości Ryszarda Kapuścińskiego, pisząc o reportażyście w kontekście polskiej literatury podróżniczej. Mam tutaj na myśli rozeznanie profesji podróżnika, które, jak się wydaje, ma ogromne znaczenie, gdy w efekcie przychodzi czytać i analizować jego dzieła. W dalszej części niniejszej rozprawy będzie jeszcze o tym mowa, jednak w przypadku Kapuścińskiego warto przywołać w skrócie zawodowe tło jego twórczości. Będąc przede wszystkim dziennikarzem o specjalizacji reporterskiej podróżował z taką właśnie legitymacją. Zawsze był dziennikarzem i reporterem. Jak się okazuje, nie jest to bez znaczenia, szczególnie w kontekście innych podróżników (zarówno w jego, jak i w późniejszych czasach) oraz zważywszy na skutki takich, a nie innych akredytacji. Praca zawodowa sytuowała go wobec okoliczności. W jakimś sensie to praca zawodowa, profesja, którą wykonywał, wysyłała go w te, a nie inne miejsca na świecie.54 Nie był tzw. wolnym strzelcem, czy podróżnikiem na gapę. Nie był włóczykijem, globtroterem i wagabundą. Etatowa praca stawiała określone wymagania, ale także płaciła rachunki – jeśli nie wszystkie, to wiele, wiele z nich. Należał do określonej grupy zawodowej, co w kontekście późniejszych rozmyślań, w dalszej części opracowania, każe także na jego przykładzie zwrócić uwagę na niebagatelne w podróży znaczenie tego czynnika. Symptomatyczna wydaje się więc przynależność do światka, z którego podróżnik się wywodzi, ponieważ rzutuje to bezpośrednio na jego potencjał twórczy. W tym znaczeniu postać Ryszarda Kapuścińskiego jest wyraźna i klarowna. Można wyobrazić sobie zawodowego żołnierza wysyłanego przez czterdzieści lat służby na różne światowe fronty czy też lekarza z organizacji „Lekarze bez granic”, który przez całe życie pełni swoją misję w najodleglejszych zakątkach globu. W podobnej sytuacji będą także misjonarze, gdy kościoły wysyłają ich na swoje antypody. Kapuściński zawsze miał szefa, a przeważająca część jego twórczości jeśli nie powstała na zawodowe zamówienie, to z pewnością była skutkiem tych powinności. Stamtąd szła inspiracja. Polski i europejsko-wschodni kontekst polityczny lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, siedemdziesiątych czy nawet osiemdziesiątych nie

54 Jak się wydaje, dobrze tę sytuację charakteryzuje już pierwsza decyzja o wysłaniu Kapuścińskiego w zagraniczną podróż, o czym sam opowiada na łamach „Podróży z Herodotem”: W naszym pokoju reporterów zadzwonił telefon. Szefowa prosiła mnie do siebie. – Wiesz – powiedziała, kiedy stanąłem przed jej biurkiem – wysyłamy cię. Pojedziesz do Indii. R. Kapuściński, Podróże z Herodotem, Kraków 2004, str. 14.

52

pozwalał wielu – a można i dodać, że nie pozwalał nikomu – na tak swobodny obszar podróżniczy i publicystyczny. Wykonywany zawód dziennikarza otworzył mu wiele drzwi i dał wręcz nieograniczony niczym paszport – czy jest to jednak zarzut?

Ryszard Kapuściński wymyka się prostym kalkulacjom i także na tym polega jego nietuzinkowość oraz dlatego też wydaje mi się zasadnym przywołanie jego postaci na samym początku dysertacji. Ma bowiem w sobie dwie natury: określoną i nieokreśloną. Podlega klasyfikacji i zaraz, za chwilę, wymyka się jej doszczętnie, ponieważ w ramach wykonywanego zawodu, na tyle pewnie na ile mógł, na ile chciał i na ile starczało mu sił i pieniędzy, był właśnie wspomnianym powyżej swoistym wolnym strzelcem, podróżnikiem na gapę, włóczykijem, globtroterem i wagabundą. Był samotnym wilkiem. Można byłoby ironicznie zapytać: kto, jeśli nie on? Natomiast w całej złożoności problemu jego postać nie kryła się tylko za tymi wymienionymi określeniami. Na swój sposób udało mu się połączyć i skumulować kilka cech, które wydają się nieodzowne, by powstała osoba wielkiego podróżnika i pisarza piszącego zarazem wielkie dzieła. Postać Kapuścińskiego spina w sobie walory, które na późniejszym etapie skutkują literaturą podróżniczą wysokich i najwyższych lotów. W jego przypadku i na jego przykładzie doszło do swoistej symbiozy talentu, ciężkiej pracy, cech charakteru i splotu szczęśliwych okoliczności – a wszystko to w efekcie każe dzisiaj zwracać na niego uwagę, i tak jak zaznaczyłem na wstępie, nie można go w rozmyślaniach pominąć.

