P R Z E Z
J u lia n a Bartoszew icza.
i
Uzisiaj, kiedy o przeszłości naszej chodzą takie dziwne powieści i wyobrażenia jak o żelaznytn wilku, tru dn o je s t dla nieznających rzeczy pojąć w p ływ i znaczenie takiego człowieka, jakiin był np. pan Bohusz, doradca i przyjaciel Radziwiłłowskiego domu. Nie by ito ani senator ani żaden nawet d ygnitarz rzeczypospolitej. Po latach wielu krw aw ej tryb unalsk iej pracy d o sta ł się ledwie na ziemski urząd w swojem województwie, i aż po koniec życia b ył tylko prostym miecznikiem wileńskim; a, przecież Bohusz jestto jedna z najjaskrawszych i najdzielniejszych postaci wieku S tanisław a Augusta: imię jego szeroko za sły n ę ło w dzie
jach, ja k b y imię jakiego z magnatów kilkuwiecznych, wo
je w o d y , pana albo księcia obok herbów, buław i ty tu łó w . Miał Bohusz wysokie um y słow e zdolności, bez wielkiej nauki, byłto samorodny gieniusz i stanowił że t a k powiemy, wcielenie się szlacheckiej Polski. Jeżeli kto ze spółcze- snyęh j e m u , to on polity ką, postępowaniem swojćm, sposobem m yślenia i życia, obyczajami., odzieżą, w szyst
k i m i cnotami i wadami, był typem owego szlachcica, k tó ry ju ż się przeżył i z orężem w ręku, jako zasada, miał umrzeć dla historyi w bojach konfederacyi Barskiej. Los szczęśliwy zdarzył, że ta energiczna dusza, że ten żelazny a nieugięty i dziki charak ter, padł na ręce Radziwiłłom, którzy szlacheckiej rzeczypospolitej bronili przeciw bijącej
Tora I- itJ C M a 1858 1 6
1 2 2 IG N A C Y
potędze i n tr y g i : więc mógł przy nich Bohusz rozwinąć w całej pełni ogień swojego żywota. Słu ch ał go stary hetm an, a potem książę Karol pan ie kochanku, drugi typ poetyczny dawnych charakterów szlacheckich: ztąd pan Bohusz został człowiekiem historycznym . J a k we Francyi znali markizowie wszystkie kochanki króla i ministrów, Pom p ad u ry , Du B arry i t. d., tak u nas w całćj Polsce jak by ła długa i szeroka, znano pana Bohusza. Chociaż tylko miecznik wileński, b y łto c ałą gęb ą minister w Nie
św ieżu ; minister lladziw iłłow ski znaczył coś przecie w rzeczypospolitćj, tein bardziej jeżeli głowę Bohusza nosił na karku. Wszakże książę Karol całe prawie życie rozprawiał się ze swoimi nieprzyjaciółmi politycznemi:
w tej walce nie jed n a myśl Bohusza wcielała się czynem w historyą, nie jeden czyn jego rozgrzmiał szeroko po ziemi: były to ciosy za ciosami, grom za gro m e m , na dom i system at Czartoryskich, k tóry zbiegiem dziwnych okoliczności przyszedł do panowania nad Polską w osobie króla Poniatowskiego. Z abity wróg cudzoziemczyzny B o
husz, w edług w yrażenia się poety, podsadzał ciągle jeża pod stolec królewski. Książę Karol, acz dzielny szlachcic, nie b y łb y ta k długo w y trzy m a ł przeciw potędze, która się na dom jego zwaliła, g d y b y nie Bohusz. Rozumieli to dobrze stronnicy k ró lew scy i sam Poniatowski, ztąd ich nieprzebłagana dla Bohusza nienawiść. Otóż powia
dają, że mało mieliśmy za dawnćj przeszłości, mężów stanu, tojest wyniosłych polityków, który ch starzy Polacy statystam i nazywali. S t a ty s t ą takim polskim czysto-na- rodow ym , ostatnim s ta t y s tą szlacheckim, b y ł pewnie nasz Bohusz.
Rozbujała się straszliwie zaciekłość dwóch stronnictw, które pod spokojnym panowaniem A ugusta III po sej
mikach i try b u n a ła c h m iotały rzeczpospolitą. Książę kanclerz litewski per fa s et n efas chciał postawić na swojćm i wszystkie do tego celu poruszył sprężyny:
przekupyw ał B ry la, z ry w a ł s e jm y , obierał samowolnie k tórych chciał posłów i deputatów , gnębił przeciwników swoich na różne sposoby, w zemście n i e u b ł a g a n y , dziki.
