• Nie Znaleziono Wyników

Małżeństwo, jakich wiele

W domu bogatego kupca b y ł wieczorek i na nim się młodzi poznali. W dzień urodzin małżonki swojej urządzał kupiec A. każdego roku zabawę i zapraszał na nią, co tylk o w mieście nieco znaczyło.

Na uroczystości b y ł także kapitan A ., żyją cy na emery­

turze, z córką swoją, jedynaczką, panienką prześlicznej urody

Maksymilian, cesarz Meksyku, brat cesarza Franciszka Józefa I.

i dziewiczej czystości serca. W domu kupca znajdował się A d olf Biela, syn serdecznego przyjaciela z lat szkolnych, młodzieniec 25-łetni o pięknych rysach tw arzy i szlachetnej postawy. O j­

ciec jego ukończyw szy nauki, udał się do A m eryki i tam się osiedlił. Grdy mu żona umarła, w ysłał najstarszego syna swego

— 62 —

A d olfa do Europy i wyjednał mu stanowisko w handlowym d domu przyjaciela swego, kupca A . Pod jego okiem kształcił r się młodzieniec, aby później, czy już w Europie, czy wAme- 1 ryce, w handlowych kołach szukać sobie pracy i chleba. Prze- ; łożony jego b y ł z jego pracy zadowolony, tylk o jedna oko- 1 liczność mu się nie podobała: A d o lf stroił się nader elegancko, i szukał towarzystwa wesołych młodzieńców i większe wydatki s robił, niż mu jego stosunki pozw alały. 'Ż y ł po kawalersku, c z m łodym i kolegami, zwiedzał teatry i zabawy, przyczem c więcej w ydał niż zarobił i wskutek tego do kłopotów przy- s chodził. W uj jego często mu te pańskie zw yczaje wymawiał, [ j lecz g d y znowu A d o lf dostał się do towarzystwa owych boga- i tych marnotrawców, jakich wm ieście dużo było, odzyw ały się j szyderstwa i wrzawy, a śmiechu i rozpusty było co niemiara. [

„Patrzcie na tego starego sknerę, na workach pieniędzy siedzi, j.

a młodemu krewniakowi swemu grosza nie ż y c z y !“ Takie urągania | i m iały ten skutek, iż A dolfa, który b y ł nieco słabego charakteru, \ i coraz więcej w ich sieci ściągały.

Na onym wieczorku b y ł także A d olf, śliczny młodzieniec, f na którego oczy się zwracały. Kupiec A. sam przedstawił swego , wychowanka córce kapitana i dziwna rzecz, te dwa młode serca, | jak by dla siebie b y ły przeznaczone, w dziwnej sym patyi naraz się znalazły. H i [da była panienką wielkiej piękności i onego uroku, który dziwnie na serce każdego m ężczyzny oddziaływa. Na i różowej tw arzy był uśmiech szczęśliwy, jakim się wiosna życia I odznacza, gęsty, jasny _włos, ujęty w warkocz, niby korona [ złota, wznosił się nad czołem, jak by z alabastru i za każdym i uchem odbijał się w blasku płonących lamp. M łodzi w pierwszej [ chwili byli nieco zmieszani, nie wiedzieli, co mówić do siebie;

wtem kapela zagrała, A d o lf podał rękę dziewczynie i w ruchach tańca zw yciężyli swoją niepewność. W głowie młodzieńca j

powstała myśl, że jeśli kiedy o zawarciu małżeństwa pomyśli, I to ta a nie inna będzie jego oblubioną, a tak samo Hilda I mocnego wrażenia doznała na widok młodzieńca; zmieszana na niego patrzała, a gdy się żegnał, takim nań spojrzała wzro­

kiem, jakby chciała powiedzieć: „J a się spodziewam, że cię i jeszcze zobaczę."

