• Nie Znaleziono Wyników

Nafważnlefsze zajęcie rolnika poza pracą codzienną

W dokumencie Kalendarz Rodzinny : na rok 1920 (Stron 121-132)

W ielu niestety, bardzo wielu rolników — nad czem ubolewać na­

leży — nie poświęca części sw ojego Wolnego czasu nad kształceniem się w swoim zawodzie i spraw om organizacyi zawodowej. Jaką wielką szkodę dla siebie i społeczeństwa ponosi ten, który, nie m ając dosta­

tecznej wiedzy naukowej o tern co robi, w pocie czoła w ykonuje prace na roli lub przy gospodarstw ie w domu, a ta mu potem nie przynosi ża­

dnego zysku, naw et szkodę, to nie da się opisać w krótkim artykule.

W o jn a właśnie pod niejednym względem otw orzyła oczy tym zacofa­

nym, którzy mniemali, że tylko pilnością i »harowaniem» m ożna jak najwięcej wyprodukować, a widzieli, że ci, co naukę w swoim gospo­

darstw ie zastosowali przy pilności (k tóra też jest tak niezbędną jak nauka), osiągał plony o wiele wyższe. W idzieli to, bo rząd kazał pro­

wadzić rachunki i statystykę, ile tko w yprodukuje i dawał też rząd nakazy, ile w yprodukować powinien rolnik, i tu właśnie nauka od­

niosła jak zawsze swój tryum f, bo rolnik wykształcony zawodowo przy tej samej pilności, co rolnik niewykształcony zawodowo m ógł wszelkim zadaniom na niego włożonym z łatwością zadość uczynić, urządził sobie gospodarstw o, według potrzeby, dostosował się do stosunków prędzej niż ten drugi, dlatego też nie ponosił szkody albo znacznie m niej niż rolnik niewykształcony zawodowo. Po uregulow aniu i ułożeniu się sto­

sunków w pojedynczych państw ach nie będą artykuły żywnościowe u nas tak bardzo poszukiwane jak obecnie, bo dowiozą z okolic, gdzie taniej m ożna produkow ać niż u nas, to znaczy, że będzie konkurencya, więc ju ż dzisiaj trzeba się brać do dzieła wszystkim i tym, co m ają wykształcenie zawodowe rolnicze i tyjn, co go nie m ają. Pierw si muszą sw oją wiedzę uzupełniać, drudzy nabywać, a to przedewszystkiem przez posyłanie do szkół rolniczych swoich synów, uczęszczanie na kur- sa rolnicze, lub uzupełniające szkoły rolnicze, które m ają w tym celu powstać i do których wszyscy uczęszczać mogą, dalej przez czytanie gazet i ksiąg fachowych. Z tern wszystkiem w parze idzie to, że rolnik wykształcony organizuje się też zawodowo, bez popychania go do tego, a co w obecnym czasie znaczy organizacya, to wszyscy wiedzą. Więc ani chwilki nie traćm y, kształćm y się w naszym zawodzie i organizujm y a w yzyskujm y na to każdą przy rolnictw ie wolną chwilkę.

Jan Sztiv;iertnia, rolnik, członek R ady N arodow ej.

J a k d ziś tanio b u d o w a ć.

Jeżeli porównam y ceny przedw ojenne m ateryału budowlanego z cenami dzisiejszemi, widzimy, że są one obecnie 6 do 9 razy wyższe, niż dawniej. T o też budować na sprzedaż się nie opłaci, chociaż ceny budynków będą przez długi czas wysokie, a to ze względu na brak bo

-mieszkań. K to dzisiaj buduje, albo jest tak bogaty, że nie liczy się z ko- sztam i, albo zmuszony jest do tego koniecznością.

Chcąc dzisiaj tanio budować, dobrze jest używać żużli z wapnem, o ile żużle są blisko budowy. Z betonu żużlowego m ożna w ystaw ić' m ury mocne, ciepłe i suche, a do tego lżejsze niż z cegły. Robi się z tego m ateryału i stropy między żelaznymi dźw igaram i, zaś z góry zam iast

»flastru« na 2 m powłokę. N a pokrycie najtańsze i najlepsze używać dzisiaj m ożna chyba tylko »smołowca«, którego 1 m kw adr, kosztuje 11 K, podczas gdy blacha jest 4 razy droższa. Łupek do pokrycia nie nadaje się, zarów no jak i w ojenny eternit, któ ry jest bez azbestu. D a­

chówki gliniane łupią się. Dachówki cementowe są dobre wtedy, gdy je sobie ktoś sam wyrabia, nie żałując cementu i dobrej glejty. Sko­

czowskie dachówki przem akają, przez co łatw o psuje się wiązanie.

