• Nie Znaleziono Wyników

ZDOBYCIE WARSZAWY PRZEZ SZWEDÓW R .1656

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1851, T. 3 (Stron 191-200)

O P I S A N E W L I S T A C H K R O L O W E J P O L S K I E J M ARYI L U D W IK I,

ZACHOWANYCH W RĘKOPISMIE WŁASNORĘCZNYM W BIBLIOTECE NARODOWEJ PARYZKIEJ.

PR Z E PISA Ł , W S T Ę P E M I O B JA ŚN IEN IA M I OPATRZY Ł

£ . Ćyutiuyici dc la, ^ T c t u u i ć - t c

Z 1'KANCUZKIKOO NA P O L S K I J Ę Z Y K P R Z E Ł O Ż Y Ł , I P R Z Y PIE K I DO DA Ł

*sś/e<?an(/er £$rzezt/ztec£t.

W i a d o m o z je d n o m y ś ln e g o ś w i a d e c tw a s p ó łc z e s n y c h , że ze w s z y ­ stk ic h k ró lo w y c h p o lsk ich , j e d n ą z n a jz n a k o m its z y c h z p ię k n o śc i i z cn o ty była M arya L u d w i k a z G o n z a g ó w , żona W ł a d y s ł a w a IV , a po j e g o ś m ie rc i, b r a t a je g o , J a n a K a z im ie rz a . A le co n ie d o ś ć z n a n ć m b y ł o , to o d w a g a b o h a t e r s k a , k tó r ą ta k r ó lo w a o k a z a ła w ś r ó d n ajw iększych n ie d o li, i g o rą c a m iło ś ć , ja k ą u k o c h a ła p r z y

-( 1 ) Pan G ra n g ier d e la M a rin iere, b. człon ek Zgromadzenia Kon­

stytucyjnego w e Franeyi, zw ie d z ił przed kilką m iesiącam i W arszaw ę, Kraków i Poznań, dla w yszukania m iejscow ych m ateryałów do życia M a ry i L u d w i­

k i % G onzagów , 1 M a ry i K a z im ie ry d'A rquien, dwóch królow ych polskich, rod aczek sw o ic h . Za powrotem do Paryża zabrał się do pisania żyw ota p ierw szej, pod tytułem: M arie d e G o m a g u e e t la P rin c e sse P a la tin e s a

s o e u r, 1 część ciek aw szą sw oich m ateryałów p rzysłał do B iblioteki War­

szaw sk iej, jako dow ód w d zięczn ości za doznaną tu p o m o c naukow ą.

Tom III. Sierpień 1*51. . 2 5 >

braną ojczyznę swoję, Polskę; a którćj poświęciła wspomnienia kraju rodzinnego, przyjaźń dla królowćj Anny (wdowy po L u d w i­

ku XIII), wdzięczność dla kardynała M azarini, pokój ostatka dni swoich, i majątek osobisty.

Niezbyt dawno, ważny zbiór dokum entów wydany przez hr.

E d w a rd a Raczyńskiego, pod tytułem: Porlofolio królowej M aryi L u ­ dw iki (1) rzucił niespodziane św iatło na część najszczytniejszą jej życia, chcemy m ów ić— na jćj wygnanie. D otąd znaliśmy tylko przez jćj w rogów jej wyobraźnię św ietną i rom ansow ą, po b o ­ żność żarliwą, dziedziczną we krwi Gwizów, usilne staranie w od­

zyskaniu rozpadającćj się na wszystkie strony władzy, i n ie p rz e - łamaną aż do ostatniego tchu życia wolą przysposobienia razem dziedzica dynasty! W a z ó w , i króla Polsce. T eraz wiemy, żc naj­

zdrowszy rozsądek m iarkow ał tak gorącą wyobraźnię; żc pobo­

żność jej oddychała niesłychaną słodyczą najtkliwszej duszy; żc ta chęć niezmierna zapewnienia tronu po Janie Kazimierzu, bądź członkowi rodziny własnćj, bądź którem u z B urbonów , nic p o ­ chodziła jedynie z dumy rodow ćj, a(c raczćj z przezorności p r o - roczćj, którą przyszłość aż nadto usprawiedliw iła, a więc i p o to ­ mność rozgrzeszyć ją musi. Zostawiona samćj sobie w kraju, którego nic znała ani języka, ani obyczajów, ani ludzi; oszukana przez nieprzyjaciół, zdradzona przez własnych stronników , o to ­ czona sam olubstw em , zaślepieniem, pochlebstwem: nieraz zbłą­

