• Nie Znaleziono Wyników

KROMKA LITERACKA

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1848, T. 3 (Stron 162-190)

T a k się dzieje. Powieść p rzez Paulinę z L . W ilkońską.

Tomów 11. Wilno. 1 8 4 8 .

B i a d a dzieciom, gdy je młode matka odumiera, a ojciec matką im być nie umić; macocha dzieci marnuje w młodym wieku, albo na całe życie cierpienia je nabawi. Kobieta da się oszukać pozorom miłości, a związawszy swój los z lo­

sem niegodnego człowieka, może go zawsze kochać choć nim świat pogardza; mimo rozsądnych i życzliwych namów, mimo pociągu do innego serca, nie opuści go, aż wypędzona przezeń z własnego domu. Matka nie posłucha głosu serca córki, i szczęścia dla nićj w bogatćm zamęźciu szuka; córka schwyciwszy za czćm goniła podżegnięta przez innych, go­

nić nie przestanie za czśm ją własne pociąga serce, choćby z narażeniem przyjętych już raz obowiązków. Mężczyzna umić się maskować dla zyskania pięknej ręki, pięknego ser­

ca i pięknego majątku, a potśm odepchnąć poświęcone sobie serce, całe życie je ranić, nie wzruszyć się ni razu je­

go cierpieniem; młodzieniec szlachetny i wielkich zamiarów i dążności, pićrwszy raz zawiedzionemu sercu szuka pocie­

chy w szale, rozpuście, zapominając o założonym sobie ce­

lu życia; fatalizm wiedzie okoliczności nieżyczliwe i t. d.,

„tak się dzieje.” Autorka się myli; to się tylko zdarza, boć pod tytułem: „Tak się dzieje” można z większćm prawem a przynajmnićj równem, wprost przeciwne powyższym zebrać wypadki. W potocznych dziejach ludzi, wybrała au­

torka szczegóły wyjątkowe, figury mniej częste, i poda­

je nam je jako zwykłe typy. Poglądu tego nie można podzielać chyba także w usposobieniu wyjątkowćm, bo usposobienie jestto stanowisko, z którego się na krajobraz patrzy. Mówiliśmy już z powodu innego dziełka pani W. że wolno artyście stanowisko swoje wybierać; dlatego nie bę­

dziemy się o nie spierać, ale protestujemy. I przeciw wielu innym szczegółom powieści w mowie będącćj protestować musimy.

Osoby jój i treść nie nowe: byłoby to niemal zaletą, bo wiemy, że dziś nie tak łatw o wprowadzić do powieści cha­

raktery oryginalne a prawdziwe, i wypadki niezwykłe a nie naciągane. Niech więc lepiej będzie wszystko znane a rze­

czywiste; ale figurom tćj powieści brak jasności i świeżości;

treść cierpi na brak wynalazku, prowadzenia niewymuszo­

nego. Każdy postrzegacz wedle swój indywidualności różni się cokolwiek w widzeniu ludzi i rzeczy; może więc być no­

wym gdy rzeczywiście się zastanawia. I takato nowość, ta­

ka świeżość jest potrzebna dla sztuki i nauki: pierwsza dla drugiej jest konieczną, a druga sama dla siebie niezbędną;

na cóż bowiem sama sztuka się przyda?

Z nazwisk ludzi i miejsc wnosić należy, że rzecz dzieje się w Polsce i Polacy działają, ale nie ma tu nic więcśj, coby nasz kraj i naszych ziomków wskazywało; w tem leży jeden z powodów braku świeżości. Wprawdzie i tu trudność nie­

mała; tak jesteśmy z wielu względów podobni do innych, że niełatwo wyróżniające nas szczegóły okazać, z treści je wy­

dobywając. Ale czćmże się będą różnić rzeczy nasze od za­

granicznych? Dobra krajowa powieść tę cechę koniecznie mieć powinna. Brak ten u wielu autorów i u pani W. ztąd pochodzi, że zwykle wybierają osoby z klassy bogatej, salo- nowćj, lub do nićj się zbliżającej. Wchodzić i lud do na­

szej powieści, a jak się domyślamy z kilku rysów, a raczćj wyrażeń własnych autorki, obdarza go pięknemi przymiota­

mi; ale są to drobiazgi nie należące do powieści. Tu się nam przypominają ślady myśli chrześciańskiej i postępowćj, któ­

