W tych ostatnich obrazach, ró¿ni¹cych siê od stylu z lat m³o-doci, widaæ jego dowiadczenie i wiedzê, podczas gdy swe pierwsze obrazy wykonywa³ z delikatnoci¹ i nieprawdopo-dobn¹ pracowitoci¹ tak, ¿e je mo¿na by³o i z daleka i z bli-ska ogl¹daæ. A obrazy z ostatnich lat, bez uprzedniego ry-sunku, s¹ grubo i plamisto malowane, tak ¿e je z bliska ogl¹daæ trudno, choæ z daleka wygl¹daj¹ jak wykoñczone.
G. Vasari o Tycjanie
Historia sztuki jest ju¿ dziedzin¹ szacown¹. Z jednej strony z uwagi na swoj¹ nie tak krótk¹ ju¿ historiê, z drugiej z powodu ciê¿aru metod i koncepcji, którymi siê pos³uguje. Bardzo ciekawe, choæ raczej skryte w mroku, s¹ pocz¹tki dyskursu tej szacownej dziedziny. Chodzi oczywicie nie tyle o jej pocz¹tki w sensie histo-rycznym (kto by³ pierwszym historykiem sztuki), ile o ród³owe dowiadczenie, z którego wynika jej prawomocnoæ. Od razu dotykamy zagadnienia dwóch twa-rzy historii sztuki: jako dziedziny naukowej archiwizuj¹cej dokonania artystyczne i odpowiedzialnej za tworzenie i namys³ nad ich historycznymi sekwencjami oraz jako mylenia o sztuce i wspó³tworzenia jej obok czy wespó³ z artystami1.
Czy nie jest tak, ¿e aby rozpocz¹æ, nale¿y dokonaæ ród³owego, nieoczywiste-go kroku, a potem przedstawiæ nieoczywiste-go jako oczywisty fundament rozbudowanenieoczywiste-go gmachu wiedzy i stabilnego stra¿nika jej archiwum?2 Czy historyk sztuki, aby poruszaæ siê ju¿ po obszarze wzglêdnie okrelonym, gdzie podstawowe trasy s¹ ju¿ wytyczone i wiadomo jak torowaæ nastêpne, nie musi najpierw okreliæ swojej wizji sztuki i jej dziejów, niejako z góry rozstrzygn¹æ najwa¿niejsze z filozoficz-nego punktu widzenia pytania?
Niektórzy ze wspó³czesnych historyków sztuki odpowiadaj¹ na ostatnie pyta-nie twierdz¹co i tym samym krytyczpyta-nie odnosz¹ siê do dominuj¹cych ich zdapyta-niem tendencji w niemal ca³ej tradycji której s¹ dziedzicami. Niektórych z nich nazywa siê krytykami czystej estetyki3. Do tej nieokrelonej grupy nale¿y miêdzy inny-mi Georges Didi-Huberman, francuski historyk sztuki i filozof, którego niektóre koncepcje postaram siê tu opisaæ.
Co jest wiêc pierwsze? Od czego historia sztuki zaczyna? Oczywicie powin-na zaczypowin-naæ od patrzenia. Najwa¿niejsze pytanie jakie mo¿powin-na historii sztuki po-stawiæ to pytanie o to, jak ona patrzy. Jak¹ pierwotn¹ relacjê widz¹cego z obrazem zak³ada? Kwestia widzenia prowadzi ju¿ prost¹ drog¹ do kolejnych pytañ: jakie s¹
zale¿noci pomiêdzy patrzeniem i opisem, visio i descriptio? Czy pomiêdzy wi-dzeniem i wiedz¹ zachodzi stosunek wynikania, czy przeciwieñstwa? Czy historia sztuki mo¿e w ogóle budowaæ wiedzê i w jakim sensie jest ona nauk¹?
