• Nie Znaleziono Wyników

KRONIKA ZAGRANICZNA,

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1872, T. 3 (Stron 102-159)

KRONIKA ZAGRANICZNA,

L I T E R A C K A , N A U K O W A i A R T Y S T Y C Z N A .

R ozpraw a p. Chorbulioz o poetach cesarstw a niem ieckiego. — L andsturm i ochotnicy poczyi nicinieckidj podczas w o jn y .— G-ojbol p rorok z L ubeki.—

T rzydziestoletnio wołanie H erolda. — Psalm y B ib lijn e— Em il R ittershauz.

— O skar R cd w itz.— P o em at symboliczny A m a r a n ta . P ieśń nowego cesa r­

s tw a w pięciuset so n etach .— U roczystość inauguraoyi uniw ersytetu S trasburg- skiego. — B aron A nises z N urem berg!. — A ntoni T ru eb n powicśoiopisorz i poeta hiszpański.— W iersz do przyjaciela. — W ystaw a obrazów w P aryżu.

— U dział kobiót.— O brazy religijno. — L a vicrge a u x m in e s, p. M ichels.—

Ś m ierć L u d w ik a Ś -g o, P iotra G laizo.—Ś - t y J ó z e f p. Ja cq u an d .— Dwu o b ra ­ zy M uratona: W ia r a w p rz y s z ło ś ć , M iło ś ć B o g a . O brazy A lz a c y i:

H enryety Brow no, Gustawa Doro, M urohala, pani O rtoz. — G dzie się kończy zw yuięztw o? R o d z in a A lz a c k a w ę d ru ją c a do J<'rancyi, S o hutzenbergcra.—

S ta r y p ia s tu n .K u n d e l.— S trasb u rg w p ło m ie n ia c h , E hrm ann. — S cen y w o ­ je n n e z p o d M e tz, p, P ro ta is.— Biwak p o d B o u rg e ł, p. N euville. — P o b o jo ­ w isk o Pornulta. — R a n n i F ra n c u zi w śró d w ieśn ia kó w sz w a jc a rs kic h . P o ie - g n a n ie S z w a jc a r ó w, J u n d tn .— W dowa. — D zień za d u s zn y . — W io sn a 1 8 7 2 ro k u , p. P e rin .—N a d z ie ja, p. Puvis do Cha vanno. — R e p u b lik a Mossn. —

M a łp y i p la ste r m io d u .— O d rzucona P etro le za C ourbeta.

R ok tem u, kiedy F ra n c ja nie ociekła jeszcze ze krw i tak ob­

ficie stoczonćj, a dym y pożarów kłębam i jeszcze w iły się nad P a ­ ryżem, k ry ty k a berlińska obliczała szyderczo płody literatu ry franouzkiój z czasów wojennych, usiłując przekonać św iat o zupeł­

nym upadku ducha łacińskiego, a tóm samóm usprawiedliwić ko­

nieczność germ ańskićj przewagi. Pow tórzyliśm y wtedy owe sądy równie złośliwo jak nieuzasadnione.

Surowość tych nieprzebłaganyoh krytyków , dała nam prawo mniemać, żo równoczesne płody m yśli prusko - niemieokiój,

zwłaszcza na polu poezyi, muszą, przypom inać oo najmniój czasy A rndta i K örnera. Milczeliśmy czekając aż się rzeczy w yjaśnią.

Otóż dziś w yjaśniły się, dzięki szw ajcarskiem u krytykow i p. Oher- bulliez, k tó ry z nadzwyczajną werwą ocenia utw ory poetyczne dzi­

siejszych tryum fatorów , w a rty k u le p. t.: Poeci niemieckiego cesarstwa.

Rzecz to bardzo zwyczajna, widzieć m ałe źdźbło w cudzóm oku, a w własnćm nie dopatrzćć belki. Możnaby poniekąd uwzględnić tego rodzaju słabość, zwyczajną ta k jednostkom ja k i narodom, ale pycha germ ańska nie ma granic; przechwałki nie­

mieckie podają same z siebie oręż w dłoń poważnego k ry ty k a.