rą autorka podsuwa czytelnikom; mówimy tu o stosunkach

KRONIKA LITERACKA. 1 5 7

łączących panów i włościan. Spotykamy w piórwszych fail- ka dowodów uznania drugich: dziedziczka ratuje, obdarza»

dobrotliwie się z niemi obchodzi; pieści nawet wiejskie dziewczynki i uczy je piosnek wieśniaczych (to bardzo m o­

cno na idyllę zakrawa; byłoby nią rzeczywiście, gdyby sama się od nich piosnek uczyła); tam znów młodzieniec szlache­

tny, wielkie spełniający cnoty, wielkie mający zamiary (jak tego nas uczą wprawdzie nie jego czyny, ale wyrazy au­

torki) przy każdój sposobności rozsypuje pieniądze wieśnia­

kom, a nawet raz żniwiarzom d a łk ilk a n a ś c ie złotych”. W e ­ sołe okrzyki rozległy się po polu, dodaje autorka „poczśm wszyscy z podwójną ochotą rzucili się na nowo do pracy.”

Musimy tu zastąpić miejsce autorki i objaśnić czytelnika;

mógłby myśleć, że obdarzeni cieszyli się podarkiem i spo­

dziewaną hulanką w karczmie; broń Boże! ich ujęła szla­

chetność obdarzającego. Ten sam szlachetny młodzieniec zaszczyca swą przyjaźnią syna wieśniaczego; razem się nie­

gdyś kształcili, a dziś Jan Zagoda, jest pańskim rządcą i to­

tumfackim, ubićra pokoje dla młodćj żony swego patrona i na przywitanie pp. młodych wiedzie processyą wieśnia­

ków. Te i kilka podobnych, są jego jedyne wiadome nam czyny; nie wątpimy, że jego ukształcenie godnie mu je spełnić dozwalało; czy jednak przy owśm powitaniu krzy­

czano wiwat, nie wiadomo, to pewna, że gromada według powszechnćj w Polsce mody, wychodzi panów witać pod przewodnictwem karbowego, ekonoma, komisarza, albo in­

nego dygnitarza hierarchii rolniczćj. Czemu autorka nie ob­

jawiła swego zdania o tym miejscowym rysie? Mamyż są­

dzić, że słystąc o nim tak często, uważa go jako zupełnie naturalny i niegodzien bliższćj rozwagi?

Osoby w tej powieści niewydatne i monotonne; pier­

wsze dlatego że je autorka tylko opisuje, albo samym chlu­

bić się dozwala, mało w działaniu je pokazując; drugie dla­

tego, że zbyt je w uczuciu pogrąża. Uczucie prawie jedyne dla większśj części osób głównych jest miłość, a to prowa­

dzi do zużytych już utyskiwań, lamentów, rozpaczy, przysiąg i t. p. rzeczy. Celina, Ryszard, Gustaw, Bruno, Klaudyna,

1 5 8 KRONIKA

LITERACKA. 1 5 9

Adolf, wszystko to mniej lub więcćj kocha albo udaje, język prawdy naśladując.

Wprowadzając ważniejsze osoby zwykła je autorka opi­

sywać: czyni to jednak tak niedokładnie, jak gdyby obszerne do działania miała zostawić im pole; na czćrn jednak zbywa i osoby odgadywać potrzeba. Za to, co do pewnego czasu przed czytelnikiem ukryte być powinno by effekt powieści pomnożyć, zbyt wcześnie jest widoczne; up. Gustaw wjeż­

dżając w bramę rodzicielskiego domu, spostrzega na niej herby w czasie bytności swćj za granicą zrobione, i „okazu­

je niechęć”; zapewne je zwalić każe i ztąd spór będzie z mat­

k ą , pomyśli czytelnik, znający już z opowiadania autorki sprzeczność charakterów i opinij matki i syna. Nie wiemy czy tak każdemu czytelnikowi, ale nam się zdawało, że za­

miast spierać się z matką o herby, mógł był pan Gustaw do istotniejszych ludziom wziąć się ulepszeń, by stwierdzić do­

bre o sobie słowo autorki; przynajmniej jednćj znakomitej reformy spodziewaliśmy się po nim; skończył na obietnicy.

