• Nie Znaleziono Wyników

NOWE ŻYCIE WŚRÓD RUIN W MESSYNIE

Może znasz bracie kochany?,,

NOWE ŻYCIE WŚRÓD RUIN W MESSYNIE

Z pomocą ogromnych składek, napływających z całego świata, znaczna część mieszkańców tego nieszczęsnego miasta pozostała na miejscu i energicznie zabrała się do stworzenia sobie nowych warunków życia wśród ruin. P ow yższa rycina przedstawia kościo- łek drewniany, zbudowany na miejscu wspaniałej katedry, która podczas trzęsienia ziemi zburzoną została do szczętu.

Ju ra z k ęp y .

B ył ten Jura z gronia szykow ny chłapiec, milioński gibczok, rosły karlus i do kan jaki roboty sucy.

Wzieni go na wojnę, dosłużył kaprola i przyjechoł po manie- brach pod krymskim fusem do domu. Ale go uż też strasznie cią­

gło ku chałupie, ni móg sie doczkać, liczył dnie i godziny, kie sie ty przemierzłe marsze skończą. Ledwo sewlek wojeński obleczy, spakowoł kufer w yrżynke do gęby i w io zieleźnicom, a jechoł długo, bo 2 dni i noc.

Doma czakała na niego szwarno Iianiczka, szumno i świaczno dzieucha, ale bez piniędzy, bo nie była z siedlaczego grontu, jeny

- 83 —

z pod kumory. Jura, abo jak go wołali na wojnie her Georg, też nie był z bogatego rodu, no ale przeca dostoł po niebogi mamulce pore pięknych reńskich, a tata mieli mu chałupę dodzierżać, aż sie ożeni. Jura widzioł w mieście Tarwis, tam kansi aż za Wiedniem jeszcze inoc mil, rozmańte szumne frelki i fifidła z kłobukami na głowach, z czerwionymi parasolami w e fajnych miejskich szatach i w rękawiczkach, ale on ś nimi nic ni mioł, bo dycki pamiętoł o swoi Hance; dyć sie od downa znali, bo kiesi jako chłapiec cho­

dził ś nią do szkoły. Doma sie hroźnie uradowali, jak przyjechoł,

| strasznie uroczyście go przywitali, jak jakigo jednoroła. W szycy bai z drugich chałup sie na niego dziwali, a w niedziele cało dzie­

dzina, jak szeł na ofiarę na wielkim, sie mu przyglądała, jak dyby to był nieprzymierzając Napoleon. A jak zaczon opowiadać swoi żyw obyci przy wojsku, na egzecyrkach, w kasarni, na cesarskich maniebrach, że bai mówił z panem cesarzem i że go pon cesorz pochwolili, to w sz y c y pootwierali gęby i niemal im w ło sy stow ały

| na głowie. Nale ni, ku samej ziemi tak jeny przerywali nikiedy jego opowiadani i bojani — to je hruza, ale, co oni prawią! Hań- downi niż jeszcze poszeł ku temu wojsku, to mu tata kupili na jar- maku w mieście na obleczy, nejczęści cajgowe, mięką koszule uszyli nieboga mamulka, bóty konwiśnioki z podkówkami zrobił

■ ujec, co był szewcem , za łacny grejcar, na zime mu sprawili taką dość obhrubną guńkę z kapsami i Jura chodził w ni aż ś ni wyroś, no i był zadowolony.

Ale teraz mu hyra pizła do głow y. Teraz już wól jakich ga­

lot nie wzuje, jeny sztofowe, uszyte w mieście, bo mu krawiec dziedziński nie wygodzi, nie chce oblec brucleków ze strzybnymi kneflami po nieboszczyku starzyku, jeny same w esty i kaboty po nej- nowszej modzie, a na zime winterok ze zam etowym kraglem. Pod karkem nosi twardy kragiel aż kansi po uszy, a na rękach man- żeciska jak kość twarde, z jakimisi nowomodnimi knefliskami aż po pół dłoni. To sie tata i siostry, a bai insze dzieuchy na Jure I dziwały jak na jaki cudo świata, bo se strasznie poczynoł i taką paradę rzazoł bai na każdo; dycki chodził pod zegarkem, nigdy boskem, dycki w polskich botach abo w e sztywletach, a gor w nie­

dziele to se to fusisko pod nosem jakąsi maścią czy borwiksem na- j mazoł i w yszm arow oł, tuż tak wyglądoł jak folwarter abo som

pon baron ze zomku.