Oherbulliez dowcipnie przypom ina niedawne czasy, kiedy inne dźwięki rozbudzały echo gór nadreńskich i poruszały do głębi serca Niemców. Przytacza na dowód sław ną piosenkę P la te n a ; i m y powtarzam y j ą za nim.

„R ad b y m — woła poeta — skryć się przed światćm całym , i pływ ać po cichój fali, otulony rąbkiem chm ur i przy uroczój pie­

śni ptasząt, wyzwolić się z pod brzem ienia trosk ziemskich ! K o­

łysany przeczystym żywiołem , radbym uciec od ludzi daleko I rad­

bym dotknąć niekiedy wiosłem brzegu, a nie w ysiadając z łódki tóojój, pochwycić w przelocie pęczek róży i popłynąć znów dalćj, i patrzóć ja k trzody pasą się po zielonych wybrzeżach, ja k swobo­

dni kosiarze zagarniają w kopy wonno siano, ja k w inobrańcy k ła ­ dą w kosze słodkie jagody w in o g ra d u ! P rag n ą łb y m karm ić się tylko jasnym prom ieniem zorzy i pić tylko wodę z przeczy­

stych k ry n ic ! "

R ów nym m iłośnikiem czystego ideału, okazyw ał się w ielki Goete. Podczas gdy Teodor K örner, nowy Tyrteusz, z mieczem i lutnią wiódł ziomków do krwawego odwetu, orzeł w ejm arski odlatyw ał spokojnie z gniazda, spłoszony wirem wrzawy wojennśj.

Kiedy P ru sac y zbliżali się pod gród jego, poeta uciekł do T ö ­ plitz, gdzie dla rozryw ki uczył się history! państw a chińskiego.

Póżniój kiedy zagrzm iały działa W aterloo, (łoete opuścił Ohiny a przeniósł się do P e rs y i: czytał Gazelle Ilafiza, przezwanego Wschodnim A nakreonem , i b ra ł z nich pobudkę do sw ojegoDioanu.

„Północ, Zachód i Południe, szamoczą się — woła wieszcz — trony Padają zdruzgotane, państw a zatrzęsły się w posadach. Uciekaj Muzo mojal zaczerpnij w łono czystego tchnienia Wschodu! tchnie­

nia patryarchów I wśród miłości i pieśni, skąp skrzydła w odradza­

jącym zdroju.“

I ze wstrętem za m y k a ł wieszcz ucho n a bojowe hym ny Körnera, R ückerta i A rndta, których echa rozbijały się po szero­

kich przestrzeniach Niemiec. Nad te chrapliw e dyssonanse, prze­

kładał on słodkie m elodye Zulejki i westchnienia hurysek.

„O óżby powiedział olym pijski czciciel ideału — pyta Ohcr- bulliez — na te chm ary poetów zrodzone dziś na parnasie germ

ań-skim ? wojna 1870 roku, w yw ołała z cieniu tysiące nieznanych Tyrteuszów . G raw elotta i Sedan w szczególny sposób zapaliły wyobraźnie. Z czynną arm ią poezyi niemieclciój, złączył się cały landsturm , i liczny zastęp m łodych ochotników. R y k n ęły trąby i dudy, częstokroć na ton fałszywy; lecz k ry ty k a m ilczała rozbro­

jo n a dobrą intencyą. W szystkie dzienniki przepełnione b y ły w ierszam i: jam b y i trochee, naśladow ały najwierniój h u k dział i straże kaw aleryi. S ta ry A rm iniusz odradzał się w milionowych kształtach, bóg T hor zbiegał z w yżyn T rudu an g u ru , i groził P a ­ ryżowi olbrzym im m łotem , a widmo K onrad i na, zamordowanego niegdyś przez K arola d’Anjou występowało groźno z pod sześcio- wiekowych prochów grobowca, i zapalało serca do krwawój pom sty.“

W tym chórze ogólnym odezwało się k ilk a słynnych głosów.

Odrodzenie się starego cesarstwa germ ańskiego, było od la t k ilk u m arzeniem poetów nowćj szkoły: postacie H e n ry k a P taszn ik a, Ottonów, F ry d e ry k a Barbarossy, K arola Y -go, pojawiały się bez u stan k u w dram atach i epopejach, balladach i pieśniach lirycznych.

