• Nie Znaleziono Wyników

Gdzie się Janek kłamać nauczył

Pani Paw łow a stoi przed swym sześcioletnim chłopakiem w wiełkiem rozdrażnieniu, załamując ręce. Chłopczyna nie mru­

knąwszy okiem, stoi) jśpokojiny i słucha w milczeniu powodzi słów i patrzy na strumienie łez, które z oczu matki się leją.

Wtem otwierają się drzw i i nieco oty ła postać budowniczego chyli się do pokoju, patrząc ze zdziwieniem, co się tu dzieje.

„Cóż się to robi, moja kochana?“ pyta się żo n y ; „t y w y ­

glądasz, jak by się co sta ło !“ _ .

„ A czy się nie stało ?“ k rzy czy rozdrażniona. „Syn twój kłam ie; swoją mamę okłamuje. C zy to nie do płaczu ?“

— 99 —

Przedpotopowe zwierzę.

I : \ { i " 1 1 ! 1 L l i i ! ' . ' ' ! i - i. - l i i : i f ! . ! ; . . . ! i ! i

„A ch , tak źle nie będzie. Zresztą, mój syn, powiadasz, a czy to nie także tw ó j?“ Potem się do chłopca zwracając, r z e c z e :‘ „ A dlaczego ty 'łż e s z , niegrzeczny hultaju?!£ — Chło­

piec zamilkł. — .

„P om yśl sobie," narzeka żona, „w y ją ł ze swojej skarbonki koronę i w ydał na cukierki, a teraz się zapiera i nie^ chce się przyznać do winy. Sama byłam w cukierni, aby się do­

wiedzieć, jak się rzecz miała.“

„ A skąd się m ógł kłamania nauczyć? .przecie nie od nas!“

huknął z niechęcią budowniczy, spoglądając znacząco na słu­

żącą dziewczynę, która prawie ze stołu sprzątała. „Tu tylko obce w p ły w y mogą się uwydatniać. Od nas się tego dziecko nie nauczyło.

7*

— 100 —

„T o mię prawie martwi i niepokojem napawa,," rzekła pani P a w łow a ; „p rzy naszem troskliwem i wzorowem wychowa­

niu nie mogę pojąć, jak się to stało." — „C z y ty, Marysiu, nie wiesz, jak się to stać m ogło?" pyta się służącej, która prawie w tej chw ili weszła do pokoju. „G dzież dziecko mogło się kłamać nauczyć? Przecież zawsze było grzeczne i posłuszne."

„Jan ek ?" rzekła służąca powolnem słowem, „ten przecie zawsze kłamał, odkąd ja tu jestem !"

Pan i pani stanęli jak by zelektryzowani i jak by na ko­

mendę utkw ili w służącej rozgniewane oczy. N ajprzód pan przy­

szedłszy do siebie: „J a k to, ty śmiesz przed nami takie rzeczy gadać? No bodajcie, bezwstydna d z ie w c z y n o !..."

,,P a w le!" rzekła pani, kładąc łagodząco rękę na ramieniu męża. „Uspokój się, m ężu!" Potem zwracając się do służącej, która dalej pracę swą pełniła, rzek ła : „M a ry siu ! tak się od­

powiadać nie godzi, to ci chcę powiedzieć; a potem pamiętaj, od nas się dziecko kłamać nie nauczyło, takich rzeczy u nas niema. Ono się tego musiało od ciebie nauczyć. Tego żądani, aby z ust tw ych n igd y fałszyw ego słowa nie słyszało, bo in a czej. . . “

W tem u drzwi zadzwoniono.

„D o licha," rzekł budowniczy, „zaś tu ten przygłu pi nie­

dołęga się ciśnie. Ja wiem, czego' chce i nie mogę się dzisiaj z nim 'wdawać." - - M arysiu! Idź, powiedz temu panu, że mnie w domu niema i dopiero w nocy wrócę do d o m u !" ...

Eskimosowie.

