• Nie Znaleziono Wyników

IGNACY BOHUSZ

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1858, T. 1 (Stron 135-181)

P R Z E Z

J u lia n a Bartoszew icza.

i

Uzisiaj, kiedy o przeszłości naszej chodzą takie dziwne powieści i wyobrażenia jak o żelaznytn wilku, tru dn o je s t dla nieznających rzeczy pojąć w p ływ i znaczenie takiego człowieka, jakiin był np. pan Bohusz, doradca i przyjaciel Radziwiłłowskiego domu. Nie by ito ani senator ani żaden nawet d ygnitarz rzeczypospolitej. Po latach wielu krw aw ej tryb unalsk iej pracy d o sta ł się ledwie na ziemski urząd w swojem województwie, i aż po koniec życia b ył tylko prostym miecznikiem wileńskim; a, przecież Bohusz jestto jedna z najjaskrawszych i najdzielniejszych postaci wieku S tanisław a Augusta: imię jego szeroko za sły n ę ło w dzie­

jach, ja k b y imię jakiego z magnatów kilkuwiecznych, wo­

je w o d y , pana albo księcia obok herbów, buław i ty tu łó w . Miał Bohusz wysokie um y słow e zdolności, bez wielkiej nauki, byłto samorodny gieniusz i stanowił że t a k powiemy, wcielenie się szlacheckiej Polski. Jeżeli kto ze spółcze- snyęh j e m u , to on polity ką, postępowaniem swojćm, sposobem m yślenia i życia, obyczajami., odzieżą, w szyst­

k i m i cnotami i wadami, był typem owego szlachcica, k tó ry ju ż się przeżył i z orężem w ręku, jako zasada, miał umrzeć dla historyi w bojach konfederacyi Barskiej. Los szczęśliwy zdarzył, że ta energiczna dusza, że ten żelazny a nieugięty i dziki charak ter, padł na ręce Radziwiłłom, którzy szlacheckiej rzeczypospolitej bronili przeciw bijącej

Tora I- itJ C M a 1858 1 6

1 2 2 IG N A C Y

potędze i n tr y g i : więc mógł przy nich Bohusz rozwinąć w całej pełni ogień swojego żywota. Słu ch ał go stary hetm an, a potem książę Karol pan ie kochanku, drugi typ poetyczny dawnych charakterów szlacheckich: ztąd pan Bohusz został człowiekiem historycznym . J a k we Francyi znali markizowie wszystkie kochanki króla i ministrów, Pom p ad u ry , Du B arry i t. d., tak u nas w całćj Polsce jak by ła długa i szeroka, znano pana Bohusza. Chociaż tylko miecznik wileński, b y łto c ałą gęb ą minister w Nie­

św ieżu ; minister lladziw iłłow ski znaczył coś przecie w rzeczypospolitćj, tein bardziej jeżeli głowę Bohusza nosił na karku. Wszakże książę Karol całe prawie życie rozprawiał się ze swoimi nieprzyjaciółmi politycznemi:

w tej walce nie jed n a myśl Bohusza wcielała się czynem w historyą, nie jeden czyn jego rozgrzmiał szeroko po ziemi: były to ciosy za ciosami, grom za gro m e m , na dom i system at Czartoryskich, k tóry zbiegiem dziwnych okoliczności przyszedł do panowania nad Polską w osobie króla Poniatowskiego. Z abity wróg cudzoziemczyzny B o­

husz, w edług w yrażenia się poety, podsadzał ciągle jeża pod stolec królewski. Książę Karol, acz dzielny szlachcic, nie b y łb y ta k długo w y trzy m a ł przeciw potędze, która się na dom jego zwaliła, g d y b y nie Bohusz. Rozumieli to dobrze stronnicy k ró lew scy i sam Poniatowski, ztąd ich nieprzebłagana dla Bohusza nienawiść. Otóż powia­

dają, że mało mieliśmy za dawnćj przeszłości, mężów stanu, tojest wyniosłych polityków, który ch starzy Polacy statystam i nazywali. S t a ty s t ą takim polskim czysto-na- rodow ym , ostatnim s ta t y s tą szlacheckim, b y ł pewnie nasz Bohusz.