Gdzieindzićj, dopićro co poznany jako młodzieniec pan Bru­

no (figura dosyć zagadkowa), dowiedziawszy się że czyta­

ją listy pani tej a tej, gdy jeszcze panną była, „zapłonił się nagle” i na tćm koniec. Bo tćż dla czytelnika więcćj nie po­

trzeba; pojmie z łatwością że tam coś się święci. Kogóż po- tćm zajmie scena między nim i przedmiotem jego miłości?

Zaraz po przytoczonych następujące wyrazy (str.991.1): „ P u ł­

kownik listy oddał pani Mlewińskićj, która je na stoliku obok zegara położyła, bo w tę chwilę kilka nowo przyby­

łych osób małe zebranie zwiększyło” czyż nie każą się do­

myślać, że te listy ktoś jeszcze czytać będzie? może i bez pozwolenia; tak się tćż dzieje. Pomijając pospolitość tych środków ¡mających prowadzić dalej powieść, nie jestże to uprzedzać wypadki i psuć zajęcie?

Z przytoczonego tu dopićro ustępu, początek i koniec są niepolrzebne, chyba dla obwinięcia środka; ale wiele miejsc przytoczyćby można całkiem zbytecznych, rozwłóczących rzecz główną i ziębiących ją niesłychanie; np. rozmowa Gu­

stawa z dziewczynką str. 100, albo z dziećmi wiejskiemi (str.

34 t.II). Tu sposobność powiedzieć, że dyalog w ogóle nu­

ży bezbarwnością i małostką, że tak powiemy, a każde ze­

branie większe, na jakie autorka czytelnika wprowadza, zda­

je się być schadzką na ploteczki o tćm i owćm, najczęściej 0 bliźnim. Takiem jest rzeczywiście wiele zebrań, mianowi­

cie gdzie kobićty przemagają liczbą; ale prawda nie w miej­

scu razi jakby fałsz, tćm bardziej, gdy do celu nie prowadzi albo bardzo słabo, a na przebaczenie nie zarabia ani bystro­

ścią postrzegań, ani żywością opowiadania.

Chcemyż wiedziść cel powieści i naukę z niej? przeczy­

tajmy ostatnie dwa rozdziały, gdzie szczególniej w przed­

ostatnim niespodziewane i żywo oddane rozwiązanie się mie­

ści. Jedna z kobiet traci męża i goni za obłudnym kochan­

kiem, który przed nią ucieka; czemu ucieka nie pojmujemy;

może dlatego, by Klaudyna ukaraną została. A on, jedna z przyczyn śmierci jej męża? i jego dosięgnie zemsta pogar- dzonój kobiety; wybrała się ścigać go po Europie. Celina 1 Gustaw jakby dla siebie stworzeni, a samolubstwem roz­

łączeni (szczególniej też Celina na ciężkie próby całe życie wystawiona) kończą życie; ta ze zmartwienia i suchot, a on człowiek pełen wielkich dla szczęścia otaczających go ludz- zamiarów, samobójstwem, bo po cóż się zdał na ziemi?

kochanćj nie posiadł, żona do innego pisuje, żyć nie warto!

Nie na końcu wprawdzie, ale kilka razy wśród powieści daje do zrozumienia autorka czytelnikowi, że późne poko­

lenia cierpią za winy przodków; Celina więc domyśla się że jest ofiarą. Niegdyś pradziad jćj wspólnie ze swym eko­

nomem, zamorzyli zamkniętego w skarbcu Janka ; matka wieśniaka zwaryowała, siostra się utopiła, a jednak zbro­

dniarze i ich dzieci żyli szczęśliwi. Dopiero w Celinie (i Gu­

stawie pochodzącym podobno od owego ekonoma) zbrodnia pomszczoną być miała. Bo sprawiedliwość choć późno wy­

mierzoną będzie. W tej myśli autorki widzimy sk łon n ość do wiary w fatalizm, a co gorsza utwierdzony rozumowa­

niem. Tyle pewna, że jako sens moralny powieści, myśl ta Jest tu zupełnie nie na miejscu, bo daje zbrodni potuchę

1 6 0 KRONIKA

LITERACKA. 1 6 1

osobistćj nieodpowiedzialności, a więc jest niemoralną. Ja ­ ko myśl oderwana może tkwić w wierze, ale jej artykułem nie jest. Taka sprawiedliwość nie wypływa z pojęcia sainśj sprawiedliwości, chyba u człowieka tępego wzroku, który przecież koniecznie chce ją widzieć; on, który najpospolit­

szych zdarzeń przyczyny wskazać nie urnić z pewnością, wyrokuje o tśin co od nadludzkiego rozporządzenia, od Bo­

skiej mądrości zależy! Jakież tu zamieszanie! Serce sprawie­

dliwość taką wynalazło, gdy mu innćj rozum wskazać nie umić, a serce i rozum sprawiedliwość taką odrzucają. Za­

szczepić takie mniemanie w narodzie, byłoby uwłaczać przodkom, zaprzść się siebie i narazić przyszłe pokolenie.

