• Nie Znaleziono Wyników

KRONIKA LITERACKA

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1851, T. 3 (Stron 139-185)

Życiorysy znakomitych ludzi wstawionych w różnych zawodach.

Tom lig i. W arszaw a, 1851 r.

Donieśliśmy przed kilki) miesiącami o wyjściu tomu Igo Życiorysu obecnie mamy już przed sobą tom 2gi. Tom ten zakończył oddział

Iszy obejmujący artystów i literatów. Mówiliśmy już o zasłudze i za­

letach tego wydania i do tego odwołujemy się. Czynność autora Ży­

ciorysów winnaby nas zawstydzać, spółkrnjowców. Możemy tylko winszować oraz zazdrościć pisarzowi, który za każdym nowym kro­

kiem w literaturze umie ukazać szereg wykonań, jakich dawniej j e ­ dna oderwana próbka zaręczyłaby już była głośność i sławę.

Nic myślimy bynajmniej być stronni i zapewne mówilibyśmy nieprawdę twierdząc: iż wszystko co otrzymujemy w tej publikacji widzi się nam bez skaz. Moglibyśmy np. uczynić zarzut w obecnym oddziale co do wyboru osób. A u to r zamierzył w tym oddziale przed­

stawić nam wsławionych artystów i literatów ze wszystkich krajów i wieków, i wykonał to w liczbie, jak na zakres niewielki, siedmdzie- sięciu kilku; wybór więc, zdaje się nam, stanowićby był winien w tym razie stopień zasługi: prawidło to jednak oczywiście niezawszc miał

n a względzie wydawca. Jeżeli np. autor zamierzył był dać nam p o ­

znać z poetów niemieckich tylko dwóch, dlaczegóż nie byli niemi Szyller i Gbthc, lecz tylko dwaj drugorzędni poeci; jeżeli ze spół- czcsnych Czechów mieliśmy poznać tylko jednego, dlaczegóż nic był to Szaffarzyk albo Palacki, zamiast autora grammatyki, który ma za­

pewne swoję zasługę, lecz większą zasługę mieli dla nas nasi gram- matycy, a nie widzimy w zbiorze żadnego; jeżeli mogliśmy poznać lu ­ dzi naukowych ze wszystkich krajów, gałęzi, dlaczego mamy tylko dwóch podobnej sobie zalety i ostatecznie jeszcze nicukończonej

(Thiers i Guizot); a i pośród krajowców, jakkolwiek zbiór ich z k a ­ żdego wieku je s t obfitszy, dlaczego ludzie miernej lub prawie żadnćj zasługi znaleźli tu miejsce, a potracili rzetelnie wsławionych. Umie­

szczeni tu np. z wizerunkami Marcin Nikuta, Molski, K ruszyński, a nie znajdują się Naruszewicz, Czacki i t. p. Co do wykładu życio­

rysów moglibyśmy niekiedy wyrzucić redaktorowi niedopilnowanic j e ­ dności w charakterystykach, w uszykowaniu faktów i t. p. Życiorys Kornela objaśnia nam np. że autor ten dosiągł szczytu sztuki, a wnet idący Osiński polajany jest, iż był tłumaczem Kornela; część biografii J . D. Minasowicza może się raczej zdawać wypisem ze stanu służby przy przedstawieniu do nagrody, ja k biografią poety; o Lakorderze czytamy, że zasiada dziś na ławkach parlamentu i t. p. Przewinienia te sam wydawca lepiej zapewne od nas dziś czuje.

W szakże grzeszylibyśmy zbyt więcej twierdząc, że lekkie te skazy, te ułomności, nieodstępne od jaklejkolwiekbądź miary i gałęzi dzieła ludzkiego, zmniejszają albo nawet w czem zaciemniają miarę dokonanej zasługi.