Rozbujała się straszliwie zaciekłość dwóch stronnictw, które pod spokojnym panowaniem A ugusta III po sej­

mikach i try b u n a ła c h m iotały rzeczpospolitą. Książę kanclerz litewski per fa s et n efas chciał postawić na swojćm i wszystkie do tego celu poruszył sprężyny:

przekupyw ał B ry la, z ry w a ł s e jm y , obierał samowolnie k tórych chciał posłów i deputatów , gnębił przeciwników swoich na różne sposoby, w zemście n i e u b ł a g a n y , dziki.

Z niin nie było żadnego sposobu: i albo ślepo się poddać wyrokom pańskim , albo zginąć z kretesem. Gienialne

B O H U SZ. 1 2 3

iniał książę p o m ysły, tysiączne prawnicze wybiegi, żeby Radziwiłłów zmartwić, żeby ich przyjaciela jakiego po­

zbawić, a sam zręczny, u k ład n y na pozór i grzeczny, łatw o się jak żmija w y suw ał im z ręku. Trafiła jed n a k kosa na kamień: Czartoryski na Radziwiłłów. G d y b y książę nie n a p oty kał ich w Litw ie po swojej drodze, szczepiłby jak ogrodnik na drzewkach, tak on na ziemi polskiej, swoje plany reformy monarchicznej i nicby mu się na świecie nie opierało. Ale jeżeli kanclerz miał rozum, hetm an litewski miał miłość szlachty, i chociaż po stronie kanclerza stanęli intryganci, tojest ludzie wyłącznie ro­

zumni bez serca, za t,o po stronie księcia hetm ana stanęła cała historya kilku wieków rzeczypospolitćj, tojest sami ludzie serdeczni, którzy nie mogli znieść zamorskich m ą­

drości.

Byłoto w roku 1755. Bohusz mieszkał w te d y w W il­

nie i należał do palestry trybunalskiej, w której się od­

znaczał jako biegły prawnik i doświadczony mecenas.

Nie był jeszcze wprawdzie jaw n y m stronnikiem Radzi- wiłłowskiego domu, ale serce i stosunki jakie miał z przy­

jaciółmi starego księcia hetmana, skłaniały go ku stronie Radziwilłowskićj. Zresztą nic dziwnego; człowiek szcze­

rego serca i o tw a rty , a zabity szlachcic, b y ł miłośnikiem dawnego porządku rzeczy. Bohusz, chociaż jeszcze tego żadnym czynem nie zdradził, boto niebezpieczna rzecz b y ł a , nie cierpiał W ołczyna i całego domu księcia kanclerza. Te stosunki Radziwiłłowskie Bohusza, o jakich mówiliśmy, by łato poprostu przyjaźń dla dwóch braci A b r a ­ mowiczów, z który ch jed en Jędrzej b y ł pisarzem ziemskim wileńskim, a drugi Je rz y podwojewodzym i także wileń­

skim. Obadwaj bracia byli bardzo zacnemi ludźmi; s ta r o ­ polski b y ł obyczaj ich, staropolski sposób widzenia rzeczy, staropolskie serce. Jędrzej miał dzielną głowę, a obadwaj posiadali ogromny w pływ pomiędzy bracią szlachtą swojego województwa, k tó ry c h zaczęły ju ż zdaleka m a­

cać postronne w p ły w y księcia kanclerza. Na dobitkę obadwaj bracia byli zacięteini przyjaciółmi Radziwiłłów, jak całe województwo wileńskie, którem u czternasty już w kontuszu Radziwiłł przewodził. Jędrzej A b ram o­

wicz d a ł właśnie Bohuszowi, bo od niego to zależało, regencyą ziemską wileńską.