Z niin nie było żadnego sposobu: i albo ślepo się poddać wyrokom pańskim , albo zginąć z kretesem. Gienialne
B O H U SZ. 1 2 3
iniał książę p o m ysły, tysiączne prawnicze wybiegi, żeby Radziwiłłów zmartwić, żeby ich przyjaciela jakiego po
zbawić, a sam zręczny, u k ład n y na pozór i grzeczny, łatw o się jak żmija w y suw ał im z ręku. Trafiła jed n a k kosa na kamień: Czartoryski na Radziwiłłów. G d y b y książę nie n a p oty kał ich w Litw ie po swojej drodze, szczepiłby jak ogrodnik na drzewkach, tak on na ziemi polskiej, swoje plany reformy monarchicznej i nicby mu się na świecie nie opierało. Ale jeżeli kanclerz miał rozum, hetm an litewski miał miłość szlachty, i chociaż po stronie kanclerza stanęli intryganci, tojest ludzie wyłącznie ro
zumni bez serca, za t,o po stronie księcia hetm ana stanęła cała historya kilku wieków rzeczypospolitćj, tojest sami ludzie serdeczni, którzy nie mogli znieść zamorskich m ą
drości.
Byłoto w roku 1755. Bohusz mieszkał w te d y w W il
nie i należał do palestry trybunalskiej, w której się od
znaczał jako biegły prawnik i doświadczony mecenas.
Nie był jeszcze wprawdzie jaw n y m stronnikiem Radzi- wiłłowskiego domu, ale serce i stosunki jakie miał z przy
jaciółmi starego księcia hetmana, skłaniały go ku stronie Radziwilłowskićj. Zresztą nic dziwnego; człowiek szcze
rego serca i o tw a rty , a zabity szlachcic, b y ł miłośnikiem dawnego porządku rzeczy. Bohusz, chociaż jeszcze tego żadnym czynem nie zdradził, boto niebezpieczna rzecz b y ł a , nie cierpiał W ołczyna i całego domu księcia kanclerza. Te stosunki Radziwiłłowskie Bohusza, o jakich mówiliśmy, by łato poprostu przyjaźń dla dwóch braci A b r a mowiczów, z który ch jed en Jędrzej b y ł pisarzem ziemskim wileńskim, a drugi Je rz y podwojewodzym i także wileń
skim. Obadwaj bracia byli bardzo zacnemi ludźmi; s ta r o polski b y ł obyczaj ich, staropolski sposób widzenia rzeczy, staropolskie serce. Jędrzej miał dzielną głowę, a obadwaj posiadali ogromny w pływ pomiędzy bracią szlachtą swojego województwa, k tó ry c h zaczęły ju ż zdaleka m a
cać postronne w p ły w y księcia kanclerza. Na dobitkę obadwaj bracia byli zacięteini przyjaciółmi Radziwiłłów, jak całe województwo wileńskie, którem u czternasty już w kontuszu Radziwiłł przewodził. Jędrzej A b ram o
wicz d a ł właśnie Bohuszowi, bo od niego to zależało, regencyą ziemską wileńską.
1 2 4 IGNACY
Księciu kanclerzowi litewskiemu naraził się nie
chcący i najniewinnićj w świecie starościc stokliski, Matu
szowie, k tóry dawniej jednak z wszelką gorliwością mu służył, zwyczajnie j ako chudy pachołek wielkiemu panu.
