• Nie Znaleziono Wyników

Chłopiec w hotelu

W dokumencie Samobójcy Fiodora Dostojewskiego (Stron 187-200)

Chłopiec w hotelu

W Biesach Dostojewski przedstawia taką oto historię. W pokoju hotelowym znaleziono zwłoki samobójcy. Był nim dziewiętnastoletni chłopiec o jasnych włosach i ładnych rysach twarzy. Pozostawił napi-sany nieortograficznie list pożegnalny, w którym oświadczał, że tylko on sam jest winien swojej śmierci, a zastrzelił się dlatego, że przehulał czterysta rubli. Pieniądze, długo ciułane przez całą rodzinę, przezna-czone były na zakupy niezbędne na wyprawę dla starszej siostry, która wychodziła za mąż. Chłopiec mieszkał na wsi, do miasta został wysłany przez matkę i siostry nie bez strachu o dobytek, wyposażony także w całą litanię wskazówek moralnych, jakimi go żegnały. Młody czło-wiek, skromny i przyzwoity, przyjechawszy do miasta, poczuł ten naj-niebezpieczniejszy rodzaj wolności, gdy zamienia się ona w samowolę, a człowiek nabywa poczucia, że nic go nie ogranicza. Poniekąd jest to odbicie kreowanego przez Dostojewskiego modelu upadku człowieka, który urzeczywistniają jego pierwszoplanowi samobójcy. Wyrzekając się Boga, moralnego absolutu, stanowiącego główny punkt odniesie-nia wszelkich działań i postaw, wpadali – w niczym pod względem etycznym niehamowaną – otchłań samowoli, a odmieniona egzystencja, pozbawiona rygorów, norm oraz reguł – pusta i wypalona – wiodła prosto ku samozagładzie. Chłopiec w hotelu poszedł ich śladem. Ode-pchnął od siebie wszystko to, co dotąd stało na straży jego moralności i wyznaczało porządek życia – przede wszystkim instytucję rodziny, stanowiącą jego osobisty absolut. Zrzucił z siebie jarzmo, definitywnie uwolnił się od wpływu tych, którzy dotąd autorytarnie ustanawiali obowiązującą go hierarchię wartości i niby Stawrogin (notabene znajdu-jący się pośród rozbawionego towarzystwa, które postanowiło „złożyć wizytę zwłokom samobójcy” – B, s. 325) wpadł w sidła grzechu, wszedł na drogę, z której nie było odwrotu.

Młody człowiek po przyjeździe do miasta zamiast u krewnych zatrzymał się w hotelu. Potem już tylko zachłystywał się nowym, wol-nym życiem. Bywał w klubach, w taborze cygańskim, pijał szampana, palił cygara, zamawiał wykwintne kolacje, by wreszcie, zażądawszy wcześniej posiłku z markowym winem, a także papieru, atramentu i rachunku, zastrzelić się około północy z trzystrzałowego małego

rewolweru, celując prosto w serce. Strzału nikt nie słyszał, znaleziono go martwego dopiero po południu. „Krwi wyciekło bardzo mało i re-wolwer wypadł z ręki na dywan. Chłopiec leżał w rogu kanapy. Śmierć musiała nastąpić momentalnie” (B, s. 326) – czytamy. Obsługa hotelowa podkreślała, że chłopiec wieczorem był uprzejmy, spokojny i nie zauwa-żono w nim nic nienormalnego. Fakty wskazywały na to, że nie działał w afekcie, decyzję o samobójstwie podjął przytomnie, traktując je jako jedyne możliwe wyjście z sytuacji. Swoje odejście przygotował. Zastrze-lił się w połowie uczty, niby w rytualnych samobójstwach starożytnych, których dokonywano w rozkwicie biesiady. Na stole w pokoju hotelo-wym pozostało pół butelki wina i pół talerza winogron (dokładnie pół! – zabił się w samym środku przedśmiertnego ucztowania). Twarz chłopca była biała i „zdawała się wykuta z marmuru” (B, s. 325) – to odwołanie się do wyobrażenia posągu pogłębia skojarzenia ze światem starożytnym. „Na twarzy nie było żadnych śladów przedśmiertnych męczarni. Wyraz twarzy był spokojny, prawie szczęśliwy. Zdawało się, że nic mu nie brakuje” (B, s. 325) – osiągnął to, co osiągnąć chciał, spró-bował tego, co zawsze było mu zakazane, wycofał się z życia, jako że powrót do dawnego porządku istnienia stał się niemożliwy. Z rozmy-słem i pełną świadomością, że wszystko ma swoją cenę, odrzucił „starą”

moralność, by poczuć smak wolności, przeradzającej się w samowolę.

