• Nie Znaleziono Wyników

Cudzśj drużyny szanuj wyroki I czcij i hydz się równo z drugięrai,

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1853, T. 4 (Stron 112-117)

Edyp.

P ro w a d ą mię* oórko, prowadź ostrożnie W miejsce, gdzie mógłbym stanąć pobożnie, Słuchać mówiących i mówić wzajem Zgodnie z potrzebą i obyczajem.

( ' b ó l ' .

Dość: przy tćm kamicnnćm wzniesieniu Stan, nic stąp dalej ni kroku.

E d y p . Czy już?

Chór.

Już. u

Edyp.

Mogęż usiąść?

Chór.

Siądź wzwyż na kamieniu I nieco przechył 8½ z boku.

Antygona.

Ojcze! ty krom mnie, nic masz nikogo Ku swćj podporze; więc oprzćj śmiało Na mojćj ręce sędziwe ciało

I stępuj zwolna noga za nogg.

Edyp.

Nieszczęsnaż dola!

Chór.

Człeku niebogi!

Kiedyś usłuchał naszćj przestrogi, P rze to nam powiedz co o swym rodzie:

Kto je st twój ojciec, i w jakim grodzic Ojczyzna twoja, i czemu przecie T ak nędzny żywot wleczesz na świecie?

Edyp.

O! jam bez ziemi.... ależ.... mężowie!...

Chór.

Czśm to tak, starcze, wahasz się w słowie?

Edyp.

Nie, nie, nic dręczcie mnie pytaniami K to -m jest: nic mogę zeznać przed wami.

Chór.

Co zacz?

Edyp.

Okropność!

Cliór.

Niechże się dowiem.

Edyp. ' '

O córko, przebóg! co ja im powiem?

Chór.

Kto f icbic rodzi, opowiedz nam.

Edyp.

R adź-że mi, córko, co robić mam.

Antygona.

Powiedz, gdy gwałtem za słowo biorg.

Edyp.

Nie mogę taić.

Cliór.

Coś wam niesporo.

W K O L O N I E . U l E d y p .

A wiec,, czy znacie wy Laja płód?

Chór.

Gwałtu!

Edyp

A znacież L abdaków ród?

Chór.

Zeusie!

Edyp.

A teraz.... czy znany wam Nieszczęsny Edyp?

Chór.

To ty!

Edyp.

Ja sam!....

Tylkoż was proszę, o mili moi!

Niech się słów moich nikt z was nic boi.

Chór

O nieszczęśliwy! biadaż nam, biada!

Edyp.

Cóż teraz, córko, czynić wypada?

Chór.

Dalćj nieszczęśni, precz z naszych granic!

Edyp.

A przyrzeczcnia-ż swoje masz za nic?

Chór.

Kto raz upadłszy, podnieść się stara, Nad tym wyrocznanic cięży kara;

Kto siał nieszczęście, niechaj nań spada Owoc nieszczęścia:— za zdradę zdrada.

W i ę c wstań i wychodź z naszćj krainy, By nie cierpiała przez twoje winy.

Antygon».

Jeżliż nie chcecie, mężowie czcigodni!

W ysłuchać głosu mojego rodzica, Słyszćć wyznania poniewolnych zbrodni;

W i ę c ja was błagam, ja bićdna dziewica, Wzywam litości nad nim i nademug:

Nie chciejcież, abym prosiła daremno.

E i) y p <l A ,7

Jać nie ślepemi patrzę w was oczami, Zda mi się jakoś, żem jed n a k re w z wami.

O! czyż was najmnićj dusza nic zaboli Dla wieku jego i jego niedoli?!

Nie omieszkajcież, boć nadzieje wszelkie Myśmy w was ni nic jak w bogu złożyli;

Spełnijcie rychło dobrodziejstwo wielkie Błagam was o to na wszystko, o mili!

Cokolwiek macic drogiego n a świecie, Na bogów, mienie, na żonę i dziecię!

Bo gdy nad człekiem boskie cięży ramie W p r z ó d zginie, niżli z podeń się wyłamie.

Clliór.

W icrzaj. jni, luba córo Edypowa!

Nam żal was srodze, lecz się równie trwożym O dolę naszą; a pod gniewem bożym

Nie możem zmienić poprzedniego słowa.

Ell}|K

Cóż tedy je st ten rozgłos, co w świata obszary Niesie sławy wsze wdzięki?.... W ie śc i, mdłe to mary.

O Atenach nam prawi# niesłychane dziwy:

Że to wzór pobożności, gród nad wszystkie grody;

Tam przytułku nie że b rze tułacz nieszczęśliwy.

Także się na mnie pełni# tój sławy dowody?

Cóżto was we mnie takim strachem przeraziło, Że mnie z miejsc tych i z kraju wygnać chcecie sił#?

