• Nie Znaleziono Wyników

LWÓW I JEGO MUZEA W PAMIÆCI PRZEDWOJENNEGO GIMNAZJALISTY

Lwów – miasto poùoýone nie tylko na dziale wodnym (morza Czarnego i Baùtyckiego), ale teý na styku wielu kultur – moýe wylegitymowaã siæ dorob-kiem wielu narodowoúci, które na przestrzeni jego burzliwych dziejów, raczej z sobà wspóùpracowaùy niý rywalizowaùy. Lwów poùoýony jest na ziemiach zwa-nych teý Grodami Czerwieñskimi, które wedùug

rus-kiej kroniki Nestora, Wùodzimierz Wielki zawojowaù na Polakach. Przechodziùy one z ràk do ràk, do Polski

ponownie naleýaùy za Kazimierza Wielkiego, byùy teý zaleýne od Wægier, Litwinów i Tatarów. Samo miasto zaùoýyù okoùo roku 1250 ksiàýæ ruski Lew.

Najwiækszy rozkwit miasta przypadù na okres panowania Jagiellonów. Godny przypomnienia jest zaú okres panowania Jana Kazimierza (1648-1668), kiedy to miasto nie poddaùo siæ ani Szwedom, ani wojskom tatarskim czy wægierskim, wytrzymaùo teý kozackie oblæýenie Chmielnickiego.

Jan Kazimierz zùoýyù w 1656 roku w katedrze lwowskiej sùynne úluby, oddajàc Królestwo Polskie

pod opiekà Matki Boýej. Tenýe król, w roku 1661, zaùoýyù uniwersytet, który w okresie miædzywojennym nosiù nazwæ Uniwersytetu Jana Kazimierza – na pa-miàtkæ swego zaùoýyciela. Rozkwit miasta trwaù przez caùy wiek XVII i XVIII, a w rok po I rozbiorze Polski miasto to weszùo w skùad monarchii austriackiej. Zapa-nowaù ucisk, germanizacja, sekularyzacja zakonów po-ùàczona zwykle ze zùupieniem ich wielowiekowego dorobku. Ale zaùamania spoùeczeñstwa nie byùo. Franciszek Maksymilian Ossoliñski ofiarowaù naro-dowi polskiemu Zakùad Narodowy, zwany potocznie Ossolineum. Zakùad ten zaùoýony w 1817 roku, szcze-gólnie przez swoje wydawnictwo, promieniowaù na wszystkie ziemie polskie w ich najszerzej pojætych granicach historycznych i geograficznych, a swe zna-czenie nadal zachowaù w zmienionych po wojnie granicach pañstwa polskiego i przeniesieniu zakùadu w 1946 r. do Wrocùawia.

W roku 1867 zliberalizowana konstytucja

aust-riacka wprowadziùa do szkóù i urzædów jæzyk polski w ramach autonomii Galicji. Umoýliwiùo to powstanie

szeregu towarzystw naukowych, a takýe muzeów. Trudny i gùodny byù okres I wojny úwiatowej, pod koniec której upadajàca Austria zastosowaùa metodæ wypróbowanà od lat „divide et impera” – dziel i rzàdê,

uùatwiajàc ukraiñski zamach stanu. Daùo to powód do krwawych zmagañ polsko-ukraiñskich, które

zakoñczyùy siæ sùynnà Obronà Lwowa, a bohaterska postawa Orlàt Lwowskich na zawsze przeszùa do naszej narodowej historii. Lwów oparù siæ teý inwazji armii sowieckiej w 1920 roku. Bitwa pod Zadwórzem, która uratowaùa Lwów, staùa siæ pewnym symbolem dla mùodego pokolenia. W okresie miædzywojennym, byù siedzibà nie tylko wùadz wojewódzkich, ale odgrywaù czoùowà rolæ w nauce i kulturze polskiej. Absolwenci wyýszych uczelni rozsùawiali naukæ polskà, kwitùo

ýycie kulturalne zarówno spoùecznoúci polskiej jak i ukraiñskiej, ýydowskiej czy ormiañskiej. W wyniku

wydarzeñ II wojny úwiatowej Lwów wszedù w skùad Ukrainy, ludnoúã polska zdziesiàtkowana uprzednio juý przez okupacje, zostaùa przesiedlona w obecne granice Polski, w ramach tzw. repatriacji, która de facto

byùa niczym innym jak expatriacjà – równoznacznà z wyrwaniem korzeni z ojczystego gruntu.

