• Nie Znaleziono Wyników

W wielkim pokoju proboszcza doszłam do siebie. Szyby okienne były wybite, okna były zabite deskami. Łóżko składało się z desek, na których leżałam. Nade mną był jeden Rosjanin. Słyszałam, jak od sufitu odbijał się głos kobiety, która wrzeszczała „Mamo, moja mamo!”. Ocknęłam się – to był mój głos, tak więc to ja wrzeszczałam. Jak to zrozumiałam, słysząc siebie wrzeszczącą, leżałam cicho i bez ruchu. Cielesna zdolność do odczuwania nie powróciła wraz z odzyskaniem przytomności, mimo że byłabym sztywna z zamrożenia lub z oziębienia. Może zamarzała moja dolna część ciała przy braku szyb, w nieogrzewanym pokoju. Nie wiem, ilu Rosjan wchodziło we mnie, ani ilu było przedtem. Jak zaczęło się ściemniać, pozwolili mi pójść samej. Podnosiłam się, mogłam się tylko z trudem poruszać. Miałam ból głowy, bolało mnie całe ciało. Mocno krwawiłam. Nie myślałam, że zostałam zgwałcona, lecz że moje ciało zostało zhańbione. Ze współżyciem seksualnym lub seksualnością nie miałam dotąd nic do czynienia. Nie wiedziałam, co mam ze sobą robić. Jedno było proste, co spisałam, pojmowa-łam, jakie słowo będzie właściwe, a był nim gwałt. Nie wiedziapojmowa-łam, czy w tym samym czasie lub innym razem zabierali każdą kobietę, także mamę. Dla mnie było jakoś źle, chociaż byłam już kobietą, lecz Mina była jeszcze dziewczyną. Przeszukałam dom w jej poszukiwaniu i zna-lazłam ją: leżała jak rozciągnięta na cementowej podłodze w przypominającym komórkę po-mieszczeniu, szlochała i płakała. Podeszłam do niej. „Nie uciekajmy na lewo”, powiedziała, „tam są Rosjanie, którzy zaraz rzucą się na nas”. Postanowiłyśmy wspiąć się przez okno do sieni w kształcie litery L485.

[…] Jak zostałam wzięta pierwszy raz – miałam wpierw później doświadczenie – „wy-pierałam się przy mamie, wrzeszcząc i płacząc do Boga i przeklinałam go. Od tego dnia nie byłam już więcej religijna. Wiele czasu później zauważyłam, że nie pójdę nigdy więcej do ko-ścioła. Czy będę się kiedykolwiek modlić, tego nie wiedziałam. […] Do ginekologa także nie zamierzałam się udać, by sprawdzić, czy zostałam zarażona jak my wszystkie. Kiedy i przez kogo przy takiej liczbie?

483 Relacja Ireny Chrzanowskiej, [w:] Ostpreussen…, op. cit. …., s. 46.

484 C. Merrindale, op. cit., s. 326–327.

Następnej nocy napadła na nas cała drużyna. Położyli mnie na podłodze, było ciemno i zimno, na zewnątrz padały strzały. Zapamiętałam następujący obrazek: 8 lub 10 żołnierzy sie-działo w kucki wokół mnie, pierwszy kładł się na mnie, potem następny. Czas dla każdego z nich był ustalony. Patrzyli na rękę na zegarek, niektórzy zapalali zapałkę, jeden miał także zapalniczkę, mieli czas. Ponaglali się. Jeden powiedział „dobra robota!”. Nie mogłam się ruszyć. Myślałam, że będę teraz umierać. Ale nie umarłam. Ponadto, że złamią mi kręgosłup, ale wtedy nie umiera się natychmiast. Jak wiele czasu minęło i jak wiele się wydarzyło, nie wiedziałam”486.

O świcie zrozumiałam, jak się łamie kręgosłup. Robią tak: kobietę kładą na plecach, za-rzucają jej nogi na ramiona i mężczyzna wchodzi od góry, klęcząc na kolanach. Jeżeli naciśnie zbyt mocno, kręgosłup kobiety pęknie. Nie robi się tego celowo: po prostu w amoku gwałtu nikt się nie powstrzymuje. Kręgosłup zwinięty jak ślimak, przez cały czas jest ściskany, poru-szany w jednym punkcie i nie zauważają, że się łamie487.

Podczas gdy na jednym miejscu ciągle się przekręca, moje plecy były pełne ran, które krwawiły, lecz zauważyłam to dopiero później. Sprawiło mi to tyle bólu, że tego zranienia nie zauważyłam. (Mina i ja często zastanawiałyśmy się przez wiele minut, jak wielu żołnierzy przychodziło. Także ze mną robili to samo, ale w innym pokoju. Dlaczego zawsze na podło-dze?) […]488.