Ale to było dosyć, bo niechby się książę naw et domyślał, nie mając żadnych na to dowodów, że ktoś z biedniejszej szlachty był przeciw niemu, ju ż obadwaj niespokojnie spali, kanclerz, że szlachcic żyje, szlachcic, że kanclerz gniewa się na niego. A tu ta j przeciw starościcowi jeszcze bardzo ważne walczyły poszlaki; powiadano o nim, że kredytem swoim u szlachty księciu sejmiki w Brześciu litewskim pozrywał. Szlachcic m ierzył się z kim? z kan
clerzem! to b yło okropne dla pana, to zasługiwało na najsurowszą, najprzykładniejszą k a rę , bo milczenie mo
gło uzuchwalić u m y s ł y , a Matuszewic mógł wyrosnąć na politycznego nieprzyjaciela Ż eby go więc zgubić, uderzył kanclerz w najdrażliwszą stronę dla szlachcica polskiego; zarzucił mu gminne pochodzenie, podszywanie się pod herb i klejnot szlachecki, a na dowód swojego twierdzenia staw ił ja k ą ś babę złego prowadzenia się, którą kupił umyślnie od usłużnego poplecznika, a więc własną poddankę. Baba ta twierdziła, że jest rodzoną siostrą starosty stokliskiego, ojca prześladowanego niewinnie pana Marcina Matuszewica, a nie zapierała się przytćm , że ten jej brat, chociaż dziś starosta, związkami familij- nemi połączony ze szlachtą, pasał niegdyś baran y jako prosty parobek, urodzony z poddanych jakiegoś tam dzie
dzica. Nic w tem wszystkićm ani na grosz praw dy nie było. Ale w czasie kiedy stronnictwa stanow iły t ry b u n a ły i kiedy sprawiedliwość by ła na rozkaz, dosyć b y ło po
zoru, żeby zgubić niewinnego człowieka: ztąd nie raz sędzio
wie przekupieni, wydawali najniegodziwsze wyroki, a d r u dzy więcej poczciwi, z obawy milczeli. Ten system at sądu wprowadziła do Polski Fam ilia, a jeżeli R adziw ił
łowie także niesprawiedliwie po swoich try b u n a ła c h s ą dzili, z ich stro n y byłto odwet. Wtenczas już nie o poje
dyncze osoby chodziło, ale o zwycięztwo stronnictwa jednego nad drugiem. Kto w inny b y ł w tćj sprawie?
Juścić nie kto inny, tylko ten, co pierwszy zaczął ze sprawiedliwości Bożćj, robić namiętności ludzkie.
B O H U S Z . 1 2 5
Gdzie się uciec biednemu szlachcicowi, ja k nie pod opiekę możnego pana? Stać o własnych siłach, toćto przecie najwidoczniejsza zguba. Ale przeciw gniewowi kanclerza jedynie postawić można było obronę hetm ańską, dwa w pływ y łatw o w te d y b y s ię z rów nały. Tak m yślał i ta k
z r o b i ł M atuszew ic, znany już osobiście od jakiegoś czasu księciu ordynatowi: stanął poprostu przed nim ze łzami w oczach i polecał się jego łasce. Nie te jedne skargi dochodziły uszu hetm ana: nie było prawie okolicy, w k tó - réjby nie znalazł się jaki chu dy pachołek prześladowany od kanclerza, niewiadomo za co, często za pozory; nie było sejmiku, na k tó ry m b y przeciw Radziwiłłom Czar
toryski min nie podsadzał. Zbrakło księciu hetm anow i oddawna już cierpliwości, ale że to z łoty był pan, do rany go przyłożyć, serce najlepsze w świecie, a wszelkich zawichrzeń w rzeczypospolitéj bał się, jak diabeł święconej wody i sam wysuwać się nie lubił, kłótni z nikim nigdy me zaczynając, więc od dnia do dnia wlekło się to jakoś:
książę kanclerz tymczasem powiat zdobyw ał za powiatem , Województwo za województwem i h ulał sobie po Litwie jakby jaki d yktator. Ale ja k mówimy, przebrała się miarka, hetm an postanow ił dać pomoc skrzyw dzonym i na p okątne intrygi rzucić veto: w tym celu szczerze myślał ufundować na przyszłą kadencyą try b u n a ł czysto Radzi- wiłłowski i do laski inarszalkowskiéj prowadzić swego jed y naka księcia Karola, później sławnego pan ie ko cha nku , żeby młokos uczył się pod sterem ojca, jak ma służyć rzeczypospolitéj i braciom szlachcie.
S ta ło się jak chciał książę hetman. N asłał wpraw*
dzie kanclerz na try b u n a ł do W ilna stado swoich kruków gotowych na wszystko, ale na sejmikach daleko więcej obrano d e p u ta tó w Radziwiłłowskich. Zatem z pomocą h e t m ana, po szalonych walkach i sporach, w których nie obeszło się bez krwi rozlewu, stanął marszałkiem, ksią
żę miecznik litewski Radziwiłb vice marszałkiem pan J e rzy Abramowicz w y brany deputatem ze Staroduba i Czar- toryjszczyki musieli umilknąć. Bardzo naturalnie, młode książątko nie pilnowało sądów, a laskę piastowało tylko dla honoru i jeździło sobie po wizytach, lub polowało po la
sach; otóż cały ciężar kierowania try b u n a łe m przypadł
1 2 6 IG N A C Y
Abramowiczowi- Pod jego dzielnym i energicznym wpły
wem, wszystko szło na sądach porządnie, żwawo, sprawie
dliwie a po szlachecku i po Radziwiłłowsku. P a n vice marszałek dał Bohuszowi rejencyą teraz na trybunale, jak poprzednio b rat pisarz dał mu ją w zieinstwie wileńskidm.