Od roku 1840 tchnienie germ anizm u powiało silnie na serca, i za­

paliło w nich nowy płomień. „P oeci — mówi k ry ty k szw ajcar­

ski — wdali się w rozhowory ze stadam i kruków , okrążających tajem niczą jask in ię, kędy B a rb a ro ssa . czekał w bezwładnym śnie, rychło uderzy godzina, aż ockniou z wiekowćj m artw oty, w płasz­

czu purpurow ym , w złotój koronie cesarzów, m a wstąpić na szczyt gó ry i olbrzym im palcem ukazać ludom godnego siebie n a ­ stępcę, rozem knąć im wrota przyszłości.“

Ten polityczny zw rot n a polu poezyi, uderzył odrazu badaw ­ czy u m y sł Hej nogo. Buro wy A rystofan niem iecki szydzi zeń w nielitościwy sposób. Oto słowa, którem i w roku 1841 kończy poem at swój A tta-T roll, ostatnią, ja k m ówi w olną pieśń M u­

zy rom antycznój.

Nowe czasy I nowe p ta k i!

J a k a w rzaw a! rozgw ar j a k i ! K rzyki, piski, w lesie, w polu;

W ia tr im szturm em odpowiada:

R zekłbyś, one gęsi stada Co broniły K apitolu.

S zarych wróbli lecą chm ary, H urm em lecą z ra n n ą rosą;

P rzebiegają w lot obszary, I podniósłszy dum nie głowę, I zapałki w szponkach niosą,

N iby grom y Jowiszowe.

Jakież słyszę znów p oszm ery!

To gołębio białe roje;

Z brzydł im widać wóz wonory:

Im nad miłość milsze boje.

P rą d ich dzisiaj w przągł szalony W płom ienisty wóz Polony.

J a k a wrzawa I rozgwar j a k i ! In n e czasy 1 inne p ta k i!

Nowe ptaki, śpiew ich nowy, On nio trafi m i w g łą b duszy;

P ó k i z mojćj starój głow y Nie w yrosną nowe uszy 1

Szyderskie pociski Hejnego, nie zgłuszyły lutni poetów, nie zobojętniały serca na dźwięki tych pieśni, które b rzm iały wzdłuż i wszerz Niemiec, istna zapowiedź trą b bojowych.

Jeden z tych wieszczów Gej bel, prorok z Lubeki, ja k go zo­

wie Oherbulliez, w ystąpił śm iało do zapasu, jak o zagorzały szer­

m ierz cesarstwa i śm iertelny w róg Francyi. “Nie za nikczem nym dobrobytem — woła Gej bel — nie za równością welszów, tą chw iejną huśtaw ką okupioną krw i zdrojem, wzdychasz ty o ludu mój niem iecki 1 Twoje serce drży z boleści, n a widok zdruzgota­

nego dębu I A le z dnia n a dzień brzmi rozgłośnie) potężne hasło, wielkie hasło cesarstwa niemieckiego. D arem nie sta ry sm ok za­

wiści, on czterogłowy potwór, trzym a straż przed drzewem żywota, 1 broni nam jego owocu I Bóg wspiera tw e nadzieje . . . . To, co dojrzewa w głębi dusz, stworzy sobie ciało i kości. Głośno prze­

mówi konieczność w pory k u dział bojow ych! . . . Oto koniec pie­

śni mojćj, oto zielona wiosna 1 Oto cesarstwo z wiekową potęgą 8wą i chw ałą.“

A by zdobyć cesarstwo, trzeba było męża gotowego na boje.