W ażną rzeczą jest dobra studnia. N ajlepsze studnie są z betonu, ale beton trzeba ubijać w nich co 1 m. niżej, poczem kolejno odwadniać, szolować i kopać głębiej.

Poniew aż w arunki budowy zależą od miejscowości, przeto nie m ożna tu wszystkiego dokładnie opisać. K to chce bliższych inform acyi, tem u udzielę chętnie i bezinteresownie.

Franciszek Tom iczek, członek R a d y Narodoiuej, budowniczy w Bobrku p rzy Cieszynie.

R o zm a ito ści.

J A K Ż E G L A R Z E U S P O K A J A L I W Z B U R Z O N E M O R ZE.

Tuż starożytni Grecy znali prosty sposób uspokajania w zburzonego m orza przez wylanie na jego powierzchnię oliwy. Sposobu tego uży­

wali przedewszystkiem nurkowie, poszukujący w ciemnej głębi m orza pereł, korali i gąbek. Z anurzając się w morze, brali pełne usta oliwy i wypuszczali ją, by rozw idnić sobie dno morskie. Poniew aż ciemność na dnie m orza jest skutkiem ustaw icznego fałdow ania się powierzchni wody, przeto oliwa, w ygładzając fale, działa rozśw ietlająco na dno m orskie. I dzisiejsi poszukiwacze gąbek uciekają się do tego sposobu naw^et wówczas, gdy z czółna szukają gąbek harpunam i; ciskają w półkole przeciwko w iatrow i pewną ilość zanurzonych w oliwie k a­

mieni i ro zb ijają w ten sposób zbliżające się fale. Tajem nicę tę samą p rzyroda objaw iła człowiekowi. N a wybrzeżach bowiem, na których źródła oleju ziemnego w ylew ają się w morze, to ostatnie nawet pod­

czas silnego w iatru jest spokojne i nigdy się nie wzburza.

Skuteczniej jeszcze od nafty działa w tym wypadku czysty olej, rozpływ ający się o wiele prędzej po wodzie. Żeglarze greccy, w ypra­

w iając się na morze, b io rą zawsze z sobą kilka naczyń z oliwą. P o rt P eterhead w Szkocyi był podczas burzy zupełnie niedostępny. W tedy jeden z bogatych Szkotów wpadł na pomysł zanurzenia w m orzu

sy-m **

stemu ru r metalowych z otworam i, zapomocą których można w razie potrzeby wypompować w m orze dowolną ilość oleju na odległość 180 m etrów od brzegu. Skutek przeszedł wszelkie oczekiwanie, po półgo- dzinnem pompowaniu powierzchnia w zburzonego m orza w ygładzała się do tego stopnia, że nawet najm niejsza łódka bez niebezpieczeństwa dobijała do hrzegu.

K apitan okrętu »Beachera« w jechał w ten sposób do portu New- Castle, gdy m orze było wzburzone i dostęp do portu zdawał się. niemo­

żliwym. K apitan postaw ił na każdym boku okrętu m ajtk a z naczyniem, zaw ierającem -dwa galiony oleju do lamp i polecił lać w m orze tylko tyle, ile było potrzeba do w ygładzenia wody. W ten sosób płynął przez kilka godzin spokojnie i ku zdumieniu wszystkich obecnych wjechał do portu.

To działanie oleju objaśnia się własnością jego łam ania i p r z e ­ ryw ania rozkołysanej m asy wody. Skutek ten spraw ia stosunkow o naw et bardzo cienka w arstw a oleju. Podczas połowu ryb wydobywający się z nich tłuszcz uspokaja ju ż do pewnego stopnia rozkołysane bał­

wany.

* * * .

