• Nie Znaleziono Wyników

KRONIKA PARYZKA

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1858, T. 1 (Stron 110-134)

L I T E R A C K A , N A U K O W A I A U T Y S T Y C Z N A .

E tud es d ’H istoirc religieu se, przez Ernesta Renan członka Instytutu,—

Joanna d ’A rc, dramat historyczny w pięciu aktach przez D aniela Stern (hrabina d ’A g o u t ) . — P rojek t podm orskiego tunelu pom iędzy l ‘łancy<t i Anglisj p od any przez francuzkiego inżyniera p. T hom e de G am ond.—

W iadom ości literackie.

Os tatni e dwa miesiące r o k u po ś wi ę co n e wyłącznie p r z y ­ g o t o w y wa n i u n o w o r o c z n y c h d a r ó w , s ą zazwyczaj p o ­ r ą m a r t w ą dla l it er a tu r y poważnej. Sławni i niesławni a utor owi e silą j e d y n i e g ł o wy na uł ożeni e j ak największej liczby powiastek, ga wę d, wi ers zyków, a ne gdot, s zkiców z p o d r ó ż y i tam dalej, m aj ą c y c h być t r e ś c i ą m n o gi c h Al- manaków, Alboinów i K e e p s e kó w, czyli p r e t e x t e m do z ł o c o n y c h okł adek i obrazków, k t ó r e w p o ż ą d a n y m dni u N o w e g o R o k u , j a k stado r ó ż n o b a r w n y c h motyli, rozl ecą się na wszystkie s t r o n y świata, i zaścielą stoliki ws zys t­

k i ch dam, dziewic i dziewczątek, niecierpliwie n a nie oc zekuj ącyc h. P r ó c z więc l it er at ur y kolendowdj, kt óra w t y c h c zas ach p o t r ą j a swoje siły, i z s z ybk ośc ią ma sz y ­ ny parowej r zu c a d r u k a r z o m zapisane arkusze, i nn eg o znaku życia, nawet chciwe o k o k o r re s p o n d e n ta , nie dośle- dzi n a tutejszej szerokiej bell etrystycznej niwie.

W t y m t edy p r z e d n ó w k u literackim, nie ma ją c p o- silniejszej s tr awy dla czytelników n a s z y c h , p od a j e m y i m bliższą wi adomoś ć o książce, której pojawienie a n o n s o ­

waliśmy p r z e d dwo ma miesiącami. Czynimy to tem śmielej, że ks ią żka ta ma tu r ozgłos wielki, a jeźliśmy

K R O N IK A P A R iT Z K A . 9 7

o niéj dot ąd nie pisali w tej kronice, t o dlatego j edynie, że nie lubimy dot yk ać m i m oc ho d e m dziel, k t ó r y m się coś więcej nad pobi eżną wzmiankę należy. Ch c emy mówi ć o S tu d ya ch historyi religijnych, dziele j e d n e g o z najzna­

ko mit szy ch teraz pisarzy f ra n c u z k i c h i c złonka Inst yt utu, E r n e s t a Ren an .

J a k t o o dga dną ć łatwo z t y tu ł u książki, pr ze dmi ot em st ud yó w R e n a n a j e s t bardzo w ys o ka a ba rdz o zaniedba­

na we F r a n cy i nauka. Badani a h ist o ry cz n o- re l ig i jn e , któremi w N i e m c z e c h t y lu z n a ko mi ty c h zajmuje się u c z o ­ nych, tutaj zaledwie k i lku i t o m i e r n y c h znalazły a de ­ pt ów. P r z y c z y n ą t e g o nie j es t brak zmysłu k r y t y c z n e ­ go, ale raczej po ws ze ch ne u F r a n c u z ó w mniemanie, iż k r y t y k a h i st or ycz na religii j est r zeczą bezbożną. P r ó cz tego pojęcia, z ap ew ne s kutkiem jej p ł ytkoś ci i n i es p ra ­ wiedliwości, w y ro b i ła się we F r a n c y i za naszych czasów ogólna dla k r y t y k i p o garda; a utorowi e n a we t wys oko s t o ­ j ą c y w tutejszej literackiej hierarchii, t w i e r d z ą gł ośno, że

k r y t y c y są to półgłówki, k t ó rz y sądzą to, c zegoby nie potrafili stworzyć, ograniczeni kłamcy, k t ó ry c h p i ór em sama tylko zawiść po wod uj e : i w ogóle, co do swoi ch k r y t y k ó w , maj ą słuszność. Ałe dlatego że u n i c h w n i e­

dbałe lub ni eprawe wp a dł a ręce, nie można p o t ę p i a ć ani lekceważyć samćj krytyki , kt ór a j e st r zeczą n a d e r ważną.