W roku 1844, tenże sam wieszcz, ca łą silą potęgi swojój w yw ołuje tę wojnę, tego m ęża:

„Módl się, ktokolw iek modlić się umiesz — śpiewa Gej bel — a jeżeli wzrok twój nie szuka ucieczki w niebiosach, opowiedz taje­

mnicę twoję wichrom i burzy. Niech ją rozniosą po krańcach ziemi twojej, niby czarodziejskie słowo zaklęcia! Niechaj słabe niemowlę na łonie m atki wybełkocze to słowo, niech je wyszepcze starzec w obeo rozwartćj trum ny. O! losy, ześlijcie nam mężaI jedynego męża, ześlijcie nam godnego w nuka Nibelungów, który b y żela­

zną prawicą u jarzm ił czas, i nogą o k u tą w tw ardy spiż, ścisnął boki rozhukanem u biegunow i I

„Świadczę się niebem , nie należę ja do tych zuchwalców, którzy dla igraszki w yzyw ają nieprzebłagane losy; ale zaczóm ra k wewnętrzny roztóczy nasze trzewia, rad bym spotkać się z wrogiem oko w oko, na polu bojowych zapasów. T ak jest, trzykroć bło g o - sławiony dzień i godzina, w którój b ły sn ą dobyte z pochew miecze, w którój nad brzegam i Odry i Mozelli, m iasto jadowitych słów, po­

sęp n ą się kule ogniste. O ! niechbym ju tro ujrzał słoneczny pro­

mień, odbity na karkach dzielnych zastępów n a sz y c h ! O! n ieo łr hy ju tro , kopyta naszych koni, zatętn iły po k ra ju wrogów 1 W ojna!

Tom II I, Llpioo 1878.

w ojna! hasło bojowe zgłuszy wnet te k łótnie i poswary, co w ysu­

szyły szpik kości naszych. Naród niem iecki chory, trzeba m u krw i upuścić: to jedno ocali go od śm ierci.“

W k ilk a la t potóm, kiedy na politycznym widnokręgu poja­

w iła się sprawa Szlezw icko-Holsztyńska, kiedy, ja k mówi poeta, rozbójnik duński, podobien do m orskiego sm oka, otw orzył paszczę aby pochłonąć Niemcy, prorok z L ubeki obrócił oczy n a Alzacyą.

Oto są jego słowa.

„ S ta ry M inster strasburski tak przem awia głosem spiżowych dzwonów: sztuka niem iecka nauczyła mnio za lepszych lat, sięgać pod gwiazdy strzałam i wieżyc moich, a przecież jęczę sm utno w słu- źebnictwie u welsza. I dziś gdy patrzę w toczący się prąd wieku, widzę ja k Duńczyk w bezczelnćm zuchwalstwie, obcina członek j e ­ den z wielkiego ciała Niemiec. Stoję na czatach . . . słucham i . . Jeżeli dopnie swego, będę jęczał posypan popiołem, i pobledną b la ­ ski róży mojój, i od głębokich westchnień, zadrżą w posadach m ury moje, podruzgoozą się baszty I Jeżeli zaś upadnie pyszny D uńczyk, będzie to dla m nie hasłom szczęśliwej wróżby I K res niewoli mój blizki, miecz b ratni w krótce m nie osw obodził“

Zo wszystkich dziś poetów niem ieckich, Gej bel najgłośniej­

sze pozyskał imię. Urodzony na północy, nad brzegiem T raw y, w jednój z czterech rzeczypospolitych konfederacyi germ ańskiej, odstąpił dobrowolnie republikańskich zasad, pojm ując inaczój wiel­

kość i szczęście niemieckiej ojczyzny. P o ukończeniu nauk w un i­

wersytecie w Donn, puścił się na dalekie podróże: zwiedził G recyą, o płynął archipelag.

W roku 1840 powrócił do rodzinnej L ubeki, wkrótce potóm otrzym ał pensyą z szczodrobliwości króla pruskiego, później jesz­

cze, król baw arski powołał go do M onachium na professora estetyki.

Gejbel probow ał sił, we wszystkich rodzajach poezyi, w żad­

n y m jed n ak nic zasłynął prawdziwie twórczą oryginalnością. N a­

p isał epopeę wziąwszy do niej za przedm iot podróż i zaślubiny k ró la tiy g u rta. Jego tragodye: kroi Bod ryg, Brunehilda, Sofo- nizba, równie ja k kom edya: Meister Andrea, znalazły powszechno uznanie. Nie tym przecież utworom zawdzięcza on wziętośó swoją wśród ziomków. W in ien j ą nadewszystko pieśniom politycznym , które sypał szczodrze od lat trzydziestu, a które zebrał dziś w jednę wiązkę i wydał pod ty tu łe m : llcroldsru fe, wołanie Herolda.