A d o lf postanowił u siebie wszystkich sił dołożyć, aby nawiązanych stosunków nie zerwać. W kilka dni później wy­

brał się z w izytą do kapitana. Zachowanie młodzieńca i piękna [ postać jego podobały^ się oficerowi. G dy A d o lf potem zaczął j opowiadać o swoim ojcu, który, nim wyszedł do Am eryki, słu­

ży ł w wojsku cesarskiem i dwa razy b y ł w ogniu, gdzie się okrył chwałą i uznaniem Najjaśniejszego Pana, rozgrzało się serce starego oficera i z wielkiem zajęciem słuchał historyi

- 63 —

dzielnego żołnierza. R ozstali się potem, lecz kapitan zaprosił młodzieńca, aby przy sposobności opowiedział mu bliżej w szyst­

kie szczegóły z życia jego ojca. _

A d o lf b ył szczęśliwym z takiego biegu okoliczności. Cze­

kał niecierpliwie, aż kilka dni upłynie, bo nie chciał się okazać natrętnym; a potem znowu udał się do odległej w illi za mia­

stem, gdzie kapitan sam z córką swoją mieszkał. Tam go ser­

decznie powitano i radośnie przyjęto, bo stary oficer pochłaniał opowiadania 6 bohaterskich czynach o jca ; młodzi mieli spo­

sobność, częściej się w idyw ać i mocno się do siebie przyw ią­

zali. Kapitan' tak b y ł swemi wojennemi sprawami zajęty,_ że nie spostrzegł, iżby A d o lf w tych odwiedzinach jeszcze jaki inny miał interes, i nie pom yślał o tem, że poza jego plecami nawiązuje się węzteł miłości w sercach młodzieńca i panny.

Umiał też przejrzeć um ysł A dolfa, w którym poznał pewną słabość i niestałość charakteru i nie b y ł mile dotknięty, gdy się dowiedział, z jakim i to ludźmi A d o lf niekiedy bywa, z boga­

tymi młokosami i próżniakami. Takie towarzystwo na^ jego miękkie i ulegające usposobienie tylk o niekorzystnie może od­

działać.

Nie było mu do smaku, gdy pewnego dnia stanął przed nim A d o lf w ubraniu galowem, we fraku, z cylindrem, w ręka­

wiczkach, aby z wszelką formalnością prosić ojca o rękę jego jedynaczki. Ojciec b ył w niemałym kłopocie; nie chciał A dolfa obrazić, ani siebie pozbawić towarzystwa, które mu było miłem i dogodnem, a jednak z drugiej strony nie chciał i nie mógł oddać swą ukochaną jedynaczkę w opiekę młodzieńca, o któ­

rego stałości charakteru nie b y ł przekonanym.

„Ja to rozumiem," odpowiedział na jego prośbę, „wszystko to piękne, i dla mojej córki bardzo pochlebne; dużo też znaczy, że Hilda sama jest panu przychylną, choć to nic nadzw yczaj­

nego, bo każda młoda dziewczyna ma pewne marzenia; ale niech sam pan sprawę rozm yśli, czy to nie za wcześnie nieco, że pan sję chce żenić. Cały świat stoi dla pana otworem,^ na cóż się już teraz wiązać i niew olić? Panu trzeba sobie dopiero stałe stanowisko wyjednać a potem dopiero można myśleć o żonie, ale nie już teraz. Pocóż na siebie wkładać kajdany, które bezwarunkowo będą na przeszkodzie? Na mnie zresztą, co do gospodarstwa waszego, pan liczyć nie może. Ja nie mam wiele więcej jak tę skromną emeryturę,_ którą pobieram i córce mojej posagu dać nie mogę, przynajmniej, póki żyję. Te w szyst­

kie rzeczy trzeba rozważyć, aby później rozczarowania nie było.

Ja panu radzę, zaniechaj pan sprawy na ra zie !“

A d olf słuchał Wywodów kapitana z niecierpliwością, wkońcu przerwał mu z uśmiechem na ustach, tłumacząc się d a le j: „M ój

64 —

szanowny panie! o tem wszystkiem ja już myślałem, ale wkońcu przyszedłem do przekonania, że wszystkie przeszkody, które mi w drodze staną, z łatwością przezwyciężę. Ja córkę pana kapitana szczerze kocham, i nie chcę sobie schlebiać, ale jesten pewien, że i ja jej nie jestem obojętnym. Mam tedy mocną nadzieję, że pan kapitan nie odmówi mi jej ręk i!"

P rzy tych słowach patrzał na twarz ojca z takiem dowierza niem, że kapitan ledwie od wzruszenia się wstrzymał. Trudnem mu było, poważną minę zachować i nie dać się w postano wieniu swem zachwiać. Przypuszczać należało, że A dolf, oże niw szy się, większą udowodni stałość, że szczerze będzie si(

o żonę i rodzinę troszczył, tudzież lekkomyślni przyjaciele nie będą nan takiego w pływ u wywierali. A le cóż, g d y b y miało stać się inaczej? G dyby po krótkim czasie znów miał uledz pokusom lekkom yślnych próżniaków i zw odzicieli?

