• Nie Znaleziono Wyników

Wiele miejsc spotkań klas społecznych zyskało specjalny status kulturo­

wy, a odbywające się tam praktyki zostały szeroko udokumentowane. Te najbardziej charakterystyczne i mające najwięcej specyficznych cech są zwią­

zane z wielkimi światowymi miastami i tam też formuła kontaktów między klasami rozwinęła się najpełniej. Takimi miastami były przede wszystkim Londyn (gdzie powstało jeszcze w X IX w. pojęcie slumming, oznaczające wyprawy do dzielnic biedoty organizowane dla przedstawicieli wyższych klas), Nowy Jork (wyprawy na niebezpieczny West End albo, związane z jedze­

niem, wycieczki do China Town) i Paryż.

Emblematycznym i szeroko opisanym w tekstach kultury miejscem, gdzie przedstawiciele klas wyższych przybywali, by jeść w tym samym miejscu i to samo co klasa robotnicza, są paryskie Hale. Ten nieistniejacy już wielki kom­

pleks hal targowych mieścił wielką giełdę spożywczą zaopatrującą w jedze­

nie cały Paryż4. Targ zaczynał działać w środku nocy, aby od samego rana zaopatrywać paryskie sklepy. Dla potrzeb pracowników otwierały wtedy swe podwoje liczne knajpki serwujące proste dania, z których najbardziej znana stała się zupa cebulowa, przyciągająca o świcie oprócz robotników także bardziej wyrafinowaną klientelę, wśród której szybko zyskała status najbar­

dziej autentycznego paryskiego dania.

Brooke Blower opisuje takie wizyty w sposób niezwykle obrazowy w swo­

jej książce o Amerykanach w Paryżu: „Poszukując mniej zaplanowanych prze­

jawów deprawacji ci bardziej rządni przygód wyprawiali się do wschodnich dzielnic robotniczych, sami lub w towarzystwie ubranych po cywilnemu policjantów, którzy mogli być przydzieleni do takich przedsięwzięć. Takie wycieczki po najgorszych nizinach miasta niezmiennie kończyły się na cen­

tralnym targu na Halach. Towarzystwo w strojach wieczorowych pojawiało się w tej części miasta około trzeciej nad ranem, meandrując pomiędzy że­

brakami i zbieraczami śmieci, przestępując nad biedakami śpiącymi na chodnikach i ulicznikami, szukając miejsca, gdzie mogliby coś zjeść. O tej godzinie targ przygotowywał się do otwarcia. Woźnice z batami i barczyści tragarze zwalali na chodniki obok pawilonów ze szkła i żelaza stosy kapusty

4 H istoria hal targow ych w Paryżu sięga czasów, gdy był on m iastem rzym skim . Ju ż w VI w. istnieją dokum enty na istnienie takich m iejsc w centrum . Były one jednak rozproszone i dopiero w X III w. zostały połączone w centralny targ nazwany Les H alles. Początkow o handlow ano tam tow aram i w szelkiego ro­

dzaju, stopniow o jednak targ zaczął się specjalizow ać w żywności. D o X X w. H ale stały się jednym z sym boli Paryża i m ieszkańcy m iasta bardzo ubolew ali, gdy w 1969 r. handel został przeniesiony - ze w zględu na utrudnienia w ruchu m iejskim i w ym ogi sanitarne do Runings niedaleko lotniska Orly, a H ale rozebrane i zastąpione nowoczesnym wówczas, podziem nym centrum handlowym (zob. Lindenfeld 1990).

Aleja wietnamskich barów na bazarze pod Stadionem Dziesięciolecia jako miejsce spotkań...

i kalafiorów. Wokół roznosiły się zapachy sera, siana, świeżego mięsa i mo­

czu. Nad placem rozbrzmiewały krzyki handlarek, przekleństwa i grube żarty.

