• Nie Znaleziono Wyników

Brakiem rozwagi byłoby próbować formułować końcowe wnio-ski […]. Z całą pewnością, poszukiwanie konkluzji jest głupotą.

Gustave Flaubert: List to Luisa Bouilheta (4 września 1850)

Tym, którzy dysputują w oparciu o jakieś pojęcie z góry przyję-te, należy przeciwstawić pojęcie zgoła mu przeciwne; wszelkie bowiem przypuszczenie ludzkie i wszelkie orzeczenie ma tyle powagi co i drugie, jeśli rozum nie uczyni wyboru.

Michel de Montaigne: Apologia Rajmunda Sebonda.

W: Idem: Próby. T. 2. Przeł. T. Boy-Żeleński

Toteż nie ma tak jasnego procesu, w którym zdania nie byłyby sprzeczne; co jeden trybunał tak osądził, inny sądzi przeciwnie i tenże sam osądzi przeciwnie innym razem.

Michel de Montaigne: Apologia Rajmunda Sebonda.

W: Idem: Próby. T. 2. Przeł. T. Boy-Żeleński

Cóż jest rzeczywistością? I kim są jej sędziowie…?

Virginia Woolf: Mr. Bennet and Mrs. Brown

Jestem przekonany, że musimy podtrzymywać dwie sprzeczne z sobą tezy jednocześnie.

Jacques Derrida: Dekonstrukcja i Inny

*Esej pochodzi z ostatniej książki prof. R. T e r d i m a n a: Body and Story.

The Ethics and Practice of Theoretical Conflict. Baltimore, The John Hopkins University Press, 2005.

Diderot i Derrida nie zgadzają się z sobą w kwestii relacji między językiem a „twardą rzeczywistością”. Wydaje się więc ważne, by spytać, który z tych dwóch modeli — oświeceniowo--dialektyczny czy postmodernistyczno-dekonstruktywistyczny

— jest prawdziwy. A może słuszność trzeba przyznać obydwom?

Jak zatem mamy postąpić?

Rozważanie racji dwóch modeli relacji język—przedmiot pro-wadzi nas dalej w stronę kwestii bardziej zasadniczej, na której chciałbym skupić się w niniejszym, pozbawionym konkludującej mocy, eseju. Pytanie brzmi następująco: Co i w jaki sposób po-winniśmy myśleć wtedy, gdy rozbieżne teorie wydają się nie do pogodzenia? Jak należy pojmować i uprawiać „teorie” w świe-cie konstytuowanym przez pozornie wciąż odnawiające się róż-nice i rozbieżności?

Chciałbym tu nawiązać do licznych rozważań podejmowa-nych na ten temat w przeszłości, zwłaszcza zaś do długiej, choć dzisiaj nieco zaniedbanej, tradycji filozoficznego sceptycyzmu i jego współczesnej wersji, jaką jest teoria komplementarności Nielsa Bohra. Zasadniczą kwestią jest zastanowienie się nad epistemologicznymi i etycznymi konsekwencjami samego zja-wiska SPORU, którego przykładami są „wojny szkół teore-tycznych”, które tak mocno skupiały naszą uwagę w ostatnich czasach i w trakcie których przelano tyle atramentu. Celem tych rozważań nie jest opowiedzenie się po którejś ze stron, lecz pogłębienie rozumienia wszechobecności samego pojęcia

„strony”.

