• Nie Znaleziono Wyników

THE DILATATION OF AUDITIVE TUBE (BOUGIRAGE TUBAIRE) BY DILATORS IN XIX CENTURY

Zakład Klinicznych Podstaw Fizjoterapii Wydziału Zdrowia Publicznego Akademii Medycznej im. Piastów Śląskich we Wrocławiu

ul. Grunwaldzka 2, 50-355 Wrocław Kierownik: prof. dr hab. n. med. Andrzej Kierzek

Summary

The treatment of auditiory tube chronic catarrh in XIX century by pharmagological drugs, by special apparatuses of surprising technical sophistication, by electrisation and faradisation is discussed first of all. The dilatation of audi-tory tube by dilators was the diagnostical and therapeutical methods, especially preferenced by Victor Urbantschitsch, Hermann Schwartze, Jean P. Bonnafonte, Albert Calmettes and Bronisław Taczanowski, Teodor Heiman and Samuel Meyerson. The dilators were building of celluloid, whale-bone, silver and were absorbed by argentum nitrate, vaseline.

The technique, difficulties and effects of dilatation are de-scribed in more detail. The complications of this operation is presented finally.

K e y w o r d s: history of otorhinolaryngology – history of medicine – auditory tube.

Streszczenie

W pracy przedstawiono leczenie nieżytów trąbki słu-chowej w XIX stuleciu środkami farmakologicznymi, spe-cjalnymi aparatami, elektrostymulacjami, faradyzacjami.

Rozszerzanie trąbek słuchowych przez świeczkowanie było metodą diagnostyczną i terapeutyczną, szczególnie prefero-waną przez Victora Urbantschitscha, Hermanna Schwart-zego, Jeana P. Bonnafonta, Alberta Calmettesa, Bronisława Taczanowskiego, Teodora Heimana, Samuela Meyersona.

Świeczki wykonywane były z celuloidu, fiszbinu, srebra,

powleczone azotanem srebra, wazeliną. Szczegółowo opi-sano technikę, trudności oraz rezultaty świeczkowania oraz zaprezentowano powikłania tego zabiegu.

H a s ł a: historia otorynolaryngologii – historia medycyny – trąbka słuchowa.

*

Nieżyty ucha środkowego są stosunkowo częstym scho-rzeniem spotykanym w otorynolaryngologicznych gabine-tach. Trapiły pacjentów od zarania ludzkości. Radzić z nimi musieli sobie także lekarze dziewiętnastowieczni.

Victor Urbantschichst (ur. 1847 r.), znany otiatra wie-deński, słusznie zauważał, że zazwyczaj z otoskopowej

oceny błony bębenkowej trudno było mieć pojęcie o stanie ucha środkowego oraz o umiejscowieniu w nim procesu nieżytowego. Nale-żało zatem szukać innych metod ułatwiających rozpo-znanie. Przy chronicznych nieżytach ucha środkowego często następowało zwężenie trąbki słuchowej, szczególnie w jej cieśni, na skutek obrzę-ku części miękkich. Zdaniem tego otiatry, pojęcie o szero-kości światła samego kanału trąbki i o miejscu zwężenia dać mogło tylko sondowanie.

Ryc. 1. Victor Urbantschitsch.

J. Pagel: Biographischer Lexikon hervorragender Arzte des neunzehnten Jahrhunderts.

Berlin, Wien 1901, s. 1746

Urbantschicht utrzymywał, że właśnie w przewlekłych nie-żytach nie powinno się zaniedbywać tego rękoczynu, tak, jak nie powinno się pomijać badania otoskopowego [1].

Nieżyty trąbek słuchowych usiłowano wtedy leczyć.