W tworzeniu zaú tradycji kulturalnych Lwowa, uczestniczyùo wiele narodowoúci, obok Polaków, których 600-letniego wkùadu nie da siæ wymazaã, brali udziaù Rusini (tak bowiem okreúlano na poczàtku obecnego stulecia Ukraiñców), Ýydzi, Ormianie, Austriacy, Niemcy, nie brakowaùo Czechów, a nawet Greków. Chyba nie byùo drugiego takiego miasta na úwiecie, w którym istniaùy rezydencje aý trzech obrzàdków katolickich: rzymsko-katolickiego, grecko-katolickiego (obecnie bizantyjsko-ukraiñskiego) oraz

ormiañskiego. Na czele tych koúcioùów stali w okresie przedwojennym, wybitni hierarchowie i w swoim czasie niepowtarzalne znakomitoúci – arcybiskupi: Bolesùaw Twardowski, Andrzej Szeptycki, Józef Teodorowicz. Niezaleýnie od wybitnej dziaùalnoúci duszpasterskiej byli oni mecenasami sztuki, a nie trzeba przypominaã, ýe wiækszoúã úwiàtyñ tych obrzàdków – to dzieùa sztuki, o tak silnym wydêwiæku, ýe i dziú jeszcze mimo zniszczeñ wojennych i spu-stoszeñ okresu powojennego wyciskajà one swe piætno na charakterze Lwowa i terenów przylegùych.

Jednà z form dokumentacji kultury sà muzea. I tu chciaùem podzieliã siæ tym, co widziaùem i

zapa-miætaùem. Oczywiúcie problem obrósù literaturà – zarówno w jæzyku polskim, jak i ukraiñskim, i nie-mieckim, i nie chodzi mi wcale o „wyliczankæ” i kom-pilacjæ z fachowych ksiàýek. Dla wsparcia pamiæci uczniowskiej pomocy okazaù siæ „Ilustrowany

prze-wodnik po Lwowie”, pióra dr Mieczysùawa Orùowicza,

m.in. starszego referenta spraw turystyki w ówczes-nym Ministerstwie Robót Publicznych, szczæúliwie ocalaùy z poýogi wojennej.

Powyýszy tekst byùby w moim odczuciu sprawy niezrozumiaùy dla mùodszego pokolenia, bez przed-stawienia atmosfery Lwowa, miasta nie tylko trzech religii katolickich, ale wielu wyznañ, narodowoúci, gdzie wychowywani byliúmy zarówno w duchu

wzajemnego zrozumienia i uszanowania, jak i wspóù-istnienia – gdyý tak rozumiano to, co dzisiaj nazywa siæ tolerancjà – sùowem róýnie interpretowanym i nad-uýywanym.

Gimnazjum VII im. Tadeusza Koúciuszki we Lwo-wie, do którego uczæszczaùem, poùoýone byùo przy ulicy Sokoùa 2, niemal w poùowie drogi miædzy Starym i Nowym Uniwersytetem. Nauczyciele czæsto posiadali teý doktoraty, a dodatkowà okolicznoúã stanowiùo to, ýe czæúã grona nauczycielskiego stanowili pracownicy naukowi Uniwersytetu Jana Kazimierza. Byli zatrud-niani okresowo, ale dawali pewien dodatkowy impuls, a nie jeden po wojnie objàù jako profesor samodzielnà placówkæ naukowà. Wyliczanie trwaùoby zbyt dùugo, co wiæcej honorujàc jednà osobæ moýna by wyrzàdziã krzywdæ innej. Wcale jednak nie byli „surowsi” od etatowych nauczycieli. Przed wojnà nauczyciela szko-ùy úredniej (gimnazjum) tytuùowaùo siæ „per profesor”. Ale moi nauczyciele zarówno historii jak i jæzyka polskiego (ci z ostatnich lat to póêniejsi profesorowie uniwersytetu), zarówno w czasie zajæã lekcyjnych, jak i poprzez zbiorowe wycieczki do muzeów i zachætæ do indywidualnego ich odwiedzania – potrafili zaszczepiã nie tylko umiùowanie Grodu, co „Semper est fidelis”, ale teý jakaú dyspozycjæ, która pozostaùa na caùe ýycie do staùego odwiedzania muzeów, a przez to podno-szenia wùasnej kondycji intelektualnej.

