• Nie Znaleziono Wyników

PODRÓŻ W ŻYCIU I ŻYCIE W PODRÓŻY

M

ożna, jak się wydaje, powiedzieć, że współczesne pojęcie podróży skupiło się wokół dwóch zasadniczych postaw i jeśli należałoby przystąpić do głębszej analizy tego swoistego procesu badawczego, nie sposób nie zauważyć rozgraniczenia. I choć wiedzie ono cienką linią pośród setek i tysięcy motywacji – dwie główne z nich kreślą wyraźną granicę.

„Rzadko kiedy pakowałem się tak wcześnie, dwadzieścia cztery godziny przed odlotem.

Zabieram ze sobą trzy pary spodni, pięć koszul, jeden sweter, kurtkę przeciwdeszczową, dwie pary butów, siedem podkoszulków, siedem par slipów i siedem par skarpet. I pięć notesów, kilka paczek długopisów, Heban Ryszarda Kapuścińskiego, który przed laty wzbudził moje zainteresowanie Afryką, trochę literatury faktu, powieści, iPoda ze słuchawkami i muzyką. Poza tym kamerę cyfrową, rozgałęźnik, przejściówkę, telefon komórkowy, telefon satelitarny, mapy, czapkę, okulary przeciwsłoneczne, tabletki na malarię, kremy z filtrem. Jestem zaszczepiony na wszystko, na co można się zaszczepić: na żółtaczkę, cholerę, wściekliznę, dyfteryt.”25

W pierwszym zdaniu swojej opowieści autor zaznacza jeszcze, że są wyprawy, które zmieniają podróżnika w innego człowieka.26 Charakter jego podróży jest tymczasowy. Nosi wyraźne ślady przygotowań do konkretnej wyprawy, w konkretnym celu i wiadomym przedziale czasowym. Poczynione przygotowania symbolizują człowieka gotowego do drogi, do bycia w drodze. Reporter-podróżnik planuje swoją podróż i dokładnie zna swój cel – mimo modyfikacji, bieżących zmian i korekt wymuszonych okolicznościami. Jego podróż jest punktorowa i funktorowa: ma swój wyraźny początek i równie wyraźny koniec oraz zawiera w sobie ściśle określoną funkcję (w tym przypadku zbadanie pieszej migracji ze środkowej Afryki do Europy). Można zatem powiedzieć, że jest człowiekiem w drodze, człowiekiem wiodącym podróż w życiu. Jego wyprawa, mimo szybkiego pakowania, jest zaplanowana, ma swój cel i swój porządek. Autor po jej zakończeniu wraca do domu i spisuje o tym wszystkim literacką opowieść. W jego przypadku, jak i w wielu podobnych, podróż – choć bardzo ważna i istotna – jest jednak tylko epizodem, częścią większej całości, którą umownie można nazwać życiem autora-podróżnika. Podróż-w-życiu.

25 K. Brinkbäumer, Afrykańska odyseja, Wołowiec 2009, str. 31.

26 Tamże, str. 11.

33

Na przeciwległym biegunie rozgraniczenia można jednak znaleźć inną postawę, którą charakteryzuje pojęcie Życie-w-podróży. To swoisty model wyprawy, który zmienia w taki oto sposób nasze życie, że staje się ono samo w sobie podróżą.27 Można wtedy mówić o zjawisku życia w podróży, w nieustannej drodze. Życie w podróży nie jest domeną wielu w sensie jednostek, ale jest warunkiem wszystkich w sensie procesów migracji, uchodźctwa, przesiedleń i podobnych sytuacji, gdy człowiek, niejednokrotnie w większej grupie, zmuszony jest przez różne czynniki do ustawicznej zmiany swojego miejsca zamieszkania i egzystencji społecznej. Zjawisko to ma jednak także swoje odbicie w wielu wyprawach podejmowanych przez współczesnych wagabundów, kiedy podróżują z wyboru jako jednostki: w pojedynkę lub kilka osób.

„Nazywając rzecz po imieniu i z socjologicznego punktu widzenia, jesteśmy emigrantami […]. Od 2008 roku jesteśmy w podróży. Jest bosko! Oderwaliśmy się od narzuconej przez społeczeństwo normy, że każdy porządny człowiek haruje do 65. roku życia i zarabia na spokojną starość. Ale da się też inaczej, choć większość uważa pewnie, że wygodniejsze jest spokojne dzielenie życia pomiędzy pracę i życie prywatne. Postanowiliśmy stać się beckpackersami, czyli podróżnikami budżetowymi. Dlatego zaczynamy naszą niekończącą się podróż. Zostawiamy wygodne życie, pakujemy rowery, śpiwory, namiot i ruszamy w nieznane. I jesteśmy w podróży. W niekończącej się podróży – tak zatytułowaliśmy anglojęzyczną wersję naszego bloga. To takie życzenie, zaklęcie – aby nasza podróż trwała wiecznie. Ale przecież samo życie jest podróżą…”28

