• Nie Znaleziono Wyników

AZYMUTY PODRÓŻY

1. Literackie horyzonty

L

isty z całego świata. Nie ma już skrawka, by nie stanęła tam ludzka noga. Można dodać za Robertem Frostem, że najlepszym wyjściem jest zawsze droga na wprost.

Najczęściej w księgarniach leżą obok siebie mapy, przewodniki, literatura podróżnicza, globusy i wszelkiej maści albumy. Piękna przyroda skądś tam, największe jeziora gdzieś tam, najwyższe góry na takich a takich pasmach. W końcu zdjęcia satelitarne. Przybliżenia i oddalenia. Skute mrozem połacie Antarktydy i biała Grenlandia. Zielona Amazonia i granatowe oceany. Kangury na antypodach. W sklepach meblarskich można kupić zestawy mebli dziecięcych w stylu dawnego portugalskiego żeglarza: nadrukowane mapy, przypięte kompasy, busola na biurku, lampa w kształcie globusa. Nawet dywan z administracyjnym podziałem świata. Zawrót głowy gwarantowany. W specjalistycznych sklepach elektroniczne nawigacje zaprowadzą prawie wszędzie – cały świat w jednym urządzeniu.

„Każda droga to opowieść o dążeniu do celu: do bogactwa, zwycięstwa w bitwie, odkryć i przygód, przetrwania i rozwoju albo po prostu do życia w godnych warunkach. Każda ścieżka to odbicie naszego pragnienia ruchu i budowania połączeń.”98

Zasięg terytorialny projektowanej wyprawy wydaje się nie mieć granic. Lecz: Tak, potem do Gwatemali, Panamy, Peru… – Urwałem, bo mówienie o celach podróży przynosi pecha.99 Jedyną więc przeszkodą dla podróżnika jest jego własna wyobraźnia. Nawet środki finansowe nie stanowią dziś większego problemu – i tak, jak za wyprawy i ekspedycje Kolumba płacili kastylijscy monarchowie z Barcelony, dziś tym kluczem są konta bankowe od możnych tego świata. Pozostaje tylko wola walki z nieodzownym pragnieniem zobaczenia, dotknięcia i przeżycia. Świat czeka na szczęśliwych samotników, a oni na świat. Według mnie podróżnicy są z natury optymistami, w przeciwnym razie donikąd by się nie wybrali. Książka podróżnicza winna odzwierciedlać ten właśnie optymizm.100 Można w pojedynkę, w kilka osób, w bardziej lub mniej zorganizowany sposób – ale praktycznie wszędzie. Dokąd tylko się chce. Wszystkie kontynenty. Wszystkie drogi. Na swój sposób zapanował paradoks:

rozdzielony przez morza i oceany świat jest tak silnie połączony siecią różnych innych

98 T. Conover, Szlaki człowieka, Wołowiec 2011, str. 9.

99 P. Theroux, Stary Ekspres Patagoński. Pociągiem przez Ameryki, Wołowiec 2012, str. 91.

100 Tamże, str. 12.

78

niematerialnych powiązań, że przypomina dawną Pangeę. Dryf kontynentów, mimo że rzeczywisty, nie stanowi przeszkody dłuższej, niż dwie godziny lotu dowolnym aeroplanem.

Do dziś sam w to nie wierzę. Jechałem i jechałem. Świat toczył się za oknem jak koła samochodu. Kilometr za kilometrem. Dzień za dniem. Karkołomna wyprawa na koniec wszystkiego. Za kierownicą w czeluść przygody. Trzydzieści cztery tysiące kilometrów z Polski do Japonii. I z powrotem. Przez całą wielką Rosję w jedną i drugą stronę. Lipiec w Odessie. Upał. Puszkin stoi koło schodów. Ktoś gra Czajkowskiego na trąbce. Czy można grać Czajkowskiego na trąbce? Krem na Krymie. Po drodze Ukraina, wojowniczy Kaukaz, stepowy Kazachstan. I Mongolia, w której czas się zatrzymał. Szlakami dziedzictwa potężnego Czyngis Chana. Po sam Władywostok. Potem statkiem do Korei i kolejnym statkiem do Japonii – aż na plaże Pacyfiku. W pięćdziesiątym dniu wyprawy stałem bosą stopą nad Atlantykiem i hen przed sobą miałem już tylko San Francisco i złote plaże Los Angeles. Prawie połowa obwodu Równika. Bogate kraje Wschodu. Kultura znana tylko z książek. Wiśnia kwitnie jak w Polsce fioletowy bez. Morza: Chińskie i Japońskie. Potem Żółte. Muszle w kolorach wężej skóry, w pręgi jak skorupy żółwi z Galapagos. Cywilizacje rozwinięte do entej potęgi. Garnitury i krawaty. Gejsze. Wulkany. Nagasaki. Granica z Koreą Północną zamknięta na cztery spusty, bo znów manewry, znów rakiety. Umarł Kim – niech żyje Kim! Nocą przychodzi tajfun i parkuje na ulicach rybackie dalekomorskie łupiny.