Czy byli groêni? Raczej mniej „groêni” niý kadra etatowa, a mianowicie zwykle wyciàgali z ucznia co siæ daùo, a dalecy byli od „przechwytywania” ucznia na tym, czego nie wie i „dobijania” go. Oczywiúcie naj-wiæcej wspomnieñ pozostaùo z Ossolineum, które poùo-ýone byùo na mojej codziennej drodze do VII Gim-nazjum. Gùównym trzonem byùa tu biblioteka naukowa

i wydawnictwo, w tym byùy i podræczniki szkolne. Za maùo przygotowani byliúmy, aýeby jako uczniowie

gimnazjum korzystaã ze zbiorów naukowych, ale domenà naszych odwiedzin byùo czæsto muzeum

Koœció³ Dominikanów

Lubomirskich, stanowiàce dziaù Zakùadu Narodowego im. Ossoliñskich. Czego tam nie byùo: w westyblu wykopaliska prehistoryczne, zbrojownie, zbiór portre-tów historycznych, sztychy i rysunki, pamiàtki religijne i po królach polskich, szczególnie zwiàzane z Janem III Sobieskim, a gùównà ozdobà galerii byù obraz Jana Matejki „Unia Lubelska”. Chyba ta wielorakoúã eks-pozycji, przyciàgaùa uczniów, którzy zwiedzajàc ponownie indywidualnie mogli nad niejednym szcze-góùem dùuýej siæ zatrzymaã, szczególnie w sytuacji, gdy wiàzaùo siæ to z jakimú szczegóùem z lekcji historii czy jæzyka polskiego. W przypadku jæzyka polskiego korzystaliúmy ze wspaniaùego podræcznika „Mówià

wieki”. Tuý przed wybuchem II wojny úwiatowej

nadarzaùa siæ nielada okazja, gdyý uczniowie mogli nabywaã za minimalnà opùatà karnety do odwiedzania niemal wszystkich waýniejszych muzeów lwowskich. Sporo z nas korzystaùo z tej okazji, wykorzystujàc przedpoùudnia niedziel, szczególnie wczesnà wiosnà, w pewnej bezpiecznej odlegùoúci od goràcych dni czerwca, gdy trzeba byùo „finiszowaã” – a wiæc broniã siæ przed ocenà niedostatecznà – mówiùo siæ o dwói, czy zarobiã na lepszà ocenæ niý na póùroczu, czy wywiadówce. Niedaleko od Ossolineum, przy tej samej ulicy Ossoliñskich 3 mieúciùy siæ zbiory Bolesùawa Orzechowicza, tu byùo duýo zbroi i

i obcych malarzy. Na rynku mieúciùo siæ Muzeum Narodowe im. Jana III Sobieskiego oraz Muzeum Histo-ryczne.

Oba Muzea stanowiùy istnà kopalniæ eksponatów

jeszcze z czasów przedrozbiorowych, oczywiúcie z szczególnym uwzglædnieniem Króla Jana. W

lwow-skim Muzeum Historycznym moýna byùo zapoznaã siæ z rozwojem miasta, placów, ulic od czasów najdawniej-szych. Byùy tam teý pamiàtki z czasów wojny úwia-towej. Liczne obrazy, sztychy, rzeêby i pùaskorzeêby wypeùniaùy niemal kaýdy kàcik.