Adam Politzer (1835–1920), pionier światowej otiatrii, radził przy „upartych” obrzmieniach błony śluzowej trąbki stosować „Zincum sulphuricum 0,2:10,0, Argilla acetica Burowii, roztwór salmiaku 1:10–20 lub dwuwęglan sody 3:10–20”. Jego zdaniem, aby leki te nie dostały się do jamy bębenkowej, lecz wyłącznie tylko do trąbki, trzeba było wykonać dusz powietrzny za pomocą cewnika, wpuszczając 8–10 kropel odpowiedniego leku oraz skłon głowy „cokol-wiek na bok i ku tyłowi”. Próbował także jodku potasu, chlorku żelazowego [2].

Anton Friedrich Troeltsch (1829–1890), otiatra z Wurz-burga, „z powodu ciasności przy początku kostnej części trąbki”, powodującej powrotne spływanie płynów wpro-wadzonych przez kateter, zaczął stosować pary leków wprowadzanych metodą Politzera lub przez skonstruowa-ny przez siebie przyrząd. Opis aparatu Troeltscha autor niniejszej publikacji przytacza in extenso, aby unaocznić inwencję twórczą konstruktora: „Przyrząd Troeltscha składa się z dzwonu szklannego mającego 40 cm wysokości a 12 szerokości; dzwon przymocowuje się do podstawki z drze-wa, za pomocą oprawy mosiężnej. U dołu dzwon łączy się z maszynką pneumatyczną, u góry zaś znajduje się kurek, od którego idzie rurka kauczukowa, której drugi koniec łączy się z kateterem, lub też przyrządem do wywięzy-wania pary. Przyrząd do wywięzywywięzy-wania się pary, składa się z kolbki, ogrzewanej w kąpieli piaskowej, za pomocą lampki spirytusowej. Korek kolbki przedstawia otwory:

1) dla lejka, przez który wlewa się płyny, a potem zatyka osobnym korkiem; 2) dla termometru; 3) dla dwóch rur szklannych zgiętych pod kątem prostym, z których jedna łączy się z przyrządem do zgęszczania powietrza, druga zaś z kateterem. Kolbka umocowywa się za pomocą pierścienia blaszanego, przytwierdzonego do mocno przyszrubowanej sztabki żelaznej”. Wprowadziwszy kateter do wylotu trąbki lekarz oddawał go choremu do potrzymania z poleceniem przyciskania go nieco do przegrody nosa. Następnie przy-łączał ów przyrząd do kateteru. W stanach przekrwienia w jamie bębenkowej „wprowadzanie par soli amoniackiej (ammon. muriaticum depuratum) dobre odda(wało) usługi”.

Przy długotrwałych nieżytach ucha środkowego najlepiej działała para wodna, do której dodawało się różnych środ-ków leczniczych, jak eteru octowego, chloroformu, octu drzewnego, olejku terpentynowego, nalewki jodowej, acetonu. Troeltsch nierzadko używał samej pary wodnej.

Po dłuższym użyciu gorącej pary, zwłaszcza z dodatkiem nalewki jodowej, chorzy skarżyli się na uczucie ciężkości w głowie, pełności w uchu [3].

Nie pomagało także stosowanie adrenaliny. Andrzej Alfred Heiman (1874–1933), warszawski oraz śląski otola-ryngolog, rozpoczął próby ze słabym roztworem (1:5000) wprowadzając do trąbki 3–5 kropel płynu przez kateter i przedmuchując trąbkę. W tych razach adrenalina

wy-woływała tylko uczucie lekkiego palenia i zasychania, nie wywierając żadnego wpływu na zwężenie. Silniejszy roztwór (1:3000) powodował „szalony ból w uchu z uczu-ciem gwałtownego palenia” trwający kilka godzin, również nie wpływając pozytywnie na zwężenie. Eksperymenty Heimana, doprowadzające w niezamierzonym efekcie do wywołania ostrego zapalenia ucha środkowego, które – na szczęście – mijały bez powikłań, spowodowały zaniechanie stosowania tego środka [4].

