• Nie Znaleziono Wyników

Miejsca kultu Ariów-Słowian i tajemnica Łysej Góry

W dokumencie Spis treści (Stron 33-39)

Ariowie-Słowianie, Indoscytowie, mieli swoją religię i wyznawali wedyjski arianizm.

Do najstarszych i największych miejsc ich kultu solarnego, kultu bogów Słońca

i Miesiąca (Księżyca) oraz Natury, uprawianego od wielu tysięcy lat p.n.e. na ziemiach prasłowiańskich, należały dwie góry na południu, tj. Łysa Góra w Górach Świętokrzyskich (612 m n.p.m.) oraz góra Ślęża (Sobótka) w Sudetach (718 m n.p.m.).

Słońce i Księżyc bowiem to uniwersalni, astralni bogowie, czczeni przez Ariów-Prasłowian od niepamiętnych czasów, oprócz późniejszych, ojczystych bogów na ziemiach Lechii, np.: Swaroga, Świętowita, Niji, Swarożyca, Trzygłowa itd.

Obie święte góry Słowian, uznawane przez nich za „siedziby bogów”, odległe od siebie o kilkaset kilometrów, leżą na tej samej wysokości geograficznej, tj. przy równoleżniku 51˚. Nie jest to zapewne przypadek i przyczyny takiego usytuowania postaram się dalej wyjaśnić. Na podstawie badań stwierdzono, że wykarczowane,

„łyse” szczyty obu gór zostały obramowane dookoła wałami kamiennymi z nieregularnych bloków z kwarcytu, długości około 1,5 km i wysokości do 2 m – na Łysej Górze oraz granitu i gabru, długości około 2 km – na górze Ślęży. Zachowały się w różnym stanie fragmenty tych murów. Dokładnie nie wiadomo, jakich tutaj bogów czczono. Według kroniki Długosza i innych byli to bogowie: Lel i Polel lub Świst, Pochwist, Pogoda albo Łada, Boda, Leli.

Trzecim miejscem, powiązanym z poprzednimi, była Góra Lecha w Gnieźnie (ponad 120 m n.p.m.), otoczona przez rzeki i jeziora, uznawana przez Prasłowian za

„Gniazdo Bogów”, gdzie także uprawiano kult solarny i kosmiczny. Wyższy szczyt

„Żninek” był także otoczony murem kamiennym z rowem. Czczono tutaj prawdopodobnie boga Jesza (Jessa). Podobny mur miał niższy, bardziej płaski szczyt

„Boża Rola”, gdzie czczono boga Nija (Nya).

Funkcjonowanie świątyni boga Nija w Gnieźnie potwierdza w swojej kronice Prokosz, opisując, jak król Lech X złożył w świątyni podziękowanie za udaną wyprawę na Pomorze w 897 roku. Również podaje, że król Ziemomysł zorganizował uroczystość postrzyżyn swojego 7-letniego syna Mieszka w tej świątyni: „Król Ziemomysł obcięte włosy Mieszka na ofiarę bogom i w ich oddając go opiekę, sam w świątyni zawiesił”.

Teraz chciałbym zaprezentować moje skromne odkrycie, związane z powyższymi trzema ośrodkami kultu solarnego Słowian.

Po otworzeniu atlasu z mapą fizyczną Polski należy dokładnie połączyć liniami trzy miejscowości: Gniezno – Ślęża – Łysa Góra. Otrzymujemy prawie idealny trójkąt równoramienny, którego podstawą jest linia łącząca Ślężę z Gnieznem, a jego wierzchołkiem jest Łysa Góra. Co z tego wynika? Ano to, że ten wierzchołek, jak strzałka, wskazuje, moim zdaniem, na najważniejsze miejsce kultu, którym była właśnie Łysa Góra. W związku z tym należy dokładnie ją przeszukać! I rzeczywiście, w kompleksie Łysej Góry znajduje się coś, czego nie posiadają inne miejsca (patrz Chrobacja i Łysa Góra, ze zdjęciem – bibliografia). Inżynier Adam Pulikowski, z warszawskiej Pracowni Konserwacji Zabytków, jako jedyny, w 1964 roku został