My, którzy w naszym języku przed rokiem jeszcze nie mieliśmy żadnój prawic biografii ludzi zasłużonych własnych lub obcych, mamy teraz ich kilkadziesiąt, częścią przeniesionych, a po nader większej części w domu odgrzebanych lub utworzonych. Pomimo to co r z e ­ kliśmy o wyborze, nie możemy zaprzeczyć, iż za rzut ów do n iektó­

rych tylko stosować się może szczegółów; iż w ogóle za kryteryum w wyborze autor zdał się mieć popularność imienia (a ta nigdy isto­

tnie nio je s t bez przyczyn); iż prawie z każdego kraju znajdujemy i mamy przed sobą te większej głośności imiona; iż mamy je miano­

wicie starannie zebrane u nas, a śród nich biografie osób, które zkąd- inąd możeby nie znalazły biografii, mają zasługę materyalu do dzie­

jów literatury.

W całości oddziału artystów i literatów polskich umieszczeni t u ; Arciszewski Ivrzysz., Bandtkie J . S. Bandtkie J . W. Bielski Marcin, Birkowski, Bohoinolec, Falkowski Jakób, Ga warecki; G o­

łębiowski, Lubomirski Edward, Jakubowski Józef, Łojko, L u b ie ń ­ ski Władysł. Alexan. Maciejowski W . A., Nikuta, Siarczyński, Śli- wicki, Skarga, Stryjkowski, Święcki, Brodziński, Bronikowski, Bo­

gusławski W ojciech, Feliński, Kamiński J . N., Karpiński, Klonowicz, K niaźnin, Krasicki, Kraszewski, Korzeniowski, Krupiński, K ru s z y ń ­ ski, Minasowicz, Molski, Orłowski Alex., Osiński, Rej, Szym anow ski, Szymonowicz, Trembecki, W ęg iersk i, Drużbacka, J a n c z e w sk a , K r a ­

tom I I I . L ip ie c 1851. 1 8

siriska Franciszka, Oleśnicka Zofia. Z francuzkich: Auber, Beron- ger, Kornel, George Sand, W . Hugo, Lacordaire, Thiers, Guizot;

z włoskich: D a n te , T a s s , A ry o st; z angielskich: Bajron, Milton, Moor, Szekspir, W a lte r-S k o tt; z niemieckich: Burger, Kórner; z hi­

szpańskich: ICalderon; z portugalskich: Kamoens; z rossyjskich: Ka- ramzyn, Puszkin; z czesk ich : Dobrowski, H a n k a; z słowackich:

Kollar.

O wykonaniu tych życiorysów możemy tylko powiedzieć zdunie krótkie, lecz wartość publikacyi wiernie, sądzimy, określające: iż k a ­ żdy życiorys daje nam poznać dokładnie osobę opisywaną; poznaje­

my tu ją z głównych rysów jej życia, zawodu, szczegółów zasług) wiernej charakterystyki, nieraz żywych prób jej talentu, z jej postaci fizycznćj, nawet charakteru jej ręki i t. p. A u tor zapowiedział nam zbiór życiorysów, nie zaś rozpraw naukowych lub estetycznych, i czy­

telnik nie ma prawa nic innego wymagać, ja k życiorysów; nic może mieć jednak u r a z y , iż jakby dla właściwszego uczczenia opisy- wanój zasługi, w opisie ludzi naukowych napotyka tu życiorysy m a ­ jące wartość naukową, ludzi fantazyi, życiorysy w których przema- ga fiintazya i t. p.

O publikacyi tćj p. Wójcickiego chlubne i wdzięćzne czytaliśmy już wzmianki w pismach zagranicznych; lecz ze zdziwieniem widzie­

liśmy ponawiane napaści na redaktora w pismach miejscowych.

Najnieprzyjaźniojsze z tych zdań jednak przyznały: iż wydawca okazał ,,szczególne oczytanie i skrzętność w zbieraniu szczegółów do życiorysów” a to je s t wszystko, czego ściśle od publikacyi Życiory­

s ó w ma prawo żądać czytelnik, T.

Odpoicicdż pana Szulca.