Urzędowy poeta cesarstwa, heiser dichter, ja k go zowie Oher- bulliez, dzięki zręcznej dyalektyce, przez la t trzydzieści śpiewał na jeden tem at, coraz nowemi słowy. N a cześć wym arzonego bożysz­

cza, tworzył on ody, hym ny, tercety, kaw atiny. Najwyższą w ar­

tość poetyczną przypisują sonetom jeg o z roku 1844. Dwa z tych sonetów przytoczyliśmy powyżej. W ogólności dawniejsze utw ory G eibla lepszo nierów nie od dzisiejszych. Zorza nadziei świtająca zdaleka, dzielniej budziła w nim natchnienie, niż pełne słońce chwały.

Tysiące u st powtarzało tę pieśń poety, znaną powszechnie w całych Niem czech:

„ W noc g łu ch ą dobiega mnie szelest gałęzi pokrytych świe- żemi pączkam i. Szum w iatru powtarza starą dum kę, dum kę 0 cesarzu n iem ieckim !

„D uch mój w obłędzie, serce ściśnięte trochę I Nadstawiam pilnie ucha! Ten szum, pochód-że to arm ii w obłokach, czy polot orlich skrzydeł.“

.„Serc m iliony cierpią dziś równo ze m ną, czekają ja k ja czekam! Ze szczytu opok czuwają pilne czaty, patrzą azali słońce wschodzi krwawo.

„Ojczyzna niemiecka, piękna oblubienica, przybrana ju ż na gody, z pieniem coraz to lżejszóm. I kiedyż j ą zbudzisz odgłosem trą b wojennych, i kiedyż, cesarzu powiedziesz j ą do domu twego?"

W roku 1349, Gej bel nastroił już złotą lutnię na cześć no­

wego cesarza. N iestety! po krótkićj nadziei n astąp ił gorzki zawód.

K ról F ry d ery k W ilhelm IV , nie przyjął cesarskiój korony.

»I znów zostaliśm y sierotam i 1 — woła z boleścią poeta — ja k by­

liśm y sierotam i od lat czterdziestu. I zawiesiliśm y znów lutnie nasze na gałęziach wierzb, a w iatr z jękiem potrącał w ich s tru n y !"

Nie sam w iatr tylko potrącał w stru n y natchnionój lutni G cjbla. D rżała ona pod dłonią poety, wróżąc dzień zjednoczenia 1 przyszłój chw ały Niemiec. Gej bel nie spuszczał z oka prom ieni- stój gwiazdy, w którćj widział zbawienie narodu swego. Cesarstwo było dlań ideałem. Z gniewem wyrzuca tóż Niemcom poswary i czcze spory, w strzym ujące kraj na drodze właściwego rozwoju.

Pieśni jego pełne sym bolicznych obrazów. Tu, widzi n ib y roje pszczół lecące błędnie w przestrzeń, bez przewodnika, bez celu; tam znów spostrzega drogocenny klejnot, coby m ógł ozdobić koronę władcy świata, dziś nędznie tarzający się w błocie. I grom i surowo lud swój, i przeklina stronnictw a, odwracające go z drogi przezna­

czeń, ja k ą wskazuje olbrzym i duch H e n ry k a P tasznika, odziany w purpurę cesarską. „ I kiedyż, woła, zazieleni się stary dąb? K ie­

dyż w ogrodzie niem ieckim zakw itnie korona cesarzów? Dopókiż niem iecka szablica spoczywać będzie w pochwie?"