Szczególność Ryszarda Kapuścińskiego objawia się jeszcze w jednym aspekcie jego literackiej twórczości, a mianowicie poprzez kontekst zasięgu terytorialnego. Jako nieliczny i jeden z niewielu (nikt w Polsce i raptem kilka osób na świcie) stworzył na tak wysokim poziomie edytorskim literaturę, która faktograficznie dotyczy tak ogromnej połaci Ziemi. Gdy dziś, i na przestrzeni ostatnich dwudziestu paru lat, powstaje całe zatrzęsienie książek podróżniczych, gdy półki uginają się od dziesiątków publikacji, ze świecą szukać można autora, który dorównałby Kapuścińskiemu w setkach tysięcy kilometrów przebytej drogi na niemal wszystkich kontynentach. Dlatego też wydaje się konieczne zwrócenie na to uwagi, ponieważ mało kto osiąga taki cel i prawie nikt nie pozostawia po sobie w tym ujęciu tak gigantycznych w mierze zapisów. Jednak Kapuściński to tylko człowiek. Ma wady, zalety i własne tajemnice, jak każdy z nas. Jest także aż człowiekiem, dokonał bowiem wielu nadzwyczajnych rzeczy, na które niewielu ludzi by się zdobyło. Jego błędy życiowe dodają mu autentyczności, a podróże, reportaże i książki wywołują podziw. Wokół takich ludzi jak

53

Kapuściński zawsze gromadzą się krytycy i fanatycy. To znakomicie potwierdza i podkreśla wielkość postaci.55 Kapuściński był gigantem. Charakter jego prac oddaje charakter jego podróży. Z wielu powodów nieliczni dzisiaj robią tak samo i można nawet odnieść wrażenie, spoglądając na ogólnie dostępną w księgarniach literaturę podróżniczą, że nikt w obecnych czasach śladami Mistrza Reportażu nie podąża, a słowo „nieliczni” użyte jest tutaj na wyrost.

Jeśli jednak to się zdarza, to nie na taką skalę i bardzo sporadycznie. Skądinąd doskonała proza reportażowa np. Mariusza Szczygła w obu jego tomach56 dotyczy tylko i wyłącznie Czech – a przykładów tych jest wiele i w dalszej części niniejszej rozprawy zostaną one wskazane.

Postać Ryszarda Kapuścińskiego jest jak rzymski słup milowy. Wyznacza i oznacza.

Jest jak wzorzec metra z Sevres. Można powiedzieć, że posiadł on w stopniu najwyższym umiejętność pogodzenia pasji podróżniczej ze zręcznością literackiego o niej opowiadania.

Uważa tak wielu ludzi na świecie; zarówno tych „z branży”, jak i przede wszystkim zwykli, codzienni czytelnicy.

„– Mamy w Wielkiej Brytanii długą tradycję pisania podróżniczego – odpowiada Gott. – dziesiątki brytyjskich dziennikarzy opisywało Afrykę, nasze stare imperium, lecz żaden nie zrobił tego tak olśniewająco jak Kapuściński. Ryszard ma oko powieściopisarza, posługuje się faktami nie po to, żeby udowodnić swoje polityczne stanowisko; raczej w taki sposób jak malarz używa kolorów, żeby w oryginalny sposób ukazać to, co widzi. W skomplikowanym dziś świecie początku XXI wieku jego pisarstwo daje świadectwo temu, co widział i przeżył. Uderza siłą opisu – wydarzeń, ludzi, społeczeństw, z którym jego czytelnicy zapewne nigdy się nie zetkną.”57

Ciekawym więc w tym kontekście wydaje się także stosunek pisarza-podróżnika do najnowszych zdobyczy techniki, które wedle opowieści świadków często stawały się dla niego ciężarem. Można powiedzieć, że nie znosił komputerów i w nowoczesnych internetowych mediach nie tylko widział zagrożenie dla swojej pracy i swoich osiągnięć, ale także deprecjonował ich niezawodność wskazując na tymczasowość tego zjawiska. – Jeszcze nikt nie napisał na komputerze wielkiej książki! – kłócił się kiedyś nie na żarty z córką przyjaciół, Dorotą. – Ależ Rysiek, co ty mówisz? Ilu wielkich pisarzy pisze dzisiaj na

55 K. Król, Wielkie Biografie, Kapuściński, Warszawa 2011, str. 9.

56 Mam na myśli dwie wielokrotnie nagradzane pozycje: „Gottland” (Czarne, Wołowiec 2006) i „Zrób sobie raj”

(Czarne, Wołowiec 2010).