dziła w praw dzie, (któż bez grzechu?). Ale dość dla nas, żc obca na tej ziemi, ukochała ją , a królowa polska, chciała kraj swój ocalić; aby nic wierzyć ślepo jej oskarżycielom, i pamięć jej znie­

ważoną zemścić.

T cnto obowiązek sprawiedliw ości dzicjowćj, którego nikt się dotychczas nie podjął, w braku doskonalszego dzicjopisa wzięliśmy na siebie. Zabraknie nam może talentu; ale nic za b ra­

knie ani gorliwości, ani cierpliwości, ani dobrćj woli. Zpomię- dzy dokumentów dawnych, wyszukamy niektóre zanadto zanie­

dbano dotychczas. (2) Dla odróżnienia prawdy od fałszu, pój­

( 1 ) P ozn ati, 1 8 4 4 roku. 2 tomy w 12cc.

( 2 ) Najdawniejsza apologia Maryl Ludwiki je s t W y d ig i (p ó źn iejsze­

go prjm asa, a w ó w cza s kanclerza k rólow ej): llis to r y a abo o p isa n ie w ielu p o w a in ie y s z y c h r z e c z y , k tó re s ię d z i a ł y p o d c z a s w oyn y s z w e d z k ie y w K ró lestw ie Po/skiern o d r. 1655 w m ie sią c u lipcu a ż do r . 1660 w m ie ­ sią c u m aiu trw ające)/. D ziełka tego niesłychanej rzadkości, przygotow uje Pan K. Wł. W ójcicki drugie w ydanie, z wielkim dla dziejów naszych

pożył-dziemy do źródeł, z których powinności.1? było czerpać. P o r ó ­ wnywać będziemy wszystkie św iadectw a, aby z nich św iatło p r a ­ wdy wytrysło. Słow em , wypełnimy obowiązek sędziego na ś le ­ dztwie, dla okazania niewinności, w miejscu winy.

Krok za krokiem szliśmy za Maryą L udw iką: od dw oru fran- cuzkiego, na którym m łodą, dowcipną, czarującą, lubioną od k r ó - lowój, od książąt krwi, pokazywano dumnie posłom zagranicznym, jako chlubę Francyi; dopóki ostatnie słowa nieszczęśliwego Cincj- l\lars, i pamięć, śmierci jego na rusztow aniu, nie zamieniły jćj ży­

cia dw orskiego, na życie poświęcone boleści w Bogu. Chciała n a ­ w e t całkiem opuścić dw ór, i zamknąć się w klasztorze P o rl-R o ya l, który zaczynał w tedy być g ło ś n y m ; ale przyjaźń i rody królowój rejenlki A n n y , ukoiły pierw szą gw ałtow ną boleść. , A w krótc e przyjmując we F rancyi, z polecenia królowej, wygnaną córkę H e n ­ ryka IV, królow ą angielską, żonę Karola I, gdy u stóp ołtarzy łzy ich razem płynęły, zapomniała na chwilę w łasną boleść dla p o ­ cieszenia przyjaciółki, od której uczyć się mogła jak dźwigać św ietną koronę królew ską, która się tak często w koronę męczeń­

stwa przemienia!

XV trzy lata później jednak, długo wahała się, azali przyjmie ofiarowaną sobie koronę polską. Opierała się prośbom rodziny, rozkazom k ró lo w ó j; rady dopióro sławnego opata de Saint-C yran wskazały jej tę drogę do poświęcenia wolności swojój B ogu:— po­

szła nią Marya Ludwika.