W kronice za miesiąc ubiegły, daliśmy treść i charakterystykę ksią­

żki pana Dominika Szulca, 0 źrudle w iedzy tegoczesnej. 1*. Szulc w od­

powiedzi umieszczonćj xv nr. 118 Gazety W arszaw skiej oświadczył, iż nie mieliśmy prawa czynić uwag nad wysokością zasady tćj książki, a to dlatego, iż w treści ich dostrzegł pięć zdań, które przeciwne są zdaniom innych pisarzy.

Wypisujemy tu dosłownie to przeciwności, jak je autor przytoczył, nie opuszczając nawet podkreśleń.

T. (tojest zdanie nasze w kronice zcszłomicsięcznój): Plato w ca­

łości nauki swojćj b y ł głów nie p raktykiem .

A p e l l i Platona fan tazjo , są poetyckiemi baśniami, niemającemi głębszego naukowego znuczenia.

T. Nie praw ie o stosunku gwiazd do ludzi dotąd nie dow iedzie­

liśm y się n a d to, co napisał jeszcze Mojżesz.

Siemens. A u to r system u planetarnego, przyłożywszy siekierę do korzenia wszelkiego poglądu ówczesnego, najgłębsze fundam enta owej wiedzy wywrócił.

Whewell. W walce ■/. filozoftcznem i zasadam i, najplćrwój okazało się św iatło w szacie system u pla neta rnego.

T. F a k t największy w żeglarstw ie, odkrycie Ameryki, był jeszcze na pół wieku przed wykładem system u planeta rnego.

A. Humboldt. K o lu m b u m a rł w silnćm przekonaniu , że się dot­

knij! tytko w schodniej części A zyi.

T. Taki fenom en (napisanie Teoryi J e s te s tw organicznych), p rzy ­ ją ć ra czej musimy ja k o skrzyw ienie praw a natury.

/. Muller. Zasady życia Ś niadeckiego, są dzieleni znam ię nilem, z a * leconem dziw ną konsekwencyą.

T. D ośw iadc zenie jest najw yższym środkiem w b a d a n iu p raw d y , jestto kryteryum najwyższo—tylko dla dzieci.

A. Humboldt. Pewni/ci w ie k ó w minionych, sta wszy się błędem, u trzym ują się tylko jako zabobon pomiędzy lu dem i ludźm i, któ rzy dla braku oświaty, do ludu prostego należą-, uw ieczniają się one w pe­

w nych naukach, co to rade udają się pod zasłonę tajemniczości, aby pokryć s w ą niemoc. (Kosmos we wstępiej.

Czytelnicy Biblioteki wiedzą, żeśmy nie powiedzieli i s ło w a przeciw zasłudze system u planetarnego, jako systemu; żeśmy Teoryi J e s te s tw nie nazwali skrzyw ie niem p ra w a natury, ow szem wskazaliśmy, że ją za to podał sam autor; wiedzą także, nie wątpimy bynajmniej, że to co K o lu m b odkrył, nie byłato Azya, ale Ameryka, i że odkrycie środka A m ery k i by­

ło już faktom lą dow ym , a nie żeglarskim. W nioski wszakże z p rze d sta w io ­ nych p o ró w n a ń , nie do nas należą; mamy zaś tylko za o bow iązek (z p o ­ w odu zdań jakie słyszeliśmy), p rz e m ó w ić za oczcroionóin przez au to ra stanow iskiem H umboldta.

Ze sposobu w jaki p. Szulc uczynił przytoczenie zdania tego pisa­

rza, możnnby wnieść, iż ten istotnie em piryzm za szczyt naukowości, ś w ia t z doświadczeń i p ostrzeleń wynikający za jedyny św ia t rzetelny uw aża.

I alt jednak nie jest.

Czytelnicy znający dzieła Humboldta, a zwłaszcza Kosmos (z którego właśnie p. Szulc uczynił wyjątek), wiedzą, iż autor ten ledwie nie na każdój stronnicy tego pisma mówi o naturze wyższćj i niższej, widomój i

niewi-domćj, duchowi) i mutcryalnój, (jak np. no str.32: „Dio Natur in bej den Sphiiren ihrcs Sejns der rnateriellcn, uinl der gcistigen”).