G³ówn¹ osi¹ krytycznego odczytania tradycji staje siê u Didi-Hubermana prze-wiadczenie, ¿e pytania te nigdy naprawdê nie by³y umieszczane w centrum roz-wa¿añ nad sztuk¹. Zepchniêcie ich na margines umo¿liwia³o uczynienie z historii sztuki nauki niemal cis³ej, która milcz¹co zak³ada mo¿liwoæ pe³nego okrelenia swojego przedmiotu, a co za tym idzie idealnego odtworzenia przesz³oci. St¹d niedaleko ju¿ do dominuj¹cego zdaniem Didi-Hubermana tonu pewnoci, któ-rego krytykê stawia on sobie za g³ówny cel. Na czym ów ton pewnoci siê opiera? Oto odpowied francuskiego badacza: Opiera siê on na s³owach i tylko na s³o-wach, których szczególne u¿ycie polega na zasypywaniu szczelin, negowaniu ist-nienia sprzecznoci, rozwi¹zywaniu bez chwili wahania wszystkich aporii przed jakimi wiat obrazów stawia wiat wiedzy. Spontaniczne, instrumentalne i bez-krytyczne u¿ycie pewnych pojêæ filozoficznych prowadzi wiêc historiê sztuki do tworzenia sobie nie filtrów czy napojów zapomnienia lecz s³ów magicznych: pojê-ciowo niezbyt rygorystycznych, ale skutecznych w rozwi¹zywaniu wszystkiego, czyli w rozpuszczaniu, w usuwaniu uniwersum pytañ na rzecz wyjaniania, opty-mistycznego a¿ do tyranii, na rzecz batalionu odpowiedzi4. W dalszej czêci swo-jej ksi¹¿ki Didi-Huberman wyró¿nia cztery s³owa magiczne historii sztuki, które ustanawiaj¹ prymat mylenia nad widzeniem. S¹ to: humanizm, ikonologia, for-ma symboliczna i schefor-matyzm. Francuski historyk sztuki definiuje swoje przed-siêwziêcie jako próbê prze³amania, zakwestionowania zarówno tonu pewnoci jak i architektury pojêæ, która ów ton podtrzymuje. Co proponuje w zamian, jak¹ roz-tacza wizjê historii sztuki wyleczonej z choroby sprowadzania paradoksów ob-razu do z góry obranej siatki pojêciowej? Znów oddajmy g³os naszemu autorowi: Taka wiêc by³aby stawka: wiedzieæ, ale równie¿ myleæ nie-wiedzê tak, jak uwalnia siê ona z wiêzów nauki. Dialektyzowaæ. Poza sam¹ nauk¹, zaanga¿owaæ siê w pa-radoksalne dowiadczenie nie wiedzy [ ] ale pomylenia ¿ywio³u nie-wiedzy, który olniewa nas za ka¿dym razem, gdy kierujemy wzrok na obrazowe dzie³o sztuki5.
I
Zacznijmy jednak od pocz¹tku. Na pocz¹tku jest obraz i wzrok na niego na-kierowany. Rzut oka, krótki pobie¿ny kontakt z obrazem nie wystarcza, zw³aszcza historykowi sztuki czy filozofowi. Wiedz¹cy jak patrzeæ zostaj¹ przed obrazem d³u¿ej, ogl¹daj¹ wnikliwie. W³anie dlatego dla estetyki czy historii sztuki podsta-wowym narzêdziem ogl¹du jest detal, szczegó³. On to w³anie ukazuje siê, gdy rzut oka zmienia siê w wodzenie wzrokiem, przygl¹danie siê wreszcie przypatry-wanie i wpatryprzypatry-wanie. Nie widzia³em tego doæ dok³adnie; by wiedzieæ co wiê-cej, muszê siê temu przyjrzeæ w detalach mówi¹ znawcy.