opuszczony przez mały właz do środka Łysej Góry wraz z pontonem. Znalazł w jej wnętrzu, pod placem między wieżą telewizyjną a budynkiem Muzeum Przyrodniczego, podziemne, ogromne komory, kanały i przejścia. Komory wysokie na 7 m były zalane wodą do wysokości 2 m i przykryte wyprofilowanymi, łukowatymi sklepieniami, opartymi na potężnych, regularnych i czworobocznych filarach. Woda miała kolor zielony. Z niektórych arkad między filarami zwisały stalaktyty. Pływając na pontonie, badacz robił pomiary; pierwsza komora miała wymiary 9 m x 11,5 m, druga – 7,6 m x 6,5 m, trzecia – 4,25 m x 4,25 m. Nigdzie nie było żadnych spękań. Zasypany i ukryty mały właz został odnaleziony dopiero po długich poszukiwaniach. Woda spływała z dachów opactwa specjalnym kanałem wlotowym, który został odkryty przy południowej ścianie budynku. Niestety, nie zostały zlokalizowane wszystkie podziemne pomieszczenia i kanały oraz wejście główne do podziemi, którym musiano wywozić tysiące ton urobku skalnego i który notabene zalega na szczycie góry do dziś jako skalne rumowisko, tzw. gołoborze.

Według niezależnych badaczy powyższe podziemia były komorami z kryptami grobowymi władców lechickich, były najświętszym miejscem dla Słowian i ich królów, którzy często odwiedzali świątynię i nekropolię. Według przekazów cały kompleks był strzeżony przez drużynę wojów i wizytowali go także lechiccy królowie, Mieszko I oraz jego syn Bolesław Chrobry. Wszystko wskazuje na to, że komory grobowe zostały później spenetrowane, wejście główne zamurowane, ukryte i zasypane. Wykuto kanał wlotowy dla wody deszczowej, która je regularnie zalewała, ukrywając dla oka wszelkie tajemnice. Kto to zrobił, kiedy i w jakim celu?

Dlaczego nie kontynuowano badań po 1964 roku? Przecież widać, że nie były to zbiorniki na wodę, bo ta zielona woda do picia się nie nadawała i nietrudno wywnioskować, że jej celem było ukrycie czegoś. Poza tym, kto by mozolnie wykuwał takie przestrzenne komory z precyzyjnymi filarami i arkadami oraz przejściami w celu zbierania deszczówki? To nieracjonalne. Czy naszych historyków i archeologów to nie interesowało? Obecnie należałoby przede wszystkim wypompować wodę, zablokować kanał wlotowy i dokładnie zbadać, co się znajduje pod wodą głęboką na 2 m, w komorach, kanałach i przejściach. Poza tym należałoby szukać innych pomieszczeń oraz zlokalizować główne wejście i je odkopać. Również należy zbadać stalaktyty i ocenić ich wiek. Wiadomo, że w niektórych miejscach w stropach komór skalnych, pod wpływem przesiąkającej wody, rozpuszcza się węglan wapnia i odkłada w formie sopli. Wiadomo, że w ciągu roku wydłuża się taki sopel o ponad milimetr, co daje wiek stukilkudziesięciu lat przy stalaktycie o długości 10 cm. Ponieważ badacz inż. Adam Pulikowski zauważył wysoko na stropie w ciemnych komorach stalaktyty, to musiały one być pokaźne, tj. mieć co najmniej kilkadziesiąt centymetrów, jeżeli nie więcej. Tak więc wiek komór można ocenić na kilkaset lat lub nawet na ponad tysiąc lat! Miejmy nadzieję, że w końcu dojdzie do finalnych, profesjonalnych i interdyscyplinarnych badań podziemnych

komór we wnętrzu Łysej Góry.

Należy także wspomnieć o kilku innych poznanych, znaczących miejscach kultu i świątyniach bogów słowiańskich oraz związanych z nimi obyczajach i obowiązujących prawach.

W mieście Wolin, prawdopodobnie w jego południowej, wyodrębnionej i warownej części, znajdowała się słowiańska świątynia (kącina). Wolinianie czcili w niej przede wszystkim boga Trzygłowa. Były tutaj także obecne drewniane płaskorzeźby i posągi oraz małe posążki różnych bogów. Szczególnie czczono przechowywaną Świętą Włócznię, która miała Wolinianom gwarantować bezpieczeństwo. Jej magiczna moc oznaczała zwycięstwo.