Cytacya któnj położył pan Szulc, stosowaną jest tylko przez autora do pewników w naukach fizycznych (eino solcbe roho Anhiiufung phisi- scher JDogmen, wclcho cm Jahrhundcrt dem andern uherliefert etc. str.

Wstępu 17), i mówi o naukach, któro w kraju autora, ubóstwo wyobra­

żeń usiłują zastąpić ciemnością wykładu (Dunkclheit).

Wprawdzie nikt może tyle, a przynajmniej tak różnostronnych przy­

sług nie uczynił w najnowszych czasach dla ompiryzmu, jak Humboldt;

dzieła jego są prawie wyłącznie spisywaniem poslrzeżcń, doświadczeń;

i nikomu zapewne tyło nie mogłaby być wybaczoną stronność dla tego pierwiastku, jak autorowi Kosmos-, autor len jednak jeżeli z jcdnćj stro­

n y nie taił, że czuje mnogość tych zasług, jakie dla nauk uczynił, z dru- gićj strony sam szczerze wyznaje, iż pojmuje rzetelne znaczenie ich, ta­

kie nie inne.

„Jestto powszechnie wiadomcm, mówi w przedmowie do Kosmos, iż to wszystko, co zdobywa empiryzrn, prędko się zmienia, starzeje i w za­

pomnienie przechodzi”. (Man es oft eino nicht erfreuliche Betrachtung genannt, das alles, was mit der Empirie, mit Ergriindung von Nalur- erscheinungen und physichcr Gesetze zusammenluingt, in wenigen Jahrze- henden, eino andere Geslaltung annimmt; ja dass, wio man sieli auszu- driicken płlogt, veraltcte naturwissenschaftliche Schriflen, ais unlcsbar der Vcrgossenbclt libergebon sind. 1, XV).

We wstępie zaś określając naturę i zadanie swojego dzieła, tak mówi: „Zamiarem moim w tym mającym się przedstawić opisie świa­

ta nic jest bynajmnićj podciągać ogół zjawisk pod ogół praw rozumo­

wych. To co nazywam w móm piśmie opisom świata (tak okręgu zie­

mi, jak niebios), nie ma bynajmnićj pretensyi do stopnia rncyonalnej

■umiejętności-, jestto tylko przedstawienie empirycznych spostrzeżeń z za­

kresu całości natury. Nie odważam się bynajmnićj puszczać na pole, któ­

re mi jest obećm, i żyw otniejszą tę jego uprawę innym zostawiam”.

„In meincn Bclrachturigen ueher die wissenschaflliche Bohandlung einer allgemoinen Wcllbeschroibung ist nicht die Rede von Einbcit dureb Abieilung aus wenigen. von der Vernunfl gegcbencn Grundprincipion.

Was ich phisischo Weltbeschreibung nenne (dio vorgleichende Erd und Ilimirielskundc), macht daher heine Ansprilche at/f den R ang einer ra ­ tione U en W issenschafft der Natur, est ist der denkende Betrachtung der durch Empirie gcgebenen Erschcinungen; ais eines Naturganzcn. lek wage mich nicht a u f ein Fe/d das m ir fre m d ist und viellcicht von andern er/o/greicher bebaut wird.” /, 31.

Tak mówi Humboldt, a nie wątpimy, żo i pan Szulc, jeżeli zechce myślćć raczćj o zgłębieniu tych empirycznych nauk, które dziś tak wy­

chwala, jak o pochwało ich, podzieli punkt ten widzenia swego dziś tylko idealnego mistrza.

Pan Szulc zarzucił nam jeszcze w Gazecie WarszatcsJtiej, żeśmy księgi Platona o prawach mieli za autentyczne; w nr. 150 tćjżo Gazety

Warsz. wyjaśniliśmy, iż nie możemy je uważać za inne. T.

ROZMAITOŚCI.