1 2 4 IGNACY

Księciu kanclerzowi litewskiemu naraził się nie­

chcący i najniewinnićj w świecie starościc stokliski, Matu­

szowie, k tóry dawniej jednak z wszelką gorliwością mu służył, zwyczajnie j ako chudy pachołek wielkiemu panu.

Ale to było dosyć, bo niechby się książę naw et domyślał, nie mając żadnych na to dowodów, że ktoś z biedniejszej szlachty był przeciw niemu, ju ż obadwaj niespokojnie spali, kanclerz, że szlachcic żyje, szlachcic, że kanclerz gniewa się na niego. A tu ta j przeciw starościcowi jeszcze bardzo ważne walczyły poszlaki; powiadano o nim, że kredytem swoim u szlachty księciu sejmiki w Brześciu litewskim pozrywał. Szlachcic m ierzył się z kim? z kan­

clerzem! to b yło okropne dla pana, to zasługiwało na najsurowszą, najprzykładniejszą k a rę , bo milczenie mo­

gło uzuchwalić u m y s ł y , a Matuszewic mógł wyrosnąć na politycznego nieprzyjaciela Ż eby go więc zgubić, uderzył kanclerz w najdrażliwszą stronę dla szlachcica polskiego; zarzucił mu gminne pochodzenie, podszywanie się pod herb i klejnot szlachecki, a na dowód swojego twierdzenia staw ił ja k ą ś babę złego prowadzenia się, którą kupił umyślnie od usłużnego poplecznika, a więc własną poddankę. Baba ta twierdziła, że jest rodzoną siostrą starosty stokliskiego, ojca prześladowanego niewinnie pana Marcina Matuszewica, a nie zapierała się przytćm , że ten jej brat, chociaż dziś starosta, związkami familij- nemi połączony ze szlachtą, pasał niegdyś baran y jako prosty parobek, urodzony z poddanych jakiegoś tam dzie­

dzica. Nic w tem wszystkićm ani na grosz praw dy nie było. Ale w czasie kiedy stronnictwa stanow iły t ry b u n a ły i kiedy sprawiedliwość by ła na rozkaz, dosyć b y ło po­

zoru, żeby zgubić niewinnego człowieka: ztąd nie raz sędzio­

wie przekupieni, wydawali najniegodziwsze wyroki, a d r u ­ dzy więcej poczciwi, z obawy milczeli. Ten system at sądu wprowadziła do Polski Fam ilia, a jeżeli R adziw ił­

łowie także niesprawiedliwie po swoich try b u n a ła c h s ą ­ dzili, z ich stro n y byłto odwet. Wtenczas już nie o poje­

dyncze osoby chodziło, ale o zwycięztwo stronnictwa jednego nad drugiem. Kto w inny b y ł w tćj sprawie?

Juścić nie kto inny, tylko ten, co pierwszy zaczął ze sprawiedliwości Bożćj, robić namiętności ludzkie.

B O H U S Z . 1 2 5

Gdzie się uciec biednemu szlachcicowi, ja k nie pod opiekę możnego pana? Stać o własnych siłach, toćto przecie najwidoczniejsza zguba. Ale przeciw gniewowi kanclerza jedynie postawić można było obronę hetm ańską, dwa w pływ y łatw o w te d y b y s ię z rów nały. Tak m yślał i ta k

z r o b i ł M atuszew ic, znany już osobiście od jakiegoś czasu księciu ordynatowi: stanął poprostu przed nim ze łzami w oczach i polecał się jego łasce. Nie te jedne skargi dochodziły uszu hetm ana: nie było prawie okolicy, w k tó - réjby nie znalazł się jaki chu dy pachołek prześladowany od kanclerza, niewiadomo za co, często za pozory; nie było sejmiku, na k tó ry m b y przeciw Radziwiłłom Czar­