Z a p e w n e większą m a zasługę t en co napisze książkę, niż ten, co o niej a r t y k u ł zredaguje; ale pró;cz l it er ac ki ch re- cenzyj są jes zc ze inne objawy k r yt yc zn eg o ducha, w kt ó­

r y m w p e w n y c h e po k a ch h i st or yc zn yc h skupia się cale życie i n t e l e k t u a l n e narodu. E po k i te nie są ani mniéj wzniosłe, ani mniéj pł odne od epok poet yc zn yc h; pi ękna jest m ł od o ść r ale wiek d o j r z a ł y , _ jeżeli rzeczywi ści e jest dojrzałym, kt o wié czy od nićj nie piękniejszy.

W zaraniu cywiïizacyi poezya jest j e d y n y m obja­

we m duc ha człowieczego. W t e d y l u d zk o ś ć me r o z u m i e ­ j ą c w r a ż e ń , opiewa to, co j ą à a m i , za ch wy ca lub p r z e­

raża: bezmyślna, żyje igrając w krainie złudzeń. W mia­

r ę atoli jak spostrzeżenia i fakta h is to i yc zn e zastępują młodzieńcze wizye, imaginacya, ktoi a j e s t wszystkiem w o w yc h wiekach pier wot nych, sKibnie. łi/ eczywi stosc

Toin (. Sty.;jceù 185S. '

w coraz większej dozie mieszająca się do baśni, odejmu­

j e jej p i e r w o t n ą ważność i znaczenie. W tej epoce sztu­

ka staje się r o z m y ś l n ą , pierwsze sys te mat a filozoficzne pojawiają się na świecie; ponieważ zaś dzieło p r z e o b r a ż e ­ nia ludzkości postępuj e bez przerwy, obs erwac ya i r o z u ­ mowanie w k o ń c u z up e łn ą bi orą górę, a baśń znika.

K i e d y pojawia się Arystoteles, G r e c y a nie ma już wiel­

k i ch poetów; no wy Achilles, A l e x a nd er Wielki n ap ró - żno szukał swego H om er a.

Ale sama tylko hist or ya cywilizacyi greckićj p r z e d ­ stawia r egul arny bieg t y c h faz rozmaitych, k t óre s ą ws ka ­ z ó wk ą p o c h o d u d u c h a ludzkiego. Rozwój rzymskićj oświaty j u ż mnićj prosty; wszystkich zaś n o w oc z es n yc h jeszcze więcej zawikłany. W późniejszych wi e ka ch nai­

w n ą spontaneiczność, k t ó r a j e st czystą p o e z y ą , tylko w n i e k t ó r y c h l eg e nda ch n a p ot k a ć tnożna, i to mniej j a ­ sną, mniej p ogodną: żaden ś r ed ni owi ecz ny poe ma t nie posiada wieczystej młodości Iliady. Da n t e był j uż filo­

zofem; d u ch sekty potężniejszy w nim niż po e tyc zny za­

pał; Bo sk a k omed ya j est o wo ce m długiego rozmysłu, dziełem r oz um u, nie t wo r em fantazyi lub natchnienia;

poezyi, we wł aś ci we m znaczeniu t eg o słowa, b ardzo t am mało.

