• Nie Znaleziono Wyników

Istota, charakter i geneza zjawiska globalizacji

2. Globalizacja jako determinanta zjawiska metropolizacji

2.1 Istota, charakter i geneza zjawiska globalizacji

Chcąc nakreślić warunki gospodarcze, w jakich funkcjonują dzisiejsze miasta nie sposób uniknąć dyskusji nad zjawiskiem globalizacji. Co więcej, ten jednowyrazowy termin wydaje się być tak pojemny, że mieści w sobie cały szereg tych najbardziej współczesnych zjawisk i procesów, wpływających między innymi na sytuację i rolę miast. Stąd też, zamieszczone niżej krótkie omówienie niektórych aspektów globalizacji w ich odniesieniu do miast można traktować jako szkic gospodarczych warunków ich egzystencji.

Różne podejścia do globalizacji ujawniają się już na etapie definicji. M.B. Steger rozpoczyna swoją syntetyczną pracę na jej temat od pięciu definicji innych badaczy. Definicje te podkreślają takie cechy globalizacji, jak: tworzenie nowych i multiplikacja istniejących sieci społecznych, ekspansję współzależności i aktywności społecznych, wzrost wymiany społecznej. Wskazuje on także, że globalizacja to zmiany zarówno społecznych makrostruktur, jak i osobowości jednostek. W oparciu o te stwierdzenia podaje swoją definicję globalizacji: globalizacja odnosi się do ekspansji i intensyfikacji relacji społecznych i świadomości, dziejących się w czasie i przestrzeni ogólnoświatowej.44 Przy objaśnianiu tej definicji autor wyraźnie podkreśla złożoność i wieloaspektowość globalizacji45, a w jego opinii tylko podejście multidyscyplinarne daje możliwość właściwego ujęcia przedmiotu. 46

M. Wolf natomiast w centrum zainteresowania stawia zagadnienia ekonomiczne. Przyznaje on, że globalizacja musi mieć kulturalne, społeczne i polityczne konsekwencje (jak i warunki do zaistnienia), natomiast podkreśla, że w samej swej istocie jest zjawiskiem ze sfery gospodarczej. Jej definicja jest według M. Wolfa następująca: globalizacja to integracja aktywności gospodarczej za pośrednictwem rynków47. Siłami napędowymi tak rozumianej globalizacji są zmiany technologiczne i polityczne. Te pierwsze prowadzą do spadku kosztów transportu i komunikacji, a te drugie oznaczają większe zaufanie do relacji rynkowych. Globalizacja w takim ujęciu to jednoznaczny ruch w kierunku pogłębiania integracji przez

44 M.B. Steger, Globalization, A Very Short Introduction, Oxford University Press, Nowy Jork, 2009, s. 15 45

Wieloaspektowość globalizacji podkreśla tez m. in.: Gopinath C., Globalization: a Multidimensional System, SAGE Publications, Los Angeles, Londyn, New Delhi, Singapore 2008

46 Dla podkreślenia mulitidyscyplinarności tematu, M.B. Steger posługuje się ciekawą metaforą. Porównuje on mianowicie badaczy skupionych tylko na jednej dziedzinie, takiej jak ekonomia, ochrona środowiska czy religioznawstwo, do grupy niewidomych próbujących zbadać słonia. Każda z tych osób wyczuwa za pomocą dotyku „swój kawałek” ogromnego zwierzęcia, ale żadna z nich nie widzi całości. Ta, oparta o buddyjską przypowieść, alegoria jest z pewnością ważną przestrogą metodologiczną, niemniej jednak w niniejszej pracy, główny nacisk położony musi być na kwestie gospodarcze.

55 znoszenie zarówno barier naturalnych, jak i stworzonych przez ludzi. Jednoznaczność ruchu w kierunku większej integracji nie oznacza jednak według autora upadku państw, przynajmniej w perspektywie kilku najbliższych pokoleń. Podkreśla on, że koszty transportu ulegają co prawda redukcji, ale nigdy nie będzie możliwe sprowadzenie ich nawet w pobliże zera. Sam fakt istnienia przestrzeni oznacza, że musi nad nią sprawować kontrolę jakakolwiek władza, a władzą tą jest państwo. Co więcej, państwa również korzystają z dobrodziejstw globalizacji, chociażby w jej technologicznym wymiarze. Rozwój technologii pozwala im lepiej kontrolować swe granice i głębiej penetrować aktywność ludzi na ich obszarach48.

