• Nie Znaleziono Wyników

Nie braknie tu na przemyśle. Mianowicie wyroby skórzane i jedwabne bardzo są piękne. Skóra bowiem nabiera wybornych własności w rękach Maurów: staje się mocną, elastyczną i bardzo

miękką. Trzewiki z mój wyrabiane są nader wygodne, nigdy się nie pryszczą, oni twardnieją. Skóra jest tutaj jeszcze tańszą jak w H i­

szpanii. Jedwabno materye fabrykowane w Maroko są ciężkie i gę­

ste, kolory ich żywe, gustownie uszykowane i nadzwyczajnie świe­

cące. Broń tutaj wyrabiana jest przedziwnie piękna, damaszkowa- na, złocona, koralami i drogiemi kamieniami wykładana. I to wszy­

stko wyrabia się narzędziami tak prosterni, że żaden z naszych pu- stkarzy nie wyrobiłby niemi naw et dobrego kurka od pistoletu.

Mieszkańcy Tetuanu rzadko widują cudzoziemców, dlatego lóż są fnnatyczniejśzemi jak Tangierczycy. Nieraz się zdarzało, że pa­

trząc na nas pluli od wstrętu; a jeden z nich, o którym przewodnik nasz mówił że jest świętym, uderzył młodego sir Antony S prę­

tem bardzo dotkliwie w plecy. 1 cóż było robić na ten dowód świę­

tości? Rozszarpanoby nas na drobne kawałki, gdybyśmy nn snntona rękę podnieśli.

Maur jest gościnnym. Przyjmuje on cudzoziemca do swego do­

mu, skoro z niego kobiety uprzątnie, ale nigdy nic ścierpi, żeby no­

ga niewiernego skalała jego świątynię. Śmierć lub obrzezanie cze­

ka niezawodnie chrześcianina, za przestąpienie progów meczetu.

W e d łu g prawa Mahometa, wolno wszystkim Maurom mieć po cztery żony, a nałożnic tyle, ile im się podoba; ubodzy muszą się k o n - tentować jedną żoną, jeśli ich więcój wyżywić nie są w stanie. K o­

biety otrzymują od swych mężów, czyli raczej właścicieli, codziennie potrzebną kwotę pieniędzy i żywności. Jeśli która z nich w stanic jest dowieść, że jej mąż nie daje wystarczającej płacy, natenczas wolno jćj się rozwieść i pójść za innego. Maurowie tak są zazdro­

śni jak Turcy, i trzymają swe żony pod ścisłem zamknięciem. Ko­

biela, według nich, daleko niżćj od mężczyzny postawiono; kobieto jest istotą dla przyjemności mężczyzny stworzoną. Kobiecie nie po­

wierzają, jak u nas, starania o swój własny honor: zmuszają do wier­

ności, stawiając ją w niemożności działania samowolnie. Kobićlom należącym do majętnych Maurów nlewolno opuszczać haremu; do­

piero kiedy się znajdują w stanic tak nazwanym błogosławionym, wolno im w towarzystwie niewolnic, i pod protekcyą grubych za­

słon, wychodzić na miasto.

Lecz i żony Maurów są córkami Ewy, i mając wiele czasu, całe życie przemyśliwają nad sposobami ujścia baczności argusów i zako­

sztowania owego zakazanego owocu, któremulo podobno winniśmy nasz pobyt na tym święcie. Lubią tedy wchodzić w intrygi miłosne l chrześciunami, ale takie intrygi łatwo zakończyć się mogą bar­

dzo tragicznie. Mourytnnki gdy sądzą że są nicpostrzcżoncmi od swych współwyznawców, odsłaniają chrześcianom swe piękne, cudowne li­

ca, i cieszą się z sprawionego wrażenia. Ale niech Bóg broni, że^- by’ to zazdrosny Maur zobaczył lub o tóm się dowiedział: srogićj kary nie uszłaby b i ód na istota..

Co do wychowania, bardzo są zaniedbane żony Maurów; żyją w największej niewiodomości: cała ich nauka zawarto w kilkunastu wierszach koranu. Modlą się w domu. Do meczetu wstępu nie mają nigdy. Maurowie mało dbają o wieczno zbawienie kobiet, które na tym świecie już missyą swoję spełniły.