Ludzie pili wino i palili papierosy, patrząc z ukosa na paradujące tam i z po­

wrotem prostytutki. Był to spektakl ^prawdziwego moralnego i fizycznego zagrożenia«, jak skarżyły się policji dziesiątki mieszkańców. Amerykanie i inni turyści kierowali swoje kroki do dobrze znanych miejsc z zupą cebulową, takich jak Le Chien qui Fume lub Le Pcre Tranquille, ocierając się po drodze o robotników i pracujące kobiety, wzdrygając się z powodu bycia blisko tak pełnej wigoru ludzkości (such lusty humanity). Gdy przechodzili, jak to utrwa­

lił jeden z kronikarzy » Olbrzymi tragarze targowi piorunowali wzrokiem dekolty i klejnoty kobiet i mruczeli pod nosem ‘cholerni burżuje’«. Odwie­

dzający skrzętnie odnotowywali te przejawy wrogości w swoich dziennikach podróży jako łechtający ich dumę dowód uprzywilejowanej pozycji” (Blower 2010: 155).

Wśród turystów wyróżniali się zwłaszcza bogaci Amerykanie, dla któ­

rych poza podkreśleniem dystansu klasowego dodatkowo atrakcyjny był rów­

nież dystans etniczny. Jak dalej pisze Blower: „Tournee des americains z jego różnymi poziomami autentyczności nadawało nowy sens miejskiej turystyce biedy (urban slumming). Oparte na od dawna ustalonych koncepcjach doty­

czących relacji między miejskimi klasami, te nocne wycieczki stanowiły rów­

nież pierwszorzędną okazję do propagowania przy okazji dobrej zabawy teorii 0 degeneracji Francuzów i wyższości Amerykanów. Przedzierając się w strojach wieczorowych przez brudne tłumy, wszyscy Amerykanie stawiali się w roli kla­

sowych elit, a wszyscy francuscy mieszkańcy byli wrzucani do jednego wor­

ka jako niższe, amoralne masy. Amerykanie nie byli tymi niewinnymi, którzy zapuścili się za granicę (innocents who ventured abroad), jak to ujął w znanej frazie Mark Twain. Ledwie uchodząc przed gniewem krzepkich tragarzy z Hal 1 niezdrowymi urokami ich upadłych kobiet, odwiedzający stawali się nie­

winnymi, wystawiając się na pokusy Paryża, lecz ostatecznie im nie ulegając”

(ibidem, s. 156).

N a uwagę wśród tych ostentacyjnie podkreślających swój dystans tury­

stów z wyższych klas zasługuje także grupa o nieco innym podejściu. Byli to odwiedzający Paryż artyści, pisarze oraz osoby w ten czy w inny sposób utożsa­

miające się z artystyczną bohemą. Wśród nich prym wiedli także cudzoziemcy i to przede wszystkim Amerykanie, jednak ich kontakt nie miał tak naskór­

kowego charakteru, jak to było w wypadku zamożnych mieszczan. W opi­

sach ich przygód, które obejmują nocną wizytę w Halach, widać brak dy­

stansu i odcinania się od „tubylców” i „biedoty” . Trafiają do Hal bez policyjnej ochrony, często w towarzystwie swoich francuskich przyjaciół. Nie są to zor­

ganizowane wycieczki, ale spontaniczne wypady. Teksty literackie powstają­

ce w wyniku takich wizyt są bardziej satyrą na amerykańskich turystów niż na francuskich kelnerów, muzyków i prostytutki, którzy są w nich przedsta­

wiani neutralnie albo wręcz z sympatią.

Historii znanych cudzoziemców, którzy trafiali do Hal bladym świtem, by spożyć zupę cebulową, są dziesiątki. W roku 1924 między innymi Burton Rascoe, Morris Bishop i Edward E. Cummings zakończyli całonocne impre- zowanie poranną wizytą w jednej z wielu otwartych przez całą noc restaura­

cji w Halach, „Pere Tranquille”5, co Cummings wykorzystał później w swojej sztuce Him (zob. Hansen 1990). W roku 1927 Pablo Neruda ze swoim przy­

jacielem pisarzem pojechali do Hal na zupę cebulową razem z poznaną w dość dramatycznych okolicznościach hostessą z nocnego klubu, z którą to następnie Neruda i jego przyjaciel przeżyli niesamowitą, przynajmniej w opinii samego Nerudy, erotyczną przygodę (zob. Feinstein 2004). Michel Scammel w biografii Arthura Koestlera opisuje nocną eskapadę, jaką odbył on w roku 1946 w towarzystwie swojej ówczesnej dziewczyny (przeszłej żony) Mamaine Paget oraz Jeana Paula Sartre’a, Simone de Beauvoir, Alberta Camusa i jego żony Francine. Rozpoczęli zabawę w algierskim bistro, kontynuowali ją w nocnych klubach, takich jak „Szeherezada”, by o czwartej nad ranem wylądować w knajpce