Na północ od Kanady w Północnej Am eryce rozszerza się ogromna przestrzeń, zwana Grenlandya. Przestrzeń jest daleko ^ większa niż cała nasza monarchia austro-węgierska z niemieckiem cesarstwem razem połączona, ale niestety nie jest zaludniona, ponieważ tam ogromne m rozy j»anują, a kraj cały pok ryty jest lodem, który ani w lecie się nie traci, z w y ­ jątkiem niektórych okolic. A jednak tam nie było tak zawsze, bo gdy Erych Czerwony, książę Normanów, podobno z w yspy Islandyi, na skromnej łodzi swojej do brzegów owej krainy dotarł, co stało się niejako przed jednym tysiącem lat, nazwał tę ziemię Grenlandyą, czy li Grunland, albo krajem się ziele­

niejącym. Musiała tam tedy być pewna zieloność, której dziś jiiż niema. Jeśli rzeczyw iście tą nazwą chciał zachęcić, jak niektórzy mniemają, kolonistów do osiedlenia się w kraju, to musiał mieć przekonanie, że koloniści tam żyć potrafią, ooby w dzisiejszych stosunkach kraju było niemożebnem. W Gren- landyi E uropejczycy dziś żyć nie potrafią. Zimno jest tak

wielkie, m rozy tak dokuczliwe, iż tam żaden Europejczyk żyć nie potrafi. Jeśli się który na krótki czas zjawi, bądz jako podróżnik, bądź misyonarz, to po upływ ie pewnego czasu musi wracać na południe, lub śmiercią zapada.

'G d y przed lat tysiącem półwysep b y l zielonym, to jest to dowodem, jak powoli ziemia nasz'a od północy marznie i za­

miera, aż kiedyś przestrzeń nadająca się na mieszkanie ludzkie, tylko wokoło równika będzie. Ogromne przestrzenie mroźnego Sybiru też niegdyś musiały b y ć cieplejsze i urodzajne, o czem świadczą ciała zwierząt przedpotopowych, ogromnych mamu­

tów, które się w lodowcach Sybiru znajdują.

101

Raguza i Lakroma.

Na lodowcach Grenlandyi żyje dziś tylk o naród Eski­

mosów. . .

Skąd Eskimosowie p rz y b y li i kiedy się w najwięcej na północ położonych przestrzeniach A m eryki rozproszyli, _ o tem zdania są podzielone i uczeni badacze nie w y tw orzy li sobie jasnego pojęcia. A le faktem jest, że gdzie inni^ ludzie w mro­

źnych okolicach północy żyć nie potrafią, tam się Eskimosowie szczęśliwym i czują.

Roku 1893 była w Chicago wielka wystawa. A b y dac go­

ściom wyobrażenie, jak gdzie ludzie żyją, urządzono na placu w ystaw y niewielkie osady poszczególnych szczepów na kuli ziem­

skiej. B yła tam osada M urzynów, Chińczyków, Australczykow i jak się wszystkie te plemiona zowią. Urządzono też kolonię składającą się z Eskimosów, k tórzy mieli swoje chatki tak zbu­

dowane, jak na lodowcach Grenlandyi są. Z początkiem kwietnia 1893 p rzy b y li do Chicago i zajęli swoje mieszkania, lecz z po­

czątkiem maja już ich tam nie było. Pewnej nocy, gdy inni ludzie spali, m ili Eskimosowie um ówili się i w nogi. W szyscy

do ostatniego po cichu uciekli. G dy rano dozorcy na placu w ystaw y porządek robili, znaleźli chaty Eskimosów próżne, a z mieszkańców nigdzie ni śladu nie było. Podczas wystawy przez całe lato ani jednego tam z nich nie było. Dlaczego uciekli, czy im w krajach cieplejszych było za gorąco, czy ich tęsknota za lodami północy ogarnęła, nie wiadomo. Sło­

wem, uciekli i więcej nie przyszli.

Eskimosowie należą do tych narodów, które się wobec sze­

rzącej kultury tracą i wymierają. W A ustralii i na wyspach Południowego Oceanu wym ierają Maorowie, Papua, w Ameryce w ym ierają Indyanie i wiele jest takich szczepów, których liczba powoli maleje. Są takie pokolenia nawet w Europie. Powta­

rzają się skargi, że n. p. M adziarów i Francuzów coraz więcej ubywa, że wśród tych narodów jest mniej narodzonych niż zmarłych. Taką koleją musi przyjść do tego, że z czasem te plemiona się zmniejszą. Uzupełniają się przez adopcyę, t. j.

przyjm ują dzieci innych plemion i w swoich zasadach je w y ­ chowują.