W pracy J. Osterhammela i N. P. Peterssona globalizacja definiowana jest jako rozwój, koncentracja i wzrastająca waga ogólnoświatowej integracji49. Wskazują oni, że takie ujęcie kieruje uwagę raczej na proces historyczny, a nie na „ustabilizowany i totalny” stan dzisiejszego świata. Krytycy, zwłaszcza ci zaznajomieni z hermeneutyką, mogą zarzucić, że wyżej wymienieni autorzy celowo rozumieją globalizację w ten sposób, aby najbardziej nadawała się do badania przez dziedzinę wiedzy, którą reprezentują, czyli historię. Postrzeganie globalizacji jako procesu, a nie stanu wydaje się jednak powszechniejsze nie tylko wśród przedstawicieli nauk historycznych i ma uzasadnienie w świetle wielu innych przedstawianych tutaj rozważań. Trzeba też przyznać, że cytowani autorzy opierają swe rozumienie globalizacji na szerokiej analizie zróżnicowanych podejść do niego. Wartością tej analizy jest wskazanie kilku nurtów wśród badaczy globalizacji, przez co można pogłębić rozumienie tego zjawiska.

Po pierwsze, wskazują na powszechnie znany podział na „zwolenników” i „przeciwników” globalizacji. Podczas gdy pierwsza grupa wskazuje na globalizację jako początek nowej ery prosperity, druga widzi ją jako wzrastającą światową dominację korporacji transnarodowych. Autorzy zauważają jednak, że obydwie grupy, choć każda z właściwym sobie wartościowaniem, podkreślają, iż globalizacja stanowi wyzwanie dla państw narodowych i przesuwa „środek ciężkości władzy” od państw w kierunku sił rynkowych. Kolejne ważne cechy globalizacji to jej wszechogarniający wpływ na kultury lokalne, a także dająca się łatwo zauważyć „kompresja czasu i przestrzeni”. W zakresie kulturowym mogło się zdawać, że jedynym trendem jest postępująca homogenizacja, określana czasami wręcz jako amerykanizacja. Jednakże, okazało się, że te same technologie i możliwości komunikacji, które wspierały homogenizację, mogą być z powodzeniem wykorzystane przez grupy społeczne pragnące zachować, a nawet propagować swoje „partykularyzmy”, czyli czynić ze swych odrębnych i odciętych dotychczas kultur elementy ogólnoświatowe. Dzięki temu, świat stał się

48

M. Wolf, Op. cit., s. 17

49 J. Osterhammel i N. P. Petersson, Globalization, a short history, Princeton University Press, Pinceton i Oxford 2005, s. 20

56 przynajmniej po części mieszanką różnych kultur, a nie jedną kulturą pochodzącą z pomieszania wszystkich innych, czy narzucenia swoich wartości przez tę najbardziej dominującą. Kompresja czasu i przestrzeni doprowadziła do kreacji swego rodzaju „wirtualnej wspólnoty”, w której przynajmniej informacje przepływają w czasie rzeczywistym, czyli są dostępne bez opóźnień i na bieżąco wszędzie, gdzie tylko ta wspólnota sięga. To z kolei stało się podwaliną dla globalnych stosunków, systemów i sieci, w których efektywny dystans jest mniejszy, niż dystans fizyczny50. Innymi pojęciami zbliżonymi znaczeniowo do „kompresji czasu i przestrzeni” są „deterytorioryzacja” i „supraterytorialność”, które wymienia się pośród charakterystyk globalizacji. Wskazują one na fakt, że globalizacja nie polega na zacieśnianiu i intensyfikacji współpracy pomiędzy państwami czy innymi wspólnotami terytorialnymi, co na współpracy podmiotów działających dotychczas wewnątrz różnych terytoriów. Prowadzi to siłą rzeczy do osłabienia państw. W ich miejsce powstaje między innymi to, co jeden z badaczy określił mianem „społeczeństwa sieciowego”. Społeczeństwo to opiera się na elastycznych sieciach społecznych, które mogły powstać między innymi dzięki technologiom informacyjnym, a przede wszystkim Internetowi. Sieci są formami współpracy jednostek, czy organizacji o strukturze bardziej horyzontalnej, czyli mniej hierarchicznej, i mniej biurokratycznymi niż przeważające dotychczas organizacje tradycyjne.