Przy wpatrywaniu siê w obraz mamy czêsto wra¿enie, ¿e pojawianiu siê no-wych szczegó³ów mo¿e nie byæ koñca. Patrz¹c wchodzimy niejako do rodka obra-zu tak, ¿e trudno przewidzieæ czy przy ogromie drobnych, ale wa¿nych detali uda siê
jeszcze wróciæ i spojrzeæ na obraz ogólnie, podsumowuj¹c, zyskuj¹c ostateczne zro-zumienie. Wed³ug Didi-Hubermana detal w malarstwie uwik³any jest w potrójn¹ operacjê odbioru. Po pierwsze, wchodzimy w szczegó³y, detal s³u¿y przybli¿aniu obrazu, uzyskiwaniu bliskoci, intymnoci epistemicznej. Bliskoæ ta jednak staje siê w pewnym sensie zdradziecka. Przybli¿amy siê po to, aby podzieliæ, porozdzie-laæ czêci. Wreszcie prowadzi to do czynnoci odwrotnej, która polega na ponow-nym z³¹czeniu elementów w jedn¹, spójn¹ ca³oæ. Ta potrójna operacja, przybli¿e-nia, podzia³u i sumowania wydaje siê paradoksalna, poniewa¿ potrzebuje bliskoci by podzieliæ i dzieli, aby uzyskaæ dystans i ogl¹d ca³ociowy. Mimo tego Didi-Hu-berman nie waha siê powiedzieæ, ¿e detal wystêpuje w tych operacjach jako frag-ment idea³u wiedzy. Ta wiedza idealna nie jest niczym innym jak po prostu postu-latem wyczerpuj¹cego opisu. Do niego potrzebny jest w³anie detal, który wszystko narzuca: swoj¹ uprawnion¹ obecnoæ, walor odpowiedzi i orientacji, wreszcie hege-monii. Ale do czego dochodzi ogl¹daj¹cy, gdy dokona ju¿ po kolei przejcia od podzia³u i rozpadu do ponownej zgodnoci? Czy mo¿e dzieliæ obraz, rozbijaæ go na kawa³ki nie rozbijaj¹c ani nie wstrz¹saj¹c samym sob¹, swymi w³asnymi zdolno-ciami patrzenia i opisu? Didi-Huberman uwa¿a , ¿e nie mo¿e, a historia sztuki grze-szy, gdy udaje, ¿e nie dochodzi przed obrazem do ¿adnych realnych przeobra¿eñ myli, a tym bardziej do jakiegokolwiek prawdziwego wstrz¹su. Historycy sztuki próbuj¹ czêsto sprawiaæ wra¿enie, ¿e widz¹ to, co za Arystotelesem nazywa Didi-Huberman przyczyn¹ formaln¹ obrazu, jego istot¹. Tymczasem wzrok jest w stanie, nawet w momencie najwiêkszej bliskoci i precyzji, dojrzeæ cokolwiek tylko po-przez jego przyczynê materialn¹. Tak docieramy do rzeczywistej aporii detalu, a wraz z nim ca³ej teorii malarstwa. Bliskie spojrzenie mo¿e tylko roz³¹czyæ materiê i for-mê, a czyni¹c to mimo woli skazuje siê na tyraniê materii. Tyraniê, która rujnuje opisowy idea³ zwi¹zany z ogólnym pojêciem detalu: bliskie spojrzenie wytwarza jedynie mg³ê, przeszkodê, «przestrzeñ zanieczyszczon¹»6. Na czym jednak polega dok³adniej idea³ opisowy, o którym pisze Didi-Huberman? To s³ynne descriptio Pa-nofskiego rozwiniête zw³aszcza w jego Essays on iconology. S³owo to oznacza proste przed-ikonologiczne rozpoznanie elementarnego lub naturalnego tema-tu, ukazanie mimetycznego odpowiednika, stwierdzenie po prostema-tu, co jest namalo-wane w oparciu o pre-obraz w postaci fabu³y lub jêzyka symboli. Zak³ada siê tu jed-nak, ¿e wiedza mo¿e zawsze powstawaæ w wyniku zastosowania binarnej logiki to¿samoci, podzia³u na to jest i to nie jest, wy³¹czaj¹c wszelkie quasi. Historia sztuki, z któr¹ Didi-Huberman toczy boje, typ idealny choæ o wielu wcieleniach hi-storycznych, by³aby operacj¹ identyfikowania przedstawienia z pierwowzorem w oparciu o rygorystyczn¹, filozoficzn¹ zasadê to¿samoci. Taka historia sztuki jest dla niego dziedzin¹ ignoruj¹c¹ wszelkie efekty wypowiedzi oraz efekty rzucenia (jet): pod³o¿a-materii (subjectile) i podmiotu (sujet), za pomoc¹ których malarstwo dzia³a, pracuje. Obraz nie jest przezroczysty, nawet dla wprawnego oka, a mo¿e szczególnie nie dla niego.
