• Nie Znaleziono Wyników

Czytanie miasta

1. Krajobrazy miast w prozie fikcjonalnej

Lektur o polskich miastach w okresie międzywojennym powstało bardzo dużo i nie sposób ich wszystkich pokazać z jednakową uwagą. Były wśród nich miasta prowincjonalne i wielkie, przedstawiane z pozycji osiągnięć cy-wilizacyjno-technicznych i „uśpionych” w naturze. Poznawanie przestrzeni miejskich inspirował zwykle użyteczny społecznie lub indywidualnie cel. W  opowiadaniu Zygmunta Nowakowskiego Wszystkie drogi prowadzą do

Krakowa celem takim był udział w sypaniu kopca Kościuszki. Uczestnicząc w tym wydarzeniu, młodzi chłopcy znajdują czas, aby powędrować po Krako-wie po flâneurowsku, dla przyjemności, z miłej potrzeby obecności:

Pogapiwszy się trochę na rynek, na wieżę Mariacką, puścili się przez Grodzką w stronę Wawelu. I stamtąd, z bramy do Kanoniczej, łykać poczęli Kraków, pić pełnymi haustami to miasto, które słało się w dole jak morze dachów,

strze-listych wieżyc, murów ogrodów… Franciszkanie, św. Piotr, św. Anna, Panna Maria, Ratusz i Planty, Planty, Planty…4

W  popularnym Przylądku Dobrej Nadziei tego autora flâneurowskie przechadzki narrator również uzasadniał sytuacyjnie, a  zapisy podmioto-wych doświadczeń „ogarniał” czystym okiem dziecka i w związku z jego ży-ciem codziennym:

Zapis miasta w  oczach dziecięcego flâneura pozostaje na poziomie alfabetu codzienności, przyczynowości i wydarzeń. Rynek pozostaje w pamięci bez Su-kiennic i Ratusza, za to ze sprzedażą karpia wigilijnego po wyjątkowo wysokiej cenie. I to ma znaczenie. Dziecko odtwarza klimat miasta. Pamięć o mieście, w którym spędza dzieciństwo, pozostaje w wymiarze zwykłości, która jednak wskazuje na wymiar zgoła niezwykły – egzystencjalny. Obraz miasta tworzony w zapisie czystych oczu dziecka ma głęboko ukrytą przyczynowość5.

4 Z. Nowakowski, Wszystkie drogi prowadzą do Krakowa, [w:] tegoż, Wytatuowane serca,

Warszawa [1937], s. 154 (podkr. Z.B.); opowiadanie to zostało zamówione przez Książni-cę-Atlas do podręcznika S. Tynca i J. Gołąbka, ale nie było w nim wykorzystane.

5 B. Dyduch, Dziecko w pejzażu miasta, [w:] Zapisane w krajobrazie. Literacko-kulturowe

obrazy regionów dawniej i dziś, red. Z. Budrewicz, M. Kania, Kraków–Bukowno 2008, s. 144

W  innej powieści dla młodzieży, wyróżniającej się w  międzywojniu większą niż Przylądek popularnością, miasto swego dzieciństwa Nowakow-ski także przedstawiał z wyraźną myślą edukacyjną, która nie niszczyła i nie redukowała jej wartości artystycznych. Powstały w  1933 r. Puchar

Krako-wa doczekał się w  okresie międzywojennym aż 8 wydań (dla porównania – wcześniejszy o 3 lata Przylądek… miał 6 wydań). Ukazał się w cyklu: Po Ziemiach Polskich (serii: Polska i Świat Współczesny), a jego sensy ideowe związane były z edukacją krajoznawczą i regionalną.

Z. Nowakowski, krytyk literacki, publicysta, aktor, był także twórcą ma-łych form narracyjnych opracowanych na potrzeby szkolnych antologii (oraz ich współredaktorem). Opublikowane w  1936 r. tomy opowiadań tworzył „pod dyktando” potrzeb wydawnictw oraz wymagań koncepcyjno-programo-wych polonistyki szkolnej6. Pisarz chętnie sięgał po problematykę społeczną, ale nadawał jej formy „szkolno-czytankowe”. Utwory te szybko się dezaktu-alizowały i ulegały zapomnieniu. W okresie międzywojennym opublikował jeszcze „pogawędkę” dla młodzieży na tematy ważne społecznie7.