P O C H O D Z E N IE K A R T E K W IZ Y T O W Y C H . K a rtk i wizyto- towe, owa zdawkowa m oneta grzeczności, ciesząca się obiegiem w ca­

łym świecie cywilizowanym, jest pochodzenia chińskiego i zdaje się, że dostała się do E uropy w raz z porcelaną chińską. W Chinach urząd i wszelkie stosunki tow arzyskie oznaczają się nie berbem, koroną, ty­

tułem, ale samym rozm iarem kartk i wizytowej. Im w yższy-tytuł, tem większy rozm iar kartki. K iedy poseł angielski, lord M akartney, przy­

był do Pekinu, służba' wniosła z ogrom nym trudem do jego pokoju ol­

brzym i zwój papieru — była to k artk a wizytowa cesarza chińskiego, k tó ra po rozw inięciu zajęła całą. posadzkę .obszernego salonu lorda.

W E uropie kartk a wizytowa znana jest dopiero od połowy X V II.

wieku. K a rtk i te w yrabiano dawniej z wielkim kunsztem i płacono za nie grube pieniądze.

N A J W IĘ K S Z E M R O ZY na Ś W IE C IE p anu ją we W erchojań- sku na Syberyi. Dochodzą one tam do —70 stopni. Jestto tak niska tem ­ peratura,, że drzew a i szyby w oknach pękają łam od m rozu, rtęć tw a r­

dnieje tak, że m ożna nią gwoździe wbijać do deski; mleko sprzedaje się tam w stanie stałym, naw et para oddechu ścina się odrazu w lód. A je ­ dnak żyją tam ludzie i znoszą te m rozy dosyć cierpliwie.

* * *

N A J W IĘ C E J L U D Z I Ś L E P Y C H napotkam y w bardzo g o rą ­ cych i bardzo zimnych krajach. W k rajach gorących promienie sło­

neczne, padając prostopadle, działają bardzo silno, osłabiając w zrok ludzki, »blaskiem oślepiają człówieka». N a północy, w krajach zimnych, słońce stoi w praw dzie bardzo nisko, ale zato przyświeca bez przestan­

ku całymi dniami, ba naw et m iesiącami; przytem śnieg leży tam długo i potęguje działanie św iatła przez odbicie go od swej białej powierzchni.

1

° fe?reL ftronie siedz£*: W ' Sem bol, Fr. Czyż, J. Machej, J. Mola, dr. Leon W olf, W ' Ji T/k' d* Mir.ocha, J. Kotas, Boi. W łodek, P. Lazar, Z. 'Kiedroniowa. — śr°dku: Ks. Londzin, K. Piątkow ski, ks. Brzuska. — Po stronie prawej: P. K or­

buta, dr, Kunicki, Parchański, D. Kłuszyńska, W ł. Jeziorski, Fr. Tom iczek, M. Soj- kowa, Franc. Halfar, Fr, Hajduk, T. Reger.

PosiedzenieRady Narodowej Księstwa Cieszyńskiegow salizamkowej, gdzie dawniej obradował sztab generalnyaustryacki.

N A JD Ł U Ż S Z Y D Z IE Ń I N A JD Ł U Ż S Z Ą N O C m ają okolice biegunów ziemskich. N a biegunie północnym dzień zaczyna się 21.

m arca a kończy się 21. września. P rzez cały ten czas, to jest w czasie naszej wiosny i lata, słońce nie zachodzi. Noc zaczyna się tam 21. w rze­

śnia, a kończy się 21. m arca. P rzez cały ten czas słońce nie wschodzi.

K iedy na biegunie północnym jest dzień, to na biegunie południowym jest noc.

W A ragonii, krainie, położonej w północno-wschodniej H isz­

panii, jest taki b r a k w o d y , że tam mieszkańcy do rozrabiania w a­

pna używ ają wina czerwonego, o które łatw iej, niż o wodę. Stąd domy zabarwione są tam często na czerwono.

N A J W IĘ K S Z E M I D R Z E W A M I N A Ś W IE C IE są eukalipty w A ustralii, które d o rastają do 160 m wysokości. N ajstarszem drze­

wem na świecie jest s m o k o w i e c czyli smocze drzewo, którego wiek oceniają na 6000 lat. Smokowiec rośnie na wyspach K anaryjskich, leżących przy zachodniem wybrzeżu A fryki.

W k rajach gorących, międzyzwrotnikowych, dochodzą k w i a t y r o ś l i n do wielkości kół od wozu. Rosnąca tam traw a bambus do­

sięga 30 m etrów wysokości i służy mieszkańcom tam tejszym do bu­

dowy domów i mostów. — Z pewnego gatunku pokrzyw y Indyanie am erykańscy rzną deski.