Według kronikarza Herborda (patrz bibliografia), na terenie miasta Szczecina wzniesiono cztery świątynie słowiańskie, zwane kącinami. Główna świątynia poświęcona bogu Trzygłowowi była usytuowana prawdopodobnie na obecnym wzgórzu zamkowym, gdzie są prowadzone badania archeologiczne (patrz T.

Maciejewski – bibliografia). Podobnie jak w Wolinie, była ona ozdobiona drewnianymi płaskorzeźbami, jednak nie tylko bogów, ale także dzikich ptaków i zwierząt oraz ludzi, i to zarówno zewnątrz, jak i wewnątrz. W środku kąciny stał duży posąg Trzygłowa, wycięty z jednego pnia drzewa, którego trzy głowy były posrebrzane. Przy świątyni był specjalnie trzymany czarny dziki koń, który był wykorzystywany przez kapłanów do wróżb. Dziesiąta część zdobyczy wojennych była oddawana do kąciny pod zarząd kapłanów, którzy w skarbcu zmagazynowali złote i srebrne naczynia, m.in. dzbany i rogi do picia oprawione w złoto, różne kosztowności, monety i ozdoby oraz drogie kamienie. Pozostałe trzy mniejsze kąciny nie miały tylu wiernych czcicieli, stąd ich mniejsze znaczenie. Nie wiadomo, jakim bogom były poświęcone.

W grodzie Arkona, położonym na północnym cyplu wyspy Rugia (obecnie Meklemburgia), słowiański lud Rugian w dużej świątyni (kącinie) czcił boga Świętowita. W świątyni znajdował się duży posąg tego boga o czterech twarzach oraz jego skarbiec, który jednocześnie był skarbcem całego ludu. Co roku każdy mężczyzna i każda niewiasta dawali pieniążek jako dar dla bóstwa. Świątynia była chroniona przez stałą drużynę w liczbie 300 wojów, która podlegała arcykapłanowi.

Do skarbca, pod nadzór kapłanów, oddawano również jedną trzecią wszelkich zdobyczy wojennych oraz łupów zdobytych bronią przez straż świątynną. Były one przechowywane w specjalnych skrzyniach zabezpieczonych zamkami. Trafiały tam również wszystkie dary publiczne i prywatne w wyniku złożonych ślubów albo próśb o określone łaski.

Gród Radogoszcz koło miasta Branibór Nowy (obecnie wieś Alt Reshe koło miasta Neubrandenburg, na północy Niemiec), według opisu kronikarza Thietmara (patrz bibliografia), był trójkątnym grodem ludu słowiańskiego Redarów, położonym pośrodku puszczy nad jeziorem. Znajdowała się tutaj świątynia czczonego boga

Swarożyca, drewniana, wzniesiona na fundamentach z rogów zwierząt. Jej ściany zewnętrzne były ozdobione wizerunkami różnych bogów i bogiń. Wewnątrz natomiast stały drewniane rzeźby bogów w pancerzach i hełmach na czele ze Swarożycem, z wyciętymi ich nazwami. Znajdowały się tutaj także, pod nadzorem kapłanów, sztandary plemienne, które były zabierane tylko na wyprawy wojenne i noszone tylko przez najlepszych pieszych wojowników.

Miasto Wołogoszcz (obecny Wolgast na północy Niemiec) posiadało świątynię, w której Słowianie czcili boga wojny Jarowita. Wisiała w niej także kultowa, wielka, ozdobna i pozłacana tarcza, która miała zapewniać zwycięstwa w bitwach. Można ją było dotykać i ruszać tylko w czasie wojny. Wynoszono ją przed walką i niesiono przed wojskiem jako znak i wróżbę zwycięstwa.

Na terenie słowiańskim Brzeżan – Obla, w grodzie Hobolin (obecny Havelberg w Saksonii – Anhalt), leżącym nad rzeką Hawelą, znajdowała się również świątynia poświęcona bogu wojny Jarowitowi. Przechowywano w niej święte chorągwie, które wynoszono podczas obchodzonych uroczystości ku czci tego boga lub działań wojennych.