Popularność utworów Nowakowskiego o Krakowie dowodzi, że od chwi-li narodzin celnie trafiały w potrzeby czytelnicze swoich adresatów. Na te-mat pierwszej z powieści wiemy dziś dużo, o Pucharze Krakowa – niewiele. Podobnie jak Przylądek… była fragmentarycznie wykorzystywana w szkole8 i poza nią. W naprędce tworzonym w 1939 r. zbiorze, znamiennie zatytu-łowanym: Polacy u siebie wśród utworów na temat przestrzeni narodowe-go sacrum różnych autorów są teksty Nowakowskienarodowe-go (fragment Pucharu) i Ferdynanda Goetla (Hejnał z wieży Mariackiej)9. Obaj pisarze wędrówki po mieście królów zamieniają w pielgrzymowanie do źródeł kultury narodowej: Wawelu i kościoła Mariackiego – najznamienitszych Ojczyzny świątyń.

Prezentację miasta nowoczesnego w Pucharze Krakowa funkcjonalizo-wał koncept fabularny – bieg olimpijski głównymi ulicami Krakowa, w któ-rym weźmie udział główny bohater, gimnazjalista z Rzeszowa. Konieczność

6 Chodzi o zbiory opowiadań: Wytatuowane serca; Złotówka Manoela, Warszawa [1936].

Twórczość tę analizuję w książce: Czytanka literacka w międzywojennym gimnazjum.

Geneza, struktura, funkcje, Kraków 2003, s. 231, 233–234.

7 Z. Nowakowski, Serce i bat, Lwów 1935, „pogawędka” dla młodzieży na temat opieki nad

zwierzętami; nadto powieść Pani służba, Warszawa 1938; oraz Cuda teatru, Biblioteka Szkoły Powszechnej. Przedmioty Mówią, Lwów 1933.

8 Przylądek Dobrej Nadziei wykorzystywano w antologiach: S. Tync, J. Gołąbek, Z. No-wakowski, Piękna nasza Polska cała. Czytanka polska dla V klasy szkoły powszechnej, Lwów–Warszawa 1933; J. Zaremba, J. Ostrowski, U nas w Polsce. Czytanka dla klasy

V szkół powszechnych trzeciego stopnia, Lwów 1938; natomiast Puchar Krakowa przy-taczano we fragmentach [w:] H. Grotowska i Z. Klingerowa, Czytanka polska dla piątej

klasy szkoły powszechnej, Lwów 1935.

9 Z. Nowakowski, Wawel, [w:] Polacy u siebie, Warszawa 1939, s. 6–10; F. Goetel, Hejnał,

wcześniejszego poznania trasy, późniejsze poszukiwania zgubionej nagrody oraz demonstrowane pragnienie kontaktu z zabytkami kultury wymagały nie tylko prezentacji topografii całego miasta i jego osobliwości krajobrazowych. Obok „zwykłych” miejsc były też przestrzenie wyróżnione przez narratora głębią doświadczeń duchowych wszystkich podróżnych, ludzi „nowożytnych i twardych”, jak Polacy z Ameryki, którzy odwiedzając Wawel, płaczą. „Są znowuż tacy, którzy muszą być na Zamku kilka razy do roku, aby nacie-szyć się widokiem tego, co narasta, wydobywa się spod pyłu zapomnienia, spod wiekowych gruzów. Bo Wawel rośnie z dnia na dzień, potężnieje i roz- kwita”10. Punkt ciężkości narrator kierował na zmienność doznań, zależną od psychofizycznej kondycji podróżującego po mieście chłopca, jego zdolno-ści „zanurzenia się” w przestrzeń w różnych porach dnia:

Antek uśmiechnął się i wszedł w Planty. Ale teraz były już inne, nie te same,

po których wczoraj wlókł się resztką sił. Buchały zielonością i słońcem. I były wesołe, roześmiane. Olbrzymie kasztany stały w  kwiatach, podobne do

za-palonych choinek w dniu Bożego Narodzenia. Ach, jakiż piękny był Kraków tej czerwcowej niedzieli! Antek napatrzeć się nie mógł drzewom, klombom

kwiecistym i starym basztom. Kilka oswojonych wiewiórek biegało po trawniku, zbierając to, co im rzucały dzieci. Po sadzawce znowuż krążyły łabędzie i kaczki. Pod szumiącą fontanną kąpały się wróble. Nad Barbakanem unosiła się chmura gołębi (s. 19, podkr. Z.B.).