To było całkiem na początku, gdy jeden żołnierz wziął długie włosy Miny, zaczął je sobie zawijać na palcu i trzymając za nie, wyciągnął ją. Mina wrzeszczała i wołała moje imię, pospie-szyłam do niej. „Pomóż mi”, płakała do mnie. I powiedziałam jej cicho: „Idź!”. Mina wobec tego poszła, co oznaczało, że poszłyśmy wspólnie. Może zdarzyło się tak, że ciągle mnie razem [z nią] zabierano, lub było to tylko tej nocy? Lub wieczorem, lub w tym samym czasie jeszcze raz? Lub był to pierwszy raz? Dla młodej dziewczyny Marianne był ratunek, że wyciekała jej piana z ust i jej oczy się wykręciły. To spowodowało, że ją zostawili, a wzięli ze sobą jej babcię. Rano babcia powiedziała dumnie: mogłam się wziąć w garść. Z tego śmiałyśmy się. Poszłam do lekarza w Csákvár, znałyśmy go, uspokoił mnie, że kiedy mam krwawienie, jest niemożliwe się zarazić. Po prawdzie było dokładnie odwrotnie, ale co mógł on zrobić? Nic. Wszystkie krwawiłyśmy i nie miałyśmy żadnej możliwości, żeby się umyć. Potajemnie umyłyśmy się w śniegu […] 489.

Rosyjski oficer tymczasem zapalił zapałkę, najpierw dotknął palcem moich oczu – sprawdził, czy są otwarte. Potem zaczął robić swoje. Trochę bolało. Ale ponieważ mimo wszystko nie poruszyłam się, nie jęknęłam, zapalił jeszcze jedną zapałkę – sprawdził, czy żyję. Pokiwał głową. Widocznie nie miał ze mną zbyt wiele przyjemności. Ale gdy zaczęłam się zbierać, żeby zabrać materac, przysłał do piwnicy swego ordynansa, który też mnie wykorzy-stał. […] Wtedy nie pomyślałam, dlaczego przysłał ordynansa. Teraz mi się wydaje, że oni są sprawiedliwsi niż węgierscy oficerowie490.

A może także węgierscy oficerowie, potem jak już byli gotowi, także przysłaliby adiutanta? Potem pomógł mi młody adiutant wciągnąć na moje plecy materac. Potrzebowaliśmy go pilnie, gdy mama miała mocny kaszel i dyszała. Byłam wesoła, gdy mogła go przynieść. Wszystko inne

486 Ibidem, s. 130.

487 Ibidem, s. 130–131, tłumaczenie [w:] M. Sołonin, op. cit., s. 307.

488 Ibidem, s. 131.

489 Ibidem, s. 133.

się nie liczyło. Potem materac zrolowaliśmy i posadził go na moim barku, leżał wygięty i z Filike [pies Alaine Polcz – T. K.] po mojej stronie, potem wróciłam do mamy z powrotem […]491.

Jednego razu wyrwał mnie żołnierz rosyjski ze snu, to było w piwnicy, zgiął się nade mną i potrząsnął mnie. Ta sama młoda kobieta, która odkryła moje rany na plecach, powiedziała póź-niej, że moja twarz wyglądała jak twarz przerażonego konia. Moje skrzydełka nosowe były roz-szerzone i drgające, żyły w moim mózgu były nabrzmiałe i moje źrenice stały się ogromne. To było tak w pierwszej chwili; potem przyszło targowanie się i błaganie po rumuńsku. Równocze-śnie przeszłam z innymi na węgierski; komendantura znajdowała się za rogiem i ktoś powinien tam szybko pójść i prosić o decyzję. Żeby prosić o pomoc. Lub powinna wziąć dziecko, wiedzia-ła także, że Rosjanie zostawiają dziecko w spokoju. Lecz nic, nikt się nie ruszył. Osiemdziesięciu ludzi słyszało moje błagania i nie ruszyło się. Pokazywałam mu nawet, ażeby trzymał w ręce pasek od pistoletu maszynowego, żeby żołnierz nie mógł do nich strzelać. Bali się, milczeli i zno-sili, że on mnie przed nimi i ich dziećmi gwałcił. Czy oni kiedykolwiek mogli się usprawiedliwiać sami przed sobą? I jak ja mogłam się usprawiedliwiać przed sobą, że nie mogłam pomóc, gdy czułam strach – i jak często nie mogłam w niczym pomóc…. Z największą traumą zerwałam się, kiedy na zewnątrz na ulicy ktoś stąpał. Pobiegłam na balkon, żeby się rozejrzeć, co się działo, zwaliłam coś, myślałam, że to był wazon, doniczka z kwiatami, coś trzeba było przedsięwziąć, ktoś wołał o pomoc i wiedziałam, że z domów nikt nie nadejdzie. Kiedy wołałam o pomoc, nikt się nawet nie ruszył. Kiedy wołałam na ulicy o pomoc… Obok potajemnie podglądali z okien. (To nie jest miłość, gdy wszystko jest wymuszone, tylko strach?) […]492.