P oeta nie traci je d n a k ,w iary. W ić on, że cesarstwo zrodzi się w zamęcie burz i uraganów , przy ogniu błyskaw ic, na ziemi ubroczonój posolcą. I m uza jego, istna W a lk y ry a, poi się czaszą pełną krw i, lubuje w obrazach strasznych bojów ! „ P rz y j­

dzie niebawem dzień—woła w uniesieniu—kiedy Pan obm yje h ań ­ bę z ludu swego. Ten, co przem awiał na równinach L ipska, p rze­

mówi jeszcze hukiem gromów. Wówczasto, uwieńczona w godła monarszój władzy, zasiędziesz na złotym tronie, niezrów nana k ró ­ lewno, piękna ojczyzno m oja! B łyśnij, rozgorz ożywczy o g n iu ! niech świat odrodzi się piorunem 1 Z łona niedotlonego stosu, n ie­

chaj orzeł cesarski wzięci w górę, istny F en ik s z w łasnych po- popiołów

I"

I uderzył g ro m i W ojna duńska przepełniła nadzieją pierś poety. „W itaj m i—w oła—święty ognisty deszczu 1 witajcie mi b u ­ rze i p io ru n y ! W asz płom ień odradza nas, moje serce odpowiada wam tętnem radości. Naprzód orły! uderzcie śm iało w sk rz y d ła!

wieszcze Niemiec stroją harfy na cześć waszym tryum fom !’’

W trzy lata potćm, Sadowa otw orzyła szeroko wrota cesar­

stwu. Gej bel n astraja lutnię na nowy ton, i w ysław ia pieśnią, n o ­ wy przybytek, w któ ry m „odkw jtają starożytne cnoty niem ieckie, i wszystkie ręce gotowe złożyć się do modlitwy, gdzie serce dzie­

wicy zam yka sk arb y niewinności, gdzie niebiański cherub trzym a straż nad cnotą młodziana. Pomazańcze P a ń s k i! — woła poeta do k ró la —dzięki tobie, m am y prawo szanować sam ych siebie!”

N astąpiła wojna francuzko - niem iecka. P osłuchajm y ja k k ry ty k szwajcarski ocenia utw ory G ejbla, z tćj epoki niepam ięt­

nych w dziejach tryum fów. „Chcąc godnie uczcić władcę, potrze­

ba przemawiać jego słowy. L ubo nowy cesarz nie je st bynajm niej zw olennikiem poezyi, w skrzesił on przecież rodzaj literatury, za­

pom niany już od dawna, i w listach swoich do królowej, dał wzór stylu zaczerpniętego z tradycyj biblijnych, w k tó ry m Im ię P an a Zastępów i Boga Izraela co chwila powtarzane.

„Pod ty m wpływem Gejbel począł tworzyć staro-zakonne psalm y, ubarwiono obrazam i r ó zg i Pańskiój, Sodomy, Gomory, i t. p. P salm w ym ierzony przeciw Babilonowi góruje nad inuem i.

Tu poeta pełną piersią czerpał natchnienie z Jerem iasza i K róla P roroka. U tw ór ten niesłychane zyskał powodzenie.

Zobaczmy ja k wieszcz przem aw ia do Francuzów: „Chociażby ziem ia pogrążyła się w ciemnościach, a niebiosa rozgorzały pło­

mieniem; chociażby konie broczyły w krw i po uzdy, a ko ry ta rzek zawalone zostały k u p ą trupów ; choćby dom y b u h ały poża­

rem, a psy tylko szczekały po ulicach pustego grodu, ucztując po­

społu z grom adą żarłocznych wilków, i ze stadem sępów krw i głodnych: nie przebaczym y wam, dopóki na kolanach, z sercem upokorzonóm nie odrzekniocie się ducha kłam stw a, i nie przebła­

gacie P an a, k tó ry was są d z i!”

W in n y m utw orze poeta ukazuje, ja k geniusz złego, sprzy- siężony z zastępem mocy piekielnych, buduje państwo swoje na krw i i postrachu, kiedy nagle pojawia się bobatćr pobożny i m o­

cny, a nad głow ą jego ulatu ją cherubiny w obłokach. „B óg św ia­

tłości zdruzgotał sm oka i miasto wiecznie szydzące drży, pod pło­

m ienistym mieczem Niemiec.” K a n ty k i te pisane um iejętnie, sły­

chać w nich pociski piorunów, i rżenie koni, i szum y skrzydeł archangielskich. „Nad te jednak religijno-ICruppowe psalm y—do- dadaje Oherbulliez — wolim y stokroć pierwszą balladę Gejbla 0 paziu i królewnie.”