Liczbę Eskimosów na całych przestrzeniach Północy, tak w Am eryce jak w A zy i, oceniają dziś na 20.000 dusz. Jest to ogromnie szczupła cyfra, gdy się zw aży, że przestrzeń, o którą chodzi, wynosi około 3 m ilionów kilometrów kwadratowych, to znaczy, że na sto kilometrów kwadratowych jeden czło­

wiek przypada. B y łb y to podobny podział, jak g d y b y w Cie­

szynie mieszkał jeden człowiek, w Skoczowie drugi, we Frydku trzeci, w Jabłonkowie czw arty, w Bielsku piąty, w Fryszta- cie 'szósty, w Boguminie siódmy, tak iżb y na cały Śląsk wschodni nie więcej niż 10— 12 ludzi przypadało. Nie potrzeba nadmieniać, że tak rozproszeni nie są; w niektórych miejscach skupia się kilka rodzin, a potem są całe ogromne przestrzenie, gdzie jednej jedynej duszy niemasz.

Umysłowe wykształcenie Eskimosów jest ogromnie szczupłe, co stąd wynika, że liczyć umieją tylk o tak daleko, jak palce ręki sięgają. M ają więc słowa tylk o do pięciu; jeśli chcą policzyć sześć, to muszą powiedzieć: ręka i jeden palec, siedm: ręka i dwa palce i t. p., tak dojdą aż do dziewięciu. Jeśli mają liczyć jedynaście, to muszą rzec: obie ręce i palec prawej nogi, dwa palce prawej nogi, tym sposobem dojdą do 20, lecz tu się kończy cała arytmetyka.

Język Eskimosów jest bardzo ubogi, mają w yra zy tylko dla najpowszedniejszych rzeczy. G dy chcą oznaczyć pojęcia wyższe, to na nie w yrazu nie mając, muszą je jakim kolwiek sposobem opisać. Natomiast jedną wielką korzyść mają, a miano­

wicie tę, że w szyscy Eskimosowie, czy już mieszkają w Am e­

ryce, czy w A zy i, zupełnie jednakim językiem się

porożu-— 102 porożu-—

mieją. C zy to stąd pochodzi, że z jednego miejsca w yszli, czy też jest skutkiem ich ustawicznych wędrówek, trudno ocenić;

faktem jest, że naród na ogromnych przestrzeniach rozproszony, jednym tylk o językiem się porozumiewa. Językow ych sporów zatem nie znają i już w tym względzie sąubłogosławieni. Możnaby im poniekąd tego stanu rzeczy pozazdrościć.

Eskimosowie żyw ią się prawie w yłącznie mięsem; rolnictwa nie mają, bo też na lodowcach Grenlandyi nic uprawiać nie

— 103

Lakroma.

można. W niektórych kotlinach, jgdy słońce grzeje, roztopnieją lody na 5 lub 6 tygodni, ale potem znowu zima nastaje. W tym krótkim czasie żadna roślinność się nie rozwinie. Dawniej Eski­

mosowie polow ali na białe niedźwiedzie i na r e n y ; lecz liczba tych ostatnich wskutek wypraw Europejczyków bardzo się prze­

rzedziła, przeto Eskimosowie muszą się obecnie ograniczyć tylko do ryb morskich, na które nadzwyczaj zręcznie polują. W ogóle umieją Eskimosowie nadzwyczaj zręcznie uwijać się po wodzie.

M ają łódki małe, kajakami zwane. Te są wydrążone, lecz z wierzchu szczelnie okryte skórami, tak iż się woda do wnętrza nie wciśnie. ~W środku łodzi jest maleńki otwór, prawie tak wielki, iż człowiek może się wsunąć do wnętrza aż po piersi.