Co to znaczy, ¿e obraz pracuje, jak to siê dokonuje i jaki wp³yw na tê we-wnêtrzn¹ pracê malarstwa ma detal? Spójrzmy na obraz Petera Bruegela Pejza¿
z upadkiem Ikara z muzeum w Brukseli. Obraz to ju¿ tak znany, ¿e wydaje siê, i¿ nie kryje w sobie tajemnic, o których by nie wspomniano. Jest to przyk³ad szcze-gólny gdy¿ w³anie szczegó³ jest w tym obrazie najwa¿niejszy. Upadek Ikara, wielka mityczna tragedia cz³owieczej wynalazczoci, symbol ca³ej egzystencjalnej sytu-acji miertelnych zepchniêty jest tu na daleki plan za wyeksponowanymi postacia-mi pracuj¹cych, niewiadomych strasznego wydarzenia w dole poni¿ej ich stóp. Wszyscy nauczylimy siê wy³awiaæ obok ¿aglowca detal wystaj¹cych nad po-wierzchniê wody nóg Ikara, ich zamaszysty gest sugeruj¹cy jeszcze trwaj¹cy ruch upadku. Na tym jednak nie powinna koñczyæ siê nasza wnikliwoæ. Upadanie su-geruje nie tylko profil nóg, ale i rozrzucone wokó³ pióra rozbitych przez s³oñce skrzyde³. Czêæ z nich jest jeszcze w powietrzu, czêæ ju¿ upad³a do wody. Cia³o zanurzaj¹ce siê w morze wywo³uje piêtrzenie siê fal i powstawanie piany. Didi-Huberman zauwa¿a rzecz nastêpuj¹c¹. Detale, które nazwalibymy piórami oraz detale piany nie ró¿ni¹ siê od siebie zupe³nie i w³aciwie nie jestemy uprawnieni do zdecydowania z czym mamy do czynienia patrz¹c na obraz. Nic nie jest tu po prostu. Wszystko jest «jak gdyby» (quasiment). To nie jest ani opisowe, ani narra-cyjne, jest pomiêdzy czysto obrazowym, bladym znaczonym «pióro» i znaczo-nym «piana»; ini znaczo-nymi s³owy nie jest to ca³oæ stabilna semiotycznie7. Dlaczego wiêc mimo tych trudnoci i tak stwierdzamy: to jest pióro, to jest piana? Decy-duje o tym wed³ug Didi-Hubermana ró¿nica t³a, czyli tego, na czym dany szczegó³ malarski siê odznacza. Nie mamy przecie¿ w¹tpliwoci co do tego, czy na tle po-k³adu ¿aglowca odznacza siê spadaj¹ce pióro czy piana. Jednak to co pozwala stwierdziæ «to pióro» czyli ró¿nicuj¹ca gra t³a i akcentu malarskiego dokonuje siê poprzez rodzaj sza³u, figuralnego zawrotu g³owy, który polega na sp³aszczeniu obrazu8. Zawrót g³owy mo¿e powodowaæ pojawienie siê kilku piór nieuzasad-nionych ani prawdopodobieñstwem narracyjnym, ani perspektywicznym. Jednym z nich mo¿e byæ niemo¿liwie du¿e obok lin masztu, innym samo p³ótno masztu niczym pióro spadaj¹ce tu¿ przed naszymi oczami. Nawet gdy otrz¹niemy siê ju¿ z tych zwodniczych gier malarskiego obrazu, pozostanie w¹tpliwoæ co do mo¿li-woci pe³nego, wyczerpuj¹cego opisu opartego na mimetycznej przezroczysto-ci znaku ikonicznego.
Innym jeszcze bardziej dobitnym przyk³adem mo¿e byæ omawiany przez Didi-Hubermana Widok Delft Vermeera. Polemizuje on przy tej okazji z uczennic¹ Panofskiego Svetlan¹ Alpers i jej interpretacj¹ tego obrazu jako czystego widoku, czyli idealnej, bezinteresownej prezentacji miasta, jego fizycznoci. Alpers pró-buj¹c znaleæ w malarstwie europejskim tradycje inne od albertiañskiej (fawory-zowanie narracji, storia wzglêdem opisu, czystego ukazywania) czyni z obrazu Vermeera idea³ sztuki przeroczystej, to znaczy doskonale prezentuj¹cej. Wed³ug niej malowaæ (peidre) równa siê opisywaæ (depeidre). Widok Delft by³by w ten sposób kartograficzn¹ celebracj¹ wiata, wizj¹ par excellence. Didi-Huberman zarzuca jej jednak ignorowanie materialnoci obrazu, jego nieprzejrzystoci, obec-noci farby po prostu. W tej polemice rozwija on najciekawsz¹, i kluczow¹ dla wielu jego prac koncepcjê panu9.