Oprócz wskazanych wyżej „syntetycznych” ujęć globalizacji, czyli takich, które widzą ją jako zjawisko spójne, choć wieloaspektowe, istnieją jeszcze podejścia nieco inne. Można je określić jako minimalistyczne czy, na zasadzie przeciwieństwa do syntetycznych, „analityczne”. Według nich, wszystko to, co postrzegane jest jako globalizacja, jest tylko zlepkiem mniej lub bardziej niezależnych od siebie procesów zachodzących od długiego czasu w różnych sferach rozwoju społeczeństw. W tym ujęciu zjawiska ekonomiczne, kulturalne, polityczne czy militarne zachodzą we własnym tempie i są wywołane czynnikami niekoniecznie ze sobą skorelowanymi. Podejście takie wydaje się dość odważne, zwłaszcza w świetle sygnalizowanych tutaj wyżej stanowisk podkreślających interdependencję różnych przejawów globalizacji. Okazuje się jednak, że można natchnąć się na stanowiska jeszcze bardziej sceptyczne, to znaczy negujące w zasadzie istnienie „czegoś takiego, jak globalizacja”. Określają oni literaturę na temat globalizacji jako niewiele więcej, niż zbiór anegdot, wrażeń i faktów, które jednak nie przejawiają głębszego związku ze sobą51.

Wracając do bardziej mainstreamowego rozumienia globalizacji można przywołać szeroko rozpoznawalnego w tym zakresie ekonomistę amerykańskiego pochodzenia hinduskiego J. Bhagwatiego. W jego rozumieniu globalizacja jest jak najbardziej zjawiskiem

50 Tamże s. 8

57 pojawiającym się na wielu polach ludzkiej aktywności i powinna być analizowana przez różne nauki, przy czym z racji swojej profesji skupia się on na jej stronie ekonomicznej. J. Bhagwati definiuje globalizację ekonomiczną jako integrację gospodarek narodowych w jedną gospodarką światową poprzez handel, inwestycje bezpośrednie i portfelowe, międzynarodowe przepływy siły roboczej i ludności oraz technologii52. Definicja ta jest spójna z cytowanymi powyżej, niemniej jednak wyraźnie podkreśla ona, że na całość globalizacyjnego fenomenu składa się kilka różnych grup zjawisk. Autor mocno eksponuje ten fakt i podkreśla, że w jego opinii niektóre z nich można uznać za jednoznacznie pozytywne, a inne niekoniecznie. Jest on znany jako gorący zwolennik wolnego handlu i widzi w nim największą szansę nie tylko dla gospodarek rozwiniętych, ale przede wszystkim dla krajów rozwijających się.53 Sceptycznie natomiast wyraża się o nieskrępowanych przepływach kapitału spekulacyjnego. Autor ten posługuje się więc syntetycznym pojęciem globalizacji, niemniej jednak jego rozważania mają wiele wspólnego ze wspominanymi wcześniej badaczami analizującymi poszczególne zjawiska kojarzone z globalizacją jako raczej od siebie niezależne.

W literaturze polskiej syntetyczne ujęcie problemu definiowania globalizacji można znaleźć u I. Pietrzyk.54 Wskazuje ona, że termin ten ma charakter interdyscyplinarny i stąd stworzenie jednej powszechnie akceptowalnej definicji jest niemożliwe. Nawet jeśli ograniczyć się do rozumienia globalizacji jedynie w zakresie gospodarczym, to różnice w jej definiowaniu będą nadal istniały. Niemniej jednak Autorka wskazuje na pewne wspólne cechy większości definicji globalizacji. Akcentują one mianowicie procesy pogłębiania systemowych współzależności między krajami, regionami, ich społeczeństwami i podmiotami gospodarczymi. Procesy te prowadzą do jakościowo nowych powiązań na różnych poziomach (firm, rynków i gospodarek), czyli do postępującej integracji gospodarki światowej.55 Co ważne, tak postępująca integracja prowadzi do powstania gospodarki globalnej, która jest nową jakością także w stosunku do gospodarki światowej. O ile gospodarka światowa oznacza raczej agregat powiązanych ze sobą podmiotów, funkcjonujących jednak różnorodnie, to gospodarka globalna jest jedną organiczną całością, mającą swoją własną specyfikę.