„M ój A d o lfie !“ rzekł z rozczuleniem, o ile stary żołnierz takowemu podlega; „B óg mi świadkiem, jak mi trudno w tej sprawie decydować. Bardzo żałuję, ale ja muszę rzecz tę rozważyć, bo to nie tak łatwo, jedyne swoje kochane dziecię na zawsze w ydać od siebie.“

„ A więc pan kapitan nie ma we mnie zaufania?" zauważył młodzieniec, pow staw szy z krzesła, aby się pożegnał.

„O tem niema m ow y,“ odparł kapitan, przytrzym ując go­

ścia, którego nie chciał w ypuścić; „ale tak od razu nie mogę sprawjr rozstrzygnąć."

Słowa te w yrzekł z taką stanowczością, iż na razie nie można było przypuszczać, żeby postanowienie swe zm ienił; nie pozostało tedy nic innego, jak jeszcze czekać. Tak więc pożegnał się młodzieniec na razie i poszedł z oświadczeniem, że wkrótce znów przyjdzie.

G dy H ilda spostrzegła, że ojciec A dolfa odprawił, bardzo się zasmuciła i' spoważniała. Twarz jej dotąd rumiana po bladła, oczy we łzach, uśmiech na ustach się stracił, wyglą dała jak kwiatek więdnący. Kapitan szczerze i serdecznie ko chał swą córkę. W idząc jej smutek, do głębi serca czuł się wzruszonym i nie miał spokoju we dnie i w nocy. „Łaskawy Boże," pomyślał u siebie, „przecież ja nie jestem takim barba rzyńcem. Ojciec powinien dbać o powodzenie swego dziecięcia, a ja tu przecie nic innego nie zrobiłem. Ja jej dobro tylko na oku miałem."

A d o lf postąpił sobie bardzo rozumnie,; udawał, jakby nic nie zaszło; przychodził regularnie do domu, miewał z kapi­

tanem swoje zabawy jak dawniej, co dla oficera było wielką przyjemnością, raz dlatego, że młodzieńca lubił i doń się przy

wiązał, powtóre, że miał sposób się przekonać, jak się sto­

sunki układać będą.

Taką koleją rzeczy postępowały, gdy nagle po upływie kilku tygodni niespodziewana nadeszła zmiana- Z Am eryki przyszedł telegram, że sędziwy i słabow ity ojciec A dolfa umarł.

Wiadomość ta na umysł młodzieńca okropny w pływ wywarła.

Kochał ojca swego i nigdy nie pomyślał, że go tak prędko utraci. ~W pierwszej chw ili chciał się zerwać i pośpieszyć, aby go raz jeszcze ujrzał i z nim się pożegnał. Dopiero, gdy pierwsze

Peary, odkrywca bieguna północnego.

wrażenie minęło, przyszedł do opamiętania, że to jest rzeczą niepodobną w świecie. Nim on się na miejsce dostanie, to dawno już będzie po pogrzebie, a 011 tylk o n a d g r o b e m ojca stanąć może. R ozw ażyw szy sprawę, postanowił odnieść się do pewnego adwokata w Nowym Yorku, który w przyjaźni z ojcem jego bywał, i jego poprosić, aby pozostałość po ojcu uporządkował.

Sam zaś czuł się niezmiernie sam otnym ; ojciec w grobie, matka go już dawno wyprzedziła, a brata lub siostry nigdy nie było.

Po iipływ ie kilku tygodni otrzym ał z Am eryki pewną

Kalendarz Ewangelicki. 5

sumę pieniędzy, jako spadek po nieboszczyku ojcu. Odebrawszy ją, postanowił w ystąpić ze służby i własny kupiecki interes otworzyć, a potem raz jeszcze o rękę H ild y prosie. M e wątpił 0 tem, że mu jej ojciec teraz nie odmówi. Najprzód jednak chciał się rozm ówić z swym pryncypałem, serdecznym przyjacielem nie­

boszczyka ojca. Kupiec słuchał jego wywodów, kręcił głową nad zamiarami młodzieńca, ale widząc jego stanowczość, nie po­

wiedział, co m yśli o sprawie, ani też nie odradzał od powzię­

tego zamiaru, bo wiedział, że rada jego b yła b y daremną. Za­

pytał się tylko, jakim i towarami zamierza handel otworzyć.