Późnićj, mieszanina imaginacyi z r ozu me m coraz staje się widoczniejszą, j awi ą się najdziwniejsze kombina- cye w l udzkich umysłach; i tak naprzykł ad: N ie mc y , swego największego k r y ty k a i po e tę posiadały w j e d n y m człowieku, w Goet hem.

lin bliżej nas zy c h czasów, t em więcej d u c h k r y t y ­ c zny p r ze waż a, w k o ń c u p r zeważy zupełnie. Świat nie będzie z a p ew n e ni gdy tak pi ękny, żeby ludzkość mogła się obejść bez o t wa rt e go okna n a kr ai nę i d e a ł u ; poezya przet o istnieć nie przestanie, tylko nie będzie tćm, czem była dawnićj: nie będzie t ę cz o wy m pł odem n i ek o n s e k w e n t ­ nej wyobraźni, ani n at chn i onem p r o ro c t we m, ale j a k ą ś rozmyślną i u c z o n ą k om bi na c yą .

Sz t uk a dziś oscyluje pomiędzy śmiałemi pomysłami a słabćm naś ladowni ctwem wyczerpanej formy: dzieł jćj t e go c ze sn y c h nie można p o r ó w n y w a ć z cudami staroży­

t ności, nie dlatego, żeby były mniej p o t ęż n e, ale dlatego,

9 8 KRO N IK A

Pa k y z k a. 9 9

że są zupełni e odmienne. Nie z bud u j em y j u ż dziś P a r - t he no n u, p r a w d o p o d o b n i e nie d o k o ń c z y m y n a we t k a t e ­ d r y kolońskiej; ale za to nadając myśli szybkość b ł ys ka ­ wicy, skasowaliśmy p r z e s t r z e ń , n a k ry j em y świ at siecią kolei żelaznych, p o w i ą ż e m y z sobą d wa światy, p r z e ­ wiercimy drogi w g r an i to wy m łonie gó r n i e b o t yc zn yc h , p o d morzami bezpiecznie jeździć będziemy. T o są n a ­ sze cuda, c ud a rzeczywistości, t r yu m fy u m y sł ó w t ego- czesnych; w nich leży wcale nie pr ozai czna wielkość na­

szej e p ok i i c h a ra k te r wszystki ch jej dzieł. Nie mamy H o m e r a ani Hezioda, ale m a m y Ne wt on a , Watta, Ouvie- ra, Hu mb ol dt a i im p o d o b n y c h . Wielcy ci ladzie nic nie stworzyli, tylko przez o b s e r w a c y ą i analizę doszli do ol brzymich rezul tat ów, kt óre p c h n ę ł y świat nowe mi tory:

nie ^ bylito t w ó rc y, ale t y l k o k r y t y c y . K r y t y k a m i s ą t akże sławni biologowie, kt órzy przez p or ównywa ni e n a ­ rzeczy, złożyli pierwsze r ozdziały historyi r odzaju l u d z ­ kiego, wykazali migracye, p ok rew ie ńs t wa i równice ras;

k r y ty k am i nakoniec h i st o ry cy i badacze p omników reli­

gijnych, którzy szperają w kurzawie wi eków i od tw a rz a ­ j ą oczom naszym ubiegłe życie z ni kł yc h p o ko leń i aspi-

r ac y e i ch ducha.

To j e s t właściwa k r y ty k a, mat ka wielkich rzeczy;

ta d ruga, k tó rą teraz tą poważną n a zwą o chrzczono, ta li- teracko-skandaliczna, t o tylko zabawka p s o t n y c h dzieci.

J a k słusznie powiedział Goet he, tyle ona wp ł ywa n a oświecenie umysłów, ile kat na umorai nienie społeczności.

Z n a r o d ó w e ur opej skich d o t ą d tylko N i e m c y pojęli w ys ok ą k r y t y k ę , i zajęli się s tu d yo wa n ie m rozma it yc h religij, uważając je za najdawniejsze i najszczytniejsze objawy d uc h a ludzkiego, bez zbadania k t ó ry c h, n a j w y ż ­ sza nauka, filozofia historyi, nie może b y ć kompletna.