toryski min nie podsadzał. Zbrakło księciu hetm anow i oddawna już cierpliwości, ale że to z łoty był pan, do rany go przyłożyć, serce najlepsze w świecie, a wszelkich zawichrzeń w rzeczypospolitéj bał się, jak diabeł święconej wody i sam wysuwać się nie lubił, kłótni z nikim nigdy me zaczynając, więc od dnia do dnia wlekło się to jakoś:

książę kanclerz tymczasem powiat zdobyw ał za powiatem , Województwo za województwem i h ulał sobie po Litwie jakby jaki d yktator. Ale ja k mówimy, przebrała się miarka, hetm an postanow ił dać pomoc skrzyw dzonym i na p okątne intrygi rzucić veto: w tym celu szczerze myślał ufundować na przyszłą kadencyą try b u n a ł czysto Radzi- wiłłowski i do laski inarszalkowskiéj prowadzić swego jed y naka księcia Karola, później sławnego pan ie ko cha nku , żeby młokos uczył się pod sterem ojca, jak ma służyć rzeczypospolitéj i braciom szlachcie.

S ta ło się jak chciał książę hetman. N asłał wpraw*

dzie kanclerz na try b u n a ł do W ilna stado swoich kruków gotowych na wszystko, ale na sejmikach daleko więcej obrano d e p u ta tó w Radziwiłłowskich. Zatem z pomocą h e t ­ m ana, po szalonych walkach i sporach, w których nie obeszło się bez krwi rozlewu, stanął marszałkiem, ksią­

żę miecznik litewski Radziwiłb vice marszałkiem pan J e ­ rzy Abramowicz w y brany deputatem ze Staroduba i Czar- toryjszczyki musieli umilknąć. Bardzo naturalnie, młode książątko nie pilnowało sądów, a laskę piastowało tylko dla honoru i jeździło sobie po wizytach, lub polowało po la­

sach; otóż cały ciężar kierowania try b u n a łe m przypadł

1 2 6 IG N A C Y

Abramowiczowi- Pod jego dzielnym i energicznym wpły­

wem, wszystko szło na sądach porządnie, żwawo, sprawie­

dliwie a po szlachecku i po Radziwiłłowsku. P a n vice marszałek dał Bohuszowi rejencyą teraz na trybunale, jak poprzednio b rat pisarz dał mu ją w zieinstwie wileńskidm.

W ażny to był bardzo urząd, tómbardzidj wśród ówczesnych okoliczności. Otóż ci trzej ludzie, obadwaj A b r a m o w ic z e i Bohusz trząsali try b u n a łem księcia Karola, i coby chcieli, toby wyrabiali, g dy b y nie było silne w nich trzech uczu­

cie sprawiedliwości. Abramowicze jednak otwarciej dzia­

łali jak Bohusz: ju ż mieli wziętość wówczas u szlachty, w pływ y w Nieświeżu, posiadali urzędy ziemskie i bogate dobra, z większą zatem niepodległością działać mogli.

Bohusz zaś u k ry w a ł się poza niemi do wszystkich rad ich i postanowień należał, ale pocichu, ale ze wszelką oględno­

ścią, żeby się księciu kanclerzowi jakim sposobem nie nara­

ził. Dla niego bezpieczniej było, że książę nawet o jego życiu nie wiedział.

I tak się zgrabnie wywijał z trudności Bohusz, że kruki kanclerskie ani się dom yślały, co zacz je s t pan r e ­ je n t trybunalski. Naturalnie Matuszewic spraw ę w ygrał 0 szlachectwo chociaż za wielką forsą i większością tylko jednego głosu, tak zacięcie bił przeciw niemu kanclerz, na Radziwiłłowskiin trybunale. W y w ió d ł najświętszemi d o ­ kum entami na świecie, że je s t szlachcicem czystej krwi 1 jednego rodu z książętami Giedrojczaini, ale jednak re- dakeya w yroku mogła znakomicie osłabić to wrażenie nie­

przychylne dla kanclerza. Teraz kto zredaguje wyrok?