II
Istnieje w obrazie Vermeera detal zaiste nieznony, a nawet niebezpieczny. W prawej czêci obrazu, pomiêdzy wie¿yczk¹ i czarnym dachem domu, wy³ania siê kawa³ek ¿ó³tej ciany. Problem polega jednak na tym, ¿e nie wiadomo dok³ad-nie co to jest. Kawa³ek ¿ó³tej ciany, dachu, czy mo¿e ¿ó³ty kawa³ek ciany? Sytu-acja niezrêczna, a nawet grona, zw³aszcza, gdy przypomnimy sobie reakcjê Ber-gotta z powieci Prousta:
W koñcu znalaz³ siê przed obrazem Ver Meera, który pozosta³ mu w pamiê-ci bardziej olniewaj¹cy, bardzie ró¿ny od wszystkiego, co zna³, ale w którym, dziêki artyku³owi krytyka, pierwszy raz zauwa¿y³ drobne postacie ludzkie ma-lowane niebiesko i to, ¿e piasek by³ ró¿owy, i wreszcie szacown¹ materiê kawa³-ka ¿ó³tej ciany. Zawrót by³ coraz silniejszy; Bergotte wlepia³ wzrok w bezcenn¹ cianê, jak dziecko wpatruje siê w ¿ó³tego motyla, którego pragnie pochwyciæ. ( ) Na niebiañskiej wadze jawi³o mu siê jego w³asne ¿ycie obci¹¿aj¹ce jedn¹ z szal, gdy druga zawiera³a kawa³ek ciany tak piêknie namalowanej ¿ó³to. Ber-gotte czu³, ¿e niebacznie odda³ pierwsze za drugie. ( ) Powtarza³ sobie: Ka-wa³ek ¿ó³tej ciany z daszkiem, kaKa-wa³ek ¿ó³tej ciany. Zwali³ siê na okr¹g³¹ kanapê; ( ) Bergotte stoczy³ siê na ziemiê, zbieg³a siê publicznoæ wraz z wo-nymi. By³ martwy10.
Francuskie petit pan de mur jaune, które Bergotte tak ob³êdnie powtarza, mo¿na rozumieæ (i t³umaczyæ) na dwa sposoby. Wybieraj¹c interpretacjê tego sformu³owania przes¹dzamy o sposobie rozumienia p³ótna Vermeera, a tak¿e w ogóle rozumienia czy odbioru obrazów malarskich. Wszystko rozbija siê o przy-miotnik ¿ó³ty. Nie wiadomo bowiem czy odnosi siê on do ciany (mur) czy do kawa³ka (pan), tak, ¿e mo¿emy otrzymaæ zarówno kawa³ek ¿ó³tej ciany, jak i ¿ó³ty kawa³ek ciany. Ró¿nica le¿y tak naprawdê w sposobach postrzegania. Dla kogo kto widzi (voit) p³ótno Vermeera, ¿ó³ta ciana jest czêci¹ topiki miasta, miasta Delft z drugiej po³owy XVII wieku widzianego wnikliwym okiem mala-rza. ¯ó³ta ciana jest wtedy detalem, prostym odniesieniem do historycznej praw-dy spoza przedstawienia, czêci¹ opisywan¹ przez szersz¹ ca³oæ, która nosi mia-no rzeczywistoci. Detal jest te¿, co podkrela Didi-Huberman, pozbawiony materii, jest znakiem przezroczystym, idealnie realizuj¹cym zasadê mimesis.
