•
•
•
•
•
Lubelskie
salony literackie
Mieczysław Biernacki. Fot.
ze zbiorów WBP im. H. Ło-pacińskiego. (sygn. 169/III, nr 1792.4).
34 B. [Józef Czecho-wicz], O stronie grafi cz-nej wydawnictw lubel-skich, „Kurier Lubelski”
nr 292, 23 października 1932, s. 4.
35 Nos [Józef Czecho-wicz], W ogniu fajer-werkowego dowcipu i ciętej satyry. Lubelska Szopka Polityczna „Re-fl ektora”, Dodatek nie-dzielny do „Expressu Lubelskiego”, 13 maja 1930, s. nlb.
36 [Józef Czechowicz], Dwie godziny bezustan-nego śmiechu i wesoło-ści, „Express Lubelski”, 19 kwietnia 1930, s. 4
37 Dodatek literacki do
„Ziemi Lubelskiej” nr 331, 7 grudnia 1930, s. 4.
Wyjątkowe znaczenie dla popularyzacji ważnych literackich tematów miały także trzy pozostałe „Dodatki Literackie”, które ukazały się w „Ziemi Lubelskiej” w 1930:
Poświęcony pamięci wielkiego Guil larme’a Apollinaire’a („Ziemia Lubelska” nr 290 z 26 października 1930),
Poświęcony Poezji Pracy Rąk („Ziemia Lu-belska” nr 303, 9 listopada 1930), Poświęcony Lubelskiej Sztuce Ludowej („Ziemia Lubelska” nr 317, 23 listopada 1930).
Czechowiczowi można przypisać również kilka tekstów dotyczących wystaw sztuk pla-stycznych organizowanych w Lublinie:
Elipsa. Otwarcie wystawy najmłodszych („Express Lubelski”, 7 listopada 1926, tekst niepodpisany),
Wystawa „Elipsy”. Niezmiernie ciekawe eks-ponaty w „Zachęcie” („Express Lubelski”, 13 listopada 1926, s. 4; tekst niepodpi-sany),
Wystawa „Elpisy” w „Zachęcie” („Express Lubelski”, 16 listopada 1926, s. 4, tekst niepodpisany),
B., Lublinianie w Zachęcie („Kurier Lubel-ski” nr 16, 16 stycznia 1932, s. 3),
•
•
•
•
•
•
•
J., Wystawa Bronstaina. Udany debiut ar-tystyczny młodego lublinianina. („Kurier Lubelski” nr 262, 23 września 1932, s. 3), Bohemius, Muzeum ginących zabytków architektonicznych (Dodatek niedzielny do „Expressu Lubelskiego”, 5 kwietnia 1925),
W „Kurierze Lubelskim” z 1932 (nr 98, 10 kwietnia, s. 3) znajdujemy blok materia-łów Ruchoma wystawa sztuki pod redakcją Czechowicza, wśród których są jego dwa teksty krytyczne:
Rysunki, ryty i litografia (podpisany:
J. Czechowicz),
Sztuka stosowana (podpisany: Z. Klimun-towicz).
Czechowicz jest także autorem nigdy nie-drukowanej recenzji pt. Potomkowie Guten-berga dotyczącej przygotowanej przez LTMK wystawy prezentującej książkę współczesną, która odbyła się w roku 1927 w Muzeum Lu-belskim. Natomiast w „Expressie Lubelskim”
z 1927 roku ukazał się inny jego tekst poświę-cony tej właśnie wystawie pt. Pierwszy czyn kulturalny. Wystawa Książki w Lublinie.38
Powróćmy jednak do lubelskich salonów literackich.
•
•
•
•
•
Niepodpisana notka z „Try-buny” nr 7, 15 października 1932, dział „Nowe wydaw-nictwa”. Pismo w zbiorach WBP im. H. Łopacińskiego.
38 S.C. [Józef Czecho-wicz], Pierwszy czyn kulturalny. Wystawa Książki w Lublinie, „Ex-press Lubelski”, 5 kwiet-nia 1927, s. 4.
Kolejnym „salonem literackim” Lublina było mieszkanie znanego lubelskiego lekarza – Mieczysława Biernackiego. Jego syn Andrzej (urodzony w 1903 roku, a więc rówieśnik Czechowicza) w pewnym okresie swojego życia należał do kręgu „Refl ektora”. Dom Biernackich stał się wtedy częstym miejscem spotkań – i biesiad.