W Polsce oczekiwały ją trzy lata pożycia z niemiłym i n ic- lubiącym ją małżonkiem W ładysław em IV; a po jego śmierci, le­

dwie oddała rękę nowemu królowi, Janow i Kazimierzowi, zdol­

niejszemu ocenić taką małżonkę, i umiejącemu łacnićj uledz jćj wyższości: rebellia kozacka i wojna szwedzka w strząsły ich k ró ­ lestw o do samej posady. , .Królowa nic ma już przytułku (pisze Bossuel), opuściła W a rs z a w ę po mężnym, ale daremnym oporze;

król musiał za nią pojechać. Schronieni do Szlązka, gdzie im na najpiurwszych potrzebach zbywa, nie pozostaje im nic więcój, jak spoglądać w którą stro n ę spadnie to wielkie drzew o, tylą r ę -ktcin. Pan Gran g ie r m iał je sobie kommunikywanćm, a zresztą k orzystać będzie z tłum aczenia w ło sk ieg o przez niejakiego P o liu rc o M icign o, przypi­

sanego królow ej Maryl Ludwice, a którego autograf znajduje się w Paryżu, w bibliotece S. Genow efy. (Ob. A lex. P rx e z d zie c k ie g o : W ia d o m o ść bi­

blio g ra ficzn a o rę k o p is mach za w ie ra ją c y c h r z e c z y p o lsk ie i t. d. W ar­

s z a w a , iSóO r.

koma w strząśnionc, tylą ciosami uderzone w korzenie, i kto o d ­ łam ane od niego konary o derw ie!” (1).

W te n c z a s Marya L udw ika całą moc ducha, całą przebie­

głość rozum u poświęciła sprawie polskićj, spraw ie męża, sprawie swojej nareszcie. Zniosła wszelkie niesnaski, walczyła z nie­

bezpieczeństw em , pokonała wszystkie trudności. Z niesłychani}

zręcznością odzyskała wielu stronników, których pićrw sza chwila nicukontentow ania oddała w ręce króla szwedzkiego, ale ich o d - stręczyły w k ró tc e ucisk i duma zwycięzcy. Z astaw iła klejnoty swoje dla zaciągnienia w ojska. Otrzymała od siostry swojej, księ­

żnej Anny falcgrabiny reńskićj w pożyczce znaczny zasiłek pienię­

żny. Gdy Jan Kazimićrz imał za oręż, posyłała do wszystkich miast polskich zaufanych l u d z i , zawiązała sekretną korrcspondcncyą (którój ślad do nas doszedł), z wodzami nieprzyjaciclskiemi.

Umiała pozyskać dla siebie duchow ieństw o; w imieniu Boga i kroju ludność wiejska przylgnęła do konfedcracyi tyszowicckiej.

Nakoniec dzięki jćj niezmordowanćj czynności, przy cudach wale­

czności C zarnieckiego, kraj pomimo gruzów tylu m iast spalonych, pomimo tak ogromnego w strząśnienia, odzyskał królów swoich i sztandar, który dwadzieścia lat później pod mucami W ied n ia miał wypędzić T u rk a i zbawić Europę! ,,B óg inaczćj rozrządził, (wykrzykuje Bossuel): P olska potrzebną była kościołowi, winną mu była mściciela!"

Taką była Marya L udw ika na tronie i na wygnaniu! Najle­

piej maluje siebie samą w tych przeważnych chwilach, w listach własnoręcznych, pisanych z Głogowa na Szlązku w pićrwszych miesiącach 1 0 5 6 ro k u , do pani de Clioisy, jednćj z najpow abniej­

szych dam dw oru króluwćj rejentki lrancuzkići, Anny, a swojej przyjaciółki od lat młodocianych; godnćj wyniosłością uczuć i umysłu pozostać jćj przyjaciółką w nieszczęściu. T e listy za­

chow ane w autografie w bibliotece Narodowćj paryzkićj, w sk a ­ zał mi hr. A lexander Przezdziecki, w swojćj: Wiadomości biblio­

graficznej o reliopismacli zawierających rzeczy polskie (2).

Aby ocenić cały ich wdzięk, trzeba przypomnićć sobie, żc m owa Francuzka ledwie się była wykształciła; a wychowanie dam, zwłaszcza księżniczek (o p r ó c z księżnćj de Longucville, i kilku innych wyjątków), nie było tak stara n n e, jak w lat kilkanaście p ó

-( 1 ) Bossuel: Oraisoa funebre d’Auuc dc Gonzaguc, P rlncesse Palatlue.