Z tego wszystkiego com słyszał a nawet widział z życia haremo­

wego w państwie marokańskićm, a późnićj w Algieryi, nie wywio­

złem wielkiego wyobrażenia o przyjemnościach serajskich Mahometa- nów. Czyż może kochać miłością estetyczną i godną człowieka Ma­

hometanin? On swój ideał kupił za tyle i tyle, ideał ten trzyma w wię­

zach, by się nie przeniewierzył, w ideale nic uważa równego sobie je­

stestwa, lecz istotę od niego nieskończenie niższą, tylko w powabniejszą formę obleczoną. A niewolnica czyż może kochać swego pana, któ­

ry ją za najmniejsze przewinienie na śmierć skazać może? którego zwierzęcą miłość dzielić musi z tyloma innemi kobietami?

Mahomet o naturze ludzkićj nizkie musiał mićć wyobrażenie, kiedy ją całkiem uważał być podległą wpływom klimatu. Sądził, że pod gorącem Arabii niebem, kobićta musiałaby się stać rozpustną, gdyby ją mury więzienia nic otaczały; i dlatego tóż wynalazł owę teoryą niewolnictwa, tok uwłaczającą godności ludzkićj, pozbawił kobićt duszy, dla zrobienia z nich wiecznych niewolnic, zdolnych tylko do cliwilowćj zabawy swych panów, i to tylko na lat kilko, d o ­ póki wątła barwa młodości na ich licach kwitnie.

Trudno uwierzyć, do jakiego stopnia Maurowie posuwają za­

zdrość; my mieliśmy tego dowody w Tetuan. Basza, gubernator Teluanu wezwał dra Hamilton i mnie do swego zamku w celu po­

rady lekarskiej. Uszczęśliwieni tą sposobnością przyjrzenia się zbliz- ka gospodarstwu mnurylańskiemu, biegniemy do zamku wraz z na­

szym dragomanem żydem Mośkiem, najętym w Tangierze.

Dwóch żołnierzy, dość porządnie przybranych, stało na warcie przed zamkiem gubernatora, który w Tetunnie dzierży najwyższą władzę wojskową i cywilną. Jako basza ma do swojego rozporzą­

dzenia dwa bataliony wojska, potrzebne mu do ogólnćj obrony, do utrzymania spokojności i porządku, nareszcie do ściągania podatków;

a jako kmli, tojcst sędzin, trzyma w swych rękach szalę sprawiedli­

wości kryminnlnćj, i może nawet karę śmierci wymierzać.

Przyjął nas dostojny basza pod swą bramą zamkową, gdzie siedział zwyczajom Maurów, z założoncmi no krzyż nogami, na ziemi pokrylćj dywanem. Sekretarz jego stał obok, i miał przed sobą sto­

lik bardzo mały i misternie zrobiony. Na tym stoliku rozłożona by­

ła korrespondencya baszy, jego akta i księga praw.

Basza wstał. Bylto sędziwy starzec z białą brodą, w białym turbanie, ta kimże haiku, w długim, karmazynowym, siwćm futrem podbitym szlafroku i żółtych pantoflach.

W stał tedy, przyłożył rękę swą prawą do serca, i zaprowadził nas przez wewnętrzny dziedziniec do sali, którćj ściany . pokryte były arabeskami, podłoga wyłożona dość piękną marmurową mozajką, a okna wysokie i wązkie, przepuszczały przez kolorowe szyby różno­

kolorowe światło. Na jednym końcu tej długićj sali, na wielkim kobiercu, nizki dywan; na drugim stało coś na kształt slaroświeckićj kanapy i kilka krzesełek plecionych z trzciny. Na to ostatnie miejsce

•poprowadził nas sędziwy gospodarz, i kazał nam usiąść na kanapie;

sam zaś usiadł, skurczywszy pod siebie nogi, no jednym z ta bu retów przykrytych małym kobiercem. Wcale dziwnie wyglądał dostojny basza w tćj śmiesznćj postawie.

Na znak dany przyniesiono nam fajki na długich cybuchach i mało czarki kawy czarnćj.