było pytanie, kto się odważy być jaw nie przeciw księciu z W ołczyna? Mówiono w Wilnie, że Bohusz podejmuje się tćj pracy. Więc Klokocki pełnomocnik wołczyński zabie- gajac około niego, dawał mu 200 czerw. zł. aby nie d y k to ­ w a ł wyroku, bo wiedział że Bohusz na palcach zna sta tu ta i wszystko pięknie ubarwić umie, a zresztą taka litera pra­

wa b y ła wyraźna: infamia dla wszystkich co zarzucali ko­

mukolwiek nieszlachectwo a nie dowiedli zarzutu, jaki tutaj właśnie b ył taki wypadek. W prawdzie kanclerz aż nazbyt ostrożny, sam osobiście nie w ystępow ał przeciw Matusze- wicowi, tylko się u k ry w a ł poza innemi powodami; ale ca­

ła Litwa wiedziała że to jego machiny biją na trybuna ł,

B O H U S Z . 127 powagaby jego na tóm cierpiała, a cios moralny z tćj ręki odebrany b y łb y okropniejszy od innych. Bohusz obiecał wszystko Kłokockiemu może dla niepoznaki, ale pieniędzy jednak nie wziął. Dopióro f>;dy widział że nikt z lepszych rejentów nic podjął się zredagowania w yroku, ni ztąd ni zowąd nagle podyktował on sam cały, a dowodził tak lo­

gicznie, napchał cytacyi s ta t u tu tak wiele, zastosował naj­

drażliwszy a rt y k u ł 27, którego kanclerz w żaden sposób przyjąć nie chciał, tak trafnie do spraw y, że przeciwnik przepadłby z kretesem pod ciężarem w zgardy publicznej, gd y b y intrygi i siły nie miał na swoję obronę i g d y b y się już nie w yuczył temi środkami jak szlachcic szablą w yw i­

jać. Juścić sam t e x t wyroku był piorunujący przeciw księciu kanclerzowi, kiedy zawierał te słowa: „ d o b re m u człowiekowi nie godzi się źle mówić o poczciwym” . M ó­

wiono wtedy, że Bohusz tak ostro pody k tow ał wyrok, nie dlatego jednak, żeby się kanclerzowi miał przekomarzać, ale że m u więcćj chodziło o poklask dwóch panów, księcia hetm ana w Nieświeżu i pana m arszałka nadwornego k o ­ ronnego Mniszcha w Warszawie. Podchlebiając Radziwił­

łowi, wnęcał się do łaski hetmańskiej, a tego głównie mu się chciało; pochlebiając Mniszchowi, pozyskiwał łaski dw o­

ru i rosnął w opinii księcia Radziwiłła. Celu swojego d o ­ piął pan Bohusz i chociaż a r t y k u ł przez niego zacytowany, wiele na Litwie potóm narobił bigosu, chociaż w W o łczy­

nie w y w o ła ł namiętności i chęć zemsty, ale już wtedy hetman u w ażał za swoję powinność, zasłonić biednego re­

jen ta , k tó ry się dla niego i cajój szlachty osobiście narażał.

Ale burza mogła obalić się na sprawców tak niezno­

śnego dla W ołczyna wyroku, dopiero na drugim nastę p u ­ jąc y m z kolei trybunale: kilka zatem miesięcy czasu mieli

Bohusz i Abramowicz, żeby się namyśleć nad sposobami ku dalszej obronie. Matuszewic wdzięczny w ciągał rejenta do stronnictwa francuzkiego, które się w tedy przy h e tm a ­ nie Branickim i panu Durand wiązało, a dawało pewne rę ­ kojmie. Ale nim myśl dojrzała, sejmiki deputackie o d b y ­ ł y się i n astąpiła nowa kadencya sądów. Małoco do woj­

ny domowej nie przyszło między dwom a domami, i aż król musiał posyłać z W arszaw y swego pełnomocnika z w a ru n ­ kami ugody; dosyć że po wielkich odgraźaniach się i k łó ­