W Muzeum Przemysùu Artystycznego – peùno by-ùo wyrobów metalowych ceramiki krajowej i zagra-nicznej, kostiumów, mnóstwo obrazów.

A w Muzeum im. Dzieduszyckich przy ulicy Rutowskiego 18, obok zbiorów etnograficznych i mi-neralogicznych, na szczególnà uwagæ mùodzieýy zasùugiwaù zbiór ptaków krajowych wraz z ich gniazdami, jajami, wyroby hutnicze i oryginalne stroje góralskie.

Istniaùy teý ekspozycje bogatych zbiorów ukra-iñskich, zbiory Uniwersytetu, Politechniki i Stauropigii. I Instytut Stauropigialny poùoýony przy ul. Ruskiej 12, w rokokowym gmachu z XVIII wieku, byù przez dùugie

wieki, a równieý w okresie przedwojennym jednym z gùównych oúrodków kulturalnego ýycia Ukraiñców.

Ale uczniowie woleli wracaã do starych miejsc. Po z górà 50. latach od opuszczenia Lwowa miaùem okazjæ odwiedziã Muzea w Rynku. Wùaúciwie wszystko wyglàda inaczej. Liczne obrazy gdzieú w czasie remontu potraciùy napisy chyba ùaciñskie i polskie. Wùaúciwie poza zbiorami w Muzeum Ukraiñskim, niemal wszystko ulegùo zmianom. Warto przypomnieã, ýe muzea lwowskie w czasie wojny wchùonæùy podob-nie jak zbiory Ossolineum mnóstwo kolekcji pry-watnych. Niejedno muzeum juý nie istnieje. Moýna przyjàã, ýe wiele zbiorów rozpùynæùo siæ anonimowo.

Warto na tym miejscu przytoczyã to, co napisaù w roku 1967 w Ksiædze Pamiàtkowej w 15-lecie Zakùadu

Narodowego imienia Ossoliñskich profesor Mieczy-sùaw Gæbarowicz (1893-1984), który do koñca ýycia

wytrwaù we Lwowie i w Ossolineum, piszàc o zbiorach muzealnych w Zakùadzie Narodowym im. Ossoliñ-skich, (tamýe str. 140) „Dziú Muzeum jako caùoúã juý

nie istnieje, a jego zasoby rozproszone zasilajà róýne muzea i zbiory w bardzo dalekim promieniu geo-graficznym”. Pewna doza autocenzury, chyba nie

zezwoliùa na podanie, ýe chyba, niestety, w najmniej-szym stopniu w Polsce. Koñczyù „Pamiàtkà po nim sà

jasne karty wspomnienia uczciwej dziaùalnoúci w sùuý-bie kultury przez piæã ãwierci wieku, gdy los jego pozostawiù bolesnà bliznæ”.

Miaùem okazjæ otrzeã siæ o te problemy tuý przed opuszczeniem na zawsze Lwowa w 1946 roku. Panowaù wtedy oficjalny poglàd, ýe to co Polacy zostawili, stanowi wspólny etap dziejów i w zasadzie powinno zostaã we Lwowie. Jakoú ten poglàd tak siæ

„spetryfikowaù”, ýe chyba jest aktualny do dzisiaj – co moýemy nieraz boleúnie odczuã. Celem publikacji

jest nie tylko podzielenie siæ przeýyciami i wspom-nieniami, ani teý rozdzieranie wspomnianej przez prof. Gæbarowicza bolesnej blizny, którà los pozostawiù u dawnych mieszkañców Lwowa i Kresów Wschod-nich, ale teý podzielenie siæ swymi refleksjami.

A moýe uda mi siæ Czytelnika przekonaã do racji, które mnie przekonujà?