Teraz dopićro zapytał nas z jakiego jesteśmy narodu. Angli­

ków znal doskonale, ale o moim narodzie nigdy w życiu nic nie słyszał, ani leż o Roxolonii.— „ K tó ż może znać wszystkie żony, wszystkich padiszachów? Wszystkie narody ubiegają się o zaszczyt dostarczania nam niewolnic. Szczęśliwy, kto choć jednę sprawi nam chwilę rozkoszy!” — odpowiedział basza i zączął marzyć o przyje­

mnościach wiecznego raju, i wywracał oczyma i dumał.

— Kapudi zaręczał mi, żeście wiclkiemi lekarzami • rzekł po długiem marzeniu basza.— Choroba ócz często panuje w mym sera­

ju, i już mi przeszło 4 0 niewolnic oślepiła; teraz, w tej chwili jedna z mych najuluhieńszych żon choruje na oczy i wicie cierpi. Znacie lekarstwo na tę chorobę? Mój lekarz choć jest. świętym i imanem, już rozpacza o je j uzdrowieniu, mówiąc,żeAllah chce,żeby była ślepą.

Dr. H . odpowiedział, że zamknięte powietrze haremu bardzo usposabia do podobnych chorób, że to będzie zapewne owe zapalenie epidemiczne, zwane w egipskim języku mundzis, bardzo niebezpieczne i bolesne, a prawie zawsze kończące się zaciemnieniem przezroczystej

części błony oko, Ze nio sposób je wyleczyć modłami ani gusłami, że przedewszystkiein należałoby widzieć pacyentkę.

Dragoman tłumaczył punkt po punkcie; basza zrozumiał, za­

czerwienił się i rzekł: , , 0 niewierne giaurv! Allah wam odmówił łaski cudów, i wy nic wierzycie nawet, żeinni szczęśliwsi doświadcza­

ją ich dobrodziejstwa. Żony mojćj świętego oblicza żaden jeszcze mężczyzna nie oglądał, prócz jćj ojca, który jest zięciem cesarskim, i mnie jej męża i pana. Niech raczej ginie w mękach, ale niech nie będzie skalaną wzrokiem niewiernych” — rzekł basza i wstał z postumentu.

— Chodźcie oglądać me ogrody i moje konie: nasycicie wasze oczy cudami— mówił dalej basza widząc nas gotujących się do odej­

ścia, i hamując sam siebie w swym barbarzyńskim gniewie.

Cóż mieliśmy robić? pogniewać się na starego barbarzyńca i odepchnąć sposobność zwiedzenia ogrodów słynących w całem pań­

stwie marokańskićm za cudownie piękne?— Nic! barbarzyńca nie nawrócim tak prędko.

O tyle, o ile ogród prawie zupełnie ogołocony z drzew i ich cie­

nia może być pięknym, o tyle był pięknym ogród baszy. Scieszki Powykladune kolorowemi, w arabeski uszykowanemi kamyczkami, par­

tery w desenie wykrojone, błyszczące najpiękniejszemi kwiatami ni­

sko rosnącemi, pagody naśladujące kształt minaretów, tu owdzie wy­

soka palma zwieszająca swe długie liście melancholiczne ku ziemi;

wszystko to oprawne w szerokie rumy zarosłe trawą, a poprzerzynane strumyczkami w kierunkach symetrycznych sztuką nadanych— oto Ogród baszy! Byłto raczćj kobierzec roślinny.

Stajnie baszy nie mają dachu; konie stoją całe życie pod gołśm niebem. Koni było ze wszystkióm do 80; niektóre z nich rzadkićj piękności, mianowicie jeden kary ogier arabski, na którym basza jeździ tylko w dniach uroczystych. Koń ten tak był rosły i regu­

larnie zbudowany, jak najpiękniejszy koń angielski. Mało takich koni na święcie, a szczególnie w państwie marokańskićm. Cesarz jest właścicielem wszystkich koni całego kraju; najlepsze z nich wy­

bierają dla niego i dla jego wojska, nie dając czasowemu właści­

cielowi prawic nigdy żadnćj nagrody. Biada prywatnemu, piękne konie posiadającemu, jeśli je basza zoczy! Łatwo sobie wystawić, że w takim stanie rzeczy, do pewnego tylko stopnia mogą prosperować stadniny. Biękne i rosłe konie stają się coraz rzadsze w państwie marokańskićm. Francuzi graniczący Algicryą z Morokiem, wyk

u-T o r o I I I . L i p i e c 1811 Q

pują najlepsze konie. Cesarz zakazał wprawdzie pod karą śmierci ten handel, lecz czyż może obsadzić swojćm nielicznein wojskiem całą przestrzeń suchćj granicy?