Nejraczy dajczowoł, po nimiecku żwandłoł z żydem i poczto- rzem, choć mu to strasznie nie szło, a na w szelaką ucieche też dzierżoł, kaj jako muzyka, to chodził, jeny sie tam roztopierzoł a bai sie uż pore razy pobił, a był dość mocny, tuż choć sie pa­

chołcy z drugich dziedzin pore razy na niego gotowali, to nigdy nic nie oberwoł.

— 84 —

Tata uż obstareżny, uż w rokach a uż też zrobiony, Jurowi roki doszły, telkowne czasy sie uż z Hanką galanii, tuż mu bee trzeja puścić chałupę i iść na w ym ow ę... — tak se myśleli tata, choć ten Jura był dość lechkaw y i godny bisaga do roboty. Jeny by fajnie jod, pił, kurzy}, każdy dzień by jeny chcioł pieczonke abo kęs mięsa, putnie piwa i niecek cygarów. No ale sie strasznie uwzimoł tego kupu, tuż niech zacznie som gospodarzyć, a tata bedą na zaim przy nim w jednej izbeczce.

Jura sie sm ykoł na zoleciska, kupi! Hance szumny kancynof i pierścionek i było iste słowo. Hanka była rada, jeji ojcowie też, że sie dostanie na chałupę i kąsek dobrego pola, jeny ociec Jurków temu jakosi nie był powdziączny, bo sie mu zdało, żeby też ta mło- ducha miała kiery grejcar, boby trzeba było postawić nowe chlewy i stodołę, a piniędzy w e szporkasie ni mioł. No ale jakóż sie tam opierać. Jura nie znoł szpasu, starego tak pore razy zbereszyl i spucowoł, że go to nic nie obchodzi, że mu ni mo nic do rozkazu, tuż miało uż być niedługo wiesieli.

Poszli na fare na naukę, ogłoszki im w y szły , a na drugi wto­

rek mieli sie brać. Hance to strasznie insze dzieuchy zowiściły, że se biere szykownego Jure i że idzie na półsiedlaczy grónt.

U Hankowych tatulków nie było kany zrobić gościny, bo byli pod kumorą w pańskim kwarterze, a w izbie nie było ani delin, jeny celina, chałupsko drzewianne i nizki, tuż ucta miała być u Jury.

Stary wybielił chałupę, zabili szrócioka i zaczyni piec kołocze, po­

zabijali kupę kaczyc, gęsi, kurząt, kupili całą owięzią kite na po- lewke, nugli pod polewke b y ły pełne niecki, nagotowali krzonu na moczke ku mięsu. Pojczali w e szkole i u żyda misek, talerzy, łyżek, noży, widełek. W ieczór przed wiesielim przywieźli tata z miasta pore drzywek piwa, kierąsi flaszkę rozolek i wina, bo też mieli być lepszy goście przy tabuli.

U Jury aż kansi ku ranu w arzyły, piekły i plotkowały roz- mańte kucharki. W kuchyni przez cały dzień i całą noc grzmiało pod blachą jak nieprzymierzając w piekle, a z kumina kurzyło sie jednym cięgem jak z jaki fabryki.

Jura w stoł w czas rano, oblek se nadobrze nowe szaty, od ko­

szule aż do kabota, fus w yw iksow oł, nastyrkoł rozmańtych pakfo- nowych pierściończysków na palce, przypion chochołek na czopke i na w este i chodził strasznie hyrny po chałupie. Pomału sie za­

czyni przociele i znomi schodzić i zjeżdżać, pojedli cosi mało wiela, popili warzonki, a kole dziesiątej sie wybrali z drużbami po Hanke.