Któż nie woli uledz gwałtowi okoliczności z nadzieją, że się z nich wydobędzie, niż jako skazana ofiara, poddać się bez oporu? Celina mogła była być szczęśliwą, gdyby walczyć chciała. Ale dosyć! jest fatalność czy nie, jest taka spra­

wiedliwość czy nie, to pewna, że jćj jako podstawy po­

wieści użyć nie należy; dlatego, że jeśli jedna połowa ludzi w nią w ierzy, to druga zupełnie odrzuca. Zasada przez wszystkich powinna być uznaną: bo zadaniem powieści nie jest rozbiór myśli, ale jćj stwierdzenie.

Tom III . Lipiac ¡818. 21

ROZMAITOŚCI.

Bezkrólewie po śm ierci A ugusta I llg o .

( Wyjątpk z p am iętn ik ó w w spółczesnych, ze zbioru swego udzielił F. M. S.).

W

zwyż wspomniony niegdy najjaśniejszy August III król polski i wielki książę litew- rodził się na świat roku 1696 w miesiącu październiku, wieku swego życia przepędził lat szczęśliwie 64. Na Pragskich, Golędzinowskicb, Skaryszew­

skich polach pod Warszawą za rzeką Wisłą, dnia 5 mie­

siąca października przez zgromadzone stany polskie i litew­

skie w roku 1733 przy assystencyi wojsk rossyjskich, pod generalną kommendą feldmarszałka i najwyższego generała Lascy, angielczyka rodem mianowanego zostających, szwa­

dronami i liniami pod Borkiem, na stronach rozłożonych i ukampowanych, na aplauz, i takowy solenny akt elekcyj­

ny, tak z ręcznśj strzelby, jako i z armat polnych, trzy razy ognia, raz p o ra ź wydawających, wolnerni głosami i wy- krzykami za manudukcyą i powodem niegdy JW . JX. Sta­

n i s ł a w a 'i Betzdam Hossyusza biskupa poznańskiego, za króla, pana i monarchę polskiego był ogłoszony, obrany i promulgowany.

A potśm w przyszłym roku 1734 dnia 17 miesiąca sty­

cznia w stołecznćm mieście Krakowie we środku rynku, na theatronie przez miasto Kraków erygowanym, pod bal- dachinem bogatym, wraz niegdy z najjaśniejszą Maryą Jó­

zefą małżonką swoją, domu i fam ilii austryaczką, niegdy Józefa pierwszego cesarza rzymskiego jedynaczką córką, przy assystencyi wojska saskiego pieszego, i konnego, i przy samym tronie wielu zgromadzonych i przytomnych panów, sen a to ró w , m in istrów , u rzęd n ik ów obojga naro­

dów koronnych i litewskich, bez żadnej impetycyi i prze­

sz k ó d , owszem we wszelkiej cichości i spokojności, pomie- niony król i pan A u gu st 111 niegdy najjaśniejszego A ugusta wtorego księcia i elektora saskiego, totius Im perii wielkie­

go marszałka, dziedzic i jedyny syn, z bożćj łaski obrany był i korjnow*any przez niegdy J W . JX. Lipskiego podkancle­

rzego koronnego.

A tak szczęśliwie od roku 1773 i od koronacyi roku 1734 (o czóm wyżej już wspomniono jest) aż do roku 1763, dnia 5 miesiąca października, za miłym ojczyznie polskićj fawoniuszein, sprzyjającym pokojem ściągającym się, pano­

wał lat trzydzieści.