W ażny to był bardzo urząd, tómbardzidj wśród ówczesnych okoliczności. Otóż ci trzej ludzie, obadwaj A b r a m o w ic z e i Bohusz trząsali try b u n a łem księcia Karola, i coby chcieli, toby wyrabiali, g dy b y nie było silne w nich trzech uczu
cie sprawiedliwości. Abramowicze jednak otwarciej dzia
łali jak Bohusz: ju ż mieli wziętość wówczas u szlachty, w pływ y w Nieświeżu, posiadali urzędy ziemskie i bogate dobra, z większą zatem niepodległością działać mogli.
Bohusz zaś u k ry w a ł się poza niemi do wszystkich rad ich i postanowień należał, ale pocichu, ale ze wszelką oględno
ścią, żeby się księciu kanclerzowi jakim sposobem nie nara
ził. Dla niego bezpieczniej było, że książę nawet o jego życiu nie wiedział.
I tak się zgrabnie wywijał z trudności Bohusz, że kruki kanclerskie ani się dom yślały, co zacz je s t pan r e je n t trybunalski. Naturalnie Matuszewic spraw ę w ygrał 0 szlachectwo chociaż za wielką forsą i większością tylko jednego głosu, tak zacięcie bił przeciw niemu kanclerz, na Radziwiłłowskiin trybunale. W y w ió d ł najświętszemi d o kum entami na świecie, że je s t szlachcicem czystej krwi 1 jednego rodu z książętami Giedrojczaini, ale jednak re- dakeya w yroku mogła znakomicie osłabić to wrażenie nie
przychylne dla kanclerza. Teraz kto zredaguje wyrok?
było pytanie, kto się odważy być jaw nie przeciw księciu z W ołczyna? Mówiono w Wilnie, że Bohusz podejmuje się tćj pracy. Więc Klokocki pełnomocnik wołczyński zabie- gajac około niego, dawał mu 200 czerw. zł. aby nie d y k to w a ł wyroku, bo wiedział że Bohusz na palcach zna sta tu ta i wszystko pięknie ubarwić umie, a zresztą taka litera pra
wa b y ła wyraźna: infamia dla wszystkich co zarzucali ko
mukolwiek nieszlachectwo a nie dowiedli zarzutu, jaki tutaj właśnie b ył taki wypadek. W prawdzie kanclerz aż nazbyt ostrożny, sam osobiście nie w ystępow ał przeciw Matusze- wicowi, tylko się u k ry w a ł poza innemi powodami; ale ca
ła Litwa wiedziała że to jego machiny biją na trybuna ł,
B O H U S Z . 127 powagaby jego na tóm cierpiała, a cios moralny z tćj ręki odebrany b y łb y okropniejszy od innych. Bohusz obiecał wszystko Kłokockiemu może dla niepoznaki, ale pieniędzy jednak nie wziął. Dopióro f>;dy widział że nikt z lepszych rejentów nic podjął się zredagowania w yroku, ni ztąd ni zowąd nagle podyktował on sam cały, a dowodził tak lo
gicznie, napchał cytacyi s ta t u tu tak wiele, zastosował naj
drażliwszy a rt y k u ł 27, którego kanclerz w żaden sposób przyjąć nie chciał, tak trafnie do spraw y, że przeciwnik przepadłby z kretesem pod ciężarem w zgardy publicznej, gd y b y intrygi i siły nie miał na swoję obronę i g d y b y się już nie w yuczył temi środkami jak szlachcic szablą w yw i
jać. Juścić sam t e x t wyroku był piorunujący przeciw księciu kanclerzowi, kiedy zawierał te słowa: „ d o b re m u człowiekowi nie godzi się źle mówić o poczciwym” . M ó
wiono wtedy, że Bohusz tak ostro pody k tow ał wyrok, nie dlatego jednak, żeby się kanclerzowi miał przekomarzać, ale że m u więcćj chodziło o poklask dwóch panów, księcia hetm ana w Nieświeżu i pana m arszałka nadwornego k o ronnego Mniszcha w Warszawie. Podchlebiając Radziwił
łowi, wnęcał się do łaski hetmańskiej, a tego głównie mu się chciało; pochlebiając Mniszchowi, pozyskiwał łaski dw o
ru i rosnął w opinii księcia Radziwiłła. Celu swojego d o piął pan Bohusz i chociaż a r t y k u ł przez niego zacytowany, wiele na Litwie potóm narobił bigosu, chociaż w W o łczy
nie w y w o ła ł namiętności i chęć zemsty, ale już wtedy hetman u w ażał za swoję powinność, zasłonić biednego re
jen ta , k tó ry się dla niego i cajój szlachty osobiście narażał.
