Przeszedłszy krużganek prowadzący z pierwszego dziedzińca, w drugim domu Don Filipe A rana, na lewo wchodzimy do kw adra
towego pokoju. Na środku stoi wielki stół do pisania, drugi mniejszy w kącie, dalćj pułki, a na tych wiele dzieł teologicznych, księgi praw, dykeyonarz języka, rycina przedstawiająca Ś go A nto
niego, butelka z wodą, kilka filiżanek fajansowych i warcabnica.
Jest to gabinet pana m inistra podniesionego do wysokićj godności wice gubernatora.
Przy małym stoliku przepisuje długą depeszę nasz znamienity przyjaciel Don Candido Itodriguez, a przy wielkim stole zarzu
conym papiórami, kopertam i od listów i depesz, siedzi.Don Filipe Arana, pełnomocnik angielski caballero Mandeville, i nasz wszędo
bylski Daniel.
— Ależ przecie nie było wypowiedzenia wojny, panic M ande
ville,— mówi senior Arana, w chwili gdy wraz z czytelnikiem wcho
dzimy do jego pracowni.
— A tak, nie było wypowiedzenia wojny, — odpowiedział Anglik bawiąc się koniuszczkami różowych palców.
— A widzisz pan, — mówił dalćj Arana, — żc według prawa narodów i obyczaju ludów oświeconych i cywilizowanych, nie może . wojna być prowadzona, póki ją nie poprzedzi wypowiedzenie uroczy
ste i wymotywowanc.
— Zapewne !
— A ponieważ pod prawo narodów i my także jesteśm y pod
ciągnięci . . . czy dobrze mówię, panic Bello ?
— Przedziwnie, panie m inistrze !
— Otóż skoro jesteśmy pod prawem narodów, mieliśmy p ra wo do wypowiedzenia wojny ze strony Francyi, zanim wyprawiła swoje siły. A skoro tego nie uczyniła, Anglia powinna była p rze
szkodzić wysyłce tśj wyprawy. Bo gdy kraj będzie zdobytym przez
Francyę, w tedy A nglia postrada w szystkie sw oje prerogatyw y w konfederacyi.
— P rześlę m ojem u rządowi uwagi w ielkiego znaczenia pana wice gubernatora, — odrzek ł M audeville, którego m ysł w olny w tćj chwili od pogrom czego w pływu obecności R o za sa , sw obodnie mógł ocen iać dyplom acyę i w ym ow ność daw nego dzw onnika od B ractw a R óżańcow ego.
— Gdyby mi się godziło mięśzać w tę rozprawę, mógłbym powicdzićć panu Gubernatorowi, jakiśj polityki mojćm zdaniem wy
padnie się trzym ać gabinetowi St. Jam es w śprawach L a Platy, — w trącił Daniel tonem tak skromnym i potulnym, iż do reszty za- zachwycił Don Filipe, który najgoręcćj tego pragnął aby ktoś mó
wił wtenczas kiedy jem u wypadało to czynić.
— Zdania młodzieńca tak światłego ja k pan Bełlo godne są zawsze wysłuchania.
Pan Mandeville baczne zwrócił oko na młodego człowieka znanego sobie z nazwiska i słuchał z uwagą.
— Prawdopodobnie w obecnćj chwili lord Palm erston znaj.
duje się już w posiadaniu pewnego dokum entu wielkićj wagi: chcę mówić o protokóle konferencyi jak a m iała miejsce ostatniemi czasy pomiędzy komissyą argentyńską a panem de M artigny. Czy pan Mandeville je st o tćm uwiadomiony ?
— Bynajmnićj, i wątpię ażeby rząd mój otrzym ał dokum ent skoro takowy nie był przezefnnie wysłanym.
— W takim razie ja miałem to szczęście wyręczyć pana mini
stra. Akt ów podpisany 22 czerwca b. r., 26 został wyprawionym do Londynu. Je st już więc w drodze od pięćdziesięciu dwóch dni.
— A le cóż to za dokum ent ? . . . - r - rzekł pan M andeville nieco zaintrygow any.