Obrazy nowoczesnego rozwoju miasta w Pucharze Krakowa uwidacznia-ły się w bezpośrednich kontaktach z nowymi technologicznie osiągnięciami, jak kąpiel młodego bohatera w „cudzie na cudami” techniki – pierwszym ba-senie zimowym podarowanym Stowarzyszeniu Młodzieży Chrześcijańskiej (IMCI) przez Amerykanina. Doznania cielesne chłopca były przekonującą afirmacją wielkomiejskiej i dynamicznej nowoczesności, ale także wielogło-sowej „mowy” miasta. Zasłyszane ułamki rozmów czy odgłosy tłumnego życia układały się w tekstowy kolaż, który tworzyła również „muzyka” prze-szłości (na przykład w rozbudowanych scenach zwiedzania Wawelu). Głów-ny bohater ją także trafnie rozpoznawał i interpretował.

Doświadczenia audytywne uwznioślały przestrzeń, nadając Krakowowi cechy miasta czującego. W jednej ze scen z Pucharu… to ono (a nie podróżni) z nadmiaru doznań wstrzymuje oddech. „Po takim doświadczeniu podmiot jest kimś innym – konkluduje Wojciech Tomasik – czuje się jak nowo naro-dzony”11. Nowakowski obdarza takimi doznaniami wzniosłości nie tylko

lu-10 Z. Nowakowski, Puchar Krakowa, Kraków 1933, s. 44. Dalsze cytaty pochodzą z tego

wydania.

11 W. Tomasik, Na drodze żelaznej (o dziewiętnastowiecznym doświadczaniu

nowoczesno-ści), [w:] Literackie reprezentacje doświadczenia, red. W. Bolecki, E. Nawrocka, Z

Dzie-jów Form Artystycznych w Literaturze Polskiej, Warszawa 2007, s. 174 (podkr. W.T.). Autor podkreśla, że potoczny zwrot „przestać oddychać na jakiś widok” to – po pierwsze

dzi, ale i miasto. Wyróżnienie w jego przestrzeni Wawelu – świątyni pamią-tek narodowych – nie zaskakuje. Była to częsta praktyka w relacjonowaniu przebiegu podróży. „Górność” przeżyć takich miejsc pozwalała traktować je jako synekdochiczną pars pro toto Krakowa i Polski12. Do charakterystycz-nych zjawisk/przedmiotów wzniosłości13 należało bicie dzwonu. W relacjach z podróży po Krakowie dzwon Zygmunta rzadko milczał14, a zbiorowe wsłu-chiwanie się w  jego głos było przekonującym przykładem doświadczenia wzniosłości, kreowanym na użytek pedagogiki podróżowania po polskiej zie-mi. Królewski majestat „złotej muzyki” dzwonu w powieści Nowakowskiego wprawiał w drżenie serca ludzi, mury miasta, a nawet rozsłonecznione po-wietrze. Tłum zgromadzony u podnóża Wawelu poddawał się jak w hipnozie lub śnie mowie potężnego Zygmunta:

Był w potężnym głosie Zygmunta majestat królewski. Dźwięk padł jak rozkaz

miasto, które wstrzymało oddech… Uczestnicy wycieczki czeskiej pierwsi

zdjęli kapelusze. W ślad za nimi poszli inni. Drżało wzgórze Wawelu, drżały pro-mienie zachodniego słońca. Dźwięk Zygmunta, ten dźwięk jedyny, szedł górą, właśnie po promieniach słońca, które były jak struny arfy Dawidowej. Dźwięk szczerozłoty, pełny a grający echem stu armat zdobycznych. Słucha się go ser-cem wezbranym. I chciałoby się, aby dzwonił bez końca. Człowieka ogrania lęk, że ten głos ustanie za chwilę i w powietrzu uczyni się niezmierna, głucha

próżnia.

