ABYŚCIE CZYNILI, JAK I JA CZYNIŁEM 1. BĘDZIESZ MIŁOWAŁ PANA BOGA SWEGO
A. JAKIMI MAMY BYĆ DLA DRUGICH?
a) Przykazanie miłości bliźniego jak siebie samego nazwał Pan Jezus podobnym przykazaniem do przykazania miłości Boga.
„Pierwsze wśród wszystkich jest przykazanie... będziesz miło
wał Pana Boga twego... A wtóre jest podobne jemu: „Będziesz miłował bliźniego twego, jak siebie samego. Nad to nie ma in
nego większego przykazania" (Mat. 22 38). Przykazań, które sam Bóg dał ludziom w Starym Testamencie, Pan Jezus nie usu
nął, ale owszem uzupełnił je i kazał głębiej je pojmować. W przy
powieści o miłosiernym Samarytaninie wyjaśnił, że bliźnim naszym jest każdy człowiek; każdemu, który po
trzebuje naszej pomocy, należy jej udzielić tak, jak możemy.
„Nowe przykazanie daję wam, abyście się wzajemnie miłowali,
jakom Ja was umiłował, byście i wy wzajemnie się miłowali.
Po tym poznają wszyscy, żeście uczniami moimi, jeśli ku drugim miłość mieć będzie
cie" (Jan 13 34-35).
Miłość wzajemną uznał Pan Jezus jako najbardziej cha
rakterystyczną cechę chrześcijanina. W Kazaniu na górze tak objaśnił przykazanie miłości: „Słyszeliście, iż powie
dziano (w Starym Testamencie): Będziesz miłował bliźniego swego, a miał w nienawiści nieprzyjaciela swego. A Ja wam po
wiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych^ czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą, i módlcie się za tych, którzy was prze
śladują i potwarzają, abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebiesiech, który każę wschodzić słońcu swemu nad do
brymi i złymi i spuszcza deszcz na sprawiedliwych i niespra
wiedliwych. Bądźcie tedy doskonałymi, jak i Ojciec wasz niebieski doskonały jest" (Mat.
5 43-48) .
Miłować przyjaciół i dobroczyńców jest rzeczą bardzo łatwą, „czyż i poganie tego nie czynią?" (Mat. 5 <?). Pan Jezus wymaga od swoich wyznawców, aby się wznieśli wyżej niż po
ganie, aby objęli miłością także obcych, niemiłych sobie, a na
wet nieprzyjaciół. Wzorem dla chrześcijanina ma być sam Pan Bóg, który roztacza Opatrzność swoją nad złymi i dobrymi.
b) Miłość chrześcijańska obejmuje wszystkich bliźnich, ale nie wszystkich mamy obowiązek miłować w tym sa
mym stopniu. Spośród bliźnich przede wszystkim nakazuje Pan Jezus miłować rodziców. Miłość ta musi być praw
dziwa, stała i szczera. Zbawiciel używał najostrzejszych słów, gdy musiał piętnować postępowanie faryzeuszów, którzy fałszy
wie tłumaczyli sobie czwarte przykazanie (Mat. 15 4—6). Sam Zbawiciel życiem swoim najlepiej nauczył, jak należy miłować rodziców. „Był im posłuszny" mówi Ewangelia (Łuk. 251). Na krzyżu, wśród najstraszniejszych mąk, w obliczu śmierci myślał Pan Jezus o Matce swojej i troszczył się o opiekę nad Nią (Jan 19 27). Rodziców należy szanować, słuchać ich, nie czynić im krzywdy, ani przynosić im wstydu, ale wspie
rać ich modlitwą, a gdy potrzeba, pomagać im w pracy. Obok rodziców należy się szczególniejsza miłość
krewnym, dobrodziejom, wychowawcom, ko
legom.
c) Pan Jezus nauczył nas również lepszego i głębszego po
znania przykazania o poszanowaniu życia bliź
niego. „Słyszeliście, — mówił Pan Jezus — że powiedziano w Starym Zakonie: „Nie zabijaj; kto by zaś zabił, tego czeka sąd“. A Ja wam powiadam, że każdy, kto się gniewa na brata swego, tego czeka sąd; kto by zaś rzekł bratu swemu „zakało", tego czeka najwyższy trybunał; a kto by rzekł: „bezbożniku", tego czeka piekło ogniste" (Mat. 521-22). Znowu stawia Pan Jezus wyższe wymagania swoim wy
znawcom, niż to było w Starym Testamencie. Ponieważ miłość ma panować wśród uczni Chrystusowych, dlatego muszą wśród nich zniknąć: gniew, nienawiść, zazdrość, wszelkie prze
zwiska i obelgi.