Takie utrwalenie w pamiæci kontaktów z muzeami

byùoby niemoýliwe bez tradycji domu rodzinnego, a przede wszystkim oddziaùywania wybitnych

peda-gogów. Nie mojà wiæc zasùugà jest mimo uprawiania medycyny jakaú staùa dyspozycja, a wùaúciwie potrze-ba wewnætrzna odwiedzania muzeów, gdzie tylko to jest moýliwe. Czasami kosztem rozrywki, kontaktów osobistych czy skromnych zasobów podczas pobytu poza granicami kraju. Szukam teý eksponatów zwiàzanych z historià medycyny i tak rzadko je znaj-dujæ. A przecieý kaýdy z nas od kolebki do mogiùy zwiàzany jest z medycynà. Rzecz jasna lekarze, zajæci przede wszystkim udzielaniem, ýe tak siæ wyraýæ

podstawowych usùug, które sà na caùym úwiecie wysoce czasochùonne, nie majà czasu i siù na dokumentowanie swej dziaùalnoúci. Zresztà obowià-zuje tajemnica lekarska, a na dziaùalnoúã naukowà, czy badania historyczne nie kaýdy sobie moýe pozwoliã. Stàd przy tak duýym wkùadzie w ýycie

codzienne, tak maùo úladów pozostaje po medycynie i lekarzach. Jest to problem nie tylko nasz, ale w ogóle

ogólnomedyczny.

Zajmujàc siæ obok medycyny wewnætrznej, uúciúlonej do kardiologii równieý historià nauki, szczególnie zaú medycyny, w ostatnich latach przed przejúciem na emeryturæ i powrocie do Akademii Medycznej, prowadziùem wykùady z zakresu prope-deutyki i historii medycyny. Na Úlàsku zyskaù prawo obywatelstwa poglàd, ýe w tworzeniu kultury me-dycznej braùy tu udziaù liczne narodowoúci, do których

obok Polaków i Niemców doszli jeszcze Ùuýyczanie i inne narodowoúci. I poglàd ten „mutatis mutandis”

podziela niemiecka, austriacka i czeska nauka. Ýyczyã by sobie naleýaùo, aýeby tego rodzaju analogie myúle-nia (oparte o podobne doúwiadczemyúle-nia), zaowocowaùy we Lwowie. Od posiewu jednak do zebrania plonu naleýy poczekaã...

Naleýy jednak poruszaã tematy, na temat których milczano przez lata. Pewnà rolæ kulturotwórczà i for-macyjnà mogà odegraã tu spotkania muzealne z

róý-nymi grupami zawodowymi. Wszak nie wszystko moýna przeczytaã i przestudiowaã, choãby w wydaniu popularnym, a kontakt osobisty zastæpuje czæsto

uciàýliwà lekturæ. W czasie mego przewodniczenia w Wrocùawskim Oddziale Polskiego Towarzystwa

Historii Medycyny i Farmacji, udaùo siæ nam zor-ganizowaã kilka wspólnych zebrañ w Muzeach (Kùodzko, Legnica, Brzeg) cieszàcych siæ duýym

zainteresowaniem nie tylko lekarzy, ale i nauczycieli i innych grup zawodowych. Czy nie moýna by tych

doúwiadczeñ przenieúã na nasz teren.

Coú tam pozostaùo praktycznie z tego, obok walorów poznawczych i towarzyskich. Jedno naj-waýniejsze, ýe naleýy z wielkim szacunkiem pod-chodziã do kaýdego wartoúciowego dorobku i

dzie-dzictwa kulturalnego – bez wzglædu na to, kto jest tego autorem. Warto upowszechniã tego rodzaju

postawy, a nauczyùem siæ ich w przedwojennym Lwowie. Sà to owe „Imponderabilia”, które trudno okreúliã i zdefiniowaã, ale które tkwià w kaýdym z nas, trzeba je jedynie wyzwoliã. Uwaýam teý, ýe wspom-nianego „epizodu muzealnego” w wùasnym

curri-culum vitae, nie naleýy chowaã pod korcem, a naleýy

nie tyle podzieliã siæ wspomnieniami, co zachæciã Czytelnika tam, gdzie jest to moýliwe do zamyúlenia – wszak jak uczy filozofia, „nic nie jest chciane, zanim nie

2. WIELOKULTUROWY LWÓW W ZACHOWANYCH

Powiązane dokumenty