Ale jeszcze nie ustał. Bije. Wali! Grzmi! I – rzecz dziwna– oprócz siły ma

w so-bie dobroć, słodycz. Huczy, ale i pieści zarazem. Grają w nim wieki. Tętni

czterysta lat. Pędzi skrzydlata husaria, szumią proporce, rozwinięte na wiatr, jak żagle…

Miasto, wszystkie ulice po brzegi pełne są złotej melodii. Nawet gdy dzwon umilknie, zostaje coś w powietrzu, w murach, w sercu. Coś niezapomnianego.

Uderzenia są coraz wolniejsze, słabsze, ale z każdą chwilą jeszcze bardziej uro-czyste. Kończą się wreszcie, giną, a ludzie stoją długo, długo, nie śmiejąc ust otworzyć. Ocknąć się można dopiero w dobrą chwilę później (s. 46, podkr. Z.B.).

Zastosowane w tym opisie figury retoryczne (praesens historicum, hiper-bole, powtórzenia, wyliczenia, porównania) nasycały deskrypcje

niezwerba-nie móc nic powiedzieć (bo widok „odbiera mowę”, „zamurowuje”), po drugie – umrzeć (zostać „porażonym” tym, co się widzi, „osłupieć”, widząc coś nadzwyczajnego).

12 Zob. A. Czabanowska-Wróbel, Droga do Krakowa. Mediacyjna rola miasta

w dwudziesto-wiecznej literaturze dla dzieci, [w:] Kraków mityczny. Motywy, wątki, obrazy w utworach

dla dzieci i młodzieży, red. A. Baluch, M. Chrobak, M. Rogoż, Kraków 2009, s. 13–15; Z. Budrewicz, „W Ojczyzny świątyni”. Kraków w antologiach szkolnych z lat

międzywo-jennych, [w:] tamże, s. 259–272.

13 J. Płuciennik, Figury niewyobrażalnego. Notatki z poetyki wzniosłości w literaturze

pol-skiej, Kraków 2002, s. 14.

14 Zygmunt dzwonił prawie zawsze w utworach z antologii szkolnych okresu

lizowanymi doznaniami wzniosłości15: ekstatycznym milczeniem czy emo-cjonalnym oczekiwaniem. Kierując uwagę na głębię takich przeżyć i myśli, narrator pokazywał wzór podróżnego – chłonnego odbiorcy wrażeń, który umiejętnie reagował na podniety i czerpał z nich mentalną radość.

W innych podróżach także obecne były sceny wywoływania wzniosłych doznań (entuzjazmu, podziwu, ekstazy). Pisarze wiązali je z percepcją emo-cjonalną i  ujawniali trudności w  zwerbalizowaniu doświadczeń. W  powie-ści Kilarskiego narrator (zbiorowe „my”) wyjawiał nawet swoją bezradność w  określeniu doznań w  kontakcie z  przestrzenią Wawelu. Bo jak nazwać uczucia – pytał – związane z przybyciem po latach tułaczki do domu rodzin-nego?

Czuliśmy to wszyscy, że dziś w Krakowie, z pewnością na Wawelu, oczekuje nas chwila podobna. Ten wyraz ujmujący treść podróży naszej, w jedno, wyraz

nie dający się wypowiedzieć, synteza trudna do sformułowania, której kształt ująć może tylko uczucie. […] Stało się w cieniach, wśród których migoty

wiecz-nego światła dobywają złote promienie z oblicza Ostrobramskiej, siejąc je na ciosową pokrywę, gdzie prochy Adama. Tam przytulonym do murów krypty

Mickiewicza, stało się nam ciałem słowo Ojczyzna, która jest jak zdrowie16. Nie chodziło więc o samą estetykę przedmiotu wzniosłości (artyzm za-bytków). Ekstatyczne pragnienia odsłaniały stan umysłu i duszy podróżnych, głębię emocjonalnego zatopienia się w przeszłości własnego kraju, symboli-zowaną przez dzieła kultury.