A d o lf miał, jak mu się wydawało, doskonałą spekulacyę. Firma kupca miała bardzo ścisłe zw iązki z Brazylią, osobliwie z por­

tem San Paolo, z którego wielkie zasoby kaw y w yw ożą do Europy. Stąd dowiedział się, że prawie w całej Południowej Am eryce używ ają pewnego rodzaju herbaty, która tanio przy­

chodzi, a na nerwy bardzo łagodnie oddziaływa. Ten rodzaj herbaty chciał rozpowszechnić w Europie, a przeważnie w Niem­

czech. Kupiec b y ł zdania, że na tej sprawie coś jest; tylko potrzeba osobliwie na początku w ielkiego kapitału, ażby się towar rozpowszechnił i w ydał zyski. Powinszował młodzieńcowi do Jeg o przedsięwzięcia i dał do zrozumienia, że w danym razie i pod pewnymi warunkami chętnie mu u życzy pieniężnej pomocy.

Szczęście A d o lfa było bez granic! G dy kupiec zezwolił, aby bez wypowiedzenia się ze służby jego wystąpił, korzystał z tego uwzględnienia i natychmiast w ynajął lokal na biuro, a ponieważ w tym samym domu była opróżniona dawniejsza stajnia, w ynajął i tę na magazyn. Miało to być, rozumie się, tylko na początek, bo za niedługo, pom yślał u siebie, daleko większych i okazalszych lokalności będzie potrzeba.

P rzyją ł do służby kilku pisarzy, którzy będąc bez zajęcia, za skromną zapłatę pracować obiecali. Na razie nie było innej roboty jak pióro gryźć i patrzyć we św iat; najął także sługę sklepowego, który na razie, nie mając roboty, w karczmie wy­

siadywał i z ludźmi się bawił.

A le się sprawy wkrótce ruszyły. Ponieważ A d o lf już od dłuższego czasu tą myślą się zajmował, więc już dawniej wszedł w układy z niektóremi firmami eksportowemi w Bra­

zylii, a te obiecały dostarczyć mu towaru, ile zechce, ale za gotówkę, bez kredytu. Pierwsze przesłane tow ary nadeszły 1 kampania handlowa m ogła się rozpocząć.

Interes się rozpoczął, wskutek zręcznie rozwiniętej reklamy także i pierwsi odbiorcy się. zgłosili, pora była korzystna. Adolf postanowił spróbować szczęścia po raz drugi i w ybrał się do domu kapitana, aby ponownie prosić o rękę H ildy. Nieraz

6 t>

— 67 —

Y f w ostatnich tygodniach napomknął A d o lf o swoich nadziejach, s tak że kapitan musiał się domyślać jego zamiarów co do ręki ł : córki, a choć obaw y i niedowierzania nie przy zw yciężył, nie ł miał jednak dobitnego powodu, odmówić jego prośbie, tem więcej,

że Hilda szczerze go kochała, i nawet sam kupiec nie najgorszą przyszłość rokował. „Interes m ógłby się rozwinąć, — byle go tylko ci lekkom yślni braciszkowie znowu do siebie nie dostali,“

zauważył ż yczliw y pryncypał.

Główna osoba dramatu, złotowłosa Hilda, kręciła się koło ojca i czem tylk o mogła, łasiła się. przed nim, aby go życzliw ie dla nadziei jej serca usposobić.

„Teraz sobie stałe stanowisko, o którem pan kapitan mówił, wyjednałem,“ rzekł uprzejmie do ojca, „ i mam nadzieję, że mi J pan kapitan ręki ukochanej córki nie odmówi."

„To niech i tak będzie, jeśli H ilda zechce iść za pana,“

J ; rzekł ojciec niechętnie, ale innego w yjścia nie było.

Lodow iec płynący po morzu.

Że córka się zgadza, to na miejscu ojcu pokazała, bo skoro przyzwolenie swe wypowiedział, ju ż była w objęciach narze­

czonego i pierwszym całusem zatw ierdzili stanowisko swoje wobec siebie.

Trzy miesiące później było wesele, w najściślejszem kółku rodzinnem, skromne i ciche, ze w zględu na żałobę po nie­

boszczyku ojcu ; po ślubie musiał biedny kapitan cofnąć się do swej w illi, samotny, ponury, bo dla siebie miłe swe dziecię utracił; młode zaś małżeństwo wesołe, szczęśliwe udało się do swego mieszkanka, do którego A d o lf swą miłą i piękną żonę wprowadził. Mieszkanie nie było obszerne, ale bardzo mile i gustownie urządzone, a młodej mężatce w ydawało się jakby istny raj. Z A dolfem swoim była jak w niebie.