Jest więc życie w podróży i podróż w życiu. Dwie formy jednego zajęcia, jednak diametralnie różniące się od siebie. Można wieść dwa życia: albo żyjąc i akcydentalnie podróżując, albo nieustannie podróżując i tylko od czasu do czasu żyjąc w ramach zastanych społeczeństw. Obie postawy szeroko spotykane są w dzisiejszym świecie, a druga – choć wydająca się na pierwszy rzut oka ekstrawagancką i próżniaczą – znajduje coraz to więcej zwolenników zarówno wśród ludzi młodych, jak i starszych. Ci ostatni słyną na świecie z zaludniania słonecznych wysp rozsianych po morzach i oceanach globu, szukając cały czas nowego miejsca ku kolejnym niezapomnianym widokom i przeżyciom w jesieni swojej ludzkiej egzystencji – z tym jednak zastrzeżeniem, że nie zamierzają powracać do swojego kraju macierzystego (co najwyżej na moment lub na własny pogrzeb). Epistemologicznym

27 Kapitalnym przykładem takiej drogi życiowej jest postać spotkanego tajemniczego francuskiego Podróżnika, którą malowniczo przywołuje Dorota Głuska w swojej książce zatytułowanej „Burza depcze mi po piętach”.

Publikacja jest szerzej skomentowana w dalszej części rozprawy, przy okazji rozważań nad podróżami po Ameryce Południowej, w rozdziale „Azymuty podróży”.

28 R. Gawęda, M. Tyszecki, Magia Azji, Chorzów 2011, str. 4.

34

przykładem takiego zachowania i takiej postawy będą bez wątpienia np. Wyspy Kanaryjskie – jako oceaniczny archipelag w całości niemal zasiedlony przez bogate europejskie nacje, gdzie miejscami można czuć się, jak w ogromnym sanatorium. Jednak zjawisko to może przybierać różne formy.

Wjeżdżałem do Mongolii od strony rosyjskiego Ałtaju. Niedaleko za plecami zastały kurhany w Pazyryku i mumia Lodowej Księżniczki z czasów mitycznych i Herodotowych Scytów. Szosa wiła się niemiłosiernie i zdawała nie kończyć się w paśmie wysokich gór i przełęczy. Na granicy szczegółowa mongolska kontrola przerodziła się z czasem w ciekawą pogawędkę z pogranicznikami o sensie podróży. Z trwogą patrzyli na mój wóz wskazując na plastiki, które na mongolskich bezdrożach odpadną wcześniej czy później. Naigrywali się z detali. Tuż obok, zaraz za ostatnim szlabanem, stał zaparkowany, wysoki na bodaj trzy metry, samochód podróżniczy dziarskiego Anglika. Wyszedł na spotkanie. Jak się za okazało, był w podróży już szósty rok. Dwa lata temu pokład wozu opuściła jego żona, zmęczona i znużona podróżniczymi perturbacjami. Zjechali razem całą Azję. Ogromny kamper służył im za dom – mieli tam wszystko. Przemieszczali się drogą i promami. Nigdzie się nie spieszyli. Dorosłe dzieci żyły na swój rachunek w Londynie. Ich wóz był typowym mobilnym domem obieżyświata: z łóżkami, kuchnią, szafami. Żyli od wizy do wizy. Od szlabanu do szlabanu. Trochę jak cyrkowcy-nomadzi. Droga stała się ich wschodnim, religijnym przeznaczeniem. I choć Anglik teraz już podróżował sam, nie myślał o powrocie na swoje wyspy. Wiódł życie w podróży – tak inne od mojego. On został, a ja pojechałem dalej – aż do Japonii. Potem wracałem, a on nadal podróżował po Mongolii.

Zderzenie tych dwóch postaw w pełni zdaje się oddawać charakter dzisiejszych wypraw: zdala od zorganizowanej turystyki oraz bez konieczności podróżowania ze względu na polityczno-gospodarcze okoliczności. U zarania obu stoi podróżnicza wolna wola co do decyzji i wybór odnośnie do formy. Podróż w życiu i życie w podróży są dzisiaj najbardziej popularnym sposobem poznania świata i rządzących nim prawideł. I choć tak różne od siebie w założeniu, ich drogi przeplatają się wzajemnymi spotkaniami i konfrontacjami przeżyć, dla których literatura wydaje się być istotnym ekranem, polem do wymiany doświadczeń i opinii.