– W skupieniu i rozradowaniu stajemy przed wrotami Katedry. Na klęczkach chciałoby się iść. Nie wyliczyć wrażeń, uniesień i  zachwytów, rzewnych wzruszeń i odzewów dumy. Patrzymy na kamienne twarze królów. Śpią. – Nie,

czuwają. – Są, trwają w narodzie i przez wieki niestrudzeni uczą i wiodą. – Światła tu pełno. Odbite od białych ścian hojnie spływa w dół, rozchodząc się

w głębię kaplic. W wieniec bezcenny układały je długie lata, gromadząc w nich bogactwa piękna, zapisując w kształtnych liniach świadectwa wysokiej kultury polskiego narodu. Przechodzimy z  epoki do epoki, przechodzimy przez

hi-storię, wiedzeni pięknem pozostałym po odległym życiu(s. 247, podkr. Z.B.).

Wzniosłość upojenia cielesno-duchowego zamieniała realną przestrzeń w  czasoprzestrzeń wielkiego święta, przemieniając zarazem podróżnych w  pielgrzymów17. Doznania odmieniające codzienność w  czas wzniosłych

15 O  przedstawianiu nieprzedstawianego zob. Literatura wobec niewyobrażalnego, red.

W. Bolecki, E. Kuźma, Warszawa 1998; J. Płuciennik, Figury niewyobrażalnego...

16 J. Kilarski, Na południowych rubieżach Polski. Wycieczka młodzieży poznańskiej od

Łuc-ka do Katowic, Poznań–Warszawa–Wilno–Lublin 1922, s. 248 (podkr. Z.B.). Dalsze przy-toczenia pochodzą z tego wydania.

17 „W pielgrzymowaniu chodzi także o specyficzny rodzaj kontaktu – pisze Anna

Wieczor-kiewicz – ze światem w warunkach czasoprzestrzeni odmiennej, inna niż ta codzienna.

przeżyć świątecznych rezerwowano zwykle w omawianej prozie na wieńczą-ce podróżowanie po polskiej ziemi swieńczą-ceny na Wawelu oraz w kościele Mariac-kim. W relacjach Kilarskiego narrator poddawał się grze świateł witraży oraz polichromii modlących się i  muzykujących aniołów Matejki18. Sensualno--duchowe sycenie się pięknem kościoła Mariackiego i jego tajemnicą nie było tylko reakcją emocjonalno-mentalną na baśniowe czary. Podróżni, sycąc się nimi, uświadamiają sobie, że ich źródłem jest historyczno-kulturowa „szcze-gólność” przestrzeni narodowych.

Jest!... Ukazały się berła wież. Wpite w nie oczy, w te królewskie

niesplamio-ne znaki królewskiego naszego plemienia. Po wielu dniach pracy mamy naszą niedzielę, dzień święta. […] Zanurzyliśmy się w jego [kościoła Mariackiego

– Z.B.] złoty mrok, przesuwając się cicho wśród pobożnych, by dopłynąć do

Stwoszowego ołtarza. Zamknięty. To nic. Wciśnięci w ramiona stall, sycimy się

przesączonymi przez witraże tęczami, ku którym tęczowymi swymi skrzydła-mi wzlatują chłopięce polskie aniołki Matejkowskiej polichroskrzydła-mii. Schyliwszy

kornie głowy przed Stwoszowskim Ukrzyżowaniem, czerniącym się na srebr-nych blachach, wychodzimy na światło wyjętego z bajki Mariackiego zakątka. Zafalowało powietrze od chmary gołębi. Uśmiechnął się nam rodzinny dom, jak byśmy po latach tułaczki weszli w jego podwórze (s. 246–247, podkr. Z.B.).

Przypisywane miejskim przestrzeniom sensy duchowe wzmacniała sym-bolika dni świątecznych. Dzięki nim stają się jeszcze bliższe, jak bliskie jest każdemu człowiekowi bycie u siebie, w domu. Podobnie jak Kilarski przez magię czasu świątecznego pokazywał fascynację urodą Krakowa Buczkowski. Jego Kraków z popularnej serii dla szkół powszechnych19 symuluje wędrów-kę między innymi po średniowiecznym mieście „wywoływaną” na sposób baśniowy. Czarodziejski pierścień na palcu wędrowca przenosi go (i wszyst-kich podróżnych) w inny czas i przemienia ich w żaków. Podsłuchując i ga-wędząc (po łacinie), włączają się w  tłum procesji, poddają się żywiołowej pierwotności przeżyć. Chwyt podróży baśniowej nie uchronił utworu przed schematyzmem wycieczki z  przewodnikiem, autorytatywnie narzucającym wiedzę o mieście i kierunek jego zwiedzania. Walorów tej podróży nie pod-niosły również deskrypcje literackie, fundowane czytelnikom na zakończenie wędrówek, w której autor zamieszczał przykłady urody starych krakowskich