Konrad Bielski: Gdy go [Mieczysława]
poznałem przez Andrzeja i gdy zaczęli-śmy bywać w ich domu, był już u szczytu swego powodzenia.39
W domu Biernackich, wtedy przy uli-cy Kołłątaja, muzyka panowała w spo-sób przemożny. Grał stary doktor, grał jego syn Andrzej, grali koledzy Andrze-ja. A my, uczestnicy tych muzycznych sympozjów, słuchaliśmy i dyskutowali bez końca. Pamiętam dobrze te zebra-nia. Mam ich wszystkich jeszcze przed oczami. Przy fortepianie Andrzej Bier-nacki, ze skrzypcami Paweł Łosakiewicz;
słuchają – Gralewski, Grędziński, Mie-czysław Popławski i inni. To były dopie-ro koncerty [...]
Czasem doktor, który w następnych pokojach jeszcze przyjmował pacjentów, po skończonej pracy wpadał do nas i sam dosiadał fortepianu. Grał głównie Szo-pena; grał jakoś inaczej niż inni, uczu-ciowo, bardzo bezpośrednio – nam ta muzyka się podobała.
Później była kolacja. Kuchnia u pań-stwa Biernackich była znana ze swych wysokich walorów; sam doktor był sma-koszem i żarłokiem. [...] Ale nie tylko rozkosze stołu były największą atrakcją tych kolacji. Poziom rozpraw i dyskusji stał nie poniżej wybornego żarcia.
Biernaccy mieli pod Lublinem w Mo-tyczu kawał ziemi i ładną willę, budo-waną przez Witkiewicza. Położenie tej posesji było malownicze; dookoła bar-wne pola, w pobliżu las. Zarządzał tymi dobrami wujaszek, sympatyczny starszy pan. Tam też zjeżdżała się niejednokrot-nie na kilkudniowy pobyt cała refl ektor-Plan Zakładu Fotografi cznego w Lublinie przy ul. Narutowicza nr 19, wł. E. Hartwiga.
Materiały Inspekcji Budowlanej w Archiwum Państwowym w Lublinie (APL, AmL-IB, nr zesp. 22, sygn. 3221). Zgodność planu ze stanem istniejącym dn. 25 czerwca 1948 potwierdził inspektor budownictwa inż. Henryk Gawarecki. Legenda: a) poczekalnia;
b) pokój do zdjęć; c) ciemnia; d) magazyn; e) skład węgla; f) podręczny magazyn fo-tografi czny. Zakład (tzw. „buda”) został wybudowany przez Ludwika Hartwiga (ojca), który potem przekazał go synowi Edwardowi, sam przenosząc się do nowego zakła-du przy Hotelu „Europa” na Krakowskim Przedmieściu (1932).
ska kompania. Śliczne otoczenie, wszel-kie wygody, no i swoboda zupełna. Ide-alne warunki do wspaniałego spędzenia czasu. Andrzej Biernacki, intelekt niepo-wszedni, świetny dialektyk – był żarli-wym konsumentem i znawcą nie tylko muzyki, ale i poezji. Toteż było o czym gadać. A świetnych gawędziarzy wśród nas nie brakowało: Biernacki. Gralewski, Grędziński – to były asy.
Czasem sobie teraz myślę, żeśmy tego
„Refl ektora” w gruncie rzeczy przegadali.
Gdyby choć mała cząstka z tego została na-pisana, byłby nie najgorszy dorobek.40 Skądinąd doktor Biernacki brał udział w ka-wiarnianym życiu młodych artystów:
Konrad Bielski: Przypominam sobie [...]
efektowną dyskusję, jaką prowadził Grę-dziński, w kawiarni z doktorem Bier-nackim, w obecności licznych kibiców.
[...] Doktor Biernacki lubił zadawać się z młodzieżą, a szczególnie nas, przyja-ciół swego syna Andrzeja, obdarzał spe-cjalną sympatią.41
Narutowicza 19: pracownia fotografi czna Edwarda Hartwiga
Przy ulicy Narutowicza 19 w roku 1918 Lu-dwik Hartwig, ojciec Edwarda, otworzył swój zakład. To szczególne miejsce pojawia się we wspomnieniach Julii i Edwarda Hartwigów:
Edward Hartwig: Rodzice jakieś oszczęd-ności z sobą przywieźli i ojciec zbudował budę, która jest opisana i nawet wyma-lowana. Służyła dwu pokoleniom: Ojcu i mnie.42
Pracownia, którą kiedyś mój ojciec wybudował po przyjeździe z Moskwy, przypominała pracownię malarza. Mia-ła przeszklone ściany i sufi t. W środku romantycznie rosło drzewo, ponieważ architekt miasta nie zgodził się na jego wycięcie. Ogrzewało się za pomocą że-laznego piecyka, wodę nosiło kubełka-mi z podwórka. A do płukania zdjęć służyła balia.43
Julia Hartwig: Inspektor przyrody nie pozwalał wyciąć drzewa, które rosło w pracowni Edwarda, więc korona
prze-bijała przez dach – wyglądało to niezwy-kle i zabawnie.44
Edward Hartwig: [W tej] budzie świat-ło wpadaświat-ło z góry i z boku. Były tam też fi ranki i taka długa tyczka, do prze-suwania tych fi ran i regulowania ilości światła.45
Z dialogu rodzeństwa Julii i Edwarda, który został opublikowany w Zaułku Hartwigów, wyłaniają się kolejne szczegóły wyglądu i atmosfery tej niezwykłej pracowni:
Julia: [Była to] malownicza, drewniana, bardzo obszerna buda odziedziczona po ojcu, przy ul. Narutowicza 19 w Lubli-nie, ze szklanym sufi tem i szklaną ścia-ną zasłaniaścia-ną szarymi zasłonami. Było to twoje „atelier”.