Chociaż problem konfliktu między rozmaitymi stanowiska-mi zawsze był trudny do rozwiązania, dzisiejszy świat zdaje się wytwarzać spór na masową, niespotykaną dotychczas ska-lę, a wszelkiego rodzaju podziały są w nim powszechne. Nawet wśród tradycyjnych elit Północy i Zachodu wyścig po większy udział na giełdzie intelektualnego kapitału oraz towarzyszące owemu zwiększonemu udziałowi powodzenie finansowe przy-brał znacząco na sile. Nie można tego lekceważyć, globalizacja bowiem sprawiła, że z różnych stron dochodzi nas dzisiaj znacz-nie więcej głosów niż poprzednio; słyszymy te głosy za sprawą

techniki porozumiewania się, a polityka niesprawiedliwego po-działu bogactwa i szans życiowych sprawia, że w głosach tych rozbrzmiewa mocny ton niezgody i sprzeciwu. W takim świe-cie przyszło nam żyć, lecz musimy zapytać: Jak rozumieć świat, w którym spór i niezgoda są tak powszechne?

Swoje rozważania chciałbym rozpocząć od dwóch spostrze-żeń: po pierwsze, świat wprawiany jest w ruch przez możliwoś-ci, często prowadzące do rozbieżnośmożliwoś-ci, oraz po drugie, myśli i idee nieustannie konfliktują się z sobą. Założenia te, pokazu-jące, jak rozumienie dzieli wspólną przestrzeń z egzystencją, stanowią podstawę myślenia o teorii jako takiej. Nieustannie mamy do czynienia ze sporem, który nazwałbym paradygma-tycznym. Tego rodzaju konflikt tworzy historię intelektualnego i kulturowego dyskursu. Treść owych sporów jest różna, lecz forma, jaką przybierają, okazuje się zadziwiająco regularna.

Począwszy od sporu wśród presokratyków, w którym Parmeni-des opowiadał się za niezmiennym charakterem bycia, Heraklit zaś utrzymywał, że bycie podlega nieustannym zmianom, przez średniowieczne debaty nominalistów z realistami oraz rozgorza-ły w XIX wieku konflikt „kreacjonistów” (jak Huxley) z „ewolu-cjonistami” (jak Wilberforce), i później — chociaż wciąż pozo-stając w kręgu biologii — spór „mechanistów” z „teleologami”

dotyczący przyczynowych podstaw teorii Darwina — lista takich polemicznych napięć mogłaby zapełnić kilkanaście stron. Ob-fitość przykładów jest nam potrzebna, aby zastanowić się nad tym, co owa powszechnie powtarzająca się forma sporu ozna-cza dla naszych sposobów rozumienia świata.

W dyscyplinach, w których interpretacja odgrywa znaczącą rolę, spór jest rzeczą naturalną, powinniśmy natomiast wyjaś-nić, dlaczego tak się dzieje i w jakiej mierze przyczynia się to do zrozumienia naszego działania. Refleksja nad interpretacją i rozumieniem z niej się wywodzącym została w naszych cza-sach ukształtowana przez długą sekwencję querrelles, których klasycznym przykładem może być słynna siedemnastowiecz-na „Wojsiedemnastowiecz-na ksiąg” (Battle of the Books). Jako że dzisiaj nie bu-dzi ona już wielkiego zainteresowania, tym lepiej można na jej

przykładzie zanalizować mechanizmy działające w tego rodza-ju paradygmatycznym sporze.

„Wojna ksiąg” (znana we Francji jako Querelle des Anciens et des Modernes) rozpętała się wokół pozornie nieistotnej spra-wy. Rzecz wzięła początek w 1674 roku wraz z publikacją Sztu-ki poetycSztu-kiej Nicolasa Boileau, która określiła główne punkty programu „Starożytników”. Zgodnie z tymi postulatami naśla-dowanie starożytnych stanowiło jedyne istotne kryterium wiel-kiej literatury. W scentralizowanym społeczeństwie, jakim była Francja Ludwika XIV, tak postawiona kwestia estetyczna mia-ła proste przełożenie na jeden z zasadniczych elementów he-gemonii państwa — mianowicie na sposób przypisywania war-tości artefaktom kultury. Wybitni pisarze, jak La Fontaine i La Bruye`re, stanowili ostoję i główną siłę porządku „Starożytni-ków”.

