• Nie Znaleziono Wyników

Internet jako dobro wspólne – ujęcie holistyczne

W wyniku dotychczasowej analizy udało się określić swoistą „mapę” dóbr występujących w poszczególnych warstwach internetu z punktu widzenia ich cech (atrybutów) pozwalających zakwalifikować je do kategorii dóbr wspólnych. Nie sposób jednak pominąć zasadniczego pytania: czy internet jako całość może być traktowany jako dobro wspólne?

Pytanie to jest jak najbardziej zasadne, gdyż z punktu widzenia użyt-kowników dominuje postrzeganie internetu jako całości. Także potencjał internetu wynika nie tyle z poszczególnych warstw, ile z tego, że warstwa fizyczna, logiczna i treści stanowią pewną całość.

W literaturze przedmiotu wskazuje się, że ten zintegrowany charakter internetu przesądza o jego zdecydowanym „wspólnotowym” charakterze.

Charlotte Hess podkreśla, że internet jest jednym z najbardziej złożonych, wielopoziomowych przykładów new commons. Autorka mówi np. o Digital Technology Commons, w których ramach internet jest jednym z urządzeń technicznych stanowiących wspólne narzędzia przetwarzania informacji cyfrowej. Z kolei w przypadku Information Exchange Commons internet będzie już rozumiany jako miejsce wymiany informacji2. Bernbom, powo-łując się na Hess, definiuje internet jako „globalny zbiór różnorodnych, wzajemnie ze sobą powiązanych zasobów, z których wszystkie mogą być analizowane jako dobra wspólne”3. Tak zdefiniowany internet składa się z:

fizycznej infrastruktury sieciowej (tzw. sieciowe commons), w której skład wchodzą kable, przekaźniki, komputery użytkowników, ale tak-że protokoły i standardy sieciowe, umożliwiające tym urządzeniom porozumiewanie się ze sobą;

ogromnej, rozprzestrzenionej kolekcji zasobów informacyjnych (tzw.

informacyjne commons): stron internetowych, plików tekstowych, dokumentów, plików graficznych, dźwiękowych i wideo, baz danych, katalogów i cyfrowych bibliotek, dostępnych dzięki infrastrukturze fizycznej;

2 Hess 1995.

3 Bernbom 2002, s. 1.

globalnego forum komunikacyjnego (tzw. społeczne commons), które jest tworzone i rozbudowywane w internecie: poczta elektroniczna, listy dyskusyjne, grupy dyskusyjne, środowiska wymiany informacji w czasie rzeczywistym – wszystkie urządzenia, które umożliwiają ko-munikację między jednostkami i grupami. Zasoby te, jak pisze Gerald Bernbom, są wzajemnie zależne – zasoby społeczne i informacyjne nie mogłoby funkcjonować, gdyby nie infrastruktura sieciowa4. Niektórzy autorzy starają się znaleźć bliskie analogie pomiędzy no-wymi zasobami internetu a tradycją opisu dóbr wspólnej puli, zwracając przede wszystkim uwagę na negatywne skutki wspólnego użytkowania dobra. W tym nurcie pozostają prace cytowanego wcześniej Geralda Bernboma oraz Petera Kollocka i Marca Smitha. Autorzy ci wskazują, że zasoby internetu w większości mają cechy dóbr wspólnych, w których przypadku nie możemy określić praw własności. Nie mamy również moż-liwości wykluczenia uczestników (wyłączność niemożliwa), a w przypad-ku infrastruktury fizycznej wzrost liczby użytkowników oznacza spadek liczby zasobów do wykorzystania dla innych. Pojawiają się także problemy free-ridingu, czyli zarówno nadmiernego użytkowania, jak i niedostateczne-go zaangażowania. W przypadku zasobów informacyjnych – społeczneniedostateczne-go commons – przykładem takiej niesprawności będzie nadawanie komunika-tów niezwiązanych z tematem, zbyt długich, niepotrzebnie odwracających uwagę. Na poziomie zasobów informacyjnych stykamy się z zaśmiecaniem przestrzeni zbędnymi bądź też nieprawdziwymi informacjami, które sieją zamęt i prowadzą do utraty zaufania do wszystkich pozostałych danych znajdujących się w internecie5.