57 Opinia Richarda Gotta, którą przywołuje Artur Domosławski. W: A. Domosławski, Kapuściński non-fiction, Warszawa 2010, str. 397.

54

komputerach. Zwymyślał mnie wtedy tak, że się poryczałam.58 Umniejszał znaczenie wszystkiego, co mogło oddalać od rzeczywistego kontaktu – i robił to podświadomie, nie miał w zwyczaju współpracować z elektroniczną maszyną. Pisarskie rzemiosło wykłuwał ręcznie i, jak się wydaje, przenosił na cywilizowaną rzeczywistość nawyki, które posiadł podczas dalekich i egzotycznych podróży. Takie zachowania rzucają ciekawe światło na pisarski warsztat, który w dzisiejszej dekadzie XXI wieku zdaje się już nie istnieć i trudno sobie wyobrazić takiego pisarza, a tym bardziej reportera. To drugi komputer w pracowni, jaki kupił w życiu. Pierwszy – jak podejrzewał – ukradł mu pewien fotograf, który przyszedł na wywiad z zagranicznym reporterem i na dłuższą chwilę został w pokoju sam – „żeby obfotografować pracownię mistrza”. Po tamtej wizycie laptop wyparował, tak samo fotograf, wynajęty za pośrednictwem internetu.59W jakimś sensie do końca pozostał człowiekiem starej daty.

Jak piszę? Wszędzie mam jakieś kartki i karteluszki. Czasem już nie wiem, co z teraźniejszości, a co z przeszłości. Nic nie wyrzucam i rośnie to wszystko jak pranie na stole gotowe do prasowania. Setki drobnych informacji. Bilety. Paragony. Dokumenty. Skrawki przetarganych map. Strony z przewodników. Książki o wszystkim. Gdybym mógł zmieniać skórę, pisałbym na skórze. Atlasy. Tomy encyklopedii. Twarde i miękkie okładki popisane od wewnątrz i zewnątrz. Folie pełne urzędowych kwitów. Drobne pamiątki. Żal coś zostawić, nie zabrać. Na wszystkim coś zapisane: daty, miejsca, kolory. Małe, średnie i duże szyszki. Muszle z każdego skrawka plaży. Kamyki. Zapiski na serwetkach i planach miast. Ulice popisane nawet w paszporcie, choć i tam już zaczyna brakować miejsca.

Powyginana okładka ze znikniętym krajowym szyldem. Po dwóch latach używania nie ma w nim już miejsca na wizy i pieczątki. Poirytowani celnicy szukają igły w stogu siana, a czasem sami kreślą długopisem coś tam, coś tam. Enty pogranicznik zszywaczem przyczepił jakiś dokument. Czasem nie schnie tusz i zamazuję palcem daty. Notatki na menu z pizzerii.

Ulotki. Ogłoszenia. Cały kram. Gdzieś filmy do aparatu takiego, gdzieś karty do takiego i do gry. Kable. Ładowarki. Złącza. Baterie na to i siamto. Gazety i gazetki. Foldery miast:

na jednym mapa z nazwami ulic, ale przy druku czarny kolor się przesunął i nic nie pasuje.

Notatniki. Dyktafony. Smycze. Setki drobnych prezentów dla spotkanych. Długopis na długopisie. Okulary tu, okulary tam. Szmaty. Serwetki. Chusteczki, ale jak przyszedł katar, trzeba było dokupić dwa wagony. Zbieram wszystko z drogi. Wóz zaczyna przypominać śmieciarkę. Najmniejszy świstek z każdego miejsca: z datą, godziną, miejscem. Dziesiątki adresów, zapisanych i potrzebnych telefonów. Ambasady na wszelki wypadek.

Ubezpieczenia ważne i nieważne, ale zawsze za niskie. Nalepki. Taśmy. Nożyczki i nożyczki.

Noże. Ołówki i grafity. Pokwitowania z parkingów, a na odwrocie parę słów od

58 A. Domosławski, Kapuściński non-fiction, Warszawa 2010, str. 547.

59 Tamże, str. 547.

55

parkingowego. Rozmowy. Jakieś serca. Myślniki. Wydruki. Piny, kody i puki. Hasła i loginy. Notatki w telefonie. W aparacie. W laptopie. Sterty informacji technicznych.