Ale jest jeszcze inna mo¿liwoæ odbierania obrazu, któr¹ Didi-Huberman na-zywa ogl¹daniem (regarder). Dla kogo, kto p³ótno ogl¹da, ¿ó³ta jest nie ciana, ale kawa³ek (pan), gruba plama farby, mieni¹cej siê wspania³ymi kolorami, sza-cowna materia przedstawienia, która zamiast odsy³aæ poza siebie, do jakiego fotograficznie zatrzymanego czasu przesz³ego, wywo³uje wstrz¹s czasu teraniej-szego, co, co dzia³a w tej chwili i co rujnuje cia³o ogl¹daj¹cego11 jak cia³o Ber-gotta. W ten sposób manifestuje siê nieprzejrzystoæ malarstwa, jego zakorzenie-nie w materii. Tak te¿ co, co dla widz¹cego wydaje siê oczywistoci¹, dla ogl¹daj¹cego jest doznaniem bulwersuj¹cym, traumatycznym obcowaniem z nie-rozstrzygalnym dylematem widzenia. Na tym wed³ug Didi-Hubermana polega w³aciwa praca obrazu malarskiego. Jest to praca olniewaj¹ca, w jakiej mierze
zarówno oczywista, jasna i postrzegalna, jak i mroczna, enigmatyczna, trudna do opisania szczególnie w terminach semantycznych lub ikonicznych12.
Dziêki obrazowi Vermeera ods³ania siê przed nami szerszy zamys³ pisarstwa Didi-Hubermana. Znajdowanie nierozstrzygalników, miejsc, w których manife-stuje siê malarskoæ malarstwa, s³u¿y obalaniu, rozchwianiu systemów estetycz-nych, które wi꿹 malarstwo w z góry wyznaczonych schematach mylowych. Jest to równie¿ przedsiêwziêcie skierowane przeciwko mimetycznym przes¹dom na temat sztuki, zw³aszcza dawnej. W jednej ze swych najbardziej cenionych ksi¹¿ek powiêconej Fra Angelico13, analizuj¹c przedstawienia kawa³ków (pan) bia³ego marmuru umieszczone pod obrazem Matki Boskiej, które jego zdaniem daj¹ mo¿-liwoæ wyjcia poza opozycjê widzialneniewidzialne14, Didi-Huberman próbuje udowodniæ, ¿e istot¹ i ród³em figuratywnoci jest nie naladownictwo, ale niepo-dobieñstwo (dissemblance). Miejsca nieprzejrzystoci, pomijane i przemilczane, przywo³uj¹ z powrotem przed obraz, do twarz¹ w twarz z przedstawieniem i je-go dwuznaczn¹ prac¹. B³ysk materii, pan, w zestawieniu i przeciwstawieniu z de-talem, staje siê g³ównym sprzymierzeñcem tej odwa¿nej próby. Jak pisze Elie During, Didi-Huberman chce za pomoc¹ panów zorientowaæ na nowo wszystkie kwestie historii sztuki15. Czas wiêc przybli¿yæ nieco to pojêcie.
III
Jestemy znów przed obrazem. Jest to kolejne p³ótno Vermeera, tym razem Koronczarka z Luwru, powsta³a oko³o 1665 roku. Przedstawia ono m³od¹ dziew-czynê pochylon¹ nad prac¹, trzymaj¹c¹ w rêkach dwie ig³y z nawleczon¹ nici¹. Tak brzmia³by pocz¹tek opisu kogo, kto widzi. Identyfikacja jednak jest tu nieja-ko wprawiona w ruch, zakwestionowana w bardzo szczególny sposób. Oprócz bowiem nici jako detalu, dobrze skrojonej chcia³oby siê powiedzieæ, a tak¿e in-nych rozpoznawalin-nych przedmiotów, widnieje przed oczami ogl¹daj¹cego, niæ inna, bêd¹ca w³anie b³yskiem materii, nieukszta³towan¹ plam¹ czerwonej farby,
pa-nem. Nie pomaga on wcale opowiedzieæ historii pracowitej koronczarki, nie
odno-si odno-siê do ¿adnych tajemnic jej zawodu, ani czasu w którym ¿y³a, nie jest te¿ prze-zroczystym nonikiem jakiejkolwiek treci symbolicznej. Przeciwnie, jest jakby odstêpstwem, wypadkiem. Wed³ug Didi-Hubermana jest to jednak wypadek su-werenny. Oznacza to, ¿e na poziomie samego obrazu, ta plama (pan) czerwonej farby sprawia ból, tyranizuje przedstawienie. Lecz jest ona obdarzona szczególn¹ cnot¹ ekspansji, rozpowszechniania siê: zara¿a by tak powiedzieæ ca³y obraz16. Ta trudna do okrelenia plama farby przypominaj¹ca jak¹ nieodpowiedni¹ niæ jest paradoksalnie, w obrazie Vermeera najbardziej wyeksponowana, jest, ma byæ, w centrum uwagi. Wspólna obecnoæ detalu i panu w ramach jednego p³ótna wywo-³uje napiêcia, obraz staje siê przestrzeni¹ pulsacji, zderzenia si³ i energii malar-stwa. Didi-Huberman mówi, ¿e za spraw¹ detalu obraz siê fetyszyzuje, a za spraw¹
panu histeryzuje. Jak wygl¹da ta histeria? Przede wszystkim nie ma ca³oci.