W świetle wcześniejszych uwag na temat ograniczonej przydatności dla analizy zjawisk zachodzących na płaszczyźnie internetu metod i narzędzi stworzonych na gruncie teorii dóbr wspólnej puli – wydaje się, że takie podejście zawęża perspektywę i może prowadzić do błędnych wniosków.

W pierwszej kolejności warto bowiem zwrócić uwagę, że poprzez podłą-czenie do internetu użytkownicy uzyskują dostęp do olbrzymich zasobów

4 Ibidem, s. 1.

5 Ibidem; Kollock, Smith 1996.

informacji i wiedzy. Zasoby te mogą służyć różnym celom (np. rozrywce), nie sposób jednak pominąć pierwszoplanowej roli, jaką współcześnie odgrywa wiedza w rozwoju społeczno-gospodarczym, na poziomie jedno-stek, narodów czy też społeczności globalnej. Tym, co decyduje o wspól-notowym charakterze internetu i takiej jego percepcji przez użytkowników, jest relatywna łatwość wymiany informacji i wchodzenia w rozmaite, swo-bodne relacje z pozostałymi członkami społeczności internetu.

Rzecz jasna, wspomniany wspólnotowy charakter internetu ma wymiar zróżnicowany i występują tu rozmaite stopnie i odcienie uspołecznienia.

Niewątpliwie nieodpłatny i nieskrępowany praktycznie dostęp do olbrzy-mich zasobów informacji i wiedzy (poza specjalistycznymi komercyjnymi bazami danych) przesądza o postrzeganiu internetu w kategoriach dobra publicznego. Wchodząc do internetu, mamy świadomość szczególnej wspólnoty, zwłaszcza gdy dotyczy to określonych grup zainteresowań.

Mamy też poczucie wspólnych zasad, które tworzą np. jednolite standardy komunikacyjne.

Równolegle następuje proces uspołecznienia klasycznych dóbr pry-watnych funkcjonujących w obszarze internetu. Nabywając takie dobra jak komputery, telefony komórkowe, usługę dostępu do stacjonarnej sieci telefonicznej o podwyższonych parametrach przepustowości, w coraz większym stopniu bierzemy pod uwagę fakt, że dzięki zakupowi uzyskamy możliwość włączenia się do globalnej sieci internetu oraz jego zasobów informacyjnych, z których korzystanie jest w znacznej mierze nieodpłatne.

Mamy więc do czynienia ze swoistym podporządkowaniem konsumpcji dóbr prywatnych wiodącemu motywowi zakupu, jakim jest konsumpcja internetowych dóbr publicznych. Jeśli równolegle dojdzie do wykorzysta-nia prywatnych komputerów odbiorców do wspólnego tworzewykorzysta-nia dóbr internetowych (np. prezentowane wcześniej projekty badawcze oparte na koncepcji distributed computing), będziemy mieli do czynienia z bardzo wysokim etapem uspołecznienia dóbr prywatnych funkcjonujących w ob-szarze internetu.

Analizując kategorię internetowych dóbr wspólnych, warto zwrócić uwagę na jakościowo nowy wymiar tzw. dóbr klubowych. Przypomnijmy, że w epoce przedinternetowej była to stosunkowo wąska grupa dóbr,

w której występuje możliwość łatwego wykluczenia nieuprawnionych użytkowników, natomiast uprawnieni użytkownicy, wnoszący zazwyczaj stałą okresową opłatę, uzyskiwali prawo do swobodnego (w określonych przedziałach) dostępu. W dobie internetu zmieniła się w sposób radykal-ny liczba dóbr klubowych, liczba „klubowiczów” oraz zasięg terytorialradykal-ny funkcjonowania „klubów”. Są to przykładowo użytkownicy własnościo-wego oprogramowania czy też zamkniętych baz danych, gdzie mamy do czynienia z zasięgiem międzynarodowym (globalnym) i wielomilionową liczbą użytkowników.