Współczesna proza podróżnicza zawiera opisy obu sytuacji wskazując na różnorodność przebytych tras i zamieszkałych miast. A i sam rodzaj publikacji może przybierać w związku z tym różną formę, gdy podróż-w-życiu będzie opisywana niejako post factum, po powrocie – a życie-w-podróży znajdzie swoją publikację np. w formie elektronicznego blaga (fotobloga) jeszcze podczas jej trwania, w samym jądrze continuum. Z takiej i takiej podróży powstają

35

potem książki, mając jednak różny charakter – tak jak inne oblicza miała podróż. Nic wtedy nie jest takie samo, a doświadczenie ma wpływ na fabułę. Sposób zmagania z losem niejako przeobraża się w charakter zapisów. Adekwatnie do podróżniczej pasji powstaje wędrowny zapis, będąc wymiernym skutkiem warsztatu.

A

merykański pisarz James Arthur Baldwin mawiał, że podróże prowadzą do odkrycia, że świat nie jest większy od osoby, która na nim istnieje. Herodot, pisząc pierwszą księgę swojej starożytnej opowieści zaznaczył, że przy każdej sprawie trzeba patrzeć na koniec, jak on wypadnie: wszak wielu ludziom bóg tylko ukazał szczęście, aby ich potem strącić w przepaść.29 Podróż to kara i nagroda, wojna i pokój. Pewien Chińczyk nad rozlewiskami szerokiego Amuru w niedostępnej Mandżurii powiedział, bym zawsze pamiętał chińskie przysłowie: jeśli podróżujesz łodzią, przygotuj się na zamoczenie. Wydaje się, że tak jak nie ma miłości bez przeszkód, tak nie ma podróży bez kłopotów. Decyzja o wyruszeniu jest decyzją o gotowości stawienia czoła niezliczonym niedogodnościom – jeśli w najlepszym wypadku tylko na nich się skończy. Kierat podróży jak końskie homonto. Trochę jak Odys, trochę jak Syzyf, bo problemów nigdy dosyć. Współczesna literatura podróżnicza, pisana ręką doświadczenia i przeżyć, obfituje w wątki, których na próżno szukać wśród innych książek na księgarskich półkach. Tworzona z krwi stanowi unikatowe świadectwo czasów – nie fikcyjne i okraszane wyobraźnią twórcy, a dokumentalne i zgoła prawdziwe. Barwne fotografie dodają jej animuszu. Zawsze jest subiektywna – jeśli w ogóle tzw. obiektywizm istnieje. Akapity historii, które prawie nie mogą się wydarzyć, stawiają i literaturę, i czytelnika naprzeciw siebie w otwartej konfrontacji: chcesz opowieści, to ją masz. Wyzywa na pojedynek.

Literatura ta ma w sobie ponadto, jak się wydaje, jeszcze jeden nieoceniony walor, stając się nie raz cennym zbiorem informacji dotyczącym nie tyle samej podróży, a raczej będąc leksykonem przemyśleń i obserwacji podróżnika.30 Ponad sto lat temu Antoni Ferdynand Ossendowski, polski podróżnik, szpieg, awanturnik, uczony i dyplomata, przemierzając bezkresy Wschodu, na samym końcu swojej opowieści zapisał zdanie: Dla mnie, znającego

29 Herodot, Dzieje, Warszawa 1954, str. 35.

30 Taka literatura wydaje się być neutralną, jak chce tego we wstępie do swoich dzienników Tomas Venclova, pisząc: […] Niektóre zapiski ukazały się w druku, chociaż uważam, że na publikację większości z nich jest za wcześnie. Do wyjątków należą strony z podróży. Nie ma w nich momentów intymnych, kontrowersyjnych czy też sprawiających komuś przykrość. Pewne fragmenty mogą nawet zaciekawić. T. Venclova, Z dzienników podróży, Warszawa 2010, str. 5.

