• Nie Znaleziono Wyników

MASOWE OFIARY NOWOCZESNEJ WOJNY INDUSTRIALNEJ

Nowe technologie umożliwiły coraz bardziej bezosobowe i mechaniczne zabijanie na dystans. Spustoszenie siały nie tylko karabiny, lecz także potężne gwintowane armaty – armia Północy posiadała olbrzymie działa Parrot Gun, które miały impo-nujący, jak na owe czasy, zasięg rażenia dochodzący do 9,5 km. Rany bitewne były

100 Cyt. za: J. Keegan, Wodzowie bez tajemnic, s. 141.

101 Cyt. za: C. Coker, The Future of War…, s. 4.

z kolei niezwykle dotkliwe. Niski poziom wiedzy medycznej oraz złe warunki sani-tarne przyczyniały się do wzrostu liczby zmarłych. Ogrom ofiar śmiertelnych ujawnił totalny charakter tego konfliktu ery industrialnej i krwawą skuteczność najnowszych broni. Życie straciło 620 tys. żołnierzy. W walce, z powodu ran i chorób zmarło 360 tys. żołnierzy Unii i 260 tys. żołnierzy Konfederacji102. Ludzkie koszty wojny były wstrząsające, zginęło więcej żołnierzy, niż wyniesie łączna liczba amerykańskich ofiar obydwu totalnych wojen światowych, wojny w Korei oraz Wietnamie. Gdyby chcieć porównywać wojnę secesyjną z I wojną światową, to proporcjonalnie do liczby ludności równorzędny poziom strat amerykańskich podczas I wojny światowej musiałby sięgnąć 2,1 miliona zabitych (w rzeczywistości wyniósł 115 tysięcy)103. Najkrwawszym dniem nie tylko amerykańskiej wojny domowej, ale całej amerykańskiej historii wo-jen była bitwa, która rozegrała się 17 września 1862 r. nad Antietam – przyniosła ona ok. 23 tys. zabitych, rannych i zaginionych. Liczba ofiar była czterokrotnie wyższa niż amerykańskie straty podczas dramatycznego lądowania w Normandii 6 czerw-ca 1944 r.104 Skalę industrialnego zabijania ogarniętych „szaleństwem walki” żołnie-rzy nad Antietam można porównać z pierwszym dniem bitwy nad Sommą, 1 lipca 1916 r., kiedy armia brytyjska poniosła największe straty w swej historii – 60 tys.

zabitych, rannych i zaginionych, w tym 19 tys. poległych żołnierzy. W wypadku Antietam i Sommy właściwe jest jedno określenie: „rzeź”.

Nie tylko jednak technologia, strategia i taktyka, a więc, uogólniając, totalny cha-rakter wojny, były odpowiedzialne za masowe ofiary, jakie pociągnęła za sobą wojna secesyjna. Ogromną rolę odegrał również czynnik kulturowy, a mianowicie stosunek do śmierci w przedwojennych Stanach. Amerykanie, dla których śmierć nie była, tak jak współcześnie, tematem tabu, mieli znacznie większą tolerancję dla ofiar. O ile w XXI w. normą stała się „nietolerancja dla ofiar”, o tyle w połowie XIX w. akcep-tacja dla masowych ofiar w wojnie o słuszną sprawę – obronę fundamentów repu-bliki – była czymś naturalnym. To tło „kultury śmierci” w przedwojennej Ameryce pozwalające zrozumieć ogrom „rzezi” wojny domowej sugestywnie namalował Mark Schantz w swej ciekawej książce Awaiting the Heavenly Country105. Na kulturę, która ułatwiała zabijanie i umieranie, składały się w szczególności: religijna wiara w życie wieczne po śmierci (czego dobitnym dowodem może być choćby kartka, jaka pojawi-ła się w 1865 r., przedstawiająca „Waszyngtona witającego Lincolna w Niebie”); kult heroicznej śmierci, szacunek dla niej i pamięć o poległych; zrozumienie konieczności najwyższego poświęcenia w imię wspólnoty narodowej; częste odwoływanie się do motywu śmierci w sztuce (zwłaszcza w malarstwie i poezji) i idealizowanie jej, a na-wet doszukiwanie się w niej piękna (wzorzec kalos thanatos, a więc śmierci pięknego, młodego mężczyzny). Śmierć, a zwłaszcza ta heroiczna, była jednym z centralnych

102 J.M. McPherson, Battle Cry of Freedom…, s. 854.

103 W.A. Murray, Uprzemysłowienie wojny…, s. 261.

104 J.M. McPherson, Battle Cry of Freedom…, s. 544.

105 M.S. Schantz, Awaiting the Heavenly Country. The Civil War and America’s Culture of Death, Ithaca 2008.

elementów przedwojennego myślenia i twórczości artystycznej, była – jednym sło-wem – kulturowo obłaskawiona. To, co i jak Amerykanie myśleli o śmierci i umiera-niu, miało wpływ na ich postawy podczas wojny i – jak sugeruje Schantz, znacznie ułatwiło niespotykaną destrukcyjność106.