Można też zaobserwować interesującą tendencję do zacierania granicy między internetowymi dobrami klubowymi a dobrami publicznymi. Przy-kładowo w przypadku wielu zamkniętych baz danych dostęp do bogatych zasobów informacji uzyskuje się na podstawie zgłoszenia rejestracyjnego, potwierdzającego przynależność do określonej grupy zawodowej, ugru-powania, organizacji itp. W innych przypadkach przyjęta metoda ograni-czenia dostępu ma z założenia „miękki” charakter i z góry zakłada dość łatwy sposób obejścia istniejących ograniczeń i faktyczny brak możliwości skutecznej penalizacji tych, którzy stosowne ograniczenia naruszają. Do-brym przykładem mogą tu być elektroniczne bazy artykułów z fachowych czasopism naukowych. Wykupienie subskrypcji przez konkretną uczelnię czy instytut badawczy uprawnia do korzystania z bazy przez pracowników i studentów danej jednostki. Nikt nie jest jednak w stanie ani nie próbuje kontrolować użytkowników, którzy przestali mieć związek z daną jednost-ką czy też uzyskali hasło dostępowe od osoby uprawnionej. Dla właścicieli wspomnianych baz taka „nieszczelność” nie jest przedmiotem większego zmartwienia, dopóki grupowi „korporacyjni” użytkownicy wnoszą opłaty subskrypcyjne przynoszące satysfakcjonujące dochody.

Można zatem stwierdzić, że w dobie internetu kategoria dóbr klubo-wych nabrała jakościowo nowego wymiaru. Zwiększyła się bowiem oferta tego rodzaju dóbr oraz ich znaczenie w rozwoju społeczno-gospodarczym.

Co więcej, nastąpiła wyraźna zmiana jakościowa, jeśli chodzi o miejsce dóbr klubowych w strukturze dóbr wspólnych. Tak jak wcześniej były one postrzegane na gruncie teorii ekonomii jako specyficzne „ułomne” dobra prywatne, tak współczesne internetowe dobra klubowe są zdecydowanie

bliższe dobrom publicznym. W omawianym wyżej przykładzie elektro-nicznych baz danych artykułów ze specjalistycznych czasopism naukowych przekroczenie umownej granicy między dobrem klubowym a dobrem wspólnym miałoby miejsce wtedy, gdyby koszty utrzymania bazy, praw autorskich zostały przejęte przez stosowną agendę rządową, a dostęp do zasobów informacyjnych miałby charakter nieodpłatny. Obecnie obserwu-jemy różne próby wdrażania rozwiązań w tej dziedzinie opartych na kon-cepcji dobra publicznego. Jednym z nich jest uruchomienie coraz większej liczby czasopism fachowych wydawanych wyłącznie w postaci elektronicz-nej, do których dostęp jest całkowicie nieodpłatny (open access).

Traktując internet jako dobro wspólne w ujęciu całościowym, nie spo-sób pominąć kwestii niebezpieczeństw i zagrożeń, jakie wiążą się z jego funkcjonowaniem. We wcześniejszych uwagach podważaliśmy przydatność stosowania w tym przypadku analogii do niesprawności mechanizmu konsumpcji tzw. dóbr wspólnej puli i społecznych dylematów z tym zwią-zanych. W przypadku internetu klasyczna sprzeczność między niemożli-wością wykluczenia a rywalizacyjną konsumpcją występuje w stosunkowo ograniczonym wymiarze. Nie oznacza to jednak, że można lekceważyć niebezpieczeństwa, jakie nieuchronnie wiążą się z funkcjonowaniem inter-netu. Te ostatnie mają jednak jakościowo odmienny wymiar, niezwiązany z wspólnotowym charakterem dóbr internetowych. Wiążą się przede wszyst-kim z faktem, że olbrzymi potencjał internetu może zostać wykorzystany zarówno do działań konstruktywnych, jak i skrajnie destruktywnych6.

Neoinstytucjonalizm wobec zjawisk występujących