L isty z K rakow a, na p isa ł J. Kremęr. W ilno. T rzy tom y. 1855.
1841 roku wydal p. Kreiner Iszy toin Listów z Krakowa, P rzyjęty od publiczności naszej z piawdziwem uwielbieniem.
Ten rodzaj przyjęcia odbił się w duszy autora, w sposób wła
ściwy wyższym umysłom, sprawił bowiem wpływ odwrotny.
Zamiast poczucia zachęty do dalszej niezwłocznej pracy na tem polu, pracy któraby mu niosła, po świeżo odebranych, coraz no
we wawrzyny, autor uczuł jakby z wyrzutem sumienia, że się odosobnił od grona pracujących prawie w zapomnieniu upra- wiaczów ścisłej umiejętności, a wszedł na i tak zbyt szeroko u nas uprawianą niwę literatury nadobnej. Czul oraz potrzebę dźwignienia naprzeciw fałszywej doktryny, wysyssającej z piersi ludzi najświętsze prawdy, umiejętności gruntownej a prawdzi
wej. Pospieszył więc połączyć się z owem zacnem gronem pracowników z okolicy ścisłej nauki i oddał się pełnej trudu pracy, której owocem były dwa tomy wykładu systematyczne
go, filozofii. Jakkolwiek omylił się w ocenieniu pierwszej swo
jej pracy, która jeżeli formą s w o j ą wchodziła w zakres literatu
ry nadobnej, treścią wszakże c z e r p a ł a w samem ognisku głębo
kiej wiedzy i nauki; jednak s ą d z i ł , znajdzie orzeźwienie
i ochłodę a zabawę, wracając do dalszego ciągu listów z Krako
wa i przerobiwszy lszy tom, wydał w 1855 r. dwa dalsze tomy tegoż samego dzieła, obejmujące dzieje artystycznej fantazyi.
W lszym tomie autor podaje ogólny widok na sztukę, jej stnsunek do natury i zmysłów, r o z u m u i uczuć wiary i filozofii, streszcza istotę sztuki i ideału, k r e ś l i rys świata właściwego dla
168 K R O N IK A
sztuki. W 2im przedstawia dzieje artystycznej fantazyi, daje charakter fantazyi z bliższym jej rozbiorem, okazuje stosunek fantazyi do dziejów powszechnych, opowiada dzieje tantazyi historycznych narodów. Omijając lszy toin jako już dawniej zuany, podamy ogólne zarysy treści dwóch następnych, zawie
rających dzieje artystycznej fantazyi.
Z różnych stosunków ducha do natury wypływają różne epoki fantazyi. W epoce symbolicznej «¿tuki treść tak mało się rozwija, że nie równie więcej wyrażają, same formy przeistoczo
ne na dzieła piękności. Treść równoważąc się z formą w har
monii ducha i natury, daje klassyczną epokę sztuki. Nakonieo w romantycznej epoce treść ducha tak jest rozwiniętą, że przesię- ga za formy z natury wzięte i w nich pomieścić się nie może.
Do pierwszej epoki należą Chiny, Indye, Egipt, Assyrya, Babi
lon i Persya, oraz Mahometańskie ludy. W Chinach człowiek pomieszał się chaotycznie z potęgami przyrody, głuchy na du
szy, bez Boga w sercu, kwituje się z wiarą mechanicznemi pra
ktykami, poezya jest tylko łamigłówką, do której potrzeba komentarzów. W Indyacli, pod panowaniem zmysłowej natury nad duchem człowieka, mieszają się dzikim nieładem jestestwa duchowne z materyalnemi, przez fantazyą rozkołysane, zapu
stną, podobną do sennego marzenia, nieznającą prawideł i ustaw w sztuce, i wydającą jakby z powodu czci dla olbrzymich potęg natury, olbrzymie rozmiary poematów. Syinboliczności szcze
gólniej jest charakterem Egipt, dlatego tu przedewszystkiem ro*- zwinęła się architektura, człowiek tu ma przeczucie wiekuisto
ści, ale zamiast jej, uczcił tylko śmierć. W architekturze Egiptu wszystko jest symbolem, nawet pochyłość ścian przypomi
nająca piramidy, przybytek śmierci. Assyrya, Babilon i Persya wielkiemi sprawami podawały osnowę do dzieł fantazyi, ale sa
me jej nie miały, nauka bowiem Zoroastra, oparta na abstra- kcyach i pojęciach ogólnych, przeciwna jest wszelkiemu obrazo
waniu, przez sztuki piękne. Filozofia i religia mahometań- 6kich ludów, przypisując wszystko co się dzieje, chwilowemu dopuszczeniu, lub zwyczajowi przyjętemu w stworzeniu, roz
tworzyła furtko do państwa czarodziejskich dziwów i fantasty
cznych widziadeł. Fantazya tu nie może wydać ani dramatu, ani Epopei, ale tylko liryczną poezyą, w której wieszcz wylewa całą swobodę uczuć, nie znając ani więzów, ani prawideł, ale obok tego staje się rozsądkową, prozaiczną, w ogromnych zbiorach przysłów, maxym i scntencyj.