Nastała pora gorliw ej pracy i cichego, błogiego szczęścia.

Gdy A dolf w południe i wieczór wracał z biura do domu, cze­

kała nań Hilda, szczęśliwa, promieniejąca, z pałającem okiem, 6*

i w jego objęcia padając, witała męża na progu domu. Potem prowadziła do mieszkania, gdzie ślicznie nakryty czekał ich stół.

A gdy w domu młoda mężatka w maleńkiem gospodarstwie swem szafowała, wszystko oczyszczając, w błogiem uniesieniu, nawpół marząca i nawpół trzeźwa, to pracowała, to znów w za­

pomnieniu w świat spoglądała, małżonek w tedy siedział w swem biurze, rachując, licząc, głowę sobie łamiąc, jakim sposobem m ógłby swój interes podnieść, rozwinąć i mocno ustalić. Sprawy bowiem nie najlepiej się przedstawiały. Z początku przyszło parę zamówień, lecz za niedługo ustały, oczywiście m łody przed­

siębiorca nie licz y ł na to, że ludzie nie tak prędko zabierają się do zmian życia i utrzymania. Pierwsi odbiorcy byli wprawdzie iz1 towaru zupełnie zadowoleni i nowe robili zamó­

wienia, ale ci A d olfa z trudności nie w yrw ali. Do tego koszta przewozu b y ły za wysokie.

W domu naturalnie o swoich kłopotach handlowych nie wspomniał, przeciwnie, młodą swą żonę utrzym yw ał w przeko­

naniu, że wszystkie sprawy jak najlepiej postępują. Ona też więcej się nie w.ywiadywała, bo czego się człowiek spodziewa, w to też chętnie wierzy. Przed ojcem żony także nic nie wspo­

mniał, w stydził się, ponieważ o powodzeniu tak b y ł przekonany.

G dy pewnego dnia spotkał na u licy swego pryncypała, a ten się 0 handlu jego zapytał, beż namysłu odpowiedział na to:

„Bardzo dobrze! Interesa idą doskonale."

Upłynęło kilka miesięcy, lecz w interesie wszystko było jak przedtem. M łody przedsiębiorca musiał się przekonać, że na tej drodze niedaleko zajdzie. Przytem miał dużo wolnego czasu, równie jak jego służba. Cóż z nim było zacząć? Gdyby szedł do domu, to żona się nad tem zastanowi i pytać się będzie, a jeszcze gotowa przyjść na podejrzenie, że sprawy chyba nie najlepiej idą. Taką koleją odwiedził swych dawniejszych przy­

jaciół, k tórzy w pewnym okazałym hotelu w sąsiedztwie każdy dzień w ysiadyw ali i pili. Można sobie w yobrazić, z jakim okrzykiem go powitali, jak posypały się żarty niebardzo deli­

katne. Słowem, niemało mu dokuczali. N astąpiły dni, w których poprzysiągłszy już tam więcej nie iść, siedział w swem biurze 1 z miejsca się nie ruszył. Lecz powoli dawny pociąg obudził się w sercu i nie m ógł się oprzeć w pływ ow i jego, aby tam nie szedł. Znowu chodził i w ysiadyw ał m iędzy rozkosznikami, a często całe popołudnie aż do późnej nocy z; nimi spędzał.

Razu jednego w róciw szy późno do domu, okłamał żonę, tem się tłumacząc, że go obowiązki tak długi czas w interesie za­

trzym ały. Jakże to kłamstwo trapiło go w duszy! G dy żona pełna współczucia i litości zasypała go pieszczotami, spuścił oczy do ziemi i cały się zapłonił, lecz następnego dnia zaś

między przyjaciół poszedł, bo go coś ciągnęło, a z własnej siły nie b y ł w stanie oprzeć się pokusie.

Pomocnicy w handlu, widząc, co pan robi, też się przez to nie stali gorliwszym i. Stracili wszelki zapal do pracy, próżno­

wali i oceniali widoki swej pracy. ,,To nie potrwa długo, trzeba nam się o jakąś inną służbę o g lą d a ć...