Kuce berberskie, które opisałem wprzódy, bardzo tu są tanie;

w Tctuan i w okolicy możnaby ich zakupić do 5 0 0 , nie płacąc jak 1 5 0 zip. za każdego w przecięciu. Ale zakaz cesarski przeszkadza ich wyprowadzeniu, a niełatwo przemycić konia okrętem. Konsul angielski uzyskał od baszy Tangiem pozwolenie wyprowadzenia czte­

rech kuców z kraju, ale za to musiał mu zapłacić 4 5 0 złp. za każde­

go, tak, że po sprowadzeniu do Gibraltaru, każdy koń kosztował go 7 0 0 złp.

Z rozmowy z baszą Tetuanu dowiedzieliśmy się, że Maurowie mocno wierzą w świętych, że ich bardzo wiele mają już na tym świecie, a nawet w każdej klassie ludu. Jednych mianuje cesarz, jako głowa religii, drudzy sami się mianują, a lud ich za takowych uważa. Są- to po największćj części liypokryci, oszukańcy, nadużywający poszano­

wania, jakie sobie zjednali u ludu dla własnych widoków. Mamby udają, że są czarnoksiężnikami: żyją w próżniactwie i sprzedają amulety.

Najwięcej zastanawia sekta świętych, zwana Sidi N assir czyli zjadacze wężów. Sam widziałem, jak jeden z nich na publicznym placu w Teluan przy odgłosie dzikiej, uszy rozrywającej muzyki, przedstawiał ludowi swe figle i mamidła, utrzymując zuchwale, że sam Mahomet nadał mu przywilćj zniesienia wszelkiego jadu, i że żadne jadowite gadziny szkodzić mu nie mogą. Na dowód tego wy­

dobył dwa jadowite węże: jeden z nich wielki czarny, może na sześć stóp długi, a drugi mniejszy, długości półtrzecićj stopy, siwo nie­

bieskawy: wzdłuż całego ciała miał dwa rzędy linij, z punktów czarnych złożonych, ze znakiem podobnym do litery V, na głowic ptuskićj i dość szerokićj, z zębami tak zwanemi ruchomemi na podniebieniu. Byłoto pospolita żmija, w tych krajach strasznie ja­

dowita.

Z tern i przebrzydłemi gadami bawił się święty Sidi Nassir czas niejaki, przygrywał im na piszczałce, a gody słuchały i wiły się około rąk i nóg santona; nareszcie przestał grać, rozjątrzył węże nż do wściekłości i nadstawił ich ukąszeniu swe ręce; polćm wyssał zadane rany żując coś w ustach, co mu zapewne za anty dot służyło. Potem znów dobył piszczałkę i udobruchał, do posłuszeństwa przywiódł rozjuszone godziny. Nareszcie, zgroza przejmuje na samo wspomnienie!

nareszcie wsadził sobie ogon żmii do ust i zaczął ją całą żuć i połykać

przy wykrzywieniach i prymusach tak okropnych, że nom się wszystkim źle zrobiło. Żmijo wyrywoła się z gardła, gryzła go po twarzy, ale to napróżno: połknął ją całkiem przebrzydły człowiek i jeszcze po­

kazywał, jak mu się w brzuchu wiło.

Ktoby mi nie wierzył, niech przeczyta co księżna d’Abrantes pi­

sze w swych pamiętnikach o generale Menou, ci-devant margrabi, który po śmierci generała Kleber, głównie dowodził wojskiem fran- cuzkićm w Egipcie. Generał ten, czyto folgując dziwnój swój fan- tazyi, czy tćż w chęci zjednania sobie umysłów Egipcyan, przeszedł na wiarę Mahometa, o nawet wpisał się do bractwa psyllów egip­

skich, i dowiedziawszy się ich tajemnicy, p o łyka ł tak zręcznie węże, jak niegdyś na salonach wersalskich zręcznie tańczył menueta z kró­

lową i księżniczkami. Abdallah Menou (gdyż przybrał imię Abdal- lah z wiarą Mahometa) wcale się nie wypierał tych gustów pow ró­

ciwszy do Europy. De gustibus non est disputandum! mawiał naiwny generał. Co Francuz nie zrobi z patryolyzmu? węża zje, wstyd poł­

knie, byleby pieniędzy nie wydał— zresztą na wszystko się zgodzi.