52 J. Bhagwati, In Defense of globalization, Oxford University Press, Oxford i Nowy Jork 2007, s. 3

53 Badaczy wypowiadających się o globalizacji jednoznacznie pozytywnie jest wielu. Jedną z ciekawszych popularnych pozycji w tym zakresie jest: Norberg J., Spór o globalizację. Kto zyskuje, kto traci, ile i dlaczego? Fijorr Publishing, Warszawa 2006. Autorów stojących na mniej lub bardziej przeciwnym stanowisku jest również wielu, w tym. J.E. Stiglitz, autor: Stiglitz J.E, Globalization and Its Discontents, W.W. Norton & Co, 2002

54 I. Pietrzyk, Globalizacja i regionalizacja gospodarki światowej, [w:] Gospodarka światowa w warunkach globalizacji i regionalizacji rynków, red. S Miklaszewski, E. Molendowski, Difin, Warszawa 2009

58 G. Ritzer z kolei definiuje globalizację jako transplanetarny proces zawierający w sobie wzrastającą płynność i rosnące wielokierunkowe przepływy, jak również struktury, które one napotykają i które tworzą.56 Przez płynność rozumie on łatwość przemieszczania się i transportu ludzi, rzeczy i informacji. Wszelkiego rodzaju przepływy rosną właśnie ze względu na tę wzrastającą płynność. Co więcej, stwierdza nawet, że w pewnym sensie przemieszczają się nawet „miejsca”. Przemieszczanie się miejsc jest związane z ludźmi, którzy przenosząc swe siedziby przekształcają nowe miejsca na sposób im odpowiadający, czego przykładem mogą być duże grupy imigrantów. Używając obrazowego porównania stwierdza także, że nasilające się przepływy mogą mieć właściwości roztapiające, czyli mogą osłabiać i niwelować struktury, które napotykają na swojej drodze. Strukturami takimi mogą być na przykład granice państw.

Ostatnia część cytowanej tutaj definicji ma wymowę przeciwną, do jej całej reszty. Sam Autor zwraca też na to uwagę i podkreśla, że w jego ujęciu globalizacja nie zawsze oznacza wzrastającą integrację, gdyż bardzo często może wywoływać efekty przeciwne. Używając swego aparatu pojęciowego stwierdza, że świat jest nie tylko poddany procesom, ale także składa się z materialnych struktur. Te struktury to między innymi porozumienia handlowe, granice, cła i standardy. Część z nich sprzyja płynności i przepływom, pozostałe jednak im przeciwdziałają.57 Najbardziej oczywiste bariery są wznoszone przez państwa narodowe i mogą bezpośrednio i równomiernie blokować przepływy towarów, ludzi czy kapitału. Niektóre podmioty natomiast mogą sprzyjać pewnym przepływom, blokując jednocześnie inne. Przykładami takich podmiotów są korporacje międzynarodowe, które w momencie zdobycia wystarczającej przewagi konkurencyjnej mogą wyprzeć z rynków międzynarodowych dobra bądź usługi konkurentów. Innym rodzajem „dwuznacznych” w zakresie przepływów międzynarodowych są związki zawodowe, które z jednej strony wzmacniają współpracę i międzynarodowy przepływ idei, a z drugiej mogą blokować napływ imigrantów zagrażających ich pozycji. Autor idzie nawet dalej, wskazując na zjawiska nie będące już same w sobie wynikiem świadomego „wznoszenia barier”, ale raczej konsekwencją różnej dynamiki rozwoju poszczególnych części świata. Stwierdza, że tego typu barierą jest „cyfrowa granica”, leżąca pomiędzy dobrze skomputeryzowaną północną częścią świata, a zacofaną pod tym względem częścią południową. Jako inną charakterystyczną prawidłowość przywołuje on fakt, że wzrastające przepływy wywołują czasami tarcia i niepokoje społeczne. Jako ilustrację podaje tutaj problemy z międzynarodową migracją na dużą skalę.58