Umarł szczęśliwy, odszedł bowiem, zanim zdążył, jak Stawrogin, od-czuć gorzki smak żywiołu Sodomy.

Symptomatyczna jest reakcja osób, które bezceremonialnie i „z chci-wym zaciekawieniem” (B, s. 326) przyglądały się zwłokom, oglądały pokój samobójcy, a nawet bez żenady sięgały po leżące obok zmarłego winogrona i wino. Była to rozswawolona grupa, która wybrała się na wycieczkę za miasto. Dowiedziawszy się o wydarzeniach w mijanym hotelu, towarzystwo nie mogło opuścić takiej „rozrywki”, tym bardziej że żadna z pań – jak twierdziły – nie widziała na własne oczy samo-bójcy. Jedna z uczestniczek eskapady wygłosiła wymowne zdanie: „Tak już wszystko jest nudne, że nie ma powodu przebierać w rozrywkach, byleby to było coś ciekawego”. Jakże zdeprawowane i zblazowane musi być społeczeństwo, którego przedstawiciele wypowiadają takie słowa.

Dostojewski nie mógłby już bardziej dosłownie pokazać rozkładu moralnego rosyjskiej elity. Gorzko konkluduje: „każde nieszczęście

Ola 187

bliźniego ma w sobie coś takiego, co weseli cudze oczy” (B, s. 326). To-warzystwo, napatrzywszy się do syta, udało się w dalszą drogę. Pobyt w hotelu okazał się nader udaną rozrywką, gdyż: „Wzrosła ogólna wesołość, śmiech i ożywiona rozmowa towarzyszyły kawalkadzie w dalszej drodze” (B, s. 327).

W scenie hotelowego samobójstwa – właściwie mimochodem – poja-wia się nawiązanie do idei poczwiennictwa. Zebrani wygłaszali najroz-maitsze sądy, diagnozujące życie i śmierć chłopca. Niektórzy twierdzili, że wybrał najmądrzejsze i najlepsze wyjście z sytuacji, inni wyrażali opinię, że pożył krótko, lecz dobrze. Znalazł się jednak ktoś trzeci, nie-nazwany, kto rzucił pytanie, na które zaraz sam odpowiedział – ostroż-nie jednak i rówostroż-nież pytaostroż-niem: „Dlaczego to u nas tak często strzelają do siebie i wieszają się? Ludzie tracą grunt pod nogami, odrywają się od korzeni czy co?” (B, s. 326). W Rosji, wciąganej w nowy porządek świata, myśl ta nie znajdowała posłuchu, podobnie jak w hotelowej scenie, gdzie obecni na rezonera spojrzeli niechętnie.

Ola

Losy Oli -samobójczyni opisane w Młodziku to historia, jakich w -wiecznej Rosji zdarzyło się wiele. To opowieść o życiu z dnia na dzień, w niepewności jutra, na granicy własnej godności, w nędzy. Ojciec bohaterki zmarł, pozostawiając żonie i córce lichą emeryturę. Mimo to matce udało się wychować Olę, posłać do gimnazjum, które ta ukoń-czyła ze srebrnym medalem. Gdy wyszło na jaw, że kupiec, któremu zmarły ojciec niegdyś powierzył niewielki kapitał, wzbogacił się, matka i córka udały się do Petersburga, aby spróbować odzyskać pieniądze.

Zadziałał schemat – banalny i okrutny zarazem, nierzadki w ówczesnej rosyjskiej rzeczywistości. Kupiec wszystkiego się wyparł, dokumenty okazały się niekompletne, prawnik, do którego kobiety się udały, sprawę zbagatelizował, choć nie omieszkał wcześniej zainkasować wy-nagrodzenia. Tymczasem kończyły się pieniądze, a pokój wynajęty był tylko na miesiąc.