transkrypcji na formę czasoprzestrzenną, doznawaną w sposób konkretno-zmysłowy, po-glądową, łatwiejszą do uchwycenia ludzkim umysłem”. A. Wieczorkiewicz, Wędrowcy

fikcyjnych światów. Pielgrzym, rycerz, włóczęga, Gdańsk 1996, s. 16 (podkr. A.W.).

18 J. Kilarski, Na południowych rubieżach Polski..., s. 246–247. Dodajmy, że te same

Ma-tejkowskie anioły w poetyckiej transpozycji S. Maykowskiego (Anioły Matejki) zapraszały młodzież gimnazjalną do odwiedzenia kościoła Mariackiego. Szerzej o tym utworze piszę w pracy: Wydobyte z zapomnienia. Propozycje lektur dla szkoły podstawowej

i gimna-zjum, Kraków 2006, s. 212–214.

19 K. Buczkowski, Kraków, Biblioteka Szkoły Powszechnej nr 33, Lwów 1933. Dalsze cytaty

uliczek. Nasączony efektami wizualnymi opis starej uliczki wydobywał kon-trastową zmienność jej wyglądu. Na co dzień biegnie krzywo, wychodzi z sze-regu, jak starucha podpiera się kijem; rozświetlona słońcem – drga i faluje. W dzień świąteczny barwnie się stroi i słucha pieśni. Nabiera cech ludzkich i na równi z podróżnymi staje się bohaterem sytuacji.

Można latami mieszkać w tym mieście i odkrywać ciągle nowe piękności jego ulic, domów i kościołów. Taka stara ulica krakowska biegnie sobie linią nieco

krzywą. Domy wychodzą nieco z szeregu, bo przepisy budowlane w dawnych

wiekach nie były tak surowe jak dzisiaj. Jak staruchy kijami, tak one podpiera-ją się skarpami (tj. ukośnymi podporami), jakimi zaopatrzono je zwłaszcza po

napadach szwedzkich. […].

Trzeba widzieć te ulice, gdy uderzy w nie słońce, rzucając głębokie cienie poza

skarpami, a rozświetlając rzeźby i stiuki na fasadach – jak one wtedy drgają i fa-lują podobne do rzeki. Trzeba je widzieć w dni uroczyste, przystrojone barwny-mi chorągwiabarwny-mi, zasłuchane w pieśni pochodów (s. 34, podkr. Z.B.).

Ten sposób czytania wielkich zabytków Krakowa eksponował umiejęt-ności dostrzegania i  odczuwania zmysłowego, mógł więc podróżnego wy-rywać „ze stanu niedowidzenia i niedosłyszenia”, by posłużyć się formułą Gadamerowską20. Dawał młodzieży wartościowe przykłady doświadczenia miasta jako przestrzeni czującej.

W innej podróży z tej samej serii (Biblioteki Szkoły Powszechnej) lektu-rę miasta ukierunkowały relacje czasu historycznego wobec czasu współcze-snego (czytelnikowi). Warszawa Kazimierza Konarskiego to miasto wyśnione w  dziwacznym śnie starej, mocnej puszczy, w  którym rybacka wiosczyna (z  legendy o  Warsie) przemienia się w  budowane trudem pokoleń miasto, burzone przez kolejne huragany dziejów i uparcie odradzające się. W sygna-lizowanych tylko sytuacjach podróży wolna, niepodległa „stolica serc i ziem polskich” ukazywała wewnętrzną moc państwa, „którego granice wyrąbał szablą żołnierz polski”21. Losy starego nadwiślańskiego gniazda w gawędzie narratora z czytelnikiem zderzają się z obrazem nowocześnie i planowo roz-wijającego się miasta. Intencje pedagogiczne takich przedstawień wyrażone są expressis verbis: „Od was, Dzieci i Młodzieży Polska zależeć będzie, ja-kim Warszawa będzie miastem i jaką stolicą” (s. 36). Mimo fikcjonalnych chwytów przedstawiania Warszawy tekst zbliża się do dokumentalnej lek-tury miasta. Za fasadą patetycznych deskrypcji nie krył się żaden zamysł stymulowania wyobraźni czytelnika.