56

G. Ritzer, Globalization: the essentials, Wiley-Blackwell, Chichester 2011, s.3 57 Tamże, s.13

59 Rozumienie globalizacji przez G. Ritzera może wywoływać problem. Porównując jego definicję tego zjawiska z innymi można zauważyć różnicę dotyczącą tworzenia struktur blokujących przepływy. Wszystkie pozostałe definicje skupiają się na wzroście przepływów i powiązań, a definicja G. Ritzera dodaje do tego drugą część w postaci całej gamy reakcji, które można określić jako przeciwdziałanie tym przepływom. Innymi słowy, oprócz tego, co inni rozumieją jako globalizację, autor ten zalicza także wszystko, co z niej wynika i co jest nią spowodowane. Jeszcze inaczej formułując tę opinię można stwierdzić, że pod pojęciem globalizacji rozumie on całość zjawisk i warunków społecznych, jakimi charakteryzuje się współczesny świat. Rozumowaniu takiemu trudno zarzucić brak konsekwencji czy spójności, niemniej jednak pozostanie przy powszechnym rozumieniu globalizacji wydaje się mieć więcej zalet analitycznych. Po pierwsze, nie wprowadza zamętu pojęciowego dzięki właśnie powszechności użycia. Po drugie, choć trochę ogranicza „rozległość” tego terminu i precyzuje oparte o niego rozważania.

Definiowanie globalizacji na sposób G. Ritza, pomimo, że jest rzadsze w literaturze naukowej, to jednak często pojawia się w tekstach popularyzatorskich czy artykułach gazetowych. Wydaje się, że trafne wyjaśnienie tej publicystycznej tendencji podali J. Osterhammel i N. Petersson. Wskazali oni, że każdej praktycznie powojennej dekadzie wieku XX nadawano jakieś opisowe określenie. W ten sposób lata 50. stały się „erą atomową”, 60. I 70. okresem „społeczeństwa przemysłowego”, lub też „późnego kapitalizmu”. Lata 80. były z kolei erą „społeczeństwa ryzyka”, a wkrótce potem pojawiło się określenie „społeczeństwa postmodernistycznego”, które jednak nie zyskało szerokiego uznania ze względu na brzmienie nieco abstrakcyjne. Jednowyrazowy termin globalizacja natomiast okazał się na tyle nośny, że spełnił warunki wystarczające do stania się wyrazicielem ducha czasu (zeitgeist) ostatniego przełomu wieków.59

Oprócz problematycznego podejścia do definicji globalizacji, u G. Ritza można znaleźć jednak wiele istotnych spostrzeżeń z tym zjawiskiem związanym. Jednym z nich, podkreślanym zresztą w wielu innych źródłach, jest zwrócenie uwagi na niejednolitość globalizacji. Rozumiał on przez nią między innymi wspomnianą wyżej „barierę cyfrową” i podobne jej zjawiska. W przypadku tej bariery, podmioty nią objęte nie będą uczestniczyć w globalnej wymianie informacji z uwagi na słabość infrastruktury czy inne przeszkody. Uogólniając, można z tego przykładu wyciągnąć swego rodzaju przestrogę, że podmioty nie akceptujące warunków globalizacji czy z jakichś powodów sobie w nich nie radzące, nie zostaną obdarzone jej benefitami. Na korzyści mogą liczyć jedynie ci, którzy potrafią odnaleźć się na globalnym rynku.

59 J. Osterhammel i N. P. Petersson, Globalization, a short history, Princeton University Press, Pinceton i Oxford 2005, s. 3