Baur , s ła w ny pr ofessor teologii, d ok to ro wi e teologii Zel-

^ r , Hilgenfeld, Ritschl, Volkmar, K o es t l in , Schwegler, kwal d, D o r n er, Lechler, Schweizer, wszystko to wys oko uczeni k r y ty c y, którzy rozbierają obecnie p o c zą tk i Ch r y- styanizmu, nie sądząc, ażeby m u przezto w czemkolwiek ubliżali, tak j a k również krajowe r z ą d y nie sądzą, żeby wykł ad t y c h professorów miał w czembądź szkodzić r e - ligii. Większa część w ym ie ni o ny c h t eol ogów s ą

figurą-1 0 0 K R O N IK A

mi r ządowemi i z a jm u ją k a t e d r y publiczne, z k t ó r y c h w y ­ kł adaj ą wolno, spokojni e i sumiennie. R o b o t n i c y nas tę­

p u j ą po sobie bez p r z e r w y i p r a c u j ą bez wyt chnie ni a - w Niemczech, tej ojczyznie wielkich myślicieli, k t ó r a j e ­ żeli jeszcze nie zdobyła sobie wolności politycznej, to za to w wyższym stopni u niż wszystkie i nn e n a r o d y posia­

da- d r o g ą wolność umysłu.

Takiejto wolności scyentyficznćj d om ag a się R e n a n dla intelligencyj francuzkich, chociaż aryst okrat yczni e, domaga jćj się tylko dla p e wn e j liczby ludzi. Zd an iem jego, rozkosz wiedzy p owi nn a być udziałem s zczupłego koł a wybr anych; większość, j a k twierdzi, nic wyjdzie ni ­ gdy poza gr ani ce poj ęć b a n al ny c h i pospoli tych.

Nie d y s kut uj ąc t ego zdania, p r ze ci w k t ó r e m u wiele- by powiedzieć można, p r z ys t ę p u j e my do s ame go dzieła.

E tudes (VILstoire lialiyieuse, jestto s z er e g ar ty ku łó w p o p r z e dn i o ogł aszanych p o dzienni kach i pr zegl ądach.

A u t o r , wedle . p r zyj ętego dziś zwyczaju zgromadzaj ąc rozpi erzchłe swoje p r a c e po d j e d n ę okł adkę, w p r z e d m o ­ wie wy t yka wa dy t a k o w y c h z b i o r o w y c h publikacyj:

„ Ul e pi on a z a r t yk u ł ó w książka, powiada, grzeszy zawsze przeciw reg uł om p r ac y ciągłej i p r a w o m jednolitości.

N i e p o d o b n a jest, ażeby w z e st a wi on yc h sztucznie ka wa ł­

kach, nie znalazło się wiele ustępów, k t ó r e miały swoje znaczenie w pi śmi e p e ry o d y c z n e m , a nie maj ą go s ta no­

wiąc całość same przez się” . Możnaby do da ć nadto, że przegląd, a mianowicie t eż dziennik, nie j es t miejscem w yc ze rp y w an i a do dna p r ze dmiot ów. Przeciwnie: a u ­ t or n u r t u j ą c y zbyt g ł ębok o w k i lk o- ka rt ko wy m artykule, r ozmija się ze s w y m celem, zadaniem bowiem piszącego do pism c zas owych nie j es t r ozs trzyganie, ale por uszani e kwestyi; winien on ws kazywać p u n k t a z k t ó r y c h się na nie z a pat ry w ać należy, p o dn iec ać raczej, nie zaspakajać c i e k a wo ś ć czytelników. Grunt owność, s ta nowią ca p i er w ­ szą cnotę a utor a książki, nie j e s t wcale zaletą a u t o r a a r­

t y kułu; a rt yk uł powinien zostawić czytelnikowi wiele do myślenia, książka zaś p o wi n na być komp l et ne m o dz wi er ­ ciedleniem myśli piszącego.

Dzieło, o którern mowa, r o zp o c zy n a ją uwagi ogólne n a d religiaini s t a r o ż y t n e « » , s t u d y u m o wielobóstwie

P A R Y Z K A . 101 gr ec ki ém i r ozbiór E w a l d ’u Ilislu ry i luda izraeUkieyo.