W przypadkach zwężeń wywołanych zaburzeniami w działalności mięśni naprężacza podniebienia i dźwigacza podniebienia, Urbantschicht radził elektryzacje prądem galwa-nicznym lub faradyzacje: „jedn(ą) elektrod(ę) umieszcza(ło) się na bocznej części szyi, drug(ą) wsuwa(ło) przez nos lub usta do gardzieli, lub też przy pomocy cewnika wprowadza(ło) się do ujścia gardzielowego trąbki. Można też (było) przy stosowaniu prądu stałego, elektrodę mającą być wprowadzoną do gardła, t.j. katodę umieścić pod szczęką dolną” [3].

Autor niniejszej publikacji, ograniczony limitem obję-tościowym pracy, nie przedstawił wszystkich ówczesnych metod leczenia nieżytów ucha środkowego, ograniczając się do najczęściej stosowanych.

Tak więc w leczeniu nieżytów trąbki słuchowej, kiedy próby Valsalvy i Politzera oraz aplikowanie różnorakich leków nie powodowały efektu, zaczęto szukać innych środków w celu zmniejszenia lub zniesienia uporczywych objawów, które temu nieżytowi niejednokrotnie towarzyszyły. Taką metodą było zgłębnikowanie trąbki, za pomocą tzw. „strun”, „stoczków”

lub „świeczek”. Autor dla uzyskania przejrzystości publikacji będzie używał określenia „świeczka”.

Zdaniem wielu lekarzy zajmujących się otiatrią, w tym Samuela Meyersona (1851–1939), otolaryngologa warszaw-skiego oraz Edmunda Modrzejewwarszaw-skiego (1849–1893), otiatry warszawskiego, prekursora nowoczesnej rehabi-litacji głuchych i głuchoniemych, metoda wprowadzania świeczek do trąbki słuchowej miała znaczenie nie tylko diagnostyczne, ale i terapeutyczne. Świeczki służyły do wykazania umiejscowienia i stopnia zwężenia. Metoda nie była systematycznie wprowadzana w klinikach europejskich;

m.in. w klinikach wiedeńskich tylko przez Urbantschichta, w klinikach paryskich tylko przez Jeana Pierre Bonnafonta (1805–1891) i Alberta Calmettesa. Na ogół nie stosowano jej w klinikach niemieckich [1, 3, 6, 7, 8].

Długość świeczek wynosiła ok. 25 cm i były one zakończone stożkowato lub główkowato. Wyrabiano je zazwyczaj z celuloidu. Gładkie, niezbyt twarde, dające się na końcach zaokrąglać, okazały się najpraktyczniej-sze. Po dłuższym użyciu stawały się łamliwe, co łatwo można było poznać po poprzecznym prążkowaniu wy-stępującym zwłaszcza na końcach świeczki. Wtedy, aby zabezpieczyć się przed odłamaniem jej w samej trąbce, należało koniec przed aktem świeczkowania odłamać i na nowo zaokrąglić pilnikiem. Wilhelm Kramer (1801–1875) z Berlina, pionier otiatrii niemieckiej Johann K.A. Lucae (1835–1911), także z Berlina oraz Troeltsch wykonywa-li je także ze strun, te jednak często, drażniąc błonę

ROZSZERZANIE TRĄBEK SłUCHOWYCH (BOUGIRAGE TUBAIRE) PRZEZ „ŚWIECZKOWANIE” 107 śluzową trąbki wywoływać mogły stany zapalne ucha

środkowego. Zgłębniki fiszbinowe (z rogu waleni) były za twarde i często powodowały zranienia błony śluzowej trąbki. W niektórych przypadkach były jednak niezbędne, dlatego je na końcach niejednokrotnie piłowano. Szmur-ło wspominał o rozszerzadłach srebrnych. Bonnafont używał „walcowatych” stoczków nitkowatych (bougies filiformes), Kramer natomiast stoczków stożkowatych.

Bonnafont twierdził nieco buńczucznie, że za pomocą swych stoczków nitkowatych „przezwycięża(ł) wszelkie trudności, na jakie tylko w trąbce napotkać (było) można”.

