• Nie Znaleziono Wyników

KRASZEWSKiEGO A PSEUDONiM STAREGO DOKTORA - MOŹLiWE

PARALELE

Janusz Korczak, pseudonim literacki Hen­

ryka Goldszmita, powstałzupełnie przypadko­

wo w czasie młodości, gdy posyłał na konkurs swój dramat pt. „Którędy". Szukając w myślach godła, spojrzał po prostu na książkę Kraszew­

skiego o Janaszu Korczaku, leżącą właśnie na stole. Napisał to nazwisko na rękopisie. Na­

stępnie zecer zmienił imię Janasz na pospo­

litsze - Janusz. I tak już pozostało1.

To proste wyjaśnienie pierwszej bio- grafki Starego Doktora prowokuje do zada­

nia kilku pytań. Wiadomo, że późniejszy au­

tor Króla Maciusia używał też innych pseu­

donimów (Hen, Hen.Ryk.). Dlaczego został przy tym, jak pisze Hanna Mortkowicz-Ol- czakowa, przypadkowym - w dodatku znie­

kształconym - użytym jako godło dla po­

trzeb konkursu, który odbył się w roku 1899?

Młody autor już od trzech lat publikował w satyrycznym czasopiśmie „Kolce”. Czy, tak skłonny do autorefleksji pisarz, nie zastana­

wiał się (być może później) nad znaczeniem przybranego pod wpływem impulsu imie­

nia i nazwiska? W tradycji żydowskiej nada­

nie/przyjęcie nowego imienia nie jest wyda­

rzeniem błahym i bez znaczenia. Przeciwnie, pociąga za sobą określone konsekwencje, często determinując los człowieka, opisu­

jąc jego powołanie. Imiona mają też duże znaczenie w twórczości literackiej autora Kajtusia Czarodzieja2. Nawet jednak, gdyby Korczak istotnie nie przywiązywał wagi do swojego pseudonimu i nie zastanawiał się nad nim, sam fakt, że na jego biurku leżała książka Kraszewskiego, można uznać za wy­

starczający powód zainteresowania się nią.

Jej lektura natomiast skłania do sformuło­

wania kilku hipotetycznych odpowiedzi na pytanie, dlaczego Henrykowi Goldszmitowi mógł odpowiadać pseudonim, zaczerpnię­

ty z powieści pt. Historia o Janaszu Korcza­

ku i o pięknej miecznikównie.

Warto przypomnieć, że Józef Ignacy Kraszewski był jednym z ulubionych pisa­

rzy późniejszego doktora i pedagoga. We wspomnieniach wymienia go na pierwszym miejscu przed Dygasińskim, Asnykiem, Bro­

dzińskim, Konopnicką3 jako najchętniej czy­

tanych we wczesnej młodości. Historia o Ja ­ naszu Korczaku nosi podtytuł Powieść z cza­

sów Jana Sobieskiego i jej akcja toczy się w roku wyprawy wiedeńskiej (1683) na kre­

sach ówczesnej Rzeczypospolitej, narażo­

nych na częste napaści tatarskie. Jest to w zasadzie powieść awanturnicza (przygo­

dowa) z wątkiem miłosnym, o motywach charakterystycznych dla twórcy Starej ba­

śni (np. ważny jest tu powtarzany wielo­

krotnie w innych powieściach motyw pana i sługi)4. Tytułowy bohater jest właśnie słu­

gą bogatego miecznika, nieszczęśliwie choć z wzajemnością (!) zakochanym w córce swe­

go pana - Jadzi. Pierwodruk powieści miał miejsce w 1874 roku w czasopiśmie dla ko­

biet „Bluszcz”.

O tym, że Historia o Janaszu Korczaku i pięknej miecznikównie jest w stanie jeszcze dziś być źródłem lekturowej przyjemności, świadczy wpis (z 22 sierpnia 2011) na blo- gu Izy oraz komentarze do niego. Autor­

ka reklamuje powieść Kraszewskiego jako komedię romantyczną z elementami przygo­

dowymi z ... czasów Sobieskiego. [...] Niezbęd­

ne składniki romantycznego dania w wersji współczesnej to: impreza, była dziewczyna/

facet, brak zasięgu, zagubione maile, wyli- niały york i Meg Ryan. Porównajmy to z wersją barokową, tu pomocne są ingrediencje takie jak; tatarski najazd, niewola turecka, ponure zamczysko na Podolu, alternatywny absztyfi- kant, wujek kauzyperda i ucięta głowa. Sami oceńcie, który zestaw oferuje większe możli­

wości:). A to jeszcze nie koniec atrakcji zaser­

wowanych przez kreatywnego JIK-a5.