W przeciwieństwie do nich „Nowożytnicy” dowodzili, że ludz-ki umysł osiągnął teraz wyższy niż ludz-kiedykolwiek poziom doj-rzałości, czego ewidentnym dowodem miał być geniusz i no-watorska myśl Kartezjusza, a zatem to teraźniejszość otwarła możliwości stworzenia dzieł doskonalszych niż starożytne. W la-tach 1680—1690 Charles Perrault i Bernard de Fontenelle opub-likowali szereg ważnych artykułów precyzujących to stanowi-sko, a cały spór szybko przeniósł się na drugą stronę kanału La Manche i zaowocował w roku 1704 słynną książką Wojna ksiąg (The Battle of Books), w której Jonathan Swift opowiedział się za programem „Starożytników” i zaatakował British Royal So-ciety za pochwałę postępu.

Chociaż z perspektywy czasu cała debata może wydać się ko-stiumową maskaradą, polaryzacja epistemologicznych i este-tycznych kryteriów w tak pozornie błahym kontekście wykazała, że kryją się za nią poważne i niepokojące problemy. Po pierw-sze, spory filozoficzne zostały natychmiast upolitycznione, uwi-doczniała się w nich bowiem struktura kulturowego uprzywi-lejowania właściwa dla systemu patronackiego działającego w ramach monarchii absolutnej. Pytanie o to, czy możliwe jest uniwersalne kryterium obejmujące estetykę, epistemologię i

me-tafizykę, a nawet więcej — czy do pomyślenia jest jedno, po-wszechnie obowiązujące kryterium wartościowania, stawało się substytutem pytania dotyczącego kwestii centralizacji i eterni-zacji władzy. Po drugiej stronie natomiast dominował pogląd, że w świecie dokonuje się równolegle wiele procesów, a zatem ich zrozumienie musi następować na równie wiele sposobów.

Zatem „Wojna ksiąg” nie ograniczała się jedynie do różnic natu-ry ściśle doktnatu-rynalnej, a co za tym idzie do nieustannej wymia-ny programowych haseł. Po drugie, walka okazuje się modelem takiego prowadzenia sporu, w którym dokonujemy refleksyjnej oceny zarówno różnicy jako takiej, jak i sposobu, w jaki poru-szamy się pomiędzy różnicami. „Wojna ksiąg” okazuje się więc wczesną próbą zrozumienia, jak zachowywać się wobec hete-ronomii, w coraz większym stopniu charakteryzującą świat no-woczesny, a siedemnastowieczna prowadzona przez modnych literatów querelle ma wiele wspólnego z problemami stanowią-cymi zaczyn debaty na temat ponowoczesności1.

Sam język operujący retoryką w rodzaju querelle czy battle daje wiele do myślenia, podobnie jak powszechne w ostatnich dziesięcioleciach, grzeszące nieco melodramatycznym pato-sem formuły theory wars czy star wars. Niemal automatycznie stosowany w takich wypadkach uciekający się do przesady ję-zyk konfliktu wojennego pozwala jednak słusznie dopatrywać się politycznych celów przyświecających preferowaniu określo-nych modeli interpretacyjokreślo-nych. Starania podjęte podczas doko-nywania takiego wyboru nie ograniczają się wyłącznie do opo-wiedzenia się za słusznością jednej ze stron, lecz łączy się z nimi nierozerwalnie, uświadomione lub nie, dążenie do dominacji czy wywierania wpływu, a w ostatecznym rozrachunku — do władzy.