Namalowane dróżki. Gdzieś słowa, których nie rozumiem, ale jak pokażę, to mam pomoc.

Zezwolenia. Pozwolenia. Zakazy. Cła. Raporty z kontroli. Mandaty. Protokoły. Uiszczone opłaty. Buchalteria. Pieniądze grube i drobne. Monety na pamiątkę z wszystkąd. Flamastry.

Banknoty prawie z zaświatów. Spinacze. Znaczniki. To, co się przyda i nie przyda. Pamięci.

Pamięć. Pokreślone zeszyty. Miliony lepkich słów, które mogę zmienić trąc tusz ręką. W podróży się nie pisze – w podróży się słucha. Czym dalej, tym więcej tego i więcej. Można nie zabierać. Nie kreślić, ale czym wtedy byłaby podróż? Tak, jak nie zaczęła się w dniu wyjazdu, tak nie skończy się w dniu powrotu. Czasem ginę i znikam pod tymi stertami bagażu i wolałbym nic nie mieć. Ale czy tak można? Wertuję setki stron, a i tak wszystko mam przed oczyma, na żywo. Wnikam w zdania zapominając o cegłach, które są pod ręką.

W zasięgu wzroku. Nie wiem, czy można lepiej, ale z pewnością można inaczej. Zabieram coś ze sobą i zwożę coś ze sobą. Podróż to miniatura życia: gromadzę i oddaję. Kupuję i sprzedaję. Zbieram pokarm i karmię ptaki. Jak nie mogę rozczytać, to wpadam w szał, jakbym utracił kogoś bliskiego. Taka jest podróż.

Postać Ryszarda Kapuścińskiego, jako wziętego podróżnika i wnikliwego pisarza, jest na tyle symptomatyczna, że na potrzeby niniejszej rozprawy śmiało można byłoby roboczo znieść proponowaną i oznaczoną w tytule cezurę roku 1989 i zastąpić ją samym nazwiskiem reportera. Tak się bowiem historycznie i literacko złożyło, że jego twórczość w przeważającej części powstawała przed polską rewolucją, a „Podróże z Herodotem”, wydane w 2004 roku, stanowią wymierną summę wszystkich wcześniejszych dzieł autora. W moim przekonaniu, mimo niewielkich rozbieżności w datach i życiorysach, można mówić o zarysowanym zjawisku polskiej literatury podróżniczej w kontekście „przed i po” Kapuścińskim, a upływający czas zdaje się takie przypuszczenie uwiarygodniać. Znaczenie takie nabiera także wartości, gdy spojrzy się na postać reportera przez pryzmat wspomnianego powyżej gatunku reportażu literackiego – a co za tym idzie, widząc przez następne lata jego naśladowców i kontynuatorów. Swada opowieści, którą Kapuściński władał jak szpadą, stanowi dziś poczytny kanon wśród zarówno czytelników podróżujących, jak i tych, którzy o podróżach lubią tylko czytać i dla których literatura podróżnicza z wielu powodów jest jedynym otwartym oknem na świat.

56

Czasem mówi się w Polsce (z wielu pewnie powodów), że postać Ryszarda Kapuścińskiego jest za bardzo eksponowana i za bardzo stawiana na piedestałach.

Symbolicznie daje temu wyraz np. Witold Szabłowski60 w rozmowie z Agnieszką Wójcińską.

„[…] Z kolei z Kapuścińskim jestem na etapie, że irytuje mnie, że tak go w Polsce upupiliśmy. Gdziekolwiek pójdę na dyskusję o reportażu, on wypływa. Ludzie odpowiadając na pytania dotyczące naszej pracy, w ogóle nie muszą myśleć, tylko powtarzają po Kapuścińskim.

– Ale sam się na niego powołałeś w naszej rozmowie.

Co nie zmienia tego, że Kapuścińskiego należy raz przeczytać i iść dalej. Nie możemy żyć tylko tym, że mieliśmy w Polsce cesarza reportażu, robić mu cały czas szkolnej akademii.

Na każde pytanie dotyczące pracy, moralności w tym zawodzie, szacunku do Innego mamy odpowiedzi wzięte z niego. A ja nie wierzę w gotowe odpowiedzi. Każdy reporter i każdy tekst jest inny. Jeśli są jakieś zadania przed reportażem, to wyzwolić się z nieustannego myślenia o Kapuścińskim. On zmarł, a my mamy nadal tłumaczyć świat.”61

Jak się wydaje, rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, niż na pierwszy rzut oka

Jak się wydaje, rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, niż na pierwszy rzut oka

Powiązane dokumenty