Hanka też miała w szycko nowe na sobie; tatulkowie ji sprawili fajną czorną suknie z w yszyw anym i złotymi żywotkami, nową ko- szółke, jedbowny zielonawy fortuch i przeposke na 4 palce sze­

— 85 —

roką. We włosach pełno kwiotków. Żodenby nie rzek, że to ku- morniczo cera, tako była wystrojono. Drużbowie i Jura i wiesieł- nicy z jego strony przyszli do izby, bulkli se z plecionek, starosto­

wie zaczyni swoi kozani, potem Hanka odpytała tatulkom, dali ji błogosławieństwo, w sz y c y se popłakali, siedli na kolasy i bryczki i wio do kościoła nabrać ślubu.

W elebny mieli małowielką egzorte przed ślubem i szumnie im to obiema w yłożyli, jak sie to mają mieć radzi, jak sie mają dzierżeć Pana Boga, jeden drugimu kaj może pumogać w robocie, jeden drugimu ustąpić, żeby nie było w chałupie piekła, i żyć w po­

rządku i ućciwości. Po ślubie i po m szy św. siedli wiesielnicy na kolasy i do domu. Dobiegało połednie, jak przyjechali. Tata Ju- rów rozpłakani przyjeni nową cere i życzyli ji, żeby sie na tem nowem miejscu miała dobrze, potem siedli za stół, przegryźli cosi z mięsa i hajdy do gospody ku m uzyce na czakaczke.

Muzyka rzła o sto sześć, w szycko sie zwyrtało, bai stary tata Jurów wzion mamę Hanczyną do tańca — ale nejwięcej w y - wijoł Jura z Hanką, a przytem rozkazowoł i popijoł, co mu przy­

szło pod rękę. D yć mioł piniądze, bo mu tata dali na wiesieli szty- rycet strzybnych reńskich. Tuż pił piwo, za chwilkę przewrócił kwaretke rozolki, to zaś zody, za chwile wina i zaś jakisi inszej słodki, bai bulowską. Na śćmiewku mieli iść na obiod.

Tu jeszcze jakisi holec, kiedy Jurek szeł ku szynkfasu, wzion Hanke do tańca i zwyrtnął se ś nią pore razy. Jak to Jura do- zdrzył, chycił tego młodzioka przez poły i wycion mu taką faniure, że sie sfalił na ziem i krew sie mu puściła nosem. Naroz straszny tartas i hałas w zolu, kamraci tego, co dostoł, to byli pachołcy z drugich dziedzin, gotowali sie dzisio na Jure, że mu cosi wsolą, wio na Jure i byłaby powstała straszno patalia, ale Ju/e wyciągli z izby. Jura uż wyciągnął nóż z kapsy i strasznie nim na w szycki strony oganioł i krzyczoł, że mu w szycko jedno, że te b estye musi przebóść, tego hromskigo pierona. W yciągli go przeca na pole ku obiadu. Jura uż był nadobrze szaśniony od tego picio, język sie mu szmatłoł, tak jeny cosi pod nosem żwandłoł, verflucht, doner- weter, bestie, hond, jo ci dom. Nogi sie mu strasznie plątły, ale trochę na ceście ku chałupie wykrzeźbioł, przyszeł i siod na ła w e za stół do samego kąta ku Hance. Gości siedziało kole obzdelnego stołu dość godnie, bo jeny pore wiesielników zostało na szynku.

Zaczeni nosić jodło. Na hroznucnych misach nugle pod polewke, owięzi z krzonową moczką, wędlinę i jelita z kapustą, cielęcine z Pieczkam i, gęsine i k a c z y c e z k a p u śn ia n n y m sałotem, w ie p rz o ­ winę i ziobrowine posypaną fajnym piernikem i cukrem, a na sa­

mym ostatku wypiekane kurzęta. W szyckim bardzo szmakowało.