60 Pogłębione studium definiowania globalizacji daje J.A. Scholte.60 W swojej pracy poświęca on samej definicji stosunkowo dużo miejsca, ponieważ zauważa duże rozbieżności co do jej brzmienia. Może to jego zdaniem prowadzić, i często prowadzi, do sporów nie mających głębszej wartości merytorycznej właśnie ze względu na brak wspólnego zdefiniowania problemu przez polemizujące strony. Dążąc do podania definicji globalizacji omawia on i odrzuca kilka powszechnych w jego odczuciu sposobów postrzegania tego zjawiska. Negację tych interpretacji globalizacji uzasadnia tym, że są one redukcjonistyczne, to znaczy nie dotykają istoty zjawiska.61 Pierwszym z odrzuconych sposobów rozumienia globalizacji jest jej utożsamianie globalizacji z internacjonalizacją, przez którą rozumie on wzrastający wolumen transakcji i współzależności pomiędzy krajami. Autor wskazuje, że to szczególnie próby „skwantyfikowania” globalizacji przyczyniły się do takiego jej rozumienia. Obliczając wszelkiego rodzaju „indeksy globalizacji” ich twórcy skoncentrowali się na przepływach inwestycji bezpośrednich i portfelowych, międzynarodowym ruchu turystycznym, członkostwie w organizacjach międzynarodowych czy ilości międzynarodowych połączeń telefonicznych. Wszystkie te wielkości były znane już wcześniej badaczom stosunków międzynarodowych, stąd też posługiwanie się nimi daje swego rodzaju komfort intelektualny, nie zmuszając do przyjęcia nowych metod myślenia. Co więcej, konsekwencją takiego myślenia w swetrze polityki jest ograniczenie się do sposobów działania charakterystycznych dla czasów, kiedy jedynymi podmiotami na globalnej scenie były państwa narodowe i uznanie, że relacje społeczne w skali świata dzieją się jedynie na płaszczyźnie międzypaństwowej. Autor stwierdza, że dla takiego rozumienia omawianego problemu słowo globalizacja nie jest po prostu potrzebne i może być w zupełności zastąpione przez internacjonalizację.

Innym redukcjonistycznym rozumieniem globalizacji jest według J.A. Scholte zrównywanie jej z liberalizacją. Zwolennicy tego podejścia definiują globalizację jako usuwanie formalnych barier przepływu czynników produkcji, czy gotowych towarów lub usług, prowadzącą do powstania „świata bez granic”. Autor zgadza się z faktem, że globalizacji często towarzyszą działania, które określa jako „neoliberalne”, jednak według niego nie są one nawet konieczne do jej zaistnienia. Twierdzi on nawet, że „neoliberalizm” nie jest jedyną drogą do globalizacji. Logicznie konkluduje on przy tym, że na temat wolnego handlu czy gospodarki laissez-faire ludzie spierali się przez setki lat i nie potrzebowali do tego terminu globalizacja.

Uniwersalizm jest trzecim nietrafnym według Autora synonimem globalizacji. Tak rozumiany uniwersalizm wskazuje na standaryzację, a nawet homogenizację świata w zakresie kultury, gospodarki prawa czy polityki. Globalne stają się takie rzeczy, jak kalendarz

60 J. A. Scholte, Globalization. A critical introduction, Palgrave Macmillan, Basingstoke i Nowy Jork 2005 61 Tamże, s. 55-59

61 gregoriański, papierosy, stroje biznesowe, państwa, potrawy. Autor przyznaje, że tak rozumiany proces homogenizacji ma miejsce, ale nie jest on niczym szczególnym, jeśli wziąć pod uwagę historię ludzkości. W istocie cały rozwój gatunku ludzkiego wiązał się z nieustannym przepływem idei i upowszechnianiem rozwiązań, które z jakichś względów okazały się praktyczne i, właśnie, uniwersalne. Czasy współczesne, z drugiej strony, nie oznaczają całkowitej homogenizacji. Z tych względów autor odrzuca zrównanie globalizacji z uniwersalizmem rozumianym tak, jak wyżej.

Kolejnym redukcjonistycznym rozumieniem globalizacji jest okcydentalizacja (westernalizacja). Jest to pewien typ uniwersalizmu, polegający na takiej homogenizacji, w której na świecie obowiązywać zaczynają wzorce wywodzące się wyłącznie ze świata zachodniego. Do takich wzorców należą nowoczesne struktury społeczne, jak kapitalizm, racjonalizm, urbanizm, indywidualizm, modernizacja itp., a także nieco starszy imperializm. Najczęściej też okcydentalizacja jest sprowadzana do amerykanizacji i ten ostatni termin bywa używany dla nadania jej mniej lub bardziej pejoratywnego wydźwięku. Autor wskazuje jednak, że wyżej wymienione wzorce istniały i rozwijały się niezależnie od globalizacji. Z drugiej strony, na świecie można obserwować ekspansję buddyzmu, islamu czy nawet konfucjanizmu, a są to struktury „wschodnie”, w dużej mierze konkurencyjne do zachodnich. Z tych powodów autor uważa, że sprowadzanie globalizacji do okcydentalizacji jest błędem.