O statnia pieśń ze zbioru Heroldsrufe, utworzona na cześć po­

koju; przecież poeta powołuje w niój Niemców na ostatnie zapasy 1 na ostatni tryum f. „B odajby — woła — T en co czasu wojny szedł przed nam i w słupie płom ienistym , dał ludowi naszem u siły

do ostatniego jeszcze zwyoięztwa, siłę do w yrw ania z serc naszych czarnego ziarna fałszu, do wyrugow ania wszelkich naleciałości Wolskich, z naszych m yśli, serc i uczynków, das Welsckthum aus- zumerzen in Glauben Wort und That. T ak brzm i ostatni głos Geiblowskiego H e ro ld a !

Obok G eibla staw ia Oherbulliez E m ila R ittershaus, autora zbioru poezyi p. t Neue gedickte. R ietershaus w ykołysany szu­

mem westfalskich dębów, wyższym jest nierów nie poetą, niż G ei- bel a przecież nie dzieli w Niemczech sław y współzawodnika.

Czem u? bo na tarczy jego poetycznćj, są. plam y niczem niezatarte.

R ittersh au s jeszcze w roku 1862 napisał piękny wiersz na cześć Fiohtego, podczas jego jubileuszowej uroczystości. W ty m w ier­

szu w yraża chęć, aby ten wielki myśliciel stał się wyrocznią n a ro ­ du, i przeniknął go na wskróś duchom swoim. Poźniój, po Sado­

wię śm iałą odzywa się pieśnią; „ T łu m y pędzą za wozem zw y­

cięzcy, sam tylko poeta, pozostanie wieszczem sta rój chorągwi, na którćj wypisane prawa ludów .“ W roku 1870 nakonieo, jeżeli z jednój strony surow y był dla Welszów, z drugiój w szlachetny sposób przem awiał do F ra n c y i: „T yś w alczyła niegdyś za prawdy wiekuiste, ty by łaś wyrocznią ludzkości! “ P o zwycięztwie zaś, do dźwięków tryum falnych dołączył surowe ostrzeżenie. „Niechaj—

rzecze — pam ięta Cesarstwo, że ma być nie obozem Cesarza, lecz św iąty n ią swobody.“ Nie przebaczono poecie tych zapomnień, nio przebaczono m u że opiewał braterstw o ludów, że radził Niemcom aby zam knęli ucho na pochlebstwa, nie ubóstwiali w łasnych cnót i zasług, ale szukali wszędzie piękna i dobra, i jako pszczoły k a r ­ m ili się sokiem w szystkich kwiatów, rosnących na wielkićm drze­

wie ludzkości.

W iększy nierów nie mir w narodzie, znalazł trzeci poeta O skar Redwitz, autor świeżo wydanego poematu pod ty tu łe m :

„Pieśń nowego cesarstwa niemieckiego. J e s t to liryczny w ybuch uczuć w obec tryum fów narodowych. ,,0 ! królu W ilhelm ie!— woła poeta — o starczo szlachetny i b o h a tć rsk i! dla ciebie niechaj za­

brzm i pieśń dziękczynienia: ty ś podbił serce m o je! lody jeg o pę­

kły pod słońcem twojćj chw ały I

Redwitz rodem z prowincyj nadreńskich należy do gorących katolików. P ieśń jego wielkie spraw iła wrażenie na um ysłach;

wzięto j ą za glos całego stronnictw a, pokazało się jednak, że b y ła tylko wyrazem osobistych uczuć, co osłabiło poniekąd jój znaczenie.

OJ lat z g ó rą dwudziestu, O skar Redw itz słynie już na p a r­

nasie germ ańskim . W roku 1849 utw orzył on Amarantę, my s ty ­ czną epopeję a raczój polityczną allegoryą. B oliatćr poem atu r y ­ cerz W alter, u p lątał się w sieci hrab in y Gizm undy, kobiety próż- nćj, z sercem przewrotućm i wszelkiemi wadami, cechującemi ple­

mię Welszów, Zalotna, lekkom yślna, niestała, zakochana w k lej­

mię Welszów, Zalotna, lekkom yślna, niestała, zakochana w k lej­

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1872, T. 3 (Stron 102-159)

Powiązane dokumenty