36

Azję od kresu do kresu tego kontynentu, nie ulega wątpliwości, że zbliża się czas, gdy osiemset milionów głodnych, zrozpaczonych, pałających nienawiścią Azjatów różnych szczepów ruszy na Zachód, gdzie białe ludy wykonują ostatni taniec nad własnym grobem, oszukując się różnymi teoriami i zapominając o wielkim duchu, który uśpiony życiem – milczy. Tymczasem dzień zguby już świata…31 Uważa się, że po Henryku Sienkiewiczu jest Ossendowski najbardziej znanym polskim pisarzem na świecie, czego dowodem jest ponad 140 przekładów jego podróżniczych książek na języki obce. Opowieści, które snuje, dla współczesnych mu polityków stanowiły pokaźny zbiór wiedzy o odległych krainach, a jego spostrzeżenia mogły służyć wodzom i dowódcom do rozmyślnych planów militarnych. W jakimś bowiem sensie każdy podróżnik jest i szpiegiem, i ambasadorem. Nie jest tajemnicą, że z podróżniczych publikacji na różne sposoby korzystają niejednokrotnie agendy polityczno-gospodarcze oraz służby wywiadowcze, czego wyraźnym przykładem może być gros twórczości Ryszarda Kapuścińskiego i cały niemal kontekst uwikłania go w szpiegowską intrygę. Gdy wspomina o tym Krzysztof Mroziewicz, pisze, że nie ma takiej depeszy, do której ktoś nie wściubiłby nosa, zanim dotarła do adresata. Okradanie korespondentów zagranicznych z ich własności było praktyką nagminną […], a sam Kapuściński-reporter był natomiast jawnym agentem wszystkich ambasad zachodnich, bo jego korespondencje drukowane w Polsce były przedmiotem dokładnej analizy. Wjeżdżał w sam środek piekła, gdziekolwiek je wypatrzył, a do tego miejsca żaden z dyplomatów nie miał odwagi się zbliżyć […]. Kiedy pracował w Ameryce Łacińskiej, wiedział o rzeczach, za które każdy wywiad z prawdziwego zdarzenia zapłaciłby duże pieniądze.32 W tym – i w każdym podobnym przypadku – podróż może więc nie tylko stanowić jednostkowe wydarzenie w życiu pojedynczego podróżnika, ale także może potencjalnie stać się pokarmem dla niezliczonej ilości intryg i zachowań, które na pierwszy rzut oka z podróżą i wycieczką nie mają nic wspólnego.

W podobnym zakresie z faktograficznej literatury podróżniczej korzystać mogą ludzie, których codzienne zainteresowania, profesje lub wykonywana praca zawodowa nie są korelatywnie powiązane z treścią czytanej opowieści, jednak poszczególne jej fragmenty służą im do swoich wybiórczych celów. Stanie się tak w przypadku biologów, botaników czy zoologów. Wiedzę czerpać mogą i historycy, i etnografowie, i kulturoznawcy. Podróżnicze zapiski nie będą obce także architektom, dziennikarzom czy nawet muzykom. Pożądaną wiedzę znajdą w niej także przemysłowcy i finansiści. Również dla wielu twórców i artystów

31 A.F. Ossendowski, Przez kraj, ludzi, zwierząt i bogów, Poznań 2009, str. 379.

32 K. Mroziewicz, Prawdy ostateczne Ryszarda Kapuścińskiego, Warszawa 2008, str. 117.

37

literatura podróżnicza może stać się cenną inspiracją na polu ich własnej aktywności, jak także zachęcić do kolejnej podobnej podróży śladami przeczytanej i rozszyfrowanej już literatury. W dalszym serwilistycznym ciągu nieopisaną i usługową wartość stanowić będzie także dla religioznawców, socjologów i filozofów – będąc nieocenionym zapisem codziennej rzeczywistości świata ludzi i bogów, i jak chce jakuckie przysłowie, może stać się po prostu podróżą, która lubi towarzyszy.

Z perspektywy prowadzonych tutaj rozważań warto, jak się wydaje, przywołać fragment prozatorskiego porównania Mariusza Wilka, gdzie autor dokonuje relatywnego podziału, także zauważając istniejącą różnicę.

„Wiecie, czym różni się wojażer od włóczęgi? Ano tym, że drogo wojażera zawsze wiodą do jakiegoś celu, wszystko jedno, czy chodzi o odkrycie źródeł Amazonki, „pojedynek z Syberią”, zebranie danych o plemieniu Hutu, czy o tajski seks. Natomiast dla włóczęgi sama Droga jest celem. Dlatego wojażer prędzej czy później powraca ze swoich wojaży, a włóczęga wytrwale podąża dalej… Jeśli nawet zatrzymuje się gdzieś na chwilę, oczarowany krasotą ustronia (chwile oczarowań mogą być rozciągliwe), to wcale nie oznacza, że zaprzestał się włóczyć. Włóczęga bowiem jest stanem ducha, a nie czynnością – profesją lub hobby – jak wojażowanie. Wybitnym wojażerem XX stulecia był Ryszard Kapuściński. Wzorem współczesnego włóczęgi jest dla mnie Kenneth White.”33

Trudno jednak zgodzić się z tak radykalnie postawionym podziałem, gdy przed oczyma pojawiają się konkretne osoby dwóch wędrowców. W swoich przemyśleniach skłaniałbym się raczej w stronę uchwycenia różnicy w tendencji i zasadzie podróży, a nie kategoryzacji osobowej, bowiem takowa, jak się wydaje, zawsze prowadzi do nieporozumień.

Czy podróżnik-włóczęga nie ma celu? Czy nie stawia sobie zadań? Teza Wilka, choć śmiała i odważna, to jednak nazbyt ortodoksyjna, choć w pełni odzwierciedlająca samą zasadę wiedzenia albo życia w podróży (włóczęga), albo podróży w życiu (wojażer).

33 M. Wilk, Lotem gęsi, Warszawa 2012, str. 11.

38

Powiązane dokumenty