( 2 ) Biblioteka Narodowa paryzku. Mas. 035!). F ra n ęa is. (Ob. Wia­

dom ość bibliograficzną 11. d. str. 150).

źnićj. W tych pobieżnych kartach, k tó re zapełniły często n iep o ­ kój i boleść, podziwiać należy przedewszystkićm naiwność wy­

rażenia, dokładność myśli, żywość a razem szlachetność uczuć.

Marya Ludwika wylewa najtajemnicjsze zmartwienia swoje na łono przyjaciółki, a mogłaby zawsze głośno myślćć. Nic poziomego, nic czcgoby sig wstydzić miała, nie wyśliznie się zpod jćj pióra;

n aw et tam, gdzie się namiętność przebija. Pokazuje się często kobieta, zawsze pozostaje k r ó l o w a ; znać wychowaną w szkole Kornela. Tćj mieszaniny godności i p ro sto ty , dziś już nic można znaleźć.

A jakież życic, co za szczerość w uczuciach! Z d aje się, że wszystkie koleje szczęścia i wojny wplatają się do stylu jćj listów , na tle odrazy i wzgardy dla Szw edów . Chciałaby w idzićć ich zgnębionych; ale tyle razy omyliła ją nadzieja, że zaraz potćm wykrzykuje: , , Poddaję się woli bożćj!” Odważną je s t gdy p o ­ trzeba walczyć, i chociażby z działa wystrzelić, jak księżna de Monlpensier; ale gdy idzie o króla, o niebezpieczeństwa na j a ­ kie ma się narażać, drży cała, boi się; już tu nie ma nic k ró ­ lew skiego— wszystko tu ludzkie; zapomina o stałości, o re zy g n a- cyi: znać dawniejszą gw ałtow ność mlodćj dziewicy. W chwili smutku takie wyznanie czyni: , , Mówisz, że lepsze panow anie jak samotność; nie podzielam twojego zdania. Jakże stan spo k o j- ności umysłu i sumienia zbliża się do anielskiego! P ro ś Boga, aby mi pozwolił wrócić do samotności!” — A jednak w tymże samym liście pisała: „ P rz y z n a s z teraz, że gdym ci wyliczała siły tego królestw a, nie byłam zanadto chełpliwą! P ow tarzam ci, że P olska j e s t nieporów nanćm królestw em , na k tórćm sami krajow cy się nic znają, a k tóre, jeśli kiedy.do dobrego rządu przyjdzie, św iat cały podbije!”

Tak trzymała o P olsce, tak ją podziwiała! A jednak na d w u ­ dziestu latach k tóre tam przeżyła, piętnaście przepędziła wśród wrzaw y wojennćj, na tułactwic z miejsca na miejsce, na wygna­

niu, praw ie w nędzy i o głodzie! J e s t za co przebaczyć winy, jakieby jej słusznie zarzucić można: upor i zawziętość w raz p o ­ wziętych zamiarach', i nieugiętość charakteru, na którćj zbywało jćj mężowi, i dlatego właśnie ulegać jćj musiał.

Listy Maryi Ludwiki usprawiedliw ią ją nieraz; z nich n a j- lcpićj możemy ją poznać i ocenić (1). Pićrw szy datowany je st

(1) Ciekawe jest bardzo porównanie tych listów, z listami tejże daty pisanemi przez sekretarza królowej, Pana U es Noycrs, a które lir. Kaczy

n-2 n-2 marca 1 6 5 0 rokó. Król dopićro co w rócił do Polski; ję zostaw ił w Głogowie, pod opiekę prymasa. Tak donosi królowa pani de Choisy, o pomyślnościach oręża Jana Kazimierza:

G łogów , 2 2 m a rc a 1656 roku.