Ukryte ekstradoktrynalne motywy leżące u podstaw sporu ideowego odnajdziemy już w słynnym, pochodzącym z 1689

1 Charakterystyczne, że większość intelektualistek i pisarek tamtego czasu opowiedziała się po stronie „Nowożytników”. Ten fakt pozwala dostrzec także inne istotne problemy kryjące się w pozornie jedynie literackim sporze.

roku Locke’owskim Liście o tolerancji2. Nawiązując do krwa-wych walk religijnych w siedemnastowiecznej Anglii, Locke pisał: „Jakkolwiek ludzie nie chlubiliby się prawomyślnością swej wiary (gdyż każdy jest prawomyślny względem samego siebie), musimy rzec: te sprawy, oraz inne podobnej natury, są raczej znakiem ludzkiego zabiegania o władzę i dominację nad drugim niźli staraniem się o Kościół Chrystusowy”. Co prawda, dzisiaj spór ożywiający „wojny teorii” zdaje się dotyczyć kwestii władzy symbolicznej, niemniej musimy pamiętać, że od czasów Oświecenia nie tylko jesteśmy świadomi tej władzy, ale władza owa, będąca władzą słów, władzą ideologii (mentalności czy też

— jak nazywa to Kant — „umysłowych form rozumienia”), po-tęgą, którą język posługuje się po to, aby nadać formę, nazwać i zmieniać świat, w którym żyjemy, reguluje także nasze życie.

Zatem aby zrozumieć nieograniczoność i powszechność sporu, musimy przyjąć, iż symbole i język odgrywają wielką rolę i że mamy dobry powód, by toczyć o nie spory.

Spory te zauważalne są szczególnie w dyscyplinach związa-nych z kulturą. Zgodzimy się, że polityka odnosi się do wszyst-kiego (a przynajmniej do wszystwszyst-kiego, co obejmuje ludzkie dzia-łanie) oraz że w ten sposób może ograniczać ludzkie możliwości i narzucać pewien model egzystencji. Pozornie niematerialny język zdaje się na sposób idealistyczny unosić się gdzieś poza regionem tak pojmowanej polityki, jednak niezależnie od tego, czym w istocie jest język, jego władza pozostaje w ostatecznych konsekwencjach zawsze i nieuchronnie materialna. To, jak my-ślimy, w jakich kategoriach ujmujemy i opisujemy nasz świat, wyznacza horyzont naszych możliwych działań. Warunki tak określone nie są ani nieistotne, ani dowolne. Obdarzone nieco

„swobodniejszą” strukturą nie są po prostu zwykłymi

2 Prawie wszystkie prace zajmujące się historią pojęcia „tolerancja” traktu-ją tekst Locke’a jako punkt wyjścia. Wśród innych wybitnych intelektualistów podejmujących ten temat w epoce poprzedzającej Oświecenie trzeba wymie-nić takie postaci, jak Jean Bodin, Baruch Spinoza, John Milton i Pierre Bayle.

Patrz także artykuł na temat „tolerancji” w: E. C r a i g: Routledge Encyclopedia of Philosophy. Routledge 1998.

mi”, a przecież wiemy, że w dyskusji nad nimi nie można prze-kroczyć pewnych granic.

Rzecz jasna, jest wiele innych czynników warunkujących na-sze działanie i to, co nam się przydarza: trzęsienie ziemi może zburzyć nasz dom, a interpretacja niewiele może nam powie-dzieć na ten temat — oto przypadki, w których żadne negocjo-wanie z systemem pojęciowym nie wydaje się możliwe. Lecz efektem postmodernistycznego akcentowania porządku języko-wego w naszym życiu jest słuszne zwrócenie uwagi na zwięk-szającą się rolę języka w życiu nowoczesnego człowieka. Żyje-my bowiem w słowach i przez słowa w tak wielkim stopniu i na tak wiele sposobów, iż zdaje się to odróżniać naszą epokę od epok wcześniejszych. Władza języka i jej zastosowanie odno-si odno-się nie tylko do „języka”, ale przede wszystkim do „władzy”.