d) O grzechach przeciw cnocie czystości powie
dział Pan Jezus, że nie tylko uczynki są grzeszne, ale każda zła myśl dobrowolna, każde spojrzenie dobrowolne jest grzechem (Mat. 527-28). Wyznawcy Chrystusa powinni zawsze pamię
tać, że Zbawiciel powiedział: „Błogosławieni czy
stego serca, albowiem oni Boga oglądać będą" (Mat. 5 s).
Pan Jezus w Kazaniu na górze podkreśla bardzo stanowczo:
odpowiedzialność za życie wewnętrzne.
Uczynki zewnętrzne są tylko ujawnieniem myśli, uczuć. Kto chce być czysty i skromny, musi czuwać nad myślami i uczu
ciami. „Z wewnątrz bowiem, z serca ludzkiego, pochodzą złe myśli, cudzołóstwa, rozpusta, zabójstwa, kradzieże... Wszystko to złe z wewnątrz pochodzi i plami człowieka" (Mk. 7 21—23).
e) Naruszenie cudzej własności, kradzież, wymie
nia Pan Jezus wśród innych wielkich grzechów. Chciał widać zwrócić uwagę wszystkim swoim wyznawcom, jak bardzo po
winni się kradzieży wystrzegać.
f) Jako zasadę postępowania z drugimi postawił Pan Je
zus takie hasło: „Czyńcie drugim to wszystko, co chcecie, żeby wam ludzie czynili" (Mat. 712).
Przykro nam jest, gdy się dowiemy, że nas obmówiono, a tym bardziej fałszywie oczerniono. Dlatego Pan Jezus wszystkim nakazuje, aby nie mówili bez potrzeby o tym, co widzą złego u drugich. Każdy bowiem ma swoje błędy
i ułomności. „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni; jakim bo
wiem sądem sądzić będziecie, takim was osądzą; a jaką miarą mierzyć będziecie, taką wam odmierzą. Czemu to widzisz drzazgę w oku brata swego, a belki w oku swoim nie spostrze
gasz? Jakże możesz mówić do brata twego: Pozwól, wyjmę drzazgę z oka twego, a oto belka tkwi w oku twoim? Obłud
niku, wyrzuć najpierw belkę z oka własnego, a wtedy zoba
czysz, jak wyrzucić drzazgę z oka brata twego!“ (Mat. 7 1—5).
g) Współżycie z ludźmi wtedy jest miłe, gdy wszyscy mają do siebie zaufanie. Zaufanie jednak może być tylko tam, gdzie wszyscy mówią prawdę. Pan Jezus zwrócił uwagę uczniów i na ten szczegół życia społecznego. Polecił, aby wierni zawsze mówili prawdę, tak dalece, żeby wśród chrześci
jan przysięga była niepotrzebna. „Powiadam wam: zgoła nie przy
sięgajcie. Ale mowa wasza niech będzie: tak, tak, lub nie, niie“
(Mat. 5 34.87).
h) W przypowieści o niemiłosiernym słudze przedstawił Pan Jezus potrzebę przebaczania uraz. Król podaro
wał słudze wielką sumę pieniędzy, a sługa nielitościwy nie chciał czekać swemu towarzyszowi na zwrot kilku groszy. We
zwał nielitościwego sługę król z powrotem przed siebie, kazał zwrócić cały dług, jaki mu przed chwilą podarował. Ponieważ sługa nie miał pieniędzy, kazał go król wtrącić do więzienia.
Kończy Pan Jezus przypowieść upomnieniem: „Podob
nie i Ojciec mój niebieski uczyni wam, jeśli nie przebaczycie z serc waszych każdy bratu swemu" (Mat.
18 31—35). Tę samą myśl włożył Pan Jezus w modlitwę Pań
ską : „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom"
i) W bardzo ostrych słowach potępił Pan Jezus zgor
szenie. Miłując bliźnich, powinniśmy im słowem i przykła
dem pomagać do dobrego, ułatwiać im służbę Bożą. Ale nikt nie powinien uczyć złego. Zwłaszcza kto uczy złego dzieci, po
pełnia potworną zbrodnię. „Kto by zgorszył jedno z tych malucz
kich, które wierzą we mnie, takiemu by należało zawiesić kamień młyński na szyi jego i zatopić go na pełnym morzu". (Mat. 18 s).