Ola nie wpadła w histerię, nie rozpaczała, jedyną reakcją, na którą pozwoliła jej duma, był gniew. „Tylko siedzi, patrzy groźnie – aż mnie

strach bierze patrząc na nią. […] bałam się jej po prostu, od dawna jej się bałam; mam ochotę czasami ponarzekać, a przy niej nie śmiem”

(M, s. 197) – opowiadała matka już po śmierci Oli. Niemożność zaak-ceptowania porządku otaczającego świata, świadomość niesprawied-liwości oraz rozgoryczenie ogniskowały się w narastającym uczuciu złości, wyzwalając bunt. Ola, zawsze „samowolna i niecierpliwa”, i tym razem postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Niestety, po raz kolejny zderzyła się z bezlitosnymi realiami. I to podwójnie, raz – otrzymując niemoralną propozycję od kupca, i drugi – trafiając, podstępnie zwa-biona, w miejsce spotkań lesbijek. Im silniejsze poczucie godności cechuje jednostkę, tym mocniej odczuwa ona upodlenie będące efektem zetknięcia z brudami życia. Świadomość zniewagi i poniżenia potęgo-wała gniew bohaterki, wzmagany poczuciem bezsilności. Gniew i bunt wobec nieakceptowalnego porządku świata były ostatnimi bastionami jej godności, których zaciekle broniła. Wystarczy tylko wspomnieć jej wciąż „roziskrzone oczy”, „zaciśnięte wargi”, jej wielką chęć odwetu i pociągnięcia winnych do odpowiedzialności. Wreszcie organizm nie wytrzymał emocjonalnego napięcia i uciekł w chorobę. Ola gorączko-wała, w nocy majaczyła.

Zapewne wielkie pragnienie życia spowodowało, że kobieta zaufała po raz ostatni. Przypomnijmy – Wiersiłow oznajmił, że przeczytał w gazecie jej ogłoszenie dotyczące udzielania lekcji, i postanowił pomóc w znalezieniu uczniów. Zaoferował też pożyczkę pieniężną.

Jedynym powodem, dla którego Ola zdecydowała się przyjąć jego pomoc, było stworzenie własnej wizji zachodzących wydarzeń wraz z ich subiektywną interpretacją, która pozwalała na zachowanie godności. Odbierając od Wiersiłowa pieniądze, oznajmiła, że zawierza człowiekowi „uczciwemu i humanitarnemu” (M, s. 200). Znaczenie, jakie nadała tym słowom, głośno zwerbalizowała, chcąc w ten sposób nie matkę, do której się zwracała, lecz samą siebie przekonać o słusz-ności podjętej decyzji: „gdybyśmy były ordynarne, to może byśmy od niego przez dumę nic nie wzięły, a żeśmy teraz przyjęły te pieniądze, to dowiodłyśmy mu tylko naszej delikatności uczuć, że mu we wszyst-kim dowierzamy, jako czcigodnemu, siwemu człowiekowi” (M, s. 200).

I dalej: „tu nie o to chodzi, że jego dobrodziejstwo jest nam potrzebne, ale drogie mi są, powiada, jego uczucia humanitarne” (M, s. 201).

Ola 189

Doszło tu do przesunięcia znaczeń i w konsekwencji odwrócenia ról.

Ola – osoba potrzebująca wsparcia weszła w rolę dobroczyńcy, który wykazując wrażliwość, delikatność i takt, dobrotliwie pozwolił Wiersi-łowowi na czynienie dobra czy – jak sama to ujęła – wykazanie „uczuć humanitarnych”.

Przypisywanie światu subiektywnych sensów było próbą oszukania siebie. Poczucie godności doprowadzone do skrajnej formy staje się ob-sesją. Człowiek taki bywa przeczulony, drażliwy, przekłamuje otacza-jącą rzeczywistość, a wszystko po to, aby uzasadnić swoją wizję świata.

Zachowuje się i myśli nieracjonalnie, niespójnie, nic nie jest w stanie zawrócić go z raz obranego kierunku myślenia. Bywa podejrzliwy i jeśli coś nagle wzbudzi jego wątpliwość, działa gwałtownie, w sposób nieprzewidywalny, dążąc do zniszczenia – jeśli nie przeciwnika, bo na to nie wystarcza siły, to siebie. Znienacka Ola zaczęła negować czystość intencji Wiersiłowa, ustawiając go w jednym szeregu z kupcem – bo-haterem wcześniejszego incydentu: „obrazić mnie chciał, powiada, jak Safronow, tylko że Safronow znieważył mnie jak cham, a ten jak chytry jezuita167” (M, s. 201). Zaczęła działać niczym w amoku, pragnąc jedy-nie zemścić się na „tym jedy-niegodziwcu”. Matka jej stan określiła krótko:

„zmąciło się w niej serce… i rozum” (M, s. 201).