128 IG N A C Y

tniach przyszło wreszcie do najformalniejszych układów:

zupełnie tak samo państwa europejskie godziły się na kon- gressach w Westfalii i w Utrechcie. A że kanclerz b y ł wtedy panem położenia, zięć jego Flem ing, chociaż mini­

ster, u trz y m ał się przy lasce marszałkowskićj i zemsta się zaczęła. Naprzód zaskarżono poprzedni wyrok jak o prze­

ciw praw u wydany i napisano manifesta na księcia Karola, a dalej wniesiono skargi przeciw pisarzowi i rejentowi, obu wileńskim. Abramowicza wprzód a potém Bohusza od czci i od wiary odsądzono, a co zatem poszło, i od urzędów;

aż w sty d mówić o powodach jakich u ż y ł try b u n a ł Flemin- gowski dla tak surowego skarcenia ludzi niewinnych. B o­

husza np. oskarżano o depaktacyą, tojest o przekupstwo, kiedy nasz rejent b y ł czysty ja k szkło pod ty m względem, a że nie brał pieniędzy od strony, tego na sobie doświad­

c zyli, jaw nie kruki wołczyńskie za zeszłego try b u n a łu . I cóż za dowód przekupstwa rzucono w oczy Bohuszowi?

oto że raz wziął czapeczkę nocną w po darunku od pani Giecewiczowéj podstoliny wileńskiej: jako oskarżyciel s ta n ą ł przed sądem i zeznał o téj zbrodni, sam pan Giecewicz, czło­

wiek mało rozsądny a krzykun wrzaskliwy, k tó ry cały t r y ­ bunał napełnił wrzaskami o czapeczkę żoniną. J a k się tam sędziowie z niego i z siebie nie śmieli? pojąć trudno.

Był też i drugi zarzut: Wolski patron try b unalsk i prawił szeroko i długo o tern, jako Bohusz b y ł człowiekiem wielkiej pychy, nieprzystępnym , niedyskretnym dla stron. Święta prawda: pan Wolski nie skłam ał. Bohusz j a k mówiono wtenczas „ w prezumpcyi swpjéj,” dla stro n b y ł rzeczywi­

ście nieznośny, ależ to k w estya czysto osobista, k tó ra nic wspólnego nie miała z je g o rejencyą. Za to karać nie mógł tr y b u n a ł w żaden sposób nikogo, niechajby same s tro n y n au c zy ły rejenta rozumu. J e d n akże p rzy to m n o ­ ścią swoją chociaż pomiędzy nieprzyjaciółmi, Bohusz u ni­

k nął jaw nej zguby, k tó rą mu gotowano. Znajdował się właśnie na sądach, kiedy wniesiono to ważne zażalenie na niego: było rano. Cięta sztuka, zaraz ex ab rupto odpowie­

dział, że po południu osobiście przed sądern bronić się bę­

dzie z ty c h zarzutów. G dyby nie tak przytomnie się zna- łazł, miał być zaraz pod straż wzięty i pociągany niby do tłum aczenia się: tłumaczenia tego alboby wcale nie s łu c h a ­

B O H U S Z . 1 2 9

no, albo try b u n a ł rozumiałby je ja k b y chciał, w edług stron­

niczego widzimisię, poczem zaraz ogłoszonoby dekret, a biódny Bohusz oczami naw etb y nie m ru g n ą ł i zginał na wieki: przynajmniej spisek taki egzystował. Ale kiedy re ­ jent odwołał się sam do ustn ej obrony i term in do niój tak krótki wyznaczył, sędziowie oszukani wybiegiem, pokazali wszelki} gotowość do wysłuchania prośby pacyenta, n ib y to bezstronność tak im zrobić kazała. Otóż Bohusz pilnie wysiedziawszy ranne sądy wyszedł z nich po sessyi i ja k rak za morze, tak on świsnął do klasztoru. P a tro n tylko jakiś w jego imieniu oświadczył, że stawać nie może. Pię- knato jeszcze by ła cecha ówczesnej cywilizacyi narodu, cecha k tó ra się ostała naw et w pośród takich potęg s tr o n ­ niczych, a pewno płynęła prosto strugą, z czasów J a g ie l­