Daje też Pan Jezus wskazówki, jak należy za
chowywać się wobec gorszycieli. Mówi wprawdzie Pan Jezus: „Biada temu człowiekowi, przez którego zgorszenie
przychodzi" (Mat. 18 7). Ale ci, którzy są narażeni na zgor
szenie, nie mogą zachowywać się obojętnie. To, co nas prowadzi do złego, co nas gorszy, powinniśmy precz od siebie odrzucić. Choćby to była rzecz lub osoba tak droga, jak drogimi i cennymi są dla nas oko, ręka, noga, należy je odrzucić (Mk. 9 42—46).
j) Do najpiękniejszych przypowieści, jakimi się posługi
wał Pan Jezus, należy z pewnością przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Człowiek napadnięty przez zbójców, poraniony ciężko, ograbiony z majątku, to obraz tych wszystkich nieszczę
śliwych, którzy bez własnej winy są w trudnym położeniu.
Jest ich wielu i koło nas. Bardzo często są to ludzie biedni, na których niespodzianie spadło nieszczęście.
Smutnym przykładem ludzi samolubnych, egoistów, są w przypowieści ci, którzy przeszli koło rannego, a pomocy mu nie udzielili. Mieli pewnie na myśli tylko swoje wygody, a nie umieli, czy nie chcieli zrozumieć, w jakim położeniu jest nie
szczęśliwy ranny.
Zgoła inny wzór, to Samarytanin. Widzi, co się koło niego dzieje, rozumie położenie drugiego, pomaga tak, jak umie i może w danej chwili. Pomaga każdemu, kto jego po
mocy potrzebuje. Na początek udzielił rannemu pierwszej po
mocy, środkami, jakie miał pod ręką. Potem zorganizował po
moc, wciągając do niej drugich ludzi, dał na to pieniądze, zatroskał się serdecznie o to, by rannego przyprowadzić do zdrowia. Czynił dobrze, bo Bóg także czyni zawsze dobrze. Gdy ranny wróci do zdrowia, będzie z pewnością pamiętał, jak jemu udzielono pomocy, i będzie też czynił dobrze innym.
Pan Jezus zakończył przypowieść wezwaniem, aby wy
znawcy Jego postępowali zawsze jak Samarytanin.
k) Trzeba czynić dobrze, bo jesteśmy wszyscy stworze
niami Bożymi; pomocy potrzebujemy wszyscy, dziś jedni, jutro drudzy; „jaką miarką mierzysz, taką ci od
mierzą", „hodie mihi, cras tibi". W przypowieści o bogaczu i Łazarzu zwrócił Pan Jezus uwagę wszystkich uczniów swo
ich, że trzeba czynić dobrze ze względu na przyszłe życie. Nielitościwy bogacz cierpi po śmierci, a Łazarz jest szczęśliwy (Łk. 26 19—31). W opisie sądu ostatecznego wylicza
Pan Jezus wiele dobrych uczynków, za które dobrzy otrzymają niebo, a ci, którzy tych uczynków nie spełniali, pójdą na potę
pienie. Każdy uczynek dobry wykonany dla bliźniego Pan Jezus uważa za wykonany dla Siebie (Mat. 25 31~-<6).
1) Kiedy Pan Jezus dawał tak wiele wskazań, jak należy postępować względem drugich ludzi, nie opuścił także nauk, jakim chrześcijanin ma być wobec swej zwierzchności.
0 zwierzchności kościelnej mówił Zbawiciel, gdy posyłał apo
stołów na cały świat. „Jak mnie posłał Ojciec, tak i ja was posyłam". „Kto was słucha, mnie słucha; a kto wami gardzi, mną gardzi".
Według nauki Chrystusowej prawowita władza pań
stwowa opiera się także na powadze Bożej, „jest sługą Bożym" ku popieraniu tego, co dobre (Rzym. 13 i—4).