Hermann Hugo Schwartze (1837–1910) z Halle używał świeczek z blaszkowca posmarowanych gliceryną; któ-re jednak łatwo pęczniały i mogły ulegać następowym złamaniom przy wyciąganiu. Istniały także rozszerzadła z oliwkowatym zgrubieniem na końcu, przypominające zgłębnik przełykowy Trousseau.

Bonnafont używał stoczków o grubości 0,5 mm, 1 mm, 1,5 mm. Kramer preferował świeczki o grubości 6/20 mm, 7/20 mm, 8/20 mm, 11/20 mm, 13/20 mm, 15/20 mm, a tak-że 1 mm i 1,5 mm. Według skali Charriere’a wyrabiano je w sześciu kalibrach; od 1/3 mm do 2 mm. Radzono używać z początku świeczek o grubości 4/20 mm; taką grubość zdaniem Jonatana Warschauera (1820–1888) mogły mieć tylko struny, „albowiem stoczki 6/20 milimetra mające…

(były) bardzo giętkie, tak że nie można (było) przezwy-ciężać oporu, jaki cieśń stawia(ła)”. Bonnafont używał od razu stoczków o grubości 0,5 mm, które „po pomazaniu”

środkami drażniącymi wprowadzał zdecydowanymi ru-chami do trąbki, nie obawiając się skaleczenia miejsca ścieśnionego [5, 9, 10].

Konieczna była staranna dezynfekcja narzędzi i samych świeczek. Urbantschicht zanurzał je na kilka minut w 5%

roztworze sublimatu, następnie obmywając w czystej wo-dzie, suszył. Było to postępowanie z dzisiejszego punktu widzenia niewłaściwe, gdyż świeczki po obmyciu wodą niewątpliwie ulegały ponownemu rozsterylizowaniu. Po-stulował on, aby każdy chory posiadał własną świeczkę.

Aby zwiększyć komfort zabiegu, zakładało się choremu naokoło głowy opaskę czołową Kramera, do której za po-mocą szczypczyków przytwierdzało się kateter, a następnie wprowadzało świeczkę „poprzednio oliwą namaszczon(ą)”.

Meyerson nie polecał umocowywania kateteru wraz ze świeczką do nosa za pomocą przyciskacza Delstanche’a, jak radził Politzer, gdyż prawidłowo wprowadzona świecz-ka miała utrzymywać świecz-kateter nieruchomo we właściwym położeniu [6, 9, 10, 11].

Przed zgłębnikowaniem należało dokładnie znieczulić błonę śluzową nosa, tylną i boczną ścianę gardła górnego oraz ujście trąbki słuchowej. Pamiętać trzeba, że systematyczne znieczulanie w obszarze otorynolaryngologicznym zaczęło się dopiero w 1884 r., kiedy to Edmund Jellinek, asystent Leopolda von Schroettera (1837–1908) wprowadził kokainę.

Przed zabiegiem, do którego początkowo używano zgłębników cieńszych, należało świeczkę przesunąć przez całą długość kateteru „dopóki koniec jej nie uka(zał) się

w jej końcu przednim”. Wtedy w miejscu odpowiadającym jego tylnemu końcowi wykonywało się na świeczce oznako-wanie atramentem lub miejsce to przewiązywało się nitką.

Urbantschicht oznakowanie wykonywał na gumowej rurce nasadzonej na świeczce. Świeczkę posuwało się powoli na głębokość ok. 3 cm.

Politzer nasączał świeczki silnym roztworem azotanu srebra (1:10), potem je suszył i wprowadzał na 3–5 min.

Podobnie postępował Teodor Heiman (1848–1917), ordy-nator pierwszego w Warszawie oddziału otiatrycznego w Szpitalu Ujazdowskim. Kramer nie był zwolennikiem stosowania maści drażniących, np. jodowych, rtęciowych etc. Po wyschnięciu świeczka mogła być niejednokrotnie użyta ponownie [4, 5, 9, 10, 12, 13].