86

Po obiedzie w zieny baby Hanke do świetniczki i zaczyny ją czepić, a potem zaś w sz y c y poszli ku temu m uzyczysku, jeny tate zostawili doma, by doł pozór. P oszeł i Jura do gospody, bo mu to trochę w yhóczalo z czepanie, choć jeszcze był godnie strokaty; tuż był strasznie jurny, jeny posturkowoł pachołków, wadził sie, choć mu to bardzo nie szło, bo sie język szmatłoł, aż go drużba kole północy zaw ióz nadobrze ożrałego do chałupy. Goście sie rozje­

chali, Jura sie przespoł, w chałupie zrobiło sie cicho. Pore dni było jodła i picio do Boga, tuż sie żyło dobrze. W niedziele po wiesielu odbyła sie jeszcze ucta i przociele dojedli, co zostało z wiesielo.

Z początku żyli Jura z Hanką jako tako. Jura był dość robotny, chodził z Hanką do kościoła, i zdało sie, że bee porządny. Jeny sie mu tej przeklętej hyry chciało, tuż kaj rnóg, to tam na tych hromskich Poloków przezywoł, choć som był Polokem i po polsku rządził, a tacy ci miglanci, jak on, folwarter, gojny, feszter, sie nej- raczy schodzili u żyda i tam przy piwie kleni na Poloków. Jura był strasznie rod i strasznie se poczynoł, że może z takimi panami bildowanymi siedzieć przy jednym stole u żyda. Tuż zaczon części zaglądać do szynku, z początku roz abo dwa razy na tydzień, nie- skorszy części, a na ostatku każdy dzień. Popijoł, ale mu tak nie stykało, jak tym panom, a jednak chcioł też rzazać pana, z po­

czątku piwo, potem wino, a roz jeszcze kozoł koniaku. Nadobrze sie opił i z panoczkami sie posztudyrowoł, b yłby sie bai ś nimi po­

bił. ale oni pouciekali przez okno, bo boli sie Jury, bo był straszny rufiok. Od tego czasu uż nie śmioł iść do ekstraizby, ale pić go ci panowie nauczyli, tuż pił, ale w szynkownej izbie. Porządni ludzie nie chcieli mieć ś nim nic, bo prawili: on jeny z panami przeciw nom Polokom dzierży, to renegat, a panowie też ni. Tuż pił na lankór i każdy dzień przychodził jak pańtok ożrały do chałupy. Ociec i Hanka mu przymowiali, pytali go, aby przeca nie chodził do żyda, nie chlastoł tela tego kwitu, ale w szyck o nadarmo. Z początku Jura klon, przezywoł, tak sie nikiedy aż iskrzyło, jak hromowoł, krucy- fiksowoł, a roz sie bai opow ożył dźwignóć rękę na starego tate, a pore razy posturkoł bai Hanke. Stary ociec rzykoł, płakoł, aż sie roznimóg i z tej lutości umrzył. Hanke też to strasznie truło;

downi za dzieuchy to była przy sobie, tako świaczno żeńsko, zdrowo, a teraz tako blado, chudo, stropiono. Po teraz sie jeszcze miała kogo popytać, jak co robić na polu, w chałupie, miała sie przed kim polutować, bo ją tatulek Jurów mieli bardzo radzi, bo była gospodarno. Teraz tatulka nie było. Ale robiła za dwóch, doglądała w chlewie, na polu, kole dzieci, tak, że sie jeszcze gospo­

darstwo dzierżało kupy. Teraz ni miała żodnego, a Jura z dnia na dzień gorszy, jakby już djoboł był w loz do niego. Pił, chlastol,

groł w karty, bai z inszemi sie chycił, piniądze, co dostoł po niebo­

dze mamulce, downo poszły na basamalejki, a długu naszastoł u żyda w dziedzinie i w mieście za te żratwe tela, że uż w szycko było przedłużone. Żyd to podoł na rotuz w mieście i Jurowi cha­