Z woli Bożej to pochodzi, że ludzie żyją w wielkich organiza
cjach, które nazywamy państwami. Dlatego należy wyko
nywać rozkazy władzy państwowej, ilekroć ich prawa nie sprzeciwiają się przykazaniom Bożym. Pan Jezus prze
strzegał praw wydanych przez zwierzchność państwową;
w sprawie płacenia podatków odpowiedział: „Oddajcie, co jest cesarskiego, cesarzowi, a co jest Bożego, Bogu!" (Mat. 22 21);
każdy wyznawca nauki Chrystusowej powinien być wzoro
wym obywatelem swego państwa ojczystego.
Po tym poznają wszyscy, żeście uczniami moimi, jeśli jedni ku drugim miłość mieć będziecie (Jan 13 35).
B. O CZŁOWIEKU, KTÓRY UMIŁOWAŁ BLIŹNICH W historii kultury duchowej Polski będzie zawsze znany jako Brat Albert, ale nazwisko jego rodowe i imię było: Adam Chmielowski, powstaniec, potem inżynier, potem artysta ma
larz, a w końcu opiekun nędzarzy. Powstanie 1863 roku za
stało go jako siedemnastoletniego studenta w Puławach. Po
szedł, oczywiście, razem z innymi w lasy do oddziału Frankow
skiego, a wkrótce dostał się do niewoli, ale wnet z niej uciekł.
Drugi raz było gorzej, bo oddział rozbity przeszedł granicę austriacką; Austriacy rozbroili powstańców; Chmielowskiego osadzono w więzieniu w Ołomuńcu. Udało mu się i stamtąd uciec. Wraca do powstania, do oddziału Zygmunta Chmieliń
35. Adam Chmielowski po powrocie z Monachium skiego, jako jego adiutant. Bie
rze udział we wszystkich wal
kach. Jako łącznikowy między dowódcami dokazuje cudów od
wagi, aż odłamek granatu strza
skał mu nogę. Ranny dostał się do niewoli rosyjskiej, w szpitalu polowym amputowano mu nogę powyżej kolana; po wyzdrowie
niu czekała go śmierć, albo Sy
bir. Udało się rodzinie uwolnić rannego ze szpitala i wysłać za granicę. Proteza pozostała jed
nak jako pamiątka po walce o wolność Ojczyzny i jako pa
tent do czci należnej. Na cześć zapracował sobie jeszcze w inny sposób.
Studiował jakiś czas w Pa
ryżu, ukończył politechnikę
w Gandawie w Belgii. Ponieważ inżynieria nie pociągała go bardzo, studiuje sztukę w Monachium. Kolegami jego byli tacy malarze, jak Gierymscy, Chełmoński, Witkiewicz, Brandt. Stu
diuje sztukę bardzo poważnie i rzetelnie, skoro wśród kolegów zaczyna uchodzić za znawcę. Zajmują go przede wszystkim tematy religijne.
Po studiach w Monachium mieszka pewien czas w War
szawie, w 1876 przenosi się do Krakowa. Obok malarstwa zaj
muje się w Krakowie sprawami pomocy dla biednych, bierze udział w zebraniach konferencji św. Wincentego a Paulo, ale drogi życia jeszcze nie znalazł. Wstąpił do zakonu jezuitów, nowicjatu jednak nie skończył. Przechodził ogromne walki du
chowe, tak że trzeba było szukać uspokojenia w ciszy wsi.
Mieszka Chmielowski po opuszczeniu zakonu jezuitów jakiś czas u brata swego na Podolu.
Zajął się wtedy bardzo Trzecim Zakonem św. Franciszka, rozszerzonym wśród ludu podolskiego. Może po roku lub dwu latach uspokaja się duchowo, wraca do Krakowa i do malo
wania, ale sprawa biednych nie schodzi mu z myśli. Podobno
raz wyszedł z przyborami malarskimi nad Wisłę, żeby coś na
malować. Niedaleko od swego stanowiska spostrzegł kilku nę
dzarzy, którzy się z początku sprzeczali, a potem przeszli do krwawej bójki o... resztki jedzenia wydobyte ze śmietnika. Ten widok zadecydował o postanowieniu Chmielowskiego. Przy
wdział gruby habit tercjarski Zakonu św. Franciszka i zaczął zajmować się wyłącznie nędzarzami, ulicznikami — słowem:
największą biedotą, jaka się gromadziła w miejskim domu noclegowym dla bezdomnych. Było to w roku 1888. Przestał żyć powstaniec z drewnianą nogą, i inżynier, i znany wśród najwyższej arystokracji Krakowa artysta malarz, Adam Chmielowski, a zaczął życie Brat Albert.