Klęska z każdym dniem stawała się groźniejszą. Interesa nie postępowały, lecz upadały; b y ły jak kwiatek, co więdnie i traci się, nim się rozwinął. Niewielka liczba odbiorców żaliła się, że sprawa tak wolnym postępuje krokiem, że konsumenci wolą pić słabiuteńką kawę niż dobrą, pachnącą herbatę; a nawet przychodziły skargi, że im zamówionego towaru na czas nie przysyłają. Oczywiście służba A dolfa obowiązku swego nie

peł-Foki na lodach.

niła, bo pan więcej w gronie kumpanów niż w składzie prze­

bywał. Ponieważ w kasie przedsiębiorcy nie było pieniędzy, aby dostawców herbaty w B razylii gotówką wypłacić, to też zamówienia jego na czas nie przychodziły. Trzeba było w y ­ pożyczyć pieniędzy, aby rachunki popłacić; ale gdzie i u kogo zaciągnąć pożyczkę? A d o lf zwrócił się najprzód do swych kum­

panów, co z nim razem po gospodach w ysiadyw ali, ale na- próżno, „przypadkow o prawie" ani jeden z nich tyle gotówki nie miał.

„A ch, co tam bratku,“ rzekł jeden ź jego podłych kumpa­

nów, niejaki hrabia N „ trwonigrosz najniższego rodzaju; „po co tracić humor? O dy mnie kiedy bieda przyciśnie, że kieszeń próżna, to sobie zagram w karty lub co innego, a w

okamgnie-— 70

niu bieda ueiecze. P a tr z !“ To rzekłszy, sięgnął do kieszeni! ; i rzucił na stół garść złota, ja k b y chciał pokazać, ile wygrać l| ' można. „P ożyczy łb y m ci, co przed sobą widzisz, lecz ja tego I żebractwa sam potrzebuję. A le wiesz: co, spróbuj sam szczęścia, ■ a pewnie się z kłopotu wydobędziesz.“

A d o lf dał się namówić i ostatnią gotówkę stawił na hazard. I Biedny szaleniec. w oślepieniu namiętności, zapomniał żony, | domu, przedsiębiorstwa i dobrego imienia swego i ■— zaczął I grać. Oblicze pałało ogniem namiętności, oczy mu w słup stały, 1 gorączka nim trzęsła, z niecierpliwością czekał wyniku. Sza-1| l°ny, fortuna nie idzie, gdzie jest trud i rozpacz; ona raczej P po stronie szczęśliwych i wesołych staje. Za chwilkę ostatnie I swe grosze p r z e g r a ł. . .

Żona czeka i w ygląda w domu, skoro mąż wróci. Jedzenie i gotowe stoi na stole,, a męża niema. Godzina po godzinie pły- I nie, a męża niema. U stołu siedzi ojciec, już nieco zgłodniały, I Hilda mu czyta gazetę, bo oczy osłabione samemu czytać nie I pozwalają. W a rgi czytają, lecz co czytają, sama już nie wie, I bo m yśli gdzieindziej się znajdują. Roznerwowana, nie wie, 1 dlaczego mąż dzisiaj tak długo nie wraca, do tego jakiś dziwny, 1 niewytłum aczony ogarnia ją strach. Cóż mogło nastąpić, że | A d o lf nie wraca? C zy tyle obowiązków na niego czeka? Ojciec l : zgłodniały zaczyna się marszczyć. „D łu go jakoś dzisiaj ten zięć 1 nie przychodzi. Zaprosi do stołu, a potem tak długo pozwala I

Żona czeka i w ygląda w domu, skoro mąż wróci. Jedzenie i gotowe stoi na stole,, a męża niema. Godzina po godzinie pły- I nie, a męża niema. U stołu siedzi ojciec, już nieco zgłodniały, I Hilda mu czyta gazetę, bo oczy osłabione samemu czytać nie I pozwalają. W a rgi czytają, lecz co czytają, sama już nie wie, I bo m yśli gdzieindziej się znajdują. Roznerwowana, nie wie, 1 dlaczego mąż dzisiaj tak długo nie wraca, do tego jakiś dziwny, 1 niewytłum aczony ogarnia ją strach. Cóż mogło nastąpić, że | A d o lf nie wraca? C zy tyle obowiązków na niego czeka? Ojciec l : zgłodniały zaczyna się marszczyć. „D łu go jakoś dzisiaj ten zięć 1 nie przychodzi. Zaprosi do stołu, a potem tak długo pozwala I

Powiązane dokumenty