Ale burza mogła obalić się na sprawców tak niezno
śnego dla W ołczyna wyroku, dopiero na drugim nastę p u jąc y m z kolei trybunale: kilka zatem miesięcy czasu mieli
Bohusz i Abramowicz, żeby się namyśleć nad sposobami ku dalszej obronie. Matuszewic wdzięczny w ciągał rejenta do stronnictwa francuzkiego, które się w tedy przy h e tm a nie Branickim i panu Durand wiązało, a dawało pewne rę kojmie. Ale nim myśl dojrzała, sejmiki deputackie o d b y ł y się i n astąpiła nowa kadencya sądów. Małoco do woj
ny domowej nie przyszło między dwom a domami, i aż król musiał posyłać z W arszaw y swego pełnomocnika z w a ru n kami ugody; dosyć że po wielkich odgraźaniach się i k łó
128 IG N A C Y
tniach przyszło wreszcie do najformalniejszych układów:
zupełnie tak samo państwa europejskie godziły się na kon- gressach w Westfalii i w Utrechcie. A że kanclerz b y ł wtedy panem położenia, zięć jego Flem ing, chociaż mini
ster, u trz y m ał się przy lasce marszałkowskićj i zemsta się zaczęła. Naprzód zaskarżono poprzedni wyrok jak o prze
ciw praw u wydany i napisano manifesta na księcia Karola, a dalej wniesiono skargi przeciw pisarzowi i rejentowi, obu wileńskim. Abramowicza wprzód a potém Bohusza od czci i od wiary odsądzono, a co zatem poszło, i od urzędów;
aż w sty d mówić o powodach jakich u ż y ł try b u n a ł Flemin- gowski dla tak surowego skarcenia ludzi niewinnych. B o
husza np. oskarżano o depaktacyą, tojest o przekupstwo, kiedy nasz rejent b y ł czysty ja k szkło pod ty m względem, a że nie brał pieniędzy od strony, tego na sobie doświad
c zyli, jaw nie kruki wołczyńskie za zeszłego try b u n a łu . I cóż za dowód przekupstwa rzucono w oczy Bohuszowi?
oto że raz wziął czapeczkę nocną w po darunku od pani Giecewiczowéj podstoliny wileńskiej: jako oskarżyciel s ta n ą ł przed sądem i zeznał o téj zbrodni, sam pan Giecewicz, czło
wiek mało rozsądny a krzykun wrzaskliwy, k tó ry cały t r y bunał napełnił wrzaskami o czapeczkę żoniną. J a k się tam sędziowie z niego i z siebie nie śmieli? pojąć trudno.
Był też i drugi zarzut: Wolski patron try b unalsk i prawił szeroko i długo o tern, jako Bohusz b y ł człowiekiem wielkiej pychy, nieprzystępnym , niedyskretnym dla stron. Święta prawda: pan Wolski nie skłam ał. Bohusz j a k mówiono wtenczas „ w prezumpcyi swpjéj,” dla stro n b y ł rzeczywi
ście nieznośny, ależ to k w estya czysto osobista, k tó ra nic wspólnego nie miała z je g o rejencyą. Za to karać nie mógł tr y b u n a ł w żaden sposób nikogo, niechajby same s tro n y n au c zy ły rejenta rozumu. J e d n akże p rzy to m n o ścią swoją chociaż pomiędzy nieprzyjaciółmi, Bohusz u ni
k nął jaw nej zguby, k tó rą mu gotowano. Znajdował się właśnie na sądach, kiedy wniesiono to ważne zażalenie na niego: było rano. Cięta sztuka, zaraz ex ab rupto odpowie
dział, że po południu osobiście przed sądern bronić się bę
dzie z ty c h zarzutów. G dyby nie tak przytomnie się zna- łazł, miał być zaraz pod straż wzięty i pociągany niby do tłum aczenia się: tłumaczenia tego alboby wcale nie s łu c h a
B O H U S Z . 1 2 9
no, albo try b u n a ł rozumiałby je ja k b y chciał, w edług stron