Życie stało się ciężarem nie do udźwignięcia. Ola powiesiła się w nocy, na haku po starym lustrze, zaciskając na szyi rzemień, którym obwiązany był kufer mieszczący cały jej i matki dobytek. Tuż przed śmiercią wrócił jej spokój, myślała racjonalnie, rzeczowo. Wszystko przewidziała, działała logicznie i według planu. Poczekała, aż matka zaśnie. Aby hałas upadającego krzesła, na którym stanęła, by potem je odepchnąć, nikogo nie obudził, położyła w odpowiednim miejscu na podłodze własną spódnicę. Zostawiła też list do matki, zawierający dwie krzywe linijki, „nabazgrane” ołówkiem, co wskazywałoby na to, że Ola nakreśliła te słowa już w ciemności, zapewne w ostatniej chwili.

Do końca zachowała trzeźwość umysłu i pewien rodzaj dystansu do przedsięwziętego czynu. Co więcej, w pożegnalnym liście wykazała się poczuciem humoru. Treść kartki skierowanej do matki brzmiała:

167 Lektura Dzienników pisarza Dostojewskiego dowodzi, że słowo „jezuita” pod jego piórem urastało do największej obelgi.

„Mamusiu najmilsza, proszę mi darować, że przerwałam swój debiut życiowy. Ta, co ci sprawiała zmartwienie, Ola” (M, s. 206). Stylistyka listu była lekka, niespójna z semantyką przekazu. Dostrzegł to jeden z bohaterów, zdumiony jak „w takiej chwili można używać humory-stycznych zwrotów” (M, s. 206). Młoda kobieta zakończyła edukację z wyróżnieniem, można zatem założyć, że taka, a nie inna konstrukcja wypowiedzi i jej emocjonalne nacechowanie były zamierzone. Miała na tyle dość życia, że potrafiła w tej ostatniej chwili nabrać do niego ironicznego stosunku? A może w chwili podjęcia decyzji o ucieczce w śmierć poczuła ulgę? Zaznała stanu, kiedy – by użyć wyrażenia

„śmiesznego człowieka” czy Kiryłłowa – jest już „wszystko jedno”?

O tragicznym finale nie zdecydowało konkretne wydarzenie, nic właściwie nie byłoby też w stanie odwrócić biegu losu. Jeden z bohate-rów, zastanawiając się, czy samobójstwu można było zapobiec, ocenił:

„Wszystko było gotowe” (M, s. 203), a w innym miejscu orzekł: „dosyć się nagromadziło palnego materiału” (M, s. 204). Określone fakty tak naprawdę pełniły funkcję nie bezpośredniej przyczyny dobrowolnej śmierci, tylko stymulatora czasu. Jeśli tragedia nie przydarzyłaby się w tym właśnie dniu, to w jednym z kolejnych z pewnością.

Liza – siostra tytułowego bohatera Młodzika – jest w powieści wy-razicielką poglądu zgodnego ze stanowiskiem religii chrześcijańskiej, potępiającego śmierć dobrowolną jako ciężki grzech, który oddala duszę od światła Boga. Zacytujmy: „dusza teraz leci gdzieś tam w ciem-nościach, w jakimś bezdennym mroku, grzeszna, ze swoją krzywdą…

Arkadiuszu, kto jest winien jej grzechu? Ach, jakie to straszne! Czy ty kiedy myślisz o tym mroku? Ach, jak ja się boję śmierci i jaki to okropny grzech! Nie lubię ciemności – o, takie słońce to zupełnie co innego!”

(M, s. 221). W emocjonalnej wypowiedzi Lizy słowo „grzech” w od-niesieniu do samobójczej śmierci Oli pojawia się trzykrotnie, raz nawet wzmocnione nacechowanym pejoratywnie przymiotnikiem „okropny”.

Ta zwerbalizowana grzeszność czynu wpisana jest w – korespondujące z nią – „ciemność” i „mrok” (który jest nawet „bezdenny”). W ostatnim zdaniu „ciemność”, odwieczny symbol zła, skontrastowany jest ze słońcem – symbolem Boga, Prawdy, energii. Dusza samobójczyni prze-mierza mroczną przestrzeń i nie dane jest jej dojrzeć światła. Pozostanie w ciemności, nie doświadczając łaski Boga? Duma jest wrogiem pokory,

Kraft 191

więc nie pozwala na skruchę, przyjęcie cierpienia i pokutę. A tylko tędy wiedzie droga do odrodzenia.