Przywoławszy w ten sposób akcję, bra­

wurowo naszkicowaną przez współcze­

sną blogerkę, skupię się na postaci głów­

nego bohatera. Kim był zatem Janasz Kor­

czak? I jakim był człowiekiem? Dlaczego mógł się w nim odnaleźć maturzysta Hen­

ryk Goldszmit?

Po pierwsze, bohater powieści Kra­

szewskiego był sierotą. Wiadomo, jak bar­

dzo wyczulony na los osieroconych dzieci był późniejszy dyrektor Domu Sierot. Mło­

dzieniec, włóczący się po najbiedniejszych i najbardziej niebezpiecznych zaułkach War­

szawy wraz z przedstawicielami ówczesnej cyganerii artystycznej, z pewnością widy­

wał sceny, opisane ostatnio sugestywnie przez Joannę Olczak-Ronikier: W prywat­

nym, wielkim mieszkaniu kłębili się pozba­

wieni opieki zdziczali „podopieczni" - bez­

radni, zapłakani malcy i rozwydrzone kilku­

nastoletnie łobuzy - wszyscy głodni, wychu­

dzeni, brudni, obdarci i chorzy6. Sam także czuł się sierotą, i to chyba nie tylko od fak­

tycznej śmierci ojca (1896), ale już znacznie wcześniej. Przeżywał swoje osierocenie psy­

chiczne przez oboje rodziców, nie zajmują­

cych się nim tak, jak by tego oczekiwał i jak zapewne potrzebował7. Warto też zauwa­

żyć, że niezachowana sztuka konkursowa Którędy?, na której po raz pierwszy pojawił się podpis Janasz Korczak, powstała na mo­

tywach autobiograficznych. Opisywała trud­

ne relacje chłopca z ojcem, popadającym w końcu w obłęd. Współczesna biografka

Starego Doktora podkreśla terapeutyczne znaczenie zaginionego dramatu dla jego twórcy8. Zapewne też nie bez znaczenia był fakt, że sztuka została doceniona przez jury, zdobywając wyróżnienie obok utworów ta­

kich późniejszych sław literackich jak Lucjan Rydel czy Jan August Kisielewski. Mogło to także przyczynić się do sentymentu, jakim obdarzył swój nowy pseudonim początku­

jący pisarz (użył go już wkrótce pod publi­

kacją w ważnym ówczesnym tygodniku spo­

łeczno-kulturalnym - „Wędrowiec").

Wracając do Janasza Korczaka - boha­

tera Kraszewskiego, mógł on zapewne czuć żal do ojca, który niegdyś zamożny, całą ma­

jętność puścił w świat przez swawolę9. To tak­

że zbieżność z losami Henryka Goldszmi- ta. Wzrastając w zamożnym domu, musiał z powodu rozrzutności i choroby ojca zmie­

rzyć się jako nastolatek z ubóstwem oraz ko­

niecznością zarobkowania.

Kolejne podobieństwo obu młodzień­

ców to ich wiek: w momencie rozpoczęcia akcji powieści wychowaniec Miecznika ma dwadzieścia lat. Podobnie jak debiutujący dramatopisarz, „pożyczający" sobie nazwi­

sko od powieściowego bohatera. Ten wiek ma swoje prawa, do których należy niewąt­

pliwie pierwsza poważna miłość. Temat za­

kochania i miłości był w tym czasie bardzo bliski autorowi Dziecka salonu. Pojawił się w ważnym opowiadaniu o problemach wieku adolescencji Spowiedź motyla. Prze­

wija się jako retrospekcja w pisanym pod koniec życia Pamiętniku. Otwartość, z jaką twórca dramatu Którędy? traktuje sprawy płci, zwróciła także uwagę jurorów konkur­

su10. Lektura romansu historycznego Kra­

szewskiego potwierdza zainteresowanie dwudziestolatka tematyką miłosną. Tu po­

jawia się jeszcze jeden - przyznaję, że moc­

no zatarty - ślad zbieżności: Igor Newerly sugeruje, że [... ] na Solcu narodziła się jedyna

miłość Henryka do siedemnastoletniej Wikty, córki Wilczków [biednej rodziny robotniczej, KZ], zatrudnionej w krawieckim magazynie i op isan ej z czułością w „ Dziecku salonu". Miłość odwzajemniona, ale pozbawiona jakich­