lońskich, kiedy wiele jeszcze b yło cnoty u panów kie­

ru jących spraw ą publiczną, że szanowano skromne u s tr o ­ nie, poświęcone Bogu i modlitwie; żadna więc siła nie śmiała przemocą przejść furty klasztornej żeby dostać B ohusza, n aw et sam m arszałek trybunalski, przed k tó ­ rego w olą korzyło się wszystko, n aw et sam Fleming, tylko co nawrócony katolik. T r y b u n a ł więc i pisarza i rejen ta razem odsądził zaocznie „ ab oinni activitate in p e rp e tu u m ,” to się znaczyło że odebrał im prawie szla­

chectwo, bo odtąd nic nie znaczyli w Rzplitej i do żadnych czynności więcej przypuszczonemi b y ć nie mogli: nakazał tylko przysiądz Giecewiczowi dla lepszego dowodu i dla większej jawności tryum fu, podniecał swoich zauszników, że wydawali w Wilnie głosy radości, wesela i w niebogłosy wrzeszczeli i winszowali sobie, że raz przecie Litwa przez wyrok spraw iedliw y, uwolniła się od arbitralności A b r a ­ mowiczów i Bohusza. W y ro k zaś zredagował pan Szu- kiewicz reje n t trybunalski, człowiek bardzo w yk rę tn y , na wszystkie nogi kuty, a sercem i duszą zaprzedany księciu kanclerzowi.

Ale nie tak łatw o b y ło pokonać Bohusza, frant to b y ł zawielki, a główka nielada. Tyle się pomysłów snuło po j e ­ go głowie ja k po trybu n a le, i nigdy tak nisko nie upadł, że­

b y nie um iał sobie poradzić. Otóż jeżeli kanclerz pozba­

wił hetm an a trzech p rzyjaciół, tojest strącając ich z w y ­ sokości na którćj stali, nie pozwolił im ju ż działać na szlachtę

Tora I* S tyczeń 1858. ^

130 IG N A C Y

wileńską., trz e b a b y to w odwet, kanclerza pozbawić dzielnej jakićj opory. Bohusz więc cios wym ierzyć postanowił na pana Sosnowskiego, któ ry b y ł wtenczas pisarzem wielkim litewskim i starostą, brzeskim, a potem za panowania P o ­ niatowskiego został hetm anem polnym i w o je w o d ą smo­

leńskim, na tego samego, w którego córce kochał się potćm nieszczęśliwie Kościuszko. Sosnowski człowiek rządny i rozum ny, posiadał wielką dozę ambicyi, i chciał wyjść na człowieka; w ty m celu przyw iązał się do W ołczyna, a ser­

cem i radą słu ż y ł zawsze w każdej okoliczności kanclerzowi.

Książę cenił go wiele, dlatego, że ja k powiedzieliśmy, So­

snowski b y ł rozum ny a takich ludzi trzeba było szukać w ó w ­ czesnej Polsce z la ta rk ą Dyogenesa. Otóż ten pisarz wiel­

ki litewski, wiele bardzo przyczynił się do u trz y m an ia F le ­ minga przy lasce marszałkowskiej i mówiono że naw et miał tajne polecenie od księcia kanclerza, wrazie g d yb y podskar­

bi postradał wszelką nadzieję, u de rz y ć w konfederacyą przeciw Radziwiłłom; w istocie wszystko do tego celu przygotowane b y ło, a Sosnowski jak o półkow nik, zawcza­

su już na swoję stronę w obronie niby wolności, u s p o s a ­ biał dla konfederacyi wojsko. Nie było wprawdzie na to

su już na swoję stronę w obronie niby wolności, u s p o s a ­ biał dla konfederacyi wojsko. Nie było wprawdzie na to

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1858, T. 1 (Stron 135-181)

Powiązane dokumenty