Chyba groza imienia, nie ciało, nie czyny:

Bo gdybym ci ogłosił, lecz mi nie należy, Dzieje mego rodzica i mojćj macierzy;

T o b y ś krzyw dy m e w id ział w iększe niźli w in y , Za które mną się mierzisz bez etoezaójj przyczyny.

Słusznaż zwać mię złym z rodu, kiedyć jedno losy Zrządziły tak, żem w rogom oddał cios za ciosy?

A choćbym i świadomie mścił się krzywdy mojćj, To jeszcze nic przyczyna, by mię złym mieniono;

Tćm bardzićj nieświadomość staje mi obroną.

Ale w ró g co knuł na mnie, ten znał. że złe broi, W ię c błagam was na bogi, jakom w waszćm słowie Znalazł mir, tak przytułbk niech znajdę, mężowie!

Iżbyścic mając wrzkomo cześć bogów na pieczy Nie zrządzili im ujmy działając od rzeczy.*,, O Bo wierzajcie, zaprawdę, ęę oni z wysoka

Patrząc w dobre, ze złypH lóż nie spuszczają oka:

I źli p m d k a ź n i ą DÓzą nigdy nie uciekli.

Baczcież przeto, ażćKJ^fe^feóżnemi czyny

Nie zaćmić blasku szczęsnej ateńskiej krtŚnjl ®f8WW91”

L ecz jaki tid W io titd łiy i llSżilćid'WyV&Mł,1,1 ? I1,:' Tak mi nie odmawiajcie swobody i Straży.

Nie patrzcie na ochydę mój Sędziwój twarzy, ol V_B . Bo ja dzisiaj przed wami niby święty staję,

Pomyślność wiodąc na waS1 i ha wasze kraje;

A gdy się jedno starszy waszój ziemi zdarzy,

To każdy z was o wszystkióm z moich słów się dowió.

Nic krzywdźcież mnie tymczasem, błagam was! mężowie.

Czcią pobożną napełnia nas, starcze! twa mowa;

Przejmujące zaprawdę tp myśli i słowa:

A więc tę rżeCz królewskie niech rozstrzygnie zdanie!

E«lyp. «

A gdzież proszę, ip ą o w ic , k rp ^ w a ^ z njta.^i^szkanie?

Król nasz w ojcowój ziemi ną stolicy siedzi:

Człowiek co nas tu przywiódł i jego uprzedzi.

!ióŻ9uj jom d a n i, x a o w ^ p j t l o Y e ' dej. M t o o i. fesojO

Będzicż oh miał, sądżiĆltS mo *

By przyjść tu ulżyć człeka ślepego niedoli?

Cli

Jak się dowió, kto jesteś, przybędzie tej chwili.

Edjrp. ,,

Czómżeście wy tak spiesznie tu się zgomadzili?

Chór. '

Droga krótka, podróżnych chyżo wieści biegą, W k r ó tc e , jak my, tak władca dowió Się wszystkiego;

A imię twe tak, starcze, okrzyczane wszędzie, Żc on ze snu się p o r w ie , « tutaj przybędzie.

Edyp.

Dobrze: Wzajemna korzyść drogi jego celem;

Jakiż człek mądry hie je s t sobie przyjacielem?

T o m IV . P a ź d z ie r n ik 1853. * l )

[ i Antygon». • ’1 ' ' ’\I O Zeusie! co to znaczy? • » ' v " .m-. -ń/l tb in n s iw ofl

lr /I

;[6$0A?.ijq8 9fn ,x Cóż znów Antygono?

,J 0 ! i . V

Antygona. 1(. < v }l Niew iasta jakaś, ojcze, ku naszój ustroni

Na etnejskim rum aku w całym pędzie goni (1).

T w arz jćj znad głów tessalską okryta zasłoną:

O n a -ż to czy nic ona?...czy mię łudzą zm ysły...

N ie w iem ...niepew ne słowa w uściech m jch zaw isły...

T o ona! jakaż słodycz z je j oblicza spływa:

T o Ism cna, to m oja sio stra nieszczęśliwa! _ j

>t> 91* w ó t e iL io h : o ecw .1 yb iaW o T

Cóż tedy dzićcię? 1 , /! iB

Antygona.

;nv/om s i o s t r a / , 1 jtVoja córka m iła!...

W ra z ją ojcze usłyszysz, ot, już, ju ż przybyła. >A I i u A

.mm, .i e d y p, A NTY GONA , ISM EN A . Ismena. ' M.0 W Si,Bn i i d m i q o te 9 ( i iboiy/ w q u) zen ,x, j o i w o t p Ojcze! siostro! jak słodko głos wasz słuch mój pieści!

Jakom was biegła szukać w goryczy i trw odze, Tak mnie znów, na wasz w idok żałość im a srodze!

Edyp,

P rzybyłaś, m oje dzićcię? < vl;,l Ismena.

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1853, T. 4 (Stron 112-117)