P o t é m następuje a rt yk uł o h i s t o r y k a c h Ch ry st us a, daíéj s tu d y u m o M a h o m e c i e ; daléj dwa w y b or n e a rt y k u ł y o Kalwinie i Ch anni ngu; po n i c h r o z p r a w a o nowej szkole Hegla. Z a k o ń cz a dzieło o ce nie nie obrazu A ry Scheftera, przedstawiającego: „ Po k u s ę C h r y s t u s a ” . Kon- kluzya ta c h ar ak te ry zu je talent i umysł autora.

R e na n a zarówno obchodzi p i ękno i pr awda, czasem n a w e t więcej pi erwsze niż drugie; k r y ty k a j e g o dla m ił o­

ści estetyki g o to wa b y nieraz chętni e o d b u d o w a ć to, co zburzyła za pat ru ją c się n a r ze c zy z historyczno-filozo- ficzuego stanowiska. Umys ł j e g o j e s t d wu s tr on n y: do najwyższego s topni a k r y t y c z n y , a o bo k t e g o silnie czujący podni osł ość religii i sztuki. W t é m ustawiczném spieraniu się a rt y st y z filozofem leży or yginal ność R e ­ nana, ale także p e w n a chwiejność, k t ó r a c echuj e j e ^ o dzieła. R e n a n j e s t tylko absolut nym tam, gdzie o r oz ­ s ąd ek chodzi. Co do konkluzyj k r y t y c z n y c h , te nie zawsze u ni ego zgadzają się z s ob ą i nie zawsze są j as no określone. Ale t r u d n o być dokł adnym, mówi ąc o ni eskończoności; n i ep e wn o ść zaś szczerego i wzniosłego u m y sł u zawsze więcej warta, niż a ro g a n c k a p e w no ś ć f anatyzmu i ciemnoty.

N i e ma się więc co dziwić s prz ec zn ośc iom, k t ór e w dziele p a n a Renan nap otk ać można, chociaż czasami s ą rażące. I tak na pr zy kł ad , raz uważa on r el i gi ą tylko j a k o p o d p o r ę umysł ów n iewy k sz ta łc o ny c h, k t ó r y m zastępuje n aukę , sztukę i wszystkie wzniosłe uczucia;

w i n né m znów miejscu powiada: ,,że religia j e s t n i e o d ł ą ­ cz ną częścią n a t u r y ludzkiej, najlepszym d o w o d e m obe ­ cnoś ci w nas cząstki d uc h a Bożego, k t ó r a przez aspiracye swoj e o dp o wi a da i deałowi” .

Spr zec zn oś ć wybija j eszcze mocnićj, k i ed y a utor wystawia kolejno religią, raz j ak o p ł y n ą c ą z Bos ki eg o pierwiastku, d r u g i raz j ako r zecz nie m a j ą cą w sobie nic n ad natur al nego. Tut aj stają n ap rz e ci w siebie bez możebnćj z g o d y dwa sprzeczne pojęcia, kt óre s ą jakby dwa odwr ot ne bieg un y myśli ludzkiéj, od wi eków bite falą hi potez i systematów: Bó g kościoł a i B ó g filozofii.

Kt ó r y z nich j e s t Bogiem Renana? Domyślić się można

1 0 2 KKONIfŁA

czytając j eg o dzieło, nie możn a atoli twi er dzić na pewno, a u t o r bowiem sta nowcz o tej kwestyi nie rozstrzyga.

Mówi wpr awdzi e, że z całości s y s te ma tó w religijnych

„ wy p ł y w a fakt o g r omn y , st ano wi ąc y najwięcej pocie­

s zającą r ękoj mią tajemniczćj przyszłości, w kt óre j rasy i ind yw id ua znajdą o wo c dzieł swoich i s woi ch p o ś w i ę ­ c e ń ” , z czego wnosi ćby należało, że Re na n wierzy w nie­

śmiertelność indywidualną, a p r zet o i jej koni eczne na­

stępstwo, os obowość Boga; ale kilka k a r t dalej zbija to, mówiąc: „że Bóg, Opat rzność, nieśmiertelność, sąto stare p o c zc iw e słowa, k t ó r y c h filozofia ni gdy k or zys tnie nie zastąpi, a l e j e wyt ł uma czy w wyrafinowańszyin sensie” .