Odnotowano również, iż w mieście Choćków (obecnie Gützkow w Meklemburgii – Niemcy) znajdowała się duża i piękna świątynia słowiańska, w której mieszkający tu Słowianie czcili swojego boga, ale jego nazwa nie została poznana.

Natomiast w mieście Branibór (Brenna, a obecnie Brandenburg w Niemczech) miejscowi Słowianie Stodoranie czcili w swojej dużej świątyni boga Trzygłowa, któremu przynosili dary za spełnione modły lub prośby o łaskę.

Prokosz w swojej kronice opisuje świątynię (bożnicę) boga Żywię (Życie), na południu Polski, która znajdowała się na płaskim, bezleśnym szczycie góry Grzegotka, nazywanym też Żywiec, od imienia owego boga. Obecnie jest to góra Żar w Beskidzie Andrychowskim, o wysokości 761 m n.p.m., położona 12 km na północ od Żywca. Na jej szczycie znajduje się wielki retencyjny zbiornik wodny elektrowni szczytowo-pompowej. W związku z tak wielką przebudową szczytu góry nie zachowały się żadne pozostałości słowiańskiej przeszłości.

Według kronikarza, w pierwsze dni maja odbywały się tutaj uroczystości w bożnicy ku czci tego boga, na które przybywały wielkie tłumy Słowian. Uważali go za najstarszego ojczystego boga i pana życia, który rządził całym światem. Prosili go o długi wiek i szczęśliwe życie, oddając pokłony i składając ofiary. Jego symbolem i znakiem była kukułka (zazula), której kukanie wskazywało na długość życia. Kto ważył się zabić kukułkę, musiał ten występek przypłacić życiem.

Również czczono boginię Ziemne (Ziemia), która decydowała o urodzaju zbóż i owoców w sadach. Dwa razy do roku Słowianie składali jej podziękowania oraz ofiary i prośby o wysokie plony, tj. w czasie żniw na polach i później w czasie owocobrania w sadach.

Jednak nawet bojaźń Słowian przed różnymi bogami, których czcili, nie

pozwalała im unikać kłótni między sobą, które według Prokosza rozstrzygali jak niżej:

„Sprawy zaś wszelkie i swary, które zachodziły pod czas, między niemi, według ojczystego zwyczaju na pospolitym miejscu od zwierzchności wyznaczonem, ręczny pojedynek szablą między dwiema osobami odprawiony uspokajał: po którym przyjacielska następowała zgoda, a co kto oberwał tym się kontentować musiał”. Piękna ta sentencja z X wieku – nieprawdaż?

Należy również koniecznie wspomnieć o roli nie do przecenienia, jaką spełniały w społeczności słowiańskiej od tysięcy lat – wiedźmy, tzn. kapłanki wiedzy, albowiem słowo „wiedźma” (wiedź-ma, czyli ma wiedzę!) pochodzi od wiedzy (wedy) i nigdy nie miało pejoratywnego znaczenia, które nadał mu dopiero później Kościół rzymski, tępiąc i zabijając wiedźmy na stosach. Pracowały wśród ludu, czasami na dalekim odludziu, ale współpracowały z lokalnymi świątyniami słowiańskimi. Miały szeroką wiedzę w zakresie leczenia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego ówczesnych ludzi, a mianowicie m.in.: ziołolecznictwa, opatrywania i leczenia ran, pomocy psychologicznej i psychiatrycznej, czynienia wróżb. Łączyła je bardzo bliska więź z ludem w swoim rejonie i niejednokrotnie odgrywały rolę ostatecznej wyroczni lub ostatniej deski ratunku. Były bardzo potrzebne zwykłym, prostym ludziom i przez to bardzo przez nich cenione i nawet obdarowywane.

Niestety, to właśnie na naszych ziemiach w Reszlu na Warmii, ale pod zaborem pruskim, w majestacie prawa, 21 sierpnia 1811 roku spalono na stosie Barbarę Zdunk, oskarżoną o czary. Niewiarygodne, ale prawdziwe! Była to ostatnia tego typu zbrodnia w Europie, popełniona w wyniku obskurantyzmu i fanatyzmu religijnego, z której ówczesne władze pruskie, zarówno administracyjne, jak i kościelne, nie mogą być dumne!

Rozdział II

W dokumencie Spis treści (Stron 33-39)