L IT E R A C K A . 169 Za to w Grecyi, w epoce klassycznej sztuki, duch już nie podlega naturze, ale zostaje z nią w harmonii. Ze wszystkich rodzajów sztuki rzeźba jest najwłaściwszą Grecyi i tylko ubocz
ne promienie fantazyi jej padają na architekturę, malarstwo i poe- zyą. Przeważne znaczenie skulptury było powodem ogromnej wartości pięknej postaci ciała. Postacie poetyczne w poezyi są jakby rzeźbione posągi. W poezyi Greków nie ma rozdwoje
nia i walki świata zewnętrznego i wewnętrznego, ale umiarko
wanie uroczyste i spokojne fantazyi. Jonija wypiastowała epos, Doryda zabrzmiała hymnem, Attyka stworzyła dramat.
W
Eschylu i Sofoklesie rozjaśnione nocne tło przeznaczenia, postacie sprawiedliwych karzących bogów, ale w Eurypidesie już uczucie osobiste i sztuczne powikłanie bajki. Duch dziejów wszechobecny wywołał walkę żywiołów Grecyi, i przez rozdwojenie które tchnęła już w filozofii Sokratesa, a które Sofokles przedstawił w Antygonie, sprawił nawrót człowieka ku sobie.
Rzym miał tylko jednę ideę, której cały żywot poświęcił:
wielkość R o m y , państwa. Lud u r ó s ł w jurystę, żołnierza; fantazya dławi utylitarność i p r o z a . Allegorya jest arcydziełem jego iantazyi, dydaktyczna poezya ulubionym rodzajem. Wszakże nad wszelkie sztuki ukochali Rzymianie architekturę, b o ona je
dynie unaocznić mogła materyalne bogactwo i potęgę Rzymu.
Gdy wszech-ludy odstały od wiary w prawdziwego Boga, lud hebrajski sam jeden zachował ją i odezwało się w nim uczu
cie liryczne niewypowiedzianej głębi, wylewające się w hymnach, odach i psalmach, które jak kadzidło ofiarne wznoszą się ku nie
bu, otaczając tron Boży. Pieśni te liryczne wyrażone są w obra
zach plastycznych, wypływających z natury języka, ktorego każdy wyraz był obrazem. Ta liryczność dosięgła najwyższego stopnia zalet Dawida i Salomona, a muzyka równorodna siostra, nastroiła je do melodyj i harmonij swoicb.
W dziejach n o w o ż y t n y c h i u ludów ohrześcianskich myśl człowieka cofnęła promienie swoje z zewnętrznego świata i ze
brała się sama w sobie, we własnej zewnętrznej nieskończonej istocie człowieka. Tu ludzkość jest morzem punktów świecą
cych, a każdy człowiek jest taką iskrą, odrębną jednostką, co w siebie patrzy. Ale duch cofnięty w siebie, doznaje tęsknoty do nieba, czuje sprzeczność w sobie- Sztuka nie wystarcza no- wśj epoce; bo co zewnętrzne i ciekawe nie zdoła być wyrazem wiekuistości. Gdy duchowa strona przerwała rzeczywistą i zer
wana między niemi harmonia, potęgi natury upomniały się
T om I . S t j c i e i 1858. 9 9
1 7 0 K R O N IK A
0 swoje prawa, gdy społeczność nie była uorgani z o waną, prze
rzuciły ją z idealności nadgwiazdnéj w grubą zmysłowość.
Fantastyczność awanturnicza, śmiałe inęztwo, honor i miłość ide
alna, składały życie romantycznego świata, i osnowę dla fanta- zyi artystycznej, która z drugiej strony zapełniła przyrodę roja
mi jestestw nadprzyrodzonych. W budowlach gotyckich rozje- dnostkowanie i sprzeczność, w muzyce lekceważenie prawideł.