Owoce morza. Statki. Promy. Łodzie. Odprawy, frachty, celnicy. Monsuny. W kajucie Chopin. Na rufie wiatr podwiewa suknie starym Rosjankom. Za burtą przeszłość i jakieś puste butelki. I gigantyczny powrót do domu. Syberia, która nie mieści się na mapie i w głowie. Na wskroś. Wielka tajga bez przebaczenia. Czarna dziura. Powinna nazywać się Męka. Droga przez Mękę. Rozbijam namiot gdzieś w lesie, na polanie, w beztroskim zagajniku z brzóz i nigdy nie wiem, czy przypadkiem w tym miejscu nie znajdują się jakieś masowe groby pomordowanych zesłańców. Bajkał z Irkuckiem. Rosyjskie miasta jak wyspy na antypodach. Ural i Ałtaj. Bezkresna Gobi. Rosja – podróż na zachód. Jadę i jadę. Czym bliżej do domu, tym więcej wspomnień. W głowie stukot Kolei Transsyberyjskiej.

Karawanseraje pełne wielbłądów i tirów. Tirówki we Władywostoku. Igor, który w Moskwie opowiada: jakiś wielki rosyjski pisarz powiedział, że w Rosji nigdy nie dość dwóch rzeczy – płochych dróg i duraków. Gdzieś wisiały kajdany Dostojewskiego. Fronty Kołczaka. Grób cara. Lenin w rekonstrukcji. Pamiętam Annę z Moskwy. Śpiewa w chórze przy swojej cerkwi. Powiedziała, że mężczyźni w Rosji porzucają żony, a ją zostawił rok temu z trójką małych dzieci. W setnym dniu docieram do domu i do dziś się z tego wszystkiego nie otrząsnąłem. Zasypiam i myślę, że jestem w lesie, na jakiejś syberyjskiej polanie. Tratatatata. Patrzę na mapę i nie wierzę. Podróż, która zabija. Wykańcza jak maraton. Przenosi w inny świat. Gdybym pojechał bardziej na północ, dotknąłbym Alaski.

Kołami nie można dalej. Koniec. Osamotnienie, które nie jest samotnością. Strach, który wypycha i holuje. Spełnianie marzeń.

79

Z Europy do Afryki można w kilkadziesiąt minut przebrnąć promem; bez przeszkód kołem i suchą nogą przetoczyć się przez Suez, a drogą lądową dojechać na obrzeża Azji – aż po Koreę i Malezję szosa pozostaje praktycznie przejezdna. Niemożliwe staje się możliwe, a nieosiągalne na wyciągnięcie ręki. Jednak świat czeka jeszcze na rozczytanie. Nie sposób nie zauważyć, że mimo dostępności podróży i całej bogatej oferty, która płynie do nas z setek i tysięcy okienek agencji turystycznych, nie wszystko zostało opisane w paradygmacie podróżniczej literatury. I choć przewodniki sięgają chyba już wszędzie (szczególnie te obcojęzyczne, mimo że coraz częściej przez wielkie sieci wydawnicze tłumaczone są na język polski), to nie brakuje obszarów, z których spisane opowieści jeszcze nie powróciły. Z tego punktu widzenia zarówno podróżnik, jak i świat mają jeszcze wiele do zrobienia i wydaje się mylić ten, kto sądzi, że tajemnica została odkryta – by dodać jeszcze przekornie za Empedoklesem: wszystko i tak jest tajemnicą i niczego nie da się ustalić bezsprzecznie.