Bez w ątpienia, wielce niespokojną czynią mię odebrane wiadomości o zamiarze króla szwedzkiego zbliżenia się do L w o ­ wa. W listach króla J. M. i wszystkich otaczających go, maluje się wielka ra d o ść z tego pow odu, i niecierpliwość z jaką go oczekują. Mnie się widzi, żc nie będzie dość szalonym, aby tam iść, i że to przechwałki tylko. Jeżeli pójdzie, to go chyba szczęśliwa lub nieszczęsna dola p o p r o w a d z i; bo w b re w r o z ­ sądkowi ludzkiemu podróżby tę przedsięwziął. W ić sz , że lu­

bię domysły czynić, a także złemu wierzyć. Zaczynam bać się, aby ten Rakoczy nie porozumiał się ze Szwedami. Oba są nie­

przyjaciółmi nasżćj wiary, i namiętnie pragną Polskę pomiędzy siebie podzielić. Boję się tóż tego Chmielnickiego, który.nic chce w układy żadne wchodzić, jeżeli król do Kamieńca nie zje- dzie; nic ufa bowiem żadnemu z kommissarzy polskich, po w ia­

dając, że go oszukali. Król zaś nic chce się oddalać, z pow odu zbliżania się Szweda. Słow em , tak mię dręczy to oczekiwanie i ubieganie się za wiadomościami, iż chciałabym już widzieć ja k i- bądź koniec wszystkiego. Książę Zamojski utrzymał się w mie­

ście swojćm (1). Nie poruszyły go ofiary króla szwedzkiego.

W id zia ła ś go w Paryżu, tańcow ał w pałacu królewskim (2). B ar­

dzo zacny człowiek z niego teraz. W ó w cza s był jeszcze bardzo młody. Ma sicdm kroć sto tysięcy liw rów dochodu. Król szw e­

dzki zemścił się nad nim, paląc mu wiele miast i znaczne eko­

nomie.

skl w P o rto fo lio k ró lo w e j M aryi L u d w ik i przetłum aczyć i w ydać k azał.

Nic w ątpim y, że paa G rą n g ier d e la M arin iere, w edle obietnicy sw ojej, w szystk ie listy w łasn oręczn e M aryi L udw iki, w dodatku do dzieła sw eg o wydrukuje. Zbiór tea nada dziełu jeg o w ielk ą w artość, a dla dziejów na­

szych będzie bogatem , oryglnalnóm źródłem .

(1) Jan Zamojski wnuk kanclerza, bronił się w Zamościu. Królowa za w sze go księciem , Le P rin ce Z a m o y sk i nazywa.

( 2 ) P alais Itoyu l w Paryżu, m ieszkanie królow ej Anny, w dow y Lu­

du ika XIII.

Donosisz mi, że kupcy piszą, jakoby Polacy mnie przypisuję swoje klęski. Ty, co tak zręczną je s te ś , staraj się odkryć zkąd to pochodzi, a poznasz złośliwość tśj wieści. Na dow ód, że nie jestem znienawidzona, powiem ci, że dopićro co dwa znaczniejsze w ojew ództw a przysłały tu osobę znakomitą, z wiadomością, że chcą pow stać, i że zostaw ują mi wybór wodza, który ich p o p ro ­ wadzi i którego słuchać mają. Poniew aż do króla daleko (jest w e L w ow ie), nie chcą na niego czekać; u d erzą naprzód na załogi szwedzkie, k tóre ich uciskają, a potćm pójdą dokąd król rozkaże.

Chyba królowi szwedzkiemu los szczęście przeznaczył; inaczćj nie wysiedzi w Koronie ani w L itw ie. Moskwa o debrała mu już kilka miast, któro mu by ł książę Radziwiłł nieboszczyk poddał (1).

W i e ś ć chodzi, że drugi, który żyje, pobity został chcąc obronić m ia s to , gdzie złożone zostało ciało jego k r e w n e g o , a które w o jsko litewskie oblega. Praw d z iw ie, tak mi wojna dokuczyła, że już jej cicrpićć nie mogę. Jakikolwickbym pokój w olała, byleby mi dał spokojność. Nie mając d z i e c i , co mi po tćm wszystkićm?

G łogów , 2 0 k w ie tn ia 1656 r.