K oło piersi znowu otacza się skórą pokrywającą łódkę i za­

wiązuje skromnym pasem, że koło jego ciała ani kropla w ody nie wejdżie. Choćby w ały morskie łódkę jak oblewały i topiły, do wnętrza jej się nie dostaną. W skutek tego okręt Eskimosa

104

zatonąć nie może. W a ły niekiedy biją i zewnątrz, żeglarza zalewają, iż się zdaje, że już po nim ; za chwilkę na powierzchnię wybrnie, z w ody się otrzę.sie i dalej płynie. Zdarza się, że łódka się. przewróci i człowiek głow ą na dół zatopi się w wodzie, ale to nic nie szkodzi. Eskimos od dzieciństwa żyją cy na wo­

dzie, umie się z łódką przechylić na wierzch i znów dalej płynąć. P otrafi to uczynić wiosłem, ręką, pięścią, głową, tylko jak powiada, nie — językiem ! Przeto też w ypadki nieszczęścia nadzwyczaj są rzadkie; zdarzają się chyba ze strony pora­

nionego zwierza, który ranny rzuca się na prześladowcę i jeśli ten nie zdoła zadać śmiertelnego ciosu, na wielkie nie­

bezpieczeństwo jest narażony.

Eskimosowie mieszkają w chateczkach bardzo skromnych, które sobie z kamieni i śniegu budują. Zamiast okna mają maleńkie otw ory zaciągnięte szczelnie błonami z wnętrzności ułowionych zwierząt i przepuszczające blask dziennego światła.

Na zimę, gdy słońce zajdzie, a przez pół roku prawie nie za­

świeci, i te otw ory zakładają śniegiem, który okryw szy się skorupą z lodu, przewiewu powietrza do wnętrza nie wpuści.

W chód do takiej chatki prowadzi pod powierzchnią ziemi, w y ­ gląda jak kanał podziemny, przezeń się wsuwają ludzie i psy i tam spoczywają bezpiecznie. Powała chatki jest tak nizka, że człowiek, choć nie wysoki, w niej na nogach nie stanie. Tego też Eskimosowie nie wym agają, bo w domu tylk o leżą albo siedzą, lecz nigdy nie stoją. W nętrzne oświecone jest bardzo pospolitą lampką tranową, która się we dnie i w nocy pali, ponie­

waż Eskimos lęka się duchów nocnych i światłem lampki od­

pędza je od siebie. Jaka w takich chatkach atmosfera panuje, można sobie w yobrazić; powietrze nie ma przystępu, lampka swędzi, a ludzie i zwierzęta wszystkie swe potrzeby w wnętrzu chatki robią. Dla Europejczyka nie do wytrzym ania. A le Eski­

mosa to nie żenuje; jeśli tylk o ma zapas pokarmu na zimę, a w chatce jako tako jest mu ciepło, że nie marznie, to jest spokojnym, a na inne niedostatki nie zważa.

Jest to naród nadzwyczaj potulny i dobroduszny; nikomu nigdy nic złego nie w yrządził, a podróżnikom w krajach pół­

nocnych swą gościnnością i dobrodusznością wiele dobrodziejstw w yświadczył.

Co do religii są Eskimosowie z domu poganami ; lecz dziś w większej połowie są chrześcijanami. Ż y ją m iędzy nimi tu i ówdzie misyonarze hernhuci, którzy ich dla w iary chrześci­

jańskiej, a mianowicie ewangelickiej, pozyskali. Nie są to ludzie wysokich nauk, ale gorliw ej w iary i wielkiego poświęcenia serca.

Hernhuci w ybrali się jako rzemieślnicy, krawcy, cieśle, ko­

wale, w strony północy, osiedlili się między krajowcami, nauczyli

się z nimi porozumiewać, i swoim łagodnym, bogobojnym przy- kładem ich dla zasad chrześcijańskich pozyskali. Ogromnego potrzeba zaparcia siebie, aby jak hernhuci poświęcic życie służbie Jezusa. L ecz w ielu ich się znalazło, mężczyzn i kobiet, co w najodleglejsze i najnieprzystępniejsze okolice poszli, aby i tym narodom, w ciemności bałwochwalstwa żyjącym , mesc świadectwo o Chrystusie, a to nie tyle słowem, jak przykładem.

Powiązane dokumenty