Z o g ó l n y ch u w a g nad religiami p r z ec h od z ąc do s t u dy ó w na d religią c hr ze ś ci ań s ką , Re na n oświadcza, iż c hrys tyanizm j e s t religią świętszą od wielobóstwa g r ecki ego, ale że nie m o ż n a p o r ó w n y w a ć j e d n e g o z dru- gićm bez ubliżenia j e dn e mu , lub p o k r zy w dz en i a dr ugie go.

Bez p o ró w n a ń więc bada p o c ząt ki chrys tyanizmu, za­

stanawia się nad Ch r ys tu s em i rozważa pisma apostołów.

Część ta p e ł n a sprzeczności wydaje nam się naj­

słabszą. Raz wyb rn ąws zy z tej kwestyi, p ogl ąd a u to r a staje się pewniejszy i logiczniejszy. Zna ko mi te s tu d yu m o Mahomecie t ak zaczyna:

„ K r y t y k a w ogóle powi nn a się wyr ze c dowiedzenia się czegoś p e wne go o c ha ra k te r ze i biografii f undat or ów religii. W e wszystki em co się ich tyczy, l e ge nd ow a t k an k a p o kr y ł a całkowicie h i st or ycz ną . Byli oni pi ękni czy brzydcy? pospolici czy wzniośli? T e g o nikt się nie dowić. Książki i mowy, k t ó r e im przypisują, są z a z w y ­ czaj ukł ad an e późnićj, i uc z ą nas nie kt o oni byli, ale j a k i ch uczniowie pojmowali ideał. N a w e t pi ęknoś ć i ch c h a r a k t e r u nie należy do nich, ale do ludzkości, k t ó ra j ą na swój obraz urobiła. Pr zet wa rz ana t a k przez tę wiecznie t w ó r c z ą siłę, najbr zydsza gąsienica może się stać prześl icznym motylem. Szczęśliwi ci, k t ó r y c h osłania tajemnica i którzy walczą zakryci g r u b ą c hmurą!

W Mahometanizmie nie znajdujemy duchowej fantasty- c zności i n n y c h religij; już znać było zapóźno, żeby tak wysokim tonem rzecz zaczynać” i t d.

P A R Y Z K A . ] 0 3

Ostatecznie Renan w opiniach swoich nie różni się bardzo z filozofami niemieckimi: g ł ó w n ą r ó ż ni c ę j eg o dzieła stanowi mniej ścisła od niemieckiej logika, a wi ę ­ ksza s ymp a ty a dla chrześciańskiego ideału. R e n a n żywiej niż N i e m c y czuje splendory katol icyzmu i mó wi o nich j ęzyki em brylant owym, k t ó ry pr zyj e mn i e łagodzi o st ro ść sądu, c ho ć często kosztem p r a w d y . Czasami n a we t artysta bierze z u p e ł n ą g ó r ę nad fil ozofem, poczuci e piękna gł uszy w nim wszystkie inne względy. W k o ń c u n a p r z y k l a d książki, Re n an wola: „ Gd y b y w oc zac h naszych miały się zapaść W ł o c h y z c a łą s wą p r ze sz łoś ci ą i Ame ry k a z całą s wą przyszłością: k t ó r a z t y c h dwóc h s tr at większą zostawiłaby p r ó żn i ą w s e r c u ludzkości?

Ozemże j e s t cała A m e r y k a przy p r o m i e n i u owej nie­

śmiertelnej chwał y, k t ó r ą jaśnieje n a we t po dr zę d ne włoskie mi as te cz ko ” ?

Co do t ego ostat niego zdania j es te śmy w z upe łne j z a u t or e m sprzeczności. P r zy sz ł oś ć wydaje na m się ważniejsza od przeszłości, a p i ęk no ś ć moral na wyższa od fizycznej; w t y m zaś względzie A m e r y k a spłaciła swój dł ug l ud zk oś ci , dając świ atu najczystszy ideał człowieka nieskazitelnego — Washi ngt ona.