Innym rodzajem świętych jest bractwo fanatycznych derwiszów, z których każdy wystawia sobie że jest duszą jakiegoś zwierzęcia. Bra­

ctwo to występuje przy uroczystych okoliczności ich, i rykiem swym i tańcami zabawia publiczność; na jego czele staje zawsze osoba wy­

obrażająca Iwa, króla zwierząt. Każdy zachowuje się w charakte­

rze zwierzęcia, którego przedstawia: ryczy, skacze, aż w szał wpadnie, żywe psy i koty zębami szarpie, i tysiączne dokazuje niedorzeczności.

Biada żydowi, lub nawet chrześcianinowi, gdyby się wtenczas pokazał. W ładze wojskowe utrzymać nie mogą tych szaleńców w karbach slbrności: szał religijny wszystkie przełamuje zapory.

W Tetuan wolno tym szaleńcom występować cztery razy do roku; w 1'angierze tylko raz, w rocznicę narodzenia Mahometa.

Basza wtenczas uwiadamia konsulów zagranicznych, żeby swym kra­

jowcom odradzali wychodzić z domu. Boy tunctański, bardzo światły, roztropny monarcha, by powściągnąć szaleństwo sekty, wpi­

sał się sam do bractwa zwierząt, i został naturalnie obranym lwem bractwa. Postąpił sobie jak lew, tojest, wydusił całą menażeryą, i tóm zasłużył sobie na wdzięczność ludzkości.

Idyoci i maniacy także są uważani u ludu za świętych, cieszą- cych się szczególną protekcyą nieba. Zabobon ten podpiera niejako fi­

lantropia; znajdujemy go nawet w cywilizowanych krajach, jak np.

w Tyrolu, gdzie prawie czczą kretynów, i rodziny w których oni się znajdują, uważają jako błogosławione przez Bogn. W państwie

ma-rokańskićm nie ma wcale praw dla idyoty lub maniaka. W olno mu wszystko robić, co mu się podoba. Dla niego nie ma obrazy prawa oni moralności. Gdziekolwiek przyjdzie, wszędzie jest dobrze przyję­

tym, nakarmionym i pielęgnowanym. Złośliwość swoję wszędzie bez­

karnie wywrzeć może: wielu pomiędzy niemi jest oszukańców.

Być poczytanym za waryata, jestto wygodny paszport dla próżniaka.

Oh kraju obiecany!

O milę od Tetuonu znajduje się kopalnia złota, założona od od lut kilku dopićro, przez towarzystwo nkcyonaryuszów francuzkich, które się utworzyło w Marsylii, pod małoważną protekcyą rządu fruncuzkiego. Towarzystwo to uzyskało Orman sułtana Muley-Ab- der-Hammana, pod warunkiem, że przez lat trzydzieści oddawać bę­

dzie czwartą część dochodów kopalni na rzecz skarbu marokańskie­

go, i że po tym czasie sułtan stanie się właścicielem bezwarunko­

wym kopalni i zakładów na gruncie jego zbudowanych. Pomimo protekcyi rządu francuzkiego i marokańskiego, położenie górników bardzo było niebezpieczne. Fanatycy muzułmańscy, a szczególnie santony, fakirowie, dusiciele i inni udający obłąkanych, polowali so­

bie na chrześcian tak jak na Iwy, dziki, hyeny i szakale. Już w piói- wszym roku trzecią część górników wystrzelano. Żaden też Francuzki inżynier nie chciał być dyrektorem tego zakładu; udano się tedy po niego do tego narodu, który Francuzom zawsze musiał wyciągać ka­

sztany z ognia. P. Rat..ski, uczeń szkoły minerów w St. Elienne, bardzo zdatny inżynier, dyrygował zakładem tctuańskim już od roku.

Podczas mojego pobytu w Tetuan, znajdował się właśnie w Hiszpanii, podobno w Maladze.

