Zdawałoby się, że po zawarciu nie
miecko-polskiego paktu o nieagresji usta
ną rewizjonistyczne zakusy po tamtej stronie, że normalnemu współżyciu są
siedzkiemu w myśl paktu nic już nie będzie stało na przeszkodzie. Tej nadziei można było oddawać się tembardziej, że strona polska dała liczne dowody dobrej woli, choć tyle było tu powodów do nieufności i rezerwy, wobec doświad
czeń tyloletniej kampanji, zwróconej przedewszystkiem przeciw naszemu do
stępowi do morza.
Pesymiści, którzy z nieufnością od
nosili się do nowego kursu filo-pol- skiego u Niemców, niestety mieli rację.
Mamy na to dowód w dwóch publika
cjach niemieckich najświeższej doby, które nieomal identyczne, uzupełniają się o tyle, że jedna z nich 1), wydana politycznej. Zanim jednak skonfrontu
jemy oba te wydawnictwa, dobrze będzie przypatrzeć się ogólnemu tokowi myśli oryginału niemieckiego prof. Schneidera.
Rzecz ta ukazała się w ramach cyklu p. t. „Schriften des Instituts ftir ost- deutsche Wirtschaft an der Universitat Konigsberg Pr.“, wydanego przez dwóch profesorów Uniwersytetu króle
wieckiego: dr. Oswalda Schneidera i dr.
') Dr. Oswald S c h n e i d e r : Die Frage der wirtschaftlichen Unabhangig- keit Polens. Królewiec 1933.
2) Paul F. D o u g 1 a s: The Econo- mic Independence of Poland. Cincin- nati 1934.
Wilhelma Vleiigelsa. I warsztat nauko
wy i powaga uczonych, którzy figurują jako wydawcy tego cyklu, winny gwa
rantować bezstronność i objektywność naukową wydawnictw stąd wychodzą
cych. Niestety, tendencja polityczna mąci tu niejednokrotnie tok argumen
tacji naukowej i wypacza go w kierunku negatywnym.
Autor omawianej pracy, prof. dr.
Oswald Schneider, dyrektor „Institut fur ostdeutsche Wirtschaft*1 przy uni
wersytecie królewieckim, zdradza zaraz na wstępie do swej pracy jej tendencję.
Podkreśla „z punktu** rzekomą rozbież
ność interesów gospodarczych poszcze
gólnych dzielnic Polski, co będzie
kreślić rzekomą przejściowość Polski i zaliczyć ją do Europy Wschodniej.
Nauka polska dawno już odrzuciła tezę o przejściowości Polski i zaliczyła ją do Europy Zachodniej, za czem prze
mawiają zwłaszcza argumenty z dziedzi
ny hydrografji *). Jeżeli więc prof. II Zjazdu Słowiańskich Geografów i Et
nografów w Polsce 1927 r. Kraków, 1927.
państwa (t. j. dla Polski, uwaga red.), które powstając przerywa stare koneksje gospodarcze a nowe musi równocześnie budować", — z czego wynika, że po
wstałą w 150-letnim okresie porozbio- rowym przymusową zależność gospo
darczą dzielnic polskich od krajów za
borczych uważa autor za naturalny objaw, natomiast scalanie się połączo
nych dzielnic w Polsce Odrodzonej za proces sztuczny.
Radzilibyśmy prof. Schneiderowi za
głębić się w bogatą literaturę, dotyczącą fatalnego wpływu rozbiorów na rozka
wałkowane części Polski, np. na zabór austrjacki, który w stuleciu 1772— 1867 stał się wskutek centralistycznej polityki Wiednia z najbogatszej dzielnicy Polski najbiedniejszą. Możeby też zechciał zapoznać się ze sprawą zniszczenia kwitnącego przemysłu włókienniczego w Poznańskiem w okresie pokongreso- wym, na skutek zarządzeń celnych za
borców, sprzecznych z postanowieniami kongresu wiedeńskiego. W okresie po- wersalskim Polska zmuszona jest mozol
nie odrabiać zaległości, goić rany zadane jej przez bezwzględną politykę zaborców i scalać to, co było rozerwane kordonami.
Prof. Schneider widać nie pogodził się jeszcze całkowicie z faktem scalenia Polski i wciąż nawraca do owych czasów, gdy Prusy graniczyły z Rosją, gdy Wisła była poprzecinana trzema kordonami...
Ta naogół ukryta, lecz dość wyraźna tendencja ukazuje się jaskrawo w na
stępnym rozdziale: „Jedność gospodar
cza Polski a dzielnice". Usiłuje tu autor dowieść, że poszczególne dzielnice są stratne spowodu złączenia w jednym organizmie gospodarczym Polski. Po
mija jednakże różne czynniki: 1) skutki polityki zaborców, 2) zniszczenie wo
jenne, 3) kryzysy powojenne. Ażeby móc osądzić, jakie trudności musimy zwalczyć choćby w scaleniu komunika- cyjnem dzielnic, trzebaby porównać mapę kolejową z r. 1914 i z r. 1935.
Szczególnie w zaborze rosyjskim rząd
rosyjski celowo zaniedbywał komunika
cję, mogącą służyć stosunkom między- dzielnicowym. Stopniowo tylko i zwolna postępując możemy te zaniedbania od
robić.