L udy pierwotne, nawpół dzikie, używ ają na pokarm nawet ludzi.

Zwyczaj ten pow stał w krajach, nie dających dostatecznego poży­

wienia. Ale i w krajach żyznych utrzym ało się w wielu okolicach ludo- żerstwo. T w ierdzą bowiem dzicy, że mięso człowieka, szczególnie bia­

łego, jest nadzwyczaj smaczne. W ielu z nich jest także przekonania, że przym ioty człowieka pożartego, n. p. jego m ęstw o/przechodzą w po­

żerającego. Dodać trzeba, że naw et w śród ludów oświeconych zda­

rza ją się wypadki ludożerstw a, n. p. podczas długiego oblężenia tw ier­

dzy i wogóle podczas głodu.

L U D Z IE W E S E L I m ieszkają nie tylko w k rajach ciepłych, po­

godnych, dostarczających obficie żywności, lecz także na dalekiej pół­

nocy, w śród śniegów i lodów, w śród przyrody bardzo skąpej i s tra ­ sznej, spotykam y bardzo wesoły lud -— Eskimów. P rzy ro d a północy

Kai. rodzinny £

Wpływała na nich bezwarunkowo przygnębiająco, w yrabiała usposo­

bienie smutne, ale w bardzo zimnym klimacie usposobienie to nie mo­

gło się utrw alić, gdyż ludzie sm utni wym ierali tam prędko, pozosta­

wali więc tylko najweselsi i to usposobienie praw em dziedzictwa prze­

kazyw ali swym dzieciom. Tym sposobem w ciągu wieków rozw inął się w k ra ju najsm utniejszym lud najweselszy. W iadom o, iż z żeglarzy polarnych, którzy w śród lodów zmuszeni byw ają do zim owania w tych strasznych okolicach, ci, którzy są weseli i m ają dobry apetyt, pow ra­

cają zdrowo, sm utni najczęściej um ierają.

O L B R Z Y M IĄ O W C Z A R N IĄ na świecie jest wschodnia część A ustralii. Owce, sprow adzone tam z E uropy, tak się rozmnożyły, że dziś liczą ich tam około 100 milionów. D ostarczają one m asy wełny, która rozchodzi się po całym świecie.

M IE S Z K A Ń C Y S T E P Ó W , t. j. rozległych obszarów, porośnię­

tych tylko traw ą, odznaczają się nadzw yczajną bystrością zmysłów.

Słuch ich chwyta najlżejsze drganie powietrza, zupełnie niedostępne naszemu uchu. W A ustralii przechodnie rozm aw iają z sobą długo jesz­

cze po rozstaniu się, idąc w przeciwnych kierunkach, co robi na E u ro ­ pejczyku wrażenie, jak gdyby taki człowiek mówił sam do siebie. — P o dług zapachu rozpoznają tacy ludzie po upływie nieraz kilku dni trop człowieka, jak również zwierzęcia, chociażby naw et na kam ieni­

stym gruncie nie pozostało żadnego śladu. Zdum iew ającą jest bystrość wzroku ludów stepowych. M ieszkańcy południowej A fryki rozpoznają antylopy, nie większe od kóz, w odległości godziny drogi. Pewien pasterz, pasący konie w stepach przedkaukaskich (w południowo- wschodniej Rosyi) ostrzegł raz Rosyąn przed napadem, rozpoznając w odległości 4 mil nadciągające w ojsko nieprzyjacielskie.

N A JD Ł U Ż S Z E N O G I w śród ludzi m ają Patagończycy w połu­

dniowej Ameryce. O dbyw ają oni dla rozryw ki przechadzki 10-milowe.

* *

*

W Y T R W A Ł O Ś Ć N A GŁÓD jest u niektórych ludów wielka, ale z drugiej strony u tychsamych ludów spotykam y nadzw yczajną żarłoczność. M ongoł może pozostawać bez pokarm u kilka dni, lecz za to cała ćw iartka barana uchodzi w jego oczach za zwykłą dzienną porcyę,

podczas zaś św iąt potrafi on w jednym dniu spożyć całego barana óredniej wielkości.