W obec t ylu d a r e m n y c h usiłowań, t ylu p r ó b bez­

o w o c n y c h , d r am a t u r g o w i e i p o e ci f r a n c u z c y ni eraz zadawali sobie p yt an i e, ’ czy J o a n n a d ’Ar c, t en wc ie lony ideał ojczyzny, może b y ć ujęty w r a m y sceniczne? W i ę ­ k szość uznała pr zedsięwzięcie za niemożebne. Zdanie t o podzielał każdy kt o zna wymo gi sztuki d r am a t y c z n e j , k a ż d y kt o w czystćm sercu nosi pr ze cz ys ty wi zerunek natclinionćj pasterki. K r ó t k i e jej ż y ci e, k t ó r e m u nic ująć i nic d od a ć nie można, Boskie p os ła nn i ct wo dzie­

wicy, tylko ofiarą s wą związanej z ludzkości ą i nie zna­

jącej innej miłości p r ó c z miłości ojczyzny, fatalny koniec na stosie, wielkość i świ ętość tej postaci, jej anielstwo i rzeczywistość, ws zys tko to nie znosi ż ad n y ch doda tków i zmusza d r a m a t u r g a do ni ewolni czego k r oc ze n ia za bo- hatĆrką p 0 wązkiej ścieżce, k t ó r ą p r ze bi egł a od c u do ­ w ne go dr ze wa D o m r e m y aż do r u e ńs k i eg o stosu. Każda

1 0 4 KRONIKA

ozdoba d o r z u co na do jej hi st oryi jest p r of an a cy ą, każda miłość ziemska wmieszana w t o serce nadziemskie, obelgą.

Pi ękn o ść przedmiot u zaćmiewa wszystkie ko m bi na e ye dramatyczne. W s p o m n i e n i e J o a n n y budzi w duszy zapal i extazę, k t ó r ą słowa p oe t y m o g ą tylko oziębić.

Dla t y c h wszystki ch p o w o d ó w zdawało się, że tę dziewiczą e po p e ję tylko r ze w n e pi óro n a t c h n i o n e g o li­

ryka, albo s ta lowy ry l ec hi st oryi godnie opisać może.

P o w s z e c h n e to mniemanie zachwiał ni eco świeżo wyd a ny dr am at h r ab i ny d ’Ag o u t , znanej w świecie lit era­

ckim p o d p s e ud o n im em Daniela Stern. Z n a k o m i t a a u­

t o r k a z n ęc o n a zapewne t r u d n o ś c i ą pr ze dmiot u, bardzo szczęśliwie p r zeni os ła na scenę p o e m a t J o a n n y . T r z y ­ maj ąc się ściśle p oda ń h i st or ycz ny c h, p r zej ęt a głęboko n a t c h n i o n ą p r o s t o t ą pa ste rki, pani d ’A g e n t s u c h ą k r o ­ nikę potrafiła zmienić w dzieło o d p o w i a d a j ą c e ze wszech miar p r a w id ł o m dr ama tyc zn ym, nie ubliżając pr ze z to w niczćm anielskiej p i ęknoś ci bohaterki. C ud u tego dokazać tylko m ogł a k o b i et a , posiadaj ąca pr ócz nauki wys oki s mak a rt ys ty c zn y i pr awdziwie ni ewie śc ią duszę.

T o ostatnie jćj dzieło o wiele wyższe od p o p r z ed n i ch , k t ó r e przecież bez w y ją tk u zalecają się n i e zw y kł ym m y ­ śli polotem, zasługuje p o d k a ż d y m wz gl ędem na uwagę.

D r a m a t p o c z yn a się we wsi D o m r e m y i jój okolicach.

P o d n o s z ą c a się zasł ona o d k r y w a las dębowy, p oś ró d k t ó re g o stoi c udo wne drzewo, co z J o a n n ą t a je mni cze wiodło rozmowy. Ws zy s tk i e legendy, p r ze s ą d y i naiwne śre dn i owi ecz ne gusła zebrane w j ednej scenie t w o r z ą rodzaj prologu, p ot r z e b n e g o dla p r zyg o t owa ni a u my sł ó w do pr zy j ęc ia bohaterki. Obr a z ożywiony j e s t niezmiernie:

g r u p y wieśniaków ubrane wedle ówczesnej mody, a wedle ówczesnycłi pojęć działające, p r z e r z u c a j ą widza w owe d awn o ubiegłe lata. Ludzi na scenie pełno: j ed ni szukają p o lesie ziela ma ją ce g o wskazać u k r y t e skarby, i nni szczęsnego kwi atu paproci; s tar zec ślepy p r o w ad z on y pr zez dziewczynę p r zy by wa m y ć o czy w czarownćm źródle, błagając d o b r y c h d uc hó w, żeby mu dozwoliły oglądać niebo; g r o m a d a dzieci bawi się w wojnę: sędziwi gos po d a rz e pochyliwszy zasępione czoła, o po wi ada ją sobie smut ne wy p a d ki i straszne klęski, k t ó r e m i d o ­

tknięta Francya. Pośród nich, oparty o drzewo, pow ra­

cający z Ziemi świętej zakonnik Eliasz, który właśnie przebywał zakrwawione prow incye Francyi, przypomina stare przepow iednie i czyni nadzieje r y ch łeg o osw obo­

dzenia. Ukojeni dobrą wróżbą w ieśniacy, widząc zapa­

dające poza drzewa słoń ce, rozchodzą się do domów.

P o tej malowniczej scenie, te a tr chwilę zostaje p u s ty , p o c z ć m z a p o w iadana i oczekiw ana J o a n n a w y c h o d z i powoli z głębi lasu, s łu c h a jąc s zm eru drzew i o d p o w ia ­ dając ta je m n ic zy m głosom , k t ó r e j ą n am aw iają do wiel­

k iego dzieła, N ie p e w n a i d rż ą c a walczy nieśm iało ze św ięty m naciskiem woli Bożćj. T r w o ż n a j a k go łębica chciałaby oddalić od siebie ten k ielich c hw ały i nieszczę­

ścia: ale głosy m ów ią coraz w yraźniej, coraz m ocniej nalegają: p a s te r k a po d d a je się wyższej woli. Z a k o n n ik Eliasz bada ją, zam iar p o tw ierd z a, a poznaw szy po zna­

k a c h c u d o w n y c h , że dziewica j e s t w y b r a n k ą nieba, klęka p r z e d n ią i św iętość jej ogłasza.

P o w a ż n y te n m nich, p e łe n w ia ry i p o k o r y , k t ó r y J o a n n ie na d r o g ę błogosławi, je s t histo ry czn ym p r z e c iw ­ sta w ie n iem potężn ego a n ie w ie rn e g o d uchow ieństw a, k tó re j ą p o tęp ia , sądzi i pali.

A k t p ierw sz y kończy się w d o m u J o a n n y . B o h a ­ te r k a ż e g n a ze łzami sw ą chatę,, b ła g a ro dziców , żeby j ą nie posądzali o n ie w d z i ę c z n o ś ć , sio stiz e zaleca, żeby p r z y dom ow em ognisku zastąpiła jej miejsce. P o w y żs z a scena cicha a g łęb o k a ja k w e stch n ie n ie anioła n a d p r z y ­ szłością m ęczenn icy u w y d a tnia delikatne odcienia tój praw dziw ie dziewiczej duszy, któ rej n ajw iększym h e ro i­

zm em odniesione zw ycięztw o nad w ro d z o n ą nieśmiałością i trw ożliw ością gołębią. G d yby zamiast tej wiotkiej p o ­ staci, a u to rk a b y k postaw iła j a k ą ś w stal z a k u tą Klo- ry n d ę , ten je d e n fałsz zabiłby całe dzieło. Ż a d e n , c hoć by najwznioślejszy c h a ra k te r nie jest ulany z je d n e j sztuki,

zm em odniesione zw ycięztw o nad w ro d z o n ą nieśmiałością i trw ożliw ością gołębią. G d yby zamiast tej wiotkiej p o ­ staci, a u to rk a b y k postaw iła j a k ą ś w stal z a k u tą Klo- ry n d ę , ten je d e n fałsz zabiłby całe dzieło. Ż a d e n , c hoć by najwznioślejszy c h a ra k te r nie jest ulany z je d n e j sztuki,

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1858, T. 1 (Stron 110-134)

Powiązane dokumenty