„Chez Victor” w Halach „na zupę cebulową, ostrygi i białe wino”, gdzie pijani rozprawiali o wykładach na Sorbonie i tragedii ludzkiej egzystencji (Scam- mell 2009). Harold Pinter opisuje, jak w roku 1961 zakończył w Halach na zupie cebulowej całonocne pijaństwo z Samuelem Beckettem, z którym jeź­

dzili z knajpy do knajpy jego małym citroenem. Gdy poczuł się źle z powodu zgagi i niestrawności, Becket zostawił go śpiącego przy stoliku w knajpce, po czym „objechał cały Paryż” , by znaleźć dla niego paczkę sody, która wyleczy­

ła jego dolegliwości (Pinter 2009).

Tym, co przyciągało tam wszystkie gwiazdy bohemy oraz podążających ich śladami turystów, nie była potrzeba doświadczenia i zademonstrowania swojej wyższości, a przynajmniej nie w bezpośredni sposób, poprzez zesta­

wienie siebie z przedstawicielami klas niższych, aby unaocznić sobie i światu, że różnica w stanie posiadania przekłada się także na głębokie różnice kultu­

rowe. Wygląda raczej na to, że były to demonstracje pewnego kapitału kul­

turowego, który pozwala posiadaczowi na w miarę swobodne przemieszcza­

nie się pomiędzy światami społecznymi. Czucie się równie swobodnie na katedrze w sali wykładowej Sorbony, w drogim nocnym klubie i knajpce dla miejskiej biedoty w dzielnicy uchodzącej za niebezpieczną, picie tej samej nocy najdroższego szampana i jedzenie najtańszej dostępnej w mieście potra­

5 R estauracja przetrw ała rozbiórkę H al, poniew aż była ulokow ana po w schodniej stronie Pierre La- scot i działa do dziś jako atrakcja turystyczna.

Aleja wietnamskich barów na bazarze pod Stadionem Dziesięciolecia jako miejsce spotkań...

wy, a przy tym i znajdowanie w tym takiej samej przyjemności stanowią nie­

wątpliwie manifestację przynależności do nowej klasy społecznej, która swo­

ją odrębność podkreśla tym, że jest ponad starymi podziałami.

N a marginesie można zwrócić uwagę, że słynna zupa cebulowa z Hal może być jednak autentycznością skonstruowaną właśnie na potrzeby tych gości z innych światów społecznych. Sami Zubaida, pisząc o podobnych prak­

tykach związanych z ulicznym jedzeniem w starej Europie i na dzisiejszym Bliskim Wschodzie, jako najbardziej reprezentatywny przykład francuskiego street foodu podaje nie zupę cebulową, ale flaki, inną prostą potrawę klasy robotniczej (także w ówczesnej Warszawie). W przypadku Hal były to albo tripes r la mode de Caen (danie normandzkie, długo duszone, a potem zapie­

kane w specjalnym garnku zalepionym z góry ciastem) albo bulion z flaków, głowizny i nóżek6. Był to - według jego opisu - poranny posiłek pracowni­

ków targu, którzy zaczynali pracę w środku nocy. Towarzyszyła mu filiżanka mocnej kawy (cup de rouge) albo kieliszek calvadosu. Dość szybko takie przy­

bytki gastronomiczne zaczęły przyciągać także inną klientelę: imprezowiczów, często cudzoziemców, którzy nad ranem ściągali do Hal, żeby zjeść coś po całonocnym pijaństwie. Zubaida rozważa hipotezę, że zupa cebulowa, z któ­

rej Hale stały się słynne, została wypromowana dopiero wtedy, ponieważ większość anglosaskich gości miała awersję do flaków i świńskich nóżek (por.

Zubaida 1991).