IM IO N A C H R Z E S T N E , u nas używane, pochodzą od różnych na­

rodów. Jakaż tego przyczyna? Po prostu ta, że święci, których imio­

na dzieciom dajem y, pochodzili z różnych narodów . N a pier wszem m iejscu sto ją im iona biblijne, z hebrajskiego w zięte języka : Adam, D an iel Gabryel, Jakób, Jan, Józef. M aciej, M ateusz, M ichał, Em anuel,

W idzow ie na galery! sejmowej.

Samuel, Szymon, Anna, M arya, Ew a, Elżbieta, Joanna, M aryanna, Zuzanna, M arta. Z greckiego pochodzą: Aleksander, K rzysztof, E u ­ geniusz, Jerzy, Juliusz, M ikołaj, P io tr, Filip, Szczepan, Teodor, A gnie­

szka, W eronika, B arbara, K rystyna, D orota, Helena, Julia, K atarzyna, M agdalena, M ałgorzata, Zofia, Teresa, A ndrzej, Chryzostom , Aniela.

Z języka łacińskiego pochodzą: Antoni, A ugustyn, Dom inik, Feliks, Leon, M arcin, Paweł, W alenty, W iktor, Em il, K onstanty, Cecylia, K lara, U rszula, K am illa, Flora, H enryka, Irena. Z języ k a niemiec- r kiego i innych germ ańskich pochodzą: Z ygfryd, E rnest, K arol, F r a n ­ ciszek, Adolf, Rudolf, B ernard, Gustaw, Ludw ik, F ryderyk, W ilhelm.

Leopold, Ferdynand, W alter, H ugon, K onrad, O tton, E dw ard, .Alfons, Brunon, Robert, M atylda, Jadw iga, Em m a, B erta, Adela, H erm ina, G ertruda, Słow iańskiego, a w szczególności polskiego pochodzenia są:

Stanisław , Kazim ierz, W iesław, Czesław, W ładysław , W łodzim ierz, Bronisław, Bogusław, Bogdan, Bolesław, Zdzisław, W acław, M ieczy­

sław, Świętopełk, W anda, Bronisława, Stanisław a, Bożena, Zbigniew, Ludom ił, W ojciech, Sobiesław. — Z tego przeglądu widzimy, jak m a­

ło i rzadko używam y imion swojskich, a jak często obcych.

P R O R O C Z Y S E N . H istoryk francuski, Lewonti, opowiada na­

stępujące zdarzenie: W roku 1720. był głów nozarządzającym S ardynią hr. Saint-Rewy, m ający rezydencyę sw oją w Cagliaro, nad piękną z a ­ toką w południowej części wyspy. Pewnego razu, podczas gorącej nocy m ajow ej, m iał sen, któ ry go niemało strwożył. Śniło mu się, że jeden z okrętów, przybyłych z Livano, przyw iózł z sobą dżumę azya- tycką, k tó ra w straszny sposób zaczęła grasow ać na wyspie. Obudzi­

wszy się, oblany zimnym potem, nie m ógł ju ż usnąć i znajdow ał się je ­ szcze pod wpływem przerażającego sennego widzenia, g dy nagle o trzy­

m ał wiadomość, że statek francuski czeka przed przystanią na pozwo­

lenie wpłynięcia do portu celem zaopatrzenia załogi w wodę. Był to statek St. Antoine, kapitana Chateau, w racający z portu Saida do M ar­

sylii z ładunkiem owoców i bawełny. G ubernator ku zdziwieniu wszystkich odmówił, uspraw iedliw iając się wiadomością o wybuchnię­

ciu zarazy w Syryi. P o upływie kilku godzin kapitan okrętu przysłał ponowną prośbę, dom agając się pozwolenia na zarzucenie kotwicy przy szpitalu kw arantanow ym i napełnienia tam beczek wodą. G ubernator, ciągle jeszcze pod w rażeniem strasznego snu, spoglądał na list, nie od­

w ażając się go dotknąć, i kazał statek odpędzić, grożąc w razie potrzeby arm atam i. K apitanow i okrętu nie pozostało wobec tego nic innego, ja k opuścić wyspę, co też uczynił, przeklinając niegościnnego gu berna­

tora. Niezwykły ten postępek Saint-Rennyego, znanego dotąd z ludz­

kości, oburzył mieszkańców. Myśleli, że dostał pom ieszania zwysłów.