— Mam tu jego kopię, - - odparł D aniel wyjm ując z p u gila resu kilka kartek cienkiego papićru.
Co a k t ten historyczny opiewał podamy w streszczeniu.
Kiedy przed dwoma laty w skutek nieporozumień pomiędzy Francyą a Buenos-Aires wywołanych samowolą i okrucieństwem dyktatora tćj prowincyi względem poddanych francuzkich, siły mor
skie króla Francuzów rozciągnęły blokadę na brzegach argentyń
skich, wynikło ztąd przymierze de facto pomiędzy władzami fran- cuzkimi a mieszkańcami Argentyny walczącymi przeciw dy k tatu rze. Ajenci dyplomatyczni Francyi i dowódzcy jćj sił morskich da
wali poparcie i wielokrotną pomoc przy zbrojeniu się i organizowa
niu sił powstańczych, od tychże nawzajem odbierając przy każdćj sposobności dowody przyjaźni dla Francyi. P rzym ierze takowe stawało się zatćm coraz bardzićj ścisłćm i wyraźnćm. Ostatecznie prezes rady ministrów w Paryżu, p. Thiers, na posiedzeniu Izby deputowanych dnia 27 kwietnia r. b., publicznie i uroczyście uznał za sprzymierzeńców Fr&ncyi prowineye i mieszkańców Argentyny wojujących przeciw przywłaścicielowi władzy w ich kraju. Okoli
czność ta spowodowała iż strony interesowane uzn ały za stosowne
postanowić pewne punkta ugody przed wstępnćj ze względem na dalsze następności. G enerał Lavalle jak o naczelnik wszystkich sił zbrojnych, będąc rzeczywistym przedstawicielem interesów i spraw prowincyi Buenos-Aires, uwierzytelnił do tychże spraw komissyę argentyńską ustanowioną w Montewideo. Zatćm członkowie owćj komissyi zgromadzeni u pana Buhel de M artigny konsula general
nego i pełnomocnika francuzkiego rządu, po walnćj naradzie uło
żyli wraz z nim przcdugodne punkta przymierza dla obu stron za
szczytnego i korzystnego, jakie nastąpić powinno było natychm iast po wyzwoleniu Argentyny. Protokół niniejszej umowy spisany w dwóch egzemplarzach, podpisanym został przez pełnomocnika francuzkiego i przez wszystkich członków komisyi argentyńskićj.
Pan Mandeville zdziwiony zadumał się głęboko.
Przez głowę pana Arana przebiegła jedna tylko myśl, która nim bezustannie władnęła.
— Co powie pan G ubernator, ja k się dowie że dokument ten od tak dawna w rękach pańskich znajdował się a on o nim nie
w ied z ia ł!
— Skoro ten dokum ent do rąk moich doszedł, miałem sobie za obowiązek udzielić o nim wiadomości panu Gubernatorowi, tak dla przeświadczenia go o mojćj gorliwości dla sprawy, jak w celu wykazania mu potrzeby stałego oporu przeciw francuzkim rosz
czeniom.
Don Arana popatrzał na pana Mandeville.
— Co to za głowa u tego młodzieńca I
Don Candido tymczasem przeżegnał się w mniemaniu iż D a
niel je s t w zmowie z dyabłem i że on znajduje się w spółce.
— Otóż, — mówił znów Daniel, — na piórwszy rzut oka przymierze to mogłoby obudzać podejrzliwość gabinetu angielskiego, we względzie wpływów jakie Francya osiągnęłaby w tutejszym k ra ju w razie tryumfu unitaryuszów; jednakże ich polityka, przy
znać trzeba zręczna i właściwa, rozprasza te obawy. Dają oni do zrozumienia iż ustępstwa na rzecz Francyi nie są bynajmnićj wy
łącznością, lecz ogólnym program atem postanowionym na przy
szłość w stosunkach politycznych i handlowych odnośnie do wszy
stkich mocarstw. Że ich system porządku i gwnrancyi rozciąga się do wszystkich cudzoziemców przebywających w rzeczypospolitćj.