W jesieni 1888 r. ukazał się na ulicach Krakowa orygi
nalny wielce wózek, na którym jechał jakiś mnich w szarym habicie z dzwonkiem w ręku, proszący o żywność dla najbied
niejszych. Wielu z przechodniów poznało wnet w tym mnichu Adama Chmielowskiego. Wózek wjechał na plac Szczepański, gdzie był wielki targ jarzyn. Dowiedziały się wnet przekupki, kim jest ten kulawy zakonnik i dla kogo prosi o jałmużnę.
W krótkim czasie wózek był pełny ziemniaków, kapusty, fasoli itp. Brat Albert wracał rozpromieniony w duszy do pierwszego swego przytuliska na Kazimierzu. Wyprawy kwestarskie po
wtarzały się odtąd stale, zawsze z tym samym skutkiem. Brat Albert przygotowywał się do pierwszej kampanii zimowej.
Nędzarze dostawali przez zimę ciepłą strawę, mieli czysty tap
czan w ogrzanej, czystej izbie i — najważniejsze — jedynego pewnie człowieka, który dla nich poświęcił swoje życie. Byli wśród tych nędzarzy prości zbrodniarze, byli nieszczęśliwi, biedni, bezdomni. W pierwszym roku wydał 50 tysięcy porcyj żywności, setki ubrań i obuwia.
Brat Albert zabrał się nie tylko do opieki materialnej, ale zaczął wydobywać ze śmiecia nędzy i grzechu okruszyny czło
wieczeństwa. Przytułek Brata Alberta przemienił się powoli z jaskini zbrodni, jaką był dawny dom noclegowy, w przystań dla rozbitków życiowych. Brat Albert założył wnet warsztaty w swym przytulisku, żeby dać nie tylko jałmużnę, ale zwłaszcza pracę swoim najbiedniejszym. Technika gandawska nie poszła na marne.
36. Brat Albert w 1916 r.
Jeden „szaleniec Boży“ pociągnął za sobą innych „szaleń
ców". Znaleźli się ludzie gotowi do pomocy Bratu Albertowi w niezmiernie trudnej pracy. W 1891 roku Anna Lubańska, Maria Silikowska i pięć innych niewiast otrzymało z rąk kar
dynała Dunajewskiego podobny habit zakonny jak Brat Albert.
Miały prowadzić dzieło Brata Alberta wśród bezdomnych kobiet. Anna Lu- bańska pochodziła z Podlasia. Za tajną pracę oświatową skazana na Sybir, zdołała uciec do Krakowa ze swoją krewną, Silikowska, i tu stała się za
łożycielką Sióstr Albertynek.
Wieści o działalności Brata Al
berta wśród nędzarzy w Krakowie rozchodziły się szybko po kraju. Po- wstają przytuliska Braci Albertynów i Sióstr Albertynek we Lwowie, So
kalu, Stanisławowie, Przemyślu, Tar
nowie itd.
W siedemdziesiątym roku życia stanął Brat Albert szczęśliwie u kresu swego. Mógł z całego serca Bogu dzię
kować za opiekę nad dziełem, które stworzył. W r. 1916 zdrowie Brata Alberta zaczęło bardzo podupadać.
Wyniszczyła je straszliwa praca w przytuliskach dla biednych, ka
lectwo z czasów powstania, umartwienia pokutne. W samo Boże Narodzenie 1916 r. umarł w Krakowie „najpiękniejszy człowiek naszego pokolenia" L
3. ŚWIĘTYMI BĄDŹCIE WE WSZELAKIM OBCOWANIU A. W JAKI SPOSÓB MAMY UŚWIĘCIĆ SIEBIE a) W przypowieści o talentach przedstawił Pan Jezus je
den z najgłówniejszych naszych obowiązków: rozwijać dary, jakie otrzymaliśmy od Boga. „Pewien
1 Lewandowski, „Brat Albert", Kraków 1927. Nowaczyński, „Najpięk
niejszy człowiek mego pokolenia", Poznań 1936.
człowiek, odjeżdżając, zwołał sługi swe i powierzył im majęt
ność swoją. I dał jednemu pięć talentów, a drugiemu dwa, innemu zaś jeden, — każdemu według jego zdolności. Ten, co odebrał pięć talentów, odszedł, zarabiał nimi i zyskał drugie pięć; również i ten, co dwa otrzymał, zyskał drugie dwa. Nato
miast ten, co jeden otrzymał, odszedł, zakopał go w ziemię i ukrył pieniądze pana swego" (Mat. 25 18).