Podczas którego zaczęcia interregnum w Polsce i mię­

dzy pospolitym ludem wzwyż wspomnionego króla i mo­

narchy polskiego Augusta III zaszłej i ogłoszonej śmierci, JO. Jm. ksiądz Władysław Lubiński arcybiskup gnieźnień­

ski, korony polskiej i W. ks. litew. książę prymas, powzią- wszy przez sztafetę z Drezna wysłaną, z listów adressowa- nych pewną i nieodmienną wiadomość, o zaszłej śmierci Au - gusta 111 króla i pana polskiego, ze Skierniewic wybrawszy się, nieodwłocznie przybył dnia 14 miesiąca października do Warszawy, gdzie zaraz partykularne listy do Ichmościów pobliższych senatorów, kasztelanów krzesłowych i ministrów koronnych i litew. z denuncyacyą o śmierci pomienionego króla i pana zaszłćj, zapraszający onych na kongres do W a r­

szawy, porozpisywał, gdzie potćm wkrótce przez zwykłe cyrkularne listy zosobna do województw, ziem, powiatów, uczynił denuncyacyą, o zaszłej pewnćj śmierci tegoż króla i pana.

W dalszym czasie następującym w tymże samym mis*

siesiącu październiku, ku dniorn onego kończącym się, se­

natorowie obojga narodGw koronnych i litew. poczęli się

ROZMAITOŚCI. 1 6 3

do W a r s z a w y zjeżdiać i oraz z księciem Imci prymasem w yżój w sp o m n io n y m porozumiewać się, wedle determina- cyi, dnia i ra d zaczęcia.

Jakoż w miesiącu listopadzie w pałacu JO. księcia Imci prymasa, ciż Iclmiość, senatorowie, mini strowie, urzędnicy obojga stanów, przystąpili do walnéj rady, podług punktów podanych, rezolucyą onych miéc żądających i taż rada bliz- ko tygodnia odprawowała się, na któréj walnéj radzie re- sultatum stanęło, między inszemi punktami, aby ante omnia sejmiki po województwach, ziemiach, powiatach, dnia 4 miesiąca lutego w przyszłym roku 1764 względem sądów zwykłych kapturowych expedyowane były, i żeby czas taki założony skutek swój jak najprędszy odebrał, a tę rzecz do wykonania zalecili Ichmość senatorowie i ministrowie księ­

ciu Imci prymasowi.

A oraz w tym czasie wyżśj namienionym był wyznaczo*

ny i determinowany czas i dzień zaczęcia sejmu walne­

go konwokacyjnego Ordinum Regni sześcioniedzielnego w Warszawie, tojest dnia 7 miesiąca maja w tymże samym roku blizko nadchodzącym 1764.

Za przyjazdem swoim z Otfocka JW . JP. Franciszek Bie­

liński marszałek W. K., po wytrąbieniu juryzdykcyi swojéj marszałkowskiej, sądy swoje marszałkowskie reassumował, czas swój kontynując w rozsądzeniu spraw aż do następu­

jącej kadencyi otwarcia sądów zwykłych kapturowych, podczas interregnum w każdych województwach, ziemiach, powiatach agitujących się.

Dnia 16 miesiąca listopada w Warszawie w kościele kol- legiackim parafialnym śgo Jana Chrzciciela, za duszę ś.p.

Augusta III pana i króla polskiego przy assystencyi wielu zgromadzonych senatorów, ministrów, urzędników obojga 6tanów koron, i litew. oraz wielkich różnych imion dam, w żałobie przystrojonych, solenne exekwie zaczęte, przez trzy dni de die in diem za hojnemi mszami wychodzącemi i jałmużnami ubogim wydawanemi kontynuowane były, na które expensa około tych exekwij celebrowania, erygowa­

ne były przez skarb koronny tyofów 10,000 wynoszące.

1 6 4 ROZMAITOŚCI.

O tych czasach w miesiącu listopadzie i grudniu, częścią z Saxonii z Drezna, do książęcia Jmci i elektora saskiego, syna najstarszego nieboszczyka, króla Jmci Augusta III, Fryderyka Augusta już dawniéj jeszcze z księżniczką i ele- ktorką bawarską z laty ożenionego i dziadki swoje własne ma|ącego, względem objęcia korony Polskiej, tudzież i od innych zagranicznych książąt i panów do książęcia Jmci prymasa zachodziły listy przez sztafety wysłane; gdzie w tój materyi zachodzącój z tymże książęciem Jmci pry­

masem Ichiność senatorowie i ministrowie obojga narodów porozumiéwali się, jednak nic determínale przez siebie nie czynili.