Ofiar byłoby jednak prawdopodobnie jeszcze więcej, gdyby żołnierze po obu stronach byli lepiej wyszkoleni, ale przede wszystkim, gdyby nie mieli tak dużego oporu przed zabijaniem. Armia Konfederacji oraz w mniejszym stopniu także Unii rekrutowała ludzi, którzy nie mieli żadnego pojęcia o wojnie. Dosadnie wyraził to John Keegan, pisząc, że młodzi ludzie, którzy zgłaszali się do nich, wydawali się o wiele lepiej znać się na szlachtowaniu świń niż na strzelaniu do ludzi107. W swojej znaczącej książce On Killing David Grossman dowodzi, jak bardzo zabijanie dru-giego człowieka nie leży w naturze ludzkiej. Grossman przywołuje różne przykłady naszej awersji do zabijania bliźnich, ale te z okresu wojny secesyjnej są szczególnie wymowne. Po największej i najkrwawszej bitwie tej wojny, pod Gettysburgiem, któ-ra rozegktó-rała się 1 -3 lipca 1863 r., z pola bitwy zebktó-rano 27 574 muszkiety. Do dnia dzisiejszego zdziwienie wzbudza fakt, że aż 90% z nich, a więc 24 tys., było nałado-wanych, co sugeruje, że mimo gotowości nie oddano z nich strzałów108. W Przyszłej wojnie Jana Gotliba Blocha znajdziemy następujący fragment na ten temat: Jest to rzeczą naturalną, że w czasie walki, kiedy gorączkowy nastrój już opanował wojsko, zimną krew zachowają tylko natury wyjątkowe. W czasie domowej wojny amerykań-skiej znajdywano na polach bitew tysiące karabinów, nabitych podwójnie i potrójnie, a niekiedy napełnionych ładunkami do samej lufy109. Mimo że żołnierze mieli broń gotową do strzału, nie oddali go. Trudno uwierzyć, że wszyscy zginęli, zanim zdążyli pociągnąć za spust.

Na pytanie, dlaczego żołnierze masowo nie odpalali przygotowanej do strzału broni, Grossman odpowiada: nie chcieli zabijać, często nawet nie próbowali celować w stronę przeciwnika. Winy za niską efektywność siły ogniowej nie można przy tym zrzucać na technologię broni, ponieważ ładowane przez lufę gwintowane muszkiety były w miarę szybkie i dokładne. Oddawały cztery strzały na minutę. Oznaczało to, że regiment był, teoretycznie, w stanie w ciągu pierwszej minuty zabić 480 żołnierzy nieprzyjaciela, tymczasem w rzeczywistości zabijano zaledwie jedną lub dwie oso-by110. Weźmy taki przypadek: według naocznej relacji Benjamina McIntyre’a w re-zultacie nocnej wymiany ognia podczas oblężenia Vicksburga w 1863 r. nikt nie

106 Tamże, s. 3.

107 J. Keegan, Wodzowie bez tajemnic, s. 157.

108 D. Grossman, On Killing. The Psychological Cost of Learning to Kill in War and Society, New York–

–Boston–London 1996, s. 21 -22.

109 J. Bloch, Wnioski ogólne z dzieła Przyszła wojna pod względem technicznym, politycznym i ekonomicz-nym, Warszawa 1899, s. 21, wersja elektroniczna opracowana na podstawie dzieła wydanego nakła-dem Gebethnera i Wolffa w 1899 r., Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, Warszawa 2005, dodatek do książki: J.G. Bloch, Przyszła wojna pod względem technicznym, ekonomicznym i politycz-nym, wybór, przypisy i wstęp G.P. Bąbiak, Warszawa 2005.

110 D. Grossman, On Killing…, s. 18 -20.

poległ111. Jak było to możliwe? Przykład ten ponownie dowodzi nie tyle nieefektyw-ności broni, co obsługujących je ludzi.

Nie było to zjawisko typowe wyłącznie dla wojny secesyjnej. Z głośnych badań generała Samuela L.A. Marshalla wynika bowiem, że zaledwie 15 -20% amerykań-skich żołnierzy podczas II wojny światowej, strzelając, chciało zabić nieprzyjaciela.

W odpowiedzi na tę wyjątkową nieskuteczność i „marnotrawstwo” wprowadzono nowe metody szkolenia, mające na celu wytworzenie u rekrutów automatycznych i odruchowych mechanizmów działania. Trening taki, mimo iż drastyczny i najczę-ściej okrutny, co poruszająco pokazał Stanley Kubrick w scenach szkolenia chłopców przed wysłaniem ich do Wietnamu w filmie Full Metal Jacket (1987), ma uczynić z żołnierzy skutecznych zabójców działających na zasadzie odruchów warunkowych.

W armii zaczęli pracować specjaliści, mający za zadanie „zwiększyć wydajność pracy żołnierzy”, praktykowali zatem swoistą „killologię stosowaną”. Byli „wysłannikami”

racjonalnej efektywności nowoczesności wprowadzającymi do sił zbrojnych zasady naukowego zarządzania Taylora. W rezultacie tego pochodu racjonalności instru-mentalnej podczas wojny w Korei skuteczność strzelających żołnierzy wzrosła do 55%, a w Wietnamie – aż do 90 -95%112.