20 H.-G. Gadamer, Aktualność piękna. Sztuka jako gra, symbol i piękno, tłum. K.

Krzemie-niowa, Warszawa 1993, s. 49.

21 K. Konarski, Warszawa, Biblioteka Szkoły Powszechnej nr 21, Lwów 1936, s. 33. Dalsze

Doświadczenie wzniosłości uobecniało się również w powieściach opar-tych na motywach wielkiej przygody, ale nadmierne nasycenie płytkimi werbalizacjami doznań sensorycznych mocno schematyzowały sferę odczuć i reakcji czytelnika. Cechę tę widać w powieści A. Janowskiego Samolotem

nad Polską22. Trudno tu znaleźć przykłady miast, w których młodzi chłop-cy nie doznaliby wielkich oczarowań cudownością „naszej Polski”. Nie cho-dzi tu tylko o tak znaczące miejsca sakralne, jak „cudowna kaplica” na Ja-snej Górze, „cudowny posąg Kordeckiego”, „przecudne stacje drogi krzyżo-wej, płonące w  oślepiającej pozłocie popołudniowego słońca”. Zwiedzaniu gnieźnieńskiej archikatedry towarzyszył prawdziwy wybuch młodzieńczego podziwu „dla cudów prastarej świątyni”: wnętrza z grobem apostoła Polski i „przepysznych kaplic z pomnikami grobowymi prymasów polskich” (s. 69). Dodajmy do tego ciągi „olśnień” i  „oszołomień” przy zwiedzaniu katedry poznańskiej oraz „największej świętości” Wilna. Werbalizowane doświadcze-nia wzniosłości w Kaplicy Ostrobramskiej narrator wzmocnił informacjami o odrealnionych stanach psychicznych bohatera, którego „ogarnęła dziwna błogość, jakieś upojenie, że zda się był oderwany zupełnie od ziemi, a duch jego obcował z aniołami” (s. 106).

Do eksponowania doznań wzniosłości Janowski przywiązywał duże znaczenie poznawczo-wychowawcze. Przykłady odczuwania przez młodych podróżnych sfery niewyrażalnej mogły zachęcać czytelnika do kontemplacji tajemnicy sacrum, piękna kultury i osiągnięć człowieka. Autor jednak nie wykorzystał takich możliwości. Reakcje jego bohaterów przytłaczają sztucz-nością doznań – schematyzmem komunikowania zdarzeń istniejących w su-biektywnych przeżyciach. W  konsekwencji tak wyrażana afirmacja miejsc jest psychologicznie niewiarygodna.

Do podróży krajoznawczych, wykorzystujących elementy fantastyki jako fasady, maskującej perswazyjność sensów ideowo-edukacyjnych, należała gawęda o Wilnie Witolda Hulewicza, literata i działacza kulturalnego23. Kon-cept podróżowania oparł na dialogu z czytelnikiem-wędrowcem spersonifiko-wanej książki, której przyznał funkcje przewodnika po mieście24, programu-jącego zachowania poznawcze. Jasno przedstawia ich cel: umieć patrzeć, by odkryć „duszę” miasta oraz „spełniać się sportowo”. Pozornie oryginalny po-mysł fabularny czytania przez współczesność przeszłości Wilna nie zapobiegł konwencjonalnemu przedstawianiu treści historyczno-kulturowych.

Obiecy-22 A. Janowski, Samolotem nad Polską. Przygody lorda Ralfa. Powieść dla młodzieży,

War-szawa 1921. Wszystkie przytoczenia pochodzą z tego wydania.

23 S. Helsztyński, Hulewicz Witold, [w:] Polski słownik biograficzny, t. X,

Wrocław–Warsza-wa–Kraków 1962–1964, s. 96. Jego portret zawarł w Trzynastu opowiadaniach (Vosses de Polonia) K. Pruszyński.

24 W. Hulewicz, Gniazdo żelaznego wilka, Dookoła Polski. Biblioteczka

wana gawęda o podróży okazała się, w gruncie rzeczy, wycieczką kierowaną