Zgodnie z naukowymi dociekaniami Politzera i Urbant-schichta, na ogół uważało się, że rozszerzenie trąbki w stop-niu zadowalającym było „bardzo żmudnem i wymaga(ło) długiego bardzo czasu”. Przy zwężeniu średniego stopnia potrzebnych było kilka serii sześciotygodniowych z kilkuty-godniowymi przerwami. Schwartze świeczki z blaszkowca pozostawiał zwykle na 10–30 min. Chorzy zwykle przy zabiegu szybko męczyli się, a doznawszy po pierwszej serii poprawy, zadowalali się mniejszym stopniem drożności trąb-ki. Rozszerzenie do 1 mm w zwykłych warunkach uważano za wystarczające. Bywały jednak i wyjątki. Meyerson po jednorazowym wprowadzeniu świeczki ostrość słuchu po-prawił w trójnasób. Teodor Heiman sądził, że najwłaściwsze było powolne rozszerzanie z kilkudniowymi „przestanka-mi”, mniej przykre dla chorych, pewniejsze. Urbantschicht początkowo używał świeczek takiej grubości, które mogły pozostawać w zwężonym miejscu bezbólowo. Twierdził, że długość zabiegu zależała od wrażliwości chorego i powinna wynosić ok. 1–5 min, niekiedy znacznie dłużej. Jeżeli ból nie ustawał, a nawet wzmagał się, świeczka musiała być usunięta natychmiast. Pierwsze zabiegi wykazywały reakcję silniejszą, następne były znoszone znacznie łatwiej, nieraz nie czyniąc żadnego przykrego wrażenia. Bronisław Tacza-nowski (1840–1912), warszawski otiatra i psychiatra, uważał, że po 3–6 krotnym świeczkowaniu co 2–3 dzień zazwyczaj znikały najbardziej uporczywe zwężenia. Pozostawienie świeczki w trąbce na 24 godziny (bougie a demeure), wg sposobu Suarez de Mendozy z Paryża, było przykre dla chorych, a nie dając pozytywniejszych rezultatów słusznie zostało zarzucone [3, 4, 6, 14].

Proces świeczkowania należało zaczynać od zgłębników cieńszych, z użyciem umiarkowanej siły, a ruchy winny być z lekka obrotowe. Światło kateteru powinno w zasadzie odpowiadać grubości świeczki, aby zapobiec zbaczaniu jej w niewłaściwym kierunku. Gdy cewnik nie usadowił się należycie w ujściu trąbki, świeczka mogła zboczyć do jamy nosowo-gardłowej. Wtedy to cewnik wchodził „swobodnie daleko głębiej, aniżeli wynosi(ła) długość trąbki”. Poza tym chory doznawał uczucia drapania i dławienia w gardle.

Im używało się cieńszej świeczki, tym istniało większe zwężenie trąbki. Ze stopnia oporu, jaki trzeba było prze-zwyciężyć, wyprowadzało się wniosek o rodzaju zwężenia,

natomiast z głębokości, przy jakiej świeczka z trudnością dawała się przesunąć – o miejscu zwężenia. Obowiązywała kardynalna zasada, aby nigdy gwałtownie nie przezwyciężać napotykanej przeszkody, szczególnie zgłębnikami fiszbi-nowymi. Można było nie tylko zranić błonę śluzową, ale spowodować krwawienie. Victor Urbantschicht twierdził, że do zabiegu świeczkowania szczególnie nadawały się przypadki zwężeń części chrzęstnej trąbki [3, 6, 14].

Urbantschicht wnioskował o właściwym położeniu świeczki, o ile kateter nie zmieniał swego położenia pod-czas wprowadzenia świeczki. Gdy świeczka zmierzała w fałszywym kierunku, kateter poruszał się ku górze albo ku dołowi. Prawidłowe wykonanie zabiegu miało miejsce, gdy: po wprowadzeniu świeczki kateter bez podtrzymy-wania utrzymywał się w nadanym położeniu li tylko przez samą świeczkę, bez pomocy ręki; przy ruchach połykowych świeczka nie zmieniała położenia, ponieważ wprowadzona do cieśni trąbki nie ulegała wpływowi mięśni dźwigacza podniebienia i naprężacza podniebienia; po wyjęciu świecz-ka była lekko wężownicowato skręcona, przybierając kształt litery S, odpowiadający przebiegowi kanału trąbki [1].