Mormoni/.

( D o k o ń c z e n i e ) .

111

.

Przymierzc, które Mormoni podpisali, nie miało im wyjść na dobre.

Zaraz 24 lipcą wysłali najspiesznićj Oliwera Cowdery w posłanni­

ctwie do proroka, który był naówczas w Kirtland. Za jego przybyciem postanowiono na uroczystćm zebraniu, któremu Józef Smith osobiście przewodniczył, że Morning a n d Evening S ta r będzie teraz ogłaszany w Kirtland, i że nowy dziennik pod tytułem: Laller Day S a in ts' Mes­

senger a n d Advocate natychmiast się ukaże. Postanowiono także, że zażądają opieki p. Dunklin, gubernatora prowincyi Missouri, a drogą prawną dopominać się będą wynagrodzenia krzywd, wyrządzonych ko­

ściołowi, Józef Smith w tych trudnych okolicznościach nie chciał odwiedzić Syonu, ale w towarzystwie Sidneya Rigdon udał się do Kanady, gdzie kilka dokonał nawróceń. W tym samym czasie gubernator Dunklin w od­

powiedzi na prośbę Mormonów przysłał im list mądry i pojednawczy, w którym przyznawał, że wymierzony przeciw nim gwałt, był nieprawny i godzien kary, i polecał im szukać sprawiedliwości u zwyczajnych sądów.

List ten wszędzie rozrzucono, a Mormoni tćm ośmieleni, postanowili nie opuszczać Indcpendencc, lecz nieco dalej budować nowy Syon. Uformo­

wali proces głównym ze swoich nieprzyjaciół, a za 1000 dollahów (5,300 fran.) zapewnili sobie obronę najlepszego adwokata. Ale to wszystko bardzićj jeszcze oburzyło przeciw nim opinią. D. 30 października po­

spólstwo podniosło na nowo broń, żeby ich z kraju wypędzić. Dziesięć domów świętych było w części zburzonych, a dni następnych kilka ich

domów w samśm Independenco uległo zniszczeniu. Na różnych pun­

ktach Mormoni silnio bronili swojćj własności, i zaczął się bój regu­

larny między '30 uzbrojoncmi w karabiny, a liczną kupą ich nieprzy­

jaciół, także uzbrojonych. W tern starciu dwóch anti-Mormonów było zabitych. Rzeczy tak daleko zaszły, żo mil ieya była przywołaną pod wo­

dzą p. Boggs: ta całkiem była anti-Morm ońską, i nieszczęśliwi święci zmiarkowali, żc tylko nagłą ucieczką uratow ać się mogli. Rozlew krwi tak dalece oburzył przeciwko nim ludność, żo nieroztropnością było je­

dnemu Mormonowi pokazać się- Ko bić ty pićrwszo poczęły uciekać i chroniły się na drugi brzeg Missuri. •

W e czwartek, 7 listopada, brzegi rzeki zaczęły się zapełniać męż­

czyznami, kobićtami, dziećmi, wózkami, skrzyniami, pakami, któro prze­

woźnicy pospiesznie na drugi brzeg przewozili; a kiedy noc zapadła, we wszystkich kierunkach widzieć było można błąkających się ludzi: je­

dni pod namiotami, drudzy pod golem niebem, leżąc koło ognia, zmo­

czeni deszczom, który lał strumieniem. Mala liczba zaledwie zdołała schronić się z dziećmi, rzeczami i jakim zapasem. Wielo nie wiedzia­

ło o losie rodziców i stracili wszystko co mieli. Widoku tego nie mo­

żna opisać: rozdzierałoby się serce każdego człowieka, gdyby zaślepienie, namiętności i przesądy głupiego fanatyzmu, nie stłumiały wszelkiego uczu­

cia. Następnych dni szukali schronienia w hrabstwa cli sąsiednich, naj­

większa liczba w Claj, któro się okazało dla nich dosyć gościnneni- Ale ci, którzy chcieli osiedlić się w Yan-Ruren byli wypędzeni, jako lóż i w Lifayette: wszyscy musieli uciekać i gdzioindzićj szukać opieki.