W X V I wieku spostrzega się roztworzenie oczu człowieka na świat. Duch i natura poznały się, sprzeczność rozdzierająca duszę ułagadza się. Główną cechą nowożytnej sztuki jest ide- alność klassyczua połączona z głębią uczuć chrześciańskiego świata. Zestrojenie natury i rzeczywistości z tęsknotą zaświa- tną, rzewność pełnej słodyczy i wdzięku i piękności niebiań
skiej z indywidualnością pełną siły i potęgi. Ale nie zawsze ona sprostała temu zadaniu i często każdy z tych pierwiastków odrębnie i samopas się rozwinął, wydając albo fałszywą ideal- ność, albo sztuczną klassyczność, lub bezpłodną mechaniczność.
Ogólne usposobienie każdego narodu odbiło się w jego familii artystycznej. Bakona filozofia zapowiada cechę angielskiej tantazyi, tak jędrnej i ujmującej z gruntu rzeczywistości. Mi
stycyzm Bochinego jest wysłaunikiem liryki niemieckiej, duch Kolumba odpowiada południowej fantazyi. Dekart z myśli wy
wiódł istnienie i rzucił kamień węgielny nowożytnej filozofii.
Machiawel pojął moce działające w dziejach. W X V I wieku fantazya powszechna straciła jednolitą moc, pozrywała struny, w sobie mącąc się i bałamucąc. Z tego względu przestała być zdrojem dla fantazyi artystycznej. Dlatego architektura w tym braku rodzinnego pierwiastku udaje się do tworów klassycznych 1 stwarza renaissanoe, Leonardo de Vinci, Rafaël, Palestryna, Tasso, Ariost i Kamoens, a u nas Kochanowski wyobrażają fantazyą artystyczną XVIgo stulecia, jednoczącą ducha i naturę, zostającą w harmonii, świat zewnętrzny i wewnętrzny, nawraca
jącą niejako romantyczność ku klassyczności.
Z żalem rozstajemy się z osnową tego dzieła, o tyle głę
boką ile piękną, o tyle uczoną ile wdzięczną, poetyczną i filozo
ficzną zarazem, roztaczającą w treści istotę i rozwój ideału, a w formie swojej odzianą vv estetyczną, idealną szatę. Czuje
my żeśmy przytoczeniem treści przekroczyli granice nakreślone dla sprawozdania, a jednak zaledwie zdołaliśmy przedstawić ko
ściotrup jéj nagi bez wdzięcznych konturów, zachwycającego słowa, bez ożywiającego go tchnienia wyższych, niebiańskich
L IT E R A C K A . 171 światów, bez gloryi wzniosłego zamyślenia na czole, bez wyrazu głębokiego i patrzącego w oblicze prawdy, uczucia w oku. Sztu
ki piękne w idei twórczej i w jćj utworach, skupiają jakby w ognisku myśli i fantazyą, ducha i natchnienie, naturę i głębo
kie zbadanie tajemuic przyrody, a z tego ogniska wystrzelają promieniami twórczości, stanowiącemi odrębne rodzaje sztuki.
P. Kremer w listach swoich chociaż co do treści ograniczył się na zamknięciu się w granicach znakomitszych systematów este
tyki, wszakże zamienił ją na własną krew, rozwija je własną myślą, zdobi swoją fantazyą, zatapia w głębiach swego myślą
cego ducha, a wspiera rozległą znajomością nauk przyrodzo
nych, oraz dziejów człowieka i artystycznej jego.fantazyi.