kolwiek perspektyw...11 Ukochana Janasza - Jadzia - ma lat szesnaście na początku akcji, a zważywszy, że fabuła rozwija się w ciągu dwu lat, pod koniec osiąga wiek Wikty. Od początku też odwzajemnia uczucie chłopca, a nawet pierwsza je okazuje. Nierówność społeczna i majątkowa (tu odwrotna niż w sytuacji warszawskiego studenta, to męż­

czyzna stoi niżej w hierarchii) nie pozwala jednak na spełnienie,

powodując cierpienia obojga. Janasz ucie­

ka przed niemożliwą w swoim przekona­

niu miłością (podob­

nie jak Henryk?), ry­

zykuje życie, poświę­

cając je i narażając dla Miecznika, a póź­

niej - cudownie oca­

lony - oddaje się bez reszty pracy. Romans Kraszewskiego, zgod­

nie z regułami gatun­

ku, ma jednak szczę­

śliwe zakończenie.

Po wielu perypetiach młodzi mają szansę na wspólne życie. Tej

szansy nie miał, nie dał sobie początkujący żydowski pisarz. Może lektura miała stano­

wić rodzaj pocieszenia? Jak pisał po latach Wiktor Hahn we wstępie do powieści Kra­

szewskiego:

Optymizmem jest więc przepojona histo­

ria dwojga kochanków [...] odkładamy książ­

kę z prawdziwym zadowoleniem, że podczas

jej czytania byliśmy choć na chwilę oderwani od gniotących nas trosk i przykrości, nabiera­

jąc z opowiadania otuchy i wiary12.

Kolejnym rysem wspólnym bohatera powieści i późniejszego pedagoga była pa­

sja do książek, chęć i zdolności do nauki: Ja­

nasz „chciwie naukę łykał”, jego „umysł był bystry” [s. 34]; Henryk wcześnie zaczął zara­

biać korepetycjami. W Pamiętniku zwierzał się: Mając piętnaście lat wpadłem w szaleń­

stwo, furię czytania. Świat znikł sprzed oczu, tylko książka istniała...13 Choć młody szlach­

cic czuł w sobie przede wszystkim powoła­

nie rycerskie, to jednak, gdy zaszła taka po­

trzeba, świetnie od­

nalazł się jako skryba i pomocnik sądowy.

Udowodnił też, że nie boi się żadnej pracy i niestraszna mu da­

leko posunięta asce- za - potrafił ograni­

czyć swoje potrzeby do minimum. Waż­

nym rysem obu bo­

haterów - książkowe­

go i rzeczywistego - był brak przywiązania do pieniędzy. Henryk Goldszmit jako wzię­

ty lekarz miał okazję ujawnić ten rys swe­

go charakteru, trak­

tując nieraz lekcewa­

żąco bogatych klientów. Majątek nie był z pewnością dla niego celem. Wydaje się natomiast, że chętnie uznałby za swoje, tak opisywane, uczucia Janasza:

Uczucie spełnionego, twardego obowiąz­

ku czyni czasem człowieka szczęśliwszym niż ulegnienie sercu i uczuciu. Triumf nad samym sobą - daje dopiero miarę własnej siły. Janasz

czuł się w tej chwili takim zwycięzcą. Uśmie­

chał się swej nędzy, upokorzeniu i dobrowol­

nej ofierze. [s. 239]

Gotowość do poświęceń i odwaga to również cechy właściwe obu Korczakom. Ja­

nasz dowiódł tego, broniąc rodziny Miecz­

nika, a później jego samego. Nie wahał się

ani chwili, choć sam wyczerpany, ranny i chory, nieść pomocy i spieszyć na ratunek tym, za których czuł się odpowiedzialny.

Czy namawiany do ratowania swojego ży­

cia Stary Doktor mógł pomyśleć o bohate­

rze powieści, którego nazwiskiem podpisy­

wał się od prawie pół wieku? I zadumać się nad jego szczęściem, nie tylko w miłości, ale i w tym, że dane mu było uratować powie­

rzone sobie osoby? Być może nigdy nie snuł takich refleksji. Ale dzisiejszego czytelnika zdumiewa bliskość charakterów stworzo­

nego przez Kraszewskiego Janasza i żyją­

cego naprawdę także w okrutnym, wojen­

nym czasie Janusza.

Wspólne im były jeszcze wierność i lo­

jalność oraz nieumiejętność chowania urazy.