Każdym razem byłam często nachodzona. Nauczyłam się, że przeciwko jednemu męż-czyźnie nie mogłam się bronić, byłam dużo słabsza niż on, nie mogłam go uderzyć, gdyż on mocniej mógł oddać, nie mogłam uciec, bo on biegł szybciej niż ja i mnie doganiał. Także rada, że można kopnąć w organy płciowe napastnika, była niewiele warta, kopanie go między nogi lub jak dziś się mówi: „kop go w jaja!”. Wpierw można było wprawdzie kopnąć, ale już w na-stępnej chwili lecisz na ziemię i prawdopodobnie nie staniesz potem na nogi, lecz będziesz gotowa […]493.

Przede mną ustawiono w szeregu żołnierzy i powinnam była wskazać tego, który mnie zgwałci. Pamiętam jak przez mgłę: w mroźny zimowy poranek idę wzdłuż szeregu, żołnierze stoją wyprężeni na baczność. Po lewej towarzyszy mi dwójka oficerów. Póki idę wzdłuż szeregu, trzymają się trochę z tyłu. W oczach jednego z żołnierzy zobaczyłam strach. Miał niebieskie oczy, chłopak był bardzo młody. Po tym strachu domyśliłam się: to on. Ale tak silne, straszliwe było to, co błysnęło w jego oczach, że od razu poczułam: nie wolno. Nie ma żadnego sensu zabijać tego chłopca. Po co, skoro inni pozostaną bezkarni? A i tego jedynego ze wszystkich, po co?494 […]

Oczywiście mama płakała i była szczęśliwa, tuląc mnie. Też patrzyłam na nią i się cie-szyłam. Cieszyłam się, że przeżyli, ale niezbyt mocno. Tak bardzo nie cieszyło mnie już nic i w nic szczególnie nie wierzyłam. Już nosiłam w sobie chorobę, z której powodu później nie mogłam rodzić, i nie wiedziałam jeszcze, czy mam kiłę czy nie. Miałam podejrzenia, że jestem bardzo chora, a nikogo nie chciałam zarazić.

491 Ibidem, s. 141.

492 Ibidem, s. 148–149.

493 Ibidem, s. 150.

Siedzieliśmy przy stole. Podano ozorki w sosie pomidorowym. Ze zdziwieniem patrzy-łam na nie i jadpatrzy-łam powoli, bezgłośnie. Rozmawiano, że Rosjanie gwałcą kobiety.

– U was też? – zapytała mama. – Tak – odpowiedziałam – u nas też. – Ale ciebie nie tknęli? – zapytała mama.

– Nie oszczędzili nikogo – powiedziałam i jadłam dalej. Mama spojrzała na mnie i powiedziała ze zdziwieniem: – Ale dlaczego pozwoliłaś?

– Dlatego, że bili – powiedziałam i jadłam dalej. W tym pytaniu nie widziałam nic waż-nego ani ciekawego.

Wtedy ktoś zapytał półżartem: – A dużo ich było?

– Nie mogłam policzyć – powiedziałam i jadłam dalej. Po kolacji mama poprosiła mnie na słówko i powiedziała: – Nie żartuj w ten sposób, jeszcze ktoś uwierzy!

Spojrzałam na nią: – Mamusiu, to prawda!

Mama rozpłakała się, potem rzuciła mi się na szyję, błagając: – Córeczko, powiedz, że to nieprawda…495.

Ten ostatni fragment należy do najważniejszych cytatów w tej publikacji, w pełni

odnosi się do słynnej tezy Ericha Fromma o „banalności zła”. Pokazuje, jak dogłębnie

zniszczona gwałtami młoda dziewczyna próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości.

Równie charakterystyczna jest reakcja matki, która próbuje nie dopuścić do swej

świa-domości, że jej córce mogła się stać jakakolwiek krzywda. Mark Sołonin poniekąd

słusznie tym właśnie cytatem zamyka książkę, surowo oceniając swych pobratymców,

nie znajdując żadnego usprawiedliwienia dla tak haniebnych czynów, jakich dopuścili

się czerwonoarmiści

496

.

Rosjanie gwałcili także Rosjanki, Białorusinki i Ukrainki uwolnione z robót