Gdyby podczas wojny secesyjnej siła ogniowa przypominała tę osiąganą współ-cześnie dzięki rygorystycznemu treningowi, który prowadzi do warunkowania za-chowań żołnierza na zasadzie bodźca -reakcji, liczba ofiar bitewnych tego konfliktu byłaby jeszcze bardziej porażająca. Siły zbrojne tworzyli wszakże ochotnicy i pobo-rowi, a nie wyszkoleni w sztuce zabijania zawodowi żołnierze. Biorąc pod uwagę totalność wojny oraz śmiercionośny potencjał systemów broni, liczba osób, które zginęły bezpośrednio w walce, była więc paradoksalnie, jakby okrutnie mogło to nie zabrzmieć, stosunkowo niewielka. Bezpośrednio w walce poległo bowiem „zaledwie”

110 tys. żołnierzy Unii i 94 tys. Konfederacji. Z powodu odniesionych ran, chorób i wycieńczenia zmarło 250 tys. unionistów i 166 tys. konfederatów. Pokłosiem wojny było także 375 tys. okaleczonych weteranów113.

Historyk medycyny Alfred Jay Bollet sądzi, że na każdego zabitego na polu bitwy przypadało 4 -5 rannych żołnierzy114. Są to, rzecz jasna, szacunki i domysły, ale nawet ostrożne dane wskazują na ogromną skalę cierpienia. Opatrywanie rannych żołnie-rzy było utrudnione zwłaszcza przez kłopoty komunikacyjne, większość szpitali po-lowych znajdowała się bowiem w bezpiecznej odległości od linii frontu. Ranni żoł-nierze często przegrywali wyścig z czasem. Amerykanie nie byli przygotowani na tak wielką liczbę ofiar, a słabo rozwinięty transport rannych z pola bitwy, przynajmniej w początkowym etapie wojny, sprawiał, że wielu zmarło, zanim udzielono im jakiej-kolwiek pomocy medycznej. Jednak dzięki Jonathanowi Lettermanowi, dyrektorowi medycznemu Armii Potomaku, który zyskał przydomek „ojca medycyny frontowej”,

111 Tamże, s. 11.

112 Tamże, s. 3, 35, 251.

113 J. Keegan, Historia wojen, s. 352.

114 G.R. Schroeder -Lein, The Encyclopedia of Civil War Medicine, Armonk 2008, s. 120.

dokonał się wielki postęp115. Letterman stworzył bowiem nowoczesny, trzystopnio-wy model „zarządzania” masotrzystopnio-wymi ofiarami, na który składały się: pierwsza pomoc na polu bitwy, przetransportowanie rannych ambulansami do lazaretów i wreszcie przeniesienie ich do szpitali w celu dalszego leczenia. Jednocześnie utworzono spe-cjalne oddziały ambulansów mających zapewnić szybki transport rannych. Model Lettermana, dzięki któremu udało się uratować życie wielu żołnierzy, stał się standar-dem w siłach Unii na mocy ustawy Kongresu z marca 1864 r. Zastosowanie nowo-czesnych metod zarządzania ofiarami po bitwie nad Antietam we wrześniu 1862 r.

pozwoliło na przetransportowanie z pola bitwy 12 tys. rannych w ciągu 24 godzin116. Postęp był imponujący, zważywszy, iż zwiezienie 5 tys. martwych i rannych żołnierzy po pierwszej bitwie nad Bull Run w czerwcu 1861 r. trwało tydzień (sic). O skutecz-ności systemu Lettermana najlepiej świadczy chyba jednak trzydniowa bitwa pod Gettysburgiem w lipcu 1863 r., po której pozostało 50 tys. zabitych i rannych. Tuż po jej zakończeniu aż 22 tys. rannych żołnierzy Unii i Konfederacji objętych zostało pomocą zgodnie z modelem Lettermana117.

Rozwój medycyny wojskowej oraz infrastruktury pomocy rannym i chorym żołnie-rzom był znaczącym wyznacznikiem nowoczesności wojny domowej, chociaż punkt zwrotny w tym względzie nastąpił podczas wojny krymskiej. To wówczas powstały pierwsze nowoczesne służby medyczne. Ikoną humanitaryzmu stała się, łamiąca wiele tabu wiktoriańskiej Anglii, Florence Nightingale – pionierka rozwoju nowoczesne-go pielęgniarstwa. Dobrze sytuowana Nightingale, poruszona relacjami prasowymi Williama Howarda Russella na temat cierpienia rannych i chorych żołnierzy, wraz z 38 kobietami -ochotniczkami udała się na Krym, gdzie przerażona stanem opieki nad brytyjskimi żołnierzami zajęła się pielęgnowaniem chorych, wprowadzaniem zu-pełnie podstawowych zasad higieny i organizacji pracy szpitali. W odpowiedzi na po-trzeby pacjentów oraz na propozycje i apele Florence Nightingale w czerwcu 1855 r.

utworzono brytyjski Medical Staff Corps. Uprzemysłowienie wojny wywołało zatem również unowocześnienie medycyny wojskowej.