łupę i pole przedali na licytacyi. Hanka sie strasznie upłakała, mu­

siała teraz Kć z Jurą i sztyrym a dziećmi ze swoigo pod kumore na pański. Ale jeszcze se nie zwątfiła. Rzykała gorąco do Pana Boga, dzieci też ćw iczyła i uczyła religie, rzykanio, posłuszeństwio i aby przeca co zarobić, chodziła na pański. Jak jeny Jura mógł zdybać kiery grejcar Hance, to uż do żyda na kwit, ręczyska sie mu uż trzęsły, gębsko czerwione i strupate, wyglądoł jak spuchły wróbel, a jesi kan mało wiela co zarobił, to jeny na to gorzołczysko obracoł.

ł mało kiedy był krzyźby, doma robił piekło, Hanke bił, proł w szyc- kim, dzieci sie go boły, bo strasznie pięścią i kijem walił i pore razy jak przyszeł w nocy do chałupy, to wszyckich, babe i dzieci, w y- ciepoł do sieni na gołą ziem. Chodził oszarpany, sfultany, zbabra- ny, nieumyty, nieogolony, smerdzioł z daleka, gotow y chachar.

Z przemożyska i z tej starości sie Hanka nadobrze roznimo- gła i uległa. Już downo była biedno, nimoc sie ji chynyła na płuca;

doma nimiała żodnej opatrzności, tóż ją odwieźli do panien do mia­

sta i tam po 6 tydniach umrzyła. Jure tym czasem wygnali z kwar- teru, bo zaczon kraść a dzieci wzieni tatowie Hanczyni. Jura ani nie poszeł na pogrzeb Hanczyn. Robił cosi przy zieleźnicy, ale był śnie- go strasznie daremny robotnik, bo zniszczony tą kwitulą. Do ko­

ścioła już od tego czasu, jak sie z tymi panami spiknył, jak długi rok nie zazdrzył, a od niedowna przystoł ku dymokratom i chodził na w szycki schuze sudruhów, umioł na w szyckich przezyw ać i dobrze przy wszyckim krzyczeć hańba nazdar. Czytoł jejich gazety i pi­

sma, przezyw oł na wiarę i kościół, na księdzów, choć mu żoden nigdy nic złego nie zrobił, klon na spowiedź i piekło, dycki mówił, że to w szycko cygaństwi, że po śmierci nima nic, że piekła nima, bo tam jeszcze stela żoden nie przyszeł, a to w szycko taki rozumy rosypoł w karczmie, przy robocie i kan jeny móg.

Ledwo Hanke pochowali, uż se hnet namówił drugą, waneli- czke, poszeł do wanelickigo pastora na naukę. W szycy tej stworze przymowali, aż se przeca takigo pijoka nie biere, ale w szycko da­

remne. W y szły mu ogłoszki w wanelickim kościele i na hetmań- stwiu, było wiesieli jeny strasznie marne, bo on chacharzysko a ona smykuła, oba mieli enono. Tóż sie nachlastali kwitu, a to była cało uciecha. Jura i drugą babe bił, chlastoł, tak sie bai między bara- bów nie godził. Dali go z robót precz, a w tej mankulii sie jeszcze roz porządnie napił i wzion nóż i przerznył se garło. Odeszła go krew i umrzył marnie.

88 SATTARHAN,

przywódca rewolucyonistów perskich, bohater narodowy Persów i zapalony poplecznik ponownego zwołania parlamentu, dowódca re­

wolucyonistów w Tebris. Pierwotnie był kamieniarzem, potem brał udział w w alce z Rachimem-Khanem, którego zw yciężył. Od tego czasu imię Sattar-Khana jest na ustach wszystkich Persów, którzy wielbią w nim sw ego narodowego bohatera.

W E S T C H N I E N I E W Y C H O D Ź C Y .

Powiązane dokumenty