Ogłaszają wolną żeglugę na rzekach wewnętrznych, osiedlanie się wycbodztwa europejskiego uznają za potrzebę tych krain, i odsu
wają na bok interesa polityczne stawiając w ich miejscu widoki handlowe.
— W szystko to zdrada 1 — wykrzyknął Don Filipc, nie ro zumiejąc ani słówka z całój Łój mowy.
— Mów pan dalćj, słucham , — rzekł pan Mandeville mocno zajęty mową Daniela.
— W obec takiego program u, — kończył młodzieniec, — ministcryum angielskie weźmie na uwagę, zjed n ó j strony złe sk u tki jawnego sprzeciwiania się Francyi w jój postawie względem La
Platy, a z drugićj korzyści jak ie sobie zapewnić może Anglia je d y nie przez zachowanie neutralności w tćj sprawie, kiedy wynikiem jćj może być tryum f stronnictw a, które stawia program bezwarun
kowo korzystny dla handlu, kapitału i wychodztwa Europy, i któ
rego przyjaźń wypadałoby może późnićj zjednywać sobie za ja k ą . bądź ceng dla zrównoważenia wpływów pozyskanych przez F rancyą poprzedniemi stosunkami.
— Ależ to zdrada 1 — wołał Don Filipe, — to podstęp, to zamach na niezależność i władzę narodową.
— Bez zaprzeczenia, — odrzekł Daniel, — to chytrość uni- taryuszów, ale być może iż potrafią nią ułudzić Anglię, i cała nasza nadzieja w tym razie zawisła na pańskim rozumie, panie A rana, iż potrafisz pan przekonać pana Mandeville jak dalece zdradzieckim je st plan unitaryuszów względem interesów am erykańskich i euro
pejskich.
— A tak . . . zapewne . . . a no t a k . . . pomówię z panem Mandeville.
— O tak , pomówimy o tóm, — odrzekł Anglik zamieniając porozumiewawcze spojrzenie z Danielem, w którym odkryw ał to wszystko czego niedostawało panu Arana.
— Ponieważ z panem G ubernatorem nie porozum iał się w tym względzie jego m inister spraw zagranicznych . . .
— A kiedy nic nie wiedziałem — odrzekł pan m inister otwie
rając wielkie oczy.
— W łaśnie tóż o to idzie, pan G ubernator nie będzie za- dowoluiony.
— J a nic z panem Gubernatorem nie będę mówić o tym in- teresie— dodał poufnie pan wice-Gubernator.
— Dobrze pan zrobisz.
— Nie prawdaż, panie Mandeville?
— Zgadzam się zupełnie ze zdaniem pana Bello.
— O, my się wszyscy wybornie rozumiemy i zgadzamy, — wyrzekł z zadowolnieniem Don Arana rozpierając się w krześle.
— A czy się porozumiemy w interesie który mię dziś spro
wadził do Waszćj Ekscelencyi ? — zapytał z uśmiechem pau Man
deville.
— A, co do tego poddanego angielskiego . . . moglibyśmy tak . . . lecz w nieobecności pana G ubernatora . . .
— Aloż pan jesteś jego zastępcą, to sprawa tak prosta.
— No, zapewne, ale zapytam się pana G ubernatora.
— Przecież to nic polityka, sprawa cywilna: idzie o zwrot własności zagrabionćj przez sędziego pokoju jednemu z poddanych Jćj Kr. Mości.
— Dobrze, dobrze, zapytam się.
— Ależ na Boga 1 . .
— Spytam się przy pićrwszćj sposobności.
— A więc żegnam.
Tom III. Llpleo 1872.
— I pan takźo odchodzisz, panie Bello ?
— Muszę.
— Ale przyjdziesz niedługo, mam się wczemś naradzić z panem.
— Wiele to dla mnie będzie zaszczytu.
Panowie Mandeville i Bello wyszli razem śmiejąc się oba i litując w duchu nad tym nieborakiem dźwigającym na barkach tytuły m inistra i vice-gubernatora.