Kraft

Historię Krafta – bohatera Młodzika – Dostojewski oparł na przy-padku niejakiego Kramera, prawnika, który w latach siedemdziesiątych XIX wieku popełnił samobójstwo z powodów ideologicznych. W śledz-twie dotyczącym tej śmierci uczestniczył Anatol Fiodorowicz Koni, od którego Dostojewski dowiedział się o wszystkim. W grudniu 1876 roku autor Braci Karamazow odnotował w Dzienniku pisarza, że półtora roku wcześniej dostarczono mu listy i zapiski Kramera powstałe tuż przed odebraniem sobie przez niego życia. Prawnik -samobójca złorzeczył w nich na niemożność precyzyjnego wskazania położenia swojego serca i ubolewał, że na podstawie informacji zawartych w podręczniku anatomii nie sposób stworzyć kartografii własnego ciała168. Wiedza ta – w jego przekonaniu – jest konieczna, daje bowiem pewność, że zdoła się celnie trafić w serce, a to zapewnia stuprocentową skuteczność sa-mobójstwa.

Kraft był Niemcem. Nierosyjskim pochodzeniem bohatera Dosto-jewski najprawdopodobniej pragnął zaznaczyć obcość głoszonych przez niego idei, jak też ruchu nihilistycznego jako całości. Opierając się – jak przystało na przedstawiciela „świata rozumu” – na wiedzy frenologicznej, kraniologicznej, a nawet matematycznej, Kraft dowodził podrzędności Rosjan jako gatunku ludzkiego. Rosjanie – głosił – są narodem drugorzędnym, w dziejach ludzkości nie dane więc im bę-dzie osiągnąć żadnej autonomicznej pozycji. Są zaledwie materiałem, który w przyszłości posłuży do stworzenia nowej, idealnej społeczno-ści – oto ich rola i przeznaczenie. Upadek społeczeństwa rosyjskiego, przejawiający się przede wszystkim w rozkładzie moralnym, jaki Kraft obserwował na co dzień, jedynie utwierdzał go w słuszności

głoszo-168 O symbolicznej kartografii ciała, potrzebnej samobójcom do symbolicznej auto-identyfikacji, a także związanym z tym przypadkiem Kramera pisze Stefan Chwin w: Idem: Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni…, s. 190–192.

nych przekonań. Wobec takich okoliczności podejmowanie przez niego jakichkolwiek działań wydawało mu się bezsensowne i niezasadne.

Rosja była skazana, a więc on, choć wciąż czuł w sobie energię i moc umysłu zdolne budować wspólne dobro, skazany był wraz z nią. Nie chciał być „materiałem”, nie chciał nawozić gleby, na której siać będą jacyś „inni”. Rezultatem jego rozumowania stała się konkluzja – gorzka, nawet cyniczna, ale jednocześnie logiczna: przed Rosją nie ma żadnej przyszłości, a zatem żyć jako Rosjanin nie warto. Lepiej odejść tu i teraz, nie czekając na powszechny kres.

Bohater zastrzelił się z rewolweru o zachodzie słońca169. Przyczynę samobójstwa próbuje zdiagnozować Dołgoruki: „Człowiek o wzniosłej duszy kończy samobójstwem – Kraft zastrzelił się dla idei, dla Hekuby!

Zresztą, co pani może wiedzieć o jakiejś tam Hekubie!… I żyj tu, czło-wiecze, żyj wśród waszych intryg, obijaj się o wasze łgarstwa, oszustwa, podstępy… Dosyć!” (M, s. 177). W literaturze Hekuba zwykle stanowi symbol rozpaczy i bólu. Podobnie jak królowa Troi Kraft nie mógł pogo-dzić się z rzeczywistością. Poczucie zawodu ewoluowało, przeistaczało się w żal, gorycz, stawało się cierpieniem. Wreszcie udręka, jak Hekubę, pchnęła go ku samobójstwu170.

Od dnia poprzedzającego śmierć niemal do samego momentu wy-strzału bohater robił zapiski – co kwadrans, a trzy ostatnie nawet co pięć minut. Składały się one w przedśmiertny dziennik samobójcy.

Ostatniego wpisu dokonał już w ciemności. Odnotował, że ledwie w mroku rozróżnia litery, nie zapala jednak świecy, aby umierając, nie spowodować pożaru. Nie chciał gasić jej tuż przed wystrzałem, gest ten zapewne kojarząc z symbolicznym wygaszaniem własnego życia.

Stała się rzecz ciekawa. On – empiryk, który skrupulatnie i bezstronnie odnotowywał stan samobójcy aż do finalnego aktu, tak jakby czynił

169 Zachód słońca jako symbol „kresu”, zyskując różne wartości semantyczne, często powraca na kartach dzieł Dostojewskiego.