Wróci kiedyś pan owych sług, każę sobie przedłożyć ra
chunki i wynagrodzi pracowitych, a ukarze marnotrawcę da
rów swoich.
b) Jest tylko jedna droga, na której można najle
piej wyzyskać dary Boże i rozwinąć zdolności otrzymane od Stwórcy. Tą drogą jest pełnienie przykazań Bo
żych. Przyszedł do Pana Jezusa pewien młodzieniec i zapy
tał: „Mistrzu dobry, co mam dobrego czynić, aby żywot wieczny osiągnąć? A On mu odpowiedział: Jeśli chcesz wejść do żywota, chowaj przykazania. Rzecze młodzieniec: Wszyst
kiego tego przestrzegałem od młodości mojej! A Jezus spoj
rzał nań z miłością", gdyż młodzieniec dobrze używał zdolno
ści, majątku i młodości swojej (Mk. 10 21).
c) Starać się o sprawy doczesne możemy i powinniśmy, ale tak, żeby nam nie brakło czasu na zbawienie duszy. Dom Marii i Marty jest przykładem, jak należy łączyć pracę nad dobrami doczesnymi z troską o zbawie
nie duszy. „Marto, Marto, troszczysz się o wiele, a jed
nego potrzeba". Najważniejsze, najpotrzebniejsze, to zbawienie (Łk. 10 38~~42).
Myliłby się jednak bardzo ten, kto by sądził, że troska o sprawy doczesne i zbawienie muszą być zupełnie od siebie oddzielone. Przeciwnie, muszą się łączyć i wzajemnie się uzu
pełniać, jak Maria i Marta. Kto dobrze rozumie, czym jest zbawienie, ten będzie bardzo gorliwie pracował w szkole, w warsztacie, w urzędzie, na roli, bo przez tę właśnie pracę zdobędzie zbawienie. Modlitwa dodaje sił do pracy, życie nasze ma być pełne mo
dlitwy i czynu.
d) Gdy się zdziała nawet bardzo wiele dobrego dla ludzi, gdy się spełnia nawet naj gorliwiej przykazania Boże, to nigdy nie trzeba się wynosić i poddawać się pysze. Pan Jezus
usilnie radzi, aby po największym dziele powiedzieć Panu Bogu: „słudzy nieużyteczni jesteśmy" (Łuk. 1710). Wobec dzieł Bożych największe nasze dzieła, wynalazki i odkrycia są jakby niczym. Przed Bogiem człowiek ma być zawsze pokorny, „bo Bóg pysznym się sprzeciwia, a po
kornym łaskę daje“.
e) Wszelka praca, i dla siebie i dla drugich, wtedy tylko będzie prawdziwie dobra, gdy będzie wykonana w łączności z Panem Jezusem. „Mieszkajcie we mnie", — mówi Zbawiciel — „a ja w was. Jako latorośl sama z siebie nie może rodzić owocu, jeśli nie trwa w szczepie win
nym, tak ani wy, jeśli we mnie mieszkać nie będziecie. Jam jest prawdziwym winnym szczepem, wyście latoroślami. Kto mieszka we mnie, a ja w nim, ten przynosi plon obfity, bo beze mnie nic uczynić nie możecie. Gdyby kto we mnie nie trwał, tego wyrzucą precz jak latorośl i uschnie; i zbiorą ją i wrzucą do ognia i spłonie" (Jan 15 4-7). Trzeba sobie głę
boko w pamięci zapisać upomnienie: „Beze mnie nic uczynić nie możecie", i drugie, świętego Pawła: „wszystko mogę w Tym, który mię umacnia". Kto spełnia ochotnie i sumiennie swe obowiązki, kto dba o udosko
nalenie się na ciele i duszy, kto przede wszystkim szu
ka chwały Bożej i zbawienia własnego, ten miłuje rozsądnie—i po chrześcijańsku sa
mego siebie. ] S
„Świętymi bądźcie we wszelakim obcowaniu!" (1. Piotr.
1 15).