Pod-czas gdy detal jest czêci¹, która razem z innymi tworzy ca³oæ, pan jest czêci¹, która ca³oæ po¿era. Pan nie jest w ogóle przedmiotem; raczej zdarzeniem,
nie-opanowanym procesem. Nie trzeba go wcale wnikliwie badaæ, nie musi byæ wi-dziany z bliska po to, by odkryæ co za nim ukrytego. Trzeba jedynie ogl¹daæ co, co jest ukryte poniewa¿ jest oczywiste, wystawione na widok, a jednak trudne do opisania. Gdy chcemy zobaczyæ obraz w detalach szukamy ich, by odnalaz³szy w³¹czyæ w interpretacyjny proces. Tymczasem panu siê nie szuka, lecz spotyka, napotyka, wpada siê na niego przypadkiem. W koñcu pan zrywa z wszelk¹ prost¹ reprezentacj¹ rzeczywistoci, dzia³a dwubiegunowo wywo³uj¹c efekt swobodnie b³¹dz¹cej widzialnoci. Tak dzieje siê równie¿ w M³odej kobiecie w czerwo-nym kapeluszu Vermeera, gdzie kapelusz namalowany jest tak, ¿e nie przypo-mina ju¿ kapelusza, ale raczej jak¹ ogromn¹ wargê lub skrzyd³o albo prociej barwny potop na kilku centymetrach kwadratowych p³ótna zawieszonego piono-wo przed nami17. Ujawnia siê w ten sposób rzeczywisty przedmiot malarstwa samo malarstwo. Mo¿na by powiedzieæ, ¿e chodzi tu o nie nowy ju¿ postmoderni-styczny autotematyzm. Istotn¹ jednak specyfik¹ koncepcji Didi-Hubermana jest to, ¿e zamiast parodii i pastiszu, samoodniesienie malarstwa wyzwala czenie traumatyczne, prowadzi do oczyszczaj¹cej ekstazy. Gdzie indziej dowiad-czenie utraty, braku, a tak¿e miertelnoci, które odnajduje on u niektórych arty-stów manimal art pozwoli dokonaæ analizy warunków mo¿liwoci bycia postrzeganym przez obraz18. Znów rodzaj odwrócenia, przewrotu.
Pan i jego efekt powo³uje okrelony typ odbiorcy, a szerzej nowy rodzaj
pisania o sztuce, now¹ naukê (choæ nie ma ona nowej nazwy). Nie potrzeba ju¿ cz³owieka odpowiedzi znajduj¹cego w obrazie jedynie odblask swoich idei, ale kogo, kto ogl¹da obraz wedle widzialnoci o chwiejnym zamyle; nie oczekuje od widzialnego logicznego rozwi¹zania, raczej odczuwa jak bardzo widzialne roz-bija wszelk¹ logikê19. Historia sztuki nie mo¿e wiêc d³u¿ej polegaæ na zadawala-niu siê nanoszeniem do notatnika elementów «zmys³owych» zdolnych ilustrowaæ w³asny, ju¿ skonstruowany wiat «umys³owy»20. Trzeba skoñczyæ z wyjciowym, za³o¿onym prymatem idei, koncepcji nad ogl¹daniem, nawet prowadz¹cym na