Traktując o sztuce uwidomił on w słowie swem i stylu rożne jej rodzaje. W uporządkowaniu, jakby w symbolice my
śli obiicie nagromadzonych materyałów, w układzie ich pełnym prostoty i harmonii w całości, w architektonicznej oprawie ich w rozjednostkowane świątniczki uczuć i marzeń, wspomnień wrażeń, buduje architekturę symboliczną klassyczną i romanty
czną. W uwidomieniu istoty ideału, w warunkach kompozycyi, w wykonaniu plastycznem stosunku sztuki do natury i uczuć, do wiary i filozofii, w rozwoju uwydatniającym treść i dzielną w formach wypełniających wszystkie wymiary zewnętrzności, w stylu jasnym równoważącym potęgę myśli z polotem fanta
zyi, prąd uczuć z h a r t e m i powagą słowa, daje dzieło godne rzeź
by. W zachowaniu śród roztrząsających różnych kierunków, twórczości, artystycznej perspektywy na wiekuistą prawdę, w malowniczem przedstawieniu krajobrazów pod których wra
żeniem snują mu się myśli o sztuce, w rozlaniu na całość swego obrazu sztuki, światła ducha i cieniów rzeczywistości, w złudze
niu czytelnika czarami słowa, porywającego od przybytku sztu
ki do nieba prawdy i wiary, autor jest malarzem. Gdy dalej po
trącając o wszystkie struny naszej duszy tonami swojego słowa zlewa melodyą nieskończoną co płynie przez światy od wieków w dziejach fantazyi, w harmonią chrześciańskiego ducha; gdy zestraja wszystkie tony ludów, wszystkie melodye wieków, całą harmonią bytu człowieka w akkordzie ducha, w kontrapunkcie wiekuistej prawdy, śpiewa muzyką, ferod tćj czarującej piel
grzymki po dziedzinie fantazyi, gdy od rozmaitego upostaciowa
nia sztuki sięga w jej istotę i kształt ideału, a patrząc w nie
skończoność i wiekuistość ducha wzuosi myśl i serce na
nie-172 KRO M KA
biańskic wyżyny prawdy, kędy przebywa gieniusz poezyi i źró
dło czystych natchnień, autor wieszczy poezyą.
Rozwijając myśli o istocie sztuki, jej warunkach i stosun
kach, oraz kreśląc dzieje fantazyi, autor potrąca piórem ledwie nie o wszystkie formy twórczości na polu literatury, posługując się to perską pieśnią o miłości słowika dla róży, to tym tak g łę bokiego znaczenia pełnym mytem Amora i Psychy, malującym stosunek zmysłów do ideału; tu rozrzucając charakter fantazyi każdego ludu opowiada legendę o Bożennie, lub powieść o W ła
dysławie Gniewkowyin, tam przytacza Machabaratę i Szachna- mę, dalej rozbiera Antygonę, lub Romeo i Julią. Dla więcej wydatnego skreślenia charakteru fantazyi każdego ludu, ideę przewodniczącą jego twórczości rozwija w przedstępnym obra
zie, umieszczonym na czele każdego listu. Przy wstępie do dziejów fantazyi Indyów opowiada o dziecięctwie lubiącem się bawić baśniami. W Egipcie rozwodzi się nad śmiercią, gdy Grecya daje mu wątek do porównania jej z wiekiem młodości, której wdzięk i urok maluje. Do Rzymu przystępuje po dłu
gim spacerze po rynku krakowskim, przy świetle księżyca, gdy za powrotem do domu ujrzał jak mu to samo światło księżyca rozświecało w kącie jego gabinetu, przez pryzmat zapewne wy
obraźni, forum Romanum. Tyle ma tu związku rynek krako
wski z Rzymem, ile i księżyc i jego światło z forum Romanum.
Gra tu autor w allegoryą, bo też allegorya jest główną cechą i rodzajem twórczości artystycznej Rzymu. Gdzieindziej za
palająca się na mglistóm dotąd niebie łuna, rozświecająca w oczach autora stojącego na szczytach Wawelu posępny k ra jobraz, przedstawia mu wpływ sztuki i ideału na rzeczywistość.
Tak tu wrażenia z własnego życia autora wzięte i dzieje wewnętrznego żywota w duszy pozostałe, a w żywem wspo
mnieniu odbite, zlewają się z myślami o ludzkości, o dziejach przeszłości świata, o sztuce. Tak tu nauka idzie w zawody z uczuciem, ścisła wiedza splata się z wyobraźnią, a fantazya po
wszechna i artystyczna ludów i talentów spływa z fantazyą au
tora w jeden dźwięk uroczy, iż rzec można, że dzieło to jest szczytnym utworem fantazyi o fantazyi, sztuki o sztuce, poezyi o poezyi, myśli o ideale sztuki, utworze estetycznym o estetyce.