Ludzie podróżują, ale nie zawsze o tym piszą. Trafnie zauważył wspomniany już Paul Theroux, że Najdziwniejsze jest to, że prawdziwi bohaterowie podróży rzadko piszą o swoich wędrówkach.101 A nawet jeśli piszą i zbierają notatki, to nie zawsze mają ochotę lub sposobność do publikacji. I choć nie każda podróż jest spisana, to jak się wydaje, każda już dziś jest obfotografowana. Czasem bywa i tak, że dopiero po wielu latach ktoś z różnych powodów decyduje się na podróżniczą publikację, a wyznanie Kazimierza Maya zdaje się potwierdzać to przypuszczenie: Nigdy nie pisałem pamiętników. Przyznaję częściowo rację powiedzeniu, że pisanie na bieżąco osobistego pamiętnika to jak oglądanie chusteczki po wytarciu nosa. Podstawą niniejszych zapisków czynionych po 14 latach są moje listy do domu oraz różne dokumenty zbierane, a potem wywiezione z Bahrajnu. Są w nich oczywiście luki, a daty mogą być nie dość dokładne. Szpital, który opisuję, działa nadal i niewątpliwie wiele z moich krytycznych informacji dawno stało się nieaktualnymi.102 Autor, jako lekarz, przebywał kilka lat na wyspie w kształcie konika polnego i na ponad dekadę jego publikacja zalegała szuflady. Dzieje się tak w wielu podobnych przypadkach: nie ze względu na podróżniczą nieobecność, a z powodu innych okoliczności (złożoność życia prywatnego i zawodowego, brak talentu, niechęć do publikacji własnych wspomnień i przemyśleń, problemy natury finansowej). Po wielokroć na swoich podróżniczych szlakach spotykam Polaków i gdyby każdy z nich wydał książkę o regionie, w którym żyje, przebywa czasowo, lub z innych miar prowadzi swoją egzystencję, już dziś zebrałaby się całkiem pokaźna biblioteczka. Nie można

101 P. Theroux, Stary Ekspres Patagoński. Pociągiem przez Ameryki, Wołowiec 2012, str. 7.

102 K.L. May, Rondo na pustyni, Warszawa 2008, str. 5.

80

nie zauważyć, że łatwiej obecnie wymienić i nazwać literaturę podróżniczą, która jeszcze nie powstała, niż tę, która świeci swoimi kolorowymi grzbietami na regałach popularnych księgarń. Nie sposób też nie odnieść wrażenia, że wiele książek drukowanych i wydawanych jest tylko i wyłącznie jako kolorowe kalejdoskopy fotograficzne, gdzie treść praktycznie nie istnieje, a jeśli już się pojawia, to jest jedynie lapidarnym opisem zamieszczonej fotografii. W tym znaczeniu następuje pustka, o której wielokrotnie wspominał Ryszard Kapuściński.103 Paradoksalnie więc, kreśląc na potrzeby niniejszej rozprawy terytorialną mapę polskich publikacji podróżniczych po 1989 roku, łatwiej będzie zaznaczyć miejsca jeszcze nie opisane, niż te, które swoje tytuły już posiadają.

„Chciałem powiedzieć, że dyskusja o literaturze i podróży jest bardzo cenną inicjatywą.

Jest coraz więcej książek na temat – literatura a podróże; ten temat przewija się coraz częściej przez wszystkie literatury współczesnego świata. Jest coraz więcej książek o podróży i coraz więcej targów książki podróżniczej. Niedawno byłem na takich targach w Neapolu, a także w Saint-Malo we Francji, gdzie się sprzedaje wyłącznie literaturę podróżniczą; traktuje się ją jako rodzaj wyodrębnionej gałęzi literatury współczesnej.

Wynika to z tego, że podróży jest coraz więcej i coraz więcej ludzi chce utrwalić swoje doświadczenie podróży.”104

Przywołany fragment świadczy bezspornie o akcencie, jaki podróże kładą na późniejsze o sobie publikacje, jednak z perspektywy Polski nie są to ilości zbyt duże, a zważywszy na ich merytoryczną i publicystyczną zawartość można stwierdzić ze sporym prawdopodobieństwem, że polska literatura podróżnicza nie ma jeszcze swojej pełnej reprezentacji – zarówno jeśli chodzi o zasięg terytorialny proponowanego opisu, jak i ze względu na mizerne i nieliczne translacje. Niestety, w większej bowiem mierze książki, które powstają i są promowane przez rodzime wydawnictwa, dotyczą albo terenów Polski i Europy, albo, co najwyżej, miejsc na świecie bardzo popularnych i osiągalnych, po wielokroć już w licznych publikacjach opisanych (Egipt, Maroko, Kuba, USA, Rosja, Chiny).