170 Hekuba (także Hekabe) – w mitologii greckiej żona króla Priama i matka dziewię-tnaściorga jego dzieci (między innymi: Hektora, Parysa i Kasandry). Podczas burzenia Troi straciła prawie wszystkie swoje dzieci i została niewolnicą Odyseusza. Jest jeszcze druga wersja jej historii, według której po śmierci najmłodszego syna zamieniona zosta-ła w sukę wyjącą na grobie swojego dziecka, która z żalu popełnizosta-ła samobójstwo, rzuca-jąc się ze skały.

Potulna 193

naukowe obserwacje, on – człowiek rzeczowy i rozsądny, który dbał o to, aby dopalająca się świeca nie spowodowała pożaru, gdy będzie leżał martwy, właśnie on pozwolił sobie na przesąd. A może to odstęp-stwo od logiki w obliczu śmierci było po prostu chwilowym przejawem słabości?

Notatki Krafta są krótkie, bezładne, układają się w przedśmiertny strumień świadomości. Dostojewski wpisuje się tu w rozważania do-tyczące treści i charakteru ostatnich słów oraz myśli tuż przed samo-bójczą śmiercią. Wydawałoby się, że wobec świadomości absolutnego końca, w ostatniej chwili życia, nie mogą człowieka zajmować sprawy błahe. Tymczasem okazuje się, że ludzki umysł działa wówczas am-biwalentnie – z jednej strony samobójca zdaje sobie sprawę z własnej decyzji, jest w pełni świadom tego, co nieuchronnie nastąpi, z drugiej zaś – abstrakcyjność definitywnego kresu nie pozwala wyjść poza granice zwyczajowego (normalnego) odczuwania i postrzegania świata.

Chociaż samobójca w chwili, gdy podejmuje decyzję o samounicestwie-niu, częściowo jest już po „drugiej stronie”, wciąż jeszcze myśli w kate-goriach życia. Wasin – inny bohater Młodzika – wspomina znajomego samobójcę, który w przedśmiertnym dzienniku ubolewał, że w takiej chwili „nie nawiedziła go ani jedna «wyższa myśl», przeciwnie, wszyst-kie tawszyst-kie marne, płytwszyst-kie” (M, s. 185).

Godzinę przed śmiercią Kraft zanotował, że robi mu się zimno i ma zamiar rozgrzać się kieliszkiem wódki. To na pozór nieracjonalne w obliczu śmierci działanie znajduje kontynuację w logicznym ro-zumowaniu: pragnie rozgrzać się wódką, ale tego zrobić nie może, powstrzymuje go bowiem obawa, że alkohol zwiększy intensywność krwawienia. Zajmował go własny wygląd po śmierci? Do samobójstwa Kraft – logik i racjonalista – podchodził metodycznie, a zatem być może także jego pośmiertny wizerunek musiał wpisać się w zaprojektowaną wizję własnej śmierci.

Potulna

Opowiadanie zatytułowane Potulna Dostojewski pisał trzy tygodnie, od końca października do 19 listopada 1876 roku. Wydrukowane zostało

w numerze listopadowym Dziennika pisarza z roku 1876171. Tekst utworu pisarz poprzedził informacją o trzech autentycznych przypadkach samobójczej śmierci. Na życie targnęła się dwudziestopięcioletnia aku-szerka, nie widziała bowiem sensu dalszej egzystencji, otruła się Liza, córka Hercena, co Dostojewski zrzucał na karb ateistycznego wycho-wania. I wreszcie trzecie samobójstwo, które szczególnie wstrząsnęło pisarzem: z okna mansardy sześciopiętrowego domu, z ikoną w rękach, wyskoczyła młoda szwaczka. Pozostawiła pożegnalny list, w którym oświadczyła, że przyczyną samobójstwa jest brak środków do życia.

Czyn ten nie był buntem, po prostu Bóg nie pozwolił jej żyć dłużej, odeszła więc potulnie, w pokorze, nie przestając się modlić.

O śmierci kobiety Dostojewski dowiedział się z prasy. 3 października 1876 roku w kronice miejskiej gazety „Nowoje Wriemia” zamieszczono

O śmierci kobiety Dostojewski dowiedział się z prasy. 3 października 1876 roku w kronice miejskiej gazety „Nowoje Wriemia” zamieszczono

W dokumencie Samobójcy Fiodora Dostojewskiego (Stron 187-200)