Lecz jakże błogosławiono go, gdy z M arsylii doszła wiadomość, że okręt St. Antoine przyniósł tam zarazę, k tó ra tam straszne zaczęła robić spustoszenie. O fiarą jej padło 100.000 mieszkańców. W iadom ość o tern zdarzeniu, stw ierdzona świadectwem ówczesnych, przechow uje się do­

tąd w archiwach ratusza w Cagliaro. A jednak są rzeczy, których m ędr­

cy rozum em nie zbadali.

J A K D A W N O J E S T SZ K Ł O W U Ż Y C IU ? N ajdaw niejszym przedm iotem ze szkła jest lwia główka, znaleziona w Egipcie, z imie­

niem jednego F arao n a z 11. dynasty i. W ieku jej dokładnie określić nie można. Z najduje się ona w British-M uzeum , świadcząc wymownie o tern, że na 2 tysiące lat przed C hrystusem w Egipcie nie tylko znano sposób w yrabiania szkła, lecz naw et ten rodzaj przem ysłu stał tam wówczas ju ż na wysokim stopniu doskonałości. Sztuka polerowania naczyń m usi być także wynalazkiem z czasów pierwszych F araonów w Egipcie.

Z późniejszych zabytków znaleziono w Tebach w Egipcie grubą taflę szkła, na której w yryte były imię królow ej H ataroo vel Hareb"

z 18. dynastyi. Do tych samych mniej Więcej czasów należy m nóstwo naczyń, waz, kubków i półmisków, znajdow anych w różnych stronach Egiptu.

W obec tych faktów upada tw ierdzenie Plim usza, dotąd rozpo­

wszechnione, że Fenicyanom należy zawdzięczać wynalazek szkła. Fe- nicyanie, kupcy z natury, skupowali szkło w k ra ju F araonów i roz­

wozili je okrętam i na wszystkie strony świata.

Znany archeolog i szczęśliwy poszukiwacz skarbów starożytnych dr. Schliemann znalazł w starożytnej Grecyi wiele szklannych rzeczy, choć u H om era nie spotykam y najm niejszej wzmianki o szkle. Szkło należy do prastarych wynalazków.

B A N K R U T . M ało kto wie, skąd pow stał w yraz »bankrut«, tak często teraz używ any we wszystkich europejskich językach. W e W ło ­ szech w wiekach średnich każdy wekslarz m iał sw oją ławkę na gieł­

dzie, gdzie prow adził interesa. Jeżeli się stał niewypłacalnym, łam ano jego ławkę i przezyw ano go branca rotta (złam ana ław ka).

W A L K A ZE SZ C Z U R A M I. H isto ry a Popiela o m ało co się przed laty nie pow tórzyła w stanie Pensylw anii w Ameryce.

W mieście F ranklinie m iał restauracyę Niemiec nazwiskiem G rossm ann i cieszył się powodzeniem. Pod restauracyą biegły olbrzy­

mie piwnice, niegdyś stanowiące składy b ro w a ru ; G rossm ann trzym ał w nich różne zapasy, po które najczęściej udawali się jego synowie.

Pewnego razu wysłani przez ojca po ser szw ajcarski, weszli chłopcy do piwnicy, lecz tu czekała ich niespodzianka. Zaledwie bowiem postąpili kilka kroków naprzód, rzuciła się na nich z piskiem i hałasem, cała z g ra ja zgłodniałych szczurów z taką zajadłością, że chłopcy zw ąt­

pili o życiu. S tarszy chwyta pręt żelazny, zabija nim setki nieprzyja­

ciela, młodszy biegnie po pomoc.

_ Za chwilę powraca z ojcem i dwoma sąsiadami. W idok okropny.

Tysiące szczurów, piszcząc przeraźliw ie, atak uje w yrostka, k tóry resz­

tek sił dobywał dla obrony.

Rozpoczyna się teraz walka, k tó ra trw a przeszło godzinę. Dęb- czaki pracują, szeregi nieprzyjaciela rzedną coraz bardziej, nakoniec niedobitki szczurej arm ii, zwątpiwszy o zwycięstwie, cofają się w nie­

ładzie. N a placu pozostało przeszło 1000 trupów , którym i wyładowano ogrom ny wóz dla wywiezienia ich za miasto.

W dokumencie Kalendarz Rodzinny : na rok 1920 (Stron 121-132)