A skoro tak, zatem władza języka, podobnie jak wszystko, co związane z siłą i przymusem stosowanymi w relacjach między ludźmi, musi zwrócić nas w stronę refleksji etycznej. Sposób, w jaki posługujemy się językiem, a w szczególności — w jaki konstruujemy teorie i jak reagujemy na inne teorie znajdujące się wraz z naszymi w polu pojęciowych sporów, pozwala na po-stawienie istotnych pytań na temat tego, jak powinniśmy my-śleć o samym konflikcie i jaki powinien być nasz sposób postę-powania wobec konfliktu. Zważywszy na rolę odgrywaną tu przez różnice, musimy także zastanowić się, jakie sposoby po-stępowania są właściwe w naszym świecie opanowanym przez polemiki i spory.

Powagę w prawie przyznaje się niezliczonej mnogości dokto-rów, nieskończonemu szeregowi wyroków i tyluż ich interpre-tacjom. Czy znajdujemy wszelako jaki kres w tej potrzebie wy-kładania.

Michel de Montaigne: O doświadczeniu. W: Idem: Próby. T. 3. Przeł. T. Boy-Żeleński.

Podejmując kwestię konfliktu, musimy zwrócić uwagę nie tylko na jego treści i uwarunkowania polityczne, lecz także na sprawy natury deontologicznej, na etykę procesu zwanego

spo-rem. Szczególnie zajmować nas będzie język w tak silnym stop-niu regulujący sprawy i relacje społeczne, dlatego na miejscu wydaje się pytanie o najbardziej skuteczne i twórcze postępo-wanie w obrębie dyscyplin, w których interpretacja odgrywa zasadniczą rolę. Społeczna i polityczna rola tych dyscyplin roś-nie zarówno na Zachodzie, jak i w innych częściach świata pod wpływem takich czynników, które na początku epoki nowoczes-nej dotknęły społeczeństwo, jak kryzys bezpośrednich relacji międzyludzkich, erozja ortodoksyjnego chrześcijaństwa i scen-tralizowanego państwa. Wobec tych zmian rozpoczęto próby ustanowienia społecznej wartości pewnych grup ludzi (prawni-cy, prawodaw(prawni-cy, filozofowie, pisarze, nauczyciele), którzy dzięki kwalifikacjom zawodowym i umiejętności posługiwania się od-powiednim językiem potrafili kompetentnie prowadzić procesy interpretacyjne. W miarę jak język przesycał i definiował prze-strzeń życia społecznego, dyscypliny interpretacyjne dostarcza-ły model do zrozumienia sposobu istnienia i zachowania coraz szerszych grup ludzi, których działanie i funkcjonowanie pod-legało badaniu w ramach tych dyscyplin.

Pragniemy zatem naszkicować projekt etyki teorii, pamiętając o dwóch wspomnianych wcześniej podstawowych warunkach

— rozszerzaniu się pola możliwości i powszechnego charakteru rozbieżności. Rozpocznijmy od racjonalnego założenia, iż naj-prawdopodobniej teorie nigdy nie osiągają ani stanu harmonij-nego uzgodnienia, ani absolutnej hegemonii wyłącznie jedharmonij-nego systemu, a zatem sytuacja sporu jest dla nich sytuacją naturalną.

Każda teoria ma swoich antagonistów, których racje mają nie mniejszą siłę przekonywania i zgoła nie mniejszą liczbę zwolen-ników toczących spór ze stronnikami szkoły przeciwnej. W tym miejscu załamuje się militarna retoryka „wojen teorii”, na polu bitwy bowiem musi pojawić się zwycięzca, tymczasem w sferze teorii i interpretacji znaczenie „zwycięstwa” — jak wykazali to Kuhn czy Canguilhem3 w swej niezwykle wpływowej i równie

3 Zob. Th. Kuhn: Structure of Scientific Revolutions oraz G. Canguilhem:

Ideology and Rationality in the History of the Life Sciences i tegoż autora

Nor-gorąco oprotestowanej próbie dokonania rewizji sposobu rozu-mienia wiedzy — jest inne.