Edward: Miała w sobie ta buda jakiś kli-mat, coś cygańskiego: ni to dom, ni to
Wycinek z „Kuriera Lubel-skiego” nr 95, 7 kwietnia 1932. Jego redaktorem był Czechowicz. Pismo w zbio-rach WBP im. H. Łopaciń-skiego.
39 Konrad Bielski, Most…, s. 206, 208-210.
40 Tamże, s. 208-210.
41 Tamże, s. 182.
42 Zdzisław Toczyń-ski, Pięćdziesięciole-cie Lubelskiego Towa-rzystwa Fotografi czne-go. Z Edwardem Har-twigiem – o Lublinie, fo-tografi i i kilku innych sprawach, Bibliote-ka Wirtualna OśrodBibliote-ka
„Brama Grodzka –Te-atr NN”; http://tnn.pl/
tekst.php?idt=627&f_
2t_artykul_trescPa-ge=1-ok. (28 grudnia 2007).
43 Edward Hartwig, Pra-cownia na Narutowi-cza, w: Zaułek Hartwi-gów, Lublin 2006, s. nlb.
[37].
44 Największe szczęście, największy ból. Z Julią Hartwig rozmawia Ja-rosław Mikołajewski,
„Wysokie Obcasy”. Do-datek „Gazety Wybor-czej” nr 12, 2005, s. 13.
45 Psy czy koty? Fotogra-fi a czy fotograFotogra-fi ka? Ko-lor czy…? Edward Har-twig odpowiada na py-tania Anny Beaty Boh-dziewicz, www.foto- tapeta.art.pl/fti-ehab-bf.html (28 grudnia 2007). Wywiad pocho-dzi z „Formatu” 1997, nr 24/25.
pracownia, w środku piecyk żelazny, dużo światła – i zawsze pełno znajomych.
Julia: Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, że ludzie jakby przeczuwali, że próbuje się tam robić coś nowego, coś odmien-nego, niż w innych pracowniach foto-grafi cznych.
Edward: Może to i prawda. Od począt-ku okrzyknięto mnie „artystą”.
Julia: Do twojego zakładu przychodzi-ło wielu ciekawych ludzi, nie tylko arty-stów, ale szacownych obywateli miasta Lublina. [...] Pamiętam, że spotkałam raz u ciebie Józefa Czechowicza. Chodziłam jeszcze wówczas do gimnazjum, ale zna-łam jego wiersze i przyglądazna-łam mu się z prawdziwym nabożeństwem.
Edward: Tak, Czechowicz wpadał czasem na pogawędkę. Podobnie jak Gralewski, Chomicz, Makarewicz, Witkowski i wie-lu innych. Fotografowałem go [Czecho-wicza], a i on, zdaje się przynosił jakieś własne fotografi czne próbki. Nie rozsta-wał się z fajką, z którą było mu bardzo do twarzy, choć stale mu gasła. Bywali u mnie również malarze lubelscy, niedo-szli moi koledzy po palecie, Zenon Ko-nonowicz, którego na pewno pamiętasz, Stanisław Filipiak, Stanisław Karamański z Kazimierza, Stanisław Michalak, Jerzy Pleśniarowicz oraz Zygmunt Kałużyński i Stanisław Gawarecki.46
Zrozumienie znajdowałem w kręgu przyjaciół z ówczesnej bohemy arty-stycznej Lublina. Liczyło się dla mnie to, że oni mnie akceptują. Bliskie wię-zy łącwię-zyły mnie wtedy z malarzem Zyg-muntem Gąsiorowskim i poetą Józefem Łobodowskim.47