Aby uniknąć ześlizgiwania się świeczki do gardła Adam Politzer radził używać kateterów z silniej zagiętym „dzio-bem”, które, wchodząc do ujścia gardłowego trąbki bardziej zabezpieczały świeczkę od ześlizgnięcia.

Objawem wskazującym na prawidłowe wprowadzenie kateteru do trąbki było uczucie bólu w samym uchu, możli-wość wykonywania swobodnych ruchów połykowych, nie wpływających na zmianę położenia świeczki. Chory mógł swobodnie rozmawiać, nie odczuwał żadnego drapania ani łaskotania w gardle.

Jakkolwiek długość trąbki słuchowej waha się w gra-nicach 30–44 mm, nie należało świeczki wsuwać głębiej niż na 30 mm, ponieważ można było ją wepchnąć do jamy bębenkowej, co, niestety, niejednokrotnie miało miejsce.

Teodor Heiman konstatował, że wtedy można było otosko-powo zaobserwować „świeczkę… krzyżującą pionowe ramię kowadełka”. Hermann Schwartze w rzadkich przypadkach spostrzegał, przy ubytkach błony bębenkowej ze zrośnięciem jej resztek ze ścianą błędnikową jamy bębenkowej, przejście świeczki do przewodu słuchowego zewnętrznego. W takich przypadkach udawało się świeczkę wprowadzoną przez nos wyciągnąć przez przewód słuchowy zewnętrzny.

Proces zgłębnikowania był prosty. Po wprowadzeniu kateteru do trąbki upewniano się o właściwym jego poło-żeniu przez wdmuchnięcie powietrza balonem Politzera.

Nasadzona na kateter rurka kauczukowa łagodziła przykre zakładanie balonu na kateter oraz sam proces katateryza-cji. Z początku używano najcieńszych zgłębników, potem dochodzono do takiego rozmiaru, gdy główkowate zakoń-czenie świeczki bez większego oporu dało się przesunąć przez zwężone miejsce trąbki. Po pokonaniu cieśni trąbki świeczka zazwyczaj „raptownie naprzód się posuwa(ła)”.

Uważać należało, aby nie dosięgnąć kosteczek słuchowych lub błony bębenkowej. Po wprowadzeniu cewnika do ujścia trąbki wsuwało się do niego świeczkę. Za pomocą wcześniej

wykonanej na niej kalibracji wiadomo było, jak głęboko świeczka penetrowała w głąb trąbki. Skrzywienie świeczki ku górze lub ku dołowi, zagięcie blisko jej zakończenia przemawiały za tym, że świeczka nie znajdowała się w ka-nale trąbki [5, 6, 14, 15].

Prawidłowemu położeniu wprowadzonej do trąbki słu-chowej świeczki towarzyszyły takie subiektywne objawy, jak uczucie kłucia w okolicy krtani, postępujące do coraz wyższych struktur gardła, gdy świeczka penetrowała w głąb trąbki. U niektórych osób występował ból zębów, ból szczę-ki, ból w okolicy potylicznej, silne uczucie kłucia w uchu po stronie wykonywanego zabiegu. Świeczka znajdująca się w cieśni trąbki powodowała uczucie naprężenia w uchu. Przy jej wyjmowaniu choremu wydawało się „jakby z wnętrza ucha coś ze świeczką zostało wyciągniętem”. Ponieważ jednak takie „zwężenia z przesmykiem” zdarzały się dość rzadko, wystarczało dla rozszerzenia cieśni trąbki koniec świeczki z powrotem wsunąć i pozostawić ją na kilka sekund lub minut. Bronisław Taczanowski radził świeczkę „koło jej osi skręcić”. Zwykle jednak proces usuwania świeczki był bezbolesny. Przy przechodzeniu świeczki przez zwężoną trąbkę prawie zawsze powstawał trzeszczący szmer, dający się usłyszeć za pomocą otoskopu. Ten szmer podobny był do szmeru powstającego przy klonicznym skurczu mięś-ni wskutek unoszemięś-nia ścian trąbki. Częściowo był wymięś-ni- wyni-kiem tarcia, jakie wywierała świeczka na ściany trąbki.