Gdybym miała konia Pakolela (2), posłałabym ci go z do­

niesieniem, że król szwedzki co dzień gorzćj stoi. Czy je s t, czy go nie ma, zawsze pobity, jak się dowićsz z opowiadania, k tó re ci Des Noyers posyła (3). Bardzo ciekawa jestem w jakich w y ra­

zach p. Silhon (4) to wiadomości ogłasza. Szwedzi, którzy od­

głosem dawniejszój sławy tylko żyli, długo pobici będą, nim się do tego przyznają. Piszą do mnie z W ie d n ia , że rezydent szw e­

dzki pokazuje listy o bitwach z Polakami, wygranych przez sw o je ­ go króla. Niesłychana to bezczelność; nic wstydzą się wylgiwać ( 1 ) Jauusz R adziw iłł hetman w . litew sk i, niedaw no zm arły w Tyko­

cinie. K siążę B ogu sław R adziw iłł trzymający się także stronnictw a s z w e ­ dzkiego, Idąc na od siecz zam kow i tykoeińsklem u, zbity z o sta ł przez szlachtę podlaską. Ob. P or to f o lio k ró lo w ej M a ryi L udw iki. T. I , str. 2 8 9 .

( 2 ) P a co lel. Czyto była jedna z osób jak iego romansu rycerskie­

go, czy podobno nazwa Apoilina?— nic wiadomo.

( 3 ) D es N o y e rs sekretarz Maryi Ludwiki, którego korrespondeneya stanow i zn aczn iejszą c z ę ść d zieła , w ydanego przez hr. Edwarda R aczyń­

sk iego pod tytułem: P o rto fo lio k ró lo w ej M aryi L udw iki.

( 4 ) S ilh on radca stanu, któremu Mazarini poruczył w szy stk ie Intere­

su ty czą ce się Polski I Szw ecyi.

z czarnego na biało. Nic wiem także, jak tam p. d'Avaugour z Elbląga pisał. (1). On lo tylko widzi i słyszy, co chce O xen- slierna, kanclerz szwedzki. Boje się, żeby nie zapóźno dopićro Francya poznała się na pomocy, którćj od S zw e d ó w żąda. Z li­

stów przejętych (które mi codzień przynoszą), widzieliśmy, że b r a ­ k uje im ludzi i pieniędzy. Nic myśl, że ta k wiele znaczą dla nich miasta pruskie, k tó re trzymają. W ięc ćj będą mieli kłopotu o b ro ­ nić się od m ieszkańców, niż od p o s tr o n n y c h ; a władając krajem w cale im nieprzyjaznym, trudno aby się w nim długo, utrzym ać mogli. Ale w tćj chwili właśnie donoszą mi o bczprzykładnćj zło­

ści tych S zw edów ; oto podkopują miny pod całym K rakowem , w zamku i w mieście, aby wszystko w pow ietrze wysadzić; a za­

pewniają mię, żc i W a r s z a w ę chcą spalić. Przyznaję się, że jeśli tam kiedy pow rócę, a dom własnomi rękami mojemi zbudow any w gruzach widzićć będę , to gorzko zapłaczę. Jeśli takie b a r b a ­ rzyństw o popełnią, przyznasz, że ton naród powinienby być wyłą­

czony z tow arzystw a ludzi. Kochaj mię zawsze. P o czta nie przyniosła mi listów z Francyi, co mnie mocno niepokoi.

G łogów , 26 k w ie tn ia 1656 r .

Dochodzi mię twój list z ostatniego marca; z jakąż niecier­

pliwością go czytam! W id zą c, że nic jeszcze o spraw ach polskich nic w ićsz, zdumiewam się, że się F ranc ya tak łatw o oszukać dała;

spodziewam się, że p. d ’Avaugour d o b rą b u rę odbierze za to, że ta k źle donosił o wszystkićm królowi. J a ci zawsze p ra w d ę mó­

w ię bez ogródki. Otóż przyznaję, że w ojew oda wileński (2), wypuścił króla szwedzkiego z półwyspu, gdzie już bardzo kuso k o ło niego było, dlatego, aby Lublin odebrać, gdzie Szwedzi zło­

żyli byli wszystkie zagrabione pieniądze. Poczćm znowu w o je­

w oda za nimi się pogonił. Bądź pewna, że gdyby mnie był o r a ­ dę zapytał, nie byłby takiego błędu popełnił. P o wzięciu króla szw edzkiego, L u b lin , który nic j e s t bardzićj obronny od naszego Vaugirard (3), niedługoby się opierał. Ale cóż robić? Trzeba cierpićć to, czemu zaradzić nic można.