niczego widzimisię, poczem zaraz ogłoszonoby dekret, a biódny Bohusz oczami naw etb y nie m ru g n ą ł i zginał na wieki: przynajmniej spisek taki egzystował. Ale kiedy re jent odwołał się sam do ustn ej obrony i term in do niój tak krótki wyznaczył, sędziowie oszukani wybiegiem, pokazali wszelki} gotowość do wysłuchania prośby pacyenta, n ib y to bezstronność tak im zrobić kazała. Otóż Bohusz pilnie wysiedziawszy ranne sądy wyszedł z nich po sessyi i ja k rak za morze, tak on świsnął do klasztoru. P a tro n tylko jakiś w jego imieniu oświadczył, że stawać nie może. Pię- knato jeszcze by ła cecha ówczesnej cywilizacyi narodu, cecha k tó ra się ostała naw et w pośród takich potęg s tr o n niczych, a pewno płynęła prosto strugą, z czasów J a g ie l
lońskich, kiedy wiele jeszcze b yło cnoty u panów kie
ru jących spraw ą publiczną, że szanowano skromne u s tr o nie, poświęcone Bogu i modlitwie; żadna więc siła nie śmiała przemocą przejść furty klasztornej żeby dostać B ohusza, n aw et sam m arszałek trybunalski, przed k tó rego w olą korzyło się wszystko, n aw et sam Fleming, tylko co nawrócony katolik. T r y b u n a ł więc i pisarza i rejen ta razem odsądził zaocznie „ ab oinni activitate in p e rp e tu u m ,” to się znaczyło że odebrał im prawie szla
chectwo, bo odtąd nic nie znaczyli w Rzplitej i do żadnych czynności więcej przypuszczonemi b y ć nie mogli: nakazał tylko przysiądz Giecewiczowi dla lepszego dowodu i dla większej jawności tryum fu, podniecał swoich zauszników, że wydawali w Wilnie głosy radości, wesela i w niebogłosy wrzeszczeli i winszowali sobie, że raz przecie Litwa przez wyrok spraw iedliw y, uwolniła się od arbitralności A b r a mowiczów i Bohusza. W y ro k zaś zredagował pan Szu- kiewicz reje n t trybunalski, człowiek bardzo w yk rę tn y , na wszystkie nogi kuty, a sercem i duszą zaprzedany księciu kanclerzowi.
Ale nie tak łatw o b y ło pokonać Bohusza, frant to b y ł zawielki, a główka nielada. Tyle się pomysłów snuło po j e go głowie ja k po trybu n a le, i nigdy tak nisko nie upadł, że
b y nie um iał sobie poradzić. Otóż jeżeli kanclerz pozba
wił hetm an a trzech p rzyjaciół, tojest strącając ich z w y sokości na którćj stali, nie pozwolił im ju ż działać na szlachtę
Tora I* S tyczeń 1858. ^
130 IG N A C Y
wileńską., trz e b a b y to w odwet, kanclerza pozbawić dzielnej jakićj opory. Bohusz więc cios wym ierzyć postanowił na pana Sosnowskiego, któ ry b y ł wtenczas pisarzem wielkim litewskim i starostą, brzeskim, a potem za panowania P o niatowskiego został hetm anem polnym i w o je w o d ą smo
leńskim, na tego samego, w którego córce kochał się potćm nieszczęśliwie Kościuszko. Sosnowski człowiek rządny i rozum ny, posiadał wielką dozę ambicyi, i chciał wyjść na człowieka; w ty m celu przyw iązał się do W ołczyna, a ser
cem i radą słu ż y ł zawsze w każdej okoliczności kanclerzowi.
Książę cenił go wiele, dlatego, że ja k powiedzieliśmy, So
snowski b y ł rozum ny a takich ludzi trzeba było szukać w ó w czesnej Polsce z la ta rk ą Dyogenesa. Otóż ten pisarz wiel
ki litewski, wiele bardzo przyczynił się do u trz y m an ia F le minga przy lasce marszałkowskiej i mówiono że naw et miał tajne polecenie od księcia kanclerza, wrazie g d yb y podskar
bi postradał wszelką nadzieję, u de rz y ć w konfederacyą przeciw Radziwiłłom; w istocie wszystko do tego celu przygotowane b y ło, a Sosnowski jak o półkow nik, zawcza
su już na swoję stronę w obronie niby wolności, u s p o s a biał dla konfederacyi wojsko. Nie było wprawdzie na to
su już na swoję stronę w obronie niby wolności, u s p o s a biał dla konfederacyi wojsko. Nie było wprawdzie na to