U bohatera literackiego te cechy, ujawniane w niezwykle trudnych sytuacjach, mogą się wydać „papierowe", niezgodne z psycho­

logiczną prawdą. Tak ukazaną postać czy­

telnik odbiera zazwyczaj jako zbyt wyide­

alizowaną, daleką od rzeczywistości. Dla­

czego dotkliwie skrzywdzony przez Miecz­

nika młodzieniec nie tylko nie okazuje mu przy spotkaniu żadnej niechęci (której prze­

cież tamten się spodziewa!), ale pada mu do kolan z taką wielką i niekłamaną radością, z takim uniesieniem, że stary o wszystkim zapomniawszy, ściskając go rozpłakał się?

[s. 251] To samo zdziwienie budzi, zachowu­

jąc wszystkie proporcje, jedno z ostatnich zapisanych w środku piekła getta zdań dy­

rektora Domu Sierot: Nikomu nie życzę źle.

Nie umiem. Nie wiem jak to się robi14.

Wydaje się, że uwrażliwiony na war­

tość i brzmienie słów Henryk Goldszmit, mógł także rozważać znaczenie przyjęte­

go imienia. Jesteśmy znów w kręgu hipo­

tez. Janasz, podobnie jak Janusz, jest imie­

niem pochodzenia węgierskiego (taki ro­

dowód ma także herb Korczak). Był także używany jako zdrobnienie imienia Jan, od czasów średniowiecza jedno z najpopular­

niejszych polskich imion, zaczerpnięte z Bi­

blii. Po hebrajsku oznacza „Bóg jest łaskaw".

Imię Janasz może więc symbolizować wła­

ściwą wielu Żydom przełomu XIX i XX wie­

ku ambiwalencję: poczucie swojskości, chęć asymilacji, zadomowienie w języku polskim i polskiej kulturze, a równocześnie obcość, świadomość innych korzeni, bliskość trady­

cji Starego Testamentu. Szczególna, bardzo rzadka forma imienia, składa się z dwu sy­

lab, pojedynczo będących zaimkami - „ja"

i „nasz”. Mógłby to być sposób na zazna­

czenie swojej tożsamości, a równocześnie włączenie się we wspólnotę, znalezienie w niej swojego miejsca. Możliwe jest jesz­

cze jedno skojarzenie z wybranym imieniem bohatera powieści Kraszewskiego: przypo­

mina ono brzmieniem Jonasza - biblijnego proroka, uciekającego przed powołaniem.

Jak pisze współczesny filozof, odnosząc się do tradycyjnych żydowskich komentarzy, kompleks Jonasza to ciągłe poszukiwania i kłopoty z realizacją lub akceptacją tego, kim naprawdę jestem, gdzie mam być i co robić w życiu15. Z pewnością było to najważniej­

sze wyzwanie, przed jakim stawał młodzie­

niec, kończący naukę gimnazjalną, planują­

cy studia medyczne, a równocześnie zaczy­

nający odnosić sukcesy literackie. Kwestia odnalezienia swojego miejsca w życiu, po­

dejmowania trudnych życiowych wyborów długo znajdowała się w centrum rozważań Janusza Korczaka. Mogło mu się spodobać podobieństwo brzmienia przyjętego godła (później pseudonimu) do imienia niezwykłej postaci biblijnej.

Nazwisko Korczak mogło natomiast być postrzegane jako rodzaj nobilitacji. Herb Korczak nosili Braniccy, pieczętował się nim także Jerzy Wołodyjowski - pie rwowzór pa - na Michała z Trylogii Sienkiewicza. Przyjęty pseudonim wpisywał się zatem w polską tra­

dycję szlachecką, nie zdradzając żydowskie­

go pochodzenia autora. Przypisywanie jed­

nak takich motywacji autorowi Dziecka salo­

nu byłoby już z pewnością nadużyciem.

Zestawienie ze sobą charakterów i lo­

sów dwu postaci - fikcyjnej i rzeczywistej - pozwala na zauważenie wielu zbieżności, a także refleksję nad tym, dlaczego w praw­

dziwej historycznej opowieści o doktorze Korczaku nie mogło dojść do happy endu na żadnej płaszczyźnie: ani osobistej, ani

zawodowej, ani ogólnej. Młody szlachcic z powieści Kraszewskiego po chwilach prób, cierpień i upokorzeń doświadczył szczęścia w miłości, majątku, stabilnej pozycji społecz­

nej, sukcesów w służbie królowi (jako żoł­

nierz) i w służbie krewnemu dziwakowi (ja­

ko pomocnik prawnika). W dodatku mógł cieszyć się wielką wiedeńską wiktorią, ma­

jąc nadzieję na dalsze zwycięstwa swojego narodu, rządzonego przez mądrego i

wa-Maria Kruger

^m titodzina