Władze jednak Missuri nie pochwalały tych gwałtów i zachęcały Mormonów do powetowania strat. Główny atlornoj napisał im, żo je­

żeli pragną odzyskać posiadanie ziemi, przyrzekał im opiekę siłą publi­

czną i radził im nawet zaprowadzić u siebie regularną milicyą, a nawet im broń rozdać obiecał. Prorok powrócił do Kirtland i napisał do świę­

tych w ich niedoli, alo nie ośmielił §ię osobiście ich odwiedzić. P o w ta ­ rzał, żo Independenco albo Syon było miejscom wybranćm przez samego Boga na dziedzictwo świętych, i dlatego nie powinni sprzedawać ziemi, którą prawnie posiadają, a o Wszom strzedz swoich praw aż do dnia, ,.w którym Pan w swojćj mądrość i otworzy drogę do ich powrotu”. Miał także objawienie, w którćm oznajmiono mu od Pana, żo wszystkie nie­

szczęścia, które uciskają świętych, są sprawiedliwą karą ich grzechów Syon przecież nie przestało być miejscem wybrania, a święć i w dniu na­

znaczonym wejdą tam z pieniami wiccznćj radości. Objawienie, które było nadzwyczaj długie nakazywało świętym „rzucić się do nóg

sędzio-go, a jeżeliby ich sędzia nie wysłuchał, rzucić się do nóg gubernatora, a jeżeliby ich gubernator nie wysłuchał, rzucić się do nóg prezydenta Sta­

nów Zjednoczonych, a jeżeliby ich prezydent nie wysłuchał, natenczas sam Bóg powstanie, wyjdzie ze swojego przybytku i ukarze cały naród.”

Mimo to jednak nie udało się świętym; nigdy nie powrócili do Syonu, i przez cztery lata zostawali w Claj, ziemi nieurodzajnej, dziewi- czćj jeszcze, którą trzeba było jeszcze karczować. Z tych samych jednak przyczyn i ztamtąd wypędzeni zostali.

W historyi ich wewnętrznój zaszły różne zmiany godne zajęcia.

D. 5 maja 1834 r. Józef Smith postanowił nareszcie odbyć podróż do hrabstwa Claj, żeby przywrócić porządek w swoim kościele rozproszo­

nym i zdemoralizowanym. Urządziwszy karawanę ze 100 osób, składa­

jącą się z młodszych i starszych kapłanów, dyakonów, nauczających, udał się na jćj czele do Missuri. Szli pieszo, a za nimi kilka wozów, w których były rzeczy, żywność i zapomoga dla świętych biedaków w Claj. Byli do­

brze opatrzeni w broń palną, amunicyą i wszelki oręż potrzebny do obrony. Po dwóch dniach przyłączyła się do nich banda złożona z 50 świętych również dobrze uzbrojonych. Józef podzielił swe wojsko na kompanie po 12 ludzi. Tak przebyli niezmierzone puszcze, przeszli rze­

ki i strumienie, „a chociaż, jak mówi sam Józef Smith, nieprzyjaciele nie przestali tchnąć dla nich nienawiścią, nie śmieli ich jednak napastować w podróży, bo Bóg był z nimi, bo anieli jego byli przed nimi, bo wiara malćj trzód ki była niewzruszoną. Wiemy, dodaje, że aniołowie byli na- szemi towarzyszami podróży, bośmy icli widzieli.”