A niemniej ciż Ichmość senatorowie i ministrowie ko­

ronni i lit. z tymże samym książęciem Jmci prymasem, we­

dle wysłania do Rzymu, Francyi, cesarza rzymskiego i in­

nych dworów cudzoziemskich posłów wzajemnie porozu­

miéwali się; jakoż ta rzecz zostawiona dexleritati el adivi- tati pomienionego książęcia Jmci prymasa, na których po­

słów obranych i do samego dworu hiszpańskiego expensa ułożone, ze skarbu koronnego przez JP. Wesla podskar­

biego, erygowane były.

Przyszła sztafeta partykularna z Saxonii do Warszawy, oznajmujująca o zaszłej śmierci JP . grafa Brühla najpiér- wszego ministra saskiego; gdzie się tam w Dreźnie z przy­

czyny śmierci onego, wszystkie rzeczy inaczej pomieszały, który JP. grat Briihl chociaż był przyciśniony niemałą cho­

robą przez długie czasy, jednakże na pprswazye wielkie aby m u ta n t /idem luteranom, a przyjął był [idem et re- ligionem catholicam nie chciał przystać, owszem hac in fide pessima luterana turpiter desiit vivere..

Kongres walny Ichmościow senatorów i ministrów utri- u»que status jako bonis aoibus zaczęty w Warszawie, konty­

nuował się w tymże samym miesiącu listopadzie.

Podczas zaczęcia Interregnum , zawsze nieustannie soli- tis feriis et diebus sądy radzieckie, wójtowskie i ławnicze, tudzież sądy wielkie burgrabskie miasta Staréj i Nowćj W arszawy, bez zadnéj interrupcyi i przeszkód, ponieważ

ROZMAITOŚCI. 1 6 5

1 6 6 ROZMAITOŚCI.

gród warszawski był zamknięty, swoim porządkiem od dawnych lat i zwyczajów idące, kontynuowały się na ratu ­ szu warszawskim.

Dnia 17 listopada tu w Warszawie na Krakowskiem- Przedmieściu w kamienicy p. Rotera stolarza, zająwszy się ogień ż wiórów, kamienicę całą spalił, wielu sąsiadów w niebezpieczeństwie poruszył i wielkie szkody poczynił.

W miesiącu grudniu, poczęli się do Warszawy zjeżdżać Ichmość posłowie cudzoziemscy jakoto: cesarski, francuzki, pruski, rossyjski książę Repnin, oprócz JP. Kejzerlinga da­

wniej w Warszawie rezydującego, i interesa dworu swego od Katarzyny II imperatorowej rossyjskiej sobie zlecone prornowującego, i w Warszawie zawsze ordynaryjnie rezy­

dującego.

Malkontenci z wielu panów i senatorów insze duchy za­

bierali, nie chcąc się porozumiewać na obranie Piasta, no­

wego pana i króla; którzy posłyszawszy o blizkiem przyj­

ściu ku Warszawie wojska rossyjskiego, od rad zaczętych i od samej Warszawy oddalili się, którym się rzeczy inaczćj

układane nie udawały.

Rok 1764. W tym roku zaczętym po ogłoszonym w ko­

ronie polskiej i w wielkiem księztwie Litew. Interregnum, z łaski i pomocy Boskiej wszystko spokojnie się działo;

jedna tylko karystya na wiktuały i towary kupieckie da- wniejszemi czasy i laty zaczęta, lud pospolity najpryncypal- niej w Warszawie z przyczyn namnożonej podejrzanej mo­

nety białśj, chociaż potem przez skarb koronny adjustum valorem redukowanej, trapiła i ciemiężyła.

Jeszcze wprzeszłym miesiącu grudniu roku 1763 zaszła była deńuncyacya, a w tymże roku 1764 pewna ratyfikacya i konfirmacya o zaszłej pewnej śmierci Fryderyka Augusta książęcia i elektora saskiego, niegdy Augusta 111 króla pol­

skiego, najstarszego syna, w Dreźnie, na ospę chorującego, i z tej choroby wyjść niemogącego, kandydata do korony polskiej będącego, którego książęcia i elektora saskiego wyżej wspomnionego w mieście stołecznem Dreźnie śmierć zaszła, uietylko stany tameczne saskie, ale też i niektóre

polskie i lit. pomieszała, gdzie tam w pomienionśm mie*

ście Dreźnie zaczęto było bić złotą i rożną białą monetę;

ście Dreźnie zaczęto było bić złotą i rożną białą monetę;

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1848, T. 3 (Stron 162-190)

Powiązane dokumenty