Dygresja. Rysując zatem zakres terytorialny podróżniczych wypraw i eskapad, a tym samym przyglądając się polskim publikacjom, które powstają po światowych podbojach, celowym i trafnym wydaje się sporządzenie klasyfikacji przebiegającej po kontynentalnej mapie Ziemi. Każdy z wielkich kontynentów może być więc osobnym rozdziałem, jednak na

103 R. Kapuściński, Dałem głos ubogim, Kraków 2008, str. 13.

104 R. Kapuściński. W: Dziedzictwo Odyseusza, red. M. Cieśla-Korytowska, O. Płaszczewska, Kraków 2007, str.

11.

81

potrzeby niniejszej rozprawy warto w kilku słowach przyjrzeć się wybranym tytułom, które w charakterystyczny i inny od siebie sposób przedstawiają unikalność terytorialną różnych części globu. Ponadto na zakończenie dysertacji przywołana podmiotowa bibliografia zostaje podzielona według podobnego klucza, gdyż liczne publikacje, choć dające wiele światła na region swojego opisu, znajdują się jednak (z różnych edycyjnych i merytorycznych powodów) w innych częściach rozprawy – i tam też są przywoływane. Można powiedzieć, że tematyka terytorialnego zakresu podróżniczych publikacji, choć skupiona w ogromnej części w tym konkretnym rozdziale pracy („Azymuty podróży”), przewija się i jest poruszana w niemal każdym innym akapicie, tam też sytuując swój opis.

Konstatacja terytorialna niesie jednak ze sobą wniosek, że niestety do rzadkości należą edycje, które w swoim opisie nawiązują w całości do ukrytej na pierwszy rzut oka specyfiki kraju czy regionu, ale jednak w kontekście szerszym, niż granice państwowe.

Praktycznie nie ukazują się tzw. publikacje regionalne i w tym sensie przywoływana już twórczość Ryszarda Kapuścińskiego po raz kolejny odsłania swój walor, gdy o konkretnym kraju należy mówić w równie konkretnym kontekście geograficznym, politycznym czy też historycznym danego regionu. Takich właśnie syntez dokonywał Kapuściński, co i czytelnikowi, i podróżnikowi podążającemu jego śladami, dawało i daje nadal szerszy obraz dotyczący specyfiki całego odwiedzanego terytorium. Dziś natomiast mamy do czynienia z literaturą, którą nazwać można mianem literatury zatomizowanej, atomized literature.

Stanowi ona swoistą punktorową mozaikę informacyjną. Jest jak poszczególny meteoryt, a oko nie sięga całego warkocza komet.

Jest oczywiście kilka wyjątków, a zawsze oryginalnym wydarzeniem będzie każda podróż dookoła świata105 – lub chociażby dookoła jednego kontynentu – jako sięganie wręcz niemożliwego. Jednak, mając na uwadze zasygnalizowany już podróżniczy regionalizm, klasycznym wyjątkiem wartym uwagi będzie w tym świetle cytowana już w jednym z poprzednich rozdziałów publikacja Olgierda Budrewicza pt. „Druga strona Księżyca”. Głowę od dawna miałem pełną Stevensona, Londona, Conrada, ale wiedzę o życiu w okolicach Równika na Oceanie Spokojnym nader mizerną. Światowa turystyka obejmuje Polinezję Francuską, Fidżi, Samoę, Papuę-Nową Gwineę, Wyspę Wielkanocną nawet, lecz rzadziej

105 Kwerenda takich publikacji znajduje się w dwóch ostatnich częściach tego rozdziału rozprawy, jako szerokie podsumowanie i kontrast do tzw. zatomizowanych podróży.