Za ich przybyciem nad rzekę lllinu, zbiegła się ludność z ciekawo­

ści, colo za ludzie i gdzie szli. Robiono im pytania, a Mormony umieli na nie odpowiadać, i zataili swoje imiona, swoje wyznanie, rodzaj zatru­

dnienia, i miejsce przeznaczenia. Józef sam podróż incognito odbywał, a chociaż mieszkańcy dorozumiewali się czćm byli rzeczywiście, nie śmieli jednak na nich uderzyć. Przeszedłszy rzekę szczęśliwie ze wszystkiemi ba­

gażami, po dwóch dniach obozowali wśród zgliszcze w dawnych grobów tndyan. Tu Józef Smith odgrywał rolę proroka, a uczniom swoim dał nowy dowód prawdziwości księgi Mormonu, i historyi Lamanitów, po­

tomków żydów. Po mistrzowsku tego dokonał i z nadzwyczajną zręczno­

ścią. „Uroczystość miejsca, mówi Józef Smith, instynktem budziła w na­

szych duszach dziwne uczucia. Bracia wziąwszy motyki dla odkrycia je- dnego grobu, znaleźli na stopę głębokości w ziemi cały szkielet człowieka, którego bok przeszyty był strzałą Lamanitów. Widzenie przeszłości bę­

dąc otwarte mojemu umysłowi przez ducha Wszechmocnego, dowie­

działem się, żc to szkielet Lamaniiy białego, wielkiego wzrostu i który żył

w Bqgu. Byłlo naczelnik i sławny wojownik pod wielkim prorokiem Amąndajus, którego chwała rozciągała się od Cumorah albo morza Wschodniego, aż do gór Skalistych; w swoim czasie nazywał się Zelph, a był ząhity w potyczce strzałą, którą przy nim znaleźliśmy, podczas wielkićj wojny Lamanitów z Nephilami.” Nazajutrz cudownie utwie­

rdzeni w wierze mądrością i wiadomościami proroka, postępowali da- l/;j, a przeszedłszy Missisipi weszli w kraj Missuri. Józef znajdując się w kraju niebardzo bezpiecznym, wybrał 20 najodważniejszych z ban­

dy, których na swpję gwardyą przeznaczył, a za kapitana dał im swo­

jego brata Ilyrqma Smith: przybrał sobie jeszcze koniuszego, Jerzego Smith, nakoniec wybrał generała, któryby codzień przeglądał jogo małą armią, pilnował broni i ćwiczył wojsko.

Józef uniknąwszy pogoni, która była wyszła przeciw niemu, postę­

pował dolćj i miał nowe objawienie od Pana dla zachęty i utwierdzenia swoich. Lecz nagle cholera zjawiła się w jego obozie d. 24 czerwca; pró­

bował leczyć chorych kładąc na nich ręce, a gdy mu się to nie udało, chciał się wytłumaczyć, mówiąc, że: „smutnem doświadczeniem dowie­

dział się, że kiedy wielki Jehowa postanowi zniszczenie, napróżno czło­

wiek usiłuje zakląć Jego rękę wszechmocną”. A jeżeli nie mógł leczyć cholery, przynajmnićj dla utrzymania swojego wpływu na umysłach ła­

twowiernych uczniów, dla przekonania ich o cudownćin swojćm posłan­

nictwie, utrzymywał, że nieprzyjaciele Mormonów nierównie więcój cierplćć i umierać będą. Narobił hałasu pewną historyjką o kobiecie, która jednemu świętemu kubka wody dać nie chciało: „nie wyszło tygo­

dnia, mówi prorok, cholera weszła do tego domu, a owa kobieta i trzy inne osoby z jćj familii pomarły”. Sam z swojćj karawany stracił 13 lu­

dzi zmarłych: na epidemią.

Unia 1 lipoa wstąpił na ziemię hrabstwa Jackson, w towarzystwie, kilku przyjaciół: „ażeby raz jeszcze stanąć na tćj ziemi Bożej” : i przepę­

dziwszy dzień jeden, złączył się ze swoją gromadą w hrabstwie Claj. Lecz niedługo tam ze świętami zostawał, bo przyszedłszy dnia drugiego lipca, wrócił dziewiątego do Kirlland.

Mniemać można, że nie chciał się bardzo poufalić ze swemi wier­

Mniemać można, że nie chciał się bardzo poufalić ze swemi wier­

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1851, T. 3 (Stron 139-185)

Powiązane dokumenty