Autor wziął się do tej pracy dla wytchnienia i zabawy po mo
zolnych, twardych trudach około wykładu systematycznego filo
zofii. A jeżeli prawdę powiedział Szyller: „że łatwo poznać czem kto jest, z tego czem się bawi’', niepodobna nie podziwiać
LITERACKA. 173 w p. Kremerzc umysłu wyższej siły i potęgi, rozległej wiedzy i dzielności myślenia, kiedy bawiąc się i darząc nas igraszką swojego wytchnienia, wzbogaca nasz umysł, podnosi i uskrzy
dla wyobraźnią, odradza ducha, odświeża myśli, a dla literatury daje dzieło pomnikowe. Należy mu się więc cześć prawdziwa od nas, a wdzięczność od piśmiennictwa naszego.
Ale taka konieczność rzeczy ludzkich, że muszą mieć swo
ją odwrotną, ujemną stronę. J a k skończoność bytu człowieka naprowadza na myśl o wieczności, jak idea wiekuistości znowu roztwiera i rozjaśnia łono wszechrzeczy, jak sam pełniejszy ro
zwój idei i jej postęp wymagają rozbicia się jej na odwrotności;
tak z drugiej strony przedmiotowa doskonałość dzieł ludzkich gdy się nawet przeistacza w naszą krew, zamienia w nasze wła
sne uczucia i myśli; musi zabrzmieć chwilą poczęcia, ozwać się pierwiastkiem myśli, która jćj dała życie. A ta myśl, ile skoń
czona, względna, zamyka się w danych granicach pojęć cza
su i wieku.
Ztąd czytelnik nawet bezwarunkowie wierzący i wielbiący, im się więcej wczytuje w dzieło, im bardziej pragnie przywła
szczyć sobie myśli autora, tem więcej usiłuje je pogodzić z my
ślami, jakie piastuje we własnym umyśle, a proces takiego go
dzenia, musi wywołać rozbiór. Przytem dzieło, będące owo
cem nauki, zamyka się ściśle w granicach powszechnie przez naukę przyjętych pojęć, teoryj i wywodów; nie bacząc, że duch przyszłości tchnie w umysły czasu obecnego zarania nowych idei i pojęć. Gdy w tych warunkach rozważamy Listy z K ra
kowa p. Kremera, musimy zadać sobie pytanie. 1) Czy autor w zasadach i wywodach swoich o sztuce wyczerpał jej treść i uczynił zadość jej istocie. 2) Czy w podziale epok, zarysie fantazyi zgadza się on z ogólnem filozoficznem swojein stanowi
skiem, skreślonem w Wykładzie systematycznym filozofii t. I, i II, a tem samem, z sobą samym i piawdą dziejową sztuki. Za
cznijmy od tego ostatniego względu, zanim z kolei nie przej
dziemy do ogólnych poglądow na sztukę.
* *
* *
J a k w wykładzie systematycznym Filozofii, tak i w L i
stach z Krakowa p. Kremer oparł się na stanowisku przedmio.
towego idealizmu Hegla, podług którego Bog będący li ideą bezwględną, tkwiącą panteistycznie w rzeczywistości przedmio
towej, świeci prawdą w umiejętności i filozofii, a pięknem z dzieł
1 7 4 KRONIKA
sztuki przegląda. Taka bezosobowa idea nie może być w in
nym stosunku do człowieka, jak w stosunku naturalnego zwią
zku, między nią a prawdami w duchu człowieka od wieków bez jego wiedzy złożonemi, czy jako idee Platońskie, czy jako dzie
ci Sokratesa, idee Malebrancha lub monady Lejbnitza, lub nako- niec jako światło udzielające się ludzkości w postępie. P. Kre- mer przeprowadził idee bezwzględną Hegla w osobowość i ob
darzył ją attrybutami chrześ.ciańskiego dogmatu. Jednak ta osobowość jedynego w Trójcy Śtej Boga, jest darem objawie
nia. Objawienie bezpośrednie udzielonem było ludzkości w chwili stworzenia jej, gdy Adam dźwignął błagalną a ocięża
łą rękę ku Ojcu, której Pan dotknął się palcem, iskra wiekui
stości i nieskończonej prawdy wstąpiła w praojca rodu ludzkie
go, a przez wszystkie wieki udziela się jej za pośrednictwem zstąpienia ducha boskiego ua człowieka, ducha odkrywającego mu wszelkie prawdy człowieczeństwa. Ten rodzaj objawienia, jest dziełem samego stworzenia i idzie niejako w porządku na
tury. Pochodząc od Boga w tchnieniu ducha w człowieka po
wraca do tego źródła nieskończoności na promieniu tęsknoty skończonego ducha do wiekuistości, w postaci natchnienia.