82

zapuszcza się wprost na zachód od Hawajów. Tymczasem ta wielka i głęboka kałuża z rozsypanymi na niej 2200 okruchami lądu przeżywała wydarzenia niezwykłe, kataklizmy straszliwe, problemy najdziwniejsze. Jest za razem równie egzotyczna i fascynująca jak Oceania znacznie lepiej znana, ta z sąsiedztwa Australii i Nowej Zelandii.106 Książka Budrewicza dotyczy wielu wysp na północny wschód od kontynentu australijskiego i jeśli wierzyć opisom, katalogom i cyfrowym zbiorom, to jest w tym kontekście i o takim wymiarze jedną z nielicznych w Polsce – jeśli nie jedyną. Trud podjętej podróży ma znaczenie i, jak widać, nie każdy podróżnik wyposażony jest w siłę i zapał, by taką wyprawę odbyć. Tym bardziej zważywszy na niebagatelny fakt, że specyfika logistyki transportowej tego oceanicznego regionu praktycznie pozbawia reportera możliwości podróżowania i dalszego przemieszczania się samochodem po drogach lądowych. Sam autor zauważa także, że wieki upłynęły, nim Europejczycy dotarli do setek wysp i atoli Mikronezji, poznali ich specyfikę i tajemnice, a do dziś niektóre wysepki są odcięte od świata.107 W perspektywie wszystkich polskich publikacji podróżniczych, jakie ukazały się po 1989 roku, można raptem na palcach jednej ręki zliczyć podobne regionalne podsumowania. Tym samym wniosek taki otwiera pole dla kolejnych wydawnictw o zbliżonym charakterze oraz nasuwa pytanie o zwykłą podróżniczą pomysłowość, kiedy na szali nie tyle leży wyczyn, ile racjonalny, wędrowny horyzont. Jednak na tym etapie rozważań, mając na uwadze przede wszystkim badawczy cel uchwycenia podróżniczych relacji wpisanych ręką globtroterów w konkretne podróżnicze szlaki, zarysowany podział kontynentalny wydaje się zadanie to w miarę wystarczająco wypełniać.

Trzeba także nadmienić, że zaproponowany podział kontynentalny, który nasuwa się niemal automatycznie, mógłby być zastąpiony zgoła inną i różną klasyfikacją, gdyby np. brać pod uwagę wędrówkę po górach, morzach lub lądach – albo też taką, której linia podziału biegłaby poprzez stosowane w drodze środki transportu. Można byłoby wtedy podzielić opracowanie na książki spisane ręką rowerzystów, motocyklistów, autostopowiczów, wędrowców podróżujących koleją lub tych na piechotę. Innym podziałem mogłaby stać się także cezura zawodowa, gdy opowieść snuje dziennikarz lub reporter, albo ktoś, dla kogo podróż jest dłuższym lub krótszym urlopem. Na inne także rzeczy w podróży zwracają uwagę mężczyźni, a na inne kobiety – choć np. dla pewnego usystematyzowania podróżniczych

106 O. Budrewicz, Druga strona Księżyca, Warszawa 2004, str. 13.

107 Tamże, str. 107

83

zasobów, publikacje traktujące o podróży z dzieckiem lub typowe vademeca i poradniki podróżnicze zostały zgrupowane w jednych i charakterystycznych dla siebie miejscach.

Przystępując do prezentacji polskiej literatury podróżniczej należy jeszcze wspomnieć o wyczuwalnym kontekście kulturowym, którego wyrazicielem lata temu był Edward Said, tworząc swoimi przemyśleniami podwaliny pod retorykę dyskursu postkolonialnego108. Nie można w tym miejscu uciec od postawienia pytania, na ile dzisiejsze książki podróżnicze tchną kolonialną manierą opisu, a na ile stanowią w miarę niezależne, neutralne i obojętne w kategoryzacji źródło wiedzy i poznania? Czy w ogóle takie narzędzia, jak obojętność i obiektywizm opisu istnieją? Czy można być neutralnym? Bez zbytniej przesady, jak się wydaje, należy powiedzieć, że zagadnienie to, pod takim kątem, mogłoby stanowić odrębne pole przemyśleń i badań, gdy Saidowski orientalizm uzyskuje w tym miejscu najlepszy materiał dla swoich kulturowych dociekań. Czy obraz widziany oczyma polskiego (europejskiego/zachodniego) podróżnika jest więc pełny? Na ile jest „przekabacony” za sprawą zachodnich „okularów”, optyki patrzenia na rzeczy przez pryzmat swojego domu i doświadczenia? Czy zdziwienie innością świadczy o autorskiej indolencji? Czym w całym kontekście szeroko rozumianego postkolonializmu będzie rozczarowanie? Said, zwracając uwagę na wizerunek Wschodu rysowany kategorią Zachodu, zwrócił uwagę na obraz świata w ogóle, gdy to zdobywca i odkrywca określa zasady – a zdobywał i odkrywał Europejczyk.