Zwykle gdy mówimy, że jakaś idea „zwyciężyła” inne, ule-gamy pozorom związanym z militarną retoryką takiego spo-sobu wyrażania się. W tym modelu naukowe idee zostają pod-porządkowane procesowi, nazwanemu przez Karla Poppera disconfirmation lub „falsyfikacją”4, decydującemu o ich losie eksperymentowi, który niczym „decydująca bitwa” ustanawia zwycięstwo bardziej trafnych naukowych pomysłów. Wyda-je się, że obraz taki porządkował sytuację, lecz tak silnie od-działujące dzisiaj Kuhnowskie pojęcie „paradygmatu” przeno-siło na obszar nauk przyrodniczych doświadczenie od zawsze znane dyscyplinom interpretacyjnym, w których zmiany bę-dące skutkiem przesilenia jakiegoś paradygmatu przypomina-ją tyleż wiruprzypomina-jącą karuzelę zmieniaprzypomina-jących się nieustannie kultu-rowych upodobań i smaku, co triumf niepodlegającej czasowi, transhistorycznej racjonalności.

By zdać sobie sprawę z tej sytuacji, wystarczy pomyśleć o tym, jak niewiele prawdziwie rewolucyjnych tez powstało w histo-rii nauk interpretacyjnych, podczas gdy w naukach przyrodni-czych niemal regularnie jedne koncepcje zostają całkowicie usu-nięte przez teorie wobec nich przeciwstawne. Oto tylko jeden z aktualnych przykładów dotyczący kwestii istotnej dla każde-go mieszkańca Kalifornii: w latach 50. i 60. teoria tektoniki płyt zaczęła, dzięki pracom Stanleya K. Runcorna, silnie oddziały-wać na geologię i geofizykę5. Początkowo większość

przedsta-mal and the Pathological. Literatura krytykująca propozycję Kuhna (na część zarzutów Kuhn odpowiadał osobiście) jest bardzo bogata. Najsilniejszą polemi-kę z Kuhnem znajdziemy w: P. F e y e r a b e n d: Against Method: Outline of an Anarchist Theory of Knowledge. London 1975.

4 Zob. K. P o p p e r: Conjectures and Refutations: The Growth of Scientific Knowledge. New York 1962.

5 Podstawy tej teorii zostały stworzone już w 1912 roku w pracach Alfreda Lothara Wegenera. Dalsze uwagi na ten temat znajdziemy na stronie plate tec-tonics w United States Geological Service: http://pubs.usgs.gov/publications/

text/dynamic.html.

5 Dystans…

wicieli nauk o ziemi z pełną wyższości niechęcią odniosła się do pomysłu Runcorna jakoby kontynenty mogły się przemiesz-czać, powodując dramatyczne konsekwencje. Lecz nie minęło nawet dziesięć lat, gdy geolodzy zorientowali się, że nie można rozwijać badań, nie uwzględniając paradygmatu tektoniki płyt, a więc w pewnym sensie Runcorn „zwyciężył”. W odróżnieniu od tego rodzaju gwałtownej zmiany typowej dla nauk przyrod-niczych w naukach humanistycznych właściwie nie odnotowa-no tezy, która poparta niezbitym dowodem całkowicie obalałaby tezę przeciwną, skazując ją na los ciekawostki przypominającej nam o naszej omylności6.

Rozważania deontologiczne podjęte w niniejszej pracy sku-piają się na kwestii modelu sporu naukowego, który wiążemy z zasadniczymi różnicami między teoriami języka i rzeczywisto-ści, formułowanymi przez Oświecenie z jednej i postmodernizm z drugiej strony. Generalizując, powiemy, że w obrębie nauk humanistycznych stale mamy do czynienia z sytuacją, w której żadna z dwóch ścierających się tez nie posiada mocy całkowite-go wyeliminowania drugiej za pomocą niekwestionowanej siły stojących za nią argumentów. W tych dyscyplinach jeden para-dygmat zawsze znajduje odpowiedź na argumenty przemawia-jące na korzyść innego paradygmatu, co otwiera horyzont nie-ustannego, pozbawionego konkluzywnego rozwiązania sporu.