Natchnienie jest tym nadzwyczajnym stanem ducha, jak mówi Libelt, co silą twórczą fantazyi wywołuje i ogniem niebieskim rozpala. Ale oprócz tego porządku natury, jest jeszcze porzą
dek łaski, którego zaprzeczyć nie można bez zaprzeczenia istno- ści Boga i mądrości Jego nieustających rządów. W tym po
rządku łaski, Stwórca nie mógł w swein miłosierdziu nawet po opuszczeniu raju przez człowieka, puścić go na drogę żywota ciernistą, nieuposażywszy go objawieniem prawdy wiekuistej.
Pierwiastkowe to objawienie przechowywało się u pierwszych ludzi w całej czystości, jaśniało nad kolebką ludów w całej świetności, gdy dopiero później w rozosobnieniu ludów, ciemno
ści błędu je ogarnęły. I rzeczywiście w całej starożytności za
cząwszy od Chin i Konfucyusza aż do Rzymu i Cycerona, prze
chowuje się w ustach mędrców uwielbienie dla tradycyjnej prawdy religijnej, którą praojcowie otrzymali od Boga, która czystą jest w nas, a którą zastąpiły innowacye filozoficzne i racyonalizm, wyradzając ją w przesądy i błędy. «Wielka, smutna i piękna jest nauka, którą mędrcy nam podali«, mówi Konfucyusz. Plato mówi: «dawnym mężom wierzyć w tem należy, gdyż pochodząc od bogów, jak mówią, najlepiej
L IT E R A C K A . 1 7 5
znali stvych rodziców, a niepodobna jest niewierzyć synom bo
żym (1).« Cycero zaś «ot profecto ita est, ut id habendum sit antiquissimum et I)eo proxinuim, quod sit opptimum», a w in- nćm miejscu: »Jam situs, familiae, patrumque servare id est quoniam antiquitas proxime accedit ad déos, a diis quasi tradi- tam religionem tueri (2):<¡ I rzeczywiście, wiedza o rzeczach nadprzyrodzonych o Bogu, nie mogła przyjść inaczej w posiada
nie człowieka, jak drogą nadprzyrodzoną, Postęp i doświad
czenie, prawowite w sferze nauk przyrodzonych nie mogły stworzyć pojęć o rzeczach, które ani postępowi, ani doświad
czeniu nie ulegały. Przytóm myśl o wiekuistości i nieskończo
ności jak każda myśl, musiała być poprzedzoną przez słowo, gdyż żeby myśleć, potrzeba pierwej nazwać rzeczy po imieniu, władać mową, a temi darami obdarzył Bóg człowieka, darząc go słowem. Ztąd wysokie znaczenie słowa w starożytności:
fatum
greckie pochodzi odfari,
mówić. Przytćm u wszystkich prawie ludów religia naturaí na w całej swojej czystości poprzedzała bałwochwalstwo, co dowodzi, że była objawioną ludzkości;
gdyż żeby była owocem badań i wynalazków człowieka, rozwi
nęłaby się najpóźniej, a przynajmniej poszłaby w parze z po
stępem umysłu ludzkiego.
Nakoniec całę swoję wiedzę czerpie człowiek na łonie społeczeństwa, które dlatego samego nie mogąc prawdy, jakie posiada otrzymywać od człowieka -pojedyńczego, musiało je pierwiastkowie posiąść drogą objawienia od Boga (3). Jakoż Bóg przyobiecując przysłać Syna swojego,« odkupiciela świata, tćm samem ponowił dar pierwiastkowego objawienia i utwierdził byt porządku łaski.
Tak więc równie z dogmatu chrześciańskiego, jak z dzie
jów myśli ludzkości i z samej natury rzeczy, wypada zasada objawienia. P. Kremer acz ją przyjmuje, jako bezpośrednio udzieloną praojcu rodu ludzkiego i pośrednio zesłaną ludowi izrelskiemu, ale tylko jako okoliczność dziejową, a nie zasa
dę, którąby za stanowisko i podstawę do rozwoju dziejów obrać należało. Ztąd z braku zasady przenikającej wszystkie epoki, i górującej nad wszystkiomi zwiotaini dziejowemi,
dę, którąby za stanowisko i podstawę do rozwoju dziejów obrać należało. Ztąd z braku zasady przenikającej wszystkie epoki, i górującej nad wszystkiomi zwiotaini dziejowemi,