Orient był w dużej mierze europejskim wymysłem.109 Śledząc, na przestrzeni całego prozatorskiego dorobku gatunku travel literature, tematyczne poczynania autorów, można pokusić się o wyciągnięcie kilku zasadniczych wniosków, jednak sama pobieżna penetracja wydaje się nie wystarczać, gdy poszuka się prawdziwych przyczyn i powodów takiego, a nie innego autorskiego ujęcia. Nie zmienia to jednak faktu, że książki podróżnicze jak w zwierciadle odbijają pojęcie świata z punktu widzenia pisarza-podróżnika i trudno znaleźć lepszy i bardziej miarodajny materiał badawczo-porównawczy. Saidowska matryca, nałożona

108 Na zagadnienie to wskazuje także pisarz-podróżnik Paweł Skawiński (co symptomatyczne, autor, bodaj jako jedyna osoba, która pod tym także kątem konstruuje swoją podróżniczą wypowiedź), świadomie do Saida (z imienia i nazwiska, wraz z przywołaniem genezy przemyśleń filozofa) nawiązując i dzieląc się swoją wiedzą z czytelnikiem: Myśliciel Edward Said nazwał taką postawę orientalizmem. „Od czasów Homera każdy Europejczyk cokolwiek by powiedział o Oriencie, będzie to rasistowskie, imperialistyczne i prawie kompletnie etnocentryczne”, twierdził urodzony w Jerozolimie Amerykanin arabskiego pochodzenia. Said pił nie tylko do przeciętnego obywatela Zachodu, lecz także do środowiska akademickiego, które w swoich badaniach z góry zakładało, że Wschód jest irracjonalny i upadły, a Zachód rozumny i dojrzały. A to z kolei usprawiedliwiało kolonizatorów w dziele cywilizowania barbarzyńskiej Azji. P. Skawiński, Gdy nie nadejdzie jutro, Słupsk 2011, str. 10.

109 E.W. Said, Orientalizm. W: Teorie literatury XX wieku. Podręcznik, red.: A. Burzyńska i M.P. Markowski, Kraków 2006, str. 625.

84

na lekturę w duchu dyskursu postkolonialnego, ukazuje bowiem miejsce tej literatury wobec innych gatunków, jednak co rusz wystawiając ją na szwank z powodu jej najbardziej miarodajnych, jak się wydaje, źródeł opisu – czy innym bowiem będzie zapis teoretyczny i badawczo-gabinetowy, a czymś zupełnie innym relacja niejako z pierwszej linii frontu, gdy podróżnik organoleptycznie staje twarzą w twarz z Innym (zmagając się tym samym również ze swoim wyobrażeniem Innego).

85

2. Azja

G

dy Rudyard Kipling podróżował po Japonii, miał zapisać: Na świecie są tylko dwa rodzaje ludzi – jedni zostają w domu, a inni tego nie robią. Ci drudzy są ciekawsi.110 Przywołana na zakończenie poprzedniego podrozdziału publikacja Olgierda Budrewicza oprócz tego, że sama w sobie stanowi zwarte kompendium wiedzy o egzotycznym i malowniczym wyspiarskim archipelagu, może także przyszłym i potencjalnym podróżnikom posłużyć jako pozycja jedna z wielu, sięgająca w opisach do odległych krajów Dalekiego Wschodu. Tak się składa, że region ten nie jest reprezentowany w polskiej literaturze podróżniczej przez jakiegoś jednego określonego autora (tak, jak ma to miejsce np. w przypadku pisarskiej i publicystycznej postawy Włocha Tiziano Terzaniego i jego fascynacji Azją), a bardziej stanowi swoistą literacką mozaikę wypowiedzi, publikowaną co pewien czas w przeróżnej bardzo formule. Jednak ogrom Azji paraliżuje. Czemu Azja? Wybrałem ją głównie dlatego, że była daleko, dlatego, że sprawiała na mnie wrażenie ziemi, na której zostało jeszcze coś do odkrycia. Pojechałem tam w poszukiwaniu „innego”, wszystkiego, czego nie znałem, w pogoni za ideami, ludźmi znanymi tylko z lektury.111 Dopiero patrząc na mapę, dociera do nas rozmiar wielkiej ziemskiej połaci, którą podróżnik ma do przebycia.

Daleki Wschód, Chiny, państwa Azji Południowo-Wschodniej, Malezja z Filipinami i

Daleki Wschód, Chiny, państwa Azji Południowo-Wschodniej, Malezja z Filipinami i

Powiązane dokumenty