6 Nie oznacza to, że w obrębie dyscyplin humanistycznych nie zdarzają się zmiany w zakresie powszechnie podzielanych przekonań. Nietrafności takiej dowodziłoby chociaż powstanie i bujny rozwój „teorii” (szczególnie „francuskiej teorii”) w latach 60. Twierdzę jedynie, że przyczyny i skutki takich przesileń są w dyscyplinach humanistycznych inne niż w przyrodniczych. Na przykład w Ameryce francuski strukturalizm zastąpił rozmaite wersje miejscowych od-mian formalizmu (by wymienić choćby Nową Krytykę), lecz nie wyrugował bez reszty owych poglądów tak, jak to uczyniła teoria ruchów tektonicznych z pa-radygmatem geologii statycznej czy teoria komplementarności z fizyką Newto-na. Te szkoły myślenia odeszły całkowicie w cień, podczas gdy formalistyczne podejście do literatury utrzymuje się nadal, kontynuując swe tradycje. Zatem w dyscyplinach, w których do głosu dochodzi interpretacja, zjawisko margina-lizacji jakiejś teorii nie jest tym samym, co jej radykalne usunięcie w naukach eksperymentalnych.

Trudno tu wyobrazić sobie jakikolwiek „rozstrzygający ekspe-ryment”, pozwalający na dokonanie wyboru między ścierają-cymi się teoriami, płonna byłaby też nadzieja, że oto pojawi się nowy argument, o tak wielkiej sile przekonywania, że skłoni on zwolenników przeciwnej idei do porzucenia jej na rzecz nowe-go, lepszenowe-go, doskonalszego modelu.

Gdzie indziej próbowałem wykazać, jak działa ów mechanizm sporu, na przykładzie oświeceniowych debat dotyczących litera-tury. Starałem się dowieść, że Zakonnica Diderota była ważnym eksperymentem w zakresie teorii kultury. Chociaż tekst odno-si odno-się do zgoła przeciwstawnych interpretacji zagadnienia fikcji literackiej, nie można twierdzić, że wykazał on nieprawdziwość tez odnoszących się do relacji „prawdy” i „fikcji”, a przeciwnych tezom w nim głoszonych. Z całą pewnością natomiast książka Diderota pogłębiła nasze rozumienie obu pojęć i ich dialekty-ki. Lecz to z kolei przyczyniło się do uczynienia kwestii ich ko-egzystencji i nierozstrzygalnego charakteru sporu między nimi jeszcze bardziej dokuczliwą. Zatem zarówno oświeceniowy spór o relację między językiem a jego odniesieniem, jak i jego postmo-dernistyczni kontynuatorzy prowadzą do jednej, wspólnej

Gdzie indziej próbowałem wykazać, jak działa ów mechanizm sporu, na przykładzie oświeceniowych debat dotyczących litera-tury. Starałem się dowieść, że Zakonnica Diderota była ważnym eksperymentem w zakresie teorii kultury. Chociaż tekst odno-si odno-się do zgoła przeciwstawnych interpretacji zagadnienia fikcji literackiej, nie można twierdzić, że wykazał on nieprawdziwość tez odnoszących się do relacji „prawdy” i „fikcji”, a przeciwnych tezom w nim głoszonych. Z całą pewnością natomiast książka Diderota pogłębiła nasze rozumienie obu pojęć i ich dialekty-ki. Lecz to z kolei przyczyniło się do uczynienia kwestii ich ko-egzystencji i nierozstrzygalnego charakteru sporu między nimi jeszcze bardziej dokuczliwą. Zatem zarówno oświeceniowy spór o relację między językiem a jego odniesieniem, jak i jego postmo-dernistyczni kontynuatorzy prowadzą do jednej, wspólnej

Powiązane dokumenty