M inister angielski zaprosił D aniela na szklankę wina do sie
bie i obaj wsiedli do powozu w chwili gdy z pobocznych ulic uka
zali się Victorica na jednym chodniku, na drugim ksiądz Gaete, zmierzając ku mieszkaniu Don Arana.
Za przybyciem do pięknćj willi pełnom ocnika W. Brytanii, pomiędzy gospodarzem a gościem toczyła się dalćj rozmowa o sto
sunkach krajowych istniejących i możebnych z curopejslciemi mo- carstwy, wywołana układam i, których treść powyżej poznawaliśmy.
Historyczny ten dokum ent stanie się kiedyś dla myślącego dziejopisa objawem dwóch prawd ważnych a niezaprzeczonych.
Zastanawiając się nad nim, trudno nic boleć nad świętą wy
gnania niedolą, którćj wypływem jednym z wybitniejszych a i naj
świetniejszych zarazem , jest łatwość mamienia się ułudam i, doty
kająca umysły naw et najrozważniejsze. Zdaje się niepodobnćm do wiary aby mężowie tacy ja k Agiiero i V arela mogli sobie wyobrazić iż protokół przez nich podpisany może mieć doniosłość i pożytek jakie sobie krokiem tym obiecywali. Z dziwną dobrodusznością wierzyła komisya argentyńska iż za pośrednictwem tój ugody doj
dzie do zupełnego zobowiązania się formalnego sprzymierzenia z Francyą i nieprzyjaciółmi Rozasa. Jeżeli Francya nie uznawała przym ierza da facto stwierdzonego krwi wylewem, i dała inny zwrot swojćj polityce u La P lata, jakże się można było spodziewać aby wagę przywiązywać chciała do zobowiązań przyjętych nie na drodze urzędowćj, przez swego tylko ajenta wespół z wrzekoraą ko- missyą, k tóra nie nie przedstawiała, przez żadną rzeczywistą w ła
dzę nie była umocowaną, źadnój nie daw ała gwarancyi na przyszłe następstw a? Z drugiój zaś strony, jeśliby Lavalla pokonał Rozasa, niechybnie rewolucya wyniosłaby go na stanowisko rządowe, a w ta kim razie i komissya argentyńska, przez samą wartość swoich człon
ków, znalazłaby się blizlco przy sterze władzy, i wówczas dotrzym a
nie przeszłych zobowiązań powinna i chciałaby uważać za m oralną konieczność. Takim więc sposobem umowa ta była rzeczywisto
ścią na korzyść Francy i, a złudnćm tylko omamieniem dla interesu rzeczypospolitej.
Lecz za to z innego punktu patrzenia na rzeczy, ak t ten staje przed hi story ą jako zakład nieposzlakowanćj prawości i honoru wy- chodztwa argentyńskiego. Konszachta z cudzoziomczyzną były dla Rozasa i jego szajki bronią, z pomocą którćj ciskał niesławę na swych przeciwników; i długo późnićj jeszcze były ono z uprzywilejowanym tem atem do najostrzejszych zarzutów, do oskarżeń dowolnych a
naj-bezzasadniejszych. Ale w m ateryach tak ważnych, gdzie historya nie mnićj jest interesowaną, ja k honor jednostek i stronnictw, wnioski godzi się tylko wyprowadzać z faktów i z dokumentów. Owóź oskarżając Rozasa i jego czynnych wspólników, na każdym kroku spotykamy ich własne ak ta urzędowe, lub czyny oddagerotypowane w pamięci stu tysięcy świadków ; kiedy na potępienie argentyń
skiego wychodztwa, iżby na szwank naraziło jakiekolwiek z praw, jakikolwiek z interesów krajowych, iżby za jak ie obietnice, ustęp
stwa na rzecz obcych, choćby jeden zysk osobisty odniosło, na to najzawziętsi prześladowcy tegoż wychodztwa nie postawią ani je dnego świadka, ani jednego dokumentu, z wyjątkiem podobnego ro dzaju jak ten o którym była mowa, a który mnićj daw ał preroga
tyw Francyi niż ich udzieliła ugoda przez Rozasa w końcu paździer
nika tegoż roku podpisana.