W łaźni tetuańskićj bardzo okozałćj i wygodnćj, poznałem się z kilkoma Maurami wywodzącemi ród swój od Maurów grn- nadcńskich. Niektórzy z nich mówili nawet nieźle po hiszpań­

sku. Maurowie ci starali się o utrzymanie krwi swój w czystości, i nie żeniąc się nigdy z kobietami arnbskiemi i z murzynkami z Su­

dan, nie stracili cery swćj białćj. Pięknyto, wysoki, dumny lud, pełen szlachetności w ruchach i obrazowości w mowie. Jeden z nich, sędziwy starzec z siwiuteńką głową, z powołania ulema przy kadim, tojest prawnik przy sędziu spraw cywilnych, podróżo­

wał niegdyś, lat temu z dwadzieścia w Hiszpanii: był w Granadzie, Kordobie i Sewilli, i podziwiał pomniki stawiane ręką swych przod­

ków. „Hiszpanio wówczas chyliła się ku swemu upadkowi. Niezgo­

da taż sama, która nasze zniszczyła panowanie", mówił stary ule­

ma: „w kradła się w serca naszych nieprzyjaciół: brat brata zabijał!

Hiszpan sum nam torował drogę do swego kraju i byłby upadł i od­

dał nam nasze dawne posiadłości, gdyby nie szarańczo, co kraj nasz ze szczętem zniszczyła, a potćm głód i morowe powietrze, postępujące zawsze za szarańczą. Większa połowa ludności wymarła w państwie maugrebskićm (tojest marokańskióm), statki nasze spróchniały w por­

tach. Nakoniec przeklęły Frank opanował Algier i zniszczył filar Mahometa w Afryce, a wy enzara (chrześcianie) angielscy, choć dziaurów nie cierpicie, nie chcecie dać upaść śmiertelnćj naszej n ie- przyjaciólce, Hiszpanii. Ale jesteście naszemi gośćmi i wyrzutów wam czynić nie będziemy. Owszem, proszę was z sobą do mego do­

mu na wieczerzę. Spocznijcie pod strzechą potomka bohaterskiego wezyra Muzy, który nic chciał przeżyć upadku swojego kraju.”

Dom ulemy stał w południowćj części miasta na szczycie m ałe­

go pagórka, spadającego pochyłością południową wolno w dość głę­

boką dolinkę. Główny na ulicę wystawiony front nie odróżniał się niczćm od innych domów. Na dwa był wzniesiony piętra, i ledwo kilka małych okien wyzierało na ulicę. Za głównym korpusem do- pićro znajdował się wielki dziedziniec kwiatami obstawiony i pochy­

ło schodzący od północ y na południe. Tutaj stał drugi korpus domu przeznaczony dla kobiet. Frontem wyniesionym na dwa piętra obróco­

nym był ku dziedzińcowi, ale w tym froncie mało było okien. Drogą podziemną, spadzistą ale czystą i lampami oświeconą, przeszliśmy pod drugim korpusem do ogrodu ulemy Ali-Sefer Efendego. T u do- pićro uszedłszy z 8 0 kroków zatrzymał się gospodarz, i zwrócił nas ku domowi. O dziwy! Ten dom, który ze strony dziedzińca tak był skromnym, niepozornym, przedstawił się teraz naszym zdumiałym oczom w postaci najpiękniejszego pałacu, na 4 piętra wyniesionego, z pysznemi oknami, ozdobionemi firankami, z gankami zastawionemi kwiatami, Na tych gankach siedziały na niższćm piętrze jakieś podeszłe już matrony, na wyższych stały młodsze kobiety, a na naj­

wyższych igrały młode dziewczyny.

. Ali-Sefer Efendy sycił się widokiem naszego zdumienia, a po­

tćm nie mogąc już powściągnąć swego zadowolenia, chwycił się za swój dostojny brzuch, i zaczął się śmiać serdecznie: „Cha, cha, cha, cha! Maszala, bismilali! oh engannio! oh sorpresa! A h widzicie Nazareń- czycy, ie istnieją jeszcze potomkowie Maurów granadeńskich! Clio!

cha! cha! Nic spodziewaliście się tego? W tak skromnćj skorupie lak piękny kwiat. Allah jest wielki; patrzcie jak spoglądają na was moje owieczki! jak ciekawe wiedzieć kogo im tu sprowadziłem. A te­

raz odwróćcie się jeszcze raz ku południowi i spojrzyjcie w górę na ten wał kamienny.

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1851, T. 3 (Stron 56-102)

Powiązane dokumenty