( 1 ) P. d'A vaugour był posłem francuzkiin w Szw ^cyi.

( 2 ) P a w eł Sapieha.

( 3 ) V augirard, w ieś pod Paryżem .

Nasz lladziwilł bawi się rozbojom na Podlasiu. Po jego po­

rażce, gdy wojsko litewskie obiegło S zw e d ó w , dzielny ten książę ze b rał tysiąc czy tysiąc dwieście złodziei, i z niemi obchodzi domy biednej szlachty, a mianowicie tych, którzy nie mogli czy nie chcie­

li iść na wojnę. Bierze ich w niewolę, rabuje i przymusza zaprzy- siądz wierność królowi szwedzkiemu. Ma się rozumićć, że ich w oda święcona rozgrzeszy. Aż do starego SOIetniego w ojew ody, który z miejsca na miejsce przechodził, i tego w niewolę zabrał. Go­

dzien zapewnia króla szwedzkiego o wielkich wygranych bitw ach.

Nie wątpię, że szkatułki pana Silhon zapełnione są jego pom yślno- ściami.

Dobry nasz b ra t han tatarski przysłał znowu murzę do k r ó ­ la J . M. z doniesieniami, iż prędko w pomoc przyjdzie. Tenże sam m urza ma jechać do P r u s , do kurfirszta. Des Noyers posy­

ła do Paryża kopią listu hana. Nic powiedzą tym razem , żem go sama pisała.

Król kazał mi jechać do Polski, i pojechałabym za kilka dni, gdybym nic musiała czekać na wiole znakomitych osób obojćj płci, które mi towarzyszyć mają. Cesarz i cesarzow a oświadczają się z życzeniem widzenia się ze mną na pół drogi do W ie d n ia ; ale wyjazd mój temu przeszkodzi. F rancuzi, którzy w usługach m o ­ ich zostają, nie posiadają się z radości, że w racać mają do P o l­

ski. P ra w d a , że to kraj żyzny i bogaty w porów naniu z tu te j­

szym, a mieszkańcy bez porównania grzeczniejsi. Sądzę, że ty to nazwiesz marzeniom, ale to czysta prawda.

Mam nadzieję po drodze odzyskać K raków ( l ) . I ( r ó l J . M. p o ­ słał więźnia szwedzkiego do komendanta powiedzieć mu, że gdy­

by zamek wysadził, to wszystkim więźniom, których j e s t najmnićj dwa tysiące, głowy pościnać każe. Modlitwy nic były b ez skute­

czne: dobrze je s t udawać się do Pana Boga. Pragnęłabym tylko dowiedzieć się, z jaką radością kardynał Mazarini odebrał dobre wiadomości o nas. Nic wątpię, że ze względu na religią tylko, bardzo r a d z nich będzie. Zawsze pamiętam, żeś mi przepow ia­

dała, że jeśli pobijemy Szw edów , będziemy mieli wielu przyja­

ciół. Cesarz, jak tem u łatwo uwierzysz, bardzo konten t, i już wojska jego w Belgii naprzód idą; co do cesarstw a, zdaje mu się

( 1 ) Królowa w y sła ła była do Krakowa Anglika szp iega, który podjął się b ył w yprow adzić w pole komendanta Wirca; ale mu się nic udało Tern- b o s k ie g o Illstorya, w rękoplśm ie, od r. 1 0 4 7 do 1 0 5 0 .

T o m I I I . S i e r p i e ń 1851. 2 0

obiór syna jego niewątpliwy, i mnie także. Żal mi bardzo lego kredensu i tych p re z e n tó w , które posyłają dla S zw edów (1).

W s z y stk o to w krótc e sprzcdanćm zostanie, i robola stracona.

Dowiedzieliśmy się z listów przejętych, że brak im pieniędzy,, tak jak nam. Król JMć ze L w ow a wyruszył z nowemi zaciągami

Dowiedzieliśmy się z listów przejętych, że brak im pieniędzy,, tak jak nam. Król JMć ze L w ow a wyruszył z nowemi zaciągami

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1851, T. 3 (Stron 191-200)

Powiązane dokumenty