Z następnych rozdziałów zasługuje tu na szczególną uwagę, ze względu na za
interesowanie czytelników „Spraw mor
skich i kolonjalnych", rozdział p. t.
„Wolny dostęp Polski do morza". Już pierwsze zdanie wyraża tendencję ca
łości: „Polska jest państwem śródlądo- wem, a w tym charakterze obszarem przejściowym między Europą Zachodnią i Wschodnią". Leżąc na międzymorzu bałtycko-czarnomorskim, Polska nie jest typowo śródlądowem państwem; prze
czą temu zresztą różne fazy rozwoju jej granic, które w okresach pełni sił pań
stwa dotykały na dużej przestrzeni Bał
tyku i przejściowo także morza Czarnego.
Kierunek Wisły, której dorzecze obej
muje 3/ 6 całego obszaru dzisiejszej Polski, wskazuje drogę naszej ekspansji gospodarczej na północ i północny za
chód. Rzecz naturalna, że rynki śród
lądowe dla kraju jak Polska, mającego 96% granicy lądowej, będą zawsze korzystnemi rynkami zbytu, w warun
kach normalnych. Autor nie wspomina jednak wcale, że warunki wymiany handlowej Polski z jej sąsiadami dotąd nie są normalne, że 70% granic Polski jest bądź zupełnie bądź częściowo zamkniętych dla ruchu towarowego;
z pewnością nie z winy Polski (Litwa !) Takie przemilczenie np. długotrwałej wojny handlowej polsko-niemieckiej jest niezmiernie charakterystyczne dla me
tody prof. Schneidera. zmusiły nas do omijania pośrednictwa niemieckiego, nie można takiej metody nazwać naukową. Raczej przeciwnie — jest to publicystyka propagandowa nie
godna naukowca. Jeżeli dalej kilka
krotnie nazywa Gdańsk „niemieckim portem", mija się z prawdą, gdyż Gdańsk przestał być portem niemieckim w r. 1919.
Wysoce oryginalne jest rozumowanie autora, gdy chodzi o to, by dowieść, że Polsce dostęp do morza jest niepotrzeb
ny. „Aż do ukończenia rozbudowy no
wego portu w Gdyni (1929) odbywał się ruch handlowy Polski z zagranicą w ogromnej przewadze bez tarć za po
średnictwem tych portów niemieckich * *), w których Polska, według propozycji się autor niejednokrotnie twierdzeniami, które nie wytrzymują ogniowej próby faktów. A więc: „Tylko co do wagi wzrósł znacznie polski handel zagra
niczny przez porty Gdańsk i Gdynię. dwukrotnie, natomiast obroty innemi towarami (wyłączając złom) wzrosły czterokrotnie2). Uwzględniając okolicz
ność, że handel zagraniczny Polski po stronie wywozu obejmuje w ogromnej przewadze towary masowe o dużej
wadze i niewspółmiernie mniejszej war
tości, wzrost wywozu drobnicy należy uważać za objaw wysoce pomyślny i ro
kujący naszemu handlowi zamorskiemu lepszą przyszłość.
Streszczając się, stwierdzimy, że autor przeprowadza następujące tezy:
1. B. zabór pruski — według autora — jest ściśle wrośnięty jeszcze z czasów przedwojennych w system gospodar
czy Niemiec i jest Polsce dla jej niezależności gospodarczej zupełnie niepotrzebny. Przynależność do Polski odbija się niekorzystnie na stanie gospodarczym tej dzielnicy, a nawet może ją doprowadzić do losem kraju rolniczego i ograniczyć się do roli dostarczycielki produktów żywnościowych dla innych krajów bardziej uprzemysłowionych. a tendencji tak jaskrawo rewizjonistycz
nej — zamaskowany atak na Pomorze — wydana na pół roku przed zawarciem paktu o nieagresji, doczekała się w roku ub. wydania angielskiego. (Tytuł cytu
jemy w uwadze 2-ej na str. 1-ej tego art.). Lecz broń Boże nie żegluje tam dosłowny przekład pod nazwiskiem autora oryginału, prof. Schneidera. Na wydaniu anglo-amerykańskiem figuruje jako autor... Paul Douglas. Widocznie propaganda niemiecka uważała za nie
bezpieczne dla jej interesów ułatwienie
konfrontacji obu wydawnictw niemal identycznych a żeglujących pod od
mienną firmą.
N ie omylimy się pewnie sądząc, że nie chodzi tu o plagjat. Mamy tu z pew
nością przed sobą zręczny manewr, który jednak nie udał się, dzięki temu, że nie brak w Polsce ludzi, utrzymujących ścisły kontakt ze światem anglosaskim i mogących śledzić w tych dalekich kra
jach zamorskich kręte ścieżki niezmien
nego w swych ostatecznych celach rewi- zjonizmu niemieckiego.
Książka pp. Douglasa—Schneidera, wydana w pamiętnym roku 1934, jest lapidarnym dowodem, że nie brak po tamtej stronie czynników pragnących storpedować porozumienie, osiągnięte z niemałym trudem a oparte na bez
sprzecznie dobrej woli strony polskiej.
H.RAUSCH TORUŃ
Z A k . 1 9 0 2 T E L . 1 5 5 ^