Urbantschicht spostrzegał jednak i takich chorych, u których z początku wprowadzanie świeczek powodowało znaczną poprawę, jednak po pewnym czasie wracał szum w uszach i inne uciążliwe objawy, które w efekcie zmuszały do za-przestania zabiegów [5, 14].

Urbantschicht wdmuchiwał powietrze do ucha środko-wego balonem Politzera po każdym zabiegu świeczkowania, z wyłączeniem sytuacji, gdy czynność ta wzmagała szumy.

Przekonywał się, że powietrze, które przed zabiegiem prze-chodziło ze znaczną trudnością, po świeczkowaniu natomiast – strumieniem znacznie szerszym. W jednym z przypadków, gdy zabieg ten znacznie poprawił słuch, ale spowodował wznowienie szumów, zmniejszył je „przy pomocy stałych i przerywanych strumieni elektrycznych”. Wdmuchiwanie powietrza należało czynić rozważnie i ostrożnie, z użyciem słabego ciśnienia, bacząc, aby nie spowodować podśluzów-kowej rozedmy w okolicy ujścia gardłowego trąbki. Jeżeli koniec świeczki uległ zakrwawieniu, wówczas niezwłocznie należało zabieg przerwać.

Świeczkowanie mogło nie udać się z powodu wad roz-wojowych trąbki, przy „załamaniu” kątowym części kost-nej trąbki lub przy znacznym przeroście ujścia gardłowego trąbki [2, 5, 14].

Po wprowadzeniu świeczki mógł występować ślinotok, nieraz bardzo znaczny. Urbantschicht spostrzegał uporczy-wą, trwającą kilka godzin czkawkę. Jego zdaniem, nieraz zabiegi te wpływały dodatnio na różnego rodzaju nerwice, szczególnie odruchowe. Obserwował zbawienny ich sku-tek na niektóre przypadki migreny oraz nerwobólu nerwu trójdzielnego.

ROZSZERZANIE TRĄBEK SłUCHOWYCH (BOUGIRAGE TUBAIRE) PRZEZ „ŚWIECZKOWANIE” 109 Do powikłań należało zaliczyć uszkodzenie końcem

cewnika albo świeczki błony śluzowej ujścia gardłowego trąbki, mijające zwykle bez śladu. Jeżeli natomiast po takim zranieniu próbowało się od razu przedmuchiwać trąbkę, wówczas można było spowodować odmę w okolicy ujścia, rozprzestrzeniającą się nierzadko na podniebienie, a nawet krtań i klatkę piersiową. Szmurło dokonywał wtedy na-kłucia śluzówki podniebienia w celu usunięcia powietrza.

Przed innym powikłaniem – złamaniem świeczki i pozo-stawieniem jej w trąbce – można było się zabezpieczać, zwracając baczną uwagę na stan świeczki i nie używając takiej, na której stwierdzało się uszkodzenia i rysy. Nieraz jednak trzeba było uciekać się do jej wydobycia za pomocą rynofaryngoskopii bezpośredniej metodą Gyoergyay’a, albo do rozszczepienia podniebienia miękkiego i „podejścia” do trąbki od strony gardła środkowego [10, 11].

Rezultaty świeczkowania były znacznie lepsze od tych, jakie uzyskiwano po przedmuchiwaniu trąbek metodą Po-litzera lub po katateryzacji trąbek. Szczególnie pozytywnie

Rezultaty świeczkowania były znacznie lepsze od tych, jakie uzyskiwano po przedmuchiwaniu trąbek metodą